Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 08-05-2010, 22:41   #41
 
Ajas's Avatar
 
Reputacja: 1 Ajas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie coś
Andarius

Udało mu się dowlec się do upragnionej klapy w podłodze. Piekło które szalało za jego plecami dodało mu skrzydeł, ale tylko na krótki moment. Jednak chwila ta wystarczyła by zdrową ręką unieść klapę i wsunąć się do środka.

Łowca wpadł do kanału uderzając kolanami o ziemię. Bark bolał go niezwykle, ponadto krwawił obficie, i było trzeba go opatrzyć jak najszybciej. Chwyciwszy miejsce niedaleko rany ścisnął mocno mimo bólu, chociaż to mógł póki co zrobić by ograniczyć krwawienie. Wlekł się powoli na końcu grupy. Chciał wydostać się już na zewnątrz, chciał zaczerpnąć świeżego powietrza. Widać niektóre życzenia się spełniają...

Andarius wypadł na płytką wodę. i popatrzył po swych kompanach, byli zadowoleni z odzyskania wolności. On zapewne też skała by z radości gdyby nie ten pierdolony ból. Oderwał kawałek swej koszuli i wymoczył go w wodzie. Jednak samemu sobie barku nie obandażuję, potrzebował czyjejś pomocy. Mały był najbliżej. Wysoki mężczyzna zbliżył się do niziołka i mruknał swoim basem.

- Mały pomógł byś mi trochę co? - mówiąc to wskazał uszkodzony bark, i usiadł w wodzie tak by niziołek mógł jakoś dosięgnąć do zranionego miejsca.

Czekając na opatrunek zabrał głos w dyskusji.

- Moim zdaniem, powinniśmy się stąd wynieść. Przynajmniej na jakiś czas. Skoro wiedzieli kogo wrobić, to będą wiedzieć i kogo szukać. Powinniśmy zaszyć się gdzieś na jakiś czas. Poczekać aż dla dobra publicznego zetną jakiś innych niczemu niewinnych członków trybunału i wtedy wrócić obić mordę komu trzeba. Teraz w mieście będą przetrząsać każdy dom by nas znaleźć.
 
Ajas jest offline  
Stary 09-05-2010, 12:22   #42
 
Elthian's Avatar
 
Reputacja: 1 Elthian jest na bardzo dobrej drodzeElthian jest na bardzo dobrej drodzeElthian jest na bardzo dobrej drodzeElthian jest na bardzo dobrej drodzeElthian jest na bardzo dobrej drodzeElthian jest na bardzo dobrej drodzeElthian jest na bardzo dobrej drodzeElthian jest na bardzo dobrej drodzeElthian jest na bardzo dobrej drodzeElthian jest na bardzo dobrej drodzeElthian jest na bardzo dobrej drodze
To prawda. Kusza była jednym z najmniej honorowych narzędzi mordu. Jednak Małego to nie obchodziło. Był cichym zabijaką. Omamiał ofiary i załatwiał zadanie po cichu. Sam siebie skrytobójca by się nie nazwał, jednak jego styl pasował do tego określenia. Prezentował jednak nieco bardziej schludną odmianę tego zawodu. Osobiście rozdzielał skrytobójstwo na dwa różne odłamy. Mimo iż oba były jednymi z najgorszych sposobów na zabijanie to i w nich można było dopatrzeć się tych bardziej i mniej honorowych. Ta druga opcja prezentowała z sobą brutalność i brak litości. Tacy zabójcy byli przeważnie szaleńcami zamiłowanymi w pozbawianiu życia. Stanowili niemalże sektę, chore ugrupowanie zdolne powybijać wszystkich dookoła. Drugą kategorię tworzyli bardziej zamiłowani w schludności i uporządkowaniu zabójcy. Oni wykonywali pracę z pasją, z wiedzą, że śmierć, którą niesie ich ostrze prowadzi do tworzenia lepszego ładu. Nie dokonywali brutalnych i bezlitosnych egzekucji. Wykonywali zadania możliwie najmniej boleśnie. Nie pozostawiali po sobie poćwiartowanych zwłok, wręcz przeciwnie, o ile było to możliwe starali się ofiarę pozostawić ładnie ułożoną, często przy tym oddając jej cześć świętym znakiem prezentującym wyznawane przez nich bóstwo. Nie pałali się pozostawianiem po sobie znaku będącego osobistym podpisem pod wykonaną robotą. Takich zabójców prezentował Belzenefer.

Mały wpadł zgrabnie w dziurę w podłodze i opadł na Hanka, który ciążył na plecach Ciliana. Ustanowili pewnego rodzaju piramidę zanurzoną w brudnej, ściekowej wodzie. Dopełnieniem ich gracji było opadnięcie Mortisa na Niziołka niemalże miażdżąc jego ciało, czego oznaką było bolesne stęknięcie. Gdy już wygrzebali się spod siebie nawzajem zauważalnym był fakt, że Mały niemalże pływał w kanale. Normalnie jedynie głowa Balzenefera wystająca znad tafli brudnej wody niosącej różne śmieci wzbudziła wśród pozostałych wybuch śmiechu… Tak jednak nei było zważając na okoliczności. Dotarłszy, a niektórzy wręcz dopłynąwszy, do ujścia rury ściekowej mogli napawać się świeżym powietrzem. Wskoczyli do czystszej wody. Mały był bardzo niezadowolony z ogółu sytuacji. Starając dotrzeć się na brzeg ujrzeli znajomą twarz. Edward jednak nie postanowił długo dotrzymać im towarzystwa, zresztą – czego oni mogli chcieć od takiego przybłędy.

