Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-05-2010, 20:26   #153
Icarius
 
Icarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Icarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputację
Profesor przyjrzałem się swemu rozmówcy nie miał pojęcia czy to Karl słynny w tym mieście kupiec. I kultysta jeśli wierzyć plotką i paranojom. Miał zamiar szybko i łatwo to sprawdzić. ]Wina karczmarzu- rzucił po arabsku do właściciela gospody. Gdy ten podszedł by spełnić życzenie klienta ten rzekł. Wybacz ale mam pytanie jestem nowy w mieście czy ten człowiek to Czarny Karl ten ważny kupiec?-kontynuował w mowie piasków. Dopisz mi karla do rachunku za dodatkową usługę. Oberżysta na pytanie po arabsku spojrzał zdumiony na profesora, po czym skinął głową dodając w dialekcie trudnym do zrozumienia, ale pojmowalnym dla niego.
- Tak moja przyjaciel. Ten to który szukasz

Nagle nastało całe zamieszanie związane z wydarzeniami na górze. Profesor zwrócił jedynie pobieżną uwagę na ten fakt. A raczej zwróciłby gdyby nie nagłe ożywienie Klausa który zwrócił na siebie uwagę profesora. I przykładając kciuk do nosa udawał że coś wciąga. Po czym skinął głową na górę. Wtedy profesor przyjrzał się mężczyźnie. Kurwa-pomyślał. Jak się jebie to po całości mój pierwszy hurtownik idzie na tamten świat. Profesor zastanawiał się czemu. Swojego towaru był pewien. Zostawały dwie opcje. Pierwsza mniej prawdopodobna że szlachcic zmieszał leki a te weszły w reakcje dodajmy szkodliwa z "białym złotem" druga bardziej prawdopodobna że ten rozhulany suczy syn nie poprzestał na proszku. I gdy ten mu zszedł nad ranem wziął pewnie jakieś kolejne używki od karczmarza. To arab to mogło być cokolwiek. Profesor wiedział jedno o ludzkim ciele. Ludzie od razu nie umierają do kombinacji różnych gówien. Najpierw słabną,omdlewają nasze ciało daje nam sygnał że coś jest nie tak.... Ale panika i strach mają wielkie oczy... Nie dycha pewno ma spłycony oddech to normalne. Zaraz, zaraz wołają medyka tylko ja się tu znam na tym gównie jeśli ktoś ma wiedzieć do jakiej reakcji doszło to tylko ja. Czyli albo wstanę albo on wykorkuje. Szlak.

-Przepraszam pana znam się co nieco więc może się przydam. A nasza rozmowa może został wydłużona o 10 minut. Proszę się delektować winem...-zwrócił się do Karla zaraz po przywitaniu z nim. Bo właśnie w tym momencie doszło do tego rozgardiaszu. Wiedział że nie powinien wstawać, nie był to dobry początek rozmowy. Ale miał obawy wolał się upewnić.

- Nie znamy się jednak aż tak długo, bym tracił swój czas. Poprosiłeś mnie o spotkanie. Jestem. Mów, albo idź. - odpowiedział zdecydowanym acz spokojnym tonem.

Oczywiście panie nie znamy się długo. Ja już o panu co nieco wiem pan o mnie nic. Dokończe zatem formalności jestem Carlos ESTABAN.-wyraźnie dał akcent na nazwisko. Panie Karl jest pan człowiekiem inteligentnym dla tego pan poczeka.- powiedział Profesor. Po pierwsze przyszedł pan tu. Już zatem stracił trochę czasu 5 minut różnicy nie zrobi. Po drugie moi przyjaciele uratowali w pewnym sensie pana życie. -widząc zdziwienie na twarzy Karla kontynuował. Teraz ma pan ochronę wcześniej chronił pana Harap i to on wydał zgodę w pewnym sensie na pana likwidacje. Zaskoczony? Wiec ma pan o czym myśleć przez te 5 minut. A mam dla pana więcej rewelacji.... Więc do zobaczenia za krótką chwile?-spytał wyczekująco profesor.

