Ingrid obserwowała spacerki Profesora bez większego zainteresowania. Zdążyła się już przyzwyczaić do jego szeroko pojętej samodzielności. Lepsze to, niż gdyby miała za nim do sracza łazić, bo by się bał sam... "Tak jak ten baran z Norski sprzed roku", przypomniała sobie klienta. "Pomyślałby kto, że syn Północy powinien mieć dość odwagi, by instrument wyjąć i zrobić co trzeba - SAMEMU. A nie co i rusz jakieś ratunki, bo cienie są podejrzane."
Kilku drabów stanęło niby przypadkowo w różnych miejscach "Tygla", tak nagle. Coś musiało się tam stać, coś więcej niż byle podsypanie proszku. Zresztą, ciekawe gdzie taki bogaty, zepsuty skurwiel to sypał, swoją drogą.
Kiedy Heinrich wyszedł - również dość nagle, po krótkiej, acz ożywionej dyskusji - z lokalu z domniemanym Karlem, skoczyła za nimi cicho. W końcu była ochroną Profesora, nie? W tym zamieszaniu z głupim szlachciurą i tak nikt już nie wiedział, kto wchodzi, a kto wychodzi.
Ustawiła się jakiś dystans za nimi, tak z 10 metrów, żeby i dobiec w razie czego, i ostrzec, a rozmówcy nie zaniepokoić. Miała nadzieję, że ten zbir w magii paluchów nie babrał. "A spróbuj czegoś śmiesznego, Karolku, to zobaczysz", pogroziła w myślach, idąc w oddaleniu za nimi.
__________________ GG: 183 822 08 "Hokey religions and ancient weapons are no match for a good blaster at your side, kid." - Han Solo |