Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-05-2010, 19:06   #529
carn
 
Reputacja: 1 carn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwu
Czwartek, 18.X.2007, wydział XIII, rewir J. i Amy 22:20

Jegomość był podejrzany. Bardzo. Nie dość, że ją podpuszczał. Do tego coraz jaśniejszym było, że chce ją poniżyć publicznie dążąc do tak zwanego pojedynku o coraz wcześniejszej orze, co oczywiście oznaczało więcej ludzi w przydrożnej jadłodajni. To jeszcze wyglądało na to, że może mu się udać.

- Niech będzie. Niech będzie. -

Poddała się przegłosowana dwa do jednego.

- Pewnie od tygodnia szykowałeś się na ten pojedynek pogryzając jedynie celulozę i teraz twe wygłodniałe wnętrzności nie mogą się już doczekać. -

Raczyła zdemaskować podstępnego oponenta nim dobrze dane było mu się nacieszyć jej przyzwoleniem na kulinarne zabawy.

- To co proponujesz jako podstawowy punkcik naszego starcia? -


-Nie... ale nie jadłem obiadu. Znaczy próbowałem jeść, ale że go przypaliłem... rozumiesz? - zaczął tłumaczyć się J., po czym dodał konspiracyjnym tonem.- Jak cię zaproszę na kolację do mnie, to radzę wybrać ci jakieś inne miejsce. Jestem żałosnym kucharzem.
Po czym wybuchł śmiechem. By po chwili dodać.- Nie wiem. Na co masz ochotę? Cheeseburgery, Hamburgery?


- Cheesburger. Przynajmniej widzisz, że dostajesz plasterek sera zamiast nadszarpywać swą przenikliwość w poszukiwaniu "dodatków" na ogół będących aż jednym półprzeźroczystym plasterkiem ogórka. -

Nie odpuściła meritum rozmowy by wdać się w dyskusję na temat zdolności kulinarnych współpatrolowca. Głód potrafi zmusić do zjedzenia bardzo podejrzanych rzeczy, A co do samego gotowania... Cóż Amanda wiedziała jak wygląda mikrofalówka. Była bezbłędna w zgrabnym przygotowaniu potraw w stylu "dolej wrzątku". Oraz, o ile zdążyła już coś przetrącić, była zdolna do stworzenia nieprzekombinowanych kanapek. Były to umiejętności wystarczające do przeżycia, gdy nie dostawała gotowego obiadu, ale nie pozostawiały wiele pola do manewrów dla "rozmów o".

- Jakie przyjmujemy rozwiązanie jeśli coś postanowi przerwać nam przed szczęśliwym zakończeniem starcia? -

- Kto w danej chwili zjadł więcej, lub zawieszamy pojedynek na czas interwencji i wracamy do rozgrywki po.- J. zaproponował dwa warianty.

- To brameczka numer dwa. Podobno miało być kto więcej a nie kto szybciej. -

Zaparkowała pod Maciem i wrzuciwszy broń długą do bagażnika, by nie kusiła potencjalnie włóczącego się po okolicy "kwiatu" młodzieży, ruszyła ku przeszklonemu budynkowi nie czekając na jakieś zupełnie nie stosowne otwierania drzwiów i takie tam.

- Jako, że to twój lokal to ja idę po pierwszą transzę, a ty walczysz z formalnościami. -

Rozdawszy zadania zabrała się za pozyskiwanie dwóch półlitrowych coli, tuzina rzeczy wiadomych i pojedynczego czekoladowego shakea by zająć się czymś do powrotu MakChikena.

-Ok.- rzekł J. A Amy bez problemu zakupiła ilość jedzenia, które zadowalało trzech przeciętnych wielbicieli junk foodów. J. dość szybko wyplenił robotę papierkową, więc gdy jego tymczasowa partnerka wracała z jedzeniem, rycersko do niej podszedł, próbując odciążyć ją od przenoszonego "towaru".

- No, no. Pięć metrów z półpusta tacką jeszcze przeczłapię nie wywołując żadnej katastrofy w ruchu lądowym, chyba, że dalej będziesz mi "pomagał". -

Dotarłszy do nie nadmiernie oddalonego od lad stolika, acz osłoniętego przed obsługą dyskretnym filarkiem zabrała się za rozdzielanie napojów i walkę z mlecznym aperitifem.

- To czym się zajmowałeś przed ugrzęźnięciem w Trzynastce? -

-Cóż.. studiowałem.- rzekł w odpowiedzi J., wzruszając ramionami.-Wieczny student był ze mnie. Potem ojcu skończyła się cierpliwość.
Spojrzał przez okno dodając.- Potem...ech...wiele się działo. Na końcu wylądowałem w trzynastce.
Spojrzał na Amy.- A co ty robiłaś?

