Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-05-2010, 14:32   #15
Kawairashii
 
Kawairashii's Avatar
 
Reputacja: 1 Kawairashii wkrótce będzie znanyKawairashii wkrótce będzie znanyKawairashii wkrótce będzie znanyKawairashii wkrótce będzie znanyKawairashii wkrótce będzie znanyKawairashii wkrótce będzie znanyKawairashii wkrótce będzie znanyKawairashii wkrótce będzie znanyKawairashii wkrótce będzie znanyKawairashii wkrótce będzie znanyKawairashii wkrótce będzie znany
Exclamation

The First Nightmare is Waking up


Maksymilian Kowalski
Podczas gdy Piotr wraz z „Milczkiem” zajmowali się nieznajomym, Maks miał kilka własnych pytań wartych odpowiedzi. Chcąc, nie chcąc spojrzał na wiszące pnącza, rozpoczynając swoje śledztwo od źródła. Gdy upadł na kolana, zapamiętał pewne pokręcone kształty zawieszone przy odartym stropie. Starając się nie uchodzić za lekkoducha, nadal śledził postępowania jego towarzyszy, jednak cześć swojej uwagi poświęcał kształtom.
Maks przekroczył wysokie trawy, idąc wytyczonym przez Piotra szlakiem, okrążając oczko wodne w epicentrum ogrodu. Trawy czepiały się jego pomarańczowego kombinezonu, lekko nacinając jego ręce i nieosłonięte kostki. Dostając się pod nogawki i rękawy, gdy tylko ten odwracał swą uwagę. Nie było w tym bólu, jedynie lekki dyskomfort głaskania drucianego kota, skóra może zyskiwała na chropowatości jednak nie dochodziło do żadnego krwawienia.
Wolnym krokiem, Maks parł przed siebie ostrożnie stawiając stopy, by nie nadepnąć żadnego z jeżastych ślimaków, które w akcie niezadowolenia na jego poczynania, tryskały na jego ubranie białymi stróżkami śluzu. Prychając od czasu do czasu, po czym uchodząc mu z drogi.

Po chwili znalazł się w odpowiednim miejscu by uważniej przyjrzeć się i odczytać znaczenie kształtów zawieszonych na lianach. Mógłby przysiąc, iż w światło cieniu padających odblasków z oczka wodnego, dostrzegł ludzką dłoń zaplątaną w pnącza. Nie mógł być tego jednak pewien dopóki ktoś nie użyczyłby mu światła, bądź nie wyczuł owego kształtu za pomocą dotyku.

Piotr i „Milczek” wreszcie dotarli do postaci za skamieniałym meblem. Musiał to być jakiś człowiek. Zza pleców Piotra, Maks nie mógł dojrzeć wiele. Wtem przypomniał sobie o istocie, którą o ile oczy go nie myliły –a w co wątpił-, widział tuż za wodospadem. Powolnym ruchem ramion, obrócił się w dogodną pozycję by kantem oka zmierzyć doznany na piętrze fenomen. Gdy wreszcie dostrzegł niebiesko różowe barwy na nowo odczuł chwile, gdy istota ta przebiegła tuż pod jego nogami. Miał rację, stworzenie nie było większe niż emu i do tego posiadało ludzkie kształty. Blond włosy i jasne futro. O ile nie była to jakaś dziwna odmiana małpy albinosa z okryciem na głowie przypominającym zajęcze uszy, o tyle nie był pewien, czym owe stworzenie mogłoby być.

Podobnie jak poprzednio, i tym razem nie chciał wywoływać zbędnej paniki. Powstrzymując się od jakiejkolwiek reakcji. Jednak chcąc tego czy nie, ciarki przeleciały mu po plecach. A wyobraźnia dopisała resztę. Maks odczuwał coraz to większy dyskomfort z powodu dzielącego go od jego towarzyszy, dystansu. Nagle usłyszał dźwięk…

