Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-08-2010, 10:55   #7
hija
 
hija's Avatar
 
Reputacja: 1 hija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodnie
NARRATOR



Melesugun "Szalona"

Spotkanie Juhara Dwa Duchy na Stepie było wybawieniem od samotnej wędrówki, lecz nie wybawieniem od ciszy. Poza krótką rozmową Juhar nie wykazywał chęci do konwersacji i dalsza droga minęła wam spokojnie.
Dwa dni. Długie dwa dni! Jedne z bardziej męczących w twoim życiu.

Chciałabyś wyrwać przed siebie, niczym strzała z łuku i dobiec do osady Szarych Wilków w mgnieniu oka, niesiona na grzbiecie swojej Bestii.
Jednak musisz wlec się ślimaczym tempem, wraz z starym, milczącym szamanem, waszymi końmi oraz ciałem Cierniowego Krzaka zawiniętym w żałobny całun i przewieszonym przez luzaka.

Dwa długie, nudne dni, ciągnące się jak smród za stadem rogobyków! Dwa długie, nudne dni!

Kiedy ujrzałaś znajome krajobrazy twoje serce zabiło szybciej. Bestia, wyczuwając twoje podniecenie, nieco przyspieszyła tempa. Późnym popołudniem ujrzałaś pierwsze wierzchołki namiotów, a na twoje spotkanie wyjechała Orga – jedna z Jeźdźców waszego Plemienia.
Na widok twojego zwierzęcia uśmiechnęła się szeroko. Mięśnie na jej mocnych ramionach zagrały.

- Nowy wilki, nowy żywonóż, nowy jeździec – powitała cię tradycyjną formułą lecz z uśmiechem na twarzy i w oczach. – Witam cię Melesugun Szalona wśród Jeźdźców naszego klanu.

Orga zawsze darzyła cię niezwykłą wręcz sympatią. Ponoć twoje zachowanie przypomina jej własne, kiedy była młodsza, chociaż niektórzy złośliwie żartują ze Orga jest twoim ojcem.

Za wami pojawił się Juhar Dwa Duchy.
Na jego widok Orga wydała z siebie gardłowy okrzyk radości.

- Czekaliśmy na ciebie, Starszy!

- Melesugun – szaman zwrócił się do ciebie – Bądź gotowa na wieczorny rytuał.


Jewa z Lodu


Melesugun Szalona szybko zabrała się w drogę, upewniając się jedynie, że młody Trygarran nie stanowi zagrożenia. Strażnik Niespokojnych siedział jednak spokojnie obserwując cię, Jewo z Lodu, bez przerwy. Jego spojrzenie było na tyle natarczywe, ze zaczęło ci przeszkadzać. W tym wzroku kryło się wiele emocji: fascynacja, ciekawość, zachwyt i ... pożądanie. Ale nie pożądanie, jakie niekiedy dało się ujrzeć w oczach młodzieńców z plemienia. To było inne – bardziej... dziwne. W każdym razie twój śnieżny wilk najwyraźniej też to czuł, bo nie spuszczał ślepiów z młodego szamana.

Ten jednak siedział spokojnie, niemal bez ruchu i ten spokój chłopaka zaczął powoli działać ci na nerwy.
Odezwał się tylko raz, przez ten czas, jaki minął od momentu, gdy naznaczyłaś mu gardło krwawą szramą.

- Krew jest daniną dla Potęg, Słonecznowłosa. Zmusiłaś mnie, bym zapłacił ją w tym miejscu. Takie czyny zobowiązują.

To były jedyne słowa, a kiedy naciskałaś by powiedział coś więcej powiedział jedynie z zagadkowym uśmiechem:

- Zobaczysz, Słonecznowłosa.

Zdecydowałaś się wyruszyć dalej, mając dość jego tajemniczości.


Nemain Goniąca Wiatr

Wyruszyliście bez zwłoki, kiedy wasze Bestie wróciły z łowów.
Szybkie Szpony okazał się dość milczącym towarzyszem, więcej uwagi poświęcając otoczeniu, niż tobie. Jedynie fakt, że co jakiś czas spoglądał w twoją stronę z uśmiechem był wystarczającym zadośćuczynieniem za tą ograniczoną uwagę.

Jego tygrys biegł bez wytchnienia, podobnie jak twój Kot. Z daleka można byłoby was bez trudu wziąć za Trygarran pędzących przez swoje ziemie z jakąś misją. Może to dlatego dotarłaś tak głęboko w serce krainy wrogiego wam plemienia? Każdy, kto zobaczył ślady twojej Bestii niechybnie wziął ją za Bestię któregoś z tutejszych Jeźdźców. Czy to miało znaczenie? Czy dlatego dwie nowe Bestie Wallawarów były wielkimi kotami? Czy to był jakiś symbol? Znak?

Dla towarzyszącego ci Jeźdźca zapewne tak. Wyglądał na takiego, który kieruje się w życiu jakimś celem. Tylko jakim?


Jewa z Lodu i Nemain Goniąca Wiatr


Spotkałyście się. Po krótkich prezentacjach i wyjaśnieniu sytuacji podjęłyście decyzję, by posłuchać rady Strażnika Niespokojnych. Młody szaman zaskoczony przyglądał się Vukovarowi Szybkim Szponom z .. obawą, lękiem. Widać było, że pewność siebie chłopaka mocno stopniała po spotkaniu tajemniczego Trygarrana.
Odniosłyście wrażenie, jakby znał Vukovara, a z tej wiedzy rodziły się wszystkie jego emocje. Jednak obaj mężczyźni milczeli w drodze do osady Shuryuka Strażnika Niespokojnych.

Rzeczywiście była ona niedaleko. Zaledwie godzinę jazdy od miejsca, gdzie spotkałyście chłopaka.

Prowadziła do niej droga, wijąca się jak wąż pomiędzy wielkimi, pokruszonymi głazami, na których wyryto symbole Potęg.

Sama osada nie była duża. Mniejsza niż ta, w której mieszkałyście. Biedniejsza. Domostwa wykonano z suszonej skóry rogobyków, ale znać było, że nie są w tak dobrym stanie, jak wasze.

- Zatrzymajcie się – powiedział niespokojnie Vukovar Szybkie Szpony. – Nie czujecie tego?

Ty, Nemain, nie miałaś pojęcia o czym mówi wasz towarzysz, lecz ty, Jewo, wyraźnie poczułaś, że coś jest nie tak. Osada jest dziwnie cicha. Jakby opuszczona.
Shuryuk pobladł i nie zważając na słowa Vukovara ruszył biegiem w stronę osady.

I wtedy ujrzeliście go. Ubrany w skóry jeździec naprawdę imponującej postury lecz o dziwnej, zezwierzęconej twarzy. Jego usta ociekały krwią, jakby przed chwilą został ranny, lub pił ten płyn.



Widząc was wjeżdżających do osady mężczyzna ryknął dziko. Zza namiotów wypadł wielki dzikolew – stwór z ciałem lwa, lecz szczeciniastym łbem dzikiej świni, z ogromnymi szablami sterczącymi z gęby.

Jeździec wybił się w powietrze i wskoczył – z niesamowitą gracją – na siodło swej Bestii.

- Durvakh! – wrzasnął Vukovar i skierował się na szarżującego Jeźdźca. – Ja się nim zajmę! Wy ochraniajcie chłopaka i zobaczcie, czy nie ma innych wrogów w osadzie.

Jakby na potwierdzenie jego słów ujrzałyście sporą grupę Shar’Rhaz – przynajmniej tuzin – wyłaniającą się spośród namiotów w bezwładnej grupce.



- Są wasze! – krzyknął jeszcze Vukovar kiedy jego piaskowy tygrys i dzikolew drugiego Jeźdźca zwarły się z wielkim rykiem. Ruchy obu Trygarran są tak szybkie, ze napawają was grozą. Jest jasne, ze w pojedynku żadna z was nie byłaby w stanie stawić im czoła.

Jednak przed wami też trudna walka. Te Shra’Rhaz są wam obce, ale wyglądają na zmyślne i co najgorsze. W walce używają broni a ich ciała wydają się być twarde.

Tak! Nie da się ukryć! Czeka was trudna walka!


Ilya Ciche Ostrze

Kiedy tylko się obudziłaś musiałaś zająć się wraz z ojcem i najbliższymi ceremonią pogrzebową swojej matki.

Zwyczaje pogrzebowe waszego klanu są ważne.

Ciała zmarłych obmywa się w specjalnie przystrojonym namiocie, ubiera w najlepsze szaty. Na twarzy, dłoniach i stopach maluje znaki Potęg, mające poprowadzić dusze zmarłych przed uch oblicze. Farby do tego celu miesza się z zioła zwanego Przewodnikiem, krwi bliskich zmarłej osoby oraz łez i wody. Następnie ciało zawija się w całun i obszywa znakami potęg i błogosławieństw.

Nikt, poza rodziną i najbliższymi przyjaciółmi, nie pomaga przy tej nader osobistej ceremonii. Dopuszczenie do niej jest wyznaniem najwyższego zaufania i szacunku, jakim rodzina zmarłego darzy zaproszonego do uroczystości człowieka.

Twój ojciec zaprosił tylko dwie osoby – swego przyjaciela oraz Calina Deszcz w Twarzy. Ten zaszczyt był czymś niezwykłym. Czymś, co na długo musi pozostać w pamięci i w sercu wyróżnionego młodzieńca. Było widać po jego twarzy, że jest wzruszony tą chwilą i równie mocno jak rodzina opłakuje odejście twojej matki.

Wieczorem, ciało matki było gotowe do Drugich Narodzin. Pozostało ponieść je tylko na miejsce zwane Domem Ciszy, gdzie klan grzebał swoich zmarłych.
Ubrana w żałobne szaty, z twarzą pomalowaną na biało i znakami żalu wasza rodzina utworzyła kondukt pogrzebowy i wyruszyła, niosąc ciało zabitej owinięte w całun ciało na ramionach. Dołączyli do ośmiu innych konduktów pogrzebowych zmierzających w stronę wzgórz.