- Ja? Ja kończę drugiego burgera. Już zostajesz z tyłu. -

Ostentacyjnie poskłądała pusty papierek i ułożyła na zakładkę z swym poprzednikiem.

- Dwa. -

Zaznaczyła.

- Wiesz, Akademia, zaplecze, potem tu. Nic ambitnego. -

J. zaczął szybko wpychać w siebie burgery by wyrównać. I mówił z pełnymi ustami .- Jashne jashne... gruhnt to lhuzik i wyghodne bhuty. Zahwsze to powtharzam.

- I niestrawność. Jeśli na pusty brzuszek robisz takie rzeczy pojedynek będzie dość krótki. Zjeść znaczy wepchnąć i tak ma zostać, a nie trasa dwukierunkowa i to jeszcze od strony podporządkowanej. -

Podzieliła się dobrą radą.

- Jak wytrzymujesz to całe wokół wydziałowe halo? Wcześniejsza emerytura po pięćdziesięciu sprawach z obowiązkowym schorzeniem psychicznym wydaje się dość odpychająca...

Chłopak łyknął coli.
- Eeee tam. Na studiach widziało się gorsze rzeczy. Na przykład pięćdziesięcioletnią profesorkę posuwaną przez kumpla w pokoju nauczycielskim. Po takim widoku...- rzekł J. wzdrygając się na samo wspomnienie. -... żaden potwór ci niestraszny. Wierz mi. Poza tym, po co się martwić emeryturką w tak młodym wieku?

- Trzeba dożyć, a okoliczności są mniej niż sprzyjające? -

Zapytała retorycznie kolekcjonując kolejne opakowanie.


- Myślisz, ze z cała tą wiedzą cię stąd wypuszczą? To już jak wyrok następne 30 lat codziennie Trzynastka i to jak dobrze pójdzie. W końcu większość spraw to i tak ślepe uliczki. -

Pozwoliła sobie na zarażanie swą wizją rzeczywistości kolejnej osoby.

- To ty nie wiesz. Odbyta służba chroni przed D.D.U.W. Nie mogą cię oficjalnie capnąć. A wszystko jest gorsze od przymusowego woja.- rzekł z pełnym przekonaniem, acz cicho J. Sięgnął po chusteczkę i starł z kącika ust Amy resztki cheesburgera.- Taaa... jeśli trzynastki nie lubisz, to DDUW uznasz za piekło.

To właśnie było najgorsze w facetach. Zamiast trzymać się konkretów zostawiali jedzenie i przerywali gadkę w pół zdania by się do niej przylepić.

- Aleś ty przytulaśny. Zamiast cudować opowiadaj o tym DDUW. Może będzie to ciekawsza alternatywa... -

- Ładniutka jesteś...- odparł żartobliwie J.- Co prawda wszystko jest ładniejsze od mojego partnera. Ale... ty naprawdę jesteś śliczna. W taki drapieżny sposób.
Po czym dodał wesoło.- Jaki byłby ze mnie facet, gdybym nie poflirtował choć trochę ? Gej chyba.
Po czym zabrał się za pałaszowanie swojego burgera trzymając Amy w niepewności przez kilka chwil. Aż wreszcie zjadł go i rzekł.- To wojskowa agenda. Wydział broni eksperymentalnej.
Badają starożytne artefakty, księgi i takie tam...Ponoć trzymają w podziemiach Pentagonu arkę przymierza. Jednak to tylko plotki. Faktem natomiast jest, że... trzymają pieczę nad wszelkimi więzieniami dla nadnaturalami. I ponoć na nich eksperymentują. Ponoć też... -
tu schylił głowę w dół, i Amy się konspiracyjnie nachyliła.- Ponoć czasem porywają obywateli amerykańskich, którzy mają specjalne zdolności, a nie są po ich stronie...Czyli nie służą, lub nie służyli u nich lub w policji. Ponoć to plotki, ale... ja tam wolę w nie wierzyć.
Spojrzał w oczy Amy dodając bardzo cicho.- A chcesz poznać jeszcze jeden sekret?

Odsunęła się na wszelki wypadek.

- Jesteś freakiem, i boisz się, że cie tam zamkną? -

Zapytała w swym mniemaniu retorycznie.

- Może tak, może nie.- odparł J. mrugając zawadiacko okiem. Wzruszył ramionami dodając.- Po prostu nie lubię woja, z wzajemnością. Wiesz... mieliśmy ze sobą styczność, armia i ja.
Popił kolą i zaczął jeść kolejnego hamburgera.- Nie lubimy się nawzajem. Ja i wojsko.