Całkowicie mokry, zdenerwowany i roztrzęsiony Niziołek wdrapał się na suchy ląd. Śmierdział… Potwornie. Jednak magik znał rady na takie sytuacje. Zdołał się wyprostować i skoncentrować do wykonania prostej sztuczki magicznej. Paroma gestami, wyszeptanym słówkiem przywołał magiczną energię, która otoczywszy go usunęła z jego ciała wodę, przykry zapach, a wyciągnięty z rękawa, biały kwiatek uchowany następnie w kieszeni na piersi, oddał nieco Świerzego powiewu dookoła Małego. Czuł się o wiele lepiej, Świerzy, suchy, a przede wszystkim czysty.

Wśród tępicieli zawrzała dyskusja. Mały, opatrujący bark towarzysza wsłuchiwał się w propozycje kompanów i kręcił przecząco głową na co poniektóre propozycje. W końcu zabrał głos.

- Moim zdaniem ucieczka stąd byłaby dopełnieniem zamiarów naszych nowych wrogów. Jeżeli przypuszczają na nas zasadzkę i pragnął naszej śmierci to znaczy, że coś się szykuje, a chcąc, nie chcąc jesteśmy teraz częścią tego planu, tym bardziej, że jeszcze żyjemy – powiedział owijając materiałem ranę Andariusa. – Rozdzielanie się dało by naszemu wrogowi wolną rękę do działania. Jeżeli zdołał nas wytropić w gospodzie, wrobić w zabójstwo pewnym jest, że to nie pierwszy lepszy szlachcić. To ktoś wysoko postawiony, mający wpływy i informatorów, którzy prędzej czy później dowiedzą się gdzie będzie każdy z nas, jeżeli się rozdzielimy. Wtedy wystarczy nocna wizyta skrytobójcy i problem rozwiązany. Zostaniemy zabici i nie będziemy stanowić problemu dla naszego prześladowcy. To już daje do myślenia. Nasze działania miały swój skutek. Rozumiecie? On nas się boi. Zastanówmy się co robiliśmy przez ostatnie tygodnie. Czego dotyczyły nasze zadania, to może być ślad – dokończył wypowiedz ostatecznie zawiązując opatrunek i klepnięciem w ramie dając Andariusowi znak wykonanej przysługi. – Nie rozdzielajmy się. W grupie będziemy nietykalni, najlepiej się gdzieś schronić, ale nie w pierwszym lepszym miejscu. To musi być skryte miejsce, zaufane, takie gdzie na pewno będziemy mieli spokój… Przez jakiś czas. Wtedy naradzimy się. Trzeba dojść do naszego wroga po wyższych osobach. Po dowódcach, zauważcie, że już mamy poszlakę, zaatakowali nas kościelni. Należy znaleźć słabe ogniwo, miejsce gdzie się złamią, gdzie my będziemy mogli postawić swój krok. Myślę, że na pewno jest tam jakiś bojaźliwy chłopczyna, który wie o co tu chodzi. Trzeba by takiego znaleźć, wypytać i pozostawić po sobie znak, który oznajmiłby naszemu wrogowi, że zaczął wojnę z niewłaściwymi ludźmi. Musimy dać mu do zrozumienia, że będziemy nieuchwytni a jego plan przejrzymy i nie dopuścimy do jego wypełnienia – Belz nieco się zagalopował. Oznajmił jak on widzi całą sytuację i podał już pewien plan działania. Muszą dojść do rozwiązania zagadki po ludziach, muszą przesłuchiwać, zdobywać informacje, eliminować wrogich agentów – muszą robić to, co robią najlepiej. Muszą rozpocząć tą grę!
 
Elthian jest offline  
Stary 09-05-2010, 13:05   #43
 
malahaj's Avatar
 
Reputacja: 1 malahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputację
Gówniana robota. Tak mógłby powiedzieć ktoś, kto obserwowałby jedenaście śmierdzących ekskrementami postaci. No, może poza Edem. On, oprócz ekskrementów, śmierdział tym, co zwykle. On też, jako jedyny nie podejmował prób zmiany tego stanu. No nie licząc niziołka z kwiatkiem w butonierce. Trudno odmówić mu w tym temacie rozsądku, gdyż trudno się pozbyć gówna kąpiąc się w strumieniu, w miejscu, gdzie to gówno wartkim potokiem do tegoż strumienia wpada. Chyba, że się zna magiczne sztuczki, co już samo w sobie mówi wiele, o używającym ich tak jawnie człowieku. Lub niziołku.