Rayen "Samotny Księżyc", Calin Deszcz w Twarzy, Ilya Ciche Ostrze i Aime „Kamień na dnie rzeki”


Dzień po gwałtownych wydarzeniach spędziliście odpoczywając. Ilya, nieszczęsna Ilya, miała też inne zadanie. Musiała pomóc ojcu przygotować ciało matki do Wędrówki na Drugą Stronę. O dziwo, do wigwamu zaproszony został również Calin. Wam, Rayen i Aime, jednak nie pozwolono się nudzić. Szybka Włócznia wysłał was do patrolowania okolicy. Atak ze strony Shar’Rhaz czy Okrwawionej Czaszki był nadal realnym zagrożeniem, tym bardziej że zwiadowcy wysłani przez Aimego by obserwowali wrogiego Jeźdźca jeszcze nie powrócili.

Dzień minął wam jednak na prażeniu się w słońcu i wypatrywaniu wrogów. Nic jednak złego się nie wydarzyło i mogliście wrócić wieczorem, by wziąć udział w uroczystościach pogrzebowych.

Dom Ciszy to rozległa dolina pomiędzy wzniesieniami, kilkaset kroków od waszej osady.

Niefortunnie to na Orgę i na Khamala padło zadanie ochrony obozu podczas waszej nieobecności.

Pod nieobecność Juhara ceremoniał poprowadził Seseung Spokojna Woda.

lastinn player



Już dawno nie pamiętano tak licznej uroczystości. Przy akompaniamencie bębnów i piszczałek ciała zabitych podczas ataku zostały złożone w ziemi, okadzone dymem, polane wodą i każdy mógł chuchnąć na całun. W ten sposób klan oddał cześć czwórce Potęg. Pozostała jedynie Piąta, zwana Kapryśną. Potęga Ducha.

- Oto ciała naszych bliskich spoczywają w łonie ziemi – rzekł Seseung spokojnie. – Nasze serca się smucą, nasze oczy płaczą, lecz wszyscy wiemy, ze to dopiero początek Drugiego Życia. Nasi bliscy są teraz na ścieżce, na którą każdy z nas wkroczy w ten czy inny sposób. Nie sposób jej oszukać, nie sposób z niej zejść. Tak jak jest dzień i jest noc, tak życie i śmierć łączą się w parę. Oddajmy cześć zabitym karmiąc Potęgę Mocy naszą krwią. To pozwoli nam pamiętać o zmarłych, a zmarłym pamiętać o nas.

Sam zrobił pierwszy krok i przebił sobie palec ostrzem noża pozwalając by kropla krwi spadła na całun.

Każdy z klanu zrobił to samo. Ci, którzy nie stracili rodziny, oddawali krew ziemi. Ci którzy stracili bliskich, pozwalali by płyn życia spadał na całun.

Kiedy twoja krew, Ilyo Ciche Ostrze, uderzyła na całun matki, poczułaś nagle .. jej obecność przy sobie. Dotyk niewidzialnej dłoni na ramieniu. Niczym muśnięcie jętki lub słońca. Ciepły i delikatny, lecz zarazem silny i opiekuńczy.

- Będę przy tobie – tego szeptu nie można było pomylić z żadnym innym.

Słyszałaś go, kiedy jako osesek bujałaś się w skórzanej kołysce. Są pewne obietnice i przysięgi, których nie wolno łamać. Przysięga matki jest bez wątpienia jedną z nich.

Po ceremoniale wróciliście do swoich namiotów i do codziennego życia.


Następnego dnia popołudniem gruchnęła wiadomość, że wróciła Melesugun Szalona i Juhar Dwa Duchy. Wyszliście im na spotkanie z obawą w sercu. Co z resztą dziewczyn? Co z Nemain i Jewą? Czyżby spotkanie z Czarnym jeźdźcem było bardziej dramatyczne, niż miało być?

Na szczęście okazało się, że nie.

- Wieczorem widzimy się w Domu Ciszy – powiedział Juhar Dwa Duchy. – Dokończymy rytuał. Musicie być tam wy i wasze bestie.


Rayen "Samotny Księżyc", Calin Deszcz w Twarzy, Ilya Ciche Ostrze, Aime „Kamień na dnie rzeki”, Melesugun Szalona


Zachodzące słońce oświetlało ogniście wasze twarze, kiedy staliście na granicy ziemi żywych i umarłych, gdzie wczoraj składaliście ciała przyjaciół i bliskich z Klanu. Teraz też towarzyszyły wam dwa całuny – w jednym zawinięto ciało ucznia Juhara – Cierniowego Krzaka, w drugim Zarah Liść w Strumieniu. Towarzyszyli wam pozostali jeźdźcy klanu: Orga, Kahmal i Sedrek. Reszta nadal zmuszona była ochraniać polowania na rogobyki.

Po tym jak ciała spoczęły w grobach Juhar spojrzał na was swoim spokojnym i poważnym wzrokiem.


- Czas dokończyć, to co zostało przerwane. Poprzez ból i poprzez krew jednoczy się moc Jeźdźca i jego Bestii. Staniecie się jednością, z woli Potęg. Jeździec, Bestia, żwyobroń i wola Potęg! Ta moc to wielki zaszczyt, wielki ciężar i wielka odpowiedzialność za losy Stepu. Czy jesteście gotowi, by znieść ból, znieść cierpienie, znieść wyrzeczenia i stać się jednością ze Stepem.

- Tak – odpowiedzieliście po chwili.

- Zatem weźcie wasze żywonoże, zrańcie siebie i zrańcie wasze bestie, a potem przyłóżcie swoja ranę do rany waszej Bestii. I czekajcie, póki nie zamknę kręgu.

Tak zrobiliście. Jedni z wahaniem, inni szybko.


Kiedy krew połączyła się z krwią, ból z bólem, Juhar Dwa Duchy chodził pomiędzy wami i kolejno dotykał czół szepcząc coś do ucha. A wtedy, każdy z was czuł coś dziwnego, coś bolesnego i słodkiego zarazem. Coś innego.


Rayen "Samotny Księżyc”

Po słowach szamana zakręciło ci się w głowie. Poczułaś ciężar dwóch żywnoży w dłoniach. Czułaś je tak, jakby były częścią twojej dłoni, twoimi szponami, kłami twej Bestii.

Widziałaś siebie biegnącą jak wiatr! Ścigałaś lub byłaś ścigana! To nie miało znaczenia! Byłaś tylko ty i dudniąca w uszach krew. Była polana pełna pachnących ziół . I wielki, przeogromny księżyc, który okazał się być wpatrzonym w ciebie srebrzystym okiem.

Stałaś na nogach, a twoje serce biło mocno i silnie. Równo, dokładnie tak jak serce Neyar.



Calin Deszcz w Twarzy

Poczułeś ból i czerwień wypełniał twe oczy. Czułeś się tak, jakbyś za długo patrzył w płomienie lub w słońce. Wokół ciebie świat zawirował w obłędnym tańcu. Ręka, która dzierżyła ostrze żywonoża który wraziłeś w widmowe cielsko Jeźdźca z dymu i cienia nagle zapłonęła żywym bólem, jakby piaskowy wąż wbił w nią swe zatrute kły.

Spojrzałeś w dół widząc, jak dłoń staje się ciemna, pokryta plamami układającymi się w spiralne wzory. To znak, który zniknął jednak tak szybko jak się pojawił.

Kiedy ocknąłeś się trzymając za dłoń znaków już nie było. Pozostało dziwne uczucie mrowienia w palcach i uczucie, jakby twoje serce i serce Wilka stały się jednym bębnem życia.

Ilya Ciche Ostrze

Krew z krwią, serce z sercem, ostrze z pazurem i kłem, dusza z Potęgą. To szeptał szaman do twoich uszu domykając rytuał. Bicie serc – twoje i bestii – zmieniało się. Zwalniało, stawało jednym rytmem. Ta melodia ponosiła.

Ciemność spadła, jakby słońce zaszło za widnokrąg. Widziałaś siebie z rozwianymi włosami i z żywonożami w dłoniach. Z ostrzy parowała dziwna krew – posoka Shar’Rhaz. Byłaś dziwnie spokojna, mimo, że walka dopiero się zaczynała. Jakbyś była ponad nią. Wypalona lub opanowana, jak stary myśliwy czekający w zasadzce. Kiedy powrócił ci wzrok serce twoje i Bestii biło już jak jedno serce.



Aime „Kamień na dnie rzeki”

Krew Hieny i twoja stały się jednością. Stały jednym życiem, jak wcześniej. Czułeś, ze wasze dusze na powrót związują się w jeden węzeł. Wizja, ulotna i smutna, uderzyła w ciebie z dużą siłą. Stałeś nad brzegiem rozległego jeziora i spoglądałeś w swoje oblicze w wodzie. Jednak była to obca twarz. Obca i wykrzywiona przez kładące się na wodzie cienie.

Wizja jednak szybko prysła i znów stałeś koło Hieny a wasze serca biły jednostajnym, rytmicznym tempem.

Melesugun Szalona

Krew Bestii paliła, niczym żar z ogniska. Słowa szamana spowodowały, że dłonie zapłonęły, a tatuaże na nich zaczęły wirować w obłędnych rytmach.
Stałaś na stercie wrogów, cała zachlapana posoką Shar’Rhaz i krwią.

Zapach rzezi przytłaczał. Myśli kłębiły się dziko a ty wyłaś jak szalona, wznosząc twarz ku niebu. Nie padał deszcz, a jednak po twoich policzkach płynęła woda. Łzy mieszały się z krwią, żal z tryumfem. Zwycięstwo było twoje, lecz cena jaką zapłaciłaś była ogromna.

Ból rozsadzał ci serce. Biło jednym rytmem z sercem Bestii.
Ocknęłaś się.