- Pacyfista? I zdecydowałeś się na Policję? -

Nie pozostawała w tyle z przyswajaniem posiłku.

- Czym dla ciebie to jest różne od woja? Luźniejsza atmosfera? W woju tez można zapić. -

-Nie... żaden pacyfista. Głównie chodziło o dyscyplinę... i parę innych spraw.- rzekł w odpowiedzi J., wzruszył ramionami.- Ale dość o mnie. Może ty uraczysz mnie jakąś pikantną historią ? Albo jakąkolwiek historią.

- Pikantne to bywa tylko moje jedzenie. Do czasu zesłania tutaj życie biegło sobie spokojnym leniwym torem. No ale widać natura lubi równowagę więc trafia się pod opiekuńcze skrzydełka inspektora. -

Miała nadzieję, że nie będzie musiała wysyłać rozmówcy niczym umyślnego i nie da im siedzieć nad pustką tacką.

- I jak tam konfrontacje z freakami? Masz większy staż więc liczę na jakieś światłe i przydatne rady. Ja tu kibluję aż dopiero tydzień. -

-Różnie, różnie... wiesz trzeba być elastycznym i mieć bardziej doświadczonego partnera. Pod tym względem miałem szczęście.- rzekł J. wstając z tacką. Przez chwilę stał nad Amy i można by było sądzić że gapi się jej w dekolt, gdyby nie to że dziewczyna miała na tyle mizerny, że coś takiego nie byłoby możliwe. Wreszcie rzekł. - Trzeba być w sumie elastycznym. I zawsze mieć broń w pogotowiu. Nie ma co bawić się w strzały ostrzegawcze. A jeśli coś nie wygląda jak człowiek, to walić z wszystkiego co się da i mieć za plecami drogę ucieczki.
Spojrzał na tackę.- To ile brać?

Wreszcie rzekł powtarzając po sobie. - Trzeba być w sumie elastycznym.

Tuzinek na pół? -

Mimo radości płynącej z posiłku umysł małej detektyw ani na chwilę nie przestał analizować przypadkowych skrawków informacji. Delikwent nie zaprzeczył podejrzewany o freakowstwo. Do tego uparł się na tą elastyczność więc człowiek-guma jak nic. tak. Tak. Pewnie rząd specjalnie naświetlał radem komiksy z Fantastyczną Czwórką.

- Ogólnik w stylu strzelania do pliznołów to trochę mało.... -

-Nie ma podręczników do takich śledztw. W sumie, cóż... to temat na dłuższą rozmowę. Może po kinie?- rzekł żartobliwie J., po czym dodał.-To ja idę po hamburgery.
Zostawiając Amy, sam na sam z jej podejrzeniami. Wrócił po kilku minutach z nową partią burgerów mówiąc.-Jeśli myślisz, że dam ci fory tylko dlatego że jesteś fajną dziewczyną to się mylisz. Nie biorę jeńców.

- Nie bierzesz? Ulga. Bo zaczynało być strasznie. -

Zripostowała uprzejmie całkowicie pomijając jakieś niejasne szmery o kinach i tym podobnych.

- Zdaje się, ze na rozmowy mamy czas do rana co daje ci kilka dobrych godzin. Zamieniam się więc w słuch. No i skoro będziesz mówił będę miała większą szansę na dotrzymanie ci krok
u.-

Zaczął pałaszować swojego dodając.- No więc... jak są bohomazy na ścianach, to albo masz psychopatę, ale czciciela demonów. Zwą się różnie, ale sprowadza się to do tego, że zawsze mają jakąś upiorna kreaturę na swe zawołanie. Wtedy lepiej szybko i cicho podejrzanego unieszkodliwić, bo jak nie...to może być masakra. No i musisz mieć dobre stosunki w parze... partner w tym wydziale, to pierwsza pomoc. Zanim przyjedzie wsparcie, możecie liczyć tylko na siebie. Olaf jest pod tym względem spoko.

- Jak taki zawodowiec to może ci go podbiorę. Przynajmniej będzie znał tutejsze formularze. -

Rozmarzyła się nieco.

- A jak nasze prawodawstwo ma się do tych całych ... demonów? Nielegalni imigranci? -

Zakpiła z zabobonu.

- Bardziej szczury... wiesz. Pogadać z tym się nie da. Można tylko wytępić.- westchnął J., po czym dodał.- Olaf jest w porzo, tylko niezbyt ... lotny, jeśli wiesz co mam na myśli. Większość roboty i szukania śladów spada na mnie. Choć papierki to umie wypełniać.

