Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-08-2010, 11:30   #9
Ravanesh
 
Ravanesh's Avatar
 
Reputacja: 1 Ravanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputację
NARRATOR

Rayen "Samotny Księżyc", Calin Deszcz w Twarzy, Jewa z Lodu i Nemain Goniąca Wiatr


Juhar Dwa Duchy wysłuchał waszych opowieści kiwając głową ze zrozumieniem.

- Są Potęgi, z którymi nie da się spierać – powiedział spokojnie. – A Czarnopióra jest jedną z nich. Macie dzisiejszy dzień na przygotowania do drogi. Nie wiadomo, jak daleko was ona zaprowadzi.

Zaprosił was na spacer nad rzekę. W miejsce, gdzie jako dzieci uczyliście się pływać. Usiadł na przybrzeżnym kamieniu wskazując wam miejsce wokół siebie, jak dawniej, gdy wysłuchiwaliście jego historii o Jeźdźcach i bohaterach klanu i Wallawarów. Kiedy już zajęliście miejsca nie śpiesząc się wyjął fajkę, nabił ją zielem i korzystając z mocy szamana, wzniecił w niej żar. Zaciągnął się, wydmuchnął dym i spojrzał na was z powagą.

- Nim wyruszycie w drogę, czas byście uzyskali garść odpowiedzi na nurtujące was pytania. Jeśli na coś nie odpowiem, znak to, ze nie wiem, lub nie mogę wam odpowiedzieć. Wtedy zachowajcie się, jak ludzie dorośli i nie zadręczajcie mnie pytaniami.

Wydmuchnął dym na północ – ofiarując go Potędze Powietrza.

- Zacznijmy od ataku Czarnego Jeźdźca. Widzieliście, że coś mi zabrał. To była Iskra, której szukał Okrwawiona Czaszka. Legendy szamanów mówią, że kiedy czas był młody, a Step nie był taki, jakim go znamy obecnie Potęgi żyły pomiędzy nami. Potem odeszły zrażone czynami, jakich dopuścili się Starożytni. Ale nim to zrobiły podzieliły cześć swojej Mocy na części. Drobne, maleńkie kawałeczki zwane Iskrami. Mogą one wyglądać rożnie – jak drobne amulety, jak broń, jak kamienie. Różnie. Każda z nich zawiera jednak tajemnicę Imienia. Sekret, bez którego Potęgi nie będą w stanie odzyskać pełni swoich mocy. Zrobiły bowiem tak, że po tym, jak stoczyły wojnę z Upadłymi, wojnę, która o mało nie zniszczyła świata postanowiły oddać część swej mocy nam, śmiertelnym. W ten sposób narodzili się Jeźdźcy oraz my, szamani. Złączeni ze sobą w mistyczny sposób w subtelnej równowadze.

Wydmuchnął dym na południe – ofiarując go Potędze Ognia.

- Ktoś, kogo przepowiednie nazwały Cieniem narodził się gdzieś pośród Tryggaran. To Jeździec, który posiadł moce szamana. Lub szaman, który stał się Jeźdźcem. Jest to możliwe, lecz stanowi jednocześnie najpotworniejszą zbrodnię wobec Potęg. Wyjątkowo potężny i zdeprawowany Cień jest w stanie posiąść potworną Moc. Może rozkazywać innym Jeźdźcom, z którymi zmiesza swoją krew, może przyzywać moce Shar’Rhaz oraz robić rzeczy, które .. które są złe i zakazane. Jeśli Cień rzeczywiście się przebudził, poznanie jego imienia jest niewątpliwie najważniejszym zadaniem. Wydaje mi się, że to wasze zadanie. Że Potęgi wybrały was do tego celu. Lecz mogę się mylić. Pamiętajcie, że żaden śmiertelnik nie zrozumie nigdy tego, jakimi zamysłami kierują się potęgi.

Wydmuchnął dym na wschód – ofiarując go Potędze Ziemi.

- Szaleństwo Liścia w Strumieniu, szaleństwo Okrwawionej Czaszki i drugiego Jeźdźca Trygarran, przebudzenie się Głębi Shar’Rhaz oraz Czarny Jeździec i Jeździec z Dymu i Cienia są, moim zdaniem, wyraźnym potwierdzeniem tego, że pośród nas narodził się i uzyskał moc Cień. Możliwe, że misja Czarnopiórej, którą Melesugun poznała pod imieniem Kapryśnej, to właśnie próba zdemaskowania tego .. czegoś. Musicie wiedzieć, że Cień jest potężnym zagrożeniem dla mistycznej równowagi pomiędzy Piątką Potęg i Piątką Upadłych. Bowiem Potęgi nie potrafią ujrzeć imienia Cienia. Nie potrafią ukarać owej potworności, owej Skazy inaczej, niż tylko rękami swoich Wybrańców – szamanów i Jeźdźców.

Wydmuchnął dym na zachód – ofiarując go potędze Wody.

- Musicie też dowiedzieć się czegoś o Vucovarze. On nie jest tym, kim się wydaje. To potężny Jeździec, który – jeśli wierzyć opowieścią – przemierza Step od stuleci. Dlaczego? Nie wiadomo. Jedni uważają go za Wybrańca pośród Wybrańców Potęg. Inni, że został przeklęty przez Potęgi i skazany na tułaczkę, póty nie odkupi swoich win. Nikt nie zna prawdy, lecz pojawia się wśród ludzi dopiero wtedy, kiedy ma zdarzyć się coś wyjątkowego. Złego lub dobrego. W każdym razie musicie na niego uważać.

Wydmuchnął dym dwa razy, w górę i w dół – ofiara dla Kapryśnej Potęgi Ducha.

- Zatem jutro obserwujcie nocne niebo i oczekujcie znaku od Czarnopiórej. A kiedy ruszycie w drogę niech Potęgi chronią wasze umysły, wasze ciała i wasze dusze.

Zgasił fajkę, wstał i ruszył w stronę osady.