Henry Bevoushe
Zachodzenie postaci od prawej wyszło znakomicie. Henry w końcu mógł uważniej przyjrzeć się postaci za biurkiem. Była to młoda dziewczyna, cała mokra i roztrzęsiona. Ściskała w dłoniach mały obiekt, po dłuższej analizie okazał się to być najzwyczajniejszy kamień. Dziewczyna była ubrana w pomarańczowy kombinezon, taki sam jak oni. Henry był już pewien jej stanu, musiała przeżyć podobny szok, co oni podczas przebudzenia. Z tym, że ona obudziła się sama, bogu ducha winna, w lodowatej wodzie, wśród jakiegoś zasranego buszu. Gdy tylko, jako grupa wyszli z pokoju na piętrze, musiała się nieźle zlęknąć. Skrycie się za skamieniałym biurkiem nie było w takiej sytuacji ani trochę podejrzane. Henry wymienił spojrzenie z Piotrem. Ten wyglądał na zmartwionego, wskazując wzrokiem na nogi dziewczyny. W stawie kolanowym doszło do trwałej utraty kontaktu powierzchni stawowych, przemieszczenia kości w torebce stawowej lub całkowite wyciągnięcie z niej kości. Henry widział całość wyraźnie, oczyma wyobraźni, nie raz zdarzało mu się widywać gorsze urazy. Jednak tragiczny widok zlęknionej, stękającej dziewczyny w jej wieku, z kamieniem w dłoni i licami we łzach niemal zabolał staruszka. Wstrząśnięty nieco tym niespodziewanym widokiem otarł usta, opuszczając dzierżony w dłoni klucz francuski.
Właśnie w takich sytuacjach, przydałby się jakiś lekarz. Nawet najlepsze wojskowe przeszkolenie Henrego nie zdejmowało z jego barków onieśmielenia do operacji, którą będzie w ostateczności zmuszony zrobić na dziewczynie.

Staruszek wyprostował się, ocierając czoło z potu i dalej obniżając dzierżony w dłoni klucz. Nieopodal oczka wodnego, jakieś dziesięć kroków dalej stał czarny okrągły obiekt, kokpit musiał mieć umiejscowiony po drugiej stronie. Henry nie spodziewał się niczego innego, skoro ubranie miała dokładnie to samo, co oni. Jednak, jakim cudem znalazła się w wodzie, ze zwichniętą nogą(?). Towarzysze doszukiwali się w swoich kokpitach jakichś kopert, nawet w domniemanym jego kokpicie znaleźli list zaadresowany jego imieniem. Czy i w jej, znajdował się podobny list? Nie po to jednak się wyprostował. Sytuacja była zbyt napięta by mógł racjonalnie doszukać się innego rozwiązania, w tej chwili szukał czegoś, na czym mogła zacisnąć zęby. Gdyż, jeśli nikt nie wpadnie na lepszy pomysł, będzie mu dany zaszczyty humanitarnego torturowania niewiasty, gołymi rękami. „Obyś okazał się lekarzem… Piotrze” rzucił w myślach. Nachylił się nad dziewczyną, obserwując jak Piotr powoli wyjmuje jej z dłoni kamień i odkłada go za siebie. Gdy nagle usłyszał dźwięk…

Piotr Sowiński
Postać za biurkiem okazała się być młodą dziewczyną. Przestraszoną i wstrząśniętą, nie tylko pobudką a także stanem swojego ciała. Jak dostrzegł po paru sekundach, jedna z nóg dziewczyny była zdeformowana. Przetrącona w stawie kolanowym, oraz wleczona za czołgającą się dziewczyną.
Kontynuowanie opowieści nie miało głębszego sensu skoro dziewczyna była w szoku, kurczowo trzymając się kamienia i podciągając swoje zwłoki dalej w stronę biurka. Powolnymi ruchami dotknął jej ramienia.
Nie wydawała się groźna. Jej oczy wskazywały na okropny ból, z którym obecnie toczyła walkę. Pierwsza myśl, jaka napadła Piotra to miejsce pobytu opresora zdolnego wyrządzić taką krzywdę. Obejrzał się na pozostałych mężczyzn, najwyraźniej byli tu sami, na całym piętrze świeciło pustkami.
„Ciśśś” wyszeptał Piotr, uspokajając dziewczynę. Nie była w stanie nawet skupić się na użyciu prowizorycznej broni. Jednak na wszelki wypadek, Piotr wyjął go z jej dłoni i położył za sobą. Ta, po chwili oparła się o biurko i zaczęła samodzielnie opracowywać plan nastawienia zwichniętej kończyny.
Mężczyzna usłyszał głośne i niemiłe trzaśnięcie. Zdziwił się zaprezentowaną przed jego oczyma determinacją, wymieniając spojrzenie z Henrym, który po kilku chwilach znalazł się po prawicy dziewczyny. Najwyraźniej nie obędzie się bez interwencji.
Dziewczyna jęknęła, wydając z siebie tłumiony skowyt.

