Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-08-2010, 10:42   #5
hija
 
hija's Avatar
 
Reputacja: 1 hija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodnie
NARRATOR



Calin Deszcz w Twarzy i Rayen Samotny Księżyc


Wyruszyliście w drogę najszybciej, jak to było możliwe, pozostawiając osadę za swoimi plecami, lecz nadal mając ją w sercach. Dwa wilki pędziły obok siebie – niemalże łeb w łeb – kierując się wyczuwalnym dla nich zapachem Jeźdźców, którzy pogonili za wrogami.

Step wyglądał przepięknie w słonecznym blasku, lecz wy nie mieliście ani nastroju, ani czasu by napawać się jego zielonym pięknem. Był teraz terenem łowieckim. Waszym terenem.

Mijaliście znajome miejsca: strumienie, wzniesienia, głazy i tereny, na których rosła jedynie widmotrawa. Każde z tych miejsc miało swoją nazwę. Każde nosiło ciężar wspomnienia – radosnego, smutnego, śmiesznego. To właśnie czyniło ten fragment Stepu waszym domem. Te wspomnienia. Nie trawa, krzaki, ziemia i kamienie. Podobnie jak Bestie powstałe z waszych głów i dusz, podobnie Step stawał się waszym terytorium. Wy nadawaliście mu znaczenie.

Siedząc na grzbiecie rozpędzonego wilka nie ma czasu na nic, poza myśleniem. Nie ma czasu na rozmowę, na odpoczynek. Jest tylko czas, by pędzić, gonić, ścigać i być może walczyć na końcu tej drogi.

Kierunek, w jakim zbiegli napastnicy prowadził w stronę największego skupiska Ruin Pradawnych na terytorium Szarych Wilków. Do miejsca, które wy nazywaliście Głębią Shar’Rhaz.

Późnym popołudniem ujrzeliście te ruiny. Kości wyrastające z zatrutej skory Stepu. Miejsce poświęcone Upadłym. Przeklęte i omijane szerokim łukiem.

Kiedy podjeżdżacie bliżej, czujecie obawę waszych Bestii. Jakby zwęszyły coś, co bardzo im się nie podoba.

Zza jednego z głazów podnosi się niespodziewanie jakaś postać. Wysoki i smukły ciemnowłosy Jeździec. Kahmal Skoczek. Na wasz widok odpręża się i chowa żywonoże – długie, niczym szable.

- Witajcie – skłania się lekko a wy widzicie, jak bardzo zmęczony jest wasz współplemieniec – Ja i mój Cashal (myśli zapewne o swoim wilku) zostaliśmy na warcie. Cashal jest bardzo poważnie ranny. Ja również. Trzymamy się na nogach jedynie dzięki więzi. Sereh, Zarah i Orga zagłębili się w ruiny, jakieś dwie godziny temu. Nie słyszałem odgłosów walki, lecz oni nie wracają. Miałem zamiar zaczekać do rana, lecz wasze pojawienie się zmienia wiele rzeczy.

Zamyślił się zeskakując przy ogromnym, szarym wilku, który leży za głazem z zamkniętymi ślepiami.

- Może udamy się tam wszyscy? – proponuje Kahmal. – Mój Cashal zaczeka samotnie na nasz powrót.

Coś wam mówi, ze to nie jest dobry pomysł, lecz czujecie też, że Sereh, Zarah i Orga mogą potrzebować pomocy. Ze coś złego stało się w ruinach.


Ilya Ciche Ostrze i Aime Kamień na Dnie Rzeki


Ilya spała niespokojnym snem, podczas gdy Aime udzielał się jak mógł, aby podtrzymać na duchu współplemieńców.

Ty, Aime, widziałeś, jak osada powoli podnosi się z szoku. Byłeś jak ogień roznoszący kolejne pożary wiary w życie. Przemawiałeś do ludzi, a oni słuchali cię z powagą i z szacunkiem wykonywali twoje polecania i sugestie.

Zabitych nie było aż tak wielu, jak to się wydawało na pierwszy rzut oka. Dziewięć osób przykrytych szarymi płótnami umarłych z wyszytymi na nich znakami Potęg. O dziewięć za dużo.
Za to rannych było znacznie więcej, lecz szamani i zielarki robili wszystko, co w ich mocy by nie zwiększyć liczby ofiar.

Ludzie stanęli na wartach, zaczęli usuwać zniszczenia spowodowane najazdem. Wszystko w milczeniu i posępnej powadze, która udzielała się także tobie.

Przez ten czas Ilya Ciche Ostrze spała i śniła. Śniła sny o Calinie. O Calinie i o krwi. W snach była też jej matka. Martwa matka otwierała usta, chcąc wypowiedzieć błogosławieństwa, lecz zamiast słów wylewały się z nich strumienie krwi. Gdzieś, obok Calina czaiła się bestia zrodzona z koszmaru Upadłych. Dym i cień. Oraz kły i szpony. Stwór, o którym opowiadał Seseung.

Dotyk budzącego cię ze snu Aime był zatem wybawieniem od koszmarów, lecz nie był wybawieniem od trudów życia.

Twoja Bestia, czuwająca do tej pory obok twojego ciała, trąciła cię łbem, a dotyk ten był – podobnie jak na Wzniesieniu Wilków – zastrzykiem potrzebnej ci siły.

Wstałaś czując, że możesz stawiać czoła wyzwaniom.

W samą porę.

Bowiem w chwili, kiedy Aime szykował się do snu, wartownicy rozstawieni na południowej krawędzi obozowiska zaczęli coś krzyczeć.
Nie wahając się oboje ruszyliście w tamtą stronę szybko stając u boku podekscytowanych wojowników.

Jakieś dwieście kroków przed osadą stał, dosiadający wielkiego tygrysa, Jeździec. Masywna, półnaga sylwetka, czerwona głowa i muchy krążące wokół Trygarrana nie pozostawały złudzeń, kim jest przybysz.

- Shaharuk Okrwawiona Czaszka – krzyczą dziko towarzyszący wam ludzie.

A ich okrzyki porywa wiatr.

- Tak to ja! – ryczy olbrzym w odpowiedzi. – Chcę rozmawiać z jakimś z waszych Jeźdźców! Mam ważne wieści do przekazania!

- Morderca! Zabić go! Zabić! – krzyczą coraz liczniej gromadzący się ludzie.

- Świętokradca! Sługus Upadłych! Poplecznik Shar’Rhaz! – wrzeszczą inni.

- Nie rozmawiać z nim! Zabić! Zabić! – gniew przelewa się przez tłumek, niczym fala po wrzuceniu kamienia do wody.

- Spokój! Spokój! Dajcie mu mówić – słychać nieliczne i słabe glosy

- Zabić go! Zabić! Jest ranny!

I faktycznie – nawet stąd widać, że tygrys i Shaharuk, są zmęczeni i pokrwawieni.



Melseugun Szalona


Siadłaś na chłodnym kamieniu nie spuszczając jednak oczu z dziwnej kobiety, gotowa w każdej chwili stawić jej czoła, gdyby okazało się, ze planuje jakiś atak. Lecz kobieta – widmo stała jedynie – nieruchoma, niczym statua i spoglądając na ciebie przenikliwym wzrokiem zaczęła obiecaną opowieść.

- Ten, którego ty i twoi towarzysze ścigaliście z takim zapamiętaniem i beztroską jest, a w zasadzie był wybrańcem Potęg, jak wy. A w zasadzie wybrańcem jednej z nich. Nosił dawno temu imię Harvak Szlachetny, lecz teraz nikt już nie pamięta imienia, a przydomek stracił znaczenie jeszcze podczas jego życia.

Spojrzałaś na nią zdziwiona, lecz w dziwny sposób oszołomiona przekazaną ci wiedzą.

- Tak, Melseugun zwana Szaloną, Harvak Szlachetny nie żyje. Pochowano go pod imieniem Harvak Straszliwy. Od wielu stuleci kości jego i Drra’Rhaka, którego stworzył swą Więzią spoczywają, czy raczej spoczywały w spokoju w miejscu zwanym Domem Dusz. Teraz jednak coś lub ktoś zakradło się do Domu Dusz. Ów intruz znalazł te zapomniane miejsce i, co gorsza, poznał część jego sekretów. Co wiesz o Potęgach, Jeźdźcze?

