Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-05-2010, 18:39   #112
Amanea
Konto usunięte
 
Amanea's Avatar
 
Reputacja: 1 Amanea nie jest za bardzo znanyAmanea nie jest za bardzo znanyAmanea nie jest za bardzo znanyAmanea nie jest za bardzo znany
Reakcja strażnika bramy wywołała na jej ustach triumfalny uśmiech. Kiedy ten w końcu się ocknął i poprowadził ich w stronę budynku straży miejskiej, kroczyła za nim pewnie i dumnie. Po drodze wzięła Demona na ręce. Postanowiła nie zwracać uwagi na to, w jakim stanie jest jej ubiór czy włosy. Po tylu przejściach mogła jedynie polegać na własnym, wrodzonym uroku i wdzięku. Miała przemożną chęć w końcu spotkać się z Mannockiem i wyjaśnić parę spraw. Nim jednak dotarli na miejsce, spotkali Laresa.

Nya zatrzymała się, wbijając w niego spojrzenie zielonych oczu. Z nim też miała do pogadania. Kiedy jednak zobaczyła jego reakcję na widok syna, zaszklone oczy, ulgę tak wielką, że niemal sprawiającą ból... Sama poczuła jak ściska się jej serce. Jej rodzice nigdy nie podarowali jej nawet cząstki tego ciepła, co Lares w tej chwili Aramirowi. Zapragnęła, by ktoś kiedyś równie mocno ucieszył się na jej widok. Odnosiła wrażenie, że właśnie zjednali sobie sojusznika. Zmrużyła lekko oczy, patrząc na zbliżającego się strażnika. W odpowiedzi skinęła mu jedynie głową. Miała pewność, że powie im tym razem więcej. Mimo to, z cieplejszym odnoszeniem się do niego wolała poczekać do czasu, aż udowodni, że na to zasłużył.

Podczas dalszej drogi, w milczeniu wysłuchała słów kapłanki na temat porwań. Mogli się tego w zasadzie spodziewać. W końcu likantropy i ich wspólnik - o ile taki istotnie był - głupi nie byli. Strasznie nurtowało ją to, o co tak naprawdę w tym wszystkim chodziło. Miała nadzieję, że Lares co nieco im rozjaśni.
Na polecenie prowadzącego ich strażnika, poczekali przed budynkiem. Kiedy powrócił i oznajmił im, że Mannock jest nieobecny, Nya miała przemożną chęć zrobić komuś krzywdę. Na szczęście jednak znalazł się ktoś kompetentny, kto mógł ich przyjąć. Nie zwlekając wkroczyła do budynku, podążając za mundurowym. Kiedy zobaczyła Akahaia, uśmiechnęła się lekko.
~ Może na dobre wyjdzie nam nieobecność Mannocka... - przemknęło jej przez myśl, gdy lustrowała elfa spojrzeniem.