Piotr może nie miał nigdy okazji pomagać nikomu w tak poważnej sytuacji. Jednak w pewien sposób dziewczyna przypominała mu jego córkę. Niezręcznym byłoby ściskanie obcej dziewczyny nawet w takich okolicznościach, jednak wiedział że będąc zdanym na obcą pomoc, każda reakcja uśmierzająca ból jest niczym zbawienie z nieba. Co gdyby to była jego córka? Czy siedziałby bezradnie wpatrując w jej agonie? Jaki koszmar przechodziła jego żona przy porodzie i co on w ten czas porabiał?
Nagle rozbrzmiewa dźwięk…

Alice Gordon
Samodzielna operacja poprawienia swojego stanu nie udaje się. Ból jedynie na nogo ogniskuje w zwichniętym kolanie. Z rąk Alicji wypada kamień, o dziwo zostaje on wyjęty przez jednego z mężczyzn, których widziała schodzących z gruzowiska. Dziewczyna nie jest w stanie pojąc jak, tak szybko do niej dotarli. Czyżby widzieli przez ściany? Robili trzymetrowe susy, przy każdym kroku?
Jeden z nich, brodaty mężczyzna w pomarańczowym kombinezonie coś do niej mówił. Może nie mogła od razu odpowiedzieć, a raczej sformułować jakiegoś bardziej konkretnego zdania, jednak wyraźnie słyszała, co do niej mówił. Wiedziała, że skupienie przyjdzie z czasem, gdy upora się z bólem. Na tą jednak chwilę, wolała by nikt nic nie mówi, a jeśli już to żeby było to coś miłego. Coś co matka zawsze jej mówiła gdy zrobiła sobie kuku.
Tak bardzo chciała być teraz w domu.
Jednak nie okazywała tego, trzymała fason, jej twarz była sztywna, zęby zaciśnięte, usta szeroko rozwarte. Oczy zmrużone, nękane falami łez. Rumieniec rozpalał jej lica, a dłonie sięgały po wszystko, na czym mogły zacisnąć pięść.

O dziwo, nie bała się tego mężczyzny. Był taki niepozorny, niczym święty Mikołaj na gwiazdkę. Zaraz przy nim, ukazał się tym razem po jej prawej stronie, inny jeszcze bardziej niepozorny dziadek. Łysy staruszek w niebieskim, brudnym kombinezonie.
Ostatni z mężczyzn gdzieś zniknął. Wszystko widziała jak przez mgłę, a jej system nerwowy płatał jej figle, stąd po chwili leżenia w trawie totalnie zapomniała o odczuciu jakie jej przysparzało, także o ślimakach, i kamieniu który mogła przysiąc że czuła w swojej dłoni kilka sekund temu. Czy to nadal sen? Rzadko zdarza się że w śnie, człowiek jest świadom tego że śni. Musiała to sprawdzić.

W oddali, słyszała wodospad. Gdy jednemu z oczu udało się przejrzeć spośród łez, dostrzegła przebłyskującą ścianę wody, w oddali. Była taka spokojna i nieustanna. Wtem, w oddali dostrzegła postać. Była to małe dziecko, o długich blond włosach. Spojrzało na swoje lewo, wskazując po chwili wielki przemykający szybko cień. Za taflą wodospadu, przemknął obiekt, a wraz z nadejściem obiektu, dziecko czmychnęło. Nagle usłyszała dźwięk…

Wszyscy
…nagle coś poruszyło się za wodospadem. Nikt nie miał czasu by przyjrzeć się bliżej. Na granicy słyszalności grupa usłyszała radio, a konkretniej ludzki głos w oddalającym się radiu.
„Fokstrot, tu Czarli.. kszzzt… straciliśmy Eko, obecnie jesteśmy ścigani przez niebieskich.. kszzzt.. prosimy o wsparcie”
Po chwili jeszcze słabiej odbierany i już niknący, odzew.
„Zrozumiałem Czarli, kierujcie się do… kszzzt.. lewego skrzydła w…. kszzzt… kszzzt.. centrum handlowym La Part Dieu…”
W oddali słychać było, trzy stłumione strzały. Później cisza. Na nowo, pustkę w eterze wypełnił szum wodospadu, o powoli schnącym źródełku.
Gdy w grupie ponownie ktoś chciał zabrać głos, ten został przerwany przez skowyt wilków na wyższych piętrach. Mężczyźni skierowali wzrok ku pomieszczeniu, w którym się poprzednio znajdowali. Doszukując się w gruzowisku jedynego schodo-podobnego miejsca, prowadzącego na wyższe piętro. Dopiero po chwili uspokoili się, przypominając sobie, iż jedyne wyjście z niego, prowadziło do ogrodu. Jeszcze przez kilka sekund słyszeli stukanie pazurów i wycie na wyższych piętrach…
….po czym jak gdyby nigdy nic. Ucichło.