Nic sobie jednak z tego nie robiąc, zebrana grupa poczęła rozważać stojące przed nimi możliwości. Jedni chcieli uciekać, inni zostać, jeszcze inni mieli swoje własne plany. Na szczęście rany po opatrzeniu, nie okazały się niezbyt poważne. Przynajmniej nie na tyle, aby ich zatrzymać w realizacji swych zamierzeń.

Wszystko musiało jednak poczekać, bowiem miasto, będące niemym świadkiem im małego sejmiku, ożyło nagle. Spowite do tej pory mrokiem, z racji późnej pory, rozbłysło znienacka i zatrzęsło się od huku wybuchu. Nie trudno było się domyśleć, że żadnemu z nich nie będzie już dane odwiedzić Karpika, jakiego zdążyli poznać. Beż żalu u większości zabranych. Tyle, że zaraz po wybuchu rozległy się dzwonki i gwizdy straży miejskiej. Wybudzeni z twardego snu mieszkańcy wychodzili na ulice a ci, którzy korzystali z ich snu i zacisza mrocznych ulic, klnąc i złorzecząc ustępowali im miejsca. To też postanowili uczynić trybunalczycy, świadomi, że ich malownicza zbieranina szybko zwróci na siebie uwagę a tego, mimo rozbieżnych zdań, co dalej czynić, wszyscy chcieli uniknąć.

Ruszyli więc w górę rzeki, bo z miejsca gdzie wyszli z kanałów tylko tak się dało, kierując się do pobliskiego portu. Broń ukryli pod płaszczami, narzucił na głowę kaptury, kapelusze, czy co tam kto uznał za stosowne i starali się jak najmniej na siebie zwracać uwagę. Nie było to łatwe, z racji tego, że szybko okazało się, że zmierzają w przeciwnym kierunku, co coraz większy tłum mieszkańców. Ci bowiem spieszyli prosto ku pożarowi, który musiał być nie mały, bo łuna za ich plecami była coraz jaśniejsza. Gniew w swej historii przeżył już kilka wielkich pożarów i choć często należało je traktować jak zabiegi higieniczno – oczyszczające dla miasta, to jednak mieszkańcy, na przekór tej logice, woleli uniknąć kolejnego. Stąd też pospolite ruszenie było faktycznie powszechne i nie omijało nikogo. Straż miejska o dziwo stanęła na wysokości zadania (zupełnie jakby była gotowa na taki bieg wydarzeń) i szybko zaganiała każdego do pomocy. Miasto wszak było wspólnym dobrem i nikt od jego ratowania wymigać się nie mógł. Nikt.

- Stać! Wy tam, psubraty, stać mówię! -

Głos należał do trójkowego, pękatego jegomościa w mundurze straży, który wskazał ich tłustym paluchem. Za nim widoczni byli dwaj jego podkomendni, usilnie starający się nie potykać o swoje halabardy. Wszyscy wiedzieli, ze ostatni zaciąg do straży skończył się zaledwie tydzień temu i ci dwaj byli widać najnowszymi nabytkami sil porządkowych stolicy Ainoru. Niektórym z uciekającej grupy niemal zrobiło się ich żal, kiedy skrycie sięgali ku broni, czy poprawili uchwyt na rękojeściach i spustach. Niemal. Tamci nie byli dla nich żadnym przeciwnikiem, wszyscy zdawali sobie z tego doskonale sprawę. Jednak z drugiej strony znajdowali się właśnie na ruchliwiej ulicy, tuż przy wylocie na okrągły, brukowany plac, ze studnią w środku. Ludzi do dookoła było mnóstwo i ciągle przybywali nowi. Gdzieś z przeciwnego końca dochodzili ich inne rozkazy, wydawane równie władczym tonem, co sugerowało, że gdzieś niedaleko są koledzy tłustego oficera, który akurat zdążył przedrzeć się przez falujący tłum, ku nim.

- Gdzie to się wybieracie, ścierwa leniwe!? Gore, nie widzicie! Brać się za wiadra i do kolejki, bo poczujecie moje buty tak głęboko w dupie, że wam w gardle staną. –

Pomagając sobie odpowiednia gestykulacją, wskazał ku coraz sprawianej funkcjonującej kolejce ludzi, zaczynającej się od studni i niknącej gdzieś w uliczne prowadzącej w kierunku Karpika. Pilnował tego wężyka wąsaty jegomość, również w mundurze straży, bez wątpienia zwierzchnik grubasa, poganiając co bardziej opieszałych pałą i kierując ruchem w pobliżu studni. Wiadra coraz sprawniej przechodziło z rąk do rąk, a jakiś pechowiec nieustannie kręcił kołem, co raz napełniając i wyciągając wiadro w górę. Grubas zaś, wyraźnie chciał się przypodobać swemu pryncypałowi a przy tym wydał się równie cierpliwy co bystry i zdawał się nie zauważać wystających gdzieniegdzie rękojeści czy dłoni dziwnie schowanych pod płaszczem.