Czarny Karl, jeśli rzeczywiście nim był, twarz zachował pokerową. Beznamiętnym wzrokiem bladych rybich oczu zmierzył Profesora, po czym sięgnął do kielicha. To już była jakaś odpowiedź.

Idąc na górę Carlos do niedawna jeszcze dla wszystkich Heinrich powiedział do karczmarza:

-Medyk nie potrzebny. Widzę że chętny do pomocy już jeden jest.-spojrzał na nizołka. Ja też pomogę znam się co nieco.

Weszli na górę w trójkę ponieważ i Levan postanowił iść dla asekuracji. Ich oczom ukazał się niezwykły widok. Jeden z pokoi miał otwarte drzwi. W apartamencie rozpierducha, jakby nie wiadomo co się działo, powywracane meble, zarzygane i ogólnie hejzel. Baron bo on to jest w całej krasie leży nagi na ziemi z nożem w dłoni. Brzuch ma otwarty, oczy zgasłe. Dwaj jego kumple siedzą na łóżku i rechocą.

- Mówił, że ma diabła w brzuchu, hehehhe. I wykroi sukinsyna, hehehe. -bawili się w najlepsze widać było że nie dociera do nich co się stało.

- Boże! - z tyłu dochodzi głos tego co zrobił raban. Karczmarz zaklął po arabsku.

Jasny gwint- pomyślał Profesor. Przecież moje dragi tak nie działają. Ciekawe co ci durnie wzięli poza proszkiem pewno jakieś halucynki. Takie rozważania naszły go w pierwszej chwili.

- Jak wychodziłem żył jeszcze. Myślałem że ... myślałem... To to gówno! Proszek dostalim taki! On mu rozumu odebrał!-poczoł wyjaśniać szlachciura.

Analiza, analiza,analiza..... Powtarzał w myślach Estaban. Tego uczono go lata temu w szkole tym zajmował się przez całe życie. Używał tego zawsze użyje i teraz. Zaraz zaraz. Przed chwilą było: Medyka! Ślij chamie po medyka, skoroś struł naszego pana. I spiesz się, bo bez ducha leży! A tamci mówią że słowa denata brzmiały: Ma diabła w brzuchu. I wykroi sukinsyna.. No to leżał czy wręcz rzucał się opętany by diabła wykrajać? Zresztą mój proszek nie powoduje halunów! Tego był pewien. Jego towar był pierwsza klasa dużo testów przeszedł w tym tych na ludziach. I Profesor świetnie wiedział jakie ma efekty. Halucynacje nie były jednym z nich. Są zatem dwie opcje brali coś jeszcze albo to.... Nie nie za wcześnie jeszcze na pochopne wnioski.

-Mów coście jeszcze wzięli. Widziałem wiele używek w tym mieście diabły to halucynacie. Starał sobie wmawiać jakby próbując wyprzeć informacje o najgorszych podejrzeniach.

Grzybki może?-zwrócił się z pytaniem łudząc się.

-Nic panie medyk!, Ratujcie go! Jak się zwiedzą, że baron nieżyw cała wyprawa się tu zwali. Toż to syn Księcia Jeana Pierra II, pana Bradancji.- szok ogarnął rozmówcę profesora. Mimo tego że widać było gołym okiem iż nie ma już kogo ratować.

- Jedno ten proszek, wina nie licze
- I tego specyfiku na erupcje!
- zarechotał jeden z żartownisiów w barłogu. Za nim poruszyło się coś jeszcze. Jedna, druga, trzecia. Dziwki. Pierwszej urody.

-Erekcję. Żeby choć zadziałało... - mruknęła jedna przeczesując włosy aż nagle jej wzrok spoczął na baronie.Jej twarz zastygła w jednej chwili, zbladła i z jej ust pomknął w przestworza przeszywający krzyk...Went do jej hejnału dołączyła druga, trzecia, czwarta...