- No to ideał mężczyzny. -

Wgryzła się w kolejną ciepławą kanapeczkę.

- Co tam jeszcze istotnego poza demonami i partnerami? -

Nie miała żadnych oporów przed zgrupowaniem tych rzeczownikó
w.

- Hmmm... no nie wiem. U Pavlicek można szukać rozwiązać, u Bjorgulf specjalistów. I jedni i drudzy ułatwiają zadanie.- mruknął w odpowiedzi J. dodając żartobliwie.- A ty mnie bezwstydnie wykorzystujesz, wiesz?

- Trzeba sobie radzić przy użyciu dostępnych zasobów. Poza tym dzięki temu czujecie się przydatni. - zawyrokowała - No chyba, że chodzi ci o konieczność noszenia kanapek od lady do stolika? -

- Oooo to... zostałem zredukowany do zasobów?- rzekł z wyrzutem w glosie J. Ze zbyt głośnym wyrzutem by można było potraktować jego słowa poważnie. Po czym dodał.- Widzę, że jeszcze się nie poddałaś. Ale spoko, trzeciej tacce nie dasz rady.

- Materiał jest zasobem. Praca jest zasobem. Wiedza jest zasobem. Reszta to tylko ozdobniki. - wzruszyła ramionami - Co do burgerków spokojnie zobaczymy jak będzie, tylko nie przesadzaj bo przegrawszy musisz się jeszcze dotaczać do progów tych niecierpliwiących się na twoje przybycie powabnych niewiast gotowych godzinami opowiadać ci jaki to ich Puszek jest zestresowany przez te ciągłe wycia koło śmietnika. -

-Taaa...uważaj, żebym to ja ciebie nie musiał pocieszać, po tym jak zaczniesz płakać na kaloriami z tych cheesburgerów.- odparł J. wciskając w siebie kolejnego burgera i popijając colą. Po czym zastosował chwyt psychologiczny.- Wiesz jakie one są tłuste?

- Dokładnie to nie. - zaczęła przekładać jedzenie z tacki na stół by dobrać się do kolorowej broszurki reklamowej - Ale jak sobie obrócisz te obrazki to po drugiej stronie masz tabelkę i możesz sobie sprawdzić. Proszę. -

Podłożyła mu zestawienia białek, tłuszczów, cukrów i innych strasznych rzeczy.

- Aż tak uważasz na cholesterol? -

Brnęła w swej ignorancji źle interpretując obiekt kalorycznej troski.

-Nie... ale wiesz. Zwykle jak kobieta trzyma linię, to strasznie się tym przejmuje. Kaloriami- J. raczej Sherlockiem Holmesem nie będzie. Gdyż wyraźnie zinterpretował chudość Amy za przejaw początków anoreksji.

- No cóż statystycznie jest przy tym po czterdziestce, matką trójki dzieci i na ogół Afroamerykanką, Kubanką albo Włoszką. -

Wzruszyła ramionami.

- Wracając do wykorzystywania. To co poza "demonami"? -


- Wyskakują różni nadnaturale, poza tym zdarzają się zwykli oszuści. Nie każde cudowne zjawisko... jest w rzeczywistości cudowne.- rzekł w odpowiedzi J. pałaszując kolejnego burgera. Po nim beknął. Wymruczał.- Sorka.- I dodał.- Zdarzają się naprawdę pomysłowi ludzie. Zwykle nic przy tym nie mamy do roboty. Ale w przypadku sekt pseudoreligijnych już tak. A wtedy? Ludzie mają zboczone pomysły, jak się zachłysną władzą nad wyznawcami. Poligamia, bywa najmniejszym wtedy problemem.

- Czy ja wiem. Alimenty muszą go potem zjadać. -

Po raz kolejny postawiła na szczycie pragmatyzm.

- To jak odróżniasz czarownika od miłośnika bohomazów na ścianach przy użyciu ketchupu i kurzej krwi z sztuki z supermarketu? -

- Hmmm... nie odróżniam. Chociaż...- tu J. się zamyślił po czym dodał.- Czarownik zanim zaatakuje zwykle macha rękami i coś tam mamrocze. Ten drugi wyjąc opętańczo rzuca się od razu z tasakiem na ciebie. Samo mazanie po ścianach kurzą krwią nie jest przestępstwem. Gorzej, gdy krew nie jest kurza, a na przykład... sąsiadki.