- No co się gapią, jak krowa na malowane wrota?! RUSZAĆ SIĘ! -

*****

- Żyje?! –
Głos wydobywający się z wnętrza zamkniętego powozu, wydawał się lekko zszokowany. Jego właściciel miał już bowiem okazje oglądać w dużej części zwęglony i nadpalany ochlap mięsa, który niegdyś był paladynem Niezwyciężonego.
- Żyje Panie, choć sam nie wiem jak to możliwe –
Ubabrany w posoce medyk, mówił zmęczonym głosem wycierając krew z dłoni o fartuch.
- Zupełnie jakby coś uporczywie trzymało go przy życiu i nie pozwalało odejść. –
- Chcesz powiedzieć, że będzie żył? –
- Przykro mi Panie, ale on już powinien nie żyć. Myślę, ze nie dożyje poranka, co i tak będzie przeczyć wszelkim prawom natury. Toż to praktycznie pieczeń, nie człowiek! –
- Nie forujmy zbyt szybko wyroków, bo nie zbadane są ścieżki Pana! –
Trzeci głos, należał do niskiego, chudego jak szczapa mężczyzny, ubranego w mnisi habit. Medyk skrzywił się wyraźnie na jego widok. Wyrazu twarzy ukrytej za zasłoniętym oknem powozu, można się było tylko domyślać. Spoglądając na nowo przybyłego jej myśli krążyły, wokół niezwykle krótkiej drogi, która czasami prowadzi z już podpalonego stosu, do zakonnego życia. Mnich tym czasem, nie zrażony reakcją na swoje przybycie, kontynuował.
- Wszyscy jesteśmy narzędziami w ręku Pana. On zaś wyraźnie daje nam znak, że chce aby to życie zachować. Przekażcie mi rannego, a spełnię jego wole, tak aby jego wierny rycerz, nadal mógł mu służyć. –
Medyk, mimo ze świadom przed kim przemawia, nie mógł dłużej powstrzymać oburzenia. I obrzydzenia.
- Na litość boską! Przecie On żyw jeszcze! –
- No przecież o to właśnie idze. – mnich obdarzył medyka uśmiechem pełnym miłości zrozumienia. - Wszak życie jest tu najważniejsze. –
- Czasami „bracie”... – głos z powozu wyraźnie prychną przy ostatnim słowie. - śmierć jest wybawieniem. Czasami, nie należy przeszkadzać sługą Pana, w spotkaniu z Bogiem. –
- Prawdę rzekłeś. Nie nam jednak decydować o boskich zamysłach, czy życiu i śmierci. –
Medyk uniósł brew w niedowierzaniu i przysiągł by, ze postać w powozie zrobiła to samo. Mnich zaś, zrobił teatralną przerwę i wyjął z habitu złoty pierścień, na widok którego medyk porzucił nadzieje a tajemniczy pasażer bez słowa dał znak do odjazdu.
- Od tego są inni. - dokończył mnich, nie przestając się uśmiechać. - Gdzie więc nasz pacjent.... –
 
malahaj jest offline  
Stary 09-05-2010, 14:21   #44
 
Cohen's Avatar
 
Reputacja: 1 Cohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputację
Cillian Mahone

- Gówno prawda. - warknął w odpowiedzi na słowa kompanów. - Raz, że na pewno wiedzą, kim jesteśmy i ilu nas było. Pewnie, że nie ci co po nas przyszli, ale ci co ich nasłali. A jak przeliczą ciała, to skapują, że spieprzyliśmy. I naślą na nas kolejnych.
I nie sądzę, żeby cała ta akcja była wymierzona w nas. To jakaś rozgrywka wierchuszki, pytanie tylko, czy prowokacja Kościoła albo Trybunału, czy wewnętrzna czystka. Tak czy siak, coś mi się widzi, że wiem, kto nas wychędożył: ten skurwiel Pontus nas tam wysłał, więc pewnie wiedział, co się szykuje.
A jeżeli nie chcecie spierdalać najdalej jak się da, to przyczajmy się gdzieś pod miastem, póki kurz nie opadnie. A wtedy
- błysnął zębami w złym uśmiechu - będzie można dobrać mu się do dupy. I się wyjaśni, co kto i dlaczego.

W momencie, w którym skończył mówić, nagle coś huknęło i zatrzęsła się ziemia, a zaraz potem całe miasto ożyło.
Cillian przyskoczył do Eda, chwycił za kołnierz i wetknął mu pod płaszcz sztylet, na wysokości nerki.
- Przejdziesz się z nami, Smrodzie. Jeden fałszywy ruch, i spuszczę z ciebie krew jak z wieprzka, jasne? - syknął mu do ucha, kłując ostrzem w plecy. Ruszyli za resztą.

Początkowo szło im nawet nieźle, mimo że pod prąd. Ale potem trafili na pana nadgorliwego.
~ Co za kurewsko pechowa noc. ~ pomyślał z niechęcią, wpatrując się z wściekłością w tłusty ryj klawisza. Gdyby spojrzenie mogło zabijać, grubas padłby trupem ze trzy razy.
Rozejrzał się szybko dookoła. Ludzie nadal byli zbyt zaaferowani pożarem i akcją gaśniczą, by zwracać na nich baczniejszą uwagę.
- Niech jeden go zajmie, a reszta spieprza. Dać mu w ryj, czy co. - mruknął do towarzyszy.
 