Słowa zastępcy brzmiały szczerze. A przynajmniej tak jej się wydawało. Czarownica pożegnała ocalonych uśmiechem i skinieniem głowy. Gdy tamci wyszli, przyjęła bez słowa gratulacje i podziękowania od Akahaia. Postanowiła się nie odzywać. Odniosła wrażenie, że elf naprawdę wolałby, aby straż była bardziej aktywna i miała w akcji ratunkowej jakiś udział. Wolała więc przemilczeć, co myśli o faktycznych poczynaniach i zostawić ten temat, do czasu, aż uzyskają więcej informacji. Mężczyźnie zaś chyba naprawdę zależało na prawdzie, skoro oferował im premię za poznanie powodów ostatnich wydarzeń. Czarownica uśmiechnęła się uprzejmie i odparła:
- I tak początkowo zamierzaliśmy się tym zająć. Skoro ofiarowujesz nam, Panie, dodatkową premię za to, tym chętniej to uczynimy. Przynajmniej już wiemy do kogo możemy się w całej tej sprawie zwrócić... - ostatnie zdanie wypowiedziała z wyraźną goryczą - Myślę, że do czasu powrotu z pełnymi informacjami możemy tu zostawić złoto? Weźmiemy tyle, ile potrzeba nam na przygotowania a po resztę wrócimy, żeby i ten dodatkowy tysiąc zabrać. Nie ma sensu tego nosić, nie mamy na to czasu, a wolałabym w karczmie bez nadzoru takiej ilości gotówki nie zostawiać. - wyjaśniła.
- Nie widzę problemu, złoto jest Wasze, może czekać tu na Wasz powrót. Będzie bezpieczne. - odpowiedział jej elf.
Skinęła lekko głową i gdy Gabriel odłożył kufer, otworzyła go i zabrała garść złotych monet, by wrzucić je do sakiewki. Każdy z jej kompanów poszedł za jej przykładem.
- Weźcie ile potrzeba na zakup tego, co niezbędne. Resztą podzielimy się równo jak uporamy się z tym do końca... - poleciła swoim towarzyszom, po czym ponownie zwróciła się do czarnowłosego mężczyzny - Zgłosimy się do Ciebie, gdy tylko sprawa się wyjaśni.

W końcu opuścili budynek i odeszli kilka kroków. Nyarla przeciągnęła się, zadowolona z takiego obrotu spraw.
- Powinniśmy dowiedzieć się, czego chce jeszcze Lares. Ale jak pójdziemy wszyscy, będzie to tylko strata czasu. Moja propozycja jest taka - ja i Gabriel złożymy mu wizytę, w tym czasie Luiz i Chris zajmą się niezbędnymi rzeczami typu mikstury leczące i wszystko, co może nam się przydać, a Kayl i Rurik niech zorganizują jakiś prowiant. Przekąsimy coś w drodze. Odpoczniemy jak się to wszystko skończy. - zakończyła z uśmiechem. Dobór osób był nieprzypadkowy. Z Gabrielem czuła się najbezpieczniej. Sama była dość łatwym celem, ale z elfem u boku mogła się dalej włóczyć po mieście. Chris znał się na przetrwaniu a kapłance może być nieco łatwiej otrzymać magiczne wsparcie. Zaś Kayl i Rurik lubili jeść i pić, więc i to zadanie, było dla nich najodpowiedniejsze.
- Chyba, że macie coś przeciwko? - zapytała dla zasady, ale wyglądało na to, że plan został zaakceptowany - To widzimy się niebawem przed 'Wypchanym niedźwiedziem'. Kayl, Rurik, możecie przy okazji zapłacić gospodarzowi za te dni, gdy zmuszony był opiekować się naszym dobytkiem.

Gdy wszystko zostało już ustalone, Nyarla ruszyła w kierunku domostwa Laresa, ze Strzaskanymi Niebiosami u boku i Demonem w ramionach. Wieści w Nesme rozchodziły się zadziwiająco szybko. Niektórzy ludzie posyłali im pełne wdzięczności uśmiechy, inni witali skinieniem głowy. Ci nieuświadomieni zaraz dopytywali się znajomych o co chodzi, by także obdarzyć elfa i dziewczynę uśmiechem. W końcu dotarli do celu. Zaklinaczka zapukała energicznie. Drzwi otworzyły się po chwili, a Lares zaprosił ich gestem do środka. Nim zdążył cokolwiek powiedzieć, odezwała się Nya, mierząc go uważnym spojrzeniem:
- Nie wiem dlaczego nie chciałeś nam powiedzieć wszystkiego co wiesz. Ale chyba teraz jest ku temu dobra okazja. Twój syn żyje, jest cały i zdrowy. Dzięki nam i mimo Twego postępowania. A my zajmiemy się także tym, by już nic nie groziło ani jemu, ani Nesme. Słuchamy. Wyjaśnij nam.
 
Amanea jest offline