Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-05-2010, 15:08   #33
Lilith
 
Lilith's Avatar
 
Reputacja: 1 Lilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie coś
Post wspólny: Lilith/Abishai/Kerm/Merill

Samkha z trudem panowała nad sobą. Zwięzłe odpowiedzi obydwu niewiast nie mogły w pełni oddać obrazu położenia, w jakim znalazły się w drodze. Sprawiały mimo to wrażenie opanowanych i Samkha czuła dumę na widok ich pełnej godności postawy. Prawdziwe kobiety Krigar. Dumne, piękne i nie poddające się losowi.

Trójka Obcych wciąż przyciągała jej wzrok. Dwóch z nich podejrzanie szeptało o czymś między sobą. Trzeci pochylony nad rannym wojownikiem, najwyraźniej sprawdzał stan jego opatrunków. Drażniło ją to niezmiernie, nie mając bowiem wglądu w to, co robi, nie była w stanie wyczuć jego prawdziwych intencji. Godric wydawał się jednak odprężony i nie sprzeciwiał się tym zabiegom, więc mimo niepokoju, jaki budził w niej widok przybyszów kręcących się swobodnie pośród wojowników, sama także zachowywała spokój. Tym bardziej, gdy kobiety wyjawiły, iż jeden z nich zginął w starciu z Dzikimi. Obawy Samkhi zelżały nieco, skoro okazali się być tak samo śmiertelni, jak i reszta ludzi. Podobno złożyli ciało swojego towarzysza w wykopanym dole i przykryli je ziemią. Oznaczyli tylko owo miejsce usypanym niskim kopczykiem. Dziwne zwyczaje, jak na tak sprawnych wojowników.

Kwestią pozostało teraz tylko czy zdołają skłonić Obcych, aby ruszyli w dalszą drogę z oddziałem Deora i czy nie będą stawiali oporu. Ymma wzięła na siebie przekonanie trójki mężczyzn, by poszli z nimi dobrowolnie. Prawdopodobieństwo, że zgodzą się było większe, jeśli poproszą ich o to kobiety, którym ocalili życie i cześć.

W końcu wódz Krigarów znalazł czas, by zamienić kilka słów z Utlandsk. I wziął ze sobą Ymmę i Alanę, zapewne ufając, że skoro obie niewiasty spędziły z Utlandsk tyle czasu, to i tym razem zdołają się z nimi porozumieć.

- Tim, Jan, Chris. - Ten ostatni przedstawił swoich towarzyszy, gdy dowiedzieli się, że wódz Krigarów ma na imię Deor, zaś mąż/kochanek Ymmy - Selred.

A potem rozmowa utknęła.
Obaj Krigar spoglądali na trzech Utlandsk z zaciekawieniem, ale bez strachu czy niechęci.
Dopiero po chwili Ymma zaczęła korzystać ze sprawdzonej metody. Słowo 'kauppala' oznaczało zapewne większą osadę, coś jakby miasto. A oni mieli się czuć zaproszeni.

- Krigar, Utlandsk - Chris obrysował obie grupki sylwetek - kauppala - dorysował strzałkę, potwierdzając tym samym przyjęcie zaproszenia.
Chwilowo było to najrozsądniejsze wyjście.

Tim przysłuchiwał się bez słowa rozmowie, a raczej migowej dyskusji pomiędzy przywódcami Krigar, a Chrisem. Ymma i Alana pomagały jakoś się im dogadać. Wreszcie stanęło na tym, że mieli udać się do większej osady Krigar. Nie oponował, to było w tej chwili jedyne wyjście, a w większej społeczności może uda im się znaleźć kogoś podobnego im - Obcym - Utlandsk.

Kiedy Przybysze naradzali się między sobą, a wojowie zajęli się stosem pogrzebowym, Samkha znalazła wreszcie chwilę na rozmowę sam na sam z Alaną i Ymmą. Kolejne informacje mocno zaważyły na jej stosunku do nich. Ze ściągniętymi brwiami wpatrzyła się w tego, którego Alana nazwała Timem. Ymma potwierdziła słowa młodszej niewiasty, wskazując z kolei na dwójkę pozostałych.