Cohen jest offline  
Stary 09-05-2010, 19:27   #45
 
Mortiss's Avatar
 
Reputacja: 1 Mortiss nie jest za bardzo znany
Mortis

W ostatniej chwili zmienił swoje zamiary widząc, że jest szansa ucieczki. Obiegł paladyna i wskoczył w dziurę w podłodze.

Znaleźli się w jednym z czterech kanałów zbudowanych pod Gniewem. Dookoła wyczuwalny był ostry fetor odchodów. Gdyby nie fakt, że ledwo co stamtąd uciekli i pół-elf miał teraz inne rzeczy na głowie, prawdopodobnie by się porzygał. Węch miał wyczulony bardziej niż ludzie. Zignorował okropny zapach i zaczął podążać za towarzyszami w kierunku, w którym jak mniemali znajdowało się wyjście z tego syfu.

Kiedy zauważyli promienie światła wpadające przez otwór łączący kanał z rzeką od razu rzucili się w jego kierunku. Znaleźli się na świetle dziennym i trafili na jednego ze szpicli - Edwarda. Prawdę mówiąc Mortis nigdy za nim nie przepadał. Ten człowiek był zdolny nie tylko dla szpiclowania Trybunałowi... Jego ofiarą mógł paść każdy. Po prawdzie chyba nikt z drużyny nie ufał temu człowiekowi. Mortis jednak myślał realnie. Potrzebny był im człowiek w mieście co powodowało, że mimo chęci zatopienia ostrza w Edzie nie mógł tego
zrobić, gdyż Smrod nadawał się idealnie. Pomijając to wszystko, dopiero teraz zauważył jak strasznie śmierdzi. Szybko oczyścił się sobie tylko znanym sposobem.

Gdy tylko znaleźli się w mieście szczęście ich opuściło. Trafili na strażnika z dwoma podkomędnymi. Co prawda przeciwnicy to dla nich żadni ale stali na środku ruchliwej ulicy gdzie nie dało się dokonać niewidocznego morderstwa.
- Zgadzam się. To chyba najlepsze wyjście. Nie mamy teraz czasu bawić się w bohaterów. Szlag w ryj i spierdalamy. - Odpowiedział po cichu Callianowi. - To kto na ochotnika? - Dodał.
 
__________________
Śmierć jest ostatnim wrogiem, który zostanie pokonany
------------------------------------------------------
See you in the other side...
Mortiss jest offline  
Stary 09-05-2010, 22:10   #46
 
Gantolandon's Avatar
 
Reputacja: 1 Gantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodze
Ilmar

W pierwszej chwili faktycznie chciał spierdalać wraz z pozostałymi. Dopiero po chwili załapał, że to bez sensu. Strażnik nie wiedział o tajnym przejściu, nie mógł więc w żaden sposób powiązać ich z pożarem w "Karpiku". Tłum osób gaszących pożar był teraz najbezpieczniejszym miejscem w całym pierdolonym Bissel. A oni chcieli uciekać!

Wyciągnął ręce spod płaszcza.

- Się robi, szefie! - niemal zasalutował grubasowi - My przecież wiader szukamy. Macie jakieś? Dwa dni temu przyjechałem do Gniewu, ni chuja nie wiem, skąd brać wiadra.
- Wiader jest dość - burknął strażnik - Do kolejki i nie pierdol, bo oberwiesz.
- Już, już! - Ilmar wcisnął się pomiędzy jasnowłosą kobietę, a jakiegoś starca - Szybciej z tym wiadrem! Tam mogą być jacyś ludzie!

Ważne było, żeby zrobić wokół siebie jak największy cyrk. Ci co chcą uciekać, uciekną. Ci, co będą chcieli zostać, zostaną. Przede wszystkim jednak co najmniej kilka osób zapamięta sobie jego facjatę jako twarz człowieka, który pomagał gasić pożar. Przyda się to, kiedy kto inny będzie chciał mu wmówić, że był w piwnicy płonącego budynku.

- Eeeej, zaraz! - krzyknął, wskazując jakąś kobietę - Heeej! Ta kobieta jest w ciąży! Do domu, głupia, bo poronisz i co będzie? Szefie, dajcie tu kogoś innego!

Na razie bawił się znakomicie.. A przy tym faktycznie pomagał gasić pożar.
 
