Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-05-2010, 19:11   #34
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
post pisany z pomocą Lilith

Stos pogrzebowy był ponurym widokiem, ale dawał poniekąd jakieś pojęcie o ich cywilizacji. Grzebali zmarłych z szacunkiem. I bez modlitw. W każdym razie Jan żadnej nie zauważył. A potem kawalkada ruszyła. Ponoć do miejsca większego niż mała wioska.
Łatwo było zauważyć, że trójka wybawców Alany została zignorowana, prawie przez wszystkich.
Wyjątkiem była młoda wojowniczka Samkha. Dzięki niej Jan mógł zdjąć z pleców ciężką i obecnie bezużyteczną radiostację. Nie mógł jej wszak porzucić...Nie potrafił. Mogła się jeszcze do czegoś przydać. Choć Jan nie potrafił obecnie określić do czego byłby przydatna.

Droga się dłużyła, tym bardziej że Jan szedł bez koni. Był jednak żołnierzem i marsze stanowiły część zaprawy żołnierskiej. Przywykł do nich i go niespecjalnie męczyły.
Podczas tej wędrówki nie bardzo miał ochotę, ani też powodu, do rozmowy z towarzyszami.
Choć właściwie powody by się znalazły. Tyle, że jeszcze nie czas było je wywlekać.


Monotonna wędrówka w końcu znalazła swój finał w postaci dotarcia do sporej osady, obwarowanej palisadą. Rosiński ucieszył się duchu. Wreszcie prawdziwa cywilizacja, nawet jeśli lekko prymitywna.



Co prawda wisząca w powietrzu cisza, była lekko niepokojąca, ale... przecież tym razem nie byli sami. A i nie dochodziły o ich nozdrzy zapachy palące się drewna i spalonego ludzkiego mięsa.
Całość przypominała ogólne założenie wczesnośredniowiecznych osad ( a raczej wyobrażenia laika jakim był Jan, na ten temat), zamek na "szczycie" należał do pana tych włości, a osada dookoła zamieszkana była przez jego poddanych. W okolicy powinny być tez mniejsze wioski czy też osady służebne. Chociaż tego Jan nie był aż tak bardzo pewien. Od jego czasów szkolnych dużo wody upłynęło w Wiśle. Na razie ciekawie się rozglądał po tym miejscu, nawet kosztem zmniejszenia czujności. Spojrzał na zegarek upewniając się co do godziny.

I tyle zdążył zrobić, zanim grupa zaczęła się rozlokowywać w tym miejscu. Konie trafiły do stajni, dzieci dostały opiekę. A i trójce przybyszów zaproponowano posiłek, i miejsce na zostawienie rzeczy... I tu pojawił się problem...
Z jednej strony Jan nieufnie rozstawał się z ekwipunkiem i bronią. Z drugiej odmowa mogła być źle przyjęta.
W końcu byli gośćmi, chyba... Wszak tubylcy nie wtrącili ich jeszcze do lochu, ewentualnie dołu wykopanego na zapleczu zamku i przykrytego kratą, czy też drewnianej chatki zamykanej od zewnątrz. Czy gdziekolwiek lądują w tym świecie więźniowie (oby nie w kotle).
Goście nie powinni zachowywać się nieufnie. Łażenie z całym ekwipunkiem mogło być wzięte jako gburowatość w najlepszym razie.
Jan zostawił się plecak upewniając się wpierw, że każda bron palna jest zabezpieczona przed użycie. Ale przy sobie zostawił pistolet, oraz nóż...a także granat hukowy. Nikt nie był świadkiem jego użycia, więc tubylcy nie powinni go skojarzyć z bronią. A taka pokojowa w sumie broń mogła być przydatna, dla uspokojenia tutejszych.
Zostawiając plecak i ekwipunek starał się zapamiętać też trasę, jaką będzie musiał pokonać by po niego wrócić. Na razie są wszak gośćmi, ale ten stan może się zmienić.

A tymczasem ruszyli dalej... na ucztę, pełniącą rolę kolacji.

Domysły Jana sprawdziły się, choć nie do końca. Pan okazał się panią. Jakiś rodzaj matriarchatu tu panował?
Inna sprawa, że władczyni okazała się piękną młodą kobietą. O oczach błyszczących niczym gwiazdy i spojrzeniu władczyni. O twarzy anioła i wargach stworzonych do uśmiechu. Kobietą o figurze modelki, co tylko podkreślały jej szaty. Była olśniewająco piękna i tą urodą, oraz zapewne charyzmą, zdobyła sobie posłuch wśród otaczających ją wojów.

Rozpoczęły się rozmowy na szczycie. W których trójka przybyszy, była jedynie widzami. Może to i dobrze, bo ciężko uprawiać politykę, nie znając języka. Jan mógł więc obserwować rozmowy, zdając sobie coraz bardziej sprawę, że... nie byli bezpieczni? Czyli nic nowego. Tutejsi nie byli, za bardzo uradowani z Alany, ani z pojawienia się nowych przybyszy.

