Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-08-2010, 10:48   #6
hija
 
hija's Avatar
 
Reputacja: 1 hija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodnie
NARRATOR



Rayen "Samotny Księżyc" i Calin Deszcz w Twarzy

Dziwny Jeździec z dymu i cienia wydawał się być niematerialny, lecz to nie powstrzymało was, byście niczym jedna siła rzucili się do walki.
Żywonoże przeciwko dziwacznym szablom, ciągnącym za sobą wstęgi dymu, jakby upiorny wróg wymachiwał dymiącym polanem z ogniska.

Pierwszy swój cios wyprowadził Szybka Włócznia szarżując w zapamiętaniu na wroga. W ostatniej chwili w mistyczny sposób wybił się na kilkanaście stóp w powietrze wskakując na szczyt zrujnowanego cokołu, by tym samy odbiciem zeskoczyć za plecami upiornego konia i wbić ostrze żywonoża w jego zad. Widzieliście, jak z rany unosiły się wirujące smugi dymu/ Jak on to zrobił? Khamal Skoczek, nie zważając na wcześniej odniesione rany, zaatakował z boku, lecz miał mniej szczęścia. Nie udało mu się uniknąć ciosu szabli i poszybował w powietrze, przelatując nad rozsypującym się murem.

Jednak czas, jaki Jeździec z cienia i dymu, włożył w tak pozwolił wam zgranie wyprowadzić swoje ciosy. Rayen wbiłaś ostrze zywonoża w bok „niby konia”, Szybka Włócznia trafił rękę wroga, a Calinowi udało się zranić go w udo.

Walka trwała nadal.

Wasze Bestie doskakiwały do wroga, kąsając. Wy szukaliście luki w jego defensywie czując, jak krople potu spływają wam po ciałach. Walka jak śmiercionośny taniec – doskok, cios, unik, parada, doskok, cios unik – w różnych kombinacjach. Mimo waszej przewagi liczebnej walka nie była łatwa, ale fakt, ze toczyła się w ruinach nawiedzanych przez Shar’Rhaz było dodatkowym bodźcem zmuszającym was do wysiłków.

W końcu jednak udało się. Rayen zaatakowała „konia”, w tym samym momencie Szybka Włócznia zaatakował jeźdźca, który skupił swoją uwagę na nim. Ten czas, to mgnienie oka, pozwoliło Calinowi wykonać skok i wbić ostrze w podbródek wroga.

Po tym ciosie jakaś siła cisnęła Calinem w tył, wyrywając mu ostrze żywonoża z rąk. Deszcz w Twarzy rąbnął z całych sił o murek, przebił się przez niego w fontannie drobnych kamieni i pyłu i upadł tuż koło siedzącego tuż obok Khamala Skoczka. Starszy Jeździec przyglądał się Calinowi z tępawym uśmieszkiem na okrwawionej twarzy.

Po ciosie zadanym przez Calina wróg .. wyparował. Zarówno Bestia jak i jej pan zmienili się w obłoki wstrętnego, postrzępionego dymu i zniknął w powietrzu.
- Dobra walka – Szybka Włócznia skinął wam głową, pomagając jednocześnie Calinowi stanąć na nogach. Potem podniósł Skoczka.
- Nic tu po nas – warknął spoglądając na ruiny. – Po zmroku nie będziemy tutaj bezpieczni. Wracajmy do osady. Trzymajmy się razem.


Melesugun "Szalona" i Jewa z Lodu


Jewa była nieprzytomna, dopiero wybudzała się z otumanienia po ziołach, więc to Melesugun przejęła ciężar konfrontacji z szamanem Tryggaran.

- Nie zrobię jej krzywdy - zapewnił młody szaman. - Nie jestem waszym wrogiem.

- Podobnie jak twoi bracia? - zapytała Melesugun, cedząc słowa przez zęby.

- Moi bracia? Chodzi ci o plemię? Nie jesteśmy wrogami. Jedynie czasami walczymy ze sobą. Lecz nie teraz.- szaman pokręcił głową

- To - powiedziała, gestem zdobnej w tatuaż dłoni ogarniając znaczną połać stepu - wasza wina. Pozwoliliście, żeby narodził się wśród Was!

- Znaki! Znaki pani! – szaman niespodziewani upadł przed Melesugun na kolana i skłonił głowę dotykając czołem ziemi - Bądź pozdrowiona, Wybrana.

Melesugun spojrzała na niego z większym jeszcze zdumieniem niż przed chwilą złością. Wybrana - pomyślała?

- Co? - warknęła w kierunku szamana.

- Znaki Pogrzebanej - nie podnosił głowy, jakby obawiając się tego, co możesz zrobić - Zostałeś wybrana.

- Wstań. Step ma problem ważniejszy niż to, co w tej chwili robisz. Wśród twoich narodził się Cień.

- Znaki nie kłamały. Musze ostrzec swój klan.

Skinęła głową, uważnie przyglądając się mężczyźnie.

- Jeśli umrze step Wallawarowie nie będą jedynym bezdomnym plemieniem. O ile dzieci stepu nie umrą wraz z ukochaną Matką.

- Czarny Jeździec stanowi zagrożenie. Musimy go wyprzedzić. Mamy teraz wspólnego wroga - najlepiej jak umiała, starała się ukrywać zmieszanie. Współpraca mogła okazać się niezbędna.

Dialog przerwała Jewa z Lodu, która z jękiem usiadła na posłaniu. Młody szaman podszedł do niej ostrożnie, z szacunkiem. Spojrzał w oczy, uśmiechając się życzliwie. Melesugun jakby się lękał i starał unikać kontaktu wzrokowego.

- Odzyskałaś świadomość, słonecznowłosa – powiedział cicho. – To dobrze. Bardzo dobrze. Myślę, że powinnyście udać się ze mną do mojej osady. To niedaleko stąd. Jest tam nasz Jeździec – Urvagh „Czarny Kieł”. On zdecyduje, co dalej. Jeśli winicie nas za atak na wasz klan, to zaręczam, że nie wiem nic na ten temat.


Ilya Ciche Ostrze i Aime „Kamień na dnie rzeki”


Rozmowy przerodziły się w walkę. Dziką szarża Shaharakua Okrwawionej Czaszki poprzedził przeraźliwy warkot jego tygrysa. Kogoś słabszego duchem pewnie przeraziłby na śmierć, lecz wy nawet się nie zawahaliście.

Okrwawiona Czaszka zaatakował pierwszy w gniewie więc to nie był pojedynek. Otaczająca go zła sława spowodowała, że walka jeden na jednego byłaby szaleństwem. Mało kto był w stanie stawić czoła komuś takiemu w pojedynkę. Jego zła sława unosiła się wokół niego jak smród i muchy.

Ilya wyprowadziła cios w odsłonięte miejsce na ciele wroga, jednak jego żywoszpony były szybsze. Rozpędzony tygrys zderzył się z hieną wyrzucając Aimego i Bestię wysoko w powietrze, dając czas na kontratak w stronę Ilyi.

Potęgi! On był niewiarygodny! Jakby zestrojony z bronią, którą władał i bestią której dosiadał. Nawet ranny, pojęliście to poniewczasie, przewyższał was umiejętnościami a przede wszystkim wiedzą, jak walczyć jako Jeździec.
Nim Aime zdołał się podnieść po szarży, tygrys Shuharuka chwycił jego Hienę za kark i cisnął w bok, niczym szmatą. Bestia już się nie podniosła, chociaż czułeś że żyje.
Ilya atakowała z całą swoją niesamowitą sprawnością kilkakrotnie znacząc ciało wroga i jego Bestii płytkimi ranami, które jednak nie robiły na nich większego wrażenia.