To nagłe pytanie zaskoczyło cię.

- Niewiele – odpowiedziałaś po chwili wahania. nie dając po sobie poznać, jak bardzo zdziwiło cię, ze nieznajoma zwraca się do niej po imieniu - Poza tym, że są nieubłagane. I tym, że nie znamy i nie rozumiemy ich zamiarów.

- Tam myślałam – westchnęła kobieta bez cienia żalu czy emocji w głosie. – Zapomnienie, to potężny oręż w potrafiących nim władać rękach. Wiesz czym było to miejsce, nim czas i słońce zmieniło je w ruiny?

Tym razem nie oczekiwała na odpowiedź. Kontynuowała swoją historię mentorskim tonem, który zaczął lekko działać ci na nerwy.

- Nazywało się Bramą Duchów. Było jedną z zapomnianych, lecz potężnych świątyń Dziesiątki. Kim była Dziesiątka, nie będę ci tłumaczyła. Nie czas, ani nie miejsce na to. Jeśli masz wystarczająco wiele determinacji, sama się tego dowiesz w swoim czasie. Ten, który tu wtargnął dobrze wiedział, czego szuka. Wiedział, co jest jego celem i nie tracił czasu. Miał klucz, zszedł do dolnych korytarzy i zdobył, to czego pragnął. A ja nie byłam w stanie go powstrzymać.

Tym razem gniew w jej słowach był wyraźny.

- Obawiam się, że twój ukochany Step czekają zmiany, Melseugun Szalona. Nadchodzi czas ognia. Czas umarłych. Powrót Harvaka to jedynie przedsmak tych zmian. Duchy już czują zmiany. Ich niepokój wyczuwają szamani. Wampumy są łamane, pieczęcie pękają, cienie znów stają się śmielsze. Upadli i ich dzieci – Shar’Rhaz zaczną niedługo swe dzieło. Można to powstrzymać, lecz walka jaka czeka Jeźdźców nie będzie łatwa. Czy chcesz powstrzymać to zło, które zaatakowało was na Wzniesieniu Wilków, Melseugun?

- To chyba oczywiste – odparowałaś.

- Za wszelką cenę? – zapytała kobieta – widmo.

- Step jest ważniejszy niż ja – powiedziałaś buńczucznie i z przekonaniem.

- To mi wystarczy – odpowiedziała spokojnie nieznajoma z dziwnym błyskiem w oczach.

Westchnęła, jak człowiek mający wyjawić wielki sekret.

- Powiedz Starszyźnie, że wśród Trygarran zrodził się Cień. Oni będą wiedzieli, co znaczą me słowa. Nie zapomnij! To on wysłał Harvaka i zapewne to on odkrył Dom Dusz. Powiedz im, że szuka Imion! Zapamiętałaś?

- Tak – odpowiedziałaś.

I wtedy kobieta wrzasnęła.



Wrzask był straszliwym skowytem. Niósł w sobie echo rzezi, pękających kości, sikającej z otwartych ran krwi, ryki Bestii i okrzyki Jeźdźców.
Uderzył w ciebie, niczym obuch młota i podobnie jak cios bronią pozbawił na moment przytomności. Leżałaś na zimnej posadzce czując bezwład, którego nie były w stanie przełamać. Nawet korzystając z więzi z Bestią.

Kobieta podeszła do ciebie bezszelestnie i poczułaś jej dotyk na dłoniach i stopach. W miejscu, gdzie palce nieznajomej dotknęły twojego ciała przebiegło cię drżenie.

- Ewakh, as Wathi, as Thegre, as Nomehtu, as Tukhure, as Valdhasek. Sueserenuge tabothoo endevaa usko.

Nie zrozumiałaś ani słowa z tego, co mówiła nieznajoma.

Powieki opadły ci bezsilne, a kiedy je otworzyłaś, po nieznajomej nie pozostał nawet ślad zapachu. Dłonie i stopy mrowiły cię. Spojrzałaś na nie i ujrzałaś dziwne znaki pokrywające skórę, niczym wrośnięty w ciało tatuaż.






Jewa z Lodu

Szaman był młody i zaskoczony. Nie miał szans z Jeźdźcem Bestii. Najmniejszych. Po chwili leżał u twoich stóp, związany rzemieniami z własnych mokasynów.
W samą porę, ponieważ cieniste pnącze zaczęło działaś z pełnią siły.

Na początku pomyślałaś, że obok was pojawił się drugi Tryggaran. Wściekła twarz, roztrzaskana czaszka z której wylewała się krew i jakieś płyny, dziki wzrok i wykrzywione gniewem usta wykrzykujące jakieś słowa, których nie słyszałaś. Stał ledwie kilka kroków od ciebie wyciągając okrwawioną dłoń w gniewie i żalu.

Duch! Duch człowieka, którego skrępowany przez ciebie szaman odprawiał w Zaświaty. Co więcej – nie wiesz skąd wzięła się świadomość tego faktu – ale jesteś pewna, że człowiek, którego duch stał przed tobą był .. szamanem. I to potężnym szamanem.

Poczułaś że się pocisz.

Wokół ciebie wiatr dął z coraz większą siłą. Widziałaś szare i czarne wstęgi mroku i ciemności, które ze sobą przynosił. Gdzieś za linią świadomości poczułaś niepokój swojej bestii.

Ostre słońce poraziło twoje oczy nagłym blaskiem. Gałki przeszył ból, jakby ktoś wlał ci pod powieki płynny ogień. Chciałaś krzyczeć, lecz z gardła nie potrafiłaś wydobyć żadnego dźwięku. Coś uwierało cię w przełyku. Jakby jakieś zwierzę.

Zachwiałaś się i zakrztusiłaś wypluwając na piasek, który miał teraz barwę krwi, jakieś stworzenie. To był skorpion o błyszczącym, ciemnym pancerzyku. Chwyciły cię torsje, lecz zamiast płynów wyrzuciłaś z siebie kolejną falę skorpionów. Stworzenia spadały na ziemię i rozbiegały się we wszystkie strony.

- Jewa – usłyszałaś znajomy głos za plecami.

Obróciłaś się, chociaż o mało nie urwało ci to głowy.
Za tobą stała Laniya Poranna Rosa. Twoja serdeczna przyjaciółka z klanu Szarych Wilków. Jej pierś znaczyła wielka, rozlewająca się czerwienią plama.

- Chodź do mnie – wyszeptała dziewczyna, a jej twarz nabrała niezdrowego szarego koloru i oczy zmieniły się w mroczne studnie, podobnie jak oczy Cierniowego Krzaka.

- Wszyscy chodźcie – syk wydobywający się z gardła Laniyi przypominał syk kłębowiska węży. – Moja gardziel jest bez dna i wiecznie głodna.

- Obudź się – słyszysz nagle głos koło siebie, ale jednocześnie dochodzący z ogromnej odległości. Jakby z innego świata. – Wracaj.

Posłuszna temu wezwaniu... otworzyłaś oczy.

Nad sobą ujrzałaś twarz młodzieńca. To był szaman Trygarran, którego niedawno obezwładniłaś. Wolny. Jakim cudem?

Leżałaś na jakiejś derce przykryta drugą, wzorzystą. Młodzieniec mógł mieć nie więcej niż osiemnaście, może dziewiętnaście wiosen. Delikatnie podtykał ci ustnik bukłaka do ust.

- Pij – powiedział spokojnym, przyjacielskim głosem schodzącym niemal do szeptu. – Potrzebujesz wody, by wypłukać z siebie pocałunki zmór. Widmowa trawa, a potem cieniste pnącze! Szaleństwo! Twój duch jest jednak nad wyraz mocny. Najwyraźniej już wróciłaś. To dobrze.

- Jestem Shuryuk zwany Strażnikiem Niespokojnych z klanu Piaskowych Kłów z plemienia Trygarran. Po twojej Bestii domyślam się, ze jesteś Wallawarem. Ale nie znam ni klanu, ni imienia.

- Jak ... się uwolniłeś ... – zapytałaś, jakby to pytanie było najważniejsze.