Gantolandon jest offline  
Stary 11-05-2010, 08:37   #47
 
Mike's Avatar
 
Reputacja: 1 Mike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputację
Hank
Pomoc społeczeństwu ponad wszystko. Tak to sobie tłumaczył Hank. Bo bez tłumaczenia grubas już by krwawił do rynsztoka. Stał w ogonku podając wiadra z rak do rąk.
- A ty co człowieku, życie ci nie miłe? Zasłoń twarz. – rzekł do stojącego obok sąsiada, pierwszy raz na oczy go widział.
- Popierdoliło cię, dawaj wiadro.
- Słyszałem jak strażnicy mówili, że kościelni ogień podłożyli, bo tu czarna ospa ponoć się zaległa. Ale srał cię pies, zdychaj jak chcesz. Tylko nie chuchaj na mnie.
Zamienił się z sąsia
dem, potem z następnym.
- Czego się pchosz!
- Tamten mówił, że tu ponoć czarno ospe wypalajom.
– zdradził półgłosem.
- Nie fanzol!
- Prowde godom, tamten mówił, że trupy czarne kropki miały. I że kościelne podpaliły wszystko coby zaraza się nie rozlazła. Mogę ci przysiąc, na co chcesz. I nie chuchaj na mnie
– poprawił chustę skrywająca twarz.
- Co tu się kurwa dzieje? Do roboty! – strażnik pojawił się jak diabeł z pudełka.
- Ospa tu ponoć panuje, a łon tak mówił.
- Jaki kurwa łon?
- A…
- mieszczanin rozejrzał się zdezorientowany – kajś pójść musioł.
- Żebym ja ci nie musioł przypierdolić.
- A ospa…
- Jaka kurwa ospa?
- Słyszałem, że tu kościelne ospe wypalajom. A my gasić mamy?
- Popierdoliło was ludzie?
– Strażnikowi coraz bardziej puszczały nerwy – Po pijaku lampę do beczki oliwy wjebali!
- Kościelni?
- Nie kurwa, pijaki!
- A kościelni? – zgrzytliwy głos nie dawał za wygraną.
- Nie ma tu kościelnych! Oni nie są od gaszenia pożarów, do kurwy nędzy!
- Ale na ogniu to się znajom!
- No, bo wiadomo, że kościelne to inkwizytory!
- Gdzie leziesz z tymi grabiami?
- Ludzie, ona zaraz poroni, zróbcie miejsce!
- Odpierdol się od mojej baby! Ona gruba tylko jest!
- Nawet żeś nie spostrzegł jak bachora zmajstrowałeś.
- Tatus, jebnąć mu z dyńki?
- Jebnij mu synuś jebnij, to się może łachudra odpieroli.
- Co jest, kurwa z tą wodą?! – wydarł się ktoś z końca ogonka.
- Ludzie, ktoś mi grabie zajebał.
- Na chuj ci grabie przy pożarze, kmiocie?
- A na chuj złodziejowi? Nowiutkie były, ledwom co kupił.
- Wiadra brać i…
- Wiadro wczoraj żem kupił…


Hank tymczasem nie przeszkadzał strażnikom w zaprowadzaniu porządku. Kilka kroków i skrył się w sąsiednim zaułku zerkając, kto jeszcze opuści stłoczoną ciżbę. Przy takim zamieszaniu reszta powinna bez problemu dać nogę.
 
Mike jest offline  
Stary 11-05-2010, 12:19   #48
 
Bronthion's Avatar
 
Reputacja: 1 Bronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodze
Visk Mayer

Nie interesowało go zbytnio co się dzieje z rycerzem i co robią pozostali. W tej chwili najważniejsze było przebicie się do wyjścia. Ktoś czymś rzucił, ktoś wystrzelił z kuszy, płomienie wybuchały w nowych źródłach… w końcu jednak udało się zagłębić w mroczne czeluści korytarza. To było jak błogosławieństwo, promyk nadziei, w myślach powtarzał ~Nieważne dokąd prowadzi, byle dalej od tego miejsca~. Ugryzł się w język kiedy poczuł pod stopami plusk „wody” i poczuł obrzydliwy smród. Odruchowo zachłysnął się i chciał przyłożyć rękach od ust i nosa byle zmniejszyć intensywność tego zapachu, ale teraz raczej nie było czasu na takie wielkopańskie gesty. Kiedy biegł z pozostałymi porozumiał się telepatycznie ze swoim chowańcem ~Uciekamy tunelem z piwnicy, trafiliśmy do kanałów pod miastem, nie umiem powiedzieć gdzie wyjdziemy, przeszukuj obrzeża~. W odpowiedzi poczuł w umyśle impuls, który oznaczał potwierdzenie i zrozumienie, dało się wyczuć również zdenerwowanie i troskę o swego Pana. Nie zadał jednak żadnych pytań, nie chciał rozpraszać w tej chwili Viska.

W czasie ucieczki zerkał na boki i za siebie, sprawdzał czy są wszyscy. Nie z troski, z czystej ciekawości. Jego spojrzenie zatrzymało się na niziołku, dla którego poziom pływającego gówna musiał być wyjątkowo nieznośny biorąc pod uwagę jego wzrost. Wreszcie ujrzeli promyk słońca, przyspieszył jeszcze kroku, chciał się wyrwać z tego kanału…

Jak tylko poczuł wiatr we włosach wciągnął głęboko powietrze, poczuł przyjemną świeżość… za chwilę jednak znów było gówno. Visk rozpoznał gdzie się znajdują i poinformował o tym swojego kruka Khelbena.