W pewnym momencie Shuharuk popełnił błąd. Jego atak skoncentrował się na Ilyi, a żywoszpony poraniły jej ramię i wyrzuciły z siodła. Wtedy Aime doskoczył i wbił mu ostrze w udo Shuharuka zadając mu głęboką i bolesną ranę.

Tryumf jednak zamienił się w porażkę, kiedy tygrys trafił młodego Wallawara w bark, rozrywając pazurami mięśnie i łamiąc kości. Okrwawiona Czaszka zaryczał dziko i ruszył, by dobić półprzytomnego chłopaka, lecz cofnął się widząc, że Ilya jest nadal gotowa do walki, a jej Bestia ma zamiar skoczyć do walki. Poza tym wojownicy plemienia ruszyli wam na pomoc.

- Następnym razem – wykrztusił Shuharuk wyrywając sobie żywonóż z nogi i plując krwią. – Oddajcie Iskrę!

Teraz dopiero ujrzeliście, jak blisko było zwycięstwo. Gdybyście byli w pełni sił Jeźdźcami, walka mogłaby potoczyć się inaczej. Rytuał był jednak nieskończony i Shuharuk opuszczał pole walki okrwawiony, zmęczony lecz zwycięski. Pozostawiając ranną Ilyę, Aimego i Hienę.

Rany, mimo że bolesne, nie były jednak groźne. Czuliście nadal wieź z bestiami, dzięki której do rana pozostaną ledwie blizny.
Bardziej boli zraniona duma.

Jednak słowa jednego z bardziej uznanych wojowników w waszym klanie szybko zmywają smak goryczy z ust.
- Na Potęgi! – mówi Bherez Dziki Okrzyk – Nigdy nie widziałem wspanialszej walki. Zmusiliście Shuharuka Okrwawiona Czaszkę do odwrotu! Nikomu nigdy wcześniej nie powiodła się ta sztuka! Wiwat Ilya Ciche Ostrze! Wiwat Aime Kamień na Dnie Rzeki! Nasi obrońcy!
- Wiwat!!!
- Wiwat!!

Okrzyki wiwatujących współplemieńców brzmią, jak ... jak coś niesamowitego!

Czy faktycznie wasza porażka nią była? Czy też, niezależnie od tego, kto oberwał mocniej, była zwycięstwem. Trudno jednak o tym decydować, kiedy rany nadal broczą krwią.


Nemain Goniąca Wiatr

Ukryłaś się nieopodal w pobliżu wody, po drugiej stronie jeziorka, licząc, że podobnie jak tych wcześniej nie wyczułaś Vukovara, tak obcy jeźdźcy nie wyczują ciebie.

Było ich dwóch. Jeden dosiadał wielkiego czarnego cieniokota, drugi potężnego lwa. Szybkie Szpony wyszedł im na spotkanie. Powitali się z rezerwą. Widać było, że o coś go wypytują, jakby testowali. W końcu, po krótkiej rozmowie, zawrócili swoje Bestie i pognali na południowy wschód. Vukovar wrócił do ogniska i krzątając się przy nim zajął kończeniem posiłku. Potem ujrzałaś jak napełnił dwie miski i zawołał cię.
Wyszłaś z ukrycia.

- Jak na rubieże klanu niezły panuje tutaj ruch – zaśmiał się wręczając ci miskę. – Ci dwaj szukali tego skrzydlatego monstrum co i ty. Wypytywali też o obcych Jeźdźców. Ale jakoś zapomniałem o naszym miłym spotkaniu, może przez wzgląd na ich nieobycie.

- Mam dla ciebie propozycję Nemain Goniąca Wiatr – pierwszy raz nazwał cię po imieniu. – Zjemy, przywołamy nasze koty i ruszymy w drogę do twojego klanu. Wydaje mi się, że w powietrzu wisi coś niedobrego. Nie wierzę w przypadkowe spotkania. Najwyraźniej kapryśna Potęga wskazała mi dalszą drogę. Pozwolisz zatem, ze poproszę cię o zaszczyt i honor wspólnej wędrówki na ziemie klanu Szarych Wilków, gdzie kobiety zadają tek dużo pytań?
.

AIME "KAMIEŃ NA DNIE RZEKI"


Serce waliło jak oszalałe, adrenalina buzowała w jego krwi. Podnosił na tyle szybko na ile pozwoliło mu jego bezwładne ramię. Ilyia trzymała się pewnie na nogach a jej bestia tuż przy niej, spoglądały obie za odjeżdżającym przeciwnikiem, napięte do granic możliwości. W powietrzu zapach krwi mieszał się z wonią zwierzęcej sierści ustępując pod naporem wiatru niosącego ze stepu aromat traw i ziemi. Zbliżył się powoli do dziewczyny. Popatrzył na nią z podziwem, stała nadal zwrócona w kierunku oddalającego się Shuharuka.
Oboje oddychali ciężko, oboje krwawili i oboje otarli o śmierć.

-Już po wszystkim - powiedział

Spojrzała na niego. Wyciągnął ramię i położył dłoń na jej karku. Przyciągnął jej głowę opierając swoje czoło o jej czoło i patrząc w jej prosto w oczy wyszeptał.

-To była piękna walka Ilyo Ciche Ostrze. To był dla mnie zaszczyt. Dziękuję.

Odwrócił się i powędrował w kierunku swojej bestii. Leżała na boku, wyglądała jakby odpoczywała. Jej masywna pierś falował, oddychała spokojnie. Aime przykucnął i zaczął gładzić jej sierść.

-Leż spokojnie moja droga, leż i nie martw się niczym. Wszystkim się zajmę.
Lekki pomruk wydostał się ze zwierzęcego gardła.

Reakcja ludzi z klanu, którzy dopiero teraz zjawili się na miejscu była zadziwiająca. Wedle ich słów dokonali wielkiego czynu zmuszając Czaszkę do odwrotu. Ich porażka przeradzała się powoli w zwycięstwo. Aime chyba rozumiał dlaczego. Umiejętnościami nie mogli dorównywać Shuharukowi, jednemu z najbardziej przerażających wojowników wśród Jeźdźców Besti a mimo tego byli tak blisko. Przebiegł go euforyczny dreszcz na wspomnienie zagłębiającego się ostrza w udzie tamtego. Przypomniał sobie płynącą krew z usta Okrwawionego, kiedy odgrażał się przed… .Przed ucieczką.
Tak, dla niego to musiała być ucieczka przed dwoma szczeniętami, jak sam ich nazwał. Myśli zagłuszyły mu wiwaty zgromadzonych wojowników.
Nie czas na świętowanie - pomyślał.
Podszedł do Bhereza.

