Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-08-2010, 12:06   #11
Armiel
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację
Wszyscy


Sztuka dokonywania wyborów jest jedną z najtrudniejszych. Wyborów takich, by nikt nie poczuł się zrażony, nie poczuł zbędny, nie poczuł, że nie ma wpływu na własne losy. Tej trudnej sztuki uczyli się wodzowie klanów, przywódcy Kręgów Szamanów oraz uczyliście się wy. Jak widać nie jest to nauka łatwa, prosta i przyjemna. Jewa postanowiła kroczyć własną drogą, a co dziwniejsze w ostatniej chwili, kierowany niepojętym impulsem przyłączył się do niej Aime. Tak więc wasze powstające przymierze, rozpadało się na różne drogi.
Być może jest to jednak i jedna droga? Któż to może wiedzieć, poza Potęgami.

Trudne wybory rodzą w sercach wątpliwości, a te mogą stać się ziarnem, z którego z czasem wykiełkować mogą niechęci, animozje czy nawet nienawiść. Taki już Potęgi stworzyły serca ludzi, że oprócz wyższych emocji, ulegają tym mniej szlachetnym porywom. I nawet wybrańcy Potęg – Jeźdźcy Bestii – nie mogą się czuć wolni od ludzkich emocji.
Tak już ułożony jest ten świat i zapewne nic nie jest w stanie go odmienić.


Wszyscy, poza Jewą z Lodu i Aime Kamieniem na Dnie Rzeki

Pożegnaliście się więc z ocalonymi przez was ludźmi, których oczy lśniły wdzięcznością gdy żegnali was okrzykami. Uścisnęliście dłonie Shorshy i Ushaka, bowiem wspólna walka związała was bez wątpienia tajemną więzią, która połączyć może jedynie tych, którzy widzieli, jak zadajecie śmierć i jak sami ocieracie się o nią w brutalnym tańcu wojny. Razem z Jeźdźcami z plemienia Zawarty odjechał Vuccovar. Vuccovar, który przemknął obok was kłaniając się każdemu z osobna krótkim, energicznym gestem. Vuccovar, który mrugnął do Nemain, kiedy ją mijał i Voccovar, który wykrzyknął za oddalającą się Rayen.

- Masz rację. Nasze zimy bywają nudne.

Wraz z „koniarzami” odjechała również Jewa oraz Aime. Białe, jak śnieg włosy dziewczyny rozwiewał wiatr. Rozumieliście ją. Zapewne miała swoje powody, by ruszać do Małego Siodła. Poza tym Jewa zawsze czuła się outsiderką co spowodowane było jej wyglądem „odmieńca”. Chcieliście zrozumieć tą nagłą zmianę decyzji Aimego, lecz to było dużo trudniejsze. Przyjaźń względem Jewy, wola Potęg, złośliwość czy po prostu bark szacunku względem reszty z was? Próbowaliście zrozumieć, bo tak wypadało zrobić. Byliście jednym plemieniem i jednym klanem. Krwią z krwi, kością z kości. W waszych sercach rodził się gniew, żal i niepokój. Dziwna mieszanina uczuć.

Co więcej, mieliście niejasne przeczucie, że wybór tej drogi jedno z nich zaprowadzi wprost w objęcia śmierci. Zimne przeczucie nie opuszczało was przez cały czas. Potem kolumna ocalonych została za wami, a wy wyruszyliście w dalszą drogę by wypełnić misję powierzoną wam przez Czarnopiórą.


Wstał dzień i na niebo wypłynęła ogromna kula słońca. Step przybrał bar: nieskończonych odcieni zieleni, brązu i żółci prztykanej tu i ówdzie plamkami czerwieni, błękitów, bieli i innych kolorów. Trwało lato i w wielu miejscach kwitły kolonie kwiatów.

Płaski teren do jakiego przywykliście na ziemiach swego klanu ustąpił pola wzniesieniom. Niektóre z nich były naprawdę wysokie. Wyższe niż Wzgórze Wilków od którego zaczęło się wasze nowe życie. Z tych wzniesień widzieliście inne wzgórza. Niektóre z nich naprawdę wysokie.

