Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-05-2010, 12:19   #48
Bronthion
 
Bronthion's Avatar
 
Reputacja: 1 Bronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodze
Visk Mayer

Nie interesowało go zbytnio co się dzieje z rycerzem i co robią pozostali. W tej chwili najważniejsze było przebicie się do wyjścia. Ktoś czymś rzucił, ktoś wystrzelił z kuszy, płomienie wybuchały w nowych źródłach… w końcu jednak udało się zagłębić w mroczne czeluści korytarza. To było jak błogosławieństwo, promyk nadziei, w myślach powtarzał ~Nieważne dokąd prowadzi, byle dalej od tego miejsca~. Ugryzł się w język kiedy poczuł pod stopami plusk „wody” i poczuł obrzydliwy smród. Odruchowo zachłysnął się i chciał przyłożyć rękach od ust i nosa byle zmniejszyć intensywność tego zapachu, ale teraz raczej nie było czasu na takie wielkopańskie gesty. Kiedy biegł z pozostałymi porozumiał się telepatycznie ze swoim chowańcem ~Uciekamy tunelem z piwnicy, trafiliśmy do kanałów pod miastem, nie umiem powiedzieć gdzie wyjdziemy, przeszukuj obrzeża~. W odpowiedzi poczuł w umyśle impuls, który oznaczał potwierdzenie i zrozumienie, dało się wyczuć również zdenerwowanie i troskę o swego Pana. Nie zadał jednak żadnych pytań, nie chciał rozpraszać w tej chwili Viska.

W czasie ucieczki zerkał na boki i za siebie, sprawdzał czy są wszyscy. Nie z troski, z czystej ciekawości. Jego spojrzenie zatrzymało się na niziołku, dla którego poziom pływającego gówna musiał być wyjątkowo nieznośny biorąc pod uwagę jego wzrost. Wreszcie ujrzeli promyk słońca, przyspieszył jeszcze kroku, chciał się wyrwać z tego kanału…

Jak tylko poczuł wiatr we włosach wciągnął głęboko powietrze, poczuł przyjemną świeżość… za chwilę jednak znów było gówno. Visk rozpoznał gdzie się znajdują i poinformował o tym swojego kruka Khelbena.

Jakby smrodu było mało dostrzegli ich byłego „znajomego”. Visk znał go tylko z widzenia i nie można powiedzieć by pragnął poznać bliżej. W tej chwili do nich wszystkich pasowałby pseudonim „smrodliwy” co czarownikowi się bardzo, ale to bardzo nie podobało. Odszedł na parę kroków od reszty i spojrzał w niebo. Dostrzegł chowańca, który ucieszył się widząc swego Pana całego i zdrowego, ale coś także mu się nie podobało.

~
-Uhhh… co za smród, zrób coś z tym. Nie zbliżę się do Ciebie póki tego nie załatwisz.
-Nie musisz mi tego przypominać, zamierzałem właśnie się za to zabrać.

~

Czaromiot łącząc palce dłoni w pewien sposób przywołał niewielką ilość energii magicznej, która oczyściła go z brudu, smrodu i wilgoci pozostawiając na jego ciele uczucie świeżości i czystości. Khelben usiadł na ramieniu Viska i telepatycznie powiedział patrząc na resztę towarzyszy z odrazą.

~
- Ich też przydałoby się wyczyścić.
- Żartujesz prawda?
- Masz rację, żartuję. Nie podobają mi się oni jednak, źle im z oczu patrzy…
- Uwierz mi także, ale nie mamy wyboru.

~

Jakby na to nie patrzeć czarownik pasował do nich jak pięść do oka. Zarówno jeśli chodzi o maniery jak i o wygląd. Cóż, natura obdarzyła go taką aparycją i był jej za to wdzięczny. Nie raz i nie dwa załatwiał problemy dzięki miłym słówkom, uśmiechowi, mimice i językowi ciała. Przypomniał sobie odcinane dłonie przez Dorgara, rzucane na prawo i lewo kurwy i inne ciekawe zwroty. Visk świętoszkiem nie był, ale istnieją jakieś granice… Nie osądzał ich jednak ostatecznie, nie mierzył wszystkich jedną miarką. Nie znał ich jeszcze aż tak dobrze, pierwsze wrażenie jednak było… o jednych złe, o innych jeszcze nie miał żadnego. Niziołek wydawał mu się bardziej „ludzki” niż większość ludzi chociaż to wrażenie także mogło być mylne. To właśnie on wypowiedział słowa, które najbardziej Viska zainteresowały. Przysłuchiwał się z ciekawością i aprobatą, kiedy skończył kiwnął głową i powiedział:

- Nie wydaje mi się by potrzeba było mówić coś więcej nad to co powiedział nasz mały przyjaciel. Proponowałbym jednak nie łapać od razu kilku ptaków za jeden ogon. Najpierw znajdźmy schronienie gdzie będziemy mogli na spokojnie przemyśleć następny krok, tak czy siak naszym najbliższym kierunkiem jest miasto. Ruszajmy więc.


Kiedy zbliżali się do miejskich wrót Khelben ponownie wzbił się w powietrze. Facet z krukiem na ramieniu przyciągał uwagę bardziej niż… facet bez kruka. Oczywiście nic nie mogło pójść łatwo, natrętny strażnik… Visk miał dosyć wrażeń jak na jeden dzień i nie chciało mu się zajmować takimi pierdołami. Rozumiał nawet „w ryj i spierdalamy” dwójki towarzyszy bo sam nie miał już cierpliwości. Co nie zmienia faktu, że takie zachowanie by sprowadziło jeszcze więcej uwagi i zapewne dodatkowe kłopoty. Agresja to prymitywny instynkt, po to ma się mózg by nad takimi instynktami panować toteż czarownik od razu odrzucił w myślach pomysł Cilliana.

Nim Visk zdążył ułożyć jakieś drobne kłamstewko, które być może umożliwiłoby im spokojne przejście dwójka z towarzyszy zaczęła mącić ile tylko się dało. Uśmiechnął się pod nosem widząc to co robią, powinno to umożliwić reszcie przejście. Viska korciło by siłą woli strącić jakieś wiadro lub pudło w oddali, stworzyć dziwny dźwięk za rogiem lub w innym miejscu by zwiększyć jeszcze hałas i bałagan, ale powstrzymał się. Odwrócił się do pozostałych:

- Idziemy, po cichu i spokojnie. Może się uda.

Ruszył przodem.
 
__________________
"Kiedy nie masz wroga wewnątrz,
Żaden zewnętrzny przeciwnik nie może uczynić Ci krzywdy."

Afrykańskie przysłowie

Ostatnio edytowane przez Bronthion : 11-05-2010 o 12:23.
Bronthion jest offline