-Trzeba wysłać przynajmniej dwóch ludzi za Shuharukiem – powiedział - niech trzymają się z dala i obserwują dokąd zmierza.
Bhereza przytaknął i skinął w kierunku wybranej dwójki.
Aime położył mu zakrwawioną rękę na ramieniu
-Tylko na Potęgi, niech nie robią niczego głupiego. Mają trzymać się z dala i obserwować. Przy najmniejszym zagrożeniu niech wracają.
-Bez obawy Aime - odrzekł tamten - będą wiedzieli co mają robić, lepiej, żeby obejrzał Cię szaman, Twoja rana nie wygląda najlepiej.
Racja - pomyślał.
Poczuł, że jego bestia czeka na niego. Spojrzał w jej kierunku, trzymała się chwiejnie na łapach wypatrując go wśród ludzi. Przywołał ją w myślach i sam ruszył jej na spotkanie. Zmierzali razem w kierunku obozowiska. Wiedział, że więź jaka ich łączy za jakiś czas zniweluje obrażenia, ale wolał jednak, żeby Hienę obejrzał szaman.
Wbrew jego życzeniom, ci zajęli się najpierw jego ramieniem. Rana była paskudna. Opatrzono go i napojono obrzydliwym w smaku wywarem. Hiena też dostała swoją porcję, ale o dziwo wychłeptała wszystko oblizując się ze smakiem. Wybuchnął śmiechem na ten widok. Poklepał bestie po ramieniu i uwiesił się na jej masywnej szyj.

Kiedy przygotowano mu posłanie nie oponował. Zmęczenie, rana i ten ohydny wywar robiły swoje. Kiedy złożył głowę czuł jak zapada się w krainę snów.

-Wyrwę ci jęzor, za twe obraźliwe słowa, szczenię!
Wielkie żywoszpony masakrowały mu ciało, okrwawiona łysa głowa pochylała się nad nim wyszczerzając w uśmiechu spiłowane zęby.

Otworzył na moment oczy. Chłód nocy wdzierał się przez uchylone poły namiotu. Mama siedziała u wezgłowia trzymając w ręku zwilżoną szmatkę.
-Spokojnie synku. To tylko zły sen kamyczku.
Uśmiechnął się i zamknął oczy.


CALIN "DESZCZ W TWARZY"


Serce słyszało to, co nie dochodziło do nawet najbardziej czułych uszu. Piękny, lekko zadarty nosek, który marszczył się nieco, kiedy dziewczyna się denerwowała … cios, odskok.
- O kurr … - nie dokończył. Ciemna, dymiąca klinga błysnęła mu mrocznym światłem tuż obok lewego ucha. – Ach! – zamachnął się instynktownie, a Wilk spróbował ukąsać zadnią łapę cienistego stwora … pełne usta, uwielbiające się śmiać oraz delikatne niczym płatki lilii wodnej, słodsze niż owoc granatu, kiedy dotykały jego warg …
- Szlag! – kolejny cios, który przeszedł obok, za to Rayen dobrała się do boku bestii, która przez chwilę zakwiczała, jak zarzynana dzika świnia … ręce, silne, lecz jednocześnie potrafiące obejmować z tak niezwykłą czułością … uderzenie Szybkiej Włóczni niczym błyskawica. Sparował to, ale kolejny cios … roziskrzony wzrok, w którym sąsiadowały energia i ciekawość świata …Skok! Rayen odwróciła uwagę Mrocznego Jeźdźca. Drganie żywonoża wbitego tuż pod brodą cienia oraz nagłe szarpnięcie … ból, taki jak wtedy, gdy tulił ją do siebie przed wyjazdem, czując rozpaczliwe bicie dziewczęcego serca …

Walka zakończyła się … chyba … przez chwilę, bowiem leżał pod murkiem, zamroczony niczym pijak, tuż obok niewiele lepiej wyglądającego Khamala. Nieco dalej zaś przypatrywał się całej scenie wyraźnie rozbawiony pan Świstak, do którego dołączyła pani Świstakowi. Nie okazując specjalnego strachu dyskutowali zapewne swoją świszczącą mową na temat dziwnych dużych stworów, które przed chwilą wrzeszczały, szamotały się, aż wreszcie zaliczyły solidną glebę.



Więź Jeźdźca z Bestią stłumiła ból i nieco poobijany Calin rychło podniósł się na nogi przy pomocy Szybkiej Włóczni. Dochodził do siebie i nie zważając na protesty dwóch malutkich gryzoni, które dopiero teraz dały drała do swych norek, podszedł do Rayen. Wyglądała cało, walka zaś została wygrana, toteż radośnie ujął jej dłoń szczerym, braterskim uściskiem. Reszta także wyglądała dobrze, zaś Wilk radośnie zamachał ogonem, choć jednocześnie czujnie rozglądał się dookoła. To nie było dobre miejsce. Dlatego skwapliwie przyjęci polecenie Szybkiej Włóczni, żeby zbierać się co rychlej wracając do wioski. Wioska! Ponowny niepokój targnął Calinem. Ilya, rodzice, Stepowy Wilk … krewni, znajomi, przyjaciele, Jeźdźcy, którzy wyruszyli za latającym na smoku stworem.
- Gdzież wy jesteście?
Ale największe napięcie towarzyszyło myślom o niej … Miał nadzieję, że osada Wallawarów była bezpieczna, ale przecież w takim zamieszaniu wszystko się mogło wydarzyć. Jakiś niewielki oddział wrogów mógł przyczaić się gdzieś, Ilya zaś była Jeźdźcem.
- Jeżeliby stało … jeżeliby, jeżeliby … - zadrżał – ktoś ich zaatakował, Ilya stanąłby na pierwszej linii, żeby swoją siłą i odwagą powstrzymać wroga oraz dając innym czas na przygotowanie. Oby nic się tam nie działo – próbował się uspokajać, przypominając sobie, że przecież jego Gwiazda Zaranna ma nie tylko mężne serce, bijące w niezwykle pociągającej piersi, ale także doskonale walczy i jest przy niej gepard.

Kiedy tak pędzili do wioski zobaczył nagle piękny, duży krzew, który właśnie wydał swoje owoce. Większość była już nadgryziona przez rozmaite zwierzątka, które także chciały się uraczyć słodkim nektarem, ale jeden, największy i najwspanialszy był zupełnie nienaruszony. Śliczna, pomarańczowa barwa zdradzała, że owoc właśnie dojrzał. Cudowny, orzeźwiający, przepojony radością. Calin przełknął ślinkę. Jakiż to fart, że trafił akurat na nie.
- Możeby …? – zastanowił się nagle wpadając na myśl, która wydała mu się genialna. Nie zbaczając specjalnie ze szlaku, podjechał do krzewiny i wprawnym ruchem cieniutkiego niczym krawędź muszli ostrza, odciął czyściutki owoc, wrzucając go do torby.

***

Mieszkańcy wioski powitali wracającą drużynę wesołymi okrzykami. Już na pierwszy rzut oka dostrzec można było, że żaden kolejny napad nie miał miejsca, ale jednocześnie ich niepewne spojrzenia zdradzały obawę. Smagłe lica Wallawarów rozjaśniły się, na widok Jeźdźców, którzy gwarantowali wrzos bezpieczeństwa wszystkich. Ponadto, choć byli Jeźdźcami, wszyscy mieli swoich przyjaciół, rodziny, znajomych. Szybko zrobiło się drobne zamieszanie. Calin uprzejmie odpowiadał na pytania oraz witał się, ale szukał tęsknym spojrzeniem ukochaną dziewczynę. Najpierw bezskutecznie, aż wreszcie dostrzegł ją, jak stała samotna, nieco dalej od innych, ze zmęczeniem na twarzy, ale jasnym spojrzeniem, przesyconym promiennym blaskiem gwiazd.

Przez chwilę nie wiedział, co powiedzieć. Radosne drgnienie, skok na ziemię oraz bieg, jakby chciał wyprzedzić pędzące po niebie obłoki. Wyciągnął ręce, chcąc objąć ją jak najszybciej …

Minęła chwila … długa chwila, kiedy chłopak sięgnął do torby na plecach. Pomarańczowe kolory, tak lubiane przez Ilyę, lśniły świeżością, kiedy podawał jej otoczoną cieniutką skórką, owocową słodycz.