Rayen "Samotny Księżyc", Calin Deszcz w Twarzy, Ilya Ciche Ostrze, Aime „Kamień na dnie rzeki”, Melesugun Szalona

- Dokonało się – powiedział Juhar Dwa Duchy. – Staliście się jednością. Staliście się pełnymi Jeźdźcami. Odpoczniecie, ponieważ jutro trójka z was pojedzie by zwolnić naszych strzegących stad rogobyków. Dwójka otrzyma inne zadanie. Musimy schwytać Okrwawioną Czaszkę. Orga, Khamal i Sedrek ruszą za nim w pościg. Młodzi Jeźdźcy pozostaną by strzec obozowiska.

Podejmijcie do rana decyzję, kto z was wyrusza na pastwiska, a która dwójka zostanie w obozie.


CALIN "DESZCZ W TWARZY"


Doskonale wiedział, że potrafi postępować właściwie z ludźmi, jeżeli chodziło o sprawy plemienne. Umiał przemawiać, wyszukiwać argumenty, nakłaniać, ale nie umiał przedstawiać swoich uczuć, jeżeli chodzi o Ilyę. Chciał dobrze, ale czuł, że wyszło coś zupełnie nie tak, jak pragnął. Potem był pogrzeb, potem reszta rytuału. Bolało, ale było zarazem przyjemnie, jak i nieprzyjemnie. Dziwna sprawa. Wszystko toczyło się jakby w jakimś pędzie, który rzucał nim, chłopak zaś czuł się, jak źdźbło miotane silnym wiatrem. Cokolwiek zrobił, to było nadzwyczaj mało istotne, ale może nie, może właśnie bardzo ważne, tylko on tego, w swoim braku dorosłego spojrzenia, dostrzec tego nie potrafił.

Praktycznie nie widywał się z Ilyą, poza oficjalnymi lub smętnymi, rodzinnymi spotkaniami. Uśmiechał się tylko do niej, kiedy przypadkiem przemknęli obok. Siłą rzeczy, obydwoje byli bardzo zajęci, obydwoje pilnowali też wioski, obydwoje mieli osoby, którym byli bardzo potrzebni.

Po odbyciu rytuału czuł się inaczej, inaczej jednak tak samo. Stał przy Wilku jedynie nucąc cichutko pod nosem, ponieważ jego śpiew przypominał zdecydowanie jakiś rechot.

Pośrodku ziemi
Staję,
Przyjrzyjcie mi się!
W sercu wiatru
Staję,
Przyjrzyjcie mi się!
Źródło zaklęć, Oto staję
W sercu wiatru
Staję.

- Dokonało się – powiedział po całości rytuału oraz odzyskaniu siły Juhar Dwa Duchy. – Staliście się jednością. Staliście się pełnymi Jeźdźcami. Odpoczniecie, ponieważ jutro trójka z was pojedzie by zwolnić naszych strzegących stad rogobyków. Dwójka otrzyma inne zadanie. Musimy schwytać Okrwawioną Czaszkę. Orga, Khamal i Sedrek ruszą za nim w pościg. Młodzi Jeźdźcy pozostaną by strzec obozowiska.

Pomyślał, że Ilya raczej zostanie chcąc być przy ojcu, dlatego zdecydował się na chronienie osady, co głośno zadeklarował.


NEMAIN "GONIĄCA WIATR"


Droga do wioski młodego szamana nie była zbyt długa, ale chociaż czas ich gonił, przynajmniej w mniemaniu Nemain, nie pędzili na złamanie karku.
Zastanawiała się co takiego było w jej towarzyszu, że Shuryuk wyraźnie się przestraszył? Czyżby spotkali się już wcześniej? Nie zapytała jednak wprost, uznając, że skoro Vukovar ma swoje tajemnice należy je uszanować.

Kiedy w zasięgu wzroku pojawiły się w końcu ubogie domostwa współplemieńców szamana zaniepokojony Szybkie Szpony rozejrzał się i nakazał postój. Jewa z wilczycą węszyły razem z nim niespokojnie. Nemain nie rozumiała co mogło ich tak wyprowadzić z równowagi. W końcu dokoła było dość cicho...
Najwyraźniej tylko ona niczego nie dostrzegła ani nie wyczuła. Pobladły Shuryuk wyrwał się pędem w stronę wioski.

Potem już wydarzenia potoczyły się bardzo szybko.

Vukovar ruszył na jeźdźca o zwierzęcej twarzy i starli się w walce jakiej Nemain nie miała okazji nigdy widzieć. Szybkość i precyzja, z jaką obaj walczyli porażała ją.

Dosłownie w tej samej chwili zza namiotów wypadła banda nieznanych jej Shar’Rhaz. Nemain schwyciła mocniej geparda i krzyknęła do Jewy, żeby ta ochraniała szamana, a Nemain odciągnie uwagę potworów.

Wiedziała, że tylko chaos i rozciągnięcie szyków wroga daje im jakąś szansę.
Zauważyła, że Shar’Rhaz, mimo pancerza i broni w rękach nie atakują taktycznie, tylko bezładną grupą ruszyły w ich kierunku. Nie zauważyła też broni dystansowej. Krzycząc i wyjąc głośno popędziła z Abu na potwory i korzystając z nadarzającego się momentu kopnęła jednego z Shar’ Rhaz z boku w taki sposób, że tamten stracił równowagę i upadł na dwa następne nadbiegające osobniki. Abu natychmiast dał olbrzymiego susa w powietrze i odskoczył w stronę przeciwną do biegnących Shar’Rhaz.

Nemain powtarzała cyklicznie taki manewr, tnąc i siekąc wokół siebie niczym tancerz z ostrzami na wielkim kocie. Śpiewała przy tym głośno wojenną pieśń, którą usłyszała jako dziecko od ojca:

„Nie jesteś stąd.
Jesteś inny.
Upoluję cię jak dziką świnię.
Przekłuję cię moim nożem wiele razy.
Nie złamie się.
Padniesz na ziemię.
Nie umkniesz już.
Jesteś szybki jak małpa skacząca w konarach drzew, ale teraz umrzesz.

Nie ma we mnie strachu.
Moi wrogowie ścigają mnie.
Ich dzidy mogą przeszyć mnie dzisiaj lub jutro.
Przebiją moje ciało raz za razem.
Gdy będę umierać, nie wydam jęku.
Jestem szybka jak gepard .
Niczego się nie obawiam.”

Wtedy, kątem oka dostrzegła jak Jewa uwikłana z dugiej strony w walkę z potworami pada…


AIME "KAMIEŃ NA DNIE RZEKI"


Kiedy Majsung otworzył oczy zobaczył wyszczerzonego w uśmiechu Aime.

-Wstawaj brachu idziemy popływać - Uśmiech Aime przerodził się w wyraz szczerego zatroskania kiedy Długie Ramię złapał się za bok i rozkaszlał niemiłosiernie.
-Żartowałem brachu - położył mu dłoń na ramieniu i obrócił się wodząc wzrokiem za matką krzątającą się przy palenisku.
-Rozbawiłeś mnie Kamyk. Jak widzisz chwilowo nie mogę - spojrzał na swoje opatrzone ramię - ale pewnie i tak nie miał byś szans w wyścigu na drugi brzeg - powiedział zaczepnie słabiutkim jednak głosem.
-Nie gadaj głupstw Maisung - do rozmowy włączyła się Wiosenny Wiatr kucając przy leżącym mężczyźni z naparem w ręku. Chyba tym samym, którym raczyli Aime szamani, bo ten skrzywił się poczuwszy jego woń - Aime nie przeszkadzaj. Idź przynieś mi wody i pomóż ojcu, cokolwiek teraz robi. A ty leż spokojnie i pij, musisz odpoczywać - pogłaskała rannego po głowie podając mu wywar do wypicia.

Długie Ramię mrugnął porozumiewawczo do chłopaka kiedy ten wychodził z namiotu. Skierował się wprost na jego tyły bo tam oczekiwała na niego Hiena. Stała już z wywalonym jęzorem czekając na swojego jeźdźca wyraźnie niecierpliwa.

No chodź-pomyślał i poklepał ją po szyi.
Mama cię dobrze nakarmiła co - zwracał się do niej bezgłośnie –idziemy nad rzekę trzeba zmyć z siebie bród wczorajszego dnia – Hiena ugięła przednie łapy a Aime wskoczył na jej grzbiet. Ruszyli zabierając po drodze dwa drewniane wiadra.

Przejeżdżając obok krzątających się współklanowców pozdrawiali się wzajemnie. Uśmiechy szczerej sympatii a w szczególności uśmiechy i śmiałe spojrzenia dziewcząt sprawiły że jechał dumnie z wypięta piersią i… być może trochę idiotycznym uśmieszkiem z wiadrami w ręku.

Dzień się dobrze zaczyna - myślał - Maisung wraca do zdrowia, poranek taki piękny. Pędź!

Jeszcze nigdy tak szybko nie udało mu się przepłynąć rzeki wpław. Powtórzył to jeszcze kilkukrotnie i wyszedł ociekając wodą na brzeg. Słońce powoli osuszało mu skórę, kiedy leżał wśród traw nagi i beztroski. Jego bestia tuż obok z mokrym łbem wspartym na przednich łapach wpatrywała się w niego.

Zadowolona, spokojna, mokra - te myśli a raczej odczucia biegły od niej wprost do serca młodego jeźdźca.

Reszta dnia spełzła mu na domowych obowiązkach, krótkich rozmowach z bratem, wspólnym posiłku i patrolowaniu okolicy na polecenie Szybkiej Włóczni.

Kiedy przyszedł czas ceremonii pogrzebowych stał wśród tłumu przyglądających się żałobnym konduktom rodzin poległych. Zawsze było tak, że ktoś odchodził aby narodzić się na nowo, ale tym razem było ich zbyt wielu. Widział Ilyję jak odprowadza swoją matkę, za nią kroczył Calin. Serce krajało mu się na samą myśl, że kiedyś i on będzie musiał przejść tą samą drogą żegnając ojca lub… .
O Potęgi - wyszeptał. Łza zakręciła mu się w oku. Odsunął szybko od siebie ponure myśli. Cały klan ruszył do Domu Ciszy, aby pożegnać swoich braci i siostry, aby towarzyszyć im w ostatniej wspólnej wędrówce.