Żołnierz stał z boku, tuż obok Rosińskiego. Milczący i nieco już tym wszystkim zmęczony psychicznie, choć wiedział, że musi cały czas być w stanie oceniać i analizować sytuację. Poczuł, że ktoś go obserwuje, podniósł wzrok i spojrzał w ciemne oczy, kobiety, choć ubranej po męsku. Wpatrywała się w niego, podczas gdy Alana coś do niej mówiła. Nie wiedział, czy ma się z tego cieszyć, czy wręcz przeciwnie. Niemniej jednak wysilił się na słaby uśmiech... bo w sumie co mu szkodziło? Gorzej już nie mogło być.


***


Przygotowywali się do drogi nie czekając, aż stos pochłonie ciało. Wojowie usadzili dzieci przed sobą na siodłach, natomiast kobiety pojechały same. Deor oddał swego wierzchowca Alanie, idąc przy niej pieszo. Selred również pomógł wsiąść na konia Ymmie, unosząc ciężarną kobietę niczym piórko. Aatr trzymał się blisko niego, strzelając wciąż nieufnymi, dzikimi spojrzeniami w stronę poszczególnych wojowników. Rannemu Godric'owi także zwolniono konia, jechał więc nieco skulony, starając się utrzymać w siodle.

Evans stał i patrzył, jak płomienie stosu zabierają ciało wojownika. Języki ognia, żywiące się suchym drewnem wzbijały się wysoko ponad mary, szybko trawiły odzież i cało martwego. Palenie zwłok na stosie, było charakterystyczne dla wielu kultur, zwłaszcza dla takich, gdzie kultywowano tradycje wojenne. Niemniej nie wiedział jak jest tutaj. Wkrótce potem ceremonia skończyła się, zarzucili bagaże na plecy i ruszyli za resztą.

Samka ruszając w drogę obejrzała się za siebie. Przybysze również zebrali się do drogi, zapakowawszy na własne grzbiety całe swoje mienie i dziwną broń. Obcy z największym bodaj pakunkiem, miał kilkudniowy zarost i nieco zmęczone spojrzenie...ale i uparcie wpatrywał się w drogę przed sobą. Szedł krok za krokiem w kierunku, w jakim podążała cała grupa.

- Jeszcze trochę i dorobisz się takiej brody, jak ci niektórzy Krigar - zażartował Chris. - Umiesz posługiwać się brzytwą?
Poprawił łuk, jak na razie, na szczęście, stanowiący jedynie niepotrzebny dodatek do ekwipunku.

-Po co mam jej używać?- mruknął w odpowiedzi Jan, uśmiechnąwszy się ironicznie.- No i kiedy? Pomiędzy jedną a drugą próbą napaści, było zbyt mało czasu.

- Racja - dodał Tim - tutejsi prowadza bardzo intensywny tryb życia, jeśli można to tak nazwać - zażartował.

No i był jeszcze jedne problem... Jan nie miał przy sobie brzytwy. Teoretycznie można było ogolić się nożem. Ale Rosiński jakoś nie miał ochoty testować teorii w praktyce.

Samkha przejeżdżała kilka razy obok nich, to wyprzedzając, to dając się wyprzedzić trzem objuczonym mężczyznom, obserwując ich uparcie i zastanawiając się wciąż nad powodem pojawienia się ich na terytorium Krigar i nad ich zachowaniem. W końcu zawróciła konia i ruszyła na wprost nich, intensywnie się w nich wpatrując.

Jan spojrzał spode łba, na skupionego na nim i nie tylko na nim "wojownika". Dopiero po chwili zauważył, że cóż...i za zbyt delikatnej jest budowy i twarz ma zbyt łagodną jak na mężczyznę.
A i klatka piersiowa wojownika była "kobieca"...dodając do tego niesforne kosmyki włosów wymykające się spod hełmu. Mężczyznę to zaskoczyło. Spojrzał na Samkhę zdziwionym spojrzeniem, powędrował po sylwetce dziewczyny i na jej dłonie. Lekko się zaczerwienił. Wszak bezczelnie gapił się na nią. W przypadku mężczyzny, problemu by nie było, ale w przypadku obcej kobiety... nie uchodzi.