Słońce miało pomarańczową barwę na niebie, wspaniała pomarańcza pyszniła się swoją wielkością i kształtem, wesoła pomarańczowa radość i szczęście świeciły w jej głębokim, niby ocean oku.


ILYA "CICHE OSTRZE"


Ilya patrzyła za odjeżdżającym przeciwnikiem, czując jak mocno wali jej serce. Oddychała ciężko, a zranione ramię piekło niemiłosiernie, lecz ona, córka Wallawarów, za nic miała ból ran i ściskała mocno rękojeść żywo noża dopóki ten zdradziecki szczur nie zniknął z jej oczu.

-Już po wszystkim – obok niej stanął Aime. Wydawało się, że młodzieniec nie może uwierzyć w to, że uszli z życiem z starcia z Tryggaraninem. Odwróciła się, a on położył rękę na jej karku. Przez jej plecy przebiegł dreszcz, lecz nie miał on nic wspólnego z wrażeniem, które powodował dotyk Calina, i w pierwszym odruchu chciała się odsunąć, lecz nie zrobiła tego, a gdy ich czoła spotkały się uśmiechnęła się smutno. Ku jej uldze w jego oczach nie dostrzegła nic niepokojącego.

-To była piękna walka Ilyo Ciche Ostrze. To był dla mnie zaszczyt. Dziękuję.

Wspięła się delikatnie na palce i ucałowała go w spocone czoło tuż pod linią, gdzie zaczynają się włosy. W jej mniemaniu to był czysto przyjacielski pocałunek, jakim często obdarzała brata lub Calina, gdy wyruszali na polowanie bez niej. Kilka chwil później pojechali w stronę tipi rodziców Calina chcąc opatrzyć swoje ramię. Tam też rozstała się z Aimem, chcąc poszukać któregoś z szamanów by wytłumaczyli jej czego oczekiwał od nich Okrwawiona Czaszka.

Niestety, płonne były jej nadzieje na otrzymanie interesujących ją informacji. Niektórzy zbywali ją używając gładkich słów, a inni wprost mówili jej, że to nie są sprawy Jeźdźców. Przy jednych i drugich siłą woli powstrzymywała się tylko od nie wybuchnięcia złością. Stwierdziła, że poczeka do powrotu innych, a wtedy starsi wojownicy może zdołają przekonać szamanów do uchylenia rąbka tajemnicy. Jednakże wciąż nie mogła pozbyć się wrażenia, że magicy nie chcą mówić bez decyzji Juhara Dwa Duchy.

Objechała całą wioskę pozdrawiając bliskich i dalekich znajomych oraz przyjmując pełne szczęścia gratulacje z okazji przepędzenia wrogiego Jeźdźca. Nie potrafiła jednak zdobyć się na pełne wyrażenie szczęścia. Wciąż myślami była przy matce oraz przy osamotnionym ojcu, a przede wszystkim przy Calinie, który z godziny na godzinę stawał się jej bliższy nawet niż jeszcze rok temu. Zgodnie z obietnicą mu złożoną zajrzała do rodzin i przyjaciół ich nieobecnych towarzyszy uspokajając, że ich bliskim nic nie jest i na pewno powrócą lada dzień cali i zdrowi, lecz potwornie zmęczeni. Rozdawała uśmiechy pełne pociechy równie łatwo jakby składała swe posłanie we własnym domostwie.

Nie mogła też powstrzymać się od spoglądania w stronę, w którą odeszli Rayen i Calin, lecz pomimo jej czujnej warty i tak przegapiła moment kiedy przekroczyli granice wioski. Dopiero zbiegowisko wokół nowoprzybyłych powiedziało jej, że oto powrócili wysłani tropiciele z resztą Jeźdźców. Ilya bała się podejść bliżej, tak jakby bała się, że zobaczy coś strasznego. Obserwowała więc z odległości jak Wallawarowie witają swoich ziomków z radością i nową nadzieją. Nagle od grupy oderwała się znajoma jej sylwetka i popędziła w jej kierunku. Dziewczyna uśmiechnęła się z ulgą i postąpiła kilka kroków, i już po chwili czuła jak obejmują ją silne ręce ukochanego. Objęła jego szyję i wspiąwszy się na palce wargami odnalazła jego usta składając na nich powitalny pocałunek, chcąc przekazać mu to czego nie potrafiła wyrazić słowami: radość z powrotu i ulgę, że nie spotkała go żadna zła przygoda.
- Martwiłam się –szepnęła po dłuższej chwili.
- Ja ... - chłopak chyba chciał zagrać bohaterskiego chojraka, który pokazuje się swojej dziewczynie niby heros ze starych legend, ale nie wytrzymał. niepokój oraz radość z zobaczenia swojego kochania przeważyły - ... też. Ilya ... Ilya ... jak to dobrze, że nic ci się nie stało ... - próbował wyrazić swoje prawdziwe uczucia, ale brakowało mu słów. Wreszcie, nie mogąc właściwie wyrazić swojej miłości, wyjął owoc pomarańczy i podał jej na otwartych dłoniach. Jej oczy zrobiły się większe ze zdziwienia i po chwili wahania wzięła owoc z jego rąk. Przez chwilę delikatnie gładziła jego skórkę, po czym podniosła roziskrzony wzrok na Calina.
- Dziękuję! – wykrzyknęła rzucając mu się na szyję, ale po chwili opanowała się i odstąpiła krok w tył. – Pewnie jesteś zmęczony i głodny. Nie mamy wiele, ale myślę, że mogę przygotować dla ciebie jakiś posiłek.
Obserwował jej dłoń mimowolnie pieszcząca owoc opuszkami palców i, nie wiedzieć dlaczego, zaczerwienił się.
- Jeesteem - odpowiedział nieco rozkojarzony - ale tylko troszeczkę. Widzieliśmy ... - zaciął się - ... widzieliśmy rzeczy, których nie chciałbym ... no wiesz. Ale teraz jestem już tutaj. Teraz jest dobrze. Natomiast co do posiłku, eee, chętnie, pod warunkiem, ze pozwolisz sobie pomóc - po chwilowym zawahaniu powrócił uśmiech na jego twarz. Jakby obecność jej pomagała odrzucić straszliwe wspomnienia oraz dodawała mu jakiejś wewnętrznej siły i radosnego optymizmu. Nie pytając o nic więcej zaprowadziła go do swojego tipi, w którym po kilku minutach drobnej krzątaniny unosiły się smakowite zapachy. Wspólnymi siłami udało im się przyszykować skromny, ale syty posiłek, który zjedli na zewnątrz.
- Trudno było ich znaleźć? – spytała cicho obierając przyniesioną przez chłopaka pomarańczę. – Co się tam zdarzyło?
Kiedy tak krzątała się po tipi przygotowując jedzenie przy jego drobnej pomocy wyglądała po prostu niczym śliczna, młodziutka małżonka, witająca swojego męża po powrocie z łowów. Calin, przez chwilę nie odpowiadał delektując się jej smukłym widokiem, aż wreszcie rzekł smutno:
- Widzieliśmy Jeźdźca. Został zaatakowany przez własnego rumaka. Własnego. Jakby oszalał. Ilyo, to było straszne widzieć, co zrobiła z nim jego własna Bestia - powiedział ciężko. - Innych znaleźliśmy rannych lub w transie, ale szczęśliwie dało się im pomoc. Wprawdzie jeszcze potem jakiś jeden, niczym cień wyglądający, próbował nam przeszkodzić, ale okazał się bardziej paskudny wyglądem, niż potęga umiejętności bojowych. A tutaj? Jak było? - zapytał patrząc z niepokojem. - Mieliście choć troszkę spokoju? nie było jakiegoś niespodziewanego ataku?

