Dość miłą rozmowę przerwał im nadciągający oddział zbrojnych. Biorąc pod uwagę odległość od fortu do wzgórza musieli mieć cholernie dobre konie albo … nie jechać ze stanicy. Na wszelki wypadek talabeklandczyk sięgnął po sajdak z łukiem i strzałami, by mieć go w pobliżu i wstał podnosząc w pozdrowieniu dłoń do góry i machając przyjaźnie. - Bywaj. A kogóż to do nas bogowie niosą ? Prosim na wieczerzę. Z jedzeniem u nas krucho, ale dla przyjaciół zawsze się co znajdzie. Z fortu jesteście ? Bo nam droga tam wypada. Chcemy następną noc tam spędzić. Czasy niespokojne i lepiej nie nocować pod gołym niebem, jak koniecznośc do tego nie zmusza.
Fripp gadał próbując zyskać na czasie i uważnie obserwując zbrojnych. Nic nie wskazywało na to by mieli być wrogami, ale pewności mieć nie mógł. |