Tim również spostrzegł, że ktoś zbliżał się w ich kierunku konno. Z dość dużą prędkością, jak na normalną kolumnę marszową, to świadczyło, albo o pośpiechu, albo o brawurze jeźdźca, albo o dużych umiejętnościach właściciela wierzchowca, albo o wszystkim na raz. Tim rozpoznał w zbliżającej się postaci, osobę, która uważnie przypatrywała mu się podczas rozmowy z Alana i Ymmą. Teraz już w stu procentach rozpoznał w owej na męską modłę ubranej postaci, kobietę.

- Pełne równouprawnienie i emancypacja - powiedział Chris, obrzucając spojrzeniem konną wojowniczkę. - Ciekawe, czy chce nas rozjechać, czy tylko zwrócić na siebie naszą uwagę.

- To coś innego.- zaprzeczył cicho Jan, potrząsając głową na boki. -Wojowniczki nie maskują swojej płci. Poza tym, ona nie wygląda na wojowniczkę.

- To kim ona jest, jeśli nie wojowniczką? - odparł Chris. - W końcu to nie jest przebranie na bal karnawałowy.

Jan wzruszył ramionami w odpowiedzi. Nie znał tego miejsca, ani tutejszych zwyczajów. Nie zamierzał jednak wyciągać tak szybko wniosków... które mogą się potem okazać zbyt pochopne.

Chyba rozpoznali, że nie mają do czynienia z mężczyzną. Szczególnie jeden z nich sprawiał wrażenie szczerze zaskoczonego, mierząc ją wzrokiem od góry do dołu i z powrotem. Prawdę mówiąc nie była z tego szczególnie zadowolona. Zanim podjechała, zdążyli już pewnie wymienić między sobą parę zdań. Widziała, jak szepczą. Skinęła im głową i objechała ich wokół, po czym znów zrównała się z nimi wstrzymując konia, by posuwać się równo z nieznajomymi mężczyznami.
Zastanawiała się chwilę co zrobić, by zrozumieli o co jej chodzi.

Gdy wojowniczka zrównała się z nimi Chris skinął jej głową.

- Chris - przedstawił się. Zgodnie z zasadami odrzucanymi przez szczególnie aktywne feministki. - Zechcesz do nas dołączyć, pani? - spytał uprzejmie. Samo zadanie pytania było odrobinę sprzeczne z logiką, ale czy mieli się na siebie gapić przez całą, nie wiadomo jak długą, drogę?

Przekrzywiła ciekawie głowę, patrząc z góry na tego, którego Ymma nazwała Chris'em. Najwyraźniej podawał jej właśnie swoje imię, ale o co pytał dalej? Na wszelki wypadek, dla potwierdzenia wskazała na niego i powtórzyła za nim - Chris? - A potem na jego towarzyszy, wskazując ich po kolei i powtarzając imiona, którymi nazwała ich Ymma. - Jan? Tim?

Tim skinął głową, kiedy wymawiała jego imię, widać Alana dobrze ją poinformowała. Gdyby nie ta cholerna bariera językowa, byłoby im wszystkim o wiele łatwiej.

Jan skinął głową w odpowiedzi na to pytanie. Spojrzał na dziewczynę wskazał na siebie palcem, powtarzając. - Jan.
Po czym na nią i spytał. - A ty?
Słów może i nie zrozumie, ale gest powinna.

- Samkha, Samkha tytär Herebeorht - zastanowiła się przez chwilę. Ich imiona były krótkie. Mogli nie zrozumieć, powtórzyła więc jeszcze raz krótko, wskazując na siebie - Samkha.

Tytuł? Miejsce urodzenia? Imiona rodziców? Diabli wiedzą. Dobrze, że ponownie podała swoje imię. Chyba imię...

- Samkha. - Chris skinął głową, potwierdzając że zrozumiał.

Tim również skinął głową na znak, że zrozumiał. Te słowa po jej imieniu, mogły być jej nazwiskiem albo nazwą rodu - pomyślał.

-Samkha.- powtórzył Jan, pozostała część zapewne była nazwiskiem, albo czymś w tym rodzaju. Rosiński spytał.- Dokąd i jak długo będziemy iść?
Po czym wskazał kierunek i... na wyprostowanej ręce przeszedł palcami drugiej. Wskazał na słońce, by potem pokazywał kolejne palce licząc, że pozna liczbę dni.