Ilya Ciche Ostrze, Aime „Kamień na dnie rzeki”, Melesugun Szalona



Kiedy przybył Churkurr Śmieszek wiedzieliście, że objawienie, którego doświadczyliście ostatniej nocy było czymś ważnym. Jeździec pędził jak szalony, lecz nie znać po nim zmęczenia. Jedynie dziką ekscytację sytuacją. Przywiózł wam również zapasy na drogę – trzy jutowe worki wypełnione suszonym jedzeniem oraz bukłaki z wodą.

- Woda, dla rozweselenia przyprawiona łagodnym zielem – mrugnął porozumiewawczo zeskakując ze swego dzikolwa. – Juhar Dwa Duchy kazał wam przekazać, że Rayen, Calin, Nemain i Jewa spotkają się z wami ... gdzieś tam, gdzie zdecydują Potęgi.

Wziął jeden z bukłaków i wylał sobie jego zawartość na głowę potrząsając nią, jak dziki pies. Uśmiechnął się do was zadowolony.

- Pogadajmy – rzucił. – Przy ognisku.

Siedliście wokół płomienia. Churukurr wyjął placek, połamał go na cztery części podając po kawałku każdemu z was. Wpakował sobie kawałek podpłomyka do ust i zaczął przeżuwać, popijając wodą z bukłaka. Kiedy zaspokoił głód zerknął na was i rzekł.

- Wiecie. Ta cała sprawa z wizją i tymi pokręconymi wydarzeniami wokół nas. To zapowiedź czegoś bardzo, bardzo złowrogiego. Jesteście Jeźdźcami, lecz bardzo młodymi i niedoświadczonymi. Ale to łajno prawda! Wydaje mi się, że Potęgi naznaczyły was czymś więcej niż swoją łaską. Myślałem nad tym, jak ty Aime i Ilya pogoniliście kota Okrwawionej Łepetynie. Taki czyn zasługuje na pieśń i na dzbanek czy nawet dwa arhanu. Calin i Rayen przeszli przez Głębię Shar’Rhaz i mimo tego, że starsi Jeźdźcy nie dali rady i ulegli jakiejś dziwnej mocy, oni wyciągnęli ich z ruin. Ty Melesugun zostałaś naznaczona przez Kapryśną, jak mówi Juhar. Nemain i Jewa stanęły do walki z nieznanymi Shar’Rhaz i mimo, że nie posiadały mocy Zestrojenia, pokonały te demoniczne istoty, które wyrżnęły wcześniej całą osadę Trygarran. Pamiętajcie. Nawet jeśli sprawa wydaje się być beznadziejna, wy macie w sobie coś więcej. Obserwujcie się wzajemnie, uczcie się największej siły ludzi. Uczcie się przyjaźni. Nauczcie się kochać nawzajem, nie jak Ilya i Calin, lecz w sposób mniej .. osobisty. Mam przeczucie, że wasza grupa może stać się czymś więcej, niż zwykłymi Jeźdźcami. Że może pokazać nam wszystkim .. nową drogę. Macie suszone mięso?

Zakończył, jak to miał w zwyczaju, dość niespodziewanie.

muzyczka dla nastroju:

YouTube - Broadcast Yourself.

Wszyscy



Nadeszła noc, a wraz z nią Step otuliła cisza. Na niebie rozbłysły gwiazdy. Obozowe ogniska zalśniły pośród traw. Gdzieniegdzie słychać było ciche śpiewy i wtórujące im dźwięki instrumentów. Wyglądało, jakby Step czekał na coś. Gdzieś, ktoś blisko śpiewał znaną pieśń broniącą przed złym wzrokiem Upadłych.


W końcu ujrzeliście ją. Spadającą gwiazdę, o której wspominała Czarnopióra.


Wielkość obrazka została zmieniona. Kliknij ten pasek aby zobaczyć pełny rozmiar. Oryginał ma rozmiar 800x640.



Przecinała widnokrąg kierując się w stronę wschodu. W stronę Wzgórz Wiatru. W stronę ziem plemion Zawarty, mających Rumaka za totem, w stronę ziem plemion Rurgazzu, mających cienikota za totem oraz plemion Mahurrana mających za totem antylopę krętorogą.

Dokądkolwiek przyjdzie wam jechać, trzeba ruszać w drogę. Co też uczyniliście. Ruszający z obozowiska łowieckiego odprowadzani kawałek przez Churukrra i jego dzikolwa. Wyruszający z klanowej siedziby, żegnani przez bliskich, pozostałych Jeźdźców i członków klanu.

Spotkaliście się w połowie nocy. Wasze Bestie odnalazły się pośród ciemności Stepu w sposób, w jaki tylko te wspaniałe mistyczne stworzenia potrafią. Po zachowaniach waszych wierzchowców widać, że są uradowane z tego połączenia sił. Jakby, zgodnie ze słowami Śmieszka, w tej waszej jedności było coś więcej, niż przypadek.

Wędrowaliście jednak dalej, wpatrzeni w rozgwieżdżone niebo nad waszymi głowami. Wiecie, że nie jesteście jedynymi, którzy zmierzają w tą stronę. Za wami jedzie jeszcze jeden Jeździec. Odziany jedynie w futrzane spodnie i dosiadający piaskowego tygrysa Vucovarr. Najwyraźniej, z jakiś powodów, woli podróżować w samotności. Może to lepiej, może gorzej? Któż to może wiedzieć, poza Potęgami.

Jechaliście całą noc dosłownie pożerając kolejne mile. Niepowstrzymani, niestrudzeni, nieustępliwi, niezwyciężeni. Jeźdźcy Bestii.

Kiedy brzask zaróżowił niebo przed wami poczuliście, że na północy od was ziemia drży, wstrząsana duża liczbą biegnących stóp. Wiatr przynosi intensywny smród Shar’Rhaz, ale również odór krwi i strachu.

Wasze wyczulone zmyły, połączone w jedność ze zmysłami Bestii, wiedzą, że dwie mile na północ od was, za niewysokim wzniesieniem, przebiega spora grupa upiorów z Ruin. Wiedzą też, że są wśród nich ludzie – pędzeni jak bydło na los zapewne gorszy od śmierci. Jeńcy pochodzący zapewne z jakiejś zaatakowanej osady klanu Zawarty – „koniarzy”.

