Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-08-2010, 14:12   #2
Ghash
 
Ghash's Avatar
 
Reputacja: 1 Ghash ma w sobie cośGhash ma w sobie cośGhash ma w sobie cośGhash ma w sobie cośGhash ma w sobie cośGhash ma w sobie cośGhash ma w sobie cośGhash ma w sobie cośGhash ma w sobie cośGhash ma w sobie cośGhash ma w sobie coś
O tej porze dnia i roku można ją było spotkać jedynie w ogrodach. Przechadzała się wysypanymi pokruszonym marmurem alejkami, pomiędzy drzewami, w którym pachniało lawendą. W domowej sukni i z włosami upiętymi starannie, ale nie pedantycznie, czