Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-08-2010, 10:23   #2
hija
 
hija's Avatar
 
Reputacja: 1 hija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodnie
NARRATOR


Wszyscy

Soki widmowej trawy rozpuszczone w wodzie i słońce działają powoli. Kradną ciału zdolność ruchu, przyćmiewając zmysły i otwierając oczy duszy. Leniwie, nie spiesząc się, jak kopacz na Stepie wykopujący studnię widmowa trwa zaczyna przejmować kontrolę nad waszym duchem odcinając go od ciała. Czy może odwrotnie.

Początkowo drętwieją wam palce, potem bezwład sięga kończyn, które stają się niczym doczepione do was, gliniane protezy. Na sam koniec odrętwienie sięga twarzy i oczu. Powieki stają się ciężkie by w końcu opaść w dół. Zaczynacie święty sen na Ścieżkach Duchów.


Rayen "Samotny Księżyc"

Krew dudni w ci skroniach, wypełnia oczy barwą tętniącej krwi. Wali, niczym bęben podczas Święta Łowów, kiedy myśliwi wracają ze zdobyczą. Potem czerwień przed oczami znika, a ty stoisz nago na szczycie wzniesienia pod niebem usianym gwiazdami i zadzierasz głowę w stronę księżyca. Jego blask wypala ci oczy i zsyła wizje.
Obrazy pojawiają się w twojej głowie, by za chwilę ustąpić miejsca czerwieni. Niczym błyskawice rozświetlające burzowe niebo.

Widzisz wilka, biegnącego przez step w twoją stronę. Sadzi pełnymi gracji susami przez falujące łany traw. Czujesz, jak jego serce bije, niczym bęben. Czujesz też, jak twoje serce bije. Oba rytmy łączą się ze sobą, zlewają w jeden, idealnie zsynchronizowany dźwięk. Wilk wbiega na wzgórze. Jego nos uderza cię w splot słoneczny o mało nie wywracając na ziemię.

Błysk!

Widzisz wielkie skały. Twoją uwagę przykuwają dwa bliźniacze, przypominające rogi szczyty. Ich wierzchołki skuwa śnieg. Jedna z gór jest czerwona, jakby „rogi” zahaczyły niebo i krew Potęg splamiła skałę purpurą. Czujesz, że to miejsce będzie niezwykle ważne!

Błysk!

Widzisz jednego z Upadłych. Shar’Raz. Demona zamieszkującego Ruiny Upadłych.



Unosi twarz spoglądając wprost na ciebie a ty dostrzegasz dokładnie jego przerażające oblicze.

Wiesz, że kiedy dojdzie do tego spotkania, możesz zginąć.

Błysk!

Potem dostrzegasz leżący w suchej trawie amulet – najpiękniejszą rzecz jaką widziałaś w życiu. Jesteś pewna, że nie jest on dziełem nikogo ze Stepów.



Potem widzisz krew płynącą po amulecie, a ten zmienia się w węża i odpełza w suche krzaki krzewu duchołapa.

Budzisz się z długiego snu.

Widzisz wilka stojącego na wzgórzu. Wygląda dokładnie tak, jak sobie go wyśniłaś na ścieżkach duchów.
- Witaj – słyszysz łagodny warkot w swojej głowie i wiesz już, że w tej chwili stałaś się z nim jednością. Nim jednak zdążyłaś nacieszyć się tą chwilą dotarły do ciebie odgłosy walki.


Melesugun "Szalona"

Ciemność pod powiekami staje się gęsta, niczym mgła.
Wybiegasz z niej wprost na jaskrawe słońce. Przed tobą suchy step. Pożółkła trawa, której źdźbła są ostre i klujące. Masz bose stopy i trawę szybko plamią krople twej krwi..
Powietrze wokół ciebie drży od gorąca, a ty dostrzegasz biegnącą w twoją stronę sylwetkę Bestii.

To brązowy, wielki wilk. Naprawdę ogromny. Dorównuje rozmiarom koniom ze stadniny waszego klanu. Czujesz siłę bijącą ze zwierzęcia. Uderza ona w ciebie, niczym podmuch wiatru niosąc ekstazę i poczucie spełnienia. Czujesz szaloną odwagę zwierzęcia i nieustępliwość w pogoni i wiesz, że ty jesteś nim, tak samo, jak on jest tobą. Że zawsze tak miało być i zawsze tak było. Wilk dopada o ciebie w kilku susach i kładzie się tuż obok twoich stóp. Drżącą dłonią przesuwasz po jego skołtunionej sierści i nagle zwierzę znika.

Na twoich oczach, trawa wysycha jeszcze bardziej, a ziemia zmienia się w spękaną skorupę. Potem obraz znika, wraz z wilkiem a ty stoisz przed jakimś wyschniętym drzewem czy raczej jego kikutem



Zaraz po nim ujrzałaś jednego z groźniejszych skrzydlatych Shar’Rhaz wpatrującego się w ciebie z tego lub podobnego drzewa.



Czujesz, że kiedy się spotkacie, walka będzie nieunikniona, a jej wynik przyniesie wiele rozwiązań. Shar’Rhaz skacze w twoją stronę, lecz w tym momencie budzisz się.

Przy tobie, na wzgórzu, opierając wielki łeb o twoją stopę leży wilk. Taki, jak ujrzałaś na ścieżkach duchów. Warczy głośno, a ten warkot brzmi jak nadciągająca burza. Słyszysz go zarówno w głowie, jak i w rzeczywistości.

Ale nie tylko to. W pobliżu was słychać odgłosy walki.



Aime „Kamień na dnie rzeki”

Widmowa trawa wyzwoliła twojego ducha z kajdanów ciała.
Miałeś wrażenie, że jesteś zarazem ciężki i lekki, nieruchomy i żwawy. Przez chwilę jest tylko ciemność, przez którą przemieszczasz się biegiem, by ustąpić pola jaskrawej światłości.

Wychodzisz z niej nad brzegiem jakiejś szerokiej rzeki. Pod stopami, na plaży, leżą tysiące okrągłych, wielobarwnych kamieni. Nieopodal pożywia się padliną pstrokata hiena. Cętkowany pysk zwierzęcia zabrudzony jest posoką. Spojrzenie jej ślepi zatrzymuje się na tobie, a ty czujesz smak krwi i mięsa w swoich wysuszonych ustach. Widzisz samego siebie innymi oczami. Słabą, kruchą istotę, której siła bierze się z zupełnie czegoś innego

I nagle ślepia hieny nie są już ślepiami, lecz słońcem płonącym na czystym niebie.

Stoisz na spękanej, wyschniętej ziemi. Obraz przesuwa się, jakbyś pędził przed siebie w dzikiej furii. Twój bieg wznieca tuman kurzu. Czujesz sól na ustach i na twarzy. Ostrą. Piekącą w gardle i na policzkach. Zatrzymujesz się gwałtownie i przed sobą widzisz ołtarz ofiarny ku czci którejś z Potęg.



Chciałbyś ujrzeć coś więcej, lecz ta jedna wizja najwyraźniej wyczerpała twoją więź ze światem Duchów. Wiesz, że były jeszcze inne obrazy, lecz uleciały z twego umysłu podobnie, jak woda ucieka między palcami.

W końcu wybudzasz się z transu. Widzisz przed sobą hienę – tą którą widziałeś na Ścieżkach Duchów. Spogląda na ciebie z inteligencją dorównującej ludziom. Czujesz jej myśli w swojej głowie, podobnie jak i ona pewnie czuje swoje myśli.

I nagle spokój tej chwili zakłóca odgłos toczonej gdzieś niedaleko walki.



Calin Deszcz w Twarzy


„Widmowa Trawa jest jak pocałunek słońca” – zwykł mawiać Dwa Duchy.
I rzeczywiście. Wysusza. Najpierw usta. Potem oczy. Aż zamykasz powieki i dajesz się ponieść gwałtownej fali wizji.

Stoisz na stepie, zalewanym deszczem. Wiatr zmienia kierunek i krople – ciężkie i grube – rozbijają ci się na czole, policzkach i brodzie. Czujesz smak deszczu w ustach lecz to nie tylko deszcz płynie ci po twarzy. Płaczesz, czując słony smak łez.

I wtedy widzisz wielkiego wilka, który biegnie przez deszcz w twoją stronę. Dopada cię w kilku susach stawiając łapy na twoich barkach. Zupełnie nie czujesz ciężaru Bestii, mimo, że jest naprawdę olbrzymia. Wraz z dotknięciem łap deszcz znika i wizja zmienia się. gwałtownie

Widzisz pożar. Trawa na Stepie płonie wysokim, rozszalałym ogniem. Stoisz na drodze płomieni, jakbyś miał zamiar je powstrzymać. I wtedy w szalejącym żywiole dostrzegać twarz.




I to właściwie wszystko, co zapamiętałeś. Twoja więź ze światem duchów była na tyle słaba, ze dalszych wizji po prostu nie było lub nie byłeś w stanie ich zapamiętać.

Budzisz się odrętwiały, lecz pierwsze co dostrzegasz przy sobie to dzikie, dobrze znane ci zwierzę. Jego sierść jest zjeżona, kły wysunięte. Już wiesz czemu! Gdzieś niedaleko słyszysz odgłosy walki i czujesz krew.


Jewa z Lodu

Kiedy zamykasz oczy zalewa je ... a jakże, śnieżna biel. Tak jaskrawa, że aż wypala oczy. Rani umysł słońcem odbitym od śniegu.

Stoisz po kolana w śniegu, otoczona przez białe, zmarznięte pustkowie. Jest tylko lód i ty. Zrodzona ponoć z lodu. Wokół wirują płatki śniegu.

Z tej bieli wynurza się wilk. Zwierzę potężne, majestatyczne lecz niewiele ciemniejszego od śniegu, który cię otacza. Wilk zatrzymuje się koło ciebie, a ty czujesz gorący podmuch jego oddechu na twarzy. Pachnie ... jak oddech człowieka.

Nagle śnieżyca ustępuje miejsca wizji.



Czaisz się w trawie obserwując pasące się konie. Gotowa do ataku.

Widzisz kolejny obraz. Przerażająca istota – zapewne jeden z Shar’Raz - gotowa do ataku.



Wiesz, że dojdzie do waszego spotkania. Wiesz też, że ktoś z twoich obecnych towarzyszy zginie do tego czasu.

Potem wizja znów się zmienia. Widzisz dziecko w dziwnym stroju wznoszące głowę ku słońcu.



I innego starego szamana czyniącego swoją magię nad ogniem.



Wiesz, że to będzie ktoś ważny w twoim życiu. Lecz nie wiesz dlaczego.

Na koniec dostrzegasz jeszcze jakąś budowlę, najwyraźniej jedną z ruin Upadłych. Nigdy nie widziałeś czegoś podobnego, lecz po przebudzeniu możesz modlić się do Potęg, byś nigdy czegoś takiego nie zobaczyła na swoje oczy.



Jest w tym obrazie jakieś... przesłanie. Wiesz to. Czujesz. Lecz nie za bardzo wiesz, co ono ma znaczyć.

Budzisz się z uśpienia. Obok ciebie leży biały wilk. A ty czujesz, że gdzieś niedaleko trwa walka o życie.


Ilya Ciche Ostrze

Widmowa trawa działa na ciebie dość szybko. Zapadasz w sen, w którym długo widzisz jedynie ciemność.

Potem coś przecina mrok nocy. Strzała wystrzelona z łuku. Przelatuje bezgłośnie znikając w ciemnościach.

Potem coś wybiega z mroku. Bezszelestny drapieżnik. Szybki i majestatyczny posłaniec. Cętkowane futro, połyskujące w mroku ślepia. Zwierzę nieuchwytne, jak woda w rzecze. Jaguar. Przez chwilę zatrzymuje się i spogląda na ciebie. Oczy błyszczą jak dwie kule życia pośród Krain Ciemności, a potem jakaś siła porywa cię w dół, jakby ziemia nagle zapadła się pod twoim stopami.

Spadasz w dół, by spaść plecami na rozpulchnioną glebę, która pachnie błotem i krwią.

Nad tobą pochyla się łeb ogromnego tygrysa z kłami, jak ostrza włóczni



Potem pysk bestii znika i zmienia się sceneria. Leżysz na czymś twardym, jak skała i dostrzegasz człapiące monstrum, które na pewno nie należy ani do ludzi ze Stepów.



Całe ciało tego potwora zachlapane jest krwią. Masz wręcz wrażenie, że dostrzegasz parę unoszącą się nad tym kolosem. Czujesz, że kiedyś wasze drogi – twoja i tej bestii – przetną się. Że potwór szuka ciebie. Że nic i nikt nie powstrzyma go w wypełnieniu misji odszukania twojej osoby.

A potem wszystko pochłania mrok i za chwilę widzisz siebie, stojącą pośród pustkowia. W rękach ściskacz ociekający krwią kamień. Wiesz, że to twoja własna krew brudzi jego powierzchnię i że tak musi być. Że tego oczekują duchy.



Potem jest tylko ciemność z której w końcu wyłaniasz się do świadomości.

Budzisz się. Powieki pieką, jakby ktoś natarł je piaskiem. Obok ciebie widać leżącego jaguara. Wielki kot niespokojnie strzyże macha ogonem i strzyże uszami. A ty zdajesz sobie sprawę, że gdzieś obok was trwa walka.


Nemain Goniąca Wiatr

Odpływasz w objęcia wywołanego widmową trawą snu z niespokojnym drżeniem serca. Wiedząc, że na ścieżkach duchów czeka na ciebie twoje przeznaczenie, czujesz jeszcze większą presję. Chciałabyś, by wszystko poszło dobrze, lecz obawiasz się, że coś jednak się wydarzy.

Wizja przychodzi niespodziewanie, jak sen po wyczerpującym dniu.

Najpierw widzisz potężnego lecz smukłego geparda, który stoi na wielkiej skale spoglądając w dół, niczym niezmordowany strażnik. Widząc ciebie ogromny kot zeskakuje z zasługującą jedynie na podziw gracją w dół kilkunastometrowego urwiska o dziwo lądując bez uszczerbku na zdrowiu w wyschniętej trawie przebijającej się u stóp skały. Pod skórą prężą się wspaniałe mięśnie, a Bestia unosi łeb i spogląda wprost na ciebie. Jedno twoje spojrzenie w jego roziskrzone ślepia, a wiesz już, że on jest twój, a ty jesteś jego. I że nic, nawet czyjaś śmierć, tego nie zmieni, bo nie może.

Potem jednak Bestia znika.

A wtedy przez twoimi oczami przetaczają się zupełnie inne i zdecydowanie mniej przyjemne obrazy.

Biegniesz, jakbyś goniła wiatr, pomiędzy skałami. Ich szczyty wyglądają jak labirynt z kamiennych lanc. Czujesz strach, który uderza w ciebie z niespotykaną siłą. Potworny, mdlący strach, będący zarówno siłą napędową, jak też siłą przeciwstawną do twojego biegu. Masz jakiś cel, do którego się zbliżasz. Przed sobą dostrzegasz dziwną konstrukcję – ni to wigwam, ni to jurta.

Nie wygląda on jak jedno z ruin Upadłych, ale sprawia nie mniej upiorne wrażenie.

[IMG]http://www.ngildart.com/SSWeb/FMW/Mesopotamia/FMW.Mesopotamia.Ur.Ziggurat.Nanna.jpg[/i]

Na samym szczycie kamiennych schodów stoi jakaś postać.



Postać wznosi ręce nad głową. Niebo zaczyna rozdzierać coś, co wygląda jak monstrualnie wielka, gnijąca łapa. Wielkie paluchy, z których odpadają fragmenty ciała i spływa gęsta krew zmieszaną z ropą, sięgają Stepu, który schnie, obumiera i kona.

Budzisz się mokra od potu. Gepard z twej wizji tłoczy się obok innych Bestii, które nie wiadomo jak tutaj się znalazły.
Po chwili zdajesz sobie sprawę z faktu, że gdzieś obok was toczy się walka.


Wszyscy


Obudziliście się ze snu duchów.

Wasze Bestie są z wami, a do oszołomionych widmową trawą zmysłów docierają odgłosy, których nie da się pomylić z niczym innym. Echa toczonej w pobliżu walki. Kwiki zwierząt, wrzaski ranionych ludzi i ryk czegoś dzikiego i ogromnego.

Na niebie świecą już gwiazdy i owiewa was chłodny, nocny wiatr z wolna wyganiając spowodowaną narkotykiem bezsilność. Wiecie jednak, ze musi minąć dłuższa chwila, nim uda się wam stanąć na lekko chwiejnych nogach.

Wtedy jednak wasze Bestie zbliżają się, trącają was łbami, a to jedno dotknięcie działa jak najsilniejsza odtrutka. Siła witalna waszych Bestii jest taka, że wszelka wasza słabość znika w jednej bolesnej chwili.
Wraz z tym pierwszym dotykiem poza światem duchów, pojawia się też zrozumienie, tego co tak naprawdę stało się w świecie duchów. Wiecie też, czemu inni Jeźdźcy Bestii skrywali tak skrzętnie sekret rytuału Zjednoczenia.
Cały rytuał nie był bowiem Zjednoczeniem. Można go było nazwać Wyzwoleniem.
Zwierzęta, które spoglądają wam w oczy, nigdy nie narodziły się ze swoich matek. Nie są częścią żadnego miotu. To wy stworzyliście wasze Bestie. Zrodziły się one w waszych umysłach i za sprawą waszej unikalnej Mocy wasze marzenie oblekło się w ciało, wypełniło krwią i częścią waszej własnej świadomości. Wasz duch podzielił się i jedna z jego części zamieszkała w tym nowym życiu. To dlatego mówi się, że bestia i jej Jeździec są jednym ciałem i jednym duchem. Bo tak jest w istocie.
Wcześniejsze znaki, omeny i wszystkie te szczególne wydarzenia, których doświadczyliście, były jedynie sygnałem Potęg o tym, jaką Moc wam podarowały.

Wszystkie te myśli przebiegły przez wasze głowy błyskawicznie.

Krzyk bólu wyrwał was z oszołomienia.
Znacie ten głos. To uczeń Jahara Dwóch Duchów. Walka, której odgłosy słyszeliście zaraz po zakończeniu transu, faktycznie toczy się tuż obok was. U stóp Wzniesienia Wilków.

Spoglądacie w dół i widzicie ... najstraszniejszego potwora, jakiego do tej pory widzieliście, a na jego grzbiecie jeźdźca okrytego dziwnym strojem, wyglądającego jak skorupa piaskokraba lub żółwia stepowego.



Obcy Jeździec Bestii nie jest jednak sam! Towarzyszą mu najwyraźniej pomniejsze Shar’Rhaz w dużej liczbie. Wy zwiecie je zwierzołakami.



W tej nie dłuższej niż dwa – trzy uderzenia chwili, w której wasze oczy rejestrują to co dzieje się u stóp wniesienia, widzicie jak Jahur Dwa Duchy pada martwy lub bez zmysłów na ziemię, a tajemniczy, cały odziany w czerń Jeździec zeskakuje z gracją z grzbietu skrzydlatego potwora i rusza w stroną szamana.

Shar’Rhaz wydają z siebie zwierzęce odgłosy i truchtem kierują się na szczyt wzgórza – najwyraźniej mają rozkaz zaatakować i was. Zwierzołaki mają dwukrotną przewagę liczebną. Wiecie, że żaden człowiek nie wyszedł z pojedynku z nimi bez szwanku, lecz wy nie jesteście teraz zwykłymi ludźmi. Jesteście Jeźdźcami bestii – wybrańcami Potęg i obrońcami Stepu. Zwycięstwo powinno być wasze, choć zapewne nie zostanie zdobyte łatwo.


CALIN "DESZCZ W TWARZY"



Ścieżka duchów nie wywarła na nim wielkiego wrażenia. Może dlatego, że oprócz jakiegoś męskiego oblicza niewiele z niej zapamiętał … właściwe, to nawet nie zależało mu na tym. Calin był dzieckiem prerii, nie snów. Miast, na szlakach pozazmysłowych, znacznie lepiej czuł się na stepie mając: wiatr we włosach, oręż w garści i jaja między nogami. Przy czym rozumiał, że nie wszystkie osoby należące do ich gromadki mogły w całości podzielać jego punkt widzenia, szczególnie odnośnie trzeciej kwestii spośród wymienionych.

Przez chwilę czuł się zmieszany, półprzytomny, jakby jeszcze nie do końca obudził po przebyciu wizji, gdy mokry nos Wilka dotknął mu lekko policzka.
- Drugie ja – pomyślał. - Takie same, a przecież inne.
Rozejrzał się wokół. Siedząca najbliżej Ilya witała się właśnie ze swoim kociakiem wielkości solidnego bizona.
- Jaguar – pomyślał. - Pasuje do niej. Pełen gracji oraz niesamowitego wdzięku, ale jednocześnie groźny. Tak zresztą, jak każda niewiasta, kiedy uzna, iż naruszono jej dumę – doskonale wiedział to po własnej matce, która była naprawdę spokojną kobietą, chyba, że ojciec ją czymś rozzłościł. Wtedy okazywało się nagle, że dzielny Przebiegły Wąż wolał natychmiast udać się na kilkudniowe polowanie, po którym znowu byli kochającą się rodziną.

Nieco dalej stała Jewa, a przy niej kolejne cudowne zwierzę o sierści przypominającej barwę jej włosów, a potem jeszcze inni … ludzie i bestie.
- Mamy robotę, stary – szepnął do Wilka drapiąc go pieszczotliwie po uszku.
W duszy grał mu odgłos walki. Taki, jak zawsze, jednocześnie zaś inny. Krew bestii pędząca przez tętnice nasączała ciało energią, a oczy zaczynały błyszczeć jaśniejącym zewem krwi. Złapał Wilka za kudły na karku i jednym skokiem znalazł się na jego grzbiecie. Strach? Może, ale nie taki, który zniewala, lecz ten dopingujący do błyskawicznego działania.
- Chodź! - krzyknął do stojącej obok dziewczyny i puścił się pędem obok atakujących Shar’Rhaz. Szaman! Wcześniej on pomagał im, teraz zaś była ich kolej, by służyć jemu oraz wszystkim Wallawarom. Wprawdzie nie był tak wspaniałym wojownikiem, jak pewny siebie Aime, czy twarda, lecz zarazem mająca w sobie coś sympatycznego, Melesugun, ale jako jeździec zawsze wyróżniał się wśród rówieśników. Oni mogli pokonać napastników, a on … uratować szamana. Taki był też jego plan. Może uda się przedrzeć przez grupę Shar’Rhaz, a potem porwać w biegu nieprzytomnego, miał nadzieję, szamana. Potrafiłby to zrobić, wiedział, że zwłaszcza z Wilkiem, sobie doskonale radę … rzeczywistość jednak ...

Serce waliło niczym bęben, zaciśnięte zaś usta zdradzały pełen determinacji upór. Żywonóż w jego ręku błyskawicznie zwiększył długość. Atakująca go bestia nie mogła przewidzieć tego ruchu. Szalony Shar’Rhaz skoczył na niego, ale jednocześnie musiał uniknąć kłów Wilka. Ich pierwsza wspólna walka! Jeszcze się nie znali, jeszcze byli niezgrani, jeszcze … zwierzołak zwinął się niemal w miejscu, ale ostre niczym noże zębiska zdążyły mu wyrwać kawał sierści ze skórą. Ryk targnął powietrzem. Ryk i zapach krwi, który doszedł do ich nozdrzy. Potem zaś był tylko moment wściekłości, kiedy wroga kreatura zdała sobie sprawę, że jej ciało przeszył nagle rosnącą klingę żywonoża. Pokryta tryskającą krwią oraz potem dłoń wyszarpała w pędzie oręż, gdy nagły ruch po lewej … Gdy walczył z jednym Shar’Rhaz drugi niespodziewanie zaszedł go z boku. Wilk gwałtownie odskoczył próbując ratować ich obu przed nowym niebezpieczeństwem.
- Jedź! - nagle usłyszał jej głos. - Ten jest mój.

Piękna dziewczyna i jej niezwykła bestia natarły na złowrogiego przeciwnika. Zobaczył jeszcze, jak Shar’Rhaz przerwał poprzedni atak i próbuje rzucić się na nią. Mgnienie, podczas którego Wilk przeleciał kolejne kilkanaście kroków, już niemal dochodząc szamana. W tym czasie tajemniczy Jeździec pochylił się nad Juharem. Nagły ruch ręki, kiedy zerwał mu coś z szyi. Leki? To stanowiło jedno z najgorszych zbrodni, które mógł wyrządzić człowiek stepów.
- Łajdaku – wrzasnął, kiedy tamten uniósł broń do ciosu, chcąc dobić, widocznie nieprzytomnego, szamana. Jednak natarcie Calina powstrzymało go. Rzucił jakieś podle słowo, od którego, zdawałoby się, poczerwieniało gniewem powietrze wokoło.

- Mam … cię … - chciał dokończyć Calin wznosząc żywonóż, ale nie zdążył. Wrogi Jeździec uniósł dłoń posyłając jego i Wilka za pomocą nieznanej magii nieopodal w krzaki.
- Aaa! - Ból! Mroczki latające przez moment przed oczami, przekonanie, że skrewił oraz walka przeciw nagłej słabości w nogach. Krzaki nieco załagodziły upadek, ale czy tam, do jasnego gromu, musiały też rosnąć pokrzywy?
- Muszę wstać! - nie wiedział, czy przelatuje mu to przez umysł, czy mówi na głos. - Muszę – czuł jak jego myśli i Wilka mieszają się, a po chwili powoli jaśnieją. Żywonóż poleciał gdzieś przy upadku, ale na bezgłośne polecenie wrócił do ręki, niczym posłuszny psiak. Zastawił się, a magiczna klinga błyskawicznie nabrała długości, zaś ślepia jego bestii znowu zalśniły potęgą mocy. Nieznajomy jakby zawahał się, nie wiedząc, co zrobić. Może parsknął nawet widząc ich kolejne usiłowania. Uniósł dłoń … kiedy powietrze przecięły odgłosy kolejnych Jeźdźców.

Obcy zaklął zapewne sycząc coś podłego, ale nie zaryzykował. Mógł pokonać jednego, ale widocznie obawiał się jednoczesnego starcia przeciwko kilkorgu. Wskoczył na swoje monstrum, przypominające smoka z baśni opowiadanych przez najstarsze kobiety plemienia i odleciał w kierunku południowego – wschodu.

Calin nie próbował go nawet ścigać. Pomyślał o Ilyi, reszcie towarzyszy ... Dalej zbierał siły podchodząc do szamana.
- Wrrr – ostrzegający głos Wilka zwrócił jego uwagę na wracającego zwierzoluda, który powracał dobić szamana. Juhar dalej leżał nieprzytomny, a Calin nie miał jeszcze pełnej siły zaatakować, ale … na pewno potrafił bronić. Tym bardziej, że zbliżali się inni i ryzykować nie było potrzeby. Obydwaj zajęli obronną postawę. On wyciągając przed siebie ostrze żywonoża oraz Wilk, przygotowany do skoku, zwarty, gotowy do błyskawicznego uderzenia. Niepewny Shar’Rhaz, zaskoczony chyba nagłym pojawieniem się obrony, przystanął wahając się.

AIME "KAMIEŃ NA DNIE RZEKI"


Straszliwy ból głowy i bezwład kończyn to było wszystko o czym mógł teraz myśleć. Aime otworzył oczy i dostrzegł zarys bestii. Usiadła u jego stóp. Była potężna i całkowicie mu oddana. To było uczucie z którym nie mógł sobie poradzić. To był on sam, on był tą Bestią, była zrodzona z jego duszy. Z jednej strony odczuwał radość, że już zna odpowiedź, kto wie czy nie na najważniejsze w życiu pytanie. Z drugiej jednak irytacja, złość były dojmujące. Duchy potraktowały go nie tak jak to sobie wyobrażał. Obraz kamiennego ołtarza jaki tkwił mu usilnie z tyłu głowy i nic więcej. Czuł podskórnie, że powinien zobaczyć więcej, ale nie jest mu to dane. Byłby może dłużej dusił to w sobie gdyby nie odgłosy, które dotarły do jego uszu. Inni musieli usłyszeć to długo przed nim bo kilkoro z nich próbowało podnieść się z trudem. Bestie którymi byli czekały cierpliwie co zrobią ich…, co sami zrobią.
Walka! Wróg! Bitwa!- te słowa wizualizowały się w jego głowie.
Gdyby tylko mógł się ruszyć, dobyć żywonoża i rzucić się w wir walki. Jak dziecko czy schorowany starzec nie miał sił, żeby się ruszyć. Uderzyał się dłońmi po udach próbując w ten sposób zmusić je do posłuszeństwa. Podniósł wzrok i ujrzał migdałowe oczy hieny, które tak dobrze znał.
-Ty wiesz czego chce prawda?- wyciągnął do niej dłoń i poklepał po potężnym karku.
Siły wróciły błyskawicznie, był zdolny do działania. Moc jaka tkwiła w tych magicznych stworach wypełniła jego ciało. Zerwał się na równe nogi. Inni widać odczuwali to podobnie bo w ich ruchach dało się dostrzec pewność i siłę. To dodało mu otuchy. Podszedł do bestii. Może nie powinien, ale zawahał się.
Do tej pory nigdy na to nie pozwoliła-wyszeptał sam do siebie
Nie było nad czym się zastanawiać. Chwyciła się mocno i wspiął na jej grzbiet. Poczuł jedność i siłę, moc i potęgę, był gotów do wielkich czynów. Wyciągnął żywonoże i podniósł ramiona. Ostrza wydłużyły się przybierając kształt zakrzywionych szabli. Napawał się chwile widokiem błyszczących kling. Zmrużył oczy rozejrzał się wokoło. Było ich siedmioro, każde z nich pełne zapału i chęci do walki. Tak sobie to wyobrażał. Kątem oka zauważył Calina odjeżdżającego na swoim wilku gdzieś boczną ścieżką. Pewność jego działań i umiejętność z jaką dosiadał wilka uspokoiły Aime w jego obawach.
Niech czyni co zamierzył, nic mu nie będzie-pomyślał
Wyciągnął ramię z wniesionym ostrzem i krzyknął do pozostałych.
-Uderzajmy bez litości! Zmieciemy ich jedną szarżą!
Obrócił się, pojechał do skraju zbocza przystanął na moment przyglądając się toczącej się na dole walce i z okrzykiem.
-ŚMIEEEERĆ!!!!
Rzucił się na wspinające się na wzgórze Shar’Rhaz.
Bestia niosła go z gracją. Wyczuwała kierunki i siłę z którą chciał zaatakować. Nie była to doskonała symbioza, wiele musieli się jeszcze nauczyć, ale żaden z jego dotychczasowych wierzchowców nie miał prawa równać się z jego Hieną. Kilkoma susami doskoczyli do pierwszego zwierzołaka. Tamten był przygotowany, zatrzymał swój bieg pod górę, musiał zauważyć nacierającego Aime, bo zaparł się mocno gotów do skoku, który zrzuci jeźdźa. To była częsta taktyka spieszonych przeciwników i Aime był na nią przygotowany. W ostatniej chwili pognał bestię do przodu przyspieszając tempo. Zaskoczona kreatura próbował usunąć się na bok, ale potężny łeb hieny powalił go na ziemię jednym uderzeniem. Aime dokończył tylko jego żywota pewnym pchnięciem w odsłonięte gardło.
Szybkie spojrzenie za siebie uświadomiło mu, że kolejny jest bardzo blisko. Jeździec stracił impet i do tego musiał zmienić kierunek, dlatego jego przewaga nie była już taka miażdżąca. Uchylił się od zamaszystego ciosu pazurami. Niewiele brakowało a rozorałaby mu pierś. Zraniły lekko tylko jego wierzchowca. Hiena nie zareagowała za to on poczuł lekki ból. Gniew jaki pojawił się zaraz po tym przesłonił mu wszystko inne. Napierał na Shar’Rhaz bez ustanku. Była zwinna i silna. Kilka razy o mało nie dosięgnęła Aime. Ranił ją dotkliwie, a ta nadal trzymała się na nogach. Gryzła szarpała wyła z wściekłości, ale to nie mogło odwlec nieuniknionego. W końcu padła po jednym z cięć żywonoża, broczyła krwią, ale cały czas starała się podnieść. Potężna łapa hieny przygwoździła ją do ziemi a Aime jednym szybkim cięciem rozorał jej brzuch uwalniając wnętrzności. Krew na ostrzu, krew na sierści, krew na twarzy. Młody wojownik podniósł oręż i zawył przeciągle ku niebu.
Pozostali toczyli swoje pojedynki, razili przeciwników bez opętania. Jeździec szukał wzrokiem kolejnych wrogów. Ten, który przybył na smoku pochylał się na ciałem Juhara Dwie Dusze. Zerwał pewnym ruchem z szyi leżącego szamana coś na czym wyraźnie mu zależało. Calin też to zauważył bo z okrzykiem rzucił się w jego kierunku. To co wydarzyło się później ostudziło zapał Aime a Calina posłało kilka metrów tył. Obcy jeździec dysponował mocą która zmroziła krew w żyłach obserwującego tę scenę jeźdźca. Zawahał się. Przed chwilą był gotów zmieść go z powierzchni ziemi, ale teraz nie czuł się gotowy zmierzyć z tym przerażającym stworem. Ten tylko parsknął z pogardą i oddalił się w kierunku stwora, którego dosiadał. Aime otrząsnął się, był zły na siebie. Opanował uczucie widząc, że jeden ze zwierzoludzi zmierza w kierunku Calina. Spiął wierzchowca i ruszył w tamtym kierunku. Calin był niezłym wojownikiem, któremu nie brakowało odwagi. Przybrał postawę obronną i wyczekiwał. Jego wilki zajął się tymczasem innym przeciwnikiem i nie mógł go wspomóc. Pierwsze uderzenie pazurów zostało sparowane przez jeźdźca, który wykorzystał okazje kontratakował mocno raniąc przeciwnika. Tamten odskoczył jak oparzony i już gotował się do skoku, kiedy jego łeb poleciał z impetem na glebę. Bezgłowe ciało zwaliło się na ziemię. Aime uniósł ramię w geście pozdrowienia i ruszył za następnym zwierzołakiem.
.