- Jestem szamanem Jeźdźczyni – uśmiechnął się. – Poprosiłem Potęgę Ognia i przepaliłem więzy. Ty jednak leżałaś bez ducha, więc postanowiłem zaopiekować się tobą, póki nie odzyskasz sił. Twoja przyjaciółka nie wróciła jeszcze z Ekal Ewakh. Zresztą nic w tym dziwnego. Rzadko ktokolwiek opuszcza te ruiny, jeśli jest na tyle szalony, by wkroczyć w ich cień.


Nemain Goniąca Wiatr


Rozstałaś się z towarzyszkami, by ruszyć samotnie w pościg za uciekającym Jeźdźcem.
Skrzydlate monstrum gnało na południe, w coraz bardziej wyjałowione regiony Suchej Równiny.

Była to ziemia nieprzyjazna zarówno ludziom, jak i zwierzętom, jednak nie pusta. Abu pędził przed siebie z gracją nieporównywalną z niczym innym na świecie. Nie przeszkadzała mu budząca się spiekota dnia, ani kurz wzbijany podczas biegu, który szybko jednak zostawał za waszymi plecami.

Step, już wcześniej suchy, ustępował teraz miejsca półpustyni. Wysuszoną ziemię porastały jedynie spłachetki ostrej, pożółkłej trawy i tak było, jak sięgałaś okiem. Wszędzie wokół. Upał stawał się nie do wytrzymania, a zapasy wody kurczyły się. Abu wyczuwał jednak źródło wody w pobliżu. Z nim byłaś bezpieczna nawet w tak niegościnnej okolicy. Był w stanie znaleźć wodę, upolować jedzenie. Mogłaś przetrwać tam, gdzie zwykły człowiek najprawdopodobniej miałby na to małe szanse.

Nie wiesz, jak to możliwe, ale Abu stracił trop skrzydlatej bestii. Albo odleciała już tak daleko, że nie był w stanie poczuć jej z takiej odległości, albo stało się coś innego. Mistycznego.

Wiedząc, że pościg jest zakończony, postanowiłaś znaleźć wodę i zaspokoić pragnienie. Dłuższą chwilę później byłaś na miejscu.

Wielka sadzawka – prawie rozległe, lecz płytkie jezioro. Wokół zbiornika rosną kłącza zwane chlebem piasków, które da się jeść i które doskonale zaspokajają pragnienie.

Zapach wody był dominujący i dlatego nie zauważyłaś jeźdźca i jego Bestii.

- Piękny kot – usłyszałaś za sobą głos.

Odwróciłaś się i ujrzałaś mężczyznę o rysach twarzy zdradzającego Trygarrana z dalszych klanów zamieszkujących Step na wschodzie. Był półnagi, odziany jedynie w skórzane pludry, przy których wisiały mu skórzane rękawice z wszytymi pazurami – tradycyjna broń Jeźdźców Trygarran tak jak u was żywonoże.



Mimo pozornej chudości mężczyzna wydawał się w jakiś sposób silny.

Podkreślała to jego Bestia. Wielki piaskowy tygrys, którego zauważyłaś kilka kroków za jego panem. Pełne gracji, smukły i szeroki w kłębie drapieżnik.
Na zwierzęciu, przy siodle (większość Jeźdźców robi je samodzielnie) wisiał cały dobytek Jeźdźca – włócznia, łuk, kołczan ze strzałami, bukłak, derki, juki, szabla zrobiona z zaostrzonego rogu bykowca a nawet mały rondelek o osmolonym dnie. To znaczyło chyba, że Jeździec jest na patrolu lub wypełnia jakąś misję.

Ciemne oczy Trygarrana spoglądają na ciebie z powagą. Uważnie, taksująco.

- Mogę napełnić bukłak i napić się wody przy tym źródle. Mam za sobą długą i męczącą podróż. Nazywam się Vukovar Szybkie Szpony z klanu Skórzanych Węzłów. A ty jak się nazywasz i z którego klanu jesteś? Piękna Bestia. Ciekaw jestem, któremu z klanów Ojciec Lew pobłogosławił tak piękną Bestią?


MELESUGUN "SZALONA"


Ocknęła się wśród drobniutkiego piasku na podłodze głównego pomieszczenia w wieży. W głowie jeszcze jej huczało. Wrzask, jaki wydała z siebie dziwna kobieta nie przypominał niczego, co znała. Niemal ogłuchła. Usiadła, obmacując czaszkę. Szybko jej uwagę zwróciło co innego. Dłonie i stopy mrowiły dziwnie. Przez chwilę siedziała w bezruchu, bez mrugnięcia wpatrując się w dziwne tatuaże, które pojawiły się na jej ciele. Bezskutecznie spróbowała zetrzeć choćby jeden. Wyglądało, że są tu na stałe.

Podniosła się, czujnie rozglądając wokół. Coś się zmieniło.
Z nadprzyrodzoną gracją przeskoczyła kamienną poręcz, lądując w kucki. Wilczyca znalazła się u jej boku w mgnieniu oka. Dziwne, ale Melesugun była pewna, że obie odczuły ulgę. Wyciągnęła w kierunku wadery rękę. Wilgotny nos trącił pokrytą rysunkiem powierzchnię, następne było liźnięcie. Nie, to nie mogło być niż złego.

Swoje kroki skierowała wprost ku wejściu do podziemnych korytarzy. Po prostu wiedziała, gdzie szukać. Tak, jakby przeraźliwy krzyk kobiety wydrukował w jej duszy mapę ruin.
Nim ruszyła w dół kamiennych schodów, na powrót wyjęła broń.

Kamienne korytarze, choć rozległe, przepełniały Melesugun uczuciem, którego dotąd nie znała. Jej gardło ściskało się bezwiednie na myśl o tym, że przecież wszystkie te ściany mogłyby się w tej właśnie chwili zawalić. I pogrzebać ją żywcem w tym przepełnionym bez wątpienia magią miejscu. Wzdrygnęła się na tę myśl, i wtedy je usłyszała.

Śmierdziały jak zawsze, łoskotliwy pomruk zapowiedział ich szarżę. Były we dwójkę, podobne do stojących na dwóch nogach hien. Rozwarte szeroko paszcze pełne nieprzeliczonych rzędów bardzo ostrych zębów. Rzuciły się ku dziewczynie chybotliwie, wolniejsze niż ona. Jeden cios ciężkiej łapy mógłby ją przepołowić, gdyby tylko była kimś innym. Rozpędziła się i z niesamowitą prędkością wpadła pomiędzy Shar’Rhaz. Czuła obecność wilczycy podążającej za nią w ślad. Zwinęła się w ledwie zauważalnym dla oka piruecie i cięła szeroko, z dołu, prosto w bok głowy jednego z nich. Monstrualna szczęka zwisła, trzymając się teraz na jednym tylko stawie. Potwór zawył i skontrował, chlustając wokół posoką. Fetor się wzmagał. Stalowe niemal pazury drugiego ze świstem zamknęły się tuż obok ucha dziewczyny. Tą rozpaczliwą próbę ataku zwierzolud przypłacił ręką. Wilczyca mruknęła z niesmakiem, upuszczając na podłogę odgryzioną kończynę. Atakowały jak kobry, zbyt szybko, by ociężali przeciwnicy byli w stanie przewidzieć ich następne ciosy.
Nim Melesugun zdążyła się rozzłościć, było po walce.

Parły dalej. Wyczuwała drażniącą obecność innych stworów, ale z niewyjaśnionych powodów, postanowiły się one wycofać. Ich zachowanie zdziwiło Melesugun, nie słyszała nigdy, by pomniejsze Shar’Rhaz kiedykolwiek unikały walki. Mając się na baczności, stąpała przed siebie. Nie zauważając, że choć kroczy w zupełnych ciemnościach, doskonale rozpoznaje kształty wokół siebie. Korytarz rozszerzył się nieoczekiwanie. Musiały dotrzeć do serca podziemnych korytarzy. Bez wątpienia, to tego miejsca szukał Czarny Jeździec.
W centralnym punkcie pomieszczenia leżał roztrzaskany częściowo posąg… o rysach jej niedawnej rozmówczyni. Węsząc, zbliżyła się do niego. Dłonie i stopy wykutej z kamienia kobiety pokrywały rytualne malunki. Takie same, jak te, które od niedawna zdobiły jej własną skórę. Mruknęła, marszcząc brwi. Nic z tego nie rozumiała.
U stóp statuy znalazła opróżnioną skrytkę. Pociągnęła nosem. Zabrany stąd przedmiot był definitywnie metalowy.
Rozejrzała się jeszcze, nie znajdując jednak nic nowego, sprintem ruszyła ku powierzchni.

Widok słońca przyniósł córce stepu niewątpliwą ulgę. Otwarta, ograniczona jedynie horyzontem przestrzeń, przywróciła jej pewność siebie. Dosiadłszy wilczycy, ruszyła w drogę powrotną dokładnie tą samą trasą, którą tutaj przybyła.
Po kilku minutach biegu, znalazła się na tyle blisko ogniska, że siedząca przy nim dwójka mogła ją słyszeć. Widząc Białowłosą siedzącą u boku trygarrańskiego szamana, syknęła ostrzegawczo, obnażając zęby. Cóż ona mogła robić z szamanem wrażego plemienia? Miała go przecież związać w kij i powieźć na ich ziemię.

- Jewa?! - warknęła pytająco.

Gotowa była rzucić się na niego, gdyby tylko uczynił jeden fałszywy ruch.


CALIN "DESZCZ W TWARZY"


- Nie odważyłbym się stanąć, mając podniesione czoło, przed Ilyą, rodzicami, plemieniem, pozostałymi Jeźdźcami, gdybym pozostawił tą trójkę, Sereha, Zaraha i Orgę, samym sobie. Zdecydowanie proponuję przyjąć propozycję Kahmala Skoczka.
- Ja jestem gotów na wejście w Ruiny, Calinie i cieszę się słysząc te słowa z twych ust - odpowiedział Kahmal unosząc się ciężko na nogi.
- Chcesz Kahmalu pozostawić swojego Wilka poza ruinami? Obaj jesteście ranni. Czy możemy przyjrzeć się waszym ranom i spróbować uczynić je mniej doskwierającymi? - rozsądnie zauważyła Rayen
Calin uśmiechnął się.
- Jeżeli tylko mogłabyś to uczynić, Rayen, niewątpliwie należy to zrobić. To może uratować nas wszystkich, jeśli tylko da się uleczyć szybko. Bo jeśli nie, to, Kahmal, przy całym szacunku dla twego męstwa, może lepiej, żebyś poczekał tutaj i osłaniał nasz odwrót, jeżeli ... - zawahał się - taka sytuacja miałaby miejsce. Któż wie, czy nie odnajdziemy naszych towarzyszy opałach i czy nie trzeba będzie przede wszystkim skupić, by dotrzeć z powrotem do plemienia. Czuję tam złą aurę - przyznał. - Może ostrzeżenie naszych być wiele ważniejsze niż pokaz osobistej odwagi. Jeźdźcy przede wszystkim służą - wyjaśnił swoją propozycję, jakby obawiając się, ze starszy przecież od niego mężczyzna, który znacznie dłużej był Jeźdźcem niż on, początkujący przecież, niewłaściwie go zrozumie.
- Jeśli potrafisz nas uleczyć, będziemy wdzięczni – poprosił po prostu Kahmal.

Rayen potrafiła i już po chwili wgłębiali się w świat dziwnie niepokojących ruin. Szli powoli, ostrożnie, trzymając oręż gotowy do natychmiastowego użycia. Oni oraz ich Bestie, splecione siecią wspólnych myśli oraz odczuć. Zapach krwi prowadził ich wilcze powonienie niemal niczym po sznurku wśród zniszczeń, które kiedyś musiały być miejscem, gdzie mieszkali normalni ludzie, pracujący, śmiejący się, wychowujący dzieci. Potem stało się coś, co przerwało to wszystko. Chwasty, trawa, mech, gdzieniegdzie przemykający jakiś mały gryzoń lub fruwający owad nadawały temu miejscu pozory normalności, lecz ich najgłębsze instynkty dzieci prerii temu przeczyły. To nie było normalne, to nie było zwyczajne, to nie było dobre.
- Mam nadzieję, że przynajmniej wy jesteście bezpieczni – wyszeptał myśląc o Ilyi oraz obydwu rodzinach.
Pod stopami wyczuwali niepokojące drżenie podłoża, a jeszcze te głupie niewielkie kamyczki, które złośliwie dostały mu się w skórzane mokasyny. Musiał się na chwilę zatrzymać oraz wyrzucić je, po czym znowu wznowili marsz.

Wilk warczał. Nie, nie wilk Calina. Ale także Bestia. Ten głos słyszeli od jakiegoś czasu. Byli jednak przygotowani na walkę. Na obcego jeźdźca, ale nie to, co właśnie ukazało się na niewielkim placyku pod resztkami pozieleniałej ściany. Wilk warczał jedząc swojego jeźdźca. Zarah. Jego wilk zaatakował, teraz zaś maltretował to, co pozostało. Bez wątpienia, jego wilk oszalał, skoro zaś jego wilk, to także sam Zarah, skoro Bestia stanowi rzeczywistą cząstkę Jeźdźca. Jednak dlaczego? Musiało tutaj być coś niewyobrażalnie niebezpiecznego. Powinni odejść, opowiedzieć starszym, szamanom, którzy potrafiliby wyjaśnić nurtujące ich wątpliwości, ale mieli tutaj jeszcze coś do zrobienia. Dwaj pozostali Jeźdźcy i oszalały wilk. Nie był zbyt wymagającym przeciwnikiem. Może zresztą nie chciał być, bowiem kiedy padał pod ciosami ich żywonoży Deszcz w Twarzy wyczuwał wdzięczność płynącą z największej głębi jestestwa. Owego pierwotnego dobra nie potrafiło zniszczyć nawet szaleństwo.

Nieco dalej trop prowadził do pozostałej dwójki. Po tym, co się stało z Zarahem … szczęśliwie jednak żyli, choć wydawali się oszołomieni. Zarówno Jeźdźcy, jak i ich Bestie. Zupełnie tak, jakby byli zasłuchani w jakiś niesłyszalny dla Calina rytm. Wielka Orga kiwała się regularnie to na lewo to na prawo, jak wyrabiane z gliny dziecięce lalki. Podeszli do nich. Zero reakcji. Dalej nieprzytomny rytm, który opanował ich ciała. Nie pomogło zatkanie uszu, jakby wszystko słyszalne było jedynie dla ich umysłów. Szczególnie Orgi, gdyż Sereh zdawał się dochodzić do przytomności po potrząsaniu i dal się prowadzić, choć otumaniony. Orga natomiast wydawała się bezwładna. Ich Bestie spokojnie podążyły za wyprowadzanymi z ruin Jeźdźcami.

Szli szybko oglądając się wokół. Szczęśliwie nie pojawił się żaden nowy przeciwnik. Ponadto Sereh powoli wracał do normalności, co stanowczo zwiększało ich siłę. Orga przypominała swoją posturą i krzepą starego bizona, i to nie krowę, ale wielkiego samca, lecz Sereh był niezwykle mężnym oraz zręcznym wojownikiem. W pewnym momencie, w połowie drogi, kiedy już sądzili, że wyjdą spokojnie zobaczyli cień - bestię zrodzona z mroku i dymu, przypominającą wielkiego konia, na którym siedział jeździec.



Wydawał się wolny, niby prawdziwy cień, którym zresztą może był. Ale nagle, przyśpieszył dostrzegając Wallawarów. Sadrak! Okazało się, ze Jeździec już powrócił do jakiego takiego stanu. Zerwał się i pędząc z okrzykiem rzucił na przeciwnika. Przy nim zaś jego wilk, a za nim Kahmal.
- Weźcie Ogrę i uciekajcie – rzucił jeszcze podnosząc już żywonoże, które w jego dłoniach zaświeciły groźnym blaskiem.

Kahmal był starszym wojownikiem. Kahmal polecił ratować Orgę, ale Kahmal nie mógł ich zwolnić z najważniejszego obowiązku Jeźdźców, jakim była walka w obronie członków plemienia. Oni wszyscy byli Wallawarami i pozostawienie ich, kiedy dodatkowy Jeździec mógł przechylić szale zwycięstwa, byłoby tchórzostwem i głupotą. Kahmal mógł starać się ich chronić, ale Calin nie mógł być mu posłusznym.
- Mam nadzieję, że jesteście bezpieczni – przeleciała mu przez myśl Ilya i ich rodziny, kiedy rzucił się naprzód. Zmarnował kilka chwil, zastanawiając się nad wypełnieniem polecenia. Nie chciał już zwlekać dłużej.


AIME "KAMIEŃ NA DNIE RZEKI"


Cały klan zebrał się w południowej części obozowiska. Nie był to kolejny atak, albo przynajmniej na taki nie wyglądał. Samotny, potężny jeździec stał nieopodal.
Shaharuk Okrwawiona Czaszka - krzyczało wielu
-Zabić go! - Te głosy dominowały.
Mimo braku bezpośredniego zagrożenia Aime odesłał kilu ludzi na stanowiska obserwacyjne po przeciwległych końcach obozu.
-Chcę rozmawiać z jakimś z waszych Jeźdźców! Mam ważne wieści do przekazania! - w końcu przybysz odezwał się.
Był butny, głośny i pełen wściekłości, czyli taki jak zawsze, mimo, że ryzykował starciem z całym klanem.
Opowieści o brutalności i bezwzględności Sharuka Aime słyszał już w dzieciństwie, słyszał też, że był wielkim wojownikiem. Do tej pory jego czyny okrywały go chwałą, ale ostatnie wydarzenia okryły go hańbą. Trzeba było go jednak wysłuchać, nadal był Jeźdźcem Bestii, wybrańcem Potęg i być może przyszedł pertraktować.
-Bracia! Bracia, siostry proszę was powstrzymajmy słuszny gniew i pozwólmy mu mówić - Aime wystąpił naprzód o kilka kroków. Uniósł ramię uciszając krzyczący tłum. Dało się jednak poznać, że jego bestią targają zgoła odmienne emocje.
-Twoich win nie da się zmazać prostymi słowami Shaharuku, ale honor nie pozwala nam dokonać zemsty kiedy wróg przychodzi sam prosząc o wysłuchanie. Mów czego chcesz?
-Młodzik! Taki młodzik! Zabrakło wam już dorosłych, Szare pieski? Trudno! Podjedź bliżej! Nie będę wrzeszczał - padło w odpowiedzi.
-Nie daj się sprowokować – usłyszał szept dochodzący zza pleców - Ja będę zaraz za tobą.
Nie odpowiedział. Skinął tylko głową, w głębi ducha poczuł ulgę wiedząc, że może liczyć na Ilyę. Postąpił kilka kroków i wykrzyczał.
-Nie musisz się nas w tym momencie obawiać Czaszko. Wiem doskonale co czujesz, sam dodaje sobie otuchy buńczucznymi słowami. Jak powiedziałem, wysłuchamy cię bo przyjechałeś właśnie po to - Zbliżył się jeszcze o parę kroków zatrzymując się mniej więcej po środku dzielącej ich przestrzeni.
-Ale nie narażaj proszę więcej na szwank naszego honoru bo bez względu na okoliczności będziemy go bronić. Zbliż się jeśli masz coś do powiedzenia albo odjedź jeszcze w pokoju.
-Obawiać was HAHAHAHA - mężczyzna był wyraźnie rozbawiony i podjechał bliżej. Bił od niego smród zakrzepłej krwi i posoki Shar’Rhaz. Chyba całą swoją uwagę, Aime skupił na nie zwracaniu uwagi na odór, bo nie zastanowiło go skąd zapach posoki demonów.
-Przyszedłem wam dać ultimatum. Chce dostać Iskrę! Chcę dowiedzieć się, gdzie ona jest! Jeśli nie, będę wracał i zabijał! Zabijał i pożerał! - wyszczerzył spiłowane zęby. - Powtórz to swoim Jeźdźcom, chłopaczku!
-Jestem Aime Shahruku Okrwawiona Czaszko, Aime Kamień na Dnie Rzeki - powiedział patrząc mu bez zmrużenia w oczy mimo, że strach trzymał jego duszę w żelaznym uścisku.
-Czemu tak bardzo pragniesz tej Iskry, że jesteś gotów złamać każde z najświętszych praw?
-Nie musisz tego wiedzieć! Po prostu mi ją oddajcie! A jakie święte prawa złamałem, kamyczku?
-Napadliście na naszą osadę, bez powodu. Między naszymi plemionami nie było zwady, nie tym razem - Trzymająca się do tej pory z tyłu do rozmowy włączyła się Ilya
Aime obejrzał się w jej stronę. Uśmiechnął się delikatnie z wyrazem wdzięczności.
-Konflikt między nami trwa już od dłuższego czasu - dodał od siebie.
-To że sprzymierzyliście się z Shar’Rhaz jest samo w sobie niegodne. Byłeś do tej pory Shahruku jednym z nas, mimo, że walczyliśmy ze sobą. Co takiego się wydarzyło, że postanowiłeś przeciwstawić się woli Potęg. Wasz zdradziecki atak, nasza zwycięska bitwa z nieznanym nam jeźdźcem dosiadającym skrzydlatej bestii to wszystko jest bardzo zagadkowe. Ty chcesz od nas uzyskać coś co naszym zdaniem nie należy się komuś kto znajduje sobie takich sprzymierzeńców Czaszko?
-Ja nie sprzymierzyłem się z Shar’Rhaz chłopcze - powiedział protekcjonalnym tonem - Ja nad nimi ZAPANOWAŁEM z woli Potęg. To wasz klan popełnił świętokradztwo, a Potęgi wybrały mnie, bym was za to ukarał. tak brzmi niewygodna dla was prawda, Aime Kamieniu w Dupie Rzeki.
-O jakim świętokradztwie mówisz, Shahruku? - spytała Ilya spokojnie.
-Zapytajcie złodzieja, Juhara Dwa Duchy, o czym mówię! To on zabrał Iskrę! Duchy w końcu przemówiły!- odparł Czaszka
Dziewczyna była wyraźnie zdziwiona jego słowami.
-Juhara tu nie ma, więc może ty nam powiesz?
Hiena pod Aime ukazał kły i warknęła gniewnie. Chwile zajęło jeźdźcowi uspokojenie zwierzęcia. Wiedział, że musi trzymać nerwy na wodzy, do czasu. W umyśle młodego jeźdźca kiełkowała myśl, aby raz na zawsze zawrzeć gębę temu upodlonemu kłamcy. Na szczęście Ilya złagodziła umiejętnie atmosferę. Postanowił poczekać na odpowiedź Czaszki.
-Skończyłem! Wiecie już co macie nam oddać. Inaczej przyjadę tutaj ponownie i zabiję Ciebie - wskazał Aimego - a potem Ciebie - wskazał Ilyę - A teraz zejdźcie mi z oczu szczeniaki, nim się rozmyślę! - Warknął jak zwierzę.
Tego było już dla młodego Jeźdźca za wiele. Podjął decyzję, że teraz jest najlepszy moment aby wywrzeć zemstę na upadłym jego zdaniem jeźdźcu.
-NIE!! - Warknął w odpowiedzi Aime - Jesteś na naszej ziemi, obrażasz nas swoją obecnością. Odjedź stąd i nie wracaj bo znajdziesz tu jedynie śmierć - wysyczał przez zaciśnięte zęby tłumiąc jeszcze większy gniew - Sprowadzając na nas Shar’Rhaz, bluźniąc przeciwko Potęgom obnażyłeś swoje oblicze okrwawiona główko. Nie ma dla Ciebie wybaczenia, przynajmniej w moim sercu - mówiąc to poprowadził swoją Bestię tak aby skupić uwagę Czaszki na sobie. Jeśli ten zaatakuje jedno z nich drugie będzie miało czyste pole dla swojego żywonoża.
-Więc walcz młody Wallawarze. Tylko ty i ja! Na śmierć i życie, jeśli czujesz się urażony! Jeśli masz siłę by przegnać mnie z waszej ziemi stawaj i walcz! Ja jestem gotów a ty?!
Jest ranny, osłabiony - myśli szybko przebiegały przez jego głowę - jest na dwoje i ludzie z klanu, przy odrobinie szczęścia - znał wartość Czaszki, zdawał sobie sprawę, że ryzykuje swoje i Ilyi życie, ale nie może pozwolić na tak jawne bezczeszczenie ich honoru. Podjął decyzję.
-Chyba czegoś nie zrozumiałeś Okrwawiony - zerknął z pogardą na wojownika - a może nadmiar widmotrawy już dawno zakłócił Ci ostrość widzenia?! Wydaje ci się, że możesz przychodzić tutaj i wyzywać na pojedynek któreś z nas? Prosiłeś o rozmowę i dostałeś czego chciałeś teraz możesz odjechać. Masz czas do zachodu słońca skoro tak bardzo odpowiada Ci nasze towarzystwo. Później będę zabiegał u swoich ludzi abyśmy rozpoczęli polowanie i zaszczuli cię jak kundla, którym się stałeś. Na nic więcej nie zasłużyłeś. Koniec tej bez bezcelowej rozmowy! - skinął głową w kierunku Ilyi i upewniwszy się, że ruszyła skierował swoją bestię w stronę obozu. Za jego plecami rozległ się wrzask.
-Wyrwę ci jęzor, za twe obraźliwe słowa, szczenię!
Nie był zdziwiony, odjeżdżając trzymał dłonie na rękojeści żywonoży gotowy do reakcji. W myślach układał sobie plan jak zareaguje na opadające ostrze. Wizualizował sobie możliwe formy ataku, obliczał jak szybko Shahruk zdąży dotrzeć, jaki unik zrobić aby znaleźć się po jego lewej stronie tam gdzie widniała głęboka szrama. Ilya będzie miała chwilę aby zareagować, aby być może zadać decydujący cios. To wszystko trwało ułamki sekund a w jego głowie wydarzyło się tak wiele. Tyle wspomnień, tyle było przed nim, rzucał na szalę to wszystko.
Teraz - pomyślał i zrobił szybki zwrot w lewo nurkując nisko z wyciągniętą przed siebie bronią. Jego serce nigdy jeszcze nie biło tak spokojnie i miarowo. Był pogodzony z samym sobą.