-Znaczy coście brali teraz pyta rozrechotanych szlachciców. Jakiś proszek i co jeszcze? -starał się korzystać z ostatnich chwil rozmowy. Wiedział że ów krzyk praktycznie zamknie sprawę.

- A co za różnica!-krzyknął rzeczowy szlachciura.

-Hehehe, dupy. Ale kiepskie, jak widać, nawet nam nie postawiły masztu jak trzeba, hehehhe.-gadali od rzeczy szlachcie

Sprawdził tak dla formalności czy denat na pewno sztywny. Ciało wyprute. Musiał sobie wbić nóż w bebechy i rozkroić się. Jakoś nie był sobie wstanie tego wyobrazić nikt nie był aż takim czubem. Albo mu wbito....-świdrowała myśl która profesor uznał za tezę. Widać było że baron to szycha jego ojciec wielki pan. Widać ma to jakieś drugie dno....

-Różnica trza ustalić dokładną przyczynę zgonu czy powiesz księciu że nawet nie wiesz co dokładnie brał jego syn? Gadaj że prędko- starał się wywrzeć presję to był ostatnie momenty. Nie miał czasu na długie wywody.

- Ja i tak nie wrócę, hehehe. Zostaję w królestwie miłości i będę dawał wszystkim damom rozkosz! Hehehe!

- Chyba kpisz - mruknęła jedna z dziwek zbierając się z barłogu i zasłaniając podniesioną kiecką ruszyła do sąsiedniej izby.

Szlachcic jedyny kumaty z całego towarzystwa- co było szczególnie podejrzane! Wszyscy napruci on nie. Zaczął opowiadać:

Że to była wspaniała zabawa, dopóki nie zażyli tego proszku. Normalnie chcieli się jeszcze z dziwkami zabawić, ale nawet eliksir erekcji im nie pomógł. Stanąć im już nie chciało a później zaczęła się jazda. W sumie to baron najbardziej był napalony na dupczenie.

Profesor rozejrzał się czy nikt nie nosi na sobie żadnych śladów walki. Prócz denata. Nie nosił choć to żaden dowód.

-Ok panie niziołku zostawiam pana z tym bałaganem nic tu po mnie.- Mijając zaś szepcze do Levana: Mordestwo. Sprawdź tą dziwkę pokój obok.

Schodząc dał znak Klausowi. Przeciągając całą ręką po gardle i kiwając głową niby to kaszląc w stronę drzwi. Ten w mig zrozumiał że ma wypierdalać.

Podszedł też do jednego z kislevitów swoich wyszeptał na ucho:
-Zapierdalaj za nim. Na górze zabili barona i pozorują samobójstwo. Niech dogada to z Grzecznym i ludźmi na zewnątrz. Zgarnąć jeśli się da każdego kto wyjdzie opisuje na szybko dziwki. Wygląd szlachty Klaus zna. Szczególnie tego knypka co rabanu narobił przycisnąć jeśli będzie okazja. Wydobyć z nich co trzeba. Metody dowolne.... Macie zgodę iść na ostro. Likwidacja jeśli uzna ją za konieczną. Ma też myśleć.

Idąc do Karla spytał się karczmarza. Czy masz jakieś miejsce gdzie mogę porozmawiać z moim gościem w spokoju. Bo tu jakiś idiota się zabił i gwarno coś.

Karczmarz nie sprawia wrażenia kogoś, kto miałby głowę do rozmów do innych spraw niż trup, ale wskazuje alkowy na dole.

-Zmieniamy miejsce. I wracam do rozmowy. Przepraszam za małe zamieszanie chciałem pomóc ale cóż jakiś dureń się zabił. Książęcy syn ponoć. -zwrócił się do Karla który wciąż sączył wino.

- Myślę, że to sprawy o których najlepiej nam będzie porozmawiać podczas spaceru. Przespacerujmy się, tu zrobi się pewnie niebawem gorąco.-powiedział Karl.
 
Icarius jest offline