Spojrzała na niego zaniepokojona, po czym uścisnęła delikatnie jego dłoń. Nie potrafiła znaleźć słów, które opisałyby jej smutek i współczucie. Potrafiła sobie doskonale wyobrazić, co mógł czuć w tamtej chwili.
- Tutaj... nie, nie było spokojnie - odpowiedziała ze smutkiem i jednocześnie jakby ukrytym gniewem. - Ale nie zostaliśmy zaatakowani. Przyjechał Shuharuk Okrwawiona Czaszka by się trochę odgrażać i stawiać ultimata. Aime nie mógł znieść tego co mówił i sprowokował go do walki... Jednakże wspólnie udało nam się go zranić, a gdy zobaczył, że nasi wojownicy także ruszają do ataku wycofał się niczym podły wąż. Ale tu wróci.
- Ilya ... - chwycił jej dłoń. - Uf, dobrze, że nic ci się nie stało, bo ... - nie wiedział jak wyrazić swoje uczucie. - Ale że też zjawił się ot tak z żądaniami. Nie rozumiem. Albo zwariował, albo jest przeświadczony o czymś, albo wie coś, czego my nie wiemy. Albo zwariował i coś więcej wie jednocześnie. Ale że tez odpędziliście go - popatrzył z uznaniem. - To potomek skunksa, ale wszyscy wiedzą, ze wielki wojownik i zmusić go do odwrotu ... zranić ... Jestem pod wrażeniem, moje kochanie - szepnął jej na ucho. - Jestem strasznie dumny z ciebie.
Machnęła ręką, ale zarumieniła się mocno. Nie wiadomo czy powodem tego rumieńca była jego bliskość czy po prostu jego słowa.
- Nie masz czego - odpowiedziała skromnie. - To Aime zasłużył sobie na pochwały. Ja zadałam kilka nic nieznaczących ciosów. Jednakże słowa Czaszki były szalone. Uważa, że Shar'Rhaz służą mu z woli Potęg, gdyż chcą nas, Wallawarów, ukarać.
- Jasne, jasne, a świstak siedzi i zawija je w te ... listeczki - uznał. - Widocznie dostał po głowie raz za dużo, skoro ględzi takie brednie. Na wszelki wypadek jednak warto zapytać szamanów, co oni na to. Może jakieś złe moce opętały tego dzikusa. Ale, to później, na razie - spojrzał na nią zmieniając temat - czy masz ochotę po jedzeniu przejść się ze mną. chciałbym powitać rodziców, twojego ojca, znowu obejrzeć nasza wieś i ... chciałbym to zrobić z tobą, jeśli się zgodzisz? Byłbym bardzo ... no wiesz.
- Nie wiem - odpowiedziała niewinnie, jakby trochę się z nim drażniąc, podsuwając mu połówkę pomarańczy. - Co masz na myśli, Calinie?

Przełknął głośno ślinę oraz jakby zamyślił się nad odwiecznym problemem niewieściego charakteru.
- Ilyo - wreszcie zaczął niepewnie, jakby nie wiedząc, jak wyrazić to, co chce naprawdę przekazać. Pewnie zresztą tak było, bo chociaż Calin miał dar śmiałej i konkretnej wymowy, ale kiedy w grę wchodziło uczucie ... - wiesz - powtórzył - to znaczy ... to znaczy ... przy tobie - wypalił - nawet powietrze wydaje się słodsze, gwiazdy zaś świecą dla mnie jaśniej i ... - znowu stracił rezon - ... no wiesz, jesteś dla mnie ... jesteś tą gwiazdką i choć minął rok, długi rok, moje serce bije dla ciebie, tak samo, jak wtedy.
- Rok nie jest w stanie zmienić moich uczuć. Głuptasie - uśmiechnęła się czule i potargała jego włosy. - Czy po całowałabym cię tak jak wtedy gdyby i moje serce nie biło dla ciebie? Na początku nie byłam pewna, lecz teraz... po tym wszystkim. Nasza pierwsza rozmowa po tym roku wydaje mi się odległa o całe wieki.
- Niech sobie będą wieki, najmilsza ty moja - uśmiechnął się do niej. - Kiedy jesteś ze mną, to odchodzą złe wspomnienia i to cudowne, ze obydwoje możemy być razem. Kochające się pary wśród Jeźdźców nie zdarzają się zbyt często, a my dostaliśmy ten dar i bardzo się z tego cieszę - powiedział gorąco. - Czy już ci mówiłem, jak piękne masz usta? - wyszeptał jej do ucha pytanie.
Uśmiechnęła się uroczo na jego słowa, po czym ucałowała go w policzek.
- Nie miałeś okazji - powiedziała z uśmiechem i szkarłatnym rumieńcem na policzkach. - Lecz chciałeś iść zobaczyć rodzinę. Idziemy?
- Właśnie miałem to zaproponować. Znaczy, zaraz jak nadrobię tę okazję oraz dotknę tych pięknych, karminowych warg swoimi, przynajmniej przez chwileczkę - zbliżył swoja twarz do pięknego oblicza Ilyi. Po raz kolejny tego dnia poczuła jak dreszcze przebiegają jej po plecach, lecz tym razem była pewna, że jest to właściwe uczucie. Cieszyła się bliskością ukochanego, lecz jego śmiałe słowa zarówno zawstydzały ją, jak i napawały jakimś lękiem. Z jednej strony chciała cieszyć się z ich szczęścia i bliskości, lecz z drugiej strony wciąż miała w pamięci udręczoną twarz ojca oraz ból po stracie matki. Dochodziły do tego jeszcze obowiązki Jeźdźców, które nie mogły stać gdzie indziej jak ponad wszystkimi ich uczuciami. Czuła, że szarpiące nią emocje za chwilę pozostawią z niej tylko strzępki.
- Calinie... - zaczęła niepewnie, ale po chwili westchnęła trochę zrezygnowana. - W porządku. Jak chcesz.
Widząc niechętne spojrzenie dziewczyny zatrzymał się nagle. Wesoła twarz, jakby spoważniała. Wstał.
- Masz rację, idziemy - podał jej rękę. - Najpierw do rodzin, a potem ... nie wiem, pewnie będę chciał chwilę odpocząć. Jakby potem potrzebne były moje umiejętności, lepiej być wypoczętym - wyjaśniał zmieniwszy ton na rzeczowy, choć twarz miał przyjazną.

Swoimi nieostrożnymi słowami zraniła go, wiedziała o tym, lecz jego nagły chłód zranił ją po tysiąckroć. Na chwilę spuściła głowę walcząc ze łzami napływającymi do oczu, a gdy opanowała się na tyle by wstać i pójść za nim przyjęła pomocną dłoń. Chciała coś powiedzieć, przeprosić, lecz nie miała odwagi. Bała się, że młodzieniec jest na nią zły, że oczekiwał od niej czegoś zupełnie innego, a dostał tylko jej niepewność, niechęć i zażenowanie.
„Mamo” pomyślała z rozpaczą, walcząc z zaciśniętym gardłem. „Doradź mi. On jest taki wrażliwy, a ja tak bezbronna w jego obecności. Obdarz mnie swoją siłą i kobiecą mądrością naszych przodków.”