RAYEN "SAMOTNY KSIĘŻYC"


Step nigdy nie wygląda tak samo. Dla ludów zamieszkujących bezkresne połacie falującej trawy widok stepu nigdy nie bywa monotonny. Każdy z jego mieszkańców od dziecka uczy się rozpoznawać najmniejszą kępę trawy i zarośli, która porasta jego ziemię. Rayen, pomimo tego, że sprowadziła się tutaj trzy lata temu dobrze znała ten teren. Szybko zorientowała się, że Jeźdźcy z ich klanu pognali za przeciwnikiem w stronę największego skupiska Ruin Pradawnych na terytorium Szarych Wilków, do Głębi Shar’Rhaz. Droga do ruin nie była daleka i jeśli przeciwnicy nie pojechali dalej tylko zatrzymali się w Głębi to Khamal, Sedrek, Zarah i Orga powinni już ich dopaść. A ponieważ Jeźdźcy nadal nie wracali musiało się stać coś nieprzewidzianego.

Kiedy słońce zaczynało chylić się ku zachodowi Rayen i Calin dotarli do ruin. Bestie były zaniepokojone, ale na widok Samotnego Księżyca i Deszczu w Twarzy zza jednego z kamieni podniósł się Khamal Skoczek. Mężczyzna i jego Bestia byli ranni, ale Khamal był skory przy pomocy przybyłych wejść w ruiny żeby poszukać pozostałej trójki, która dość długo już nie wracała. Rayen rada ze swej zapobiegliwości, która nakazała zaopatrzyć się jej w środki leczące sięgnęła do swoich zapasów ziół żeby ulżyć w bólu Skoczkowi i powstrzymać u niego upływ krwi. Szybko żeby nie tracić zbędnego czasu włożyła do ust pnącze Krwawulca i zaczęła je zmiękczać śliną. Jednocześnie podała Khamalowi wywar z Biczykija, który prędko działał i ujmował dużo bólu z rannego ciała. Niestety mógł tez wpędzić Skoczka w senność więc, kiedy Samotny Księżyc obłożyła mu już rany papką z Krwawulca i przewiązała je bandażem podzieliła się z nim swoim Zielem Wartownika. Zaproponowała też porcję Ziela Calinowi. Po tych przygotowaniach ich cała trójka i Bestie Calina i Rayen zagłębili się w ruiny.

Rayen przeżuwała swoja porcje Wartownika czując jak mgła zmęczenia powoli opuszcza jej ciało a zmysły znów nabierają ostrości. Dzięki temu szybko usłyszała warkot nie pochodzący z gardzieli żadnej z towarzyszących im Bestii. Kiedy ostrożnie minęli fragment zniszczonego muru i wyszli na otwarty plac ich oczom ukazała się budząca zgrozę scena. Zwłoki Zarah Liścia w Strumieniu były właśnie pożerane przez jego własną Bestię a rodzaj obrażeń na jego ciele wskazywał na to, że Zarah został zabity przez swojego wilka. To było coś niepojętego, bo przecież jego wilk był częścią Liścia w Strumieniu, czyli znaczyłoby to, że sam Zarah chciał własnej śmierci. Jeździec, który sam się okaleczył i zabił? Calin i Khamal rozprawili się z oszalałym wilkiem Zarah. Rayen nie podniosła przeciwko Bestii swego żywonoża.
Nie potrafiła. Nie potrafiła, bo spojrzała w oczy zwierzęcia i zrozumiała, że cierpi ono z powodu tego, co się stało a jego duch został złamany. Samotny Księżyc zrozumiała, że to spojrzenie będzie ją prześladować podczas bezsennych nocy. Dziewczyna wyciągnęła rękę i odnalazła ciepły bok swojej wilczycy. Pogładziła jej jedwabiste futro i ten ciepły kontakt pozwolił jej złagodzić grozę oglądanej przed chwilą sceny.

Kawałek dalej odnaleźli ciała pozostałej dwójki Jeźdźców i ich Bestii. Początkowo Rayen pomyślała, że i Sedrek i Orga nie żyją, bo ich ciała były dziwnie bezwładne, ale po przyjrzeniu się im z bliska okazało się, że oboje po prostu siedzą. Siedzą i wpatrują się niewidzącymi oczami w jakiś tylko im widoczny obraz albo wsłuchują się w tylko im słyszana muzykę. Ich Bestie sprawiały takie samo wrażenie, jakby ich duch był nieobecny. Potrząsanie nimi, przemawianie do nich ani nawet krzyki w żaden sposób nie docierały do Orgi, Sedrek natomiast zaczął powoli reagować na ich obecność. Postanowili na razie nie rozwiązywać zagadki dziwnego otumanienia umysłów Sedreka i Orgi tylko wyprowadzić ich jak najszybciej z tych ruin. Orgę trzeba było nieść, ale pokierowany Sedrek był w stanie iść samodzielnie. Bestie Orgi i Sedreka, mimo że też otumanione podążały jednak za swoimi Jeźdźcami.
Kiedy już myśleli że uda im się opuścić ruiny bez przeszkód z cieni gromadzących się wśród plątaniny gruzów wynurzyła się jakaś postać, jeździec siedzący na ogromnym koniu. Jego kontury były zamazane, bo sylwetka zarówno wierzchowca jak i jeźdźca utkane zostały z cieni i dymu. Jeździec skierował się w ich stronę i stało się jasne, że nie powoli im opuścić ruin. Sedrek Szybka Włócznia na widok widmowego przeciwnika oprzytomniał do reszty i rzucił się w jego kierunku z okrzykiem dobywając broni, za nim skoczyła jego Bestia i Khamal. Skoczek w biegu wykrzyknął jeszcze do Calina i Rayen aby zabrali Orgę Dzikowłosą i uciekali. Rayen zobaczyła, że Deszcz w Twarzy zawahał się przez chwilę, ale w końcu zdecydował dołączyć do walczących i dobywając żywonoży skierował się w stronę widmowego jeźdźca. Samotny Księżyc pochwyciła nieprzytomna wojowniczkę i odciągnęła jej ciało na bezpieczną odległość od walczących, nakazała swojej wilczycy pilnować Orgi, bo nie wiedziała czy może liczyć w tej kwestii na Bestię Dzikowłosej. Dobywając swoich żywonoży pobiegła za Calinem krzycząc do młodego wojownika:

- Wyjdziemy z tych ruin wszyscy razem! Nie zostawimy nikogo!

Rayen była łuczniczką, ale co strzała może zrobić dymowi, dlatego dziewczyna zdecydowała się użyć żywonoży, jeśli coś jest w stanie zranić ich przeciwnika to tylko żywonóż. Samotny Księżyc wiedziała także, że w walce nie dorównuje takim potężnym wojownikom jak Khamal czy Sedrek i nie jest tak biegła jak Calin. Dlatego postanowiła zostawić mężczyznom pole do walki a sama przyczaić się gdzieś z flanki i wyczekać na odpowiedni moment żeby zranić przeciwnika, kiedy ten się odsłoni walcząc z pozostałą trójką. Zakładała, że ich przeciwnik może być ciężki do pokonania nawet dla nich wszystkich postanowiła wiec skorzystać z dobrych rad swego nieżyjącego już ojca. Jeśli walczysz z konnym przeciwnikiem nie rań i nie zabijaj jego wierzchowca, to jeździec jest twoim wrogiem nie jego koń. Jeśli jednak twoja sytuacja jest krytyczna, jesteś ranna a twój przeciwnik nad tobą góruje rzemiosłem i sprawnością zmień taktykę i zaatakuj nie jego a jego wierzchowca. Pozbaw go wsparcia, jakie daje mu wyszkolony rumak. Oczy Rayen prześlizgnęły się z jeźdźca na jego wierzchowca. Dziewczyna postanowiła zaatakować widmowego rumaka. Złożony z mroku i dymu, ale przybrał kształt konia a Rayen wiedziała gdzie uderzyć żeby dokonać jak największych szkód.


NEMAIN "GONIĄCA WIATR"


Straciła trop. Jeździec jakby rozpłynął się w powietrzu.
Przez chwilę ogarnęła ją panika, że nie wywiązała się z zadania, które powierzył im Juhar, że wszystko stracone.
Wkrótce jednak rozsądek wziął górę nad emocjami. Zrozumiała, że i tak nie byłaby w stanie dłużej podążać za latającą Bestią. I Abu i ona potrzebowali wody, pożywienia i choćby chwili odpoczynku. Wiedziała mniej więcej, w jakim kierunku udawała się Bestia i nie wątpiła, że jeszcze wpadnie na jej ślad.

Chwilowo jednak priorytetem stało się przeżycie jej i geparda. Zdała się na węch swojej Bestii. Abu szybko wyczuł zapach świeżej wody i szczęśliwie udało im się odnaleźć płytkie jeziorko, wokół którego rosło dodatkowo jadalne kłącze.

Kiedy schyliła się żeby zanurzyć dłonie w chłodnej wodzie usłyszała za plecami głos mężczyzny.
Obejrzała się szybko sięgając ręką do boku.
To był jeden z Trygarranów ze wschodu.

- Mogę napełnić bukłak i napić się wody przy tym źródle? Mam za sobą długą i męczącą podróż. Nazywam się Vukovar Szybkie Szpony z klanu Skórzanych Węzłów. A ty jak się nazywasz i z którego klanu jesteś? Piękna Bestia. Ciekaw jestem, któremu z klanów Ojciec Lew pobłogosławił tak piękną Bestią? - spytał spokojnie obcy.

Jak mogliśmy ich nie zauważyć??? - pomyślała i zdała sobie sprawę ze zmęczenia, które tak łatwo uśpiło jej czujność.
Nemain przyjrzała się uważnie niespodziewanemu przybyszowi. Był Trygarranem, ale nie zauważyła w nim na razie wrogich zamiarów. Odpowiedziała więc lekko skłaniając głowę w geście pozdrowienia:

- Widzę, że i Ciebie Vukovarze z klanu Skórzanych Węzłów, Potęgi pobłogosławiły piękną bestią. - tu spojrzała z uznaniem na piaskowego tygrysa - Mówią na mnie Nemain Goniąca Wiatr, a mój dziki towarzysz to Abu. Pochodzę z dumnego klanu Wallawarów, ze szczepu Szarego Wilka.

Mówiąc to wykonała zapraszający gest w stronę rozlewiska sama siadając nad jego brzegiem. Nie traciła czujności, ale nie zamierzała płoszyć czy prowokować jeźdźca z obcego klanu.

- To chyba nie są ziemie Wallawarów. A dzikie koty nie są ich zwierzęciem totemicznym - uśmiechnął się przy tych słowach - Chętnie skorzystam z zaproszenia. Ale ośmielę się zapytać, co Jeździec Wallawarów robi na ziemiach Trygarran? Jeśli to jednak misja mediacyjna lub tajna zrozumiem milczenie.

Przyglądała się obcemu dyskretnie. Był drobnej budowy, ale mięśnie prężące się po skórą nie pozostawiały wątpliwości co do drzemiącej w nich siły.
W pewien sposób podobał jej się…

- To prawda, że razem z gepardem znaleźliśmy się daleko od domu. - zamilkła na chwilę oceniając Trygarrana, ale po chwili powiedziała - Podążałam śladem czarnego jeźdźca na latającej bestii. Pogwałcił nasz święty rytuał, zaatakował szamana i sprowadził Shar’haz na nasze ziemie... Niestety tutaj urwał się jego trop.

- Na latającej bestii? - zaciekawił się jeździec - To ciekawe. A czy okrywa go skorupa zrobione z żelaza? - podszedł do wody i nachylił się nad nią pijąc, nabierając wody do złożonych dłoni i rozchlapując sobie na ramiona i twarz po nasyceniu pragnienia.
- Bo jeśli tak - kontynuował - To chyba wiem, gdzie się kierował. Ale wątpię, czy dasz radę tam za nim podążyć.

- Dokładnie tak jest - Nemain poderwała się z ziemi - Co możesz mi powiedzieć o miejscu, do którego się udał? Widziałeś go?

Czekała niecierpliwie chociaż nie była pewna, czy Trygarran nie zamierza jej oszukać.

- Nie widziałem - pokręcił głową po namyśle. - Chociaż nie - widziałem. Widziałem go w moich wizjach i snach zsyłanych przez Potęgi. Wynurzał się z Morza Popiołów daleko na południe stąd. To zatruta ziemia. Zatruta i skażona. Nikt - nawet Jeździec - nie przetrwa tam długo. Nocą dręczą cię złe duchy nawiedzając twoje sny, w dzień trujący pył i okrutne słońce. Zaiste, wędrując na Morze Popiołów, trzeba mieć dobrze przygotowaną drogę. Ten Jeździec w Skorupie, którego ścigasz nosi miano Devhral - w moim narzeczu oznacza to Śmierć. Zaiste, jest wysłannikiem Upadłych. Jeśli na tym polega twoja misja, zawróć na ziemię Wallawarów. Tutaj znajdziesz jedynie wrogów i być może zły los.

Słowa mężczyzny tylko potwierdzały obawy ich szamana. Shar’Rhaz to dopiero początek. O tym musiała dowiedziec się starszyzna.

- Hmmmmm... dlaczego Upadli zainteresowali się akurat moim plemieniem? - myślała na głos Nemain. - Powiedz mi proszę, skąd u Ciebie te sny? Czy możesz powiedzieć co sprowadza Cię na tereny położone tak daleko od domu?
Nemain dodała cicho po krótkiej przerwie
- Widziałam w mojej wizji jak step zamienia się w zatrutą złem ziemię. Jak umiera, opanowany przez moce, które przerażają nawet we śnie... Jak temu zapobiec? Jak walczyć?

- Tak wiele pytań na raz - znów się usmiechnął - Może ugotuje nam jakiś posiłek, puścimy nasze Bestie na łowy, Wallawarko. A my porozmawiamy gotując?

- Zgoda - Nemain uśmiechnęła się wreszcie, choć wieści nie były dobre i przywołała do siebie Abu. Gepard zrozumiał od razu.
Potem ponownie zwróciła się do Trygarrana:
- Moja Bestia będzie Twojej towarzyszyć.

Trygarranin zakręcił się wokół juków.

- Zobaczmy co tam mam w jukach. Suszona antylopa, kilka zwiędłych bulw, w tym moja ulubiona, wodna bulwa z rozlewisk. Ugotuję wywaru. - zajął się wodą, włożył produkty do garnka a potem rozłożył ręce i wzniecił mały płomień po kociołkiem, który płonął sam z siebie, nie potrzebując opału.

