Mylay zarzucił laskę na ramię. Poprawił kapelusz. Przez dłuższą już chwilę rozmyślał nad wieloma rzeczami. Między innymi nad tym co zrobił jego opiekun który zawsze dbał głównie o siebie tym razem jemu rozkazał uciekać a sam pozostał aby się bronić. Co prawda powiedział że być może kiedyś się spotkają. W to akurat Mylay nie wątpił. W końcu każdy kiedyś umrze. Zastanawiał się nad tym co zrobił jego mistrz z prostego powodu, nie pasowało mu (Venteriemu) motyw z rodzicielskimi uczuciami. A Mylay zawsze martwił się jeśli nie rozumiał motywu osoby która coś uczyniła. W końcu postanowił zabrać głos.
-Po co nam przywódca? Naprawdę myślicie że ktoś go będzie słuchał. W końcu i tak on pójdzie tam gdzie większość. W pewnych barbarzyńskich częściach kraju pojęcie to funkcjonuje jako demokracja oznacza z tego co wiem i jak najogólniej znaczy to tyle co wola ludu. Większość decyduje co zrobią inni. Nie wiem czy to u nas zadziała, wiem natomiast że urząd przywódcy możemy powołać. Nie obiecuję że będę go słuchał ale nigdy nie zaszkodzi spróbować. Jak chyba zauważył jeden z was powinniśmy sobie stąd pójść. Jestem za. Orkowie być może nas szukają. Mylay skończył swój wywód. Po czym ściągnął kapelusz i rozpoczął kontemplacje swojego kapelusza, a właściwie czterolistnej koniczynki na kapeluszu. Tylko on i kilka innych osób na świecie wiedziało co ona znaczy. A Mylay nie lubił o tym rozpowiadać. |