Z Wody zrodzeni po Ziemi stąpamy
Ogień w sercu płonie Wiatr gna nas przed siebie
Wodę swą oddamy gdy w Ziemi spoczniemy
Ogień w sercu zgaśnie Wiatr prochy rozwieje
Duchu bądź łaskawy.

Tą modlitwą, której nauczyła go matka, żegnał zmarłych. Chodź tyle mógł dla nich zrobić.
Ceremonia dobiegła końca. Ludzie powoli rozchodzili się do swoich namiotów, niektórzy do wspólnych ognisk snuć opowieści o tych którzy odeszli. Aime przysiadł przy jednym z takich zgromadzeń słuchając. Noc była już późna kiedy udał się na spoczynek.

Następnego dnia powrócił długo oczekiwany Juhar Dwa Duchy. Towarzyszyła mu Melesugun Szalona. Brakowało Jewy i Nemain, ale wieści, które przynieśli ze sobą były uspokajające. Wiedzący nie wdawał się w dłuższe rozmowy. Oznajmił wszystkim, że rytuał zjednoczenia będzie dokończony dziś wieczorem.

Tak też się stało. W Domu Ciszy dopełniło się to co zostało przerwane na Wzgórzu Wilków. To było tak osobiste doznanie, że nikt z ich piątki nie kwapił się do opowieści o tym przeżyciu. To co zostało rozdzielone przy początku rytuału stało się na powrót jednością u jego końca. Jednością już świadomą i przez to silniejszą. Tak widział to młody Aime.
Po wszystkim oznajmiono im, że jutro czekają ich nowe zadania. Dwójka pozostanie w obozie a reszta wyruszy zmienić tych Jeźdźców, którzy pilnują stad rogobyków.
Calin jako pierwszy jasno oznajmił, że pragnie pozostać w obozie. Po nim Rayen wyjawiła swoje zdanie. Nie z taką stanowczością, ale jednak wolała pozostać na miejscu.
Wojownicza Melesugun próbowała jeszcze dołączyć do planowanej wyprawy w celu schwytania Czaszki, ale decyzja zapadła, pozostała trójka ruszy na pastwiska.

Wkroczył do namiotu z zamiarem szybkiego legnięcia na swoje posłanie. Rano musiał być rześki i wypoczęty przed podróżą. O dziwo rodzice jeszcze nie spali, mało tego, wstali na jego widok a wyraz ich twarzy zdradzał z trudem ukrywane napięcie.

-Nie było wcześniej sposobności synu - zaczął uroczyście Garnej Patrzący z Nieba - teraz kiedy rytuał się dokonał nadeszła odpowiednia chwila - spojrzał na Piliję.
Ta wyciągnęła przed siebie ręce w których trzymała metalowy łańcuch z symbolem pętli.

-Należał do twojego ojca Aime Kamieniu na Dnie Rzeki – głos się jej lekko załamywał, nigdy nie mówiła do niego w ten sposób – należał do Kaltena Zimne Ostrze, który otrzymał go od swojego ojca Burduka Niedzwiedzia Łapa jako pierworodny a ten od swojego ojca
-Jest w Twojej, naszej Aime rodzinie od wielu pokoleń. Mój brat a Twój ojciec musiał zdjąć go w dniu w którym zaginął. Teraz należy do Ciebie. Noś go z duma i nie zapominaj z czyjej krwi jesteś Aime Kamieniu na Dnie Rzeki - po tych słowach podszedł do chłopaka i uścisnął go mocno.
-Jestem z Ciebie dumny synu - wyszeptał
Matki długo nie trzeba było namawiać, żeby wyściskała chłopaka i obdarowała go ciepłym słowem.

Tej nocy Aime długo nie mógł zasnąć. Co chwila brał łańcuch w rękę i wodził po nim palcami zastanawiając się jakim człowiekiem był Kalten i jak by wyglądało jego życie gdyby wszystko potoczyło się zupełnie inaczej.
W nocy śniła mu się matka. Ta która wydała go na świat. Mimo, że nie wiedział jak wygląda był pewien, że to Alamea Pustynna Róża. Nad ranem pamiętał jedynie jej zatroskany wyraz twarzy.

Znali to miejsce. Ilyia, Melesugun i Aime w miarę zbliżania się do celu tracili humory. Nie dość, że panował trudny do zniesienia skwar to świadomość, że przez kilka dni za towarzystwo będą mieli roje much a wiatr jeśli odpowiednio zawieje to bynajmniej nie przyniesie im ukojenia a tylko smród suszonego łajna. W drodze rozmawiali o tym co przeżyli. Aime wypytywał o wydarzenia jakich doświadczyła Melesugun kiedy ruszyły w pościg za upadłym jeźdźcem. Sam opowiadał trzymając się suchych faktów, bez ubarwiania a nawet z lekkim umniejszaniem swoich czynów. Miał lekkie wyrzuty sumienia, że naraził Ilyję i klan na niepotrzebne straty prowokując Czaszkę do ataku. To, że skończyło się inaczej świadczyło o tym, że Potęgi nad nimi czuwały.
Wjechali na wzgórze i ich oczom ukazało się stado, kilkaset brunatno brązowych rogobyków.

-O Potęgi! - mimo wszystko Aime dał się zaskoczyć oszołamiającym widokiem.
Można było sobie wyobrazić co by się stało gdyby całe stado ruszyło naglę w jednym kierunku, nic nie byłoby w stanie ich powstrzymać.
W ich kierunku zbliżał się jakiś jeździec, ruszyli spokojnie w jego stronę.


ILYA "CICHE OSTRZE"


Otworzywszy oczy po śnie bez snów wiedziała, że dzień, który właśnie przywitała będzie pełen smutku i bólu rozstania. Tego dnia bowiem odbywały się ceremonie pogrzebowe wszystkich zamordowanych podczas ataku na wioskę. Ojciec zaprosił na tą uroczystość dwoje gości, zaś obecność jednego z nich wyraźnie podniosła dziewczynę na duchu mimo, że nie zamienili ze sobą ani słowa odkąd rozstali się poprzedniego dnia. Ciche Ostrze wiedziała, że między nimi pewne słowa są po prostu zbędne, a że ceremonie pogrzebowe wymagały skupienia zrezygnowała kompletnie z rozmowy z nim, pomimo że jej serce aż rwało się do tego.

Samą ceremonię pamiętała jak przez mgłę, a sama czuła się jakby to wszystko obserwowała z boku. Bezwiednie wykonywała wszelkie gesty i czynności nakazane przez ceremoniał, lecz myślami błądziła po krętych ścieżkach planów, nadziei i wspomnień. Tak jak wtedy, gdy żegnali Efeza, tak dzisiaj gdy krew spłynęła na żałobny całun matki poczuła przy sobie jej obecność. Uśmiechnęła się lekko czując delikatny dotyk na ramieniu i słysząc w uszach ten słodki szept w uszach. Łzy popłynęły jej z oczu, lecz wciąż uśmiechała się słodko. Pewność, że właśnie jej matka przysięgła opiekować się nią dodawał jej sił i odwagi by przejść przez życie tak, jak tego pragnęła.

Kiedy powrócili do namiotu Ilya przygotowała dla ojca i siebie skromny posiłek, który zjedli w milczeniu, lecz potem zaczęli rozmawiać o ceremonii, przygotowaniach do niej i planach na przyszłość. Jak zauważyła Ilya Stepowy Wilk mówił z pewnym znużeniem, lecz nie z goryczą i rozpaczą, tak jakby wraz z ciałem małżonki pochował swój ból i żal. Dziewczyna nie potrafiła się nie uśmiechnąć, gdy rozmowa zeszła w końcu na osobę pewnego młodzieńca, którego jej ojciec zaprosił do wigwamu, gdzie przygotowywali ciało Bystrej Wody na jej ostatnie łowy. Efez i ona dorastali wraz z Calinem, nic więc dziwnego, że ojciec traktował go niczym syna i naprawdę nie potrafił nie wychwalać go, lecz na wspomnienie o przyszłości ich zażyłości zapadła krępująca cisza. Pomimo roku rozłąki miłość Ilyi nie przeminęła ani nie osłabła. Wiedziała, że matka chciałaby widzieć ich na ślubnym kobiercu, lecz on nigdy nic o tym nie wspominał. Najwyraźniej ojciec nie widział nic złego w tym, by myśleć o jej ożenku tak krótko po śmierci żony.

Rozmowa ta nie dawała jej spokoju, przez co bezsennie rzucała się na posłaniu bijąc się z myślami. Skoro wybrano ich, tak wielu spośród młodzieży Szarych Wilków, to musiało nadchodzić coś, co zmieni wszystko na zawsze. Same słowa Okrwawionej Czaszki wskazywały na to, że prędzej czy później ich czas się skończy. Dlaczego mieliby z tym zwlekać? Skoro ich serca biły w tym samym rytmie, a czasu jak się zdaje jest coraz mniej na takie decyzje, dlaczego więc mieliby czekać aż czasy się polepszą? I ileż ona będzie czekać do momentu kiedy Calin zdobędzie się na odwagę i przyjdzie do niej by na zawsze połączyć ich drogi? Z tą dość nieprzyjemną myślą zasnęła podskórnie czując, że niedługo i tak będzie musiała wstać i zająć się swymi obowiązkami.

Nie myliła się zanadto, lecz pomimo tego że było już późno gdy w końcu udało jej się zasnąć, wstała spokojna i wypoczęta. Dzień okazał się być bardzo pracowity, a jego zmierzch wcale nie oznaczał końca pracy – po południu przybyła Melesugun wraz z Juharem, który oświadczył iż muszą doprowadzić Rytuał do końca już dzisiejszego wieczoru.