Czujecie, że wasza misja wymaga pośpiechu. Że cokolwiek wskazuje wam Czarnopióra jest ważne. Jednak tam, tak blisko, są Shar’Rhaz więżący ludzi. Duża grupa. Tak duża, ze może się zdarzyć, że walcząc z nią któreś z was straci życie lub zostanie zranione.

Decyzja nie jest łatwa - przerwać bieg na wschód, by ocalić jeńców i stoczyć walką z Shar’Rhaz, czy też pędzić dalej za spadającą gwiazdą, by wypełnić wolę Czarnopiórej.

Wasze Bestie zwolniły czując wasze rozterki. Zwolniły i czekają na to, w którą stronę każecie im ruszać.


CALIN „DESZCZ W TWARZY”



Chciał porozmawiać o ślubie, uczynić jakieś przygotowania, powiedzieć ukochanej, ze rozmawiał z Juharem Dwa Duchy i o tym, że szaman wyraził zgodę na przeprowadzenie ceremonii. Tymczasem wcisnęła się sprawa misji, co sprawiło, że wyszła jedna, wielka kicha. Ślub został odłożony, a oni ruszyli walczyć za Czarnopiórą. Ale byli razem i to właśnie sprawiało, że czuł się świetnie, pomimo owej, niespodziewanej przeszkody.

Kochał dziewczynę piękną niczym kwiat prerii, ale mającą w sobie także coś więcej, niż tylko niezwykłą urodę. Nazwać właściwie tego nawet nie potrafił, ale czuł. To wystarczyło. Teraz zaś pędzili obok siebie i czasem znajdowali moment, żeby uśmiechnąć się do siebie, lub posłać miłe słowo.

Tak było aż do owego rozdroża. Calin zapamiętał słowa Juhara:

Obserwujcie się wzajemnie, uczcie się największej siły ludzi. Uczcie się przyjaźni. Nauczcie się kochać nawzajem

Dla niego było oczywiste, że trzeba pomóc ludziom. Po prostu nie można inaczej, ale rozumiał także racje Melesugun oraz Namain. Przede wszystkim jednak chciał zachować ich jedność oraz wspólnotę. Wymyślił głosowanie nie dla jakiejś śmiesznej błahostki, ale po to, żeby wszyscy poczuli, ze mają realny wpływ na grupę oraz że potrafią się podporządkować wspólnemu celowi. Niestety, niektórzy zdecydowali, ze robią tak jak chcą i koniec i nic ich nie obchodzi opinia innych. Wtedy akurat Melesugun pokazała się z jak najlepszej strony. Owszem, była niezadowolona. Nawet zresztą nie próbowała tego ukrywać, ale przyjęła decyzję, nawet uważając ją za kompletnie głupią.

Przez głosowanie starał się postępować tak, jak pragnąłby tego Juhar. Tak, jak szaman chciał tworzyć jedność. Ufającą sobie grupę, zamiast zbioru iluś niezależnych Jeźdźców. Ufność oraz wspólnota prowadziłyby do prawdziwej przyjaźni. Wyszło nieszczególnie, ale może będzie jeszcze jakakolwiek okazja. Tak zastanawiając się, ruszył na pomoc ludziom więzionym przez Shar’Rhaz.

Nie cierpiał takich sytuacji, ale cóż, tak się zdarzało. Szczerze mówiąc czuł nieokreśloną sympatię do Melesugun i pewnie głupio, podświadomie oczekiwał czegoś podobnego, albo przynajmniej neutralnego koleżeństwa. Może właśnie dlatego szczególnie boleśnie przyjął jej obojętno - niechętne słowa Ech, każdy charakter ma, jaki ma. Tymczasem więźniowie czekali, nie było co się spierać.

Zaproponował wydzielenie specjalnej grupy do walki z bossem, a reszta miała się zająć pozostałymi wrogami. Pozostali Jeźdźcy uszczegółowili propozycję wzbogacając ją bardzo istotnie oraz sprawiając, ze to, co na początku było jakimś luźnym planem przybrało postać sensownego uderzenia.

Przygotował sobie nóż, który planował rzucić więźniom. Jego plan był prosty, kiedy po strzałach przyjdzie czas szarży, chciał uderzyć na tych, co pilnują więźniów oraz narobić tam zamieszania. Podczas ataku chciał rzucić nóż, by uwiązani mogli porozcinać sznury oraz uciec. Miał przekonanie, że podczas walki, raczej przeciwnicy będą się musieli skupić na Jeźdźcach, a nie na łapaniu uciekających ludzi. Planował atakować, potem uciekać odciągając ilu się da wrogów. Zabijać, kogo się da. Potem znowu atakować. Zakładał, że takie postępowanie daje największą szansę nie tylko na uwolnienie członków plemienia Zawarty. Zakładał także, że podobnie postąpi grupa atakująca bossa, o ile nie uda się go załatwić wcześniej jakimkolwiek sposobem.


MELESUGUN SZALONA


Pilnowanie bydła nie wydawało się Melesugun zajęciem dla Jeźdźca. Nie chodziło tylko o zbyteczną dumę i przekonanie o własnej wyjątkowości. Nie należała do pieniaczy, konkretna do granic rozumu. Słowa Kapryśnej zasiały w jej duszy ziarno, które wzrastało w ogniu pośpiechu. Czuła konieczność walki. Nękające ją wizję nie mówiły nic o byczym łajnie. Mówiły o krwi i bólu. O walce i triumfie okupionym gigantycznym wysiłkiem. O działaniu. Tymczasem one zmierzały ku sercu zwyczajności. Zniecierpliwienie i potrzeba robienia czegokolwiek sprawiały, że co jakiś czas zeskakiwała z grzbietu Magrire i całymi kilometrami biegła u jej boku. Wysiłek, choćby tak bezcelowy, oczyszczał myśli z niepotrzebnej złości.