Niemniej dostali zaproszenie na ucztę...i to jaką. Mięsiwa i alkohol były przednie. Nie to co żelazne racje, czy to co przygotowywał Spencer. Jedzenie mogło być zatrute, ale Jan uznał, że nie ma co głodować bez konkretnego powodu. Utknęli tu na jakiś czas, więc nie ma co się izolować od tubylców. Poza tym zapachy dochodzące do nozdrzy nęciły i to bardzo. Lepiej umrzeć z pełnym żołądkiem. Zwłaszcza że i alkohol smakował wspaniale. Obecny wieczór był miła odmianą po ostatnich dniach. Co prawda atmosfera uczty wydawała się z oczątku napięta, ale potem zelżała. Niemniej od dłuższego czasu Jan nie musiał się martwić o to czy z krzaków nie wyskoczy kolejny średniowieczny kamikadze, o to że cywile głodni, o to że nie mają gdzie iść. Widok jako takiej cywilizacji, dał Janowi odrobinę otuchy...tutejsze trunki też. Spojrzał na Spencera, Kanadyjczyk miał nieco racji mówiąc, że ich gesty mogą być opacznie zrozumiane. Z drugiej jednak strony, nie mogli nie uniknąć wpadek, skoro gesty i nieliczne słowa służyły im do komunikacji.
A gdy człowiek nasyci głód i pragnienie i pragnie uwolnić się od stresu... myśli o zabawie.
Zwłaszcza, że tutejsze dziewczęta zerkały ciekawie na trójkę obcych. Taniec chyba nie miał tu jakiegoś ważnego, bądź rytualnego znaczenia. Pary dobierały się na chybił trafił (mnie więcej) i po prostu...tańczyły w takt skocznej muzyki.


Jan wypił już sporo, więc humor mu się poprawił. Obecność kobiet, wielu pięknych kobiet, działała nieco pobudzająco. Ostrożność Jana zmalała wraz z wypitymi trunkami. Zresztą, czym się martwić? I tak prędzej czy później skończy jak Ipatow, więc wolał zyskać jakieś przyjemniejsze wspomnienia przed śmiercią. Rozejrzał się po wesołych twarzyczkach pięknych kobiet dookoła. Spojrzał w bok i zastanowił się czemu nie zauważył tego wcześniej. Wszak obok niego siedziała prawdziwa piękność, w dodatku mu, a właściwie im życzliwa. Delikatnie chwycił dłoń Samkhi i uśmiechnął się. Spencer mówił coś o ostrożności z gestami, ale cóż... jakie to miało znaczenie w obecnej sytuacji? Będą się przez resztę życia, zastanawiać nad każdym ruchem?

Niczego nie spodziewająca się dziewczyna, w cokolwiek ponurym nastroju zajęta słuchaniem rozmów i obserwowaniem zasiadających przy stole wzdrygnęła się, gdy nagle ktoś dotknął jej dłoni. Poderwała rękę i spojrzała na zaciskające się na niej palce. Niemal odruchowo jej druga dłoń powędrowała do pasa, gdzie spod kaftana wychylała się rękojeść noża. Podniosła zaskoczone spojrzenie na twarz siedzącego przy niej mężczyzny.

Jana lekko zdziwiło to napięcie na twarzy dziewczyny. Zupełnie jakby była w jaskini lwa, a nie na przyjęciu. Rozumiał takie zachowanie u Alany, ale czemu tak się zachowywała Samkha? Przecież była tylko jedną... z wojów? Czemu nie mogła się odprężyć? Lekko zacisnął swą dłoń na dłoni dziewczyny, jakby chciał dodać jej otuchy, i rzekł.- Jan, Samkha.
Wskazał na tańczące pary.

Dopiero po tej zachęcie z jego strony zareagowała przytomniej. Spróbowała delikatnie wydostać dłoń z jego uścisku, energicznie kręcąc głową. Nie mogła, nie powinna. Rzuciła rozpaczliwe spojrzenia Alanie i Deorowi, jakby oczekiwała od nich pomocy.

Jan przekrzywił głowę przyglądając się dziewczynie. Trzymając dłoń dziewczyny pocierał ją kciukiem pieszczotliwie. Uśmiechnął się delikatniej. Jeszcze raz wskazał na tańczące pary. Po czym powtórzył lekko błagalnym tonem.- Jan, Samkha.
I pokazał jeden palec.
W końcu to ona okazała serce przybyszom z innego miejsca. Więc pewnie okaże więcej wyrozumiałości przy nauce tańca.

Alana była zbyt daleko, by dostrzec jej zmieszanie i rozpoznać obawy. Samkha widziała chmurne spojrzenia ciskane ku niej przez Accę z cienia po niemal przeciwnej stronie sali. Ostatnie czego potrzebowała, to sprowokowanie jego, lub kogoś z jego ludzi. Deor zareagował na jej nerwowe spojrzenia i kiwnął do niej głową, wysunąwszy podbródek w przód spojrzał pytająco. Wśród muzyki i hałaśliwych rozmów zmuszona była podnieść głos, wyjaśniając mu, czego chce od niej Obcy.