Popatrzyła uważnie w oczy mężczyzny, po czym wyprostowała kciuk i pokazując na słońce przemierzyła dłonią jego drogę ku horyzontowi, na zachód. - Eräs. - Uniosła znów jeden palec.

Była to dobra wiadomość dla całej grupki, zwłaszcza dla pieszych. A że na własnych nogach byli także oni, toteż Jan skinął głową i się uśmiechnął, mówiąc. - Dzięki.
Słów pewnie nie zrozumiała, ale przesłanie powinno być jasne.

- Eräs? - powtórzył Chris. Potem wskazał na swoje nogi, a następnie na wierzchowca Samkhy.

- Chris eräs - potwierdziła poważnie. - Jan, Tim ei - równie poważnie pokręciła głową na zaprzeczenie, a następnie pokazała dwa palce i uśmiechnęła się krzywo. - Jan, Tim... -tu nastąpił ciąg niezrozumiałych dla nich słów i kręcenie głową.

- Zabawne - uśmiechnął się Chris. I to by było tyle, jeśli chodzi o różnicę w jeździe konnej a chodzeniu pieszo.

- Wyszło chyba na to, że nie zejdzie. Wstydziłbyś się, od dziewczyny konia dopominać.- wtrącił Jan chichocząc. Po czym wskazał palcem na jednego z wojowników. -Od jednego z nich wypadałoby. Tyle, że nie liczyłbym nawet na miłe słowo z ich strony.

- Geniusz... - Chris z ironią skomentował wypowiedź Jana.

Evans przysłuchiwał się rozmowie mężczyzn z z tą kobietą-amazonką. Jeżeli do przebycia został im dzień drogi, to świetnie, o ile oczywiście dobrze się zrozumieli. Był przyzwyczajony do długich marszów, ale co za dużo to nie zdrowo.

- Jan, Tim... Chris. - Klepnęła się przez ramię w plecy, zastanowiła się, zaprzeczyła ruchem głowy. Widać było, że nie wie, jak dać im do zrozumienia czego by od nich chciała. - Jan... - Kiwnęła ręką, jakby przyzywała go bliżej do siebie.

Mężczyzna podszedł zaciekawiony do kobiety. O co jej mogło chodzić? Rzekł więc niemal pytając.-Samkha?
To klepnięcie w plecy było zastanawiające. Czyżby...chciała wziąć część rzeczy? I załadować je na swego konia. Dla pewności klepnął dłonią swój plecak czekając na odpowiedź dziewczyny.

- Ona uważa, że jesteś zmęczony i z chęcią cię zabierze ze sobą - powiedział Chris. - Chce cię podwieźć.

Wyszczerzyła się w uśmiechu i pochyliwszy się z kulbaki, klepnęła w plecak idącego obok mężczyzny, a potem okręciła się w siodle i klepnęła lekko zad konia za siodłem, gdzie umocowane skórzanymi pasami, kiwały się w rytm końskich kroków jakaś zwinięta w rulon derka, wypchana sakwa i kilka innych przedmiotów.

- Pewnie masz z nią jechać - uśmiechnął się Chris.

-Raczej coś zostawić.- rzekł Jan spoglądając na zad konia. Po czym spojrzał na dziewczynę pokazał jeden palec i na siebie, po czym na zad konia. Następnie zaś pokazał dwa palce, potem wskazał na swój plecak i na zad konia. Czekał aż Samkha wskaże odpowiednią opcję.

A Samkha zaczynała się już niecierpliwić. Schyliła się jeszcze raz i chwyciwszy za róg plecaka pociągnęła w górę. - Reppu... painava - stęknęła z uznaniem, puszczając. Był naprawdę ciężki.

To była odpowiedź, Jan zsunął z siebie plecak, ale nie oddał całego. Odpiął z niego ciężki pakunek i pomógł go przymocować na kocu. Nie było tam nic, co mogło by być groźne w użyciu, bądź niebezpiecznie w niepowołanych rękach. Była to radiostacja. Obecnie bezużyteczna, ale nadal sprawna, więc Rosiński nie chciał jej zostawić. W każdym razie, nie stanie się nic złego, jeśli przejmą ją tutejsi...a Jan czując zmniejszony ciężar dodał z uśmiechem. -Dziękuję Samkha.