Tak też się stało. Dla Ilyi było to przedziwne doświadczenie pełne kolejnych niezrozumiałych wizji i odczuć. Jednakże to, co czuła teraz, to podwójne równomierne bicie jej serca i serca jej jaguara, który w końcu wyjawił jej swe imię. Pojawiło się w jej głowie jakby zawsze tam było przysypane piaskiem stepu. Sabah. Ona i Sabah dzieliły teraz los, na dobre i złe. Ilya czuła, że na jej barki spoczął kolejny obowiązek, których z każdym dniem przybywało. Lecz jak to ona miała w zwyczaju przyjęła to z pogodnym optymizmem. Niemal natychmiast też zdecydowała się także towarzyszyć Aimemu i Melesugn w ochronie pastwisk, co byłoby dla niej miłym urozmaiceniem i na pewno zbawiennie wpłynęłoby na jej samopoczucie. W wiosce przytłaczało ją zbyt wiele wspomnień. Jednakże najpierw musiała uporządkować swoje sprawy z Calinem. Już wcześniej powzięła decyzję, którą teraz tylko musiała wprowadzić w życie.

Jednakże na Calina wpadła dopiero gdy wybrała się na przechadzkę wokół obozu. Blady uśmiech wykwitł na jej twarzy i szybko rozjaśnił się jak wschodzące słońce.
- Calinie, właśnie o tobie myślałam - powiedziała, pamiętając o swoim postanowieniu. - Przejdziesz się ze mną? Chciałabym... chciałabym ci o czymś powiedzieć.
- Bardzo chętnie - powiedział gorąco - niewiele mieliśmy czasu od chwili przyjazdu dla siebie - dodał głosem zawierającym ledwo dostrzegalne nutki żalu, które bardzo, choć bezskutecznie stał się ukryć.
- Wiem, tyle się ostatnio wydarzyło... dobrego i złego - przygryzła lekko wargę. - Cieszę się jednak, że powiedzieliśmy sobie to, co naprawdę czujemy. Wszystko staje się jaśniejsze jeśli wiemy, że gdzieś jest osoba, którą się kocha.
- Bardzo cię kocham - powiedział cichym głosem. - Chyba zawsze kochałem, od chwili, kiedy zobaczyłem cię pierwszy raz na naszej wspólnej wyprawie, kiedy brat zabrał cię na prerię. to wtedy, kiedy dzielnie walczyłaś z królikiem - przypomniał dawne zdarzenie, z którego nieraz się śmiali, jak dzielna Ilya pokonała wręcz swojego pierwszego uchatego i tak się chwaliła przed obydwoma chłopcami, ze aż wpadła do pobliskiego strumyka. Królik oprzytomniał i uciekł, a oni, próbując ją wyciągnąć sami powpadali do wody. - Ale nie zdawałem sobie z tego sprawy, aż do teraz. Tak bardzo się cieszę, że nasze serca mogą być blisko siebie.
Roześmiała się na wspomnienie jej pierwszego polowania. Pamiętała to bardzo wyraźnie, jak wszystko związane z jej bliźniaczym bratem.
- Ja też cię kocham, Calinie - powiedziała uśmiechając się szeroko. - I dużo o tym myślałam przez ostatni czas i... podjęłam pewną decyzję... Pewnie wyda ci się, że to nie jest czas ani miejsce na to, i że łamię tym wszystkie obyczaje, lecz czas działa na naszą niekorzyść. Jest go coraz mniej, a ja nie chcę go tracić na zbędne podchody i niedomówienia.
Stał niczym głaz z otwartymi ustami. Ilya potrafiła go zawsze zaskoczyć. Przełknął ślinę skinąwszy:
- Kocham cię - powtórzył - tak bardzo, ze nie wiem, czy mam większa ochotę cię objąć, czy schrupać, niczym najsłodsze ciasteczko z sokiem klonowym. Natomiast co do czasu, wiesz, może nie jest go mniej, ale także nie chcę tracić nawet chwili. jeżeli to dotyczy ciebie, ma się rozumieć - dodał.
- Więc to... - zarumienila się, lecz nie spuściła wzroku. - Więc to prowadzi nas do mojego pytania... - zawahała się na chwilę, zacisnęła pięści i wzięła głęboki oddech. - Czy zostaniesz moim mężem? – Spytała wprost, szukając w jego twarzy oznak zawahania lub niechęci.

Lecz on złapał ją w pasie, uniósł i zakręcił się na jednej nodze, aż dziewczyna zawirowała.
- Tak, tak, tak - chciał mówić to słowo ciągle i ciągle. Zaskakująca, odważna, łamiąca zasady, cudowna, wspaniała Ilya. - Moja żona. Moja żona. Czy naprawdę chcesz zostać moją żoną? - głos mu się łamał ze wzruszenia oraz radości, która wręcz promieniała.
- Co za pytanie... - odpowiedziała ze śmiechem, ściskając go. - Gdybym nie chciała to nie pytałabym.
- Tak, ale to tak cudownie słyszeć - wyjaśnił poważnie. Po czym buchnął śmiechem robiąc kolejny radosny obrót. - Moje kochanie - zbliżył usta do jej słodkich warg.
Pocałowała go z uśmiechem na ustach i ramionami wokół jego szyi. Pocałunek był długi i słodki, tak jakby miał być ich ostatnim w życiu, a gdy odsunęli się od siebie jej policzki wciąż były zaróżowione, a w oczach igrały wesołe ogniki.
- Kiedy wrócę pomyślimy o przyszłości - uśmiechnęła się szczęśliwie.
- Tak, musimy powiadomić rodziców, Juhara, przede wszystkim zaś sami... - przerwał. - Czy wiesz już coś więcej o tym, jak długo potrwa wasza zmiana? - spytał.

- Nie, ale nie sądzę by było to dłużej niż kilka dni - odpowiedziała z uśmiechem. - Lecz nie zależy mi na uroczystości... Chciałabym po prostu zostać twoją żoną.
- To także moje marzenie, najdroższa - powiedział gorąco i szczerze ze swojego kochającego serca. - Ale nie mówię o wielkiej uroczystości. Niemniej znając moich rodziców, a szczególnie twojego ojca, to przecież będziemy musieli ich powiadomić, inaczej byłoby im bardzo przykro. Wiesz, zaś Juhar, chyba on będzie prowadził obrzęd ślubny, nawet najskromniejszy - powiedział niepewnie. - Chyba nigdy jeszcze dwóch Jeźdźców nie stawało przed Mocami Prerii, by połączyć się ślubowaniem. Przynajmniej nie słyszałem takiego czegoś. Teraz zaś - szukał właściwego słowa - wiesz, dałaś mi szczęście - powiedział głosem, w którym była i powaga i ogniki radości.
- Mój ojciec nie będzie miał nic przeciw i wiem, że moja matka także by tego chciała. Odczekałabym stosowny czas, lecz... obawiam się, że wciąż będziemy zbyt zajęci by myśleć o przyszłości, a potem będzie za późno... - uśmiechnęła się lekko. - Jeśli chodzi o inne sprawy zaufam tobie. Będziesz tu, w obozie, więc będzie ci łatwiej przygotować wszystko - uśmiechnęła się i pocałowała go. - Ty także dałeś mi szczęście. Dużo szczęścia.
- Zostaję - przyznał. - Ano pewnie nie raz tak będzie się zdarzać, że troski o losy plemienia w inne skierują nas strony, ale - pocieszył się - może czasem pojedziemy razem. Zazwyczaj rodziny nie maja takiego szczęścia. Porozmawiam w tym czasie z Juharem, bo wiesz, z bliskimi to lepiej, żebyśmy to zrobili we dwoje.
- Mogę z tobą pójść teraz do twoich rodziców - powiedziała szybko. - Lepiej by dowiedzieli się od nas nie od Juhara lub z plotek.
- Masz rację - przyznał - kolejny raz. - Podał jej dłoń. - Chodźmy. Jestem przekonany, że będą nam życzyć szczęścia.

Stepowy Wilk siedział na pniaczku nieopodal swojego tipi. Któż wie, czego wypatrywał w ogniu, na którym skupił swój wzrok. Patrząc jednak na córkę oraz Calina podniósł wzrok, a oblicze rozjaśniło się. Niewątpliwie, dzielny wojownik kochał swoje dziecko i był niezwykle dumny z jej drogi Jeźdźca.
- Witajcie, młodzi - powitał ich skinieniem. - Siądziecie na chwilę przy mnie na chwilę?
Oni jednak nie usiedli. Stając przed nim obydwoje mieli poważne miny wskazujące, ze chcą powiedzieć coś naprawdę niebywale ważnego.
- Witaj wuju, ja ... my - poprawił się - przyszliśmy do ciebie z wyrazami szacunku oraz prośby. Twoja córka jest dla mnie największym skarbem i moje serce bije dla niej. Chciałbym, chciałbym prosić cię o błogosławieństwo dla nas, o obdarzenie nas obydwojga, swoja miłością rodzicielską, o patronat nad nami, bowiem pragniemy zawrzeć związek małżeński.
Przez chwilę patrzyła na nich surowo, tak jakby chciał zbesztać Calina za jego śmiałość. Lecz jego twarz wypogodziła się, a przez usta przemknęło coś na kształt uśmiechu.
- Młodzi jesteście i gorąca krew w waszych żyłach krąży. Moja żona była zawsze ci przychylna i z iście kobiecym uporem drążyła ten temat przestrzegając mnie, że choćbyście nie wiem w jakiej sytuacji do nas przyszli i tak mam się zgodzić. Kimże więc jestem by sprzeciwiać się woli zmarłej? Macie moje błogosławieństwo i pozwolenie. Odkąd urodziły się bliźniaki zawsze wiedziałem, że będę miał dwóch synów.
- Ojcze - Calin mówił, podczas gdy Ilya skromniutko stała obok z buzią spuszczoną w dół, jak przystało niewinnej dziewczynie Wallawarów przed obliczem rodzica. - Szczerą wdzięczność oraz miłość prawdziwie synowska przyjmij ode mnie. Chociaż obrzęd planujemy po powrocie Ilyi z wyprawy, to moje uczucie, nasze wspólne uczucie, przyjmij już teraz - wprawdzie w normalnej sytuacji młodzieńcy, a zwłaszcza dziewczęta nie stawały tak przed rodziną, tyleż prosząc, jak oznajmiając o ślubie, ale pozycja Jeźdźców nadawała obydwojgu wyjątkowe prawa. Ilya zaś podniosła na ojca swoje brązowe oczy i uśmiechnęła się radośnie, po czym przystąpiła kilka kroków i pocałowała ojca w policzek. Rodzice jej przyszłego małżonka byli nie mniej ucieszeni, lecz okazali to o wiele bardziej spontanicznie, niż cicha duma i radość jej Stepowego Wilka.