***
Wybieraj rozważnie;

Maksymilian Kowalski

[Cykor: Zmniejszasz dzielący cię dystans od Piotra, bądź „Milczka” wręcz zwieszając się na ich ramionach. Udając zainteresowanie istotą za meblem. Dopiero w tej opcji Maks dostrzega Alicję oraz jej problem z nogą.]

[Obiektywizm: Prosisz wszystkich w miarę spokojny sposób, aby jako grupa wydostali się z wnętrza budynku, uznając przebywanie w nim za wątpliwie bezpieczne. Przewijając również w myślach stare powiedzenie „ciekawość to pierwszy stopień do piekła”.]

[Ciekawość: Ulegasz chęci poznania sięgając po dłoń zawieszoną w pnączach. Spodziewając się osoby w potrzebie. Bądź zwracając uwagę jednego z towarzyszy na temat istoty zawieszonego przy stropie. UWAGA. Niestety nie możesz jej sięgnąć bez podstawienia jednego z obrośniętych krzeseł biurowych, lub za pomocą wsparcia jednego z towarzyszy.]


Henry Bevoushe

[Łaskawość: Chowasz klucz francuski i podciągasz rękawy. Na migi pokazujesz Piotrowi, co ma robić, także machasz do Maksa. Decydujesz się wziąć sprawę w swoje ręce, skoro nikt nie wykazuje inicjatywy, podzielenia się jakimikolwiek radami medycznymi. Do Majk[ukryj=”majk”] Można spokojnie opisać przebieg operacji.[/ukryj]End.]

[Makiawelizm: By uniknąć dalszych niespodzianek grozisz dziewczynie, zniecierpliwiony zadając jej serię pytań. Dopytując się o miejsce, w którym się znajdujecie, bądź osobę, która wyrządziła jej tą krzywdę. Będąc gotów posunąć się do skrajności, aby uzyskać odpowiedzi. Oraz mając nadzieję, iż nie będziesz zmuszony do ucieczki przed żadnym monstrum bądź bandytami, którzy dokonali podobnego aktu sadyzmu i prawdopodobnie czają się teraz, gdzieś w okolicy.]


Piotr Sowiński

[Opanowanie: Uspokajasz dziewczynę, starając się skupić na sobie jej uwagę. Chwytając ją za rękę, oraz zapewniając, że razem udzielicie jej pomocy.]

[Strach: Nie mogąc się skoncentrować, zadajesz pytanie na forum o jakąkolwiek wiedze medyczną osób w grupie. Bądź prosząc jednego z mężczyzn by przebiegł się w stronę wodospadu, upewnił czy w pobliżu nie ma ludzi, którzy mogliby udzielić pomocy.]

[Czujność: Rozglądasz się po pomieszczeniu, śledząc odgłosy dobiegające z budynku. Odczuwasz dyskomfort przebywania w miejscu, które zaraz może stać się siedliskiem jakiejś miejskiej watahy. Wyrażasz także swoje zdanie na temat ulotnienia się z budynku, oraz decyzję na temat przenoszenia bądź pozostawienia dziewczyny.]


Alice Gordon

[Wiara: Poddajesz się, wiedząc że sama nie poradzisz sobie z nastawieniem nogi. Wierzysz w dobroduszność mężczyzn, gdyż nie wydają się groźni.]

[Skupienie: Inwestujesz swoje ostatnie siły w nawiązanie kontaktu z grupą. Skupiając się głównie na wybadaniu czy mogą stanowić jakieś zagrożenie.]

[Szok: Krzyczysz po pomoc, nadal wierząc iż mężczyźni są agresorami. Mimo iż nie posiadasz sił na walkę, szarpiesz się z Piotrem.]
 
Kawairashii jest offline