Obeszli razem całą wioskę sprawdzając czy mieszkańcy mają wszystko czego im trzeba. Później Calin udał się na spoczynek, a Ilya wróciła do swojego tipi. Usiadła w ciemnym wnętrzu ukrywając się przed całą tragedią tego dnia. Teraz, kiedy emocje opadły, a obowiązki mogli przejąć inni poczuła, że musi opłakać swoją stratę, tak jak powinna. I właśnie taką znalazł ją ojciec: skuloną na posłani z oczami zapuchniętymi od płaczu i zmęczenia. I wtedy, tak jak w szczęśliwszych zapomnianych dniach jej dziecięctwa, usiadł obok niej, nakrył ją kocem i zaczął głaskać po głowie. Wyciągnęła rękę i uścisnęła jego ciepłą, szorstką dłoń, by po chwili poczuć, że na ich splecione dłonie spadło coś ciepłego i mokrego. Pomimo półmroku w tipi, Ilya wiedziała, że jej ojciec także opłakuje swoją ukochaną.


JEWA Z LODU

Świadomość Jewy jakby zawisła między światami. Przecież słyszała słowa Melesugun i Trygallara, podziwiała tatuaże drugiej jeźdźczyni, zanim ta przybyła zdążyła nawet zadać obcemu jedno pytanie, ale duch jasnowłosej wracał ociągając się. Bo dusza i rozum Jewy poszły teraz w dwie strony.

Dziewczyna czuła jak je ciało zbiera się do biegu, mięśnie napinają i prężą, choć to nie one miały zamiar biec. Bo przecież gdyby zostawiła swoje ciało, to mięso na posłaniu, obok szamana mogłaby pokonać step w mgnieniu oka, znaleźć się w obozie Szarych Wilków i sprawdzić dlaczego Laniya pokazała się jej po drugiej stronie. Czemu ta niemądra, natrętna dziewczyna wędrowała po obcych jej ścieżkach? Bo śliczna i pulchna Lanyia nie miała żadnych doświadczeń ze światem duchów. Miała na to duszę zbyt prostą i zbyt leniwą, kochała dobre jedzenie i chłopców, długie spanie i kolorowe wstążki. I nie wiedzieć czemu, kochała Jewę. Wszyscy więc uważali Poranną Rosę za serdeczną przyjaciółkę dziewczyny z Lodu. Ne była to prawda. Były wtedy małe, kiedy rezolutna lecz niezbyt lotna Lanyia, nielubiana przez inne dziewczęta za to chętnie zaczepiana przez chłopców wybrała sobie Jewę na protektorkę. Naprawdę sprytne posunięcie, bo Jewa i teraz i w dzieciństwie nie umiała wzruszać ramionami. I kiedy chłopcy gwizdali za Lanyią , a dziewczęta wynajdowały na nią coraz to nowe przezwiska, Jewa toczyła bójki. W obronie tej szwędającej się za nią dziewuchy, nie z sympatii, tylko dlatego, że wszystko działo się zbyt blisko. Mruk do dziś śmiał się z Jewy, że jej cień jest niski i tęgi, stworzony do rodzenia i karmienia. A Jewa starała się na cień nie zwracać uwagi. Bo są rzeczy na które nic się poradzi i zimnokrwista panna z czasem przywykła do bezmyślnego paplania Porannej Rosy, do opowieści o chłopcach, warkoczach i wrednych zazdrośnicach. I teraz łagodne, krowie spojrzenie Lanyi napotkane w nieodpowiednim czasie i miejscu naprawdę ja przeraziło.

Dotąd wszystko było zabawą. Trudną i niezwykłą, ale takie Jewa przecież lubiła. Zabijanie demonów, było straszniejsze niż oczekiwała, ale to właśnie było jej marzenie, że będzie bohaterką plemiennych pieśni, że pokona wrogów jakich inni nigdy jeszcze nie pokonali, zobaczy rzeczy jakich inni nie widzieli, zrozumie nienazwane. Wydarzenia na Wzgórzu Wilków mieściły się więc w planach Jewy, łącznie z napełniającymi trwogą jej serce wizjami. Wiedziała, że bohaterom przydarzają się straszne rzecz, ale myślała że to będzie kiedyś, za lat pięć, albo sześć, albo może nawet dwanaście. Wtedy, kiedy Jewa będzie już stara i mądra i będzie dobrze wiedziała co ma robić. Dziś miało być bezpieczne. Zwłaszcza dla jej plemienia i bliskich, choćby nawet natrętnych, nie-przyjaciół.

Dlatego cała dusza Jewy protestowała przeciw powrotowi do Melesugun i Trygarranina. Jeszcze kilka chwil , kilka oddechów, i dopłynie nad zielonym stepem, zobaczy matkę i siostry i dowie się że nic nikomu nie grozi, życie płynie codziennym rytmem, Lanyia w sekretnym miejscu nad strumieniem uwodzi kolejnego chłopaka.

Zobaczyła pierwsze namioty. Ciszę i spokój. A potem ujrzała dziewięć szarych płócien przykrywających leżące na ziemi sylwetki. Gdyby zajrzała głębiej zobaczyłaby twarze, zabrakło jej odwagi. A potem usłyszała ryk dobywający się z gardzieli tygrysa i warkot hieny. Raptownie usiadła na posłaniu, szaman kończył swoją wypowiedź.
- Jeśli winicie nas za atak na wasz klan, to zaręczam, że nie wiem nic na ten temat.
Skoczyła na niego nim zdążyła pomyśleć. Zywonóż w jej dłoni krwawo znaczył grdykę młodego mężczyzny.
- Skąd to wiesz? -wychrypiała, głosem którego sama nie poznawała - Skąd wiesz, że ktoś napadł na nasz klan?

-Wizje. – nacisk żywonoża zelżał - Miałem wizje waszej osady, kiedy cię układałem. Wizję, które przepływały przez twoją głowę … jakbyś... jakbyś o tym myślała…
- Jesteś silna duchem, słoncznowłosa - młody szaman mówił dalej - bardzo silna duchem i duchy ... one gromadzą się wokół ciebie. Nawet teraz, w tej chwili towarzyszą ci w twej wędrówce. Dziewczyna z wielkimi oczami, starsza kobieta, młody chłopak, są obok ciebie, tylko trudno ich zobaczyć.
Szaman mówił a Jewa czuła jak otwierają się przed nią kolejne drzwi. Widziała słodko uśmiechniętą Lanyię, widziała Morską, wysoki chłopak stał najdalej, za lodową mgłą, bił od niego chłód i Jewa wiedziała, że coś przeszkadza mu podejść zbyt blisko. Nie dostrzegała rysów jego twarzy choć próbowała ze wszystkich sił, aż łzy popłynęły jej z oczu, wpatrujących się bez jednego mrugnięcia pod słońce w pustą zdawałoby się przestrzeń.
- Jaki chłopak? – zapytała, nadal tym samym ochrypłym, nieswoim głosem. Żywonóż wypadł jej z ręki. A serce zatrzepotało w piersi jakby było nieopierzonym pisklęciem. Biała wilczyca wpatrywała się w to samo miejsce, co dziewczyna.
- Szczupły i wysoki, o pustym spojrzeniu, ma barwionymi gałązki kolcolistu wplecione w warkocz - szaman mówił i w tym samym czasie mgła widziana przez Jewę się rozrzedzała. Hunge Ciernisty Krzak. Nie potrafiła powstrzymać westchnienia ulgi.