Jakby smrodu było mało dostrzegli ich byłego „znajomego”. Visk znał go tylko z widzenia i nie można powiedzieć by pragnął poznać bliżej. W tej chwili do nich wszystkich pasowałby pseudonim „smrodliwy” co czarownikowi się bardzo, ale to bardzo nie podobało. Odszedł na parę kroków od reszty i spojrzał w niebo. Dostrzegł chowańca, który ucieszył się widząc swego Pana całego i zdrowego, ale coś także mu się nie podobało.

~
-Uhhh… co za smród, zrób coś z tym. Nie zbliżę się do Ciebie póki tego nie załatwisz.
-Nie musisz mi tego przypominać, zamierzałem właśnie się za to zabrać.

~

Czaromiot łącząc palce dłoni w pewien sposób przywołał niewielką ilość energii magicznej, która oczyściła go z brudu, smrodu i wilgoci pozostawiając na jego ciele uczucie świeżości i czystości. Khelben usiadł na ramieniu Viska i telepatycznie powiedział patrząc na resztę towarzyszy z odrazą.

~
- Ich też przydałoby się wyczyścić.
- Żartujesz prawda?
- Masz rację, żartuję. Nie podobają mi się oni jednak, źle im z oczu patrzy…
- Uwierz mi także, ale nie mamy wyboru.

~

Jakby na to nie patrzeć czarownik pasował do nich jak pięść do oka. Zarówno jeśli chodzi o maniery jak i o wygląd. Cóż, natura obdarzyła go taką aparycją i był jej za to wdzięczny. Nie raz i nie dwa załatwiał problemy dzięki miłym słówkom, uśmiechowi, mimice i językowi ciała. Przypomniał sobie odcinane dłonie przez Dorgara, rzucane na prawo i lewo kurwy i inne ciekawe zwroty. Visk świętoszkiem nie był, ale istnieją jakieś granice… Nie osądzał ich jednak ostatecznie, nie mierzył wszystkich jedną miarką. Nie znał ich jeszcze aż tak dobrze, pierwsze wrażenie jednak było… o jednych złe, o innych jeszcze nie miał żadnego. Niziołek wydawał mu się bardziej „ludzki” niż większość ludzi chociaż to wrażenie także mogło być mylne. To właśnie on wypowiedział słowa, które najbardziej Viska zainteresowały. Przysłuchiwał się z ciekawością i aprobatą, kiedy skończył kiwnął głową i powiedział:

- Nie wydaje mi się by potrzeba było mówić coś więcej nad to co powiedział nasz mały przyjaciel. Proponowałbym jednak nie łapać od razu kilku ptaków za jeden ogon. Najpierw znajdźmy schronienie gdzie będziemy mogli na spokojnie przemyśleć następny krok, tak czy siak naszym najbliższym kierunkiem jest miasto. Ruszajmy więc.


Kiedy zbliżali się do miejskich wrót Khelben ponownie wzbił się w powietrze. Facet z krukiem na ramieniu przyciągał uwagę bardziej niż… facet bez kruka. Oczywiście nic nie mogło pójść łatwo, natrętny strażnik… Visk miał dosyć wrażeń jak na jeden dzień i nie chciało mu się zajmować takimi pierdołami. Rozumiał nawet „w ryj i spierdalamy” dwójki towarzyszy bo sam nie miał już cierpliwości. Co nie zmienia faktu, że takie zachowanie by sprowadziło jeszcze więcej uwagi i zapewne dodatkowe kłopoty. Agresja to prymitywny instynkt, po to ma się mózg by nad takimi instynktami panować toteż czarownik od razu odrzucił w myślach pomysł Cilliana.

Nim Visk zdążył ułożyć jakieś drobne kłamstewko, które być może umożliwiłoby im spokojne przejście dwójka z towarzyszy zaczęła mącić ile tylko się dało. Uśmiechnął się pod nosem widząc to co robią, powinno to umożliwić reszcie przejście. Viska korciło by siłą woli strącić jakieś wiadro lub pudło w oddali, stworzyć dziwny dźwięk za rogiem lub w innym miejscu by zwiększyć jeszcze hałas i bałagan, ale powstrzymał się. Odwrócił się do pozostałych:

- Idziemy, po cichu i spokojnie. Może się uda.

Ruszył przodem.
 
__________________
"Kiedy nie masz wroga wewnątrz,
Żaden zewnętrzny przeciwnik nie może uczynić Ci krzywdy."

Afrykańskie przysłowie

Ostatnio edytowane przez Bronthion : 11-05-2010 o 12:23.
Bronthion jest offline  
Stary 11-05-2010, 17:30   #49
 
Elthian's Avatar
 
Reputacja: 1 Elthian jest na bardzo dobrej drodzeElthian jest na bardzo dobrej drodzeElthian jest na bardzo dobrej drodzeElthian jest na bardzo dobrej drodzeElthian jest na bardzo dobrej drodzeElthian jest na bardzo dobrej drodzeElthian jest na bardzo dobrej drodzeElthian jest na bardzo dobrej drodzeElthian jest na bardzo dobrej drodzeElthian jest na bardzo dobrej drodzeElthian jest na bardzo dobrej drodze
Mały ucieszył się, gdy Visk przyznał mu rację. W wypowiedziach pozostałych tępicieli nie można było odnaleźć choć ziarnka rozwagi, czy najmniejszego pomyślunku. Nieliczni wykazywali się najmniejszym planowaniem, jednak nie na długą metę. Działali spontanicznie, co dla uporządkowanego i zawsze wyprzedzającego myślami aktualną chwilę Niziołka było zniesmaczeniem. Jednak ruszyli, bez większej wiedzy co robić dalej. Belz wiedział, że muszą przebrnąć przez tłum ludzi i odnaleźć jakiś przyczółek, jednak dążąc naprzeciw wzburzonemu tłumowi, do tego grupą, byli dość dziwnym widowiskiem.