Okolica jest piękna na swój surowy, wyniosły sposób, jednak pokonując kolejne wzniesienia odczuwacie coraz silniejszy niepokój. Irracjonalny, zdający się nie mieć żadnego powodu lęk. Lęk, który udziela się waszym Bestiom. Jak .. cisza przed burzą.

Pędziliście niemal cały dzień nie zważając na piekące rany i bolące siedzenia – niektórzy z was nadal nie zrobili siodeł. Poważne niedopatrzenie, które może mieć konsekwencje, gdyby przyszło wam spędzić na grzbietach Bestii wiele czasu. Siodło Jeźdźca pomaga mu walczyć z grzbietu, bo nawet sprawne ciało i Wieź ograniczają wiele manewrów.

Dzień minął jak strzał z bicza. Szybko i boleśnie. Wieczór zbliżał się czerwienią zachodzącego słońca. Pomarańczowo-złocistą łuną widoczną nad szczytem kolejnego wzgórza.

W końcu wjechaliście na nie i ujrzeliście, ze to nie jest wcale blask zachodzącego słońca. Jego źródłem była bowiem potężna dziura wyrwana w ziemi, jakieś pięć mil od was. W zapadającym zmroku wyraźnie widać było łunę wydobywającą się z tej rany w Stepie. Jakby ktoś na dole rozdarcia palił dziesiątki ognisk. Mimo, że z miejsca w którym staliście dziura wydawała się mała, to zdawaliście sprawę, że naprawdę jest takich rozmiarów, ze bez trudu zmieściłyby się w niej ze trzy osady waszego klanu.

Wokół rozdarcia krążyły jakieś postacie. Potężne zwierzęta i ludzie – ze szczytu wzniesienia wyglądający niczym rozproszone owady. Przynajmniej pięcioro Jeźdźców i kilkunastu zwykłych konnych wojowników. Mogliście iść w zakład, że wśród ludzi są również szamani. Takie wydarzenia ściągają ich, podobnie jak deszcz wywabia na powierzchnię dżdżownice.

Byliście u celu. Pozostało jedynie pokonać ostatnie kilka mil. Ruszyliście w dół zbocza.

* * *

Ziemia w dolinie, w której pojawiła się płonąca wyrwa, wydawała się drżeć pod łapami Bestii. Im bliżej celu byliście, tym te drżenie stawało się coraz wyraźniejsze. Nierówne, arytmiczne, słabe – jakby gdzieś pod skorupą przewalał się wielki wij.

Czuliście też nieświeże powietrze – pachniało ... gnijącym mięsem, zatęchłą krwią, odorem zgnilizny i śmierci. Im bliżej celu tym powietrze stawało się coraz bardziej nieświeże i gorące. Wilgotne i rozgrzane zarazem, niczym wydech ogromnego wilka.

Do waszych uszu doleciała melodia bębnów i piszczałek. Dochodziła z miejsca, gdzie kilku szamanów w tradycyjnych strojach Zawarty odśpiewywało rytuał wzywający Potęgi o wsparcie.

Dwoje Jeźdźców na ogromnych rumakach skierowało się w waszą stronę. Znów kobieta i mężczyzna.

- Witajcie na terenie klanu Zielonych Grzyw – odezwał się mężczyzna spoglądając na was z zainteresowaniem. – Jestem Valkor Krzemienny Grot. Co Jeźdźcy Wallawarów robią tak daleko od ziem swego plemienia.

Nim zdążyliście odpowiedzieć od strony dymiącego rozdarcia dało się słyszeć krzyk. Ujrzeliście ze zgrozą jak jeden z patrolujących teren wokół dziury Jeźdźców i jego koń .. stanęli w płomieniach.

Kilka uderzeń serc później nie pozostało po nich nic, poza dymem który unosi się w powietrze, podobnym do tego, jaki pozostaje po unicestwieniu Shar’Rhaz.

- To już drugi – powiedział ze smutkiem Valkor. – Najwyraźniej to, co jest w dziurze, nie chce być niepokojone.

