Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-08-2010, 12:39   #20
Tom Atos
 
Tom Atos's Avatar
 
Reputacja: 1 Tom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputację
Adela i owszem miała ochotę na więcej. Korzystając z całych swych niemałych talentów Bernardine zdołał w niej obudzić uśpioną przez nudę małżeńskiego łoża bestię. Lecz kobieta bynajmniej nie miała ochoty już dłużej na nudną pozycję misjonarską. Podążając za jej wskazówkami markiz usiadł na sofie, a Adela wypinając swą wciąż niezaspokojoną pupę na Bernardinie. Pozycja ta wymagała znacznego przyrodzenia, ale Bernardine radził sobie świetnie. Tak świetnie że markiza de la Borde mruczała z rozkoszy podążając ku szczytowi zadowolenia i gdy wydawane przez nią dźwięki zaczęły przechodzić w chrapliwe jęki do pokoju wszedł jej małżonek.
Armand przystanął przez chwilę w drzwiach przyglądając się scenie ujeżdżania własnej żony przez Bernardina. Wzrok obu mężczyzn skrzyżował się i … Armand uniósł obie dłonie cicho w nie klaszcząc, po czym wycofał się z pokoju. Adela pochłonięta własnymi doznaniami, chyba niczego nie dostrzegła.

Świadkami całej sceny był jeszcze ktoś inny, o czym Bernardine nie wiedział. Solange gdy ku jej i Charlotty rozczarowaniu Emmanuelle została zabrana z pokoju myśliwskiego przeprowadziła dziewczynę sekretnym przejściem ku komnacie matki. Obie przez malutki wizjer na zmianę podglądały du Châteleta i Adelę, a Solange nie mogła się powstrzymać od chichotu.

Obawy majora de Bernières po części się potwierdziły. Bowiem markiz de la Borde nie przysłał sługi z wiadomością. Nie przysłał, bo pojawił się sam. Jak się okazało przesłuchanie przyniosło efekt w postaci wiadomości o lokalizacji kryjówki bandytów. Znajdować się ona miała w nic nie mówiącej Claude’owi pieczarze Benedykta. Armand również zaprosił majora na obławę nazajutrz. Wedle słów markiza de Bernières miał przejąć dowodzenie nad jednym z oddziałów. Markiz najwyraźniej zauważył niechęć Claude’a, gdyż pod koniec rozmowy dodał :
- Nalegam, by Pan objął komendę nad tym oddziałem. Brakuje mi doświadczonych ludzi, a de Sade jest odważny, ale zbyt młody by dowodzić. Syna wolę mieć przy sobie, a jeśli chodzi o markiza du Châtelet … Cóż obaj zdajemy sobie sprawę, że jego zdolności są innego rodzaju. – zauważył z nutką ironii w głosie.

Podobne zaproszenie otrzymała również markiza d'Ambly, gdy Armand przyszedł złożyć jej uszanowanie wieczorem. Przy karafce wina, gdy oboje wspominali wspólnych znajomych Armand ucałował dłoń Margo i powiedział :
- Chciałbym Cię prosić o odrobinę poświęcenia. Niestety wiąże się to z koniecznością wczesnego wstawania. Jutro o świcie wyruszymy do pieczary Benedykta. Musze się pozbyć z mojej ziemi tych łotrów. Takie polowanie to rozrywka jedyna w swoim rodzaju. Postaram się zrekompensować Ci niedogodności wczesnego wstawania. – kusił zbliżając swe usta do jej ucha.

Tegoż wieczoru, co mogłoby się wydawać trochę dziwne zaproszenie na obławę nazajutrz otrzymał również markiz du Châtelet. Przyniósł mu je młody Antoine i pół żartem, pół serio dodał, że markiz de la Borde nie przyjmie odmowy.