Nemain w życiu by tego nie przyznała, ale obcy jeździec zaimponował jej. Ukrywając emocje zajęła się zbieraniem chleba piasków.

- Teraz twoje pytania, śmiała dziewczyno. Czemu Step jest zatruwany? Nie mam pojęcia. Skąd moje sny? To łaska kapryśnej Potęgi, przelotna jak wiosenne burze. Jak z tym walczyć? Jesteś Jeźdźcem a więc bronią. Jak zapobiec? Jeszcze nie wiem. Co tutaj robię, nie mogę ci powiedzieć, ale nie w takim sensie, że to nie twoja sprawa, lecz dlatego, ze wiążą mnie przysięgi krwi.

- Rozumiem Trygarranie i szanuję Twoją przysięgę. - odparła Nemain kiwając lekko głową. - Czy możesz w takim razie powiedzieć coś więcej o drodze do Morza Popiołów? Jak można się do niej przygotować?

- Ha - zaśmiał się poklepując dłońmi po udach - Czy wszystkie dziewczyny w waszym klanie są tak ciekawe i zadają tyle pytań? Morze Popiołów to miejsce, które wymaga dużych zapasów wody, jedzenia, talizmanów, które ochroną cię przed nocnymi duchami i Bezcielesnymi Sharr’Rhaz. Niektóre opowieści Słonych Noży - klanu, który zamieszkuje pogranicze morza Popiołów - mówią, że pod popiołem kryje się jedno ogromne ... miasto Pradawnych. jeśli to prawda, w co wątpię, to zaiste jest to straszliwe miejsce. Wyobraź sobie ruiny pod tobą i to, co mogą w sobie skrywać. Brrr. - zaczął przyprawiać wywar pieprzowym ziołem.

Nemain zaczerwieniła się lekko. Zdawała sobie sprawę, że strzela pytaniami jak z łuku, ale musiała, po prostu musiała dowiedzieć się jak najwięcej.

- Nie miałam zamiaru samotnie udawać się dalszymi śladami czarnego Jeźdźcy. Ale lubię wiedzieć z kim i czym mam do czynienia, jeśli takie informacje są dostępne.
Dziękuję za okazaną mi pomoc. - rumieńce na jej twarzy jeszcze trochę bardziej poczerwieniały.

- Nieś płomień, gdzie ciemności, wodę - gdzie susza. Nakarm wędrowca w potrzebie i napój jego wierzchowca - powiedział spoglądając ci ze spokojem w oczy. - Jesteś Wallawarem, więc w sumie nie przepadam za waszym plemieniem, lecz twoja bestia świadczy, ze masz w sobie wiele z Trygarrana. Samotność, dociekliwość i majestat godny ojca - Tygrysa. Na początku sądziłem, ze jesteś jedną z nas. Teraz uważam, że możliwe, iż się nie pomyliłem.

Nemain spuściła skromnie wzrok i już się nie odzywała. Komplement Trygarrana dziwnie sprawił jej przyjemność. Co się z nią działo?!?

- Mamy problem - powiedział spokojnie Trygarran. - Mój Duraarghhhh wyczuł w pobliżu innych Jeźdźców Trygarran. Lepiej będzie, jak się skryjesz, a ja będę rozmawiał. Nie każdy z nich jest tak wyrozumiały, jak ja.

Goniąca Wiatr posłuchała jego słów. Przekazała również Abu aby zachował ostrożność.


ILYA "CICHE OSTRZE"


Powieki, niczym kamienne pokrywy, opadły na oczy i Ilya szybko pogrążyła się w odprężającej ciemności zwiastującą rychły sen. Tuż przy sobie wyczuwała obecność swej Bestii, jej siłę i ciepło bijące z jej ciała. Piżmowy, przyjazny zapach futra otulił ją zwiastując spokojny sen.

Znów znalazła się w tym samym miejscu, gdzie kilka dni temu rozmawiała z Calinem, ale równocześnie to nie było to samo miejsce. Patrzyła na pogodną twarz ukochanego, lecz miała wrażenie, że jakiś ciemny cień przesłania jego oblicze. Tak jakby już nie był tym samym młodzieńcem, który odszedł z Rayen by spełnić swe obowiązki wobec towarzyszy. W powietrzu unosił się metaliczny zapach krwi, a ręce ukochanego, które wyciągnął w jej stronę splamione były krwią. Przerażona Ilya cofnęła się o krok i spojrzała w oblicze swej matki. Patrzyła na nią smutno, jak tego dnia, gdy wyruszali do Wzniesienia Wików. Otworzyła usta, lecz zamiast słów popłynęła z nich rzeka krwi.

- Nie, nie! – krzyknęła zrozpaczona i rzuciła się w ramiona matki, chcąc ją pochwycić nim upadnie, lecz sylwetka zmarłej rozpłynęła się w powietrzu, a Ciche Ostrze została sama na pustkowiu, które teraz zmieniło swój wygląd. Wszystko było przygaszone, jakby patrzyła przez delikatną, półprzezroczystą, lecz czarną zasłonę. Znów widziała Calina, lecz teraz kroczył obok niego Wilk, a za nimi, krok w krok czając się w cieniach monstrum zrodzone z koszmaru Upadłych. Ilya czuła dym i popiół, widziała cień, który zrodził tego potwora, o którym mówił Seseung. Do uszu dziewczyny docierał jęk ziemi rozrywanej szponami bestii, widziała kły, gotowe zatopić się w ciele mężczyzny, którego kochała. Chciała krzyknąć, ostrzec go, lecz albo słowa, które płynęły z jej ust były bezgłośne, albo Calin był zbyt daleko by ją usłyszeć.

I wtedy na odsiecz przybył jej Aime. Jego dotyk obudził ją z koszmaru, lecz nie potrafił odpędzić niepokoju, który ścisnął jej serce kamienną obręczą. Czuła jak łzy smutku i strachu palą ją pod powiekami, a myśli wciąż są przy nieobecnych. Jaguar trącił jej ramię łbem i przesunął mokrym i chłodnym nosem po skórze napełniając ją potrzebną jej siłą. Ilya w roztargnieniu dotknęła futra na grzbiecie zwierzęcia, rozważając znaczenie jej snu.

- Potęgi, chrońcie go – szepnęła wtulając twarz w bok jej Bestii. – Błagam, pozwólcie mu do mnie wrócić.

Krzyki wartowników odciągnęły ją od ponurych myśli, a Aimego od kusząco wygodnego posłania. Oboje popędzili w ich stronę, a ich oczom ukazał się nie kto inny jak Shaharuk Okrwawiona Czaszka. Ilya pozwoliła mężczyznom mówić, jednocześnie obserwowała uważnie reakcje wrogiego im Jeźdźca. Nie ulegało wątpliwości, że był niespełna rozumu. Coś sprawiło, że stoczył się w otchłań szaleństwa, która kazała mu tak bluźnić przeciw Potęgom. Czym była Iskra? Co zrobił Juhar Dwa Duchy, że zasłużył sobie na, zapewne kłamliwe, miano złodzieja? Tego Ilya nie wiedziała.

Jedyne co wiedziała to, to że Aime rozwścieczył ich wroga, który ruszył by zetrzeć z powierzchni ziemi młodego Jeźdźca Szarych Wilków. Lecz czy zapomniał o jej obecności? Wątpliwe, lecz Ilya nie zamierzała stracić okazji do zadania dotkliwego ciosu. Widziała, co Aime chce zrobić, widziała, że skupia uwagę Czaszki na sobie by ona mogła zadać cios. Niehonorowy, zadany jakby zza pleców, lecz czy zasłużyłaby sobie na swoje miano, gdyby nie wykorzystywała takich okazji? Nie na darmo zwano ją Cichym Ostrzem.

Ścisnęła w reku rękojeść błyskawicznie dobytego żywonoża i cicho niczym nocny łowca doskoczyła do przeciwnika i zadała cios w nieosłonięte miejsce na ciele wroga.

„Za moją matkę!” wrzasnęła w myślach i czuła, że jej Bestia całkowicie zgadza się z jej myślami. „Za Bystrą Wodę!”
 
hija jest offline