***

Zostawiając wszelkie sprawy do omówienia Calinowi Ilya następnego ranka wyruszyła razem z dwójką młodych Jeźdźców w stronę klanowych pastwisk. Pomimo skwaru, nieprzyjemnego zapachu Ciche Ostrze nie straciła pogody ducha rozpamiętując wczorajszy wieczór, lecz po jakimś czasie udzielił jej się nastrój jej towarzyszy. Opowieści [b]Szalonej/B] wysłuchała z wielką uwagą, lecz już słowa Aimego przepływały gdzieś obok niej przy wtórze jej potwierdzających pomrukiwań. Dopiero jego okrzyk przywrócił ją do rzeczywistości.

Przed nimi rozciągał się najwspanialszy widok na świecie. W czystym, lecz gorącym powietrzu wzrok zdawał się sięgać aż po krańce znanego jej świata. Przysłoniła dłonią wzrok chcąc ujrzeć jak najwięcej szczegółów.
- Przepiękne – szepnęła.
- Cały świat u naszych stóp – rozległ się głos w jej myślach głos Sabah. – Setki, tysiące dni podróży w nieznane i wolność, słodka wolność.
Ilya uśmiechnęła się lekko rozbawiona i poprowadziła jaguara w stronę nadjeżdżającego jeźdźca.


MELESUGUN "SZALONA"


Stała jak kamienna kolumna, szeroko otwartymi oczyma wpatrując się w rozmawiającą z szamanem Jewę. Ciężko stwierdzić, czy bardziej uderzył ją fakt, że jasnowłosa dziewczyna podejmowała decyzje za nią, czy wizja, którą z nagła zesłały duchy. Zupełnie bez ostrzeżenia.

Czuła dudnienie bębna, słyszała własne zmęczenie.
Przedziwne wzory, które na jej dłoniach zostawiła wola jednej z Potęg, wirowały w szalonym, hipnotycznym tańcu.
Spływająca po skórze dłoni krew, mąciła ich misterne zawijasy.
Ciężkie krople posoki sięgnęły rozgrzanego słońcem kamienia – ołtarzu i wtedy powietrze eksplodowało.
Ziemia zadrżała, gdy majestatyczny pomnik natury rozpadł się na dwoje, tuż u stóp nieruchomej dziewczyny.
Na krawędzi własnego postrzegania czuła czyjąś obecność.
Mężczyzna, widziany zawsze jedynie kątem oka.
Obróciła się gwałtownie, chcąc mu się przyjrzeć.
Pod stopami zachrzęściły dziesiątki miażdżonych mokasynami chitynowych pancerzyków.
Ziemię zalała fala skorpionów, a ona nie mogła pozbyć się wrażenia, że wysypują się one z owego ledwie dostrzegalnego mężczyzny.

Ocknęła się gwałtownie mrugając. Przez chwilę miała ochotę dać w ucho Jewie za nieproszone rozporządzanie jej losem, ale odpuściła. Mrużąc oczy dokładnie obejrzała sobie trygarrańskiego szamana. Od stóp do głów. Nie potrafiła pozbyć się rezerwy, którą życie wpajało jej przez tak długi czas.

*

Niedługa rozmowa z Juharem nie wprawiła jej w stan euforii. Udzielił jej kilku informacji, trochę ją postraszył. I tyle. W zasadzie wydawał się zaprzątnięty czymś, o czym nie mówił.
Kapryśna. Melesugun niewiele wiedziała o Potęgach. Niewiele ponadto, co matki przekazują dzieciom. A teraz oto została namaszczona na Wybrańca jednej z nich. Tej najbardziej nieobliczalnej. Znana pod wieloma imionami Potęga Ducha zostawiła na jej ciele piętno, które widać wszyscy poza nią samą zdawali się rozpoznawać z daleka. Juhar, który dla Melesugun stanowił autorytet, wróżył kłopoty. Nie wiedzieć czemu ją to rozzłościło.

Wspólna wędrówka z szamanem, któremu nie tak znów dawno uratowała życie, była dla ciemnowłosej wielką próbą niebiańskiej cierpliwości. Wlokła się wraz z nim, noga za nogą, świadoma, że gdyby wskoczyła na grzbiet swojej wilczycy – ba! gdyby nawet puściła się biegiem – byłaby na miejscu co najmniej o połowę szybciej. Nie musiała się przejmować spędzonymi w stado końmi. Połyskujący złoto Osman bezbłędnie prowadził ku domostwom pozbawione jeźdźców wierzchowce. W każdym większym hauście powietrza czaił się zapach rozkładającego się ciała. Cierniowy Krzak, choć za życia zdecydowanie bardziej uduchowiony niż większa część ich społeczności, po śmierci zaczynał cuchnąc jak każdy inny. Refleksja ta stanowiła dla wojowniczki – tropicielki nowość. Raz za razem z tęsknotą zerkała w niebo, próbując ukryć zniecierpliwienie. Myśl, że może Juhar powinien wskoczyć na któregoś z wierzchowców, zachowała dla siebie. Z niewiadomych przyczyn szaman wybrał możliwie najgłupszy i najwolniejszy ze sposobów, by wrócić do wioski, a Melesugun postanowiła, że nie będzie pytać. I nie okaże złości, choć Potęgi świadkami, że miała wielką ochotę dokończyć robotę Shar'Rhaz, po prostu dusząc Juhara.

*

- Nowy wilki, nowy żywonóż, nowy jeździec. Witam cię Melesugun Szalona wśród Jeźdźców naszego klanu.
Mimo pewnej dozy znużenia upiornie długą podróżą, Melesugun odwzajemniła uśmiech Orgi. Lubiła Orgę. Kiedyś, gdy była młodsza, myślała, że chciałaby się tak starzeć jak ona. Teraz, kilka lat później postrzegała hardą wojowniczkę niemal jako rówieśnicę. Ot, dziecięca perspektywa. Uścisnęły sobie przedramiona i nie było w tym uścisku niż z kurtuazji.

*

Nie musiała wchodzić pomiędzy namioty, by dostrzec, że szaman Trygarran miał rację. Napadnięto jej wioskę. Zjeżyła się, podobnie jak ogromna, nie odstępująca jej boku wilczyca. Zaatakowali ich w najświętszym dla klanu momencie... Nim zdążyła rozzłościć się na dobre, Juhar skinął na nią zza poły namiotu Starszych. Powlokła się w jego kierunku noga za nogą, przeczuwając, co może ją tam spotkać.

- Zamierzacie coś zrobić z tą wiedzą? - zapytała wprost, wpatrując się w zachowujących kamienne oblicza szamanów. Może nieco zbyt ogniście, ale – na Potęgi! - spodziewała się innej reakcji na swoją opowieść.
- Takie sprawy trzeba rozważyć starannie.
- Tamta kobieta sugerowała działanie. ZANIM Czarny Jeździec nas wyprzedzi – obstawała przy swoim.
- Nie możemy dzialać pochopnie, Melesugun, kiedy nieznany wróg zagraża klanowi. Poza tym nie wiemy gdzie poleciał Czarny Jeździec a nie da się tropić czegoś, co nie zostawia śladów.
- Czarny Jeździec szuka swiątyń Dziesięciu. Zbiera to, co ukryte jest w ich podziemiach.
- Nie wymawiaj tego słowa, Melesugun. Dziesięciu nie istnieje. Nie należy ich wspominać
- Ale istnieją ruiny ich świątyń, prawda? - przemówiła z większym jeszcze szacunkiem, lecz nie bez stanowczości. Pochwyciła trop i nie zamierzała go puszczać.
- Istnieją, ale my nazywaliśmy ich Upadłymi.
- My możemy nie wymawiać ich imion - skłoniła się starszym. Brnęła, coraz wyraźniej czując bezzasadność swoich wysiłków. - Ale Tamten nie waha się wstępować pomiędzy mury tych ruin. Cokolwiek stamtąd zabiera... Jeśli zdobędzie całość, Step umrze.
- To poważne zagrożenie, ale nie wiemy jak powstrzymać Czarnego.
- Powinniśmy go wyprzedzić. Odnaleźć to, czego szuka, zanim zdąży zacisnąć na tym palce.
- Tylko nie wiemy w których ruinach były świątynie, Melesugun.
Przez chwilę patrzyła na nich w milczeniu. Widmo klęski formowało się na horyzoncie w coraz bardziej wyraźny kształt.
- W takim razie roześlijcie nas na cztery wiatry. Choćbyśmy mieli sprawdzić kamień po kamieniu.
- Zaplanujemy działania Melesugun, a tymczasem ruszysz zadbać o to, by klan miał co jeść zimą.

Wyszła z namiotu. Wiedziona irytacją kopnęła suchy wędrujący krzaczek, przemieniając go w kupkę drewnianych wiórów.
- Zimę! - prychnęła ze złością.
Jeśli nie powstrzymają Czarnego Jeźdźca, może nie być zimy. Ani tej, ani następnej.
Przecież wiedziała, że tak będzie. Miała ochotę samą siebie kopnąć w tyłek. Z drugiej strony nie miała wyjścia. Musiała przekazać wiadomość. Szkoda, że Kapryśna wybrała na posłańca kogoś, kto przez Starszych traktowany był jak średnio rozgarnięte dziecko.