- Lepiej porozmawiajcie z Kahalem „Łapiącym Noc” – zaproponował Valkor. – Nie wiem, czego tutaj szukacie, lecz Kahal wspominał, że zjawią się inni. Pewnie to was miał na myśli, Wallawarowie.

Nie wypadało odmówić, zresztą ognista i dymiąca jama w jakiś sposób (choć nigdy byście się do tego nie przyznali) przerażała was i wasze Bestie. Było w niej coś nienaturalnego. Coś odrażającego. Cuchnęła, jak ruiny Upadłych, jak demoniczne Shar’Rhaz.

Szaman ‘koniarzy” czekał na was przed prowizorycznym namiotem zrobionym ze skóry bykoroga. Był wysokim i dobrze zbudowanym mężczyzną o sylwetce godnej podstarzałego wojownika. Bystrym, przenikliwym spojrzeniem ciemnych jak orzechy oczu obserwował waszą grupkę. Twarz szamana była wykutą w kamieniu maską a jego spokój miał w sobie coś mistycznego i uduchowionego. Udzielał się wam, podobnie jak pieśń wyśpiewywana przez innych szamanów. Kimkolwiek by nie był ów Kahal, na pewno nie był zwykłym szamanem, a jego obecność tutaj nie mogła być przypadkiem.

- Czekałem na was, Jeźdźcy – powiedział splatając ręce na piersi. Bez trudu ujrzeliście spiralne wzory, bardzo podobne do tych na rękach Calina zdobiące szamana – Czekałem i oto jesteście. Wiecie, czym jest ta rozpadlina.

- Nie – odpowiedzieliście zgodnie z prawdą.

- To Ashaska – odpowiedział szaman obco brzmiącym słowem.

- Chcecie usłyszeć o Ashasce? To podejdźcie do ognia prze moim namiotem. Ale najpierw, nich każde z was odpowie mi na dwa pytania. Czego tutaj szukacie oraz czego najbardziej się boicie. Szczerość nagrodzę szczerością. Prawdę, prawdą. Jestem Kahal „Łapiący Noc” urrokur Plemienia Zawarty.

Urrokur! To tytuł najwyższego szamana plemienia. Nie klanu, nie osady, lecz całego plemienia.

Kahal przestał mówić i siadł na futrach ułożonych przed jego schronieniem. Wskazał wam miejsca koło siebie, a towarzyszącego wam Valkora posłał po jadło i napitek.

Grzeczność i szacunek wymagały skorzystania z oferty.



Jewa z Lodu i Aime „Kamień na Dnie Rzeki”


Jewo, ty nie poddałaś się woli reszty Jeźdźców i postanowiłaś ruszyć z ocalonymi i Jeźdźcami z plemienia Zawarty do ich osady.
W ostatniej chwili zdecydował ci się towarzyszyć Aime. To było dziwne i nie wiedziałaś, czy to dobrze. Zawsze byłaś sama i inna. Nic się nie zmieniło. Twoje włosy barwy mleka i jasna karnacja były czymś odmiennym, czymś niespotykanym, czymś obcym. Towarzystwo Aimego było miłe, lecz czy naprawdę ci potrzebne?

Aime. Im bardziej oddalałeś się od reszty Jeźdźców tym więcej wątpliwości budziło się w twoim sercu. Zdecydowałeś się towarzyszyć jednej, ignorując resztę Jeźdźców. Takich wyborów nie podejmują dobrzy wodzowie, lecz dobrzy przyjaciele owszem. Pytanie, czego oczekiwały Potęgi od ciebie? Że staniesz się dobrym wodzem misji czy dobrym przyjacielem tej, która głośno wyraziła wątpliwość w czystość intencji Potęg. Oczywiście, kiedy wypowiadała swe słowa, mówiła je z szacunkiem i miłością do ich mocy, lecz mimo to cień wątpliwości zakradał się w twoje serce im bardziej oddalałeś się od reszty. Jednak w pewnym momencie było za późno, by zawrócić. Wiedziałeś, ze raz obranej ścieżki nie da się ot tak po prosty porzucić.

Sznur ocalonych poruszał się dość wolno i zmuszeni byliście dotrzymać im tempa. Zarówno Shorsha i Ushak milczeli. Najwyraźniej widzieli rozterki wami targające. Lub szanowali wasze milczenie.