- Jan -pokazała na wyciągniętej ręce symbol chodzenia, palcami drugiej ręki -kauppala eräs - wyszczerzyła się ponownie pokazując kierunek marszu. - Chris, Tim ei - pokręciła przecząco głową i pokazała dwa palce. - Chris, Tim - wskazała słońce i punkt na zachodzie horyzontu, a następnie zwiesiła bezwładnie ramiona. Klepnęła plecak Jana, a potem wskazała ich bagaże i pokazała znów na konia.

- Gdy my się zmęczymy, to nam pomoże. - Chris stłumił uśmiech. - Wdzięczny jestem, ale to nie będzie potrzebne.

- Nie wiem jak Wy, ale ja za cholery nie dam się im bawić granatami, chyba, że ten łysy mnie zdenerwuje to mógłbym mu go dać jako prezent. Myślę, że nie powstrzyma się przed wyciągnięciem zawleczki zbyt długo. Poza tym, wydaje mi się, że oni już widzieli takich jak my. Nasza broń nie zrobiła na nich wrażenia. Może nawet od biedy potrafili by ją obsłużyć, w końcu obsługi M16 uczono się z komiksu...

Widać dziewczyna nie chciała nikogo faworyzować...chyba. Cóż wiec pozostało zrobić. Jan pokazał kciuk w geście zwycięstwa i dodał spoglądając na dziewczynę.- Poradzimy sobie.
Słów może i nie rozumiała, ale intonacja głosu była przepełniona optymizmem i pewnością siebie.

- Uważaj z gestami - spoważniał Chris. - Nigdy nie wiadomo, co taki uniesiony kciuk oznacza w tej społeczności.

Spencer miał rację i Jan o tym wiedział, ale cóż... skoro bazują na języku migowym w rozmowach, to ponoszą to ryzyko. Z drugiej strony, jak będą chcieli ich zabić, powód zawsze się znajdzie.

- Chris? - Nieświadoma tematu ich rozmowy Samkha, zwróciła się do Jana. Pokręciła głową w zaprzeczeniu, wskazując ze zdziwieniem plecak.

-Ona chce przewieźć także wasze bagaże.- rzekł Jan spoglądając na dwójkę towarzyszy. Po czym dotknął swojego plecaka, siebie i wskazał ponownie kciuk w górę z uśmiechem.

- Chris astella, astella, astella - Chris spojrzał na Samkhę. Potem wskazał na słońce i doprowadził je do zachodu. A potem jeszcze raz. I jeszcze raz. Poklepał plecak. - Chris astella - powtórzył.

Zrozumiała, że ten nie odda jej swoich rzeczy. Został jednak jeszcze jeden z nich. Popatrzyła teraz na niego oczekując jego decyzji.

Tim zauważył pytające spojrzenie kobiety. Zapewne podobnie jak Rosińskiego prosiła od oddanie bagaży. Przez chwilę operator myślał, by ulżyć sobie w drodze, jednak zdecydował, że lepiej poniesie sam swój plecak. W środku były przecież paczki i magazynki z amunicją, pakiety medyczne i ubrania. Może nawet jeśli ona nie miała złych zamiarów, to nie mógł tego ze stuprocentową pewnością powiedzieć o reszcie. Kiedy mówił o zabawie granatami, wolał, żeby wódz Krigar robił to w miejscu sporo oddalonym od nich.

Dziewczyna nadal wyczekiwała jego odpowiedzi. Tim uśmiechnął się do niej i łagodnie odpowiedział powtarzając za Chrisem: - Tim astella... - kręcąc przy tym głową. Miał nadzieję, że nie obraził jej tym.
 
__________________
"Niebo wisi na włosku. Kto wie czy nie na ostatnim. Kto ma oczy, niech patrzy. Kto ma uszy, niech słucha. Kto ma rozum, niech ucieka" (..?)

Ostatnio edytowane przez Lilith : 11-05-2010 o 17:06.
Lilith jest offline