Przed wyruszeniem Mały się przygotował. Mógł zrobić dwie rzeczy, albo zamaskować swoje pochodzenie, albo z niego skorzystać, jednak dodawanie sobie wzrostu nie było łatwa sprawą, nawet dla najlepszego kameleona. Zatem naciągnąwszy na głowę obszerny kaptur ukrył w nim niemal całą swoją drobną twarz. Lekka kusza ciążyła mu pod płaszczem, zaś z lutnią nad materiałem starał się uchodzić za podróżującego grajka. Sztylet schował bez problemów, był malutki, i zajmował miejsce na wysokości piersi, w jednej z wielu skrytych, w brązowym, niziołczym płaszczu, kieszeni. Kieszenie i paski po wewnętrznej stronie odzienia Małego miały swoje przeznaczenie. Na ciężką misję, wymagającą skomplikowanego planowania i wyczucia czasu, gdzie każda sekunda grała istotną rolę w przedstawieniu, chował w owe miejsca strzałki i ostrza do rzucania, stanowiły one szybki element ataku, jednak w przeznaczeni „trafić i zabić” były niełatwe do użycia. Belz wiele trenował, by trafiać w punkty żywotne, mimo długoletnich praktyk nie mógł zwać siebie profesjonalistą w tym fachu, nie mówiąc o ciężkim do osiągnięcia mistrzostwie. O wiele lepiej wypadał w używaniu ostrza. Jednak co tu dużo mówić… Atakował z zaskoczenia, jego ofiary sypiały, były spite alkoholem, lub niespodziewany się ataku Niziołka. To była jego strategia i choć nie miał wielu okazji do wykonywania egzekucji, to przychodziło mu to dość łatwo. Ostatnim elementem uzbrojenia pozostawała kusza, jednak nie stanowiła ona części wyposażenia skrytobójczego. Zawsze była ciężarem, jednak dawała zadowalający efekt, gdy bełt wbijał się w pierś przeciwnika. Skuteczność – główny powód dla którego Mały używał tego diabelskiego narzędzia.
Poza zwykłym orężem w tym zawodzie wymagane były także inne komponenty… Jednak one zawsze pozostaną tajemnicą zabójców.

Przechodzili wśród tłumu bezproblemowo, do czasu gdy w wydarzenie wdał się strażnik. Brudny, spocony, wywarł na Małym niemiłe wrażenie. Nakazywał brać za wiadra, ale Niziołek nie miał zamiaru jeszcze się tu pałętać. Każdy dookoła mógł być agentem – nic nie mogło ich teraz spowalniać, chociaż pozytywnym aspektem było, że ktoś z grupki do tej roboty się zabrał, ktoś zagadał zbrojnego, ten ktoś dał innym szansę na zniknięcie z pola widzenia natrętnego strażnika. Wykorzystując to, Belz ruszył za czarownikiem i skrył się za jego ciałem dotrzymując mu kroku. Wysoki człowiek doskonale posłużył za element zasłony.
 
Elthian jest offline  
Stary 12-05-2010, 14:35   #50
 
Icarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Icarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputację
Gdy wyszli z kanałów i zobaczyli szpicla Trybunału. Był pierwszym który uważał że należy go zabić z miejsca. Nie może być świadków.- powinniśmy go zabić myślał. Ale gdy Duncan wyłożył swoją teorie nie zamierzał forsować egzekucji którą był gotów wykonać osobiście z miejsca. Tylko z nim się nigdy nie kłócił. Skoro Duncan tak uważa Smrodek pożyje jeszcze trochę. Oby się nie mylił.....

Po wejściu do miasta rozwinęła się cała dyskusja ze strażnikiem. On chwycił jedynie brata pod ramię który był ranny czy raczej muśnięty w ramię. A że było widać krew można to było wziąć za coś poważniejszego. Mój brat dostał od jakiegoś rabusia. Idę z nim do domu. Odpierdol się albo spróbuj mnie zatrzymać. Dorgar nie znał nikogo kto chciałby mu dobrowolnie stanąć na drodze. Mało kto chciał mieć konflikt z nim jego posturą i dwuręcznym mieczem który jest wydłużeniem jego woli. Używając takiej wymówki dał strażnikowi szansę na wycofanie się z honorem. Pierwszą i ostatnią.... Szedł nie zrażony dalej.
 
Icarius jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 06:05.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172