Gdy tylko blady świt zaróżowił niebo na wschodzie na dziedzińcu zamku zaczął się niezwykły ruch ludzi, koni i psów. Wszyscy szykowali się do obławy. Zaproszeni zaś goście po wczesnym, ale pożywnym śniadaniu dosiedli dostarczonych im wierzchowców i gdy cała kawalkada była gotowa wyruszono ku pobliskim nieprzebytym lasom. Wkrótce słońce skryło się za całunem chmur i zaczął prószyć śnieg. Przejeżdżając przez ciche, uśpione zimowym bezruchem knieje markiz de la Borde ustalał ostatnie posunięcia. Podległych mu ludzi podzielił na dwa oddziały. Jeden pod jego dowództwem miał zaatakować od czoła, podczas gdy drugi w sile dwudziestu ludzi miał zająć pozycję u tylnego wylotu pieczary. W drugim oddziale miał znaleźć się de Sade i du Châtelet.
Głos markiza był zimny jak stal:
- W tej wyprawie nie bierzemy jeńców. Proszę zabić każdego, kto będzie uciekał z pieczary.
Spojrzał prosto w oczy ludzi z oddziału.
- Każdego. – powtórzył z okrutnym, bezwzględnym naciskiem.
W pewnej chwili gdy już zbliżali się do pieczar psy zostały odesłane do tyłu, a oddział dwudziestu korzystając z przewodnika zakradł się cicho na swoje pozycje przy tylnym wylocie jaskini.
Tymczasem oddział markiza de la Borde posunął się do przodu. Padający coraz gęstszy śnieg tłumił odgłosy marszu na szczęście dla atakujących.
Przy wejściu do jaskini siedziały dwie skulone sylwetki. Śnieg już nieco je oprószył. Armand który najwyraźniej był w swoim żywiole nakazał gestem dłoni, by jego ludzie się zatrzymali.
- Antoine. – mruknął do syna – Bierzesz tego z lewej.
Wskazał dłonią unosząc do oka karabin i naciągając kurek zamka.
- Lubię zapach prochu o świcie. – zdążył jeszcze powiedzieć, gdy podwójny huk wystrzału rozdarł mroźne powietrze.
Na szczęście proch nie zamókł i w jednej chwili obaj strażnicy przewrócili się na ziemię. Ludzie markiza z krzykiem dla dodania sobie animuszu ruszyli do ataku. Dopiero gdy wszyscy zniknęli w jaskini markiz skłaniając się przed Margo gestem iście pańskim zaprosił ją do środka.
Wnętrze z początku było wąskie i dość ciemne. Wkrótce jednak rozszerzało się w dużą pieczarę rozświetlaną przez znajdujące się na ścianie łuczywa, oraz spore ognisko pośrodku. W tle rzucanych na ściany migotliwych cieni rozgrywało się prawdziwe pandemonium. Ludzie markiza z dobytymi z pochew szablami dokonywali prawdziwej masakry kompletnie zaskoczonych i niczego się nie spodziewających bandytów. Z tego co Margo mogła się zorientować w środku było zaledwie kilku mężczyzn sprawnych do walki, którzy to zostali wyeliminowani nim zdążyła wejść do pieczary Większość to byli starcy, kobiety i dzieci. Na jej oczach jeden z ludzi markiza przebił szablą kobietę niosącą może dwuletniego chłopczyka. Chłopczyk upadł na ziemie przy nogach markizy d’Ambly i zaniósł się płaczem. Na szyi miał roztrzaskany medalion, w którym Margo zauważyła miniaturowe portrety. Markiza nachyliła się zaciekawiona, by ujrzeć podobizny Pierra i Emmanuelle. W tym momencie zza pleców usłyszała cienki dziecięcy głosik. Odwróciła się.
- Zostaw go ! – powiedziała mała sięgająca jej ledwie do pasa jasnowłosa dziewuszka. Dziewuszka z paskudnie wyglądającym krzywym nożem.
Nie czekając na reakcję Margo dziecko zaatakowało, a w jego oczach lśniły łzy.

Markiz de la Borde spełnił obietnicę o wyjątkowym polowaniu . Jego ludzie dokonywali rzezi nie patrząc na wiek i płeć ofiar. Ci którzy podczas ataku byli w tylnej części pieczary rzucili się do ucieczki przez tylne wyjście. Zbieranina niedobitków biegła w panice na oślep potykając się i przewracając, byle jak najdalej od miejsca kaźni. Nie uszli daleko zatrzymał ich widok wycelowanych luf drugiego oddziału. Co przytomniejsi rzucili się w bok, by zejść z linii strzału, ale czyż starcy i kobiety z dziećmi na ręku mogły uciec daleko ? Ich los zdawał się przesądzony.

Wszystko to jednak działo się daleko od zamku. Tak daleko, że żaden odgłos walki nie dochodził do salonu muzycznego rodziny Brulart, gdzie Solange wraz z Charlottą oddawały się muzykowaniu. Jedna z nich grała na klawesynie, podczas gdy druga śpiewała swym pięknym dziewczęcym głosem. Wtedy to właśnie lokaj zaanonsował kapelana Jacquesa Lemansa.
Młody ksiądz czerwieniąc się jak piwonia przywitał się skinięciem głowy nie odważając się usiąść. Inicjatywę zatem przejęła Solange. Chwyciła Lottę za dłoń i razem usiadły na kanapie.
- Wielebny ojcze. Proszę usiąść między nami.
Uśmiechnęła się uroczo poklepując materiał siedzenia.
Mężczyzna odchrząknął w kułak, jednak spełnił prośbę. Kanapa byłą dość wąska i siedząc pośrodku kapłan czuł, iż dwie młode dziewczyny są zdecydowanie zbyt blisko.
- Ojcze poprosiłam Cię tu w kwestiach wiary. – Solange spojrzała na Lemansa wzrokiem tak pełnym niewinności, że aż zaskoczyła Lottę.
- Znalazłyśmy w biblii historię, której nie rozumiemy, czy mógłbyś nam ją objaśnić ojcze ?
- Jakaż to historia panienko Solange. –
spytał wiercąc się w bezskutecznej próbie odsunięcia się od dziewczyn.
- Chodzi o przypowieść o Zuzannie i starcach, ale nie tylko Charlotta znalazła jeszcze inną. Prawda Lotti ? – Solange spytała z niewinną minką.
 
Tom Atos jest offline