Jan nie bardzo wiedział co się dzieje, ale cóż... nie znał zwyczajów tego miejsca. Może okazał się zbyt natarczywy. Cóż, nie zaciągnie wszak dziewczyny na siłę. Jeśli i tym razem Samkha odmówi... trzeba będzie zrezygnować.

Deor powstawszy zakrzyknął coś, a najbliżsi biesiadnicy odkrzyknęli rozbawionymi głosami. Wojowie unieśli puchary, a kilka kobiet powstało i zbliżyło się do Obcych, zapraszając ich na tańce. Były o wiele bardziej chętne do zabawy niż młoda wojowniczka, która ujęła w dłoń ręce Przybysza i skierowała go w stronę czekających, uśmiechających się filuternie dziewcząt.
- Pahoillani Jan - powiedziała przepraszającym tonem i uśmiechnęła się smutno.

Cóż mógł zrobić Rosiński, tak odprawiony. Podszedł w kierunku najbliższej dziewczyny skorej do tańca. Zerknął jeszcze przez ramię na Samkhę, ale cóż... uśmiechnął się. A potem zajął ową tancerką. Wszak nie zamierzał jej zmuszać do zabawy, wbrew jej woli.

Odprowadziła go wzrokiem i patrzyła na starania jakie czynił, by opanować rytm i kroki. Nie znał ich tańca, to było pewne, ale był ambitny. Trunki, w które obfitował stół także zrobiły swoje i Utlandsk poczuł się już najwidoczniej dość swobodnie.

Na uczcie było sporo kobiet, sporo ładnych kobiet. Uśmiechających się do nieznajomych, ładnych kobiet. Wręcz kokietujących.
Janowi trafiła się ruda dziewczyna o intrygującym spojrzeniu, i skórzanej...górnej części stroju wyraźnie eksponującej jej walory. Miała też sporą siłę w dłoniach. Jeśli Jan miałby zgadywać, to była córka tutejszego kowala. Albo kowal płci żeńskiej. Czuć od niej było znajomą Rosińskiego nutę węgla drzewnego.


A może się mylił? Nieważne to było. Rudowłosa piękność była wyrozumiała dla starań podhalańczyka i z jej pomocą poznawał kolejne kroki tańca. Nieco wyższa od Jana, miała bardzo piękny uśmiech i głośno się śmiała...choć z racji bariery językowej, Jan nie wiedział, czy śmieje się z ogólnej sytuacji. Czy też może z niego.
W kolejnym tańcu zmienił partnerkę na młodziutką chyba 17-latkę o blond włosach zaplecionych w dwa warkocze. Dziewczyna strasznie się czerwieniła, co Jana dziwiło. Wszak były to niezobowiązujące tańce.

Kolejny wybór był ryzykowny... i pewnie kilka kielichów wcześniej Jan by się nie odważył.
Ale wypity alkohol, zdecydowanie zmieniał sytuację. Jan podszedł bowiem do władczyni, wychodząc z założenia, że szlachectwo szlachectwem, ale nawet królowym wolno tańczyć. Poza tym, najwyżej odmówi.
Był to jednak kolejny błąd ponieważ, gdy tylko się zbliżył, kilkunastu wojów sięgnęło po miecze, powoli wysuwając je z pochew.
A Alana, to tam będzie pokręciła głową w znaku zaprzeczenia. Cóż... w sumie nic się chyba nie stało i już Jan zamierzał się dyplomatycznie wycofać rakiem, gdy
Piękna władczyni zeszła ze swego tronu i podała mu rękę. Dłoń miała zgrabną i delikatną. Podobnie jak całą sylwetkę.

Zaczęli tańczyć. Na szczęście poprzednie tancerki pozwoliły mu opanować kroki, na tyle że nie powinien zbłaźnić się przed władczynią. A ta chyba doceniała jego wysiłki, bo wszelkie wpadki, choć kwitowała chichotem, to jednak w miarę dyskretnym.
Zresztą urodą zostawiała daleko w tyle poprzednie tancerki, delikatne rysy twarzy, miękkość ciała. Była zwinna niczym łania i zostawiała za sobą delikatny zapach jaśminu.
Janowi zdawało się, że tańczy z królową elfów, a nie ludzi. Co prawda procenty w jego krwi zwiększały u Jana idealizację władczyni tego miejsca, ale cóż... Obiektywnie patrząc, była ona jedną z najpiękniejszych kobiet na sali.

A Jan przetańczył z nią taniec...Jeden taniec. Nie więcej.

Rosiński nie zapytał ją o imię, uznając że do twarzy jej w tej mgiełce tajemniczości.

A gdy taniec się skończył, ona wróciła na tron. A Jan obtańcowywał kolejną pannicę, a potem kolejną. Aż ten wysiłek taneczny połączony z wysiłkiem marszu sprawił, że Rosiński musiał odpocząć i wrócił na miejsce obok Samkhi.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 12-05-2010 o 10:06.
abishai jest offline