Ich miejsce było teraz w klanie, jego powinny bronić, bo do tego zostały stworzone. Ale Jewa rozumiała że ona i jej wilczyca nie są armią i istnieją niebezpieczeństwa z którymi nie poradzą sobie za pomocą kłów i żywonoży.
- Shuryuku zwany Strażnikiem Niespokojnych - przypomniała sobie, że przed jej wędrówką w świecie duchów podał imię – Jedna z nas musi wrócić do klanu, opowiedzieć co już wiemy, starszym i mądrzejszym. Druga pojedzie z tobą. Ja pojadę z tobą – dodała - bo wiem mniej. Ale najpierw ty pojedziesz ze mną, bo muszę odnaleźć trzecią, to jej obiecałam – choć nie padły te słowa , tak właśnie było, ruszyły w pogoń za jeźdźcem trzy, nie mogły zostawić Nemain samej w pogoni za straszliwym wrogiem.- Potem pojedziemy do twego plemienia i przedstawisz nas Urvaghowvi. Porozmawiamy o przymierzu.
- Ale – roześmiała się i nie był to wcale śmiech wesoły – Bardzo się mylisz sądząc, że jeździec Trygarran może decydować co jeźdźczyni Wallawarów ma robić.


RAYEN "SAMOTNY KSIĘŻYC"


Serce Rayen uderzało w przyspieszonym tempie po walce, którą stoczyli z widmowym jeźdźcem. Precyzyjne pchnięcie Calina sprawiło, że stwór rozwiał się jakby nigdy nie istniał. Wcześniej ciosy ich żywonoży wyrywały mu smugi dymu z ciała, ale dopiero cios w podbródek sprawił, że ich przeciwnik został pokonany. Zwycięski cios Calina posłał chłopaka na łopatki tak jakby jeździec odpłacił mu w ostatnim tchnieniu swego istnienia. Na szczęście ani Calinowi, ani Khamalowi, który otrzymał wcześniej cios od widmowego jeźdźca nic poważnego się nie stało. Deszcz w Twarzy podniósł się szybko i uścisnął dłoń Rayen w geście porozumienia po wspólnej walce. Dziewczyna odwzajemniła uścisk, po czym odwróciła się na pięcie i poszła sprawdzić, co z Orgą. Wojowniczka nadal była nieprzytomna, więc Samotny Księżyc przerzuciła ją przez grzbiet swego wilka i poprowadziła swoja bestię i bestię Orgi ku wyjściu z ruin. Reszta też już się pozbierała i wszyscy spieszyli się żeby w końcu opuścić to przeklęte miejsce. Po drodze zabrali jeszcze ze sobą ciało Zaraha Liścia w Strumieniu. Rayen zapytała pozostałych, co zrobić z ciałem wilka. Opowiedział jej Szybka Włócznia, który po raz pierwszy zobaczył, co się przytrafiło Zarahowi.

- O wilka się nie martw. Do jutra po jego ciele nie pozostanie żaden ślad.

Po opuszczeniu ruin Orga odzyskała przytomność i mogła przesiąść się na swojego wilka. Milczący i posępny Sedrek wiózł ciało Zaraha ,a Rayen zaoferowała miejsce za sobą Skoczkowi tak żeby oszczędzać siły jego rannego wilka.
Cała czwórka jechała zwartą grupą, tylko Calin wysforował się do przodu. Wyraźnie było widoczne, dokąd wyrywa się jego serce. Samotny Księżyc widziała, że starsi jeźdźcy są przybici niezwykłą śmiercią ich towarzysza i nie chciała niszczyć ich nastroju pełnego smutku i wspomnień, chociaż mnóstwo pytań cisnęło się jej na usta. W końcu, kiedy Sedrek zrównał swoją bestię z bestią dziewczyny Rayen uznała to za zachętę do rozmowy i zadała pytanie, które najbardziej drążyło jej umysł.

- Co właściwie tam się stało? Dlaczego wilk Zaraha go zaatakował i dlaczego wy byliście tacy otępiali? – starała się mówić spokojnie ale w jej wnętrzu emocje aż się gotowały kiedy próbowała zrozumieć to wszystko.

- Rozdzieliliśmy się, więc nie wiedzieliśmy, co się działo z Zarahem – Szybka Włócznia mówił powoli i widać było, że wspomnienia są dla niego bolesne. Jednak z jakiś powodów postanowił odpowiedzieć na pytania Rayen. Może widział, co się działo z dziewczyną i chciał jej jakoś pomóc poskładać myśli.

- Nie wiem, dlaczego wilk zaatakował Liścia w Strumieniu. Nigdy wcześniej nic takiego się nie wydarzyło. A co do naszego otępienia to sprawiły je wizje.

- Mieliście wizje? – nie wytrzymała Rayen.

- Tak – potwierdził Sedrek.

- Czy to wina tego miejsca czy tego widmowego jeźdźca? – dociekała Rayen.

- Trudno mi powiedzieć – westchnął Sedrek – ale wydaje mi się że Głębia Shar’Rhaz się przebudziła. Kiedy wy się zjawiliście moje wizje znikły.

Rayen nie śmiała zapytać, co to były za wizje. Zamiast tego opowiedziała tej trójce zdarzenia spod Wzniesienia Wilków, kiedy zostali zaatakowani przez Shar’Rhaz i jeźdźca na latającej bestii.

- To znaczy, że wasz rytuał nie został dopełniony – przerwał jej Szybka Włócznia- nie zestroiliście się.

Samotny Księżyc potwierdziła jego słowa. Sadrak przyglądał się jej przez chwile w skupieniu, a potem przeniósł wzrok na Calina. Rayen podążyła za jego wzrokiem i zobaczyła, jak Calin ścina jedyną pomarańczę z samotnie stojącego pomarańczowego drzewka. Schował ją zaraz do torby ciesząc się przy tym jak dziecko. Sadrak oderwał wzrok od postaci Calina i znowu przeniósł spojrzenie na Rayen.

Dziewczyna wiec kontynuowała opowieść jak Juhar wysłał cześć z nich jako grupę pościgową za latającym jeźdźcem a ich z ostrzeżeniem do klanu.

- Ale przybyliśmy już po ataku, a Seseung powiedział że długo nie wracacie i nasza dwójka jako że była najmniej zmęczona pojechała sprawdzić co was zatrzymało. Goniliście tylko widmowego jeźdźca czy większą grupę?

- Jechaliśmy za tym stworem z dymu, Shar’Rhaz i Shuharukiem Okrwawiona Czaszką – odpowiedział Sedrek- z Shar’Rhaz rozprawiliśmy się po drodze a jeźdźca z dymu dopadliśmy w ruinach.

- A co z Czaszką? Kiedy oddzielił się od swego towarzysza? – pytała Rayen.

- W ogóle nie wiedzieliśmy, że się rozdzielili, myśleliśmy, że są cały czas razem. To miejsce, tam w ruinach w ogóle jest dziwne. Kiedy tam byliśmy uciekł nam cały dzień tak jakby czas płynął tam inaczej.- nadal odpowiedzi udzielał jej Sedrek. Orga i Khamal tylko milcząco przysłuchiwali się rozmowie.

- W ataku na klan brało udział tylko dwóch jeźdźców z Piaszczystych Kłów wraz z Shar’Rhaz i tym cienistym jeźdźcem. Czy to nie dziwne? Przecież gdyby Piaszczyste Kły rozpoczęły z nami wojnę mają do dyspozycji dużo wiece Jeźdźców.- zauważyła Rayen.