RAYEN "SAMOTNY KSIĘŻYC"


Słońce swym natarczywym okiem wpatrywało się w twarz Rayen. Dziewczyna czuła jak płyn z widmotrawą wysycha na jej ustach, a ciepło promieni rozchodzi się po całej skórze. W końcu wszelka energia witalna opuszcza ją, aż ona sama traci kontakt ze swym ciałem. Wtedy cały świat pozostawia za sobą, a jej Duch podąża Ścieżkami Duchów.

Wszystko znowu nabiera fizyczności i realności. Krew na nowo zaczyna krążyć w ciele, a zmysły rejestrują otoczenie. Rayen wie jednak, że jej Duch wciąż chadza Ścieżkami, bo wszystko dzieje się zbyt szybko, zbyt szybko zmieniają się obrazy, ale ona za nimi nadąża. Każdy obraz trwa chwilę, ale wycina się w jej świadomości, aby pozostać tam już na zawsze. Puls tętniącej krwi, księżyc, Bestia. To jestem ja – myśli Rayen. To jestem ja –potwierdza Bestia. Myśli biegną teraz innym torem. Dwie bliźniacze skały o rogu skąpanym we krwi, Demon z Ruin, jego wykrzywiona twarz. Niebezpieczeństwo! Niebezpieczeństwo! Spokój. Amulet wśród pożółkłych traw naznaczony krwią, posoką, która niczym obślizły gad czai się wśród krzewów duchołapa.
Nagle wszystko się urywa. Wizje ustały, a świat zewnętrzny powrócił. Rayen uniosła wzrok i napotkała spojrzenie jej bliźniaczych oczu. Oczu, które należą do wilka, ale odzwierciedlają to, co mieszka w niej. Witaj. Warkot wstrząsa całym jestestwem dziewczyny, a na jej wargach pojawia się uśmiech. Potem do uszu Samotnego Księżyca docierają odgłosy walki i dziewczyna czuje gniew. Jak ktoś śmie zakłócać tą chwilę, moment, w którym ona i jej Bestia mają się poznać? Gniew szybko jednak mija i Rayen odzyskuje kontrolę nad swymi emocjami. Na wszystko inne przyjdzie czas później teraz nadszedł czas walki.

Samotny Księżyc dała sobie chwilę na uspokojenie tętna i rozeznanie się w sytuacji. Wiedziała, że niektórzy wojownicy walczą w gniewie, karmiąc się swymi emocjami i biorą siłę z wściekłości, ale jej ojciec zawsze przestrzegał ją przed takim rodzajem walki. Kazał jej myśleć podczas walki i zawsze zachowywać zimną krew. Także i teraz Rayen nie dała się owładnąć gorączce, kiedy zobaczyła jak uczeń Juhara krzyczy w bólu a sam szaman pada bez zmysłów na ziemię. Dobyła szybko żywonoża, który dopasował swój kształt do jej potrzeb. Jej ojciec, Wayra, przestrzegał ją przed walką w zwarciu, bo Rayen nigdy biegle nie opanowała tańca z nożami. Była łuczniczką i zawsze starała się trzymać wrogów na zasięg. Jej łuk był przymocowany do juków konia stojącego na dole wzgórza. U podnóża wzniesienia znajdował się też, Juhar, który być może trzymał się resztek życia i potrzebował pomocy. Calin i Aime ruszyli już na swych Bestiach w dół podążając na spotkanie wrogów. Rayen napotkała spojrzenie swojej Bestii, która pochwyciła jej niewypowiedziane pragnienia.

Dziewczyna wskoczyła na grzbiet wilka, który pomknął za pozostałymi w dół. Zwierzę doskonale pojmowało jej intencje i kierowało się prosto do konia dziewczyny. Deszcz w Twarzy i Kamień na dnie rzeki przebijali się przez Shar’Rhaz, bezlitośnie rozpruwając zwierzołaki. Rayen poczuła chęć swej Bestii do włączenia się do walki i zrozumiała, że ona sama także tego chce. Jej Bestia wyczuła aprobatę dziewczyny i zmieniła nieznacznie kierunek biegu. Wybrała sobie cel. Wybiła miękko ciało i wylądowała przednimi łapami na tułowiu jednego z przeciwników, po czym silnymi szczękami zmiażdżyła mu czaszkę. Samotny Księżyc nie musiała nawet użyć swego żywonoża do dobicia przeciwnika. Wraz z Bestią zostawiły truchło zwierzołaka za sobą wracając na swój pierwotny szlak.

U podnóża wzniesienia Rayen zeskoczyła z grzbietu Bestii i dopadła juków. Jej koń był spłoszony, ale pozostał na miejscu. Dziewczyna dobyła łuku i zgięła łuczysko żeby nałożyć cięciwę, a wtedy zobaczyła jednego, z Shar’Rhaz biegnącego w jej stronę. Nie dała się ponieść panice. W ostatniej chwili nałożyła strzałę i posłała ją prosto w pysk szarżującego stwora. Wróg padł w wysuszona trawę z łoskotem brzmiącym w uszach Rayen jak melodia. Jej Bestia, ignorując niepokój konia dziewczyny, zajęła miejsce za plecami Rayen, strzegąc ją przed atakiem z tyłu. Samotny Księżyc poczuła podmuch wiatru wywołany skrzydłami odlatującego ogromnego stworzenia. Skoncentrowała swój wzrok na podbrzuszu istoty starając się odnaleźć lukę w jej łuskowatym pancerzu. Posłała strzałę, ale już wiedziała, że to daremny strzał. Grot ześlizgnął się po łusce, nie czyniąc stworowi najmniejszej krzywdy.
Wobec tego Rayen szybko przeniosła wzrok na teren przed sobą starając się wypatrzyć kolejnego ze, zwierzołaków któremu mogłaby przeszyć ciało.


NEMAIN "GONIĄCA WIATR"


Koszmarne sceny i obrazy, migające jak w kalejdoskopie. Step, jej ukochany step umierał!

- Nieeeeeee!!! – obudziła się z krzykiem na ustach, cała mokra od potu.