Obok was jechał Vuccovar. Jego piaskowy tygrys zrównał się z białym wilkiem Jewy. Jeździec Trygarran zerkał na Jewę z tajemniczym uśmiechem na wargach. Jego lekko skośne, dość dziwne oczy, zdawały się widzieć więcej, niż wzrok kogokolwiek innego.

- Trudno rozsupłać węzły na rzemieniach splecionych przez Potęgi, Jewo z Lodu – powiedział niespodziewanie.

W jakiś pokrętny sposób zrozumiałaś, co miał na myśli. Każdy wybór i tak będzie wolą Potęg. Chyba to miał na myśli.

* * *

Do osady „Koniarzy” dotarliście prawie w południe. Położona nad brzegiem rzeki w sporej kotlinie boleśnie przypominała wasz klanowy obóz.

Skórzane, stożkowate namioty, czujni wartownicy pomalowani – jak szybko zauważyliście– w wojenne barwy. I one! Wspaniałe, potężne, szlachetne rumaki, z których słynęły klany Zawarty. Nie było lepszych wierzchowców, niż te, które ułożyli treserzy „koniarzy”.



Wasze pojawienie się przywitały radosne okrzyki, które szybko przerodziły się w szaleńcze wiwaty. Mieszkańcy osady wybiegali i chwytali w ramiona uprowadzonych współplemieńców. Nikt nie wstydził się łez.

Shorsha stanęła w strzemionach i rozpostarła ramiona na boki uciszając tym gestem zgromadzonych wokół ludzi. Wiwaty wygasły, jak palenisko nad ranem.

- Powitajmy w naszej osadzie gości: Jewę z Lodu z plemienia Wallawarów, Aimego Kamienia na Dnie Rzeki z plemienia Wallawarów i Vuccovara z plemienia Trygarran. To dzięki tej trójce i dzięki pięciorgu innych Jeźdźców Wallawarów nasi bliscy mogli wrócić cało do swoich namiotów. Jesteśmy im winni chwałę i krew!

- Chwałę i krew! – ryknęli jednym głosem członkowie klanu wznosząc nad głową broń – łuki, włócznie i kiścienie.

Ten okrzyk był niczym grom. Poczuliście, jak wasze ciała zadrżały, .wstrząśnięte dreszczem przyjemności.

I wtedy ty, Jewo, ujrzałaś kogoś trzymającego się nieco z boku. Między namiotami.
Jasne włosy. Blada jak mleko twarz. Jakbyś patrzyła w odbicie w wodzie. Oczywiście były różnice. Ale ta młoda kobieta mogła być twoją siostrą. Serce zabiło ci mocniej na jej widok.



Chwilę później ujrzałaś jednak, że dziewczyna ma stopy przywiązane do totemicznego słupa a ręce najwyraźniej oplecione rzemieniem. Tak nie traktuje się nawet niewolników na Stepie. Odebranie komuś wolności jest ostatecznością! Cokolwiek zrobiła białowłosa, musiała dokonać naprawdę strasznego czynu.

- Odświeżcie się, Jewo z Lodu, Aime Kamieniu na Dnie Rzeki oraz ty Vucovarrze z Trygarran – powiedziała Shorsha. – Zapewne będziecie chcieli porozmawiać z naszymi szamanami. Przywódca naszego kręgu – Zajuh „Ciężki Wzrok” chętnie się z wami spotka.

- O zachodzie słońca przewidzieliśmy ucztę na waszą cześć – dodał Ushak Kudłata Żaba. – Obrazą byłoby jej opuszczenie.


---------------------------------------------------------------------

P.S.


To już w zasadzie wszystko co mamy poza moim postem kończącym straconą kolejkę.

Myślę, że możemy ją odtworzyć. Czekam na Wasze posty.

Szczególne podziękowania za nieprzespaną noc dla Ravanesh - za to że tyle naszych postów odzyskała z netu i dla hiji, która ostro pomogła w przywracaniu sesji do życia.

Myślę, że możemy działać - mimo utraconych grafik.
 
Armiel jest offline