- A jak postępujecie z "nadnaturalami". - skrzywiła się na tak niepotrzebnie przekombinowanie określenie - Tylko oszczędź mi ogólników. Konkretny przypadek, konkretne rozwiązanie. -

- No. Aresztuje się ich.- krótko ujął J. nie wchodząc w szczegóły, tylko skupiając się na kolejnym cheesburgerze.

W odpowiedzi przewróciła tylko oczami pastwiąc się nad kolejną porcją mielonej wołowiny.

- Jednak tylko wasz podgatunek potrafi tak dosadnie robić wszystko co wypunktowało mu się jako niestosowne pół minuty temu. Zawsze tak odpowiadasz dziewczyną? -

-Częściej odpowiadam... Mam przy sobie prezerwatywy.- odparł żartem J., następnie dodał.- Poza tym... co tu dużo mówić. Nadnaturalność nie czyni człowieka wyjątkowym w świetle prawa. Ani nie czyni z niego zwierzyny łownej. No, chyba że trafisz opętańca... Powiadają, że jak demon zbyt długo w człowieku siedzi, to po jego wyrzuceniu zostaje już tylko pusta skorupa.

Wreszcie jakiś ochłap terminologii.

- Znaczy siem niebezpieczny jest opętaniec przed czy po demonie? -

- W sumie przed, bo po, to... warzywko.- wzdrygnął się J. jakby na wspomnienie czegoś paskudnego.

- Odnośnie warzywek... nie jesz? - wskazała ostatniego na tacce, teoretycznie przypadającego chłopakowi, burgerka.

- Zdarza się, że ktoś dostaje stąd przeniesienie na normalny wydział? -

Zamierzała wykorzystać to źródło informacji aż do dna.

- Nie.- odparł J. krótko sięgając po kolejnego burgerka z wyraźnym trudem. Chłopak długo już nie pociągnie.

- To co? Kapitulujesz? Zbierz się na męską decyzję i poddaj pole bo jak przesadzisz i spróbujesz zapaskudzić mi dywaniki to do rana będziesz biegał za autem. -

Poinformowała go w ramach uprzejmego ostrzeżenia.

- Czy wolisz brnąć w zaparte i mam iść po kolejną tackę? -

Nie czekając na białą flagę zwlekła się z stołeczka i poczłapała po kolejny tuzin z gratisową torba "na wynos". Szkoda by było zmarnować taką okazję na śniadanie na koszt podatników.

Gdy wróciła J. miał spojrzenie pobitego boksera.
-Dobra, dobra. Poddaję się, choć jeszcze parę mógłbym zjeść. Ale nie będę cię stresował. - mruknął J. wyraźnie niezadowolony z sytuacji, starając się za wszelką cenę ratować reszki męskiej dumy. Westchnął po chwili popijając ostatniego burgera colą. -Swoją drogą, nie mamy o czym gadać, tylko o pracy?

- Bo jesteśmy w pracy? Staram isę nadrabiać braki w wiedzy korzystając z twojego doświadczenia. To aż tak nieobyczajne wykroczenie? -

Zabrała się za nadprogramowego burgerka by z pozornymi oporami przypieczętować swoje zwycięstwo nie tylko o czekoladową przystawkę.

- Jak nie praca to co nam pozostaje? Prawdopodobnie mieszkasz sam, bo inaczej nikt nie dopuścił by cię do kuchni. Bez szału z standardem, bo inaczej sam byś się do kuchni nie wysłał. Wypunktowałam, że raczej nie porozmawiamy o gotowaniu? Muzyka podobna, ale rozminięta, bez fanatyzmu po żadnej ze stron. Za kinem nie przepadam, o innych teatrach nie wspominając. To jaki zaproponujesz nam temat? -

Oczekując światłej riposty pakowała dobytek przygotowując się do powrotu na szlak.


- To ty jesteś taką świetną kucharką ?- spytał znienacka J., po czym dodał.- To że nie umiem gotować, nie znaczy że nie lubię dobrze podjeść.

- Gdybym była taka mocna w kuchni skusiła bym się na udzielenie ci kilku prostych i cudownych porad ratujących stan twych kulinariów. -

Popatrzyła na niego wymownie.

- Dużo ich w mych wypowiedziach usłyszałeś? Zbierajmy się ku wehikułowi. Może nocne powietrze poprawi ci samopoczucie. -

Wtoczyła J. do samochodu. Pogmerała trochę w bagażniku by przerzucić manstoppera w bardziej prywatne miejsce, by w końcu na powrót objąć stery pojazdu układając przy tym papierową torbę za siedzeniem J'a, w dostępnym sobie miejscu. No to jeszcze tylko raptem aż trzy piąte patrolu i wreszcie weekend.
 
carn jest offline