- Tak. To wszystko jest bardzo dziwne i wymaga zbadania. i jeszcze ten Jeździec na latającej bestii który zaatakował Juhara, nie wiemy kto to może być. To także trzeba sprawdzić.

Po tych słowach Szybkiej Włóczni resztę drogi przebyli w milczeniu. Rayen czuła, że Ziele Wartownika powoli przestaje działać i jej ciało zaczynała ogarniać coraz większa senność.

W osadzie od razu usłyszeli wieści o walce, jaką stoczyli Aime „Kamień na dnie rzeki” i Ilya Ciche Ostrze z Shaharukiem Okrwawioną Czaszką. I jak to dwoje młodych Jeźdźców zmusiło budzącego grozę wojownika do ucieczki.

Oboje zostali lekko ranni w tym pojedynku, ale nie zagraża to ich życiu. Rayen dowiedziała się, że Aime udał się na spoczynek, a Ilya poszła gdzieś z Calinem. Pozostałe dziewczęta, które wysłano za latającym stworem jeszcze nie wróciły, ale nie można było się ich spodziewać tak szybko. Kiedy Samotny Księżyc uznała że wypełniła swoje obowiązki względem klanu udała się prosto do swego namiotu gdzie od razu wpadła w objęcia czekającej matki. Matki czekającej już z pyszną ciepłą strawą, która także przygotowała miskę wody do kąpieli i czyste pachnące wiatrem ubranie. Czy w takiej chwili można pragnąć więcej?

- Mamo – wybełkotała jeszcze Rayen, chociaż jej oczy już się same zamykały- jak wróci Aylen obudź mnie natychmiast. Dobrze?

- Dobrze Rayen- cichy głos matki

-Ale na pewno a nie tak jak po ostatnim święcie, kiedy miałaś mnie zbudzić rankiem i tego nie zrobiłaś bo twoim zdaniem tak smacznie spałam że szkoda było.

- Dobrze, obiecuję, że cię obudzę – cichy śmiech matki.

Tak jak wtedy, kiedy wkroczyła na Ścieżki Duchów Rayen czuje, że stoi na krawędzi urwiska i wpatruje się w wielki srebrny księżyc. Teraz jednak nie jest naga tylko ubrana i uzbrojona, uzbrojona tak jak nigdy nie była. Przy jej boku stoi Bestia i warczy szczerząc zęby. Obie są gotowe. Tylko, że Rayen jeszcze nie wie, na co, ale sądząc po jej stroju i broni to sposobią się do wojny.
Samotny Księżyc szarpnęła się, kiedy zrozumiała, co nadchodzi, po czym obudziła się. Obudziła się, ale nadal obok siebie słyszała warkot. Wyciągnęła rękę i dotknęła jedwabistej sierści Neyar, która na ten gest przywarła do dziewczyny łbem. Kiedy Rayen znowu pogrążała się we śnie ostatnim co usłyszała było gniewne mamrotanie matki o tym co sądzi na temat wielkich wilków które wślizgują się do czyjegoś namiotu i kładą się tam spać zajmując tym samym większość wolnej przestrzeni.


NEMAIN "GONIĄCA WIATR"


Obserwowała obcych i Vukovara z drugiej strony jeziorka gotowa w każdej chwili skoczyć do ataku. Czuła równie szybkie bicie serca swojej Bestii. Wiedziała, że gepard dołączy do niej jak tylko rzuci sygnał.

Jednak dwaj Trygarranie odjechali, a Szybkie Szpony ze śmiechem, jakby ulgi, zrobił uwagę o ruchu, który panował na tym odludziu i że dwaj obcy jeźdźcy również pytali o skrzydlate monstrum.
Nie zdradził jej. Miała mieszane uczucia. Dlaczego obdarzyła zaufaniem właśnie tego mężczyznę? Przecież on również należał do wrogiego Szarym Wilkom plemienia... Mimo to, czuła, że może mu wierzyć.
Rozmyślania przerwał jej sam Vukovar.

- Mam dla ciebie propozycję Nemain Goniąca Wiatr. Zjemy, przywołamy nasze koty i ruszymy w drogę do twojego klanu. Wydaje mi się, że w powietrzu wisi coś niedobrego. Nie wierzę w przypadkowe spotkania. Najwyraźniej kapryśna Potęga wskazała mi dalszą drogę. Pozwolisz zatem, ze poproszę cię o zaszczyt i honor wspólnej wędrówki na ziemie klanu Szarych Wilków, gdzie kobiety zadają tek dużo pytań?

I znowu się zaczerwieniła. Tylko dlatego, że nazwał ją po imieniu. Co się z nią działo???
Ukrywając zmieszanie odparła trochę surowiej niż zamierzała.

- Przyjmuję Twoją propozycję jeźdźcu Skórzanych Węzłów. Po drodze jednak chciałabym sprawdzić pewne miejsce. Zostawiłam koło niego moje dwie towarzyszki. Miały do mnie dołączyć, ale w tej sytuacji to ja muszę sprawdzić co z nimi.

Trygarranin tylko przytaknął milcząco. Posiłek wkrótce było gotów. I choć nie chciała przyznać, to w życiu nic tak jej nie smakowało jak właśnie ta gorąca strawa. Jej dziki kot również mruczał posilony świeżym mięsem.
Napełniła jeszcze bukłak świeżą wodą i torbę jadalnym kłączem. Nie wiedziała przecież czy jej towarzyszkom poszczęściło się w kwestii pożywienia.
Była gotowa do drogi.

Ruszyli szybko, a obydwie Bestie biegły równo obok siebie. Podróż przebiegała w milczeniu. Dziewczyna odpychała od siebie wszelkie złe myśli. Skupiła się na patrolowaniu okolicy i zauważyła, że Vukovar robi to samo.

Nie zdążyli ujechać daleko, kiedy w oddali pojawił się mały tuman kurzu. Natychmiast zatrzymali się, ale nie było gdzie się ukryć. Vukovar sięgał już po swoje rękawice, kiedy Nemain rozpoznała białą wilczycę. To była Jewa!! Jechała z kimś jeszcze... Czyżby Melesugun?
Co się stało???
Powiedziała Vukovarowi, że rozpoznaje Bestię. Pełna niepokoju pogoniła do przodu. Z daleka już dostrzegła, że Jewie nie towarzyszy Melesugun, ale jakiś młody szaman z obcego plemienia.

Wkrótce sytuacja wyjaśniła się. Kobiety przywitały się i wymieniły informacje. Nemain przedstawiła Vukovara Jewie, a Shuryuku został przedstawiony Nemain.
Wieści z domu były bardzo złe. Nemain drżała o życie swojej rodziny, ale Jewa nie była jej w stanie dać odpowiedzi na to, kto zginął...
Również to czego dowiedziała się Melesugun brzmiało bardzo groźnie. Nemain chciała jak najprędzej wracać do plemienia.

Kiedy jednak Strażnik niespokojnych wspomniał o ostrzeżeniu jego wioski, wiedziała, że pojadą do niej z Jewą. Chciała walczyć o przetrwanie stepu. O swój dom i swoją rodzinę.... O ile ta jeszcze istniała... A zdawała sobie sprawę, że ich klan nie może stoczyć samotnej walki.
Vukovar przytaknął milcząco.

Ruszyli we czwórkę...
 
hija jest offline