Widok tak doświadczonych Jeźdźców w podobnym miejscu był dla młodej wojowniczki dowodem marnotrawstwa. Jednakowoż cieszyło ją ich towarzystwo. Z przyjemnością zasiadła do ogniska z Churkurrem. Złożywszy rękę na piersi podziękowała mu ukłonem.
Odjeżdżającą w noc trójkę śledziła dopóki pozwoliły jej na to oczy.
Noc była gwiezdna i duszna.
Wiedziała to, bo nie od razu udało jej się usnąć. Złość kłębiła się jej pod skórą. Czemu patrzyła dalej, ponad klanowe lojalności i zobowiązania? Dlaczego ci, do których należało trzymanie straży na granicy świata widzialnych i niewidzialnych nie potrafili dostrzec znaków? Czy nie powinni wkładać w swoją pracę więcej wysiłku niż wymaga tego potrząsanie grzechotką?
Wzywająca ich do działania Czarnopióra przyśniła się nie tylko jej. Gniew Melesugun ożył na powrót. Podniosła się z posłania jednym miękkim ruchem. Starsi nakazali jej ignorowanie woli Potęg. A te zbyt uważnie przyglądały się poczynaniom młodych Jeźdźców.
Widok pędzącego w ich kierunku Churkurra zdziwił dziewczynę. Nie spodziewała się tego po twardogłowej starszyźnie. Kiedy wyruszali ze śmierdzącego krowami obozowiska, po raz pierwszy od bardzo dawna miała wrażenie, że w końcu robi to, co powinna.

Nie utrzymało się owo uczucie zbyt długo.
Podróżowali już kilka godzin, odkąd dołączyła do nich grupa, którą dzień wcześniej zostawili w obozie. Odkąd słońce schowało się w korzeniach Drzewa i nad stepem zapadła noc. Prowadzeni przez obiecany znak, spadającą gwiazdę, w ciszy przemierzali step.

Smród demonów nie mógł wróżyć nic dobrego. Widok ludzkich jeńców, których prowadziły między sobą tym bardziej.
Melesugun, widząc wywołaną wątpliwościami konsternację pozostałych Jeźdźców przewróciła oczyma. Ona wiedziała, co powinni zrobić.

- Nie powinniśmy sobie pozwalać na osłabienie naszych sił, jeśli coś pójdzie nie tak w walce. jeśli nawet uratujemy ludzi a nie uratujemy stepu, to w ostatecznym rozrachunku i tak zginą. tyle, że kilka dni później.

Mówiła na tyle głośno, by usłyszał ją każdy z jej towarzyszy. Tym, który odpowiedział jako pierwszy był Calin. Wysłuchała go w skupieniu, i dopiero gdy skończył, pokręciła głową.

- Potęgi nie mają nic wspólnego z “byciem ludzkim”. Jeśli wdamy się w walkę i któreś z nas polegnie zmniejszymy szansę naszego plemienia na przetrwanie. Zmniejszymy szansę KAŻDEGO plemienia na przetrwanie, jeżeli nie zdążymy. Równie dobrze mogliśmy jeszcze trzy dni zostać w obozie, objadać się i puszczać bąki w sterty futer. Pomyśl, zamiast pozwolić litości się zaślepić - twarz Melesugun pozbawiona była wyrazu, ale słowa padające z jej ust pełne były żaru. I stanowczości. Step pełen mógł być podobnych karawan. Nigdy nie zdążą na czas, jeśli każdy spotkany kwiatek będą za wszelka cenę chronić przed zdeptaniem. Zabicie kilku czy nawet kilkudziesięciu Shar’Rhaz nie mogło nic zmienić. Problem należało wykorzenić tam, gdzie miał swój początek. - Myśl o likwidowaniu przyczyn, bo skutków likwidować nie nadążysz.

Wywiązała się dyskusja. Melesugun nie wierzyła własnym uszom. Dla jej towarzyszy ważniejsze było ratowanie garstki ludzi niż ratowanie stepu. No tak. Step im nie podziękuje. Nie nazwie bohaterami. Twarz młodej dziewczyny wykrzywiona była złością. Pełne buty słowa wsiąkały ciężko w ziemię. Zdziwiona, że Potęga wybrała sobie za posłańców garstkę nieodpowiedzialnych i myślących wyłącznie o czubku własnego nosa dzieciaków, zmuszona była przystać na bezsensowną szarżę, której postanowiła podjąć się grupa.

Wybrawszy z grupy Aimego i Nemain, przedstawiła im swój śmiały ponad granice przyzwoitości plan wyłączenia z walki najstraszliwszego z Shar'Rhaz. Choć próbowała podsunąć pozostałej części jeźdźców swoją strategię, spotkała się z nerwową reakcją. Wzruszyła ramionami, pomna słów Jewy. Zrobią, co chcą. Nie zamierzała ich do niczego zmuszać.

Na umówiony sygnał jej grupa ruszyła w kierunku największego z Shar'Rhaz. Skradali się, a wilki, mające w czasie ataku trzymać na dystans pomniejszych zwierzoludzi, podążały za nimi. Gdy wyprzedzili demoni orszak na tyle, by mieć czystą pozycję startową, rzucili się do walki.
Demon warknął jakby zaskoczony. Po obu swoich bokach miał dwa wcielone duchy zemsty. Wybijającej się do skoku kilka metrów przed nim Melesugun nie powinien był dostrzec nim będzie zbyt późno.


RAYEN „SAMOTNY KSIĘŻYC”



Juhar wysłuchał relacji ze snu w spokoju nie przerywając nikomu dopóki opowieść nie została doprowadzona do końca. W tym był dobry, w słuchaniu i zachowywaniu spokoju. Gorzej było z odpowiedziami na zadawane mu pytania i dzielenie się z innymi swoja wiedzą. Rayen zastanawiała się jak wiele z ich snu szaman zrozumiał i ile z tego będzie łaskaw im wytłumaczyć. Pierwsze, co zrobił to zdradził im ze ich rozmówczymi ze sennego marzenia to Czarnopióra jedna z Potęg i nikt nie miał zamiaru kwestionować jej rozkazów, dlatego Juhar nakazał im szykować się do drogi.

A potem zaprowadził ich nad rzekę i zaczął snuć swą opowieść. O historii stepu, Iskrach i Imionach. O Cieniu, którego imię będą musieli poznać gdyż jest on ukryty przed wzrokiem Potęg i o znakach, które dowodzą, że Cień się już narodził wśród ludów stepu. W swej opowieści odniósł się także do gościa ich klanu Vukovara i doradził im uważać na Trygarrianina.

- Idę szykować zapasy na drogę – rzuciła Rayen do pozostałych Jeźdźców i ruszyła do swego tipi przygotowywać się do podróży.

Nikt nie powiedział jak długa droga ich czeka, więc Samotny Księżyc założyła, że wyprawa może być długa i ciężka, dlatego spakowała bardzo wiele z jej zdaniem przydatnych rzeczy. Poprosiła matkę o przygotowanie wszelkich niezbędnych maści i ziół a Aylena o przygotowanie bukłaków z wodą. Potem siedli i długo rozmawiali, aby pożegnać się w ten sposób i zapamiętać ten moment aż do czasu ponownego spotkania.

Kiedy nadeszła noc czekali wraz z nią na nadejście znaku. Matka i Aylen – cała najbliższa jej rodzina, którą musiała opuścić na nie wiadomo jak długo. Reszta wioski także nie spała. Wszyscy zebrali się pod nocnym niebem żeby pożegnać czworo młodych Jeźdźców ruszających z misją wyznaczona im przez jedna z Potęg.

W końcu gwiazda spadła znacząc swym lotem rozgwieżdżone niebo i wyznaczając kierunek – na wschód, w stronę ziem plemion Zawarty. Rayen była rada takiemu obrotowi sprawy, ziemie Zawarty znała nawet lepiej niż tereny należące do Wallawarów. Jeśli chodzi o nią to wyglądało na to, że jeszcze długo nie opuści domu.

W środku nocy spotkali pozostałą trojkę młodych Jeźdźców, którzy przez posłannictwo Churukrra dostali wiadomość od Juhara i także wyruszyli w drogę. Cała siódemka pędziła przed siebie ścigając się z wiatrem aż noc zaczęła jaśnieć. Wtedy oprócz zapowiedzi brzasku poczuli coś jeszcze, coś, czego nie powinno tu być. Odór Shar’ Rhaz i zapach rozpaczy. Rozpaczy ludzi złapanych przez Upadłych w niewolę. Najprawdopodobniej koniarzy z plemienia Zawarty. Szybko przedyskutowali, co robić. Misja była ważna, ale czy ważniejsza niż życie i duchy pojmanych. Melesugun chciała bez chwili zwłoki jechać dalej. Calin, Ilya i Neiman wahali się, ale postanowili spróbować pomóc uwięzionym. Calin jak zwykle dyplomatyczny rozważał głosowanie, ale ani Jewa ani Aime nie zamierzali pozostawić ludzi bez pomocy niezależnie od wyników głosowania. Rayen poparła Jasnowłosą i Aimego, rozumiała, co chce osiągnąć Deszcz w Twarzy, ale także nie potrafiła wyobrazić sobie ruszenia dalej, kiedy wiedziała, że pozostawiłaby ludzi zdanych na łaskę Shar’Rhaz.
Melesugun dobitnie wyraziła swoje zdanie na temat ich decyzji, ale nie zamierzała pozostawić ich samym sobie i także przyłączyła się do planowanego ataku. Rayen nie mogła nie podziwiać w tej chwili „Szalonej”. Jezdźczyni mogła pozostawić ich tutaj a samej ruszyć dalej śladem wyznaczonym przez gwiazdę, ale nie zdecydowała się na to. Zamiast tego brała udział w walce, której nie uważała za swoją i Samotny Księżyc była pewna, że Melesugun da z siebie wszystko.

Tak też się stało. Kiedy obserwowali zza pagórka teren po którym przemieszczały się Shar’Rhaz okazało się że Zwierzoludzi jest około pół setki a dowodzi nimi monstrualnych rozmiarów Shar’Rhaz wzrostem dorównujący dwóm rosłym mężczyznom. To właśnie tego wielkiego przywódcę Zwierzoludzi Melesugun obrała sobie za swój cel ataku. Neiman i Aime mieli ją ubezpieczać i zaatakować nogi stwora włóczniami. Pozostała czwórka miała zaatakować resztę stworzeń i oswobodzić dwa tuziny jeńców.

Sprawa nie była prosta. Było ich czworo lub ośmioro, jeśli liczyć bestie przeciwko ponad pięćdziesiątce Shar’Rhaz. Nie mogli zaatakować takiej chmary od razu gdyż ugrzęźliby w masie ciał. Musieli rozciągnąć ich szyki i spróbować rozbić ich na mniejsze grupy. Calin i Jewa lepiej znali się na walce bezpośredniej a Rayen i Ilya lepiej radziły sobie z łukiem. Pomimo tego Rayen uważała, że wszyscy powinni zacząć atak od zasypania Shar’Rhaz strzałami z łuków, nawet nie posiadając celnego oka i pewnej ręki można było uczynić spustoszenie wśród Zwierzoludzi, jeśli celowało się w grupę a nie w pojedyncze osobniki. Potem Jewa z Calinem mogliby pojechać do walki i szarpiąc przeciwników spróbować odciągnąć ich od ludzi. Rayen z Ilyą dalej zapewniłyby wsparcie strzeleckie a w razie potrzeby mogłyby pojechać wspomóc tą dwójkę lub trójkę atakującą wielkiego stwora idącego na przedzie. Samotny Księżyc potrafiła strzelać w ruchu z końskiego siodła i zakładała, że dałaby radę robić to także z grzbietu bestii. Zamierzała wystrzelać jak najwięcej z Shar’Rhaz a przy okazji bacznie obserwować pole tej potyczki i ruszyć tam gdzie byłaby najbardziej potrzebna. Gdyby udało się jej odciągnąć spore grupy Upadłych od więzionych ludzi być może Calinowi i Jewie udałoby się dość szybko dostać jeńców i ich uwolnić. Rayen czuła się dobrym jeźdźcem, więc mogła umykać goniącym ją stworom a przy okazji częstować je strzałami. I tak zamierzała uczynić. Najpierw salwa z łuku, potem osłanianie Jewy z Lodu i Deszczu w Twarzy a później szybkie przemieszczanie się wśród rozjuszonych Shar’Rhaz tak żeby zmusić je do pogoni i odciągnąć je od grupki więźniów. Gdyby wrogowie podeszli ją bliżej wymieniłaby łuk na żywonoże lub postarała się ponownie zwiększyć dystans tak żeby łuk znowu był przydatny. Najważniejsze w tym wszystkim wydawało się jej zwracanie uwagi na zmieniające się warunki na polu walki i dostosowywanie się do wymogów sytuacji.


NEMAIN „GONIĄCA WIATR”


Misja, wyznaczona młodym Jeźdźcom przez Czarnopiórą, zakończyło wreszcie czas niecierpliwego oczekiwania na … COŚ, przez Nemain i chyba całą resztę.
Nie rozumiała biernego postępowania szamanów, ich długich dysput prowadzących do nikąd. Uważała, że tracą cenny czas. Zdarzenia, których świadkami byli do tej pory były nie tylko niepokojące, ale stanowiły realne zagrożenie dla przyszłości ich klanu… a w efekcie i całego stepu.
Dlatego kiedy Juhar Dwa Duchy zezwolił im na wyjazd, wyjaśniając nareszcie po krótce całą sytuację, przystąpiła bez zwłoki do przygotowań do podróży. Jej rodzice, wojownicy, świetnie rozumieli co dzieje się w duszy młodej dziewczyny. Wiedziała, że będzie walczyć do ostatniej kropli krwi, o to, aby i jej potomkowie mogli żyć na wolności i w takim stepie, jakim ona znała. Wspierali ją jak tylko mogli. Ojciec, ofiarowując nowiutki łuk i kołczan ze strzałami, matka przygotowując zapasy i ozdabiając twarz dziewczyny malunkami rytualnymi.

Jedynym cieniem kładły się w sercu Nemain słowa Juhara o Vukovarze. Czy był przeklęty? W rozmowie z nią twierdził, że wiążą go słowa jakiejś przysięgi, którą złożył. Komu? Potęgom? Choć nigdy nikomu by się nie przyznała, jej serce drgało zawsze na jego widok. Słodko i boleśnie. Co będzie jeśli okaże się, że źle ulokowała uczucia?
Pakując żywność i wodę, oraz sprawdzając i szykując broń, Nemain omiotła wzrokiem znajome twarze. Czy jeszcze kiedykolwiek je ujrzy?
Pożegnanie z Nahalą i Achają było krótkie. Uścisnęła ich mocno, starła z oczu matki cisnące się łzy i wskoczyła na grzbiet geparda.

Dołączyła do Rayen, Jewy i Callina i udała się z nimi w miejsce skąd mogli obserwować niebo nad stepem.
Wkrótce ujrzeli spadająca gwiazdę, która wytyczyła im szlak w kierunku Wzgórz Wiatru.
Jeszcze raz obróciła się ku towarzyszącym im współplemieńcom i uniosła rękę w geście pozdrowienia.
Ruszyli we czwórkę, a za nimi, w oddali podążał samotnie Vukovar. Nemain była rozczarowana, ale zdusiła w sobie to uczucie.

***


Kilka godzin później podróżowali już w siódemkę, po tym jak Melesugun, Aime i Ilya dołączyli do nich kiedy Bestie zwietrzyły nawzajem swój zapach.
Było coś niesamowitego w tym, jak bardzo ich zwierzęta lgnęły do siebie, jakby wyczuwając siłę w jedności. Nemain była dumna, że może przynależeć do tak wspaniałej grupy.
Niepotrzebne były wielkie przywitania, wszyscy dokładnie wiedzieli, że czeka ich dalsza droga i tylko mocnym uściskiem ręki okazali sobie szacunek.

Tuż przed świtem, kiedy czerń nieba przełamały pierwsze promienie wschodzącego słońca, usłyszeli głośny tupot nóg, poczuli smród pomiotu demonów i co gorsza zapach krwi i strachu. Strachu, który emanował z grupy pędzonych przez Shar’Rhaz ludzi. Spętanych i bitych jak zwierzęta.
Krew zawrzała w żyłach młodej wojowniczki. Popatrzyła na resztę towarzyszy z niemym pytaniem w oczach: co dalej?
Callin od razu rzucił propozycję, żeby nie zostawiać ludzi na pastwę Upadłych, czemu sprzeciwiła się Melesugun, twierdząc, że ratowanie jeńców to półśrodki, które mogą przeszkodzić ich misji.
Nemain rozważała obie opinie. Osobiście jej serce skłaniało się ku ratowaniu niewolników, ale rozumiała tez co chce im przekazać Melesugun. Przyszło jej do głowy, że może tą właśnie grupę postawiły na ich drodze Potęgi… Wtrąciła więc głośno.

- Może się zdarzyć, że w drodze będziemy takie grupki spotykać bardzo często. A każda walka związana jest z ryzykiem. Tutaj przyznaję rację Melesugun. Problem tylko w tym, że nie mamy pojęcia, czy właśnie takie sytuacje nie są częścią naszej misji... A co jeśli któryś z tych ludzi jest naszą wskazówką do dalszej drogi? Może nie z przypadku trafiliśmy tutaj akurat w takim momencie ? - powiedziała Nemain.

- Czarnopióra wskazała nam Gwiazdę. Gdybyśmy mieli potrzebować wskazówek w postaci ludzi, powiedziałaby. – odparła na to Melesugun.

Nemain nie mogła się z nią do końca zgodzić, nie po tym co przeżyła i usłyszała od Vukovara. On również zmienił swą ścieżkę, twierdząc, że Potęgi pozostawiają znaki.

Callin wyraźnie się zdenerwował na te słowa.

- Na twoje argumenty, Melesugun, nie mam odpowiedzi. Nawet właściwie może racja, że potęgi nie są ludzkie, ale my jesteśmy. Gdyby sytuacja przedstawiała się tak, że albo misja ratująca świat, albo pomoc, przyznałbym ci rację. Ale tak nie jest. Nie chcę zostawić poleceń Czarnopiórej, po prostu wykonując je, pragnę na chwilę pomóc innym, co może kosztować całkiem niedługi kawałek czasu, biorąc pod uwagę, ze wrogowie są blisko. Nie wiemy, czy ta misja będzie skazana przez ten czas, za to wiemy na pewno, że jeśli im nie pomożemy, tych ludzi czeka coś strasznego. Mówisz Nemain, że takie grupki możemy spotykać często. Prawda, możemy, ale możemy równie nie spotykać więcej wcale. Sądzę więc, że nad tym nie ma sensu się zastanawiać, czy kiedyś kogoś zobaczymy, czy będzie potrzebna komuś pomoc. Mamy właśnie takie osoby niedaleko, które czekają na nasze wsparcie. Proponuję prostą, szybką decyzję. Nie wolno nam się rozdzielać, bo po prostu w ten sposób i zmniejszylibyśmy szansę pomocy tamtym niewinnym i osłabilibyśmy misję. Głosujmy. Jedziemy tam, albo skierujmy się gdzie indziej. Prosta decyzja. Jaka będzie decyzja większości, reszta się podporządkuje bez strojenia foch. To chyba uczciwe oraz szybkie. Co wy na to? Póki co, bowiem, jak rozumiem, Melesugun jest za spełnianiem woli Czarnopiórej, ja natomiast za przerwaniem na chwilę misji, aby pomóc ludziom. Nemain także poparła Melesugun, jeśli dobrze zrozumiałem, czyli głosy 2 do 1. Zdecydujmy oraz ruszajmy w dalszą drogę.

- Źle odczytałeś moje słowa Callinie. – przerwała mu Nemain- Uważam, że nie bez powodu trafiliśmy na tą grupę. Prowadzi nas przeznaczenie, a ja odczytuję je w ten sposób, że powinniśmy pomóc tym ludziom.

Aime, Rayen i Jewa zdecydowanie opowiedzieli się za uwolnieniem nieszczęsnych jeńców, a po chwili wahania dołączyła do nich i Ilya . Wynik był jednoznaczny. Melesugun wysyczała jakieś słowa o głupcach, ale mimo wszystko stanęła z nimi w jednym szeregu, szykując się do walki czym zyskała sobie u Nemain szacunek. Szybko uzgodnili taktykę.
Melesugun, zaproponowała śmiały, szybki atak na przywódcę stada Upadłych.
Na towarzyszy wybrała Aime i Nemain. Pozostali Jeźdźcy mieli zająć się pomniejszymi Zwierzołakami. Jewa planowała za pomocą Łaski Potęgi sprawić, że przed przywódcą rozstąpi się ziemia. Plan został zaakceptowany
Szykowała się niebezpieczna, ale konieczna walka. Wyprzedzili grupę Upadłych i w dogodnym momencie, kiedy olbrzym Shar’Rhaz schował się na chwilę przed oczami pozostałych demonów, pomiędzy wzgórzami rozpoczęli atak z zaskoczenia.
Ruszyli jak błyskawice we trójkę w kierunku olbrzyma. Melesugun wybiła się w powietrze kilka metrów przed Shar’Rhaz, a Nemain i Aime ubezpieczali ją, mając za zadanie podciąć demonowi ścięgna.
Błysnęły ostrza żywonoży.


AIME „KAMIEŃ NA DNIE RZEKI”


Czas jest jak rzeka płynąca wolnym nurtem by za chwilę spaść wodospadem rozbijając się o kamieniste dno.
Jeszcze nie tak dawno dni płynęły mu w oczekiwaniu na rytuał zjednoczenia a teraz? Teraz stał na niewielkim wzniesieniu obserwując przerażającą w swej wymowie procesję sporego stada Shar’Rhaz prowadzącej grupę kobiet i dzieci. Odór pomiotu upadłych drażnił nozdrza, serce rwało się do walki, ale rozum podpowiadał, że nie będzie to łatwe zwycięstwo. Echa ostatnich godzin odpływały właśnie w zapomnienie. Przez chwilę jeszcze targnęło nim wspomnienie, że mogli pozostawić dzieci stepu przypieczętowując ich los jak chcieli niektórzy.

Co to za brednie?! Nie będzie już stepu. Step był, jest i będzie długo po nas. A ci ludzie tutaj? - pokręcił głową odrzucając czarne myśli. Skupił się na czekającym ich zadaniu.

Mimo prób nie udało im się ustalić wspólnego planu. Jasne było tylko kto zaatakuje demona prowadzącego grupę. Reszta miała działać wedle własnego uznania. Propozycja Jewy odwołania się do Łaski Potęg spodobała się Aime, sam miał wątpliwości czy podobna próba z jego strony przyniosłaby skutek większy niż rozbicie kamienia czy lekki podmuch wzniecający drobną kurzawkę. Działanie jasnowłosej miało obudzić gniew ziemi i pochłonąć potężnego Shar’Rhaz. To całkowicie mogło obrócić bieg wydarzeń. Wtedy wraz z pozostałą trójką dołączyliby do reszty i wsparli swoim orężem.
Tymczasem Melesugun ruszyła ze wzgórza. Aime i Nemain nie pozostało nic innego jak podążyć za nią.

Pęd powietrza rozwiewał futro jego bestii. Czuł jak rytm biegu hieny zlewa się z biciem jej i jego serca. Sięgnął do zmysłów zwierzęcia upajając się chwile zapachem ziemi i powietrza. Warknął, on albo ona, kiedy dobiegła ich woń wroga. Skoncentrował się i przyspieszył zrównując się Szaloną i Goniącą Wiatr. Spojrzeli po sobie. Ten spokój w ich oczach za którym czaił się bitewny szał. Byli tak blisko.
Wyszeptał bezgłośnie – uważajcie na siebie - i odbił lekko w prawo aby odwrócić uwagę demona i zaatakować z boku próbując przeciąć ścięgna jego masywnych nóg. Był gotowy cisnąć żywonożem zanim dojdzie do zwarcia. Zdąży jeszcze zmaterializować go w dłoni i zaatakować z pełną mocą. Gdyby Potęgi ich wspomogły zamierzał zejść im z drogi kiedy pochłoną kreaturę. Tak czy inaczej byli potrzebni reszcie i zamierzał do nich dołączyć jak tylko skończą z olbrzymem.


JEWA Z LODU


Wyruszyli pełni zapału. Pełni wiary, że jadą wypełnić swe przeznaczenie – wielkość. Dostrzegało się to wyraźnie w ich postawach, wyprostowanych ramionach, podniesionych głowach, pełnych energii ruchach. W twarzach, na których rysowało się uniesienie, wynikające z mieszkającej w sercach dumy. Tak samo zachowywały się bestie. W długich susach, w gardłowych pomrukach, w sprężystości mięśni i lśnieniu oczu widać było przyszło chwałę. Oto oni, wallawarscy Jeźdźcy Bestii, sami podwójni i podwójnie wybrani, jedyni zdolni pokonać niepojęte, dla nich specjalnie z Niebios spada gwiazda, o nich już powstają pierwsze pieśni.

A przynajmniej tak reagowała białowłosa. Tej nocy zapomniała o Mruku i Aidai, i nienazwanej udręce, którą w niej budzili, nie pamiętała o matce, która kochała proste rzeczy, więc choć zapewne chciała, nie umiała tak naprawdę kochać Jewy. Zupełnie zapomniała o niezrozumiałej obecności towarzyszących jej zmarłych. I czuła się wspaniale pędząc na białej bestii, dając się pochłonąć ciężkiemu zapachowi traw, szorstkim podmuchom wiatru, milczącej obecności innych, takich jak ona.

Step należał do niej.

Świt zadziwił i ją i wilczycę, wydawało im się, że dopiero zaczęły biec, cały czas rześkie i silne. Smród przywiany ze wzgórz, ucieszył. Obie chciały walczyć.

***

Jewa nie ufała Czarnopiórej. Wiedziała dobrze, że nie można lekceważyć znaków, przodków ani Potęg, że temu, co im nakazano nie mogli się przeciwstawić, bo są góry pod które prowadzi jedna ścieżka. Nad rzeką miała nadzieję, że Juhar więcej im wyjaśni. Ale powiedział zbyt mało, „są potęgi z którymi nie da się spierać”
Może po prostu za rzadko próbowano.

Z pewnością stary szaman pojmował dużo lepiej od niej, w jakiej grze uczestniczą, zapewne jej zasady nie zmieniały się od wieków, ale przecież to nie znaczyło, że są niezmienne. Wiedziała, że Melesugun, stanowcza i twarda niczym głaz ma rację. Skoro było możliwe, że każde opóźnienie grozi Stepowi, nie powinni sobie pozwolić na współczucie.
Ale Jewę ogarnęła wściekłość. Co to za wielkość, gdy trzeba być bezwzględnym, w imię większego dobra sprzedawać czyjeś życie? Bohaterstwo, które budzi wstręt.

Białowłosa dziewczyna nie miała zamiaru być niczyim narzędziem.
Pod tę górę Jewa wydepcze nową drogę.

***

Demonów było wiele.Tak dużo, że wokół wilczycy i dziewczyny zawirował lodowy wiatr. Bały się i ten strach je pociągał. Starały się cierpliwie wszystko zrozumieć i wypełnić swoją rolę w planie. Ale wiatr narastał i nagle Jewa poczuła , że jest jej zimno. Jej, dziewczynie z Lodu.
Oddech wydawał się teraz gorącym obłokiem, skrzypiała skóra bukłaka, w którym woda nagle powiększyła swoją objętość, szron pokrył trawy pod jeźdźczynią i jej bestią. Ziemia drżała i Jewa słyszała jej łkanie.

Powiedziała, że przyzwie potęgę żywiołu. Potem zrobi to, co proponuje Rayen.

To było takie łatwe, ziemia nienawidziła Shar Rhaz, sama prosiła żeby wykorzystać jej moc. Gdy Nemain, Melesugun i Aime ruszyli, a Rayen i Ilya zajeły dogodne strzeleckie pozycje, Jewa niczym w swojej wizji stanęła wyprostowana na grzbiecie wilczycy i wzniosła ręce w górę. Z gardeł Jewy i wilczycy wydobył się ryk. To nie był ich zwykły głos, to ziemia przez nie wyraziła swój gniew. Grzmot żywiołu, co zapowiadał śmierć. Ziemia drżała i pękała niczym tafla lodu, trawy w jednej chwili skuliły się z zimna, drobne kamienie eksplodowały niczym dojrzałe owoce, Jewa otwierała przepaść dokładnie pod stopami straszliwie udekorowanego olbrzyma, lodową czeluść, która miała go pochłonąć.

Nie mogła wypatrywać efektu, innych przeciwników było zbyt wielu, miała nadzieję, że pozostała trójka będzie zaraz mogła im pomóc.

Nie pokonały dystansu w jednym skoku. W pierwszego przeciwnika rzuciła włócznią, celując w pokryte oślizgłą skórą gardło. Trafiła, to było jak krzyk, tu jestem, spróbujcie psy mnie dopaść. Potem kilkoma susami, oddaliły się ciągnąc za sobą przeciwników, tak by łuczniczki zyskały przed sobą jak najwięcej przestrzeni i jak najwięcej demonów oddaliło się od zbitych w przerażoną gromadę jeńców. Tak, by Callin dał radę osłaniać nieszczęśników.

I zaczęła się walka. Szybsi niż wichry, wytrwalsi niż woda, silniejsi niż lód, mieli w niej wygrać lub zginąć.
 
Ravanesh jest offline