Usłyszała swoje imię i uniosła znad ziemi wzrok, gniewnie łypiąc spod jednej brwi. Matka śmiała się z niej, że przez ten mars na twarzy, Melesugun wygląda jak cyklop, marszczy czoło aż brwi zbiegną się na nim w jedną poziomą kreskę.
To byli Jeźdźcy. Ci sami, w których kompanii schodziła ze wzgórza, szerokimi cięciami torując sobie drogę przez Shar'Rhaz.
Uścisnęli sobie przedramiona i ciemnowłosa w oszczędnych słowach zdała im relację z pogodni oraz wydarzeń, które miały miejsce później.

*

Odkąd wstąpiła na Wzniesienie Wilków, duchy przecinały jej ścieżki co najmniej dziesięciokrotnie częściej niż wtedy, gdy była tylko jednym z wojowników plemienia. Przemknęło jej to przez myśl, gdy stała w rytualnym kręgu, bokiem wyczuwając promieniujące od wadery ciepło.
Na sygnał szamana bez wahania sięgnęła po żywonóż. Ostrze prześlizgnęło się po skórze, zostawiając na niej krwawy ślad. Straszliwa była to broń, a jej naturę rozumiało niewielu.
Braterstwo krwi. Gorąca posoka bestii zagłębiła się w jej ranę niczym świadome celu palce. Niedostrzegalne pasma objęły serce dziewczyny. Na krótką chwilę przestało bić, po to tylko, by za chwilę ruszyć nowym rytmem, rytmem dyktowanym przez Matkę Step.
W tej samej chwili uderzyła wizja. Melesugun zwalczyła pokusę rzucenia się na kolana.
Zgiełk, krew, triumf i łzy.
Właściwy polu walki trupi fetor.
Tatuaże na rękach ożyły znów, paląc wściekle. Mistyczne arabeski wyginały się, snując opowieść, której wojowniczka nie rozumiała. Bolało. Duchy nie okazywały zrozumienia dla jej ludzkiej natury.

*

Niezadowolona z takiego obrotu spraw, wraz z Aime i Ilyą ruszyła ku stadom.
Upał wyciskał na ich czoła kropelki potu, gdy wędrowali wśród suchych traw. Choć nie sądziła, że warto się tym chwalić, lojalnie zdała im relację ze spotkania ze Starszymi Szarych Wilków.
Gdy usłyszała tą opowieść wypowiedzianą na głos, w jej sercu zaczęło kiełkować postanowienie.
Teraz, gdy stała się Jeźdźcem, obowiązek ochrony plemienia był dla niej ważniejszy, niż absolutne posłuszeństwo szamanom.


RAYEN "SAMOTNY KSIĘŻYC"


Cichy szelest tkaniny wybudził Rayen ze snu. Właściwie taki cichy, ledwo dosłyszalny dźwięk nie powinien zakłócić jej snu, ale więź z Bestią najwyraźniej bardzo mocno wyostrzyła jej zmysły. Poza tym czuła się już mocno wypoczęta pomimo tego, że nie spała długo, to także musiał być efekt bycia Jeźdźcem. W ciemności usłyszała jeszcze stłumiony okrzyk bólu, kiedy ktoś skradający się cicho przez ich tipi wpadł na element umeblowania.

- Trzeba było wziąć ze sobą jakieś światło Aylenie – powiedziała do postaci wśród cieni.

- Nie chciałem budzić ciebie ani mamy – tłumaczył się Aylen – Hej! Skąd wiedziałaś, że to ja? Ja w tym ciemnościach prawie nic nie widzę.

- Narobiłbyś mniejszego zamieszania jakbyś miał jakieś źródło światła niż tak jak teraz wpadając na różne przedmioty po ciemku.

- Ale mamy nie obudziłem? – przejął się Aylen.

- Nie, mama śpi – Rayen zerknęła w jej stronę i zobaczyła jak kobieta spokojnie oddycha przez sen.

- A poznałam cię po zapachu – nie mogła się powstrzymać od tej małej uszczypliwości.

- Gdybyś musiała siedzieć tyle godzin z wszystkimi szamanami i ich uczniami też byś tak...a z resztą dziwię się że w ogóle coś czujesz bo ten twój wilk tłumi wszystkie zapachy swoim aromatem mokrego futra.

- Dobrze, już dobrze – przerwała mu tę tyradę- a teraz mów prędko, co ustalili?

- Kto, co ustalił? – Aylen był zbity z tropu.

- No szamani. Co mówili na temat tych dziwnych, ostatnich wydarzeń? Tylko mi nie mów, że to nie moja sprawa, bo dobrze wiesz, że i tak nikomu nie powtórzę i możesz mi zaufać w tej kwestii.

- Nie wiem. Siedziałem za daleko żeby coś usłyszeć te ich szepty. Żaden nawet nie podniósł głosu na tyle żeby usłyszeć, choć trochę z tego, co mówili – Aylen wydawał się wyjątkowo przybity tym faktem.

- Rozumiem - Rayen poczuła rozczarowanie.

Naprawdę liczyła, że czegoś się dowie. A Aylen musiał być bardzo zmęczony skoro tak od razu przyznał się do tego jak było. Normalnie byłby strasznie tajemniczy i udawałby, że nie chce lub nie może jej niczego powiedzieć. Rzeczywiście już po chwili w namiocie, słychać było jego chrapanie. Wobec tego Rayen też położyła się na posłaniu żeby złapać jeszcze odrobinę snu.

Następnego dnia cały klan w ceremonii pogrzebowej miał pożegnać tych, którzy stracili życie podczas napaści na ich osadę. Samotny Księżyc nigdy nie lubiła oglądać przygotowań, jakie podejmowały rodziny ofiar przed ceremoniałem, bo przypominało jej to wciąż dla niej świeże wspomnienia o tym jak jej rodzina przygotowywała w ostatnią podróż jej ojca. Na szczęście ten widok został jej oszczędzony, bo ona i Aime otrzymali od Szybkiej Włóczni zadanie patrolowania okolic osady. Jednak ani Okrwawiona Czaszka ani Shra’Rhaz nie zamierzali nękać ich ponownie także patrol przebiegł spokojnie.

Wieczorem klan odprowadził swoich poległych do Domu Ciszy gdzie Seseung Spokojna Woda wyprawił ich duchy na nowa ścieżkę a członkowie klanu oddali im cześć poprzez swoją krew.

Następnego dnia powrócili wyczekiwani przez klan Juhar Dwa Duchy i Melesugun Szalona. Niestety Juhar nie zamierzał odpowiadać na żadne pytania tylko jak najszybciej postanowił zebrać obecną w obozie piątkę i dokończyć rytuały wiążące się z ich namaszczeniem na Jeźdźców. Melesugun po przyjeździe zaraz gdzieś znikła, ale w jakiś czas później pojawiła się żeby porozmawiać z pozostałymi młodymi Jeźdźcami i wyjaśniła im jak wyglądała pogoń jej, Jewy i Nemain za latającym jeźdźcem a także, co wydarzyło się później i dlaczego obie dziewczyny jeszcze nie wróciły do domu. Po gniewnie wypowiadanych słowach widać było, że Szalona jest czymś mocno wzburzona, ale nie zamierzała zwierzać się ze swoich myśli a nikt nie próbował jej wypytywać widząc, w jakim jest stanie.

Wieczorem wszyscy Jeźdźcy, jacy obecnie pozostawali w obozie i Juhar Dwa Duchy spotkali się w Domu Ciszy, aby dokończyć rytuał młodych. Rayen dobyła swoich żywonoży i zgodnie ze wskazówkami Juhara utoczyła własnej krwi a potem krwi Neyar i zmieszała je ze sobą. Kiedy Dwa Duchy dotknął jej czoła i wymówił szeptem słowa zwracające się do Potęg Samotny Księżyc poczuła że mąci się jej wzrok a żywonoże zaczynają ciążyć jej w dłoniach tak jakby spoiły się z jej rękoma. Wtedy jej myśli zaatakowała wizja. Wizja gonitwy a może ucieczki, to akurat nie miało żadnego znaczenia. Najważniejszy był wyścig z wiatrem i samą sobą. A kiedy pościg się skończył znowu dostrzegła wielkie oko srebrnego księżyca wpatrzone w nią, bicie jej serca zwolniło po tym szaleńczym wyścigu i zaczęło bić równo i mocno, w tym samym tempie, co serce Neyar.

Euforia, którą odczuwała po domknięciu rytuału przeminęła, kiedy przypomniała sobie śmierć Zaraha Liścia w Strumieniu. Ich serca także biły w jednakowym rytmie a pomimo tego jego wilk go zabił. To tak jakby mężczyzna zabił swoją ukochaną kobietę albo kobieta zatopiła ostrze noża w sercu ukochanego mężczyzny albo jakby matka, która kochała i chroniła swoje dziecko w końcu sama wydała je, na pastwę śmierci. Takie rzeczy nie powinny się zdarzać, takie rzeczy się nie zdarzały a jednak Zarah nie żył a jego wilk, mimo że w smutku i cierpieniu jednak zadał mu śmiertelne ciosy.

Cała ta sprawa z Zarahem i jego wilkiem wstrząsnęła Rayen bardziej niż ta początkowo sądziła. Dlatego kiedy Juhar nakazał im zdecydować, kto pojedzie ochraniać polowanie na rogobyki a kto zostanie w osadzie Samotny Księżyc zdecydowała zostać w osadzie. Miała zamiar porozmawiać z Juharem na temat śmierci Liścia w Strumieniu, kiedy szaman będzie miał dla niej czas. Ktoś musiał wiedzieć, co tam się wydarzyło a Dwa Duchy był najstarszym szamanem klanu i na pewno obdarzonym największą mądrością.

Rankiem Rayen pożegnała Aimego, Melesugun i Ilyę, którzy ruszali na pastwiska. Dziewczyna była zdziwiona widząc, że Calin zdecydował się zostać w osadzie, podczas gdy Ilya wyjeżdżała. Przypomniała sobie, że wczoraj Deszcz w Twarzy jako pierwszy zadeklarował chęć zostania w obozie a przecież mógł się domyślić, że Ilya po ostatnich wydarzeniach będzie chciała zmienić otoczenie żeby odegnać złe wspomnienia. Najwidoczniej, więc para postanowiła odpocząć od siebie. Rayen bardzo dobrze to rozumiała, bo sama pomimo tego, że mocno kochała swoją rodzinę lubiła od czasu do czasu pobyć sama z daleka od nich. Teraz także skierowała swego wilka na ubocze osady żeby podjąć patrol okolicy. W głowie układała sobie pytania, jakie zada Juharowi, kiedy uda jej się znaleźć szamana i będzie miał on wolną chwilę. Pytania paliły jej wnętrze, ale i tak nie zamierzała się nikomu narzucać a już na pewno nie staremu szamanowi.


JEWA Z LODU


Wyruszają natychmiast po odjeździe Melesugun. Jewa czuje się jeszcze dziwnie, może to przez słowa młodego szamana, te o jej duszy, może przez widmotrawę i cieniste pnącze. Zimne dreszcze przechodzą ją wzdłuż kręgosłupa, jakby lodowy sopel wwiercał sie miedzy kręgi, i blondwłosa Wallawarka nagle myśli o tym, że kiedyś BYŁA wolna. Rzuca ukradkowe spojrzenia za siebie, bo usilnie próbuję kontrolować obecność duchów, wyłapać ją kątem oka, gdzieś na granicy pola widzenia, gdzie cień spowija wysokie trawy i należą one jednocześnie do dwóch światów, raz słoneczne raz cieniste, nie do końca realne. Tam właśnie Jewa ich szuka. Jej duchy. Niewidoczne. Kpiące z tych wysiłków.

-Puść! – słyszy w głowie głos Morskiej. –Puść! – natarczywe, prześmiewcze polecenie. Chce go posłuchać, przecież wie, że gdy rzemień ciągnie się go za mocno, pęka.

Morska głupia starucho, czemu tu jesteś? Czemu cię nie widzę? Miałaś pilnować Mruka, on pewnie jest gdzieś niezbyt daleko, sam, na ziemiach, na których toczy się bitwa. Idź do niego, jak najszybciej, ja mam bestię, ja sobie dam radę. Idź! Idź wiedząca. Proszę.

Nic dziwnego, że zachowanie i słowa Shuryuka gniewają dziewczynę z Lodu.

- Patrz – chwyta żywonóż i przejeżdża równym, czystym cięciem po lewym przedramieniu. Ledwo zagojone zadrapanie od futra shar rhaza, odzywa się ostrym bólem, krew na ranie wykwita gęstym szkarłatem, struga, która wzbiera i zaraz pobrudzi całą rękę. Młody szaman zastyga podczas ruchu, który ma ją powstrzymać. Jewa odwraca ramię, tak, że krew kapie na ziemię, karbunkułowe kryształy wolno przesuwają się po długich trawach.
– To nie jest danina krwi. – mówi Jewa jakby odczyniała urok -To rana, co się zaraz zagoi. –krzywi się brzydko – Co trochę boli i szczypie.
Wilczyca odwraca łeb by polizać rękę Jewy. Szorstki język przynosi ulgę. Jewa mruży oczy, szepcze coś w podzięce. I wtedy są. Prześmiewcza Morska, smutny Hunge, Lanyuia. Horyzont wiruje, gdy Lanyia tańczy przed oczami blondwłosej.
- Weź go Jewa, wszystko mi opowiesz. – nieżyjąca dziewczyna namawia żyjącą, wskazuje szamana, odsłania w uśmiechu wszystkie zęby. Szaman podtrzymuje osuwającą się z wilka jeźdźczynię.
-Nic mi nie jest – kontrola wraca w jednej chwili – to nic takiego, krew już zastyga, gdybyś widział jak obrywałam od demonów.
- Słonecznowłosa… - Trygarranin zaczyna mówić, oczywiście nie pozwala mu dokończyć.
- Jest jej dużo więcej niż na zadrapaniu na twoim gardle. To żadna danina. – powtarza z pełną mocą - Nie wymyślaj Shuyuku nieistniejących więzów, bo mnie rozgniewasz.

***

Spotkanie Goniącej Wiatr uradowało Jewę. Nawet nie wiedziała, że tak bardzo się o nią bała. Nie poczuła natomiast zdziwienia na widok towarzyszącego dziewczynie Trygarranina.
- Każda ma swojego – zażartowała za to, co na twarzy Nemain wywołało lekki uśmiech, ale chyba mało ubawiło obydwu mężczyzn. Oczywiście wszystko było poważne, tak śmiertelnie, że bolało. Musiała spróbować z tą powagą walczyć.

Ale chyba wszyscy byli zgodni, to był ewidentny znak, te spotkania, nawet jedno nie mogło być nieznaczącym incydentem, w taki czas nic nie dzieje się przypadkowo, dwa były więc natrętnym drogowskazem. Nie popełniła Jewa błędu ufając obcemu. Wymieniły z Nemain informacje i ruszyły w drogę. Teraz, gdy przestała śledzić swoje duchy, widziała je wyraźnie. Lanyia wplotła we włosy wianek z widmowych kwiatów. Jewa z Lodu próbowała nie płakać.

***

Poczuła to. To nie był spokój ani cisza. W spokoju i ciszy szumią trawy, śpiewa ziemia, jęczy wiatr, a w wiosce panowała całkowita pustka, Coś się do niej wdarło, zbezcześciło, odzierając z mocy ognie i totemy.

A potem znowu zaczęła się walka. Przywitała ją z ulgą, przynajmniej wiedziała, co robić. Coś, co umiała, a nawet była w tym znakomita. Ale wyznaczono jej zadanie przeciw któremu nie zaprotestowała, wbrew chęciom, i jeździec Trygarran, i Nemain ją wskazali do ochraniania szamana.
- Schowaj się – warknęła do mężczyzny – Szybciej - opóźniona długie sekundy w stosunku do Goniącej Wiatr, pilnowała jego odwrotu. Szaman ukrył się za naturalnym usypiskiem.
I kiedy Jewa zaatakowała pierwszego przeciwnika Nemain była już w wirze walki. Szybka i śmiercionośna , ucieleśnienie skuteczności Wallawarów. Jewa rzuciła się do walki z zapałem i ze wstydem, że wokół Nemain tryska krew, a ona nikogo jeszcze nie powaliła. Oczywiście nie bała się. Ani ona, ani biała wilczyca, obie równie niecierpliwe i złaknione krwi. Pierwszego przeciwnika pokonały łatwo, jeden skok, wysoki, długi, piękny, lot właściwie, i precyzyjny ruch żywonoża, a potem przeraźliwe kwiczenie istoty zlało się w jedno z wyciem wilczycy i śmiechem niebieskookiej dziewczyny. Jeszcze kilkadziesiąt sekund i drugi demon padnie prawie równie łatwo, bliźniaczy potwór, wielki i głupi, zbyt wolny, przeciwnik, co sam prosi się o śmierć.

Ale potem usłyszała krzyk Shuryuka. Otoczyły go dwa demony, szaman odskakiwał, wokół niego tańczyły dwumetrowe jaszczury o rękach grubych niczym pnie drzew. Choć unikał ciosów, brązowe topory śmigały z przerażająca szybkością, i każde kolejne natarcie spychało chłopaka na ścianę namiotu. Następny cios mógł być ostatecznym. Pilnuj chłopaka, zabrzmiało w jej głowie, policzy się z nimi za to zadanie, nie dlatego, że trudne, prędzej zginie niż pozwoli mu umrzeć, ale dlatego, że czemu na ma być odpowiedzialna za czyjeś życie, woli walczyć z potworami wielkimi jak góry, z demonicznym Durvakhiem albo Czarnym Jeźdźcem, z kimkolwiek bądź.

Toteż Jewa i wilczyca ruszyły na pomoc, od razu, odwracając się tyłem do swoich przeciwników, odwróconą jasnowłosą dosięgło wraże ramię, cios zatrzymał jej oddech, miała wrażenie, że coś pękło w jej wnętrzu, serce wbite na żebra, zgniecione płuca, w ustach poczuła smak krwi. Utrzymała się na białej wilczycy tylko dzięki swoim niezwykłym umiejętnościom jeździeckim, próby zaimponowania Mrukowi pewnie właśnie uratowały jej życie. Wilczyca skoczyła, z wielką siłą i impetem taranując obu napastników. Jewa zwinnym saltem wylądowała na ziemi, walka prawie sprawiedliwa, jedna na jednego. Shuryuk zgięty w pół, odsłonięty, chyba wymiotował, Jewa straciła koncentrację, schowaj się głupcze, krzyczała, wilczyca rozszarpywała plugawe gardło, Jewa broniła się zawzięcie, ból w klatce piersiowej ją spowalniał, ale przecież to była ona ,Jewa z Lodu, nie zabije jej żadne plugastwo, co ma tuzin identycznych braci, na nią trzeba demona wielkości smoka, taki może dalby radę, może taki jeździec jak ten którego zgarnął dla siebie Trygarranin , kiedy one musiały walczyć z tymi upartymi szerszeniami, czemuż ten przeklęty owad nie chce ginąć, zapomniała o głazie za sobą, potknięcie, taki wstyd, upadek trwał długo, biała wilczyca znowu musiała ratować jeźdźczynię.

Potem stanęła nad nią, Jewa rozumiała, co mówi ten gest, siadaj na grzbiet fajtłapo, dzisiaj musisz się mnie trzymać, tak zrobiła, Shuryuk był chwilowo bezpieczny, Nemain niedaleko walczyła jak natchniona, oby Trygarranie tak właśnie je zapamiętali, śmiałe, groźne, przewidujące ruchy przeciwników.
Ostrzegł ją krzyk Shuyuka, odwróciła się w ostatniej chwili, wygięła ciało w nieprawdopodobny łuk, tylko dzięki temu brązowy topór uderzył ją tępym końcem, spadła, tego już nie pamiętała.

Biała wilczyca z pianą na pysku, z warkotem, który powinien wystraszyć nawet demony ze środka ziemi, broniła swego drugiego ciała.
 
hija jest offline