Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-08-2010, 10:37   #4
hija
 
hija's Avatar
 
Reputacja: 1 hija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodnie
NARRATOR



Melesugun "Szalona", Jewa z Lodu, Nemain Goniąca Wiatr


Gonitwa! Szalony pęd Stepem! Dziki, aż do bólu w płucach.
Taki pęd może wyrwać człowiekowi myśli z głowy. Pozostawić ją pustą, niczym skorupę piaskowego kraba. Tak mawiają Wiedzący. I, jak zwykle, mają rację.

Zatraciłyście się w pościgu. W biegu waszych Bestii, które bezkresne połacie Stepu pożerają w niesamowitym, zapierającym dech w piersiach tempie. Zda się, bez zmęczenia i znużenia. Wasze umysły stają się jednością do tego stopnia, że trudno powiedzieć, gdzie zaczyna się Jeździec, a gdzie Bestia. Ale wszak tak było zawsze. I zawsze tak będzie.

Wasze imiona stały się jednością z pościgiem. Szalona, Goniąca Wiatr i z Lodu. Pościg był szaleństwem. Wróg był niczym wiatr wiejący nad Stepem, a wasze serca były zimne, niczym bryła lodu.

Ale grupa jest tak szybka, jak najwolniejszy z jej członków. Zatem tempo nie jest takie, jakby jechał jeden Jeździec. Gdzieś jednak, w głębi swoich serc czujecie, że musicie być razem, by podołać zadaniu.

Rozgwieżdżona czerń nocy ustąpiła pola szarości poranka, by następnie zmienić się w gorący, słoneczny dzień.

Tak jak pora dnia, tak zmienił się Step wokół was. Soczysta zieleń trawy zmieniła się w rdzawo-żółtą barwę wysuszonych źdźbeł. Dotarliście do granic Suchej Równiny – ziemi nieprzyjaznych wam Trygarran. Tu i ówdzie z suchej trawy wystają stosy kamienie – znaczniki miejsca pochówku. Tu i ówdzie widzicie bielejący szkielet – przestroga przed końcem gorszym niż śmierć. Przed zapomnieniem.

Ale wy nie możecie się wycofać. Wiecie, że Juharowi Dwa Duchy zależy na informacji i dostarczycie mu ją, choćby przyszło wam przebijać się przez wojowników Trygarran.

W końcu Melesugun dostrzegła mały punkcik na niebie.
Wasz cel. W końcu!
Drra’Rhak.
To dodało wam nowej energii. Wam i waszym Bestiom. Mimo, że zaczęliście odczuwać pierwsze symptomy wywołanego słońcem i brakiem snu zmęczenia. Widmowa trawa zawsze tak działa na ciała.

W pewnym momencie jednak Drra’Rhak zniknął. Jakby rozpłynął się w powietrzu. Może po prostu wylądował gdzieś w pobliżu, a wy oślepieni przez blask słońca po prostu tego nie dostrzegliście. Jednak Biała Wilczyca Jewy nadal czuje odór krwi z włóczni. Bliski. Złowrogi. Kierujecie się tym instynktem.

Mija południe. Sucha trawa tnie boki waszych Bestii jak ostrza sztyletów. Czujecie drobne ukłucia – to piaskowe pchły, które żyją wśród wyschniętych roślin. Ich ukąszenia są drobne, ale irytujące.

W rozedrganym powietrzu dostrzegacie zarys jakiś budowli.



Kolejne ruiny Pradawnych. Mówi się, że na ziemiach klanu Piaszczystych Kłów z Trygarran jest ich naprawdę sporo. Żadna z was nie była jednak nigdy tak daleko od granic waszych ziem klanowych. Nigdy.

Nagle nad ruinami wzbija się ogromny kształt znanego wam Drra’Rhaka!

Potężny jaszczur łopocząc dziko skrzydłami poderwał się w górę, a potem pomknął – niczym wicher – dalej na południe. Jesteście zmęczone pościgiem. Potrzebujecie wody. Ale pościg można kontynuować, bo cel jest dobrze widoczny.

Dostrzegacie jednak coś, jeszcze – wąską wstęgę dymu unoszącą się w połowie drogi do ruin. Ktoś tam jest i pali ognisko. Pytanie rodzi się kto i po co zapuścił się tak blisko Ruiny, z której uciekł Drra’Rhak. Może to jest osoba, z którą rozmawiał Czarny Jeździec? A może przypadkowy myśliwy lub Jeździec Bestii mający za zadanie patrolować okolice Ruin Pradawnych? Może to jest ważne? Może nie? W każdym razie każda chwila zwłoki w pościgu, może spowodować, że zgubicie trop Czarnego Jeźdźca.


Rayen "Samotny Księżyc", Aime „Kamień na dnie rzeki”, Calin Deszcz w Twarzy i Ilya Ciche Ostrze



Nocny wiatr smagał wasze twarze, kiedy pędziliście przez Step gnani niepokojem przez siebie. Waszym celem była osada Szarych Wilków. Waszą siłą – troska o bliskich. Pędziliście płosząc nocne drapieżniki, napawając się tą mistyczna chwilą zjednoczenia ze swoimi Bestiami. Z waszymi myślami i waszymi duszami.

Być wybrańcem Potęg wcale nie jest łatwo. To ciężar na sercu. Znamię na duszy. Znak, którego nie zmaże żadna siła. Jesteście sługami Potęg, ale jednocześnie władcami i dziedzicami mocy, której nie pojmie żaden inny człowiek. Silniejsi, szybsi i wytrzymalsi. A teraz właśnie ta witalność może rozstrzygnąć tak wiele.

Pędzicie całą noc, a migoczące gwiazdy i tarcza księżyca są milczącymi świadkami waszych wysiłków. Pędzicie przez noc, nie czując zmęczenia, nie myśląc o odpoczynku, aż w końcu niebo za waszymi plecami zmienia barwę na czerwoną. Szamani zwykli mawiać, że słońce wstające krwawo zwiastuje przelew krwi. Szkarłatny poblask na wschodzie zwiastuje zaprawdę wiele krwi.

W końcu jednak wstaje pogodny, słoneczny dzień, a wy pędzicie dalej, przez morze łagodnych pagórków porośniętych zieloną, falującą na wietrze trawą. W końcu okolica zaczyna być wam dobrze znana.

Rozpoznajecie pagórek, który wasze Bestie przecinają bez trudu. Poznajecie kamienie ustawione ku czci Potęg na innym wzniesieniu. Rozpoznajecie samotne drzewo.

To granice domu. Dobrze wam znane i wywołujące tęsknotę w sercu.

Na pierwsze ciało natknęła się Rayen, obdarzona wśród was najbystrzejszym wzrokiem. Samotny myśliwy z waszego klanu noszący imię Sarien Łowca Cieni. Najwyraźniej został zaskoczony nad potokiem, w którym pił wodę. Głowa omal nie została oderwana od ciała. Jedno ramię odgryzione, podobnie jak noga, przez jakąś bestię o szerokim rozstawie szczęk. Wasze Bestie czują, poza dominującą wonią przelanej krwi, również inny zapach. Ciężki, piżmowy zapach futra jakiegoś kota. Najpewniej lwa. Zwierzę totemiczne Trygarran.

Atak jednego z ich Jeźdźców na waszym terytorium uznać należy za wstęp do nowej wojny. Jednak to dziwne zachowanie, ponieważ rolą Jeźdźców, jako posłańców Potęg, jest najpierw próba negocjacji warunków wojny lub mediacja dotycząca spornych kwestii. Tego lata jednak pogoda dopisywała i zarówno zwierzyny łownej jak i innych dóbr było tyle, że klany i plemiona nie musiały przelewać krwi.

Tropy od ciała Sariena Łowcy Cieni prowadziły prosto w stronę osady. Z coraz większym niepokojem w sercach ruszyliście do waszych rodzinnych domów.

Zapach dymu i spalenizny oraz krwi wyczuliście z odległości ponad mili. To kolejny dar Jeźdźców. Wyczulone zmysły. W tym przypadku był bardziej klątwą niż darem.

Potem dostrzegliście smugi dymu unoszące się w powietrze z miejsca, gdzie znajduje się obóz. Zakole rzeki zwanej Matką Wilków. Łagodny łuk z jakim jej nurt przecinał w tym miejscu Step dawał schronienie oraz źródło życiodajnej wody. Nad rzeką rozciągają się dość urodzajne ziemie, na których klan hoduje zboża, słodkie bulwy, kłącza życia i inne rośliny uprawne. Właśnie od strony tych pól zbliżacie się do osady.
Jeszcze jedno wzniesienie, na którym zazwyczaj strażnik wypatruje intruzów z wysokiego głazu zwanego Kamieniem Wartownika. Teraz na szczycie głazu nie widać nikogo. Kiedy podjeżdżacie na szczyt widzicie jednak plamy krwi brudzące biel kamienia oraz półnagie ciało leżące u jego podstawy.

Napastnicy zniszczyli wysokie tyczki wampumów, które strzegły osadę przed duchami. Święte relikwie leżą wśród traw – połamane i bezużyteczne. Straszliwe świętokradztwo godne najwyższej pogardy w oczach ludzi Stepów!

Za wzniesieniem widać płonącą osadę! Leżące ciała! Wiele ciał! Jednak wśród leżących krążą znajome osoby. Rozglądają się. Udzielają pomocy. Widać, że wszystkim dyryguje jeden z Kręgu Szamanów – Seseung Spokojna Woda wskazując ręką cele i wydając głośnymi okrzykami polecenia.
Wasze pojawienie się, nie zostało niezauważone.

Seseung wskazuje was dłonią i nieliczni wojownicy sięgają po broń, jednak szybko napięcie ustępuje miejsca radosnym okrzykom podsyconym jednak bólem po stracie i gniewem.

Seseung Spokojna Woda wychodzi wam na spotkanie. Nawet teraz, w tej pełnej grozy chwili, ruchy szamana są opanowane a na jego twarzy, pobrudzonej osiadłą sadzą, gości spokój.

- To sprawka Trygarran i Shar’Rhaz – mówi bez powitania. – Zaskoczyli nas nad ranem. Było z nimi dwóch Jeźdźców oraz ktoś jeszcze. Ktoś, kto dosiadał najbardziej przerażającego monstrum, jakie widziałem. Shar’Rhaz z Czeluści. Zrodzonego z cieni i dymu. Odparliśmy atak, lecz obawiam się, że wróg może powrócić.

Zamyślił się przez moment i spojrzał prosto w wasze twarze.

- Jeźdźcy z obozowiska pogonili za wrogiem. Jednak nie wszyscy, bo część nadzoruje polowania w Niecce Rogobyków. Pognała czwórka: Sedrek Szybka Włócznia, Kahmal Skoczek, Zarah Liść w Strumieniu i Orga Dzikowłosa. Niestety Budhra Żółte Zęby zginęła w walce z Jeźdźcem Trygarran.

Znacie każde imię wypowiedziane przez Seseunga. Znacie twarze, które do niego pasują. Twarze Jeźdźców waszego Klanu. Jeźdźców Bestii z Szarych Wilków.
Będzie wam brakowało nieładnej, lecz miłej i uczynnej Budhry, której pożółkłe i nierówne zęby potrafiły układać się w jeden ze wspanialszych uśmiechów w osadzie.
Oprócz tych Jeźdźców i was w klanie Szarych Wilków Potęgi powołały jeszcze trzy osoby: Ruhaurka Wyniosłego, dosiadającego wielkiego, pręgowanego wilka; Sarenhę Spokojne Oczy – ciemnowłosą i pięknooką kobietę, która potrafiła godzinami pozostawać bez ruchu, dosiadającą czarnej jak noc wilczycy oraz najbardziej z nich lubianego Churkurra Śmieszka, z lekką łysiną, niewysokiego lecz chyba najpotężniejszego z całej grupy. Jako jedyny z Szarych Wilków, do czasu oczywiście waszego Zjednoczenia z Bestią, dosiadał Bestii innej niż wilk Dzikolwa, którego szable pokrywały mistyczne symbole ku czci Potęg.

- Zabiliśmy też jednego z ich Jeźdźców - wyjaśnił spokojnie szaman wskazując ręka olbrzymiego lwa i małe, skurczone przy nim ciało jeźdźca w kałuży krwi.
- Niestety drugi , w dodatku sam Shaharuk Okrwawiona Czaszka z Piaszczystych Kłów, umknął w Step.

Znacie to imię. Zawsze budziło grozę i pogardę wśród Szarych Wilków i Wallawarów. Najbardziej okrutny spośród Jeźdźców Trygarran. Porywczy wielkolud ze spiłowanymi zębami i łysą głową, którą malował krwią wrogów. Otoczony chmarą much. Aż dziw bierze, że Potęgi wybrały kogoś takiego na swojego obrońcę. Z opowieści wynikało raczej, że bardziej pasowałby do Upadłych.

- Nasza grupa pościgowa długo nie wraca. Możliwe, ze mają jakieś problemy. Może powinniście ruszyć za nimi i sprawdzić, co jest powodem opóźnienia. Dobrze by jednak było, by przynajmniej jedno z was zostało w obozie na wypadek ponownego ataku. Przyda się nam wszystkim widok Jeźdźca w tej trudnej chwili. Ja jestem tylko szamanem, o wybrańcy Potęg i niczego nie mogę wam nakazać. Mogę jedynie prosić was o pomoc, co też czynię w tej chwili.


CALIN "DESZCZ W TWARZY"


Piorun spadł paląc wszystko, co spotkał na swojej drodze. Wreszcie ludzkie dłonie i piersi stawiły mu czoła. Piorun palił je niszczycielskim płomieniem, niszczył blaskiem błyskawicy oraz przeszywającym hukiem grzmotu. Wielu padło, ale tych, co pozostali, piorun nie zdołał przemóc.

Tym razem piorunem był najazd. Shaharuk Okrwawiona Czaszka z Piaszczystych Kłów przewodził napastnikom, którzy mordowali, niszczyli wampumy, nieśli krew. Choć przemóc nie zdołali, uciekając wreszcie niczym tchórzliwe kojoty, krzywd morze wyrządzili oraz pogwałcili prawo prerii. Odtąd nie do ludzi, ale do mrocznych kreatur winni być zaliczani.

Bolały oczy, bolało serce oraz targał niepokój niepokój rodziny. Zmęczeni przeokrutnie po wyczerpującej jeździe wpadli do osady powitani przez Seseung Spokojną Wodę. Wieści dobre, o odparciu napadu, mieszały się ze złymi. Niejedna ofiara, także wśród Jeźdźców, wielu rannych, oraz Jeźdźcy: Sedrek Szybka Włócznia, Kahmal Skoczek, Zarah Liść w Strumieniu i Orga Dzikowłosa, którzy zaginęli w pościgu za uchodzącym nieprzyjacielem.
- Czyżby dlatego Moce Prerii wybrały większą ilość kandydatów na Jeźdźców? Czy wiedziały co się stanie? Jeżeli zaś tak, czemu nie powiedziały dobrym szamanom, dopuszczając do takiej rozpaczliwej walki? A może same miały tylko pojęcie, ze stanie się coś, ale nie wiadomo co? – przeleciało przez myśli Calina płaczącego sercem nad cierpieniami Wallawarów.

- Ilya, pojechałabyś ze mną? – szepnął, kiedy Seseung opisała im sytuację. Dziewczyna skinęła głową mimo widocznego wyczerpania. Tak już jest. Taka jest droga Jeźdźca. Czyś zmęczony, czy wypoczęty, służyć powinieneś swojemu plemieniu. Niepokoiła się jednak o rodzinę. Wszyscy się niepokoili, jednocześnie zaś widział wymęczenie na jej pięknej twarzy i zaproponował, że sam poszuka ich krewnych, a ona niech nieco odpocznie przed drogą. Niespokojne serduszko Ilyi nie chciało się zgodzić, ale rozsądek wreszcie przemógł.
- Spotkajmy się za jakąś chwilę, gdy tylko zorientujemy się, co z rodzinami – zaproponował wszystkim.

Sam poszedł szukać rodzin. Swoją znalazł dosyć szybko. Skalny Kwiat oraz Przebiegły Wąż nie ucierpieli podczas ataku. Calin wpadł im w ramiona.
- Synu, jak to dobrze, ze nic ci nei jest – cieszyli się ściskając, a on radował się ich szczęściem podczas straszliwej walki.
- Czy widzieliście rodzinę Ilyi? – zapytał po powitaniach.
Rodzice spuścili głowę. Ich tipi wypełnione było rannymi ludźmi, którym pomagali zarówno oni, jak i kilku innych. Właśnie jeden z pomagających wojowników na słowo Ilya podniósł się:
- Stepowy Wilk? Wujek? – dopiero teraz Deszcz w Twarzy dostrzegł jego twarz w mroku skórzanego namiotu.
- Ilya? Moja córka? Gdzie jest? Gdzie jest, bo teraz tylko ona już została. Ona i ja – powiedział cicho próbując, jak prawdziwy wojownik, tłumić emocje. Jednakże nawet przez szept przebijała się rozpacz. Calin zrozumiał. Najpierw Efez, teraz zaś dobra matka, którą również kochał.
- Moja dusza także płacze, wujku – rzekł smutno oddając hołd jego bólowi. - Ilya jest zdrowa. Dzielnie walczyła. Ma odwagę Jeźdźca oraz serce prawdziwej córki prerii – próbował chociaż tymi słowami wyrazić swoje wsparcie. – Proszę, Stepowy Wilku, chodź za mną. Zaprowadzę cię do niej.

Scena bólu przeszywająca serce spotkania ojca z córką uświadomiła mu, że Ilya powinna zostać. Przez chwilę pozostawił ich samych biegając jeszcze po obozie, by odnaleźć bliskich tych, którym losy nakazały wyruszyć za Latającym Jeźdźcem. Wieści róźne były. Jewa straciła najbliższą przyjaciółkę. Dla samotnej dziewczyny cios musiał być straszny. Calin mógł obiecać tylko sobie, że teraz oni, Jeźdźcy, powinni zastąpić jej przyjaciół. Właściwie nie zastąpić, bo tego się nie dałoby zrobić, ale stać się nowymi, na których Lodowa Piękność będzie mogła liczyć. Oraz u których będzie czuła wspólnie bijące serca. Rodziny Melesugun oraz Nemain nie poniosły strat. To nieco uradowało mu bólem przepełnione serce.

Patrzył na Ilyę i wiedział, że ona chce i musi zostać w osadzie. Bał się o nią, ale tu mogła wspierać na duchu swojego ojca oraz sama czuć jego rodzicielską miłość. Tu mogła choć chwilę odpocząć, potem niedługo znowu być gotowa do obrony osady oraz siebie. Kiedy wreszcie spotkali się wszyscy znowu zaproponował:
- Może podzielmy się tak: ruszę z Rayen za Jeźdźcami, zaś Ilya oraz Aime zostaliby na straży wioski.
Obydwoje wyglądali na bardziej potrzebujących odpoczynku, ponadto Aime należał do wyróżniających się wojowników wśród młodzieży. Teraz, jako Jeździec, miał jeszcze większą moc. Razem z Ilyą, obydwoje wypoczęci, mogli zapewnić krwawiącej wiosce duże wsparcie. Rayen zaś była najlepszą chyba tropicielką, wśród nich. Bez niej szanse odnalezienia Jeźdźców gwałtownie by spadły.

Dziewczęta przystały na propozycję, zaś Rayen naprawdę rozsądnie zaproponowała, żeby przed wyruszeniem coś zjedli oraz nakarmili rumaki. Warto też było złapać choć kwadrans snu, kiedy Bestie będą się pożywiały. Potem zaś trzeba szybko ruszać. Zgodził się tym łatwiej, ze sam coś takiego myślał, poprosił tylko swoją matkę, by przygotowała trochę jadła i prowiant na drogę. Po czym dał Wilkowi coś do jedzenia, sam zaś nieco zjadł i, póki jego towarzysz zaspokajał swój głód, ułożył się do krótkiej drzemki, która miała choć trochę odbudować ich siły. Chłopak wiedział bowiem, że nawet, jeżeli teraz nie czuje się źle, to każdy łyk snu przedłuży mu później możliwość sprawnego działania.


ILYA "CICHE OSTRZE"


Na nic zdały się poganianie i nieprzespana noc. Na nic były ich wysiłki by dotrzeć na czas do wioski. Poranek powiał ich krwistą pożogą na wschodzie. Mimo że widok zapierał dech w piersiach serce Ilyi przyspieszyło, a żołądek zawiązał się w supeł. Bezsenna noc połączona z pamięcią o tym, co mówi się o takich świtach podsuwała jej coraz to gorsze obrazy przed oczy.

Pierwsze ciało znalazła Rayen, wiadomość ta nie była aż tak wstrząsająca jak to, co zobaczyli, gdy podeszli bliżej. Widok zmasakrowanego ciała sprawił, że Ciche Ostrze zbladła i poczuła, że jej członki stają się słabe. Wdychając mocno powietrze przesycone zapachem wielkiego kota, przeprosiła towarzyszy i wyforsowała się naprzód, by pozwolić swojemu żołądkowi i sercu uspokoić się. Wkrótce dogonili ją i razem już popędzili w stronę wioski. Z odległości pół mili wyczuli zapach dymu i spalenizny, którego w żaden sposób nie mogły stłumić zapachy z pól uprawnych osady. Przy Kamieniu Wartownika nikt nie trzyma straży, a gdy podjechali bliżej uch oczom ukazało się kolejne ciało. Następnie targani gniewem i pogardą dla świętokradców przecięli linię sprofanowanych wampumów i już byli na wzniesieniu, z którego widzieli całą osadę… Płonącą osadę!

W pierwszej chwili Ilya myślała, że nieznani napastnicy nie oszczędzili nikogo, lecz wyostrzony dzięki umiejętnością Jeźdźca wzrok szybko wyłowił biegające to tu, to tam sylwetki. Z niepokojem wysłuchała słów szamana, który powitał ich, gdy podjechali bliżej. Zacisnęła ręce w pięści, czując jak paznokcie wbijają się jej we wnętrza dłoni.

- Ilya, pojechałabyś ze mną? – szepnął Deszcz w Twarzy, kiedy Seseung opisał im sytuację. Dziewczyna skinęła głową mimo widocznego wyczerpania.
- Poczekasz chwilę na mnie? Szybko uwinę się, spróbuję znaleźć moich i twoich rodziców, a ty usiądź na moment - wpatrywał się z niepokojem w zmęczoną Ilyę, która nie poddawała się wyczerpaniu tylko dzięki wielkiemu wysiłkowi woli.
- Pójdę z tobą - powiedziała, choć niezbyt stanowczym głosem. Z jednej strony niecierpliwiła się na spotkanie z bliskimi, lecz z drugiej strony bała się znaleźć ciała swoich rodziców, złożone gdzieś pomiędzy innymi. Na jej szczęście Calin pokazał całą swoją stanowczość.
- Wiem, że się niepokoisz - położył jej dłoń na ramieniu. - Dlatego przebiegnę osadę, niczym wiatr. Ale jeśli zaraz mamy ruszyć, może walczyć, potem zaś wrócić cało do bliskich, to lepiej choć troszeczkę przysiąść. Ilia - popatrzył prosto w jej piękne, ciemne źrenice głębokie niczym nocne niebo - proszę. Tylko moment.
Pod spojrzeniem jego oczu poczuła się jak bezwolna lalka, pozbawiona swojej woli. Zgodnie ze swą naturą przez chwilę próbowała się zbuntować, lecz wszelkie próby z góry spisane były na porażkę. Nie potrafiła mu się przeciwstawić, nie teraz.
- Dobrze... - westchnęła tak jakby pozbywała się wielkiego ciężaru. - Idź...
- Dziękuję - rzucił szybko, a kiedy usiadła, troskliwie okrył jej smukłe ramiona peleryną. Przyjęła z wdzięcznością ten błahy gest tak, jak spragniony z wdzięcznością ściska rękę, która podaje mu bukłak z wodą. Jaguar usiadł obok niej, więc przymknęła oczy, wspierając głowę na jego boku. Wdychała znajomy piżmowy zapach, czując jak na piekące oczy opadają ciężkie niczym głazy powieki. Tylko siłą woli powstrzymywała się od zaśnięcia.

Po jako twarzy widać było, że jest jeszcze młodzieńcem. Dorośli wojownicy lepiej maskowali uczucia, ale oblicze chłopaka wyrażało ból. Obok niego szedł Stepowy Wilk, pozornie opanowany, ale jego oczy płakały, choć nie kapała z nich kropla łzy. Zmęczona Ilya uniosła głowę i widząc nadchodzącego Calina oraz ojca, mimo wyczerpania uśmiechnęła się powstając. Właśnie chciała się przywitać, lecz na widok poważnych twarzy obydwu mężczyzn powstrzymała się spoglądając pytająco.
Deszcz w Twarzy nie wiedział, co powiedzieć. Widać jak bardzo było mu żal dziewczyny oraz jej ojca, którego nazywał wujkiem, choć w rzeczywistości nie byli spokrewnieni.
- Córko – głos stepowego Wilka zadrżał – zostaliśmy jedynie sami.
Wydawało się, że sens ojcowskich słów nie od razu dotarł do niej poprzez opary zmęczenia. Spoglądała to na Calina, to na Stepowego Wilka zdziwiona i nic nie rozumiejąca. Dopiero po chwili zbladła, a twarz skurczyła jej się w wyrazie niedowierzania i rozpaczy.
- Nie... - szepnęła cicho, a z jej oczu trysnęły łzy. - Nie! - ponownie zaprzeczyła tym razem z większą rozpaczą w głosie. Jaguar zaskomlał jakby łącząc się z dziewczyną w bólu. Ilya padła w objęcia ojca jak dziewczynka, która właśnie czegoś się przestraszyła. Kilka długich chwil córka i ojciec poświęcili na wzajemne pocieszanie się w boleści, a gdy dziewczyna opanowała się na tyle, by móc normalnie mówić, odstąpiła od ojca kierując wciąż mokre od łez oczy na stojącego z boku młodzieńca.
- Calinie... - powiedziała cicho, a równocześnie z uczuciem, którego nie można było pomylić z niczym innym, i ułożyła usta jakby chciała dodać coś jeszcze, lecz w ostatniej chwili zmieniła zamiar. - Powinnam zostać.
Położył jej dłonie na ramionach:
- Twój ból jest moim bólem, twoja krzywda moją - mówił wzruszony. - Tak bardzo, tak bardzo mi żal ... - nie mógł przez chwile dokończyć, wreszcie zebrał się w sobie. - Tak, wiem. Musisz zostać - skinął. - Opiekować się ojcem oraz wszystkimi, jako Jeździec - głos mu drżał. - Mieliśmy się spotkać z Rayen i Aime. Wolałbym, żeby wojownik został, a Rayen, jako tropicielka wyruszyła ze mną na poszukiwania. Jeżeli chcesz, zostań ze Stepowym Wilkiem, a ja spotkam się z nimi? - spytał delikatnie.
Słowa nie potrafiły opisać tego, co czuła w tym momencie. Rozpacz paliła jej trzewia, chwytając za gardło i ściskając je tak mocno, że żadne słowa nie chciały przez nie przejść. A jednocześnie czuła niewypowiedzianą wdzięczność za dobroć i troskę Calina. „Byłby dla ciebie dobrym mężem” powiedziała jej matka gładząc jej włosy, gdy tamtego wieczora sprzed czterech dni powróciła do tipi. Odgoniła od siebie nieproszone myśli o przeszłości.
- Czy twojej rodzinie nic nie jest? - spytała zaniepokojona. - Idź i wróć szybko. Chciałabym zamienić z tobą słowo zanim odjedziesz.
- Nie - powiedział pozornie spokojnie. Taka była Ilya, choć jej samej serce rozdzierała rozpacz, troszczyła się o innych. - Ich tipi zamieniło się w pomieszczenie dla rannych. Opiekują się nimi. Już idę. Może nakarmię Wilka po spotkaniu i zdrzemnę się dosłownie chwilę. Także chciałbym ... - urwał. - Ilyo, przecież wiesz, że nie wyjechałbym bez spotkania z tobą - powiedział pewnym głosem.

Chłopak pobiegł do ich towarzyszy, a ona została sama ze swoją Bestią, ocierającą się głową o kolana Stepowego Wilka trochę zaskoczonego tym nieprzewidzianym objawem czułości. Ilya jeszcze raz przytuliła się do ojca nie znajdując słów by wyrazić swój gniew, rozpacz i żal. Bała się też, że znów się rozpłacze, a tego, jako wojowniczka, pragnęła uniknąć. W tym momencie czuła się jak mała dziewczynka, której kazano nagle dorosnąć i być poważną w obliczu tego, że świat, który znała wali się niczym nietrwała drewniana konstrukcja.

- Musimy być silni, Ilyo – powiedział patrząc swemu jedynemu dziecku w oczy. – Przyjdzie dla nas czas na właściwe opłakanie Bystrej Wody – głos mu zadrżał przy imieniu zmarłej, a z oczu pociekły niechciane łzy. Ilya rozumiała go aż nazbyt dobrze. On i matka byli jak dwie połówki tego samego owocu złączone razem więzami miłości. Teraz odczuwał tą samą pustkę jaką ona odczuwała po śmierci brata. To było uczucie porównywalne do uczucia człowieka, który straciwszy swoją dłoń wciąż czuł jej palce.
- Ojcze, chciałabym być silna jak ty – powiedziała cicho.
- Jesteś silniejsza ode mnie – zapewnił ją, gładząc jej włosy spięte w warkocz. – Odwagi. Calin będzie cię wspierał na każdym kroku, pozwól mu tylko o siebie dbać.
- I nie zapomnij odpłacać mu się tym samym – zacytowała z pamięci słowa matki, która zwykle mówiła tak, gdy Ilya prosiła ją by zdradziła jej sekret tak szczęśliwego małżeństwa jak to. Stepowy Wilk uśmiechnął się i puścił ją.
- Idę pomóc tam, gdzie moja pomoc jest potrzebna – ucałował córkę w czoło. – A ty odpocznij, gdyż widzę, że nie marzysz o niczym innym.

Kiedy wrócił Deszcz w Twarzy Stepowego Wilka już nie było, a Ilya klęczała przy swojej Bestii gładząc w skupieniu jej futro. Ciche, pełne przyjaźni mruczenie sprawiło, że podniosła wzrok na nadchodzącego. Otrzepawszy ubranie z kurzu wyszła młodzieńcowi naprzeciw, zarzuciła mu ręce na ramiona i przytuliła mocno, po czym ujęła jego twarz w dłonie i spojrzała mu poważnie w oczy.
- Bądź ostrożny. Oprócz ciebie i ojca nie pozostał mi nikt - przykazała mu. - Nie pozwól bym straciła i ciebie, gdyż zacznę myśleć, że ciąży nade mną klątwa. Opiekuj się Rayen tak jak opiekujesz się mną. O nic się nie martw, skup się na swoim zadaniu. Nie zapomnij tego czego nauczył cię o stepie mój brat...
Uścisnął jej ręce.
- Jesteś gwiazdą i księżycem nocy, jesteś słońcem i obłokiem dnia. Moje serce będzie z tobą nawet, jeżeli teraz obowiązek nakazuje jechać. Będę się starał i proszę - powiedział żarliwie - bądź ostrożna. Tutaj także może być niełatwo, jeżeli jakaś grupa tych łotrów przyczaiła się gdzieś niedaleko. Proszę, spoglądaj także na moich rodziców. Oni także kochają cię, niczym własną córkę, której nigdy nie mieli. Oraz na rodziny tych, co pojechali śledzić tamtego latającego. Obiecałem im przy wyjeździe, że zaopiekuję się nimi. Ponieważ sam także muszę jechać, proszę ciebie. Pozdrów Stepowego Wilka. Wiesz, Ilyo - objął ją niespodziewanie mocno przytulając przez moment, w którym mogła poczuć, jak mocno bije jego serce. - Uważaj na siebie - szepnął. - do zobaczenia.

Przez moment pragnęła go poprosić, żeby nigdzie nie jechał i został tutaj z nią by mogła czuć jego obecność przy swoim boku, a bicie jego serca tuż przy swoim sercu. Wiedziała, że zostałby i spełniłby każde jej życzenie. Wiedziała też, że prośba ta byłaby z jej strony samolubna i naganna, toteż od razu poczuła dojmujący wstyd i obrzydzenie względem samej siebie.

Odprowadziła Calina i Rayen do granic osady i z życzeniami bezpiecznej podróży i udanych łowów zawróciła by znaleźć w tym chaosie Aimego. Pragnęła zająć swoje myśli czymś pożytecznym by nie miotać się od strachu o przyjaciół do rozpaczy po stracie matki.

Po spożyciu skromnego, ale krzepiącego posiłku i paru łykach wody młody wojownik zaproponował by zdrzemnęła się przez kilka godzin, a w tym czasie on stanie na straży bezpieczeństwa ludzi. Później mieli się zmienić. Ilya przystała na tą propozycję i nie tracąc czasu na zbędne gadanie rozścieliła koc w zacienionym miejscu i położyła się mając u boku swoją Bestię.
- Obudź mnie jeśli wyczujesz cokolwiek złego – poprosiła cicho, czując jak sen otula ją zachęcająco niczym ramiona ukochanego chłopaka. W odpowiedzi dostała jedynie dotyk ciepłego języka na swoim policzku.


RAYEN "SAMOTNY KSIĘŻYC"


Ciało Sariena Łowcy Cieni znalezione przez Rayen było pierwszym sygnałem o tym, że spełniają się ich najgorsze obawy. Zapach dymu i trup przy Kamieniu Wartownika oraz obraz, jaki ujrzeli zjeżdżając z pagórka rozwiały resztki nadziei.
Wioska została zaatakowana.

Wraz z towarzyszami Rayen została powitana przez Seseunga Spokojną Wodę. Szaman wyglądał na zmęczonego, lecz nadal zachował spokój z którego słynął wśród Szarych Wilków. Słowa szamana wyjaśniały sytuację, lecz pozostawiały wiele pytań. Tego typu atak bez zapowiedzi na dodatek Shar’Rhaz wspomaganych przez Jeźdźców z tego, co wiedziała Samotny Księżyc, nigdy wcześniej nie miał miejsca. Działo się coś niepojętego!

Widząc, że sytuacja w obozie jest w miarę opanowana Samotny Księżyc zeskoczyła z Bestii, której nadała imię Neyar, i ruszyła pomiędzy rannymi i zabitymi szukając swoich bliskich. Jej serce biło w panice, a w każdej zakrwawionej lub cierpiącej twarzy widziała krewnego. Prawie biegnąc skierowała się w stronę, gdzie stało tipii jej rodziny.
Wbiegła do środka wykrzykując imiona bliskich. Wnętrze namiotu było jednak puste. Rozglądała się w panice szukając ciała lub rozbryzgów krwi, które potwierdziłby jej najgorsze lęki. I wtedy dotarło do niej, że brakuje ziół i torby, która służyła Diyar, jej matce do leczenia rannych. Zrozumiała, że matka musi przebywać gdzieś w osadzie i pomagać poszkodowanym w napadzie.

Po chwili szukania i zaczepiania biegających ludzi dowiedziała się, że ranni trafiają do wigwamu Calina. Tam odnalazła matkę oraz inne znających się na leczeniu osoby. Był wśród nich również Bherag Trzy Pióra – szaman, który uczył jej brata. Jej brat Aylen zobaczył Rayen pierwszy i z okrzykiem radości nie pasującym do powagi roli, jaka miał w przyszłości pełnić w klanie, rzucił się w stronę siostry i porwał w ramiona. Samotny Księżyc ujrzała, ze lewe ramię Aylena obwiązane jest świeżym opatrunkiem.
- Co ci się stało, bracie? – zapytała odsuwając Aylena.
- Zepchnąłem naszego kuzyna, Bruka z linii ciosu jednego z Shar’Rhaz – powiedział z dumą w głosie chłopak.
- Bruka!?– twarz Rayen wykrzywił grymas dezaprobaty – Pewnie ten osioł znów niemądrze nadstawiał karku nie myśląc o konsekwencjach.
- Piękny wilk – powiedział Aylen zmieniając temat i spoglądając ponad ramieniem Rayen.
Samotny Księżyc już wcześniej wyczuła, że zbliża się do nich Neyar. Wilczyca stanęła za plecami Jeźdźca i położyła pysk na ramieniu dziewczyny.
- Piękna prawda – powiedziała Rayen z dumą w głosie.
- Prawda – potwierdził chłopak.
W tym czasie matka skończyła opatrywać jednego z rannych wojowników i Rayen podeszła do niej kłaniając się lekko. Diyar wstał i mocno przytuliła córkę. Bestia zamruczała z zadowoleniem spoglądając na Diyar Wielkooką z niezwierzęcą inteligencją w bursztynowych ślepiach.
- A jednak wilk – wyszeptała matka cicho, tak by nikt poza Rayen nie usłyszał jej słów – Niepotrzebnie się zamartwiałaś.

- Bheragu Trzy Pióra – zawołała Rayen nauczyciela swojego brata, kiedy już skończyła się witać z matką – Czy poświęcisz mi chwilę.

Szaman zakończył oczyszczanie rany wojownika, którego wcześniej opatrzyła matka. Rayen wiedziała, że rzucone zaklęcie wygna z krwi skażenie Shar’Rhaz. Bherag Trzy Pióra podszedł do dziewczyny i składając ręce na piersi powiedział:
- Czego oczekujesz, o Jeźdźcze?
- Przybyliśmy tutaj tak szybko, ponieważ Juhar Dwa Duchy przysłał nas z ostrzeżeniem dla klanu. Ale jak widzę i tak się spóźniliśmy.
- Powiedz mi zatem, co miałaś nam przekazać – zaproponował szaman. – Może nie wszystko, czego obawiał się Dwa Duchy właśnie się wydarzyło.
Słysząc propozycje Samotny Księżyc pokrótce streściła szamanowi wydarzenia, jakie miały miejsce przy Wzniesieniu Wilków i wyjaśniła nieobecność trojki towarzyszy.
- To wszystko jest nader dziwne, Jeźdźcze Musi o tym usłyszeć niezwłocznie Krąg Szamanów. Pozwól, zatem, że pójdę do nich i przekaże im twe słowa. Aylenie, pozwól za mną.

Kiedy brat odchodził ze swoim mistrzem, przez głowę Rayen przemknęła niespokojna myśl, czy Aylen zginąłby za swojego mistrza, tak jak zrobił to Hunge Cierniowy Krzak. Bestia mruknęła uspokajająco i trąciła nosem kark Rayen, jakby dodając dziewczynie otuchy.

- Córko – powiedziała Diyar – Chyba twoi towarzysze ciebie potrzebują. Porozmawiamy później.
- Oczywiście, matko.

Zostawiła matkę wśród rannych z klanu i wróciła do Calina. Wysłuchała jego propozycji ze spokojem i zgodziła się towarzyszyć mu w poszukiwaniu reszty Jeźdźców a Szarych Wilków. Aime i Ilya mieli pozostać w osadzie i chronić jej przed ewentualnym powrotem wrogów.

- Zjedzmy coś najpierw i napójmy nasze bestie – zaproponowała Samotny Księżyc.

Smutne oczy Calina przez chwile pojaśniały radosnym blaskiem. Moment ten trwał jednak bardzo krótko. Rayen wiedziała już, że jego ukochana straciła właśnie matkę i doceniała siłę woli chłopaka i Cichego Ostrza, że zdołali obejść się bez siebie w tak trudnej chwili. Takie wyrzeczenie, zdaniem Rayen, zasługiwało na przychylne spojrzenie ze strony Potęg.

Korzystając z chwili wytchnienia Samotny Księżyc zjadła coś, napiła się, zaspokoiła głód i pragnienie Neyar. Czując zmęczenie i bojąc się o to, że w końcu weźmie nad nią górę Rayen udała się jeszcze do matki.
- Matko – powiedziała czekając cierpliwie aż rodzicielka skończy swoją pracę. – Wyruszam w drogę za naszymi Jeźdźcami wraz z Calinem. Czuję zmęczenie i chciałam prosić cię o ten korzeń, którego żucie odpędza senność i odgania ciężar z mięśni.
- O ziele wartownika? – uściśliła Diyar.
- Tak.
- Oczywiście, zaraz ci przyniosę.
- Powiedz mi, matko – zapytała Rayen kiedy już otrzymała ziele o które prosiła – Czy poza rannym Aylenem, ktoś z naszej rodziny jeszcze ucierpiał.
- Nic wielkiego nikomu się nie stało – uspokoiła ją matka. – Uważaj na siebie.

Te proste i może niezbyt, wydawałoby się, ciepłe słowa niosły ze sobą taki ładunek uczuć, że odchodząc na miejsce spotkania z Calinem, czuła się tak, jakby miała skrzydła.


AIME "KAMIEŃ NA DNIE RZEKI"


Daj z siebie jeszcze więcej, szybciej, szybciej-poganiał się w myślach. Mimo, że kierował je bardziej do siebie jego bestia reagowała. Gnali z całych sił od momentu kiedy znaleźli pierwsze ciało. Podniecenie pomieszane ze strachem. Strachem, że za późno przybyli. Nie mógł mieć do nikogo pretensji. Więc skąd te wyrzuty sumienia?
W tumanach kurzu pojawili się całą grupą na wzgórzu skąd widzieli obóz. Nieliczne namioty płonęły. Ruszyli po zboczu pragnąc jak najszybciej znaleźć się w obozowisku. Kilku wojowników wybiegło im na spotkanie.
- To sprawka Trygarran i Shar’Rhaz, zaskoczyli nas nad ranem... .-relacjonował im Seseung.
Aime kręcił się niespokojnie na grzbiecie hieny. Co chwila chwytał za rękojeść żywonoża i rozglądał się czujnie wokoło. Kiedy szaman skończył, zeskoczył na ziemię. Nogi ugięły się pod nim i musiał podeprzeć się ręką, żeby nie upaść. Ostatnie dni spędził na wędrówce bez względu na chęci i wytrzymałość wyczerpanie musiało dać o sobie znać. Nie chciał przerywać szamanowi w jego opowieści dlatego poświęcił jej całą swoją uwagę. Teraz mógł rzucić się w kierunku ciała które leżało złożone pomiędzy innymi tuż za plecami Spokojnej Wody.
Majsun- Krzyknął Aime zwalając się na kolana obok swojego brata. Paskudna rana biegnąca od lewej skroni przez oko do brody była już fachowo opatrzona. Długie, chude ciało wojownika leżało na wełnianym kocu pośród wielu innych. Aime ściskał z całych sił jego dłoń i wyrzucał z siebie słowa skargi. Rodzice Majsuna przybiegli tak szybko jak tylko dowiedzieli się o przybyciu Jeźdźca. Kamień na Dnie Rzeki nie był ich synem. Matka umarła wydając go na świat a ojciec zaginął na stepie. Nikt nie wiedział co się z nim stało. Brat ojca Garnej Patrzący z Nieba i Pilija Wiosenny Wiatr otoczyli go swoją opieką. Nigdy nie dali mu odczuć, że traktują go inaczej niż ich własne dzieci. Aime padł w objęcia matki bez słowa. Wtulił się w jej korpulentne szepcząc.
-Nie płacz nie płacz, wszystko będzie dobrze.
Rana była ciężka, ale duchy czuwały nad Długim Ramieniem. Oka wprawdzie nie dało się uratować, ale istniała duża szansa, że przeżyje. Teraz leżał nieprzytomny i jedyne co pozostało to czekać.
-Zmizerniałeś skarbeńku- załzawiona twarz matki kruszyła najtwardsze serca- chodź przygotuje ci coś do jedzenia.
-Matko- Aime przywołała hienę-Matko, to Ona.
Trudno było wyczytać cokolwiek z twarzy Piliji poza autentycznym dziwieniem. Hiena zrobiła na niej spore wrażenie. Odrzekła tylko
-Chodźcie przygotuję coś odpowiedniego dla waszej dwójki.
Ruszyli. Garnej, jak zwykle małomówny, podszedł tylko do hieny, poklepał ją po masywnym karku. Zamruczał z uznaniem oceniając jej gabaryty i uścisnął chłopaka prawie miażdżąc mu barki.
-Dobry wybór synu.
Jak wielu innych on także nie rozumiał nawet cząstki tego czym tak na prawdę jest Bestia.
Każde z nich spędzało teraz swój czas z rodziną, ale Aime doskonale zdawał sobie sprawę że przed nimi jeszcze wiele obowiązków. Wstał szybko od stołu i dosiawszy Bestii ruszył w poszukiwaniu pozostałych jeźdźców. Mieli przecież ustalić kto zostanie a kto ruszy dalej. Szczęściem, Calin zaproponował najrozsądniejsze rozwiązanie, więc Aime nie musiał toczyć wewnętrznej bitwy czy ulec namowom serca czy rozsądkowi. Ilya i on zostają. Nie dawał po sobie poznać, ale był na skraju wyczerpania. Dalsza jazda mogła spowodować jedynie to, że do niczego już by się nie nadawał. Tutaj przynajmniej mógł pomóc pozostałym w opanowaniu chaosu jaki wdarł się w ich serca. Ten zdradziecki atak i to jeszcze w tak nieoczekiwanym sojuszu wstrząsnął ich mała społecznością. Trygarranie byli znienawidzonym przez większość klanem, ale ich działania mimo wszystko mieściły się w kanonie praw rządzących ich światem. Teraz kiedy sprzymierzyli sie z Shar’Rhaz a ich jeźdźcy przybyli tu tylko po to aby mordować nic już nie pozostanie takie jak dawniej. Aime nawet nie potrafił zbliżyć się do istoty rzeczy ale rozumiała chyba jak każdy, że nadchodzi czas wielkich przemian i wielkich poświęceń. Czy był na to gotów? Chyba nie miał wyboru.
Ustalili z Ilyą, że to on pierwszy obejmę obowiązki jedynego jeźdźca w osadzie. Zrobi tyle ile się da, postanowił, a potem obudzi Ciche Ostrze , żeby go zmieniła. To był dobry plan i ta przytaknęła jego propozycji. Dziewczynie należała się chwila odpoczynku. On o mało nie stracił brata ona…, cóż Aime nawet nie chciał myśleć o tym wszystkim.
Jeśli nie wszyscy zdają sobie sprawę , że przybyło wsparcie trzeba było im to uświadomić. Przegalopował wzdłuż i wszerz osady aby każdy mógł zobaczyć, że jeździec bestii jest z nimi. Odpowiadał na każde pozdrowienia a z jego twarzy biła pewność i duma. Zatrzymywał się pomóc naprawiać szkody, rozmawiać z ludźmi wzbudzać zapał i gotowość. Starał się być wszędzie, starał się aby każdy widział, że jest gdzieś blisko. Czuł lekką obawę, że z tyloma wojownikami, może być krucho. Połowę wojowników porozstawiał w strategicznych jego zdaniem punktach tak aby szybko mogli przyjść sobie z pomocą, pozostali mieli udać się na spoczynek, aby mogli pełnić służbę w nocy. Kilka co bystrzejszych dzieciaków porozstawiał w niewielkich odległościach od obozowiska aby mogli szybko powiadomić pozostałych o zbliżającej się ewentualnej napaści. Tych spośród niewolników, których znał także uzbroił i włączył w szeregi niewielkich oddziałów. Trzeba było wykorzystać każdą osobę. Ludzie szybko uporali się ze swoimi zadaniami i można było powiedzieć, że zapanował względny porządek. Do zachodu pozostała godzina, może mniej. Nie czuł zmęczenia, był jedynie całkowicie wyczerpany. Żal było mu budzić dziewczynę, sen bywa taki beztroski. Dotknął delikatnie jej ramienia i potrząsnął.
-Ilya już czas.


MELESUGUN "SZALONA"


Rozdzielenie zadań przyszło im bez trudu. Melesugun choć nie chciała, musiała przyznać, że Nemain trzymała się na nogach lepiej niż ona. Może faktycznie powinna była posłuchać matki i zamiast pościć przed rytuałem, powinna była zjeść solidny posiłek? Kto mógł wiedzieć? Goniąca Wiatr oddaliła się w kolejnym zrywie szalonego pędu, łapy jej wspaniałego wierzchowca wzbijały chmury pyłu w rozedrganym z gorąca powietrzu. Sucha trawa u wlotu skalnej gardzieli przegrała batalię z pyłem.
Nie zwlekały i one.
Słup dymu wzbudził ostrożność. Podeszły cicho, niezauważone przez niczyje oko. Wedle wyglądającego na pogrzebowy stosu dostrzec mogły jedną tylko postać, na pozór zajętą dopełnianiem jakiegoś rytuału. Spojrzały po sobie i ruszyły naprzód bez słowa, zupełnie, jakby rytuał nie tylko wiązał Jeźdźca z jego Bestią, lecz także wplatał nić jego duszy we wspólną świadomość w nieznany sposób dzieloną z kompanami. Ścisnąwszy waderę kolanami, ciemnowłosa wojowniczka ruszyła przed siebie niespiesznym kłusem. Obrysowywały wokół nieznanej postaci łuk, tworząc tym samym flankę dla Białowłosych. Zasyczała znalazłszy się na wysokości mężczyzny, chcąc zwrócić na siebie jego uwagę. Podniósł się i krzyknął coś w ich kierunku. Nie słuchała, wypełniła już swoje zadanie. Odwróciła wzrok i dzikim susem wyrwała naprzód. Przez ramię usłyszała pełen wściekłości i niedowierzania wrzask. Uśmiechnęła się pod nosem, pewna, że Jewa bez najmniejszego problemu dopnie swego. Wiedziała, na co ją stać. Ufała jej możliwościom.


Dopiero przed ruinami zwolniły. Szalona lekko zeskoczyła z grzbietu swojej Bestii.
Wśród naruszonych zębem czasu kamiennych budowli panował całkowity bezruch. Nawet powietrze zdawało się trwać tutaj niezmienione od wielu cykli, dociskane do ziemi przez następne warstwy, tworzyło niemal lepką breję. Od noszącego ślady dawnej świetności kamiennego bruku bił żar. Pełna nabożności aura miejsca dawała się łatwo poznać.
Wilczyca warknęła głucho, odsłaniając zęby. Sierść na jej karku zjeżyła się ledwie zauważalnie.
Melesugun zaczęła węszyć. Wciągane przez nos hausty gorącego powietrza przyniosły ze sobą cały akord zapachów. Śmierć, krew i rozgrzany kamień, lekko podszyte nutą odoru Shar’Rhaz.
Słuchała w milczeniu.
Raz jeszcze pociągnęła nosem, robiąc kilka kroków naprzód. Nie, myliła się. Nuta Drra’Rhaka nie stanowiła jedynie tła. Była synkopą, ostro znaczyła akcent woni. Trop był przejmująco świeży.

Zwinnie niczym cień przemykając wśród skał dotarła do krawędzi ruin. Do miejsca, w którym biło źródło. Nie mogło być mowy o wątpliwościach – obcy jeździec i jego upiorna Bestia posilali się w tym właśnie miejscu.
Odetchnęła śmierdzącym powietrzem i wtedy jej wzrok padł na coś, czego nie zauważyła wcześniej. W ciasnym przejściu pomiędzy skalnymi załomami widniał odcisk stopy. Mokasyna, jak stwierdziła chwilę później, przykucnąwszy nad nowym tropem. Prowadził w głąb kompleksu, prosto do jego serca. Chwilę później do kakofonii zapachów dołączył nowy. Ledwie wyczuwalny aromat ziół.

Zrujnowana w połowie wieża stanowiła samo centrum ruin. Zwietrzały kamień nie wzbudzał zaufania i piętnastoletnia wojowniczka zrozumiała, że nie może wejść tam z Bestią. Poczuła jej sprzeciw na myśl o rozłące, ale przecież nie miały wyjścia. Zadanie wadery było równie ważne, co misja dziewczyny. Planowała spenetrować wieżę i potrzebowała wilczycy, żeby osłaniała jej plecy.
Wstępując przez kamienny portal, miała nadzieję, że budowla jest trwalsza niż na to wygląda.
Zapach się nasilił.
Poprawiła chwyt na obciągniętych skórą rękojeściach żywonoży. I wtedy ją usłyszała.

- Zapraszam do mnie. Nie musisz się mnie bać. Czekam na górze.

Prychnęła. Tak jakby ona miała bać się czegokolwiek.
Zamknięte spękaną kopułą pomieszczenie u szczytu wieży zrujnowane było niemal całkowicie. Jedynie wąski otwory w ścianach wpuszczały do wnętrza światło, ale nie było tu wiele chłodniej niż na zewnątrz. Przy jednym z wykuszy, bacznie obserwując wejście, stała dziwna kobieta.
Już samo jej ubranie uświadomiło dziewczynie, że nie może ona pochodzić ze stepu. Dziwna szata zasłaniała zbyt wiele ciała. Nieliczne odkryte kawałki skóry były… niemal przezroczyste.
Duch – pomyślała Melesugun. Tyle, że duchy nie wychodzą za dnia. Pociągnęła nosem. Teraz dopiero dotarło do niej, ze zna ten zapach. Zioło, które wyczuwała od dłuższego czasu to był Strażnik sadzony zwykle na grobach. Warknęła, odsłaniając zęby.

- Schowaj swoje ostrza, dziewczyno - podjęła dziwna kobieta – Zapewne ścigasz Drra'Rhaka i Jeźdźca. Tak się składa ze ja też.

Słuchała, marszcząc nos.

- Usiądź w cieniu, odpocznij. A ja powiem ci, kogo gonisz i jakie miałaś szczęście wchodząc do tych ruin. Ale żywonoże muszą zniknąć – brzmiała władczo. Nazbyt władczo jak na gust Melesugun. Kimkolwiek była, sprawiała wrażenie przywykłej do wydawania rozkazów.

- A ja mam na słowo uwierzyć Ci, że jestem tutaj bezpieczna?
- Ty masz broń, a ja nie.
- Nie urodziłam się wczoraj, ale niech Ci będzie - Melesugun skinęła głową, chowając żywonoże. – Pamiętaj, że mam Cię na oku.
Zastanawiała się, czy w opowieściach o ostrzach materializujących się w ręku Jeźdźca było ziarnko prawdy.
Dziwna postać zbyła ją krótkim

- Więc słuchaj…


JEWA Z LODU


Pogoń była niemniej wyczerpująca niż walka. A może to Jewa tym razem zmęczyła się za łatwo. Choć nie zgubiły tropu i cwałowały na swych bestiach w szybkim dobrym tempie, choć zdała sobie sprawę, że dzięki wilczycy otwiera się dla niej całkiem nowy świat zapachów, choć wszystko było takie piękne i takie podniecające, w pewnym momencie musiała przyznać , że dalej nie da rady. Jej honor uratowało rozdroże. Zwolniły wszystkie. Jeździec na jaszczurze zniknął z pola widzenia, całkiem niedaleko bardziej wyczuły niż zobaczyły delikatną smużkę dymu.

Patrzyły na siebie milcząc, każda zapewne z innych powodów. Ale jedno było jasne. Na dalszą pogoń siły miała jedynie Nemain.
- Nie mogę dalej jechać – Jewa przemówiła pierwsza i ujęła sprawę prosto – Zasnę.
Melesugun pokiwała głową, Jewa doceniała gest małomównej łowczyni, Szalona choć zmęczona wyglądała o wiele lepiej niż jasnowłosa. Jedynie Goniąca Wiatr nie zsiadła z geparda. Na potęgi, jakże piękne było to stworzenie. Gibkie, majestatyczne, groźne.
- Uważaj na siebie - powiedziała Jewa do Nemain. Cętkowana bestia cicho zachichotała. Jewa roześmiała się ledwo tłumiąc ten niepotrzebny odgłos. Biała wilczyca, tak jak jej druga połowa, wyszczerzyła zęby. – Uważajcie – poprawiła się jasnowłosa. – I Nemain, póki możesz utrzymuj dystans. Sprawdzimy co to. – pokazała głową w stronę widocznego dymu – I jeśli tylko będzie to możliwe ruszymy za Tobą.
-Tylko znajdę cieniste pnącze – dodała po chwili, już bardziej do siebie niż do towarzyszek.

Niestety ziele wartownika pomagające na zmęczenie bez skutków ubocznych trudno było znaleźć na dzikim stepie, ale pnącze, którego wypatrywała Jewa działało wcale nie gorzej. Tylko zwykle zapewniało dodatkowe atrakcje. Na przykład trudne do opanowania nudności. Za to można je było żuć, bez gotowania. Cienistego pnącza używali czasem szamani, choć wizje, które wywoływało nigdy nie były przyjemne. Niekiedy, choć nie była to rzecz, którą wypadało się chwalić, pnącze zażywali i niepowołani, potrafiło dawać wizje także tym pozbawionym daru, i podobno, o tym Jewa nie miała jeszcze okazji się przekonać, potęgowało miłosne rozkosze cielesne. Ale teraz chciała tylko zyskać trochę czasu.
Nemain ruszyła. Melesugun i Jewa cicho podkradły się w stronę dymu. Zobaczyły szamana Trygarranów. Odprawiał jakiś rytuał. Znowu nic nie musiały uzgadniać. Jewa widziała niecierpliwe spojrzenia Szalonej rzucane w stronę ruin, znad których niedawno ponownie wzbiła się w górę potworna bestia. Sama już żuła znalezione pnącze, senność powoli odchodziła. Skryła się w gęstych trawach, wilczyca warowała niedaleko niej. Melesugun i jej wadera ruszyły. To one przykuły uwagę szamana.

Biała wilczyca i jasnowłosa wallawarka znowu zaatakowały z dwóch stron. Szaman dał się zaskoczyć. Nie chciały go skrzywdzić. Był Trygarranem, wrogiem, ale wyglądał jakby odprawiał rytuał pogrzebowy. Nie był to dobry moment do zabijania wroga. Dziewczyna, która od dziecka bała się, że nie ma duszy, wierzyła, że każde jestestwo ma prawo do przewodnika odprowadzającego je w zaświaty.

Melesugun znikała już Jewie z pola widzenia, kiedy szaman został związany w kłębek, jego ręce i nogi wygięte do tyłu i ciasno oplecione sznurem.
- Przepraszam, że przerywam rytuał przejścia – powiedziała Jewa – Mam nadzieję, że będziesz mógł go kiedyś dokończyć – po czym zakneblowała mężczyźnie usta.

Czuła zimne podmuchy wichrów. Już nie chciało się jej spać, ale świat duchów wdzierał się do jej świadomości.


NEMAIN "GONIĄCA WIATR"


Gnały jak szalone, a step śpiewał do nich pieśń odwagi i gniewu. Śledząc Jeźdźca na jaszczurze Goniąca Wiatr sięgała myślami także ku rodzinie i pozostałych towarzyszach, którzy wracali do domu. Miała nadzieję, że zdążyli na czas i prosiła Potęgi o przychylność i łaskę.

Kiedy wkroczyli na terytorium Trygarran, wzmocniła czujność. Węszyła razem z Abu wdychając obcy zapach. Ani ziemia, ani roślinność nie były im przyjazne.
Wysokie trawy ostre jak brzytwa boleśnie raniły boki jej geparda oraz zostawiały szramy na jej nogach. Delikatnie gładziła Abu po karku.
Rozumiał.

Kiedy Jeździec w czerni zniknął z horyzontu zwolniły przy rozstaju dróg.
W oddali zauważyły smużkę dymu i jedne z ruin Pradawnych.

Przyjrzała się bystrym okiem swoim towarzyszkom. Białowłosa wyglądała na bardzo zmęczoną. Ona sama i Melesugun trzymały się o niebo lepiej, ale także daleko im było do świeżości.
W ustach czuła gorzki smak, a wargi spękane od słońca domagały się wody.
Jej gepard tak samo odczuwał efekty pogoni. Marzyła o tym aby wyciągnąć się wśród pachnących traw i odpocząć.
Niewiele jednak czasu pozostało na myślenie. Jeździec poderwał się ponownie do lotu.

Zadecydowała, kiedy Jewa z Lodu potwierdziła, że nie będzie w stanie dalej jechać, a Melesugun kiwnąwszy głową postanowiła zostać razem z nią. Uśmiechnęła się w duchu. Szalona była do niej podobna w oszczędzaniu słów.
Nemain mogła być pewna, że zbadają okolicę i jak tylko to będzie możliwe dołączą do niej.

Pożegnanie było krótkie. Przytaknęła Białowłosej i po szybkim, ostatnim spojrzeniu na obie kobiety i ich piękne wilcze połowice, ruszyła za latającym potworem.

Tym razem nie gnała. Utrzymywała duży dystans, na tyle, aby nie stracić Bestii z Jeźdźcem z oka, ale także aby na darmo nie tracić uszczuplonego już zapasu sił. Zachowywała olbrzymią ostrożność. Wszak była na obcym, nieznanym jej terenie.
 
hija jest offline