Usiadła, chociaż ciągle jeszcze kręciło jej się w głowie. Rozejrzała się trochę nieprzytomnym wzrokiem. Powróciła ze ścieżki duchów i coś się zmieniło.
Oprócz innych bestii dostrzegła Abu! Był przy niej. Smukły, giętki, potężny i taki piękny. Olbrzymi gepard zbliżył się do dziewczyny, dotknął łbem jej ramienia i spojrzał w oczy.
Zmęczenie i otumanienie minęły jak ręką odjął. I wtedy zrozumiała! Powróciła do niej cząstka jej duszy. To ona była dzikim kotem, to dlatego zawsze czuła, że czegoś w jej życiu brakuje.
Poczuła się spełniona i silna jak nigdy dotąd.

Nie dane jej było jednak dłużej się nad tym zastanawiać. Jej zmysły zarejestrowały krzyki i odgłosy walki. Zauważyła zresztą, że Callin, Aime i inni także na nie zareagowali.
Poderwała się gniewnie z ziemi i szepcząc do ucha Abu powiedziała:

- Dalej mój piękny, sprawdźmy co się tam dzieje – i z tym słowy wskoczyła na grzbiet Bestii.

Na brzegu wzniesienia zatrzymała się na chwilę obserwując walkę toczącą się w dole. Światło gwiazd nadawało temu przerażającemu widowisku jeszcze mroczniejszy klimat. Krew zawrzała w żyłach młodej wojowniczki.
Jej dziki przyjaciel zamruczał chrapliwie, a Nemain dobyła żywonoża i dała sygnał do ataku.

Pędząc na spotkanie Przeznaczeniu dostrzegła jak Zwierzołaki ruszyły w ich kierunku. Widziała leżącego na ziemi Juhara Dwa Duchy i to jak czarny jeździec ukradł mu jakiś przedmiot z szyi.
Callin i Aime pierwsi próbowali powstrzymać czarnego jeźdźca, ale odrzuceni przez niego nieznanymi jej, ale potężnymi czarami, musieli zająć się nacierającymi Shar’Rhaz. A wróg szykował się do odlotu! Musiała go jakoś powstrzymać!

Nemain krzyknęła dziko i pędząc z Abu jak wicher , przed samym nosem Zwierzołaków dotknęła szyi geparda. Działała instynktownie. Abu odbił się mocno od ziemi i olbrzymim susem wyskoczył ponad Shar’Rhaz, aby opaść miękko kilkanaście metrów dalej. Jak w zwolnionym tempie, klatka po klatce widziała jeszcze przez chwilę zaskoczone oblicze wroga... Sama trochę otumaniona potęgą swojej Bestii, popędziła w kierunku lecącego już Jeźdźca w Czerni.
Zamachnęła się mocno i posłała za nim żywonoża. Z tej odległości i pod tym kątem musiała liczyć na łut szczęścia. Broń poszybowała jak bumerang wirując w locie. Nemain zacisnęła wargi śledząc tor lotu noża. Widziała jak ostrze zbliża się do Jeźdźca i wyraźnie trafia w jego korpus.
Dziki okrzyk wydobył się z jej piersi!

Ale cóż to?! Żywonóż odbił się tylko od dziwnego pancerza, nie czyniąc mrocznemu Jeźdźcowi żadnej krzywdy.

Jak to możliwe?? – pomyślała Nemain wściekła na niepowodzenie.

Nie czas był jednak na zastanawianie się. Zanim żywonóż zdążył do niej wrócić, Nemain usłyszała za plecami zbliżających się Shar’Rhaz. Zawróciła geparda i z tym większą żądzą w oczach skoczyła na pierwszego zanim ten zdążył zaatakować. Kopnęła go w głowę, tak, że obrócił się wokół własnej osi i wpadając na drugiego przeszył go własną bronią.
Kot rzucił się drugiemu Zwierzołakowi do gardła i rozszarpał je. Gorąca krew trysnęła, oblewając twarz Nemain.

- Śmieeeeeerć!!! – wrzasnęła Goniąca Wiatr łapiąc powracającą broń i rzuciła się w stronę kolejnego napastnika.


ILYA "CICHE OSTRZE"


Powieki opadły niczym dwa kamienie trącone podczas górskiej wspinaczki. Pogrążyła się w znanej ciemności, wśród której spaceruje duch przed tym jak wniknie w świat snów… nim wejdzie na Ścieżkę Duchów by znaleźć tam odpowiedzi. Nagle ciemność przecina jakiś kształt… To wypuszczona z łuku strzała rączo pędzi na spotkanie swego celu – znika w ciemności, z której wybiega jakieś zwierzę. Ilya wszędzie poznałaby to cętkowane futro, pełen gracji bieg bezszelestnego drapieżnika, którego często oglądała podczas polowań. Jego ślepia płoną niczym dwie pochodnie w jaskini. Jaguar spogląda na nią, przeszywa ją wzrokiem jak gdyby były to dwie pędzące strzały.

Jakaś siła ściągnęła ją w dół, ku ziemi. Spadała i spadała, i wydawało się, że nigdy nie przestanie, a zanim doleci do ziemi umrze z pragnienia. W końcu upada plecami w rozpulchnioną przez intensywne deszcze ziemię. Na ustach czuje krew i wodę, a nad sobą olbrzymi łeb. To nie jest jaguar, to tygrys, którego jeszcze nigdy nie widziała: zęby miał niczym dwa długie ostrza zdolne przebić ją na wylot niczym włócznie. W desperackim odruchu Ciche Ostrze zasłoniła twarz dłońmi, lecz bestia znikła tak nagle jak się pojawiła.

Teraz leżała na czymś twardym i porowatym jak skała… W oddali słyszy odgłosy człapania, a gdy uniosła głowę zobaczyła… TO. Wiedziała, że do końca życia nie zapomni tego widoku. To nie było żadne zwierzę, żaden człowiek. Monstrum zachlapane było krwią, widziała jak para ciepłej jeszcze posoki unosi się nad nim tworząc makabryczny woal. Ilya wie już, że przyjdzie jej spotkać tego stwora, że stoczy z nim walkę. To szło już jej śladami, szukało jej, zwietrzyło już trop.

Wizja zmętniała, znów otoczył ją mrok. Jedno uderzenie serca potem znów widziała siebie. Tym razem samą, stojącą wśród pustkowia z zakrwawionym kamieniem w dłoniach. Wiedziała, że to jej własna krew, ale nie przelała jej bez powodu. Tego właśnie od niej oczekiwano…

Nagle jej duch wrócił do ciała, otworzyła oczy mrużąc je przez chwilę. Tuż przy niej leży największy jaguar jakiego widziała w całym swoim życiu. Patrzył na nią machając przy tym ogonem i nerwowo strzygąc uszami. Ilya bezwiednie wyciągnęła rękę by delikatnie dotknąć boku zwierzęcia, a gdy tylko czubek jej palca dotknął ciepłego futra jej myśli stały się jaśniejsze i szybsze, a dźwięki wyraźniejsze. Gdzieś obok toczyła się bitwa, ktoś krzyczał czy wył. Jaguar wyciągnął w jej kierunku pysk i owionął ją gorącym westchnieniem. Pogładziła miejsce tuż nad jego ślepiami czując jak krew w jej ciele burzy się z chęci działania. Dziewczyna podźwignęła się na nogi czując, że właśnie zrozumiała jedną z tajemnic Jeźdźców – to, co właśnie przeżyli było czymś więcej niż wędrówka po duchowych ścieżkach, to było stworzenie nowego życia… I ktoś zakłócał ten wspaniały rytuał.

Lecz jej myśli szybko wróciły do tu i teraz. Odgłosy walki były realne i bliskie. Przez chwilę spoglądała na to, co się dzieje, lecz wezwanie Calina i bojowy okrzyk Aimego sprawiły, że bez zastanowienia wskoczyła na grzbiet jaguara, który spiął się do potężnego skoku, gdy tylko pewniej chwyciła jego sierść. Popędziła za Deszczem w Twarzy, widziała jego walkę z Shar’Rhazem, widziała jak drugi zagraża mu niespodziewanym atakiem. W jednej chwili ostrze żywonoża znalazło się w jej dłoni, wydłużając się.

- Nie! – warknęła czując, że jej spokojny dotąd duch ustępuje miejsca Cichemu Ostrzu. – Jedź! Ten jest mój! – w tym samym momencie Bestia wybiła się na tylnych łapach i wbiła pazury w pierś zaskoczonego demona, powalając go na ziemię. Nim ciało gruchnęło jaguar odskoczył w bok, a potem zawrócił by Ilya mogła wbić ostrze w gardło przeciwnika po samą rękojeść. Kot skoczył ku następnemu przeciwnikowi, lecz ten uchylił się, przez co dziewczyna i jej Bestia przejechali kilka metrów wzbijając chmurę pyłu. Tym razem nie udało im się zaskoczyć wroga, więc jaguar przypadł do ziemi i wężowym krokiem wycofał się z zasięgu bestii wypatrując kolejnej okazji do ataku. Przy kolejnym skoku pazury kota sięgnęły pyska i gardła stwora, lecz gdy Ilya chciała wbić ostrze trzymanej broni w ciało przeciwnika ten zamachnął się wytrącając jej broń z ręki i posyłając ją i jej Bestię w trawę. Ilya nie trzymająca się dość mocno zsunęła się z grzbietu zwierzęcia i odtoczyła się parę metrów dalej. Jaguar zerwał się na nogi i zjeżył sierść na karku, stając między nią a Shar’Rhazem. Okrążył go skupiając całą jego uwagę na sobie i niespodziewanie z biegu wybił się na tylnych nogach sięgając ostrymi niczym noże zębami gardła swego przeciwnika. Drapieżnik szarpnął raz rozrywając skórę i mięśnie gardzieli, po czym poluźnił uchwyt i odskoczył poza zasięg łap stwora.

Wyczuwając, że stwór już więcej nie zaatakuje jaguar podbiegł do Ilyi i trącił ją pyskiem mokrym od posoki. Dziewczyna zarzuciła ręce na mocny kark zwierzęcia z trudem wstając z ziemi. Upadek wstrząsnął nią, wysysając siły, lecz dotknięcie Bestii łagodziło trochę ból stłuczonego boku. Po kilku chwilach odpoczynku wgramoliła się na grzbiet zwierzęcia i razem już ruszyli w stronę reszty grupy.


MELESUGUN "SZALONA"



Samo wchodzenie w trans Melesugun zapamiętała jako niezbyt przyjemne doznanie. Stopniowa utrata władzy nad członkami ciała nie była niczym, o czym dziewczyna mogłaby powiedzieć, ze jej się podoba. Wręcz odwrotnie.
Wywołana utrata kontroli irytacja szybko ustąpiła euforii. Podążając ścieżkami duchów, ciemnowłosa doznała czegoś w rodzaju iluminacji. Jeżeli istniał w tym świecie jakikolwiek ruch, to ona biegła. Czując na twarzy głosy wszystkich duchów. Biegła, żeby doświadczyć. By objąć pień Drzewa Świata i wrócić.

Ogromna wadera pędziła w jej kierunku, ledwie dotykając wypalonej lejącym się z nieba żarem ziemi. Jej pierwotna, zwierzęca aura omal nie zbiła Melesugun z nóg. Miast strachu odczuwała jedynie euforię. To zwierzę – zrozumiała to szybko – to jej własna dusza. Jej odwaga i bitewny zapał wcielone w okrytą wilczym futrem majestatyczną bestię. Jej totem. Ona sama. Magrire... pomyślała i wiedziała, że to imię jest właściwym. Wilczyca legła u jej stóp, a Melesugun chciała krzyczeć ze szczęścia.

Wizja pieczętująca rytuał wprawiła jej duszę w drżenie. Ze strachu i złości. Ktoś odbierał im ich ziemię. Coś zżerało step. To właśnie ona została wezwana, by powstrzymać toczącego dom robaka. Uda jej się, bez względu na koszty. Musi się udać. Inaczej wszystko co zna, wszystko co kiedykolwiek kochała przemieni się w popiół.


Ocknęła się, czując na stopach ciężar wilczego łba, który rozmiarem przewyższał nawet łeb Osmana. Magrire zawarczała i dudniący pomruk rozniósł się po stepie. Melesugun wpatrywała się w nią, nie mając czelności się ruszyć. Święte pierwsze Spojrzenie przyniosło jej zrozumienie. To nie były wywołane widmotrawą majaki. Była to najprawdziwsza z prawd.
Trwało to może ułamek sekundy, gdy czujne uszy dzikiej wojowniczki pochwyciły odgłosy walki. Zerwały się równo, dziewczyna i wilczyca. Jeden rzut oka wystarczył, by mogły zorientować się w sytuacji.

Zawyły, a ich dziki skowyt podnosił włosy na karku.
Melesugun, wyszarpnąwszy dwa długie żywonoże, runęła w dół wzniesienia, aż wiatr zagral na wczepionych w jej włosy fetyszach. Była szybka, najszybsza spośród tych, których znała. Tak było zawsze. Ale ten bieg... nigdy jeszcze nie doświadczyła tak ogromnej prędkości. Zupełnie, jakby rytuał nie tylko uwolnił część jej duszy i umieścił w ciele bestii, ale i zniósł znaczną część fizycznych ograniczeń jej własnych członków. Wilczyca biegła krok w krok.
Flanką ominęły drobniejszych Shar'Rhaz. Miały inny cel. Leżący na ziemi bez ducha szaman był ważniejszy. I może byłyby i dobiegły doń bez walki, gdyby nie jeden z Shar'Rhaz, który najwyraźniej do cna obrzydziwszy sobie egzystencję, rzucił się w ich kierunku. Melesugun zareagowała błyskawicznie. Zginął cięty na odlew, niedbale, lecz z siłą tak wielką, że konał niemal w powietrzu. Z odciętą niemal głową jeszcze dobrą chwilę znaczył wszystko wokół posoką. Tknięta impulsem dziewczyna, w biegu wskoczyła na wilczy grzbiet.
~~ Dosiadam własnej duszy!~~, przemknęło jej przez myśl. W mgnienie oka później tuż za jej plecami świsnęła włócznia. Grot chybił głównego celu, lecz ranił Magrire. Rycząc wściekle zakręciły w miejscu. Gniew zalał oczy Melesugun. Ściskając kolanami wilczycę, rzuciła się ku temu, który rzucił włócznią. Zakotłowało się i prędko wyszło na jaw, że choć wyprowadzane bez chwili namysłu, to jednak ciosy długich noży perfekcyjnie trafiają celu. Splamiona krwią wojowniczka w końcu powściągnęła złość. Traciła cenny czas na walkę, którą mogli zająć się inni. Uniosła wzrok i zobaczyła jak Deszcz w Twarzy ciśnięty jakąś nieznaną siłą, ląduje w zaroślach. Przyspieszyły.
Shar'Rhaz, które jeszcze chwilę temu nazbyt niebezpiecznie zbliżały się do szamana, odskoczyły trącone wilczym łbem, sycząc głośno i tracąc równowagę. Nie mogły spodziewać się takiego skoku. Sus wykonany przez Magrire był po prostu nieprawdopodobny. Melesugun, ułapiwszy mocno wilcze futro jedną ręką, wychyliła się niebezpiecznie, w locie podrywając z ziemi szamana. Bezwładny mężczyzna nie ważył dla niej więcej niż naręcze trawy. Ryknęły, obnażając kły, aż ten czy ów spośród przeciwników cofnął się niepewnie. Resztę wyminęły wielkim susem. Magrire odbiła się z miejsca, a Melesugun miała wrażenie, jakby nigdy miały nie spaść na ziemię.
Kątem oka zarejestrowała, jak czarny stwór pod swoim Jeźdźcem wzbija się w powietrze. Powinna rzucić się w pogoń za nim, przemknęło jej przez myśl. Mimo nowej, nieznanej siły, nie umiała latać. Potrafiła jednoznacznie określać swoje szanse, gdy podążała czyimś tropem. Dogonienie podróżującego niebem wroga było niewykonalne.
Ciężar szamana odciągnął ją od tych myśli. Kolejna włócznia świsnęła jej obok ucha. Uniknęła jej, lekko tylko zmieniając położenie ciała. Gotowała się od chęci wdania się w walkę, ale bezpieczeństwo szamana – miała nadzieję, że nie jego zwłok – miało priorytet. Zakreślając wielki okręg, pognały aż za linię zstępujących ze Wzniesienia świeżo upieczonych Jeźdźców.
Dopiero umieściwszy Juhara we względnie bezpiecznym miejscu, wróciła do Shar'Rhaz.
By zabijać.


JEWA Z LODU


Świat pachniał tak intensywnie, można było zamknąć oczy i zapomnieć o wzroku, woń prowadziła wszędzie, rozpoznawała ludzi, bestie, trawy, porę roku, ptaki, które wzbiły się w górę na północ od wzgórza, ich gatunek i wiek, fakt, że jeden był chory. Zapachy prowadziły do wioski, do ludzi których tu nie było, trwali jedynie w śladach, włosach, skórze, i ubraniach jeźdźców i w końcu zapachy skierowały ją pod wzgórze, tam kończyła się ich droga i wilczyca nie mogła już czuć nic innego, tylko tę krew którą przelano przed momentem. Trąciła swego jeźdźca. Jeździec wstawał powoli, pachniał jak bestia, jak ona sama, bo był nią.
- Krew – zawyła wilczyca i obnażyła kły. Bestia była głodna.
Dziewczyna z Lodu się uśmiechała, choć jej duch nadal wracał z wędrówek.

To wilczyca je poprowadziła. Na jej grzbiecie popędziły w dół wzgórza, mijając walczących Wallawarów i demony, do miejsca gdzie obcy jeździec wzbijał się w górę na olbrzymim smoku. Przeskakiwały nad walczącymi, jakby miały skrzydła, jaśniejsza plama na jasno błękitnym niebie, chmura co zawisła zbyt nisko i zaraz skropli się w deszczu. Widziały lecz jeszcze nie wiedziały, że strzała Samotnego Księżyca nie przebiła łusek potwora. Skoczyły, wilczyca wyła, zdawało się, że zawisła powietrzu, wysoko, jakby mogła dolecieć do bestii z koszmarów, tak żeby jej jeździec znalazł się jak najbliżej. Białowłosa uniosła się na bestii, coś zapierało jej dech w piersiach, i nie był to strach. Jak długo mogą trwać tak w górze nieruchomo, jakby istniały teraz w świecie duchów, rządziły czasem, Jewa wzięła zamach, ze wszystkich sił wyrzuciła włócznię w górę, jeździec był osłonięty, celowała w miękkie podbrzusze potwora, tam gdzie właściwie zaczynało się już potężne gardło, gdzie łuski były mniejsze i cieńsze. Włócznia wbiła się ciało, z dwóch gardeł wydobył się jeden warkot. Triumf. Smok zwalnia, pędzą za nim, potężnymi susami. Tracą czas. Widzą jak włócznia wypada, rana musiała się zasklepić. Smok i jego człowiek wznoszą się poza ich zasięg. Zdają sobie sprawę, że to, co widzą to więź taka jak ich. Jeździec bestii w sojuszu z demonami.

Chcą zabijać. Pytania osłabiają, więc zadadzą je później. Wracają, wszystko to trwa sekundy, bestia czuje zapach furii swego jeźdźca, warczy, to odgłos, który przywołuje Jewę z powrotem. Będą zabijać i nie są rozsądne, przeskakują nad demonem o pazurach niczym szable tygrysa, chcą dorwać innego, tego co rozpędza się powoli, jak taran, którego nic nie powstrzyma gdy się już naprawdę rozrusza. Szerszy niż największy tur, większy niż bestia Melesugun. Shar'Rhaz niczym niedźwiedź, o futrze które szeleści jak pióra, futrze pokrytym krwią zabitych Wallawarów, wilczyca wyje, a może to Jewa krzyczy.

Jesteśmy szybsze , zwinniejsze, mądrzejsze twoja furia to letnia bryza, nasza zimowy wicher. Nie masz z nami szans. Zabijemy cię i zmienisz się w nicość, którą naprawdę jesteś, bo nawet ziemia cię nie chce, krzyczy i drży gdy po niej stąpasz, nawet ona taka bezstronna i obojętna, tym razem jest naszą sojuszniczką.

Przeskakują nad głową, żywonoże tną czaszkę, jeden wbija się w oko, wyrywa je z demona. Znowu triumf, Jewa wznosi w górę noże, śmieje się jakby sama była demonem, teraz bestia obraca się, taranuje na nie. Krwawią łapy wilczycy, krwawią dłonie Jewy, pierzaste futro nie jest z pierza. Kaleczy.
- Giń! – krzyczy Jewa. Chyba Jewa , bo może to Melesugun, może Calin, może Ilya, może Aime.
- Giń! – ktoś krzyczy, a Jewa sądzi, że to ona.

Shar’Rhaz taki potężny, niezniszczalny, shar’rhaz niczym olbrzymia góra pędzi na nie, robią jeden unik, drugi, trzeci, męczą się, ale zmuszają górę by zakręcała. Potwór męczy się bardziej.
- Wyrwę ci serce! – krzyczy dziewczyna na białym wilku.
W końcu się udaje, znowu lądują na karku demona, Jewa zostaje, wilczyca odskakuje, absorbuje jedyne oko, żywonoże dziewczyny przebijają się przez twardą skórę, z obu stron, aż zgrzytają o siebie, gdzieś we wnętrznościach potwora, dziewczyna robi unik gdy cielsko z łoskotem wali się w dół. Jej ręce krwawią aż do ramion.

Wilczyca chce wylizać ręce Jewy, pomóc zasklepić się ranom, ale jeszcze nie maja na to czasu. Następnego demona zabić będzie łatwiej. Łatwiej tez będzie zginąć, bo nic w nich obu nie dopuszcza możliwości odwrotu, życie tak niesamowite, tak intensywne, dopuszcza teraz tylko jedna ścieżkę. Może gdyby były starsze i mądrzejsze, dostrzegłyby w tym fakcie grozę. Może ta groza też by je zachwyciła.

Znowu to one wybierają przeciwnika. Ten shar’rhaz dużo bardziej przypomina człowieka. Jewa czuje od niego lodowy podmuch, to wystarcza by wiedziała, że to one muszą go zbić. Atakują z dwóch stron. Nie muszą tego uzgadniać, wykonują skok w tym samym momencie, wilczyca do gardła, Jewa chce ciąć ścięgna demona. Spotykają się głowami, demon patrzy na nie z odległości kilku kroków, jakby rozmył się w powietrzu. To nie będzie prosty taniec. Wilczyca i dziewczyna patrzą sobie w oczy przez ułamek sekundy, ich serca wypełnia pewność tego czego pragną. Czują radość. Wilczyca skacze, dziewczyna tylko udaje, demon nabiera się na ten manewr, lewa ręka z żywonożem tnie kolano. Tempo rośnie. Włócznia demona wydaje się być ze stali, lecz gdy przecina nogawkę Jewy, jej chłód aż parzy.
- To my jesteśmy z Lodu – szepcze dziewczyna, gdy we troję tańczą w niewielkim kółku, wolne kroki jak na skraju przepaści. Kto skoczy pierwszy? Biała wilczyca i blondwłosa dziewczyna tylko w walce potrafią być cierpliwe.
- Ty – mówi Jewa do demona, prawie w tym samym momencie gdy ten skacze.

Obrót. Włócznia Shar’rhaz o pustych oczach przecina drugą nogawkę, ale wilczyca topi kły w rannej nodze. Obie czują jęk demona. Wszystko przyśpiesza, percepcja łowi tylko niezbędne wrażenia, włócznia wypada z ręki demona, pada na ziemię, długi czwórgranny grot dzwoni gdy stacza się z kamienia, Jewa tnie plecy demona, wilczyca szarpie rękę, obrót trwa. Demon wyrywa się wilkowi, a potem Jewa nie wie jak to się stało, że leży na ziemi, kościste palce zaciskają się na jej gardle, dziewczyna czuje chłód, stara się nie patrzeć w czarne jak sama śmierć oczy. Dłoń odnajduje żywo nóż, ale dziewczyna nie może złapać oddechu. Wilczyca szarpie nogę, słychać jak łamią się kości, żywonóż przechodzi przez szyję. Nim znajdą siły by się podnieść, leżą przez moment obok trupa, bo świat nadal wiruje w szaleńczym tańcu.

W końcu Jewa dosiądzie wilka i wreszcie rozejrzą się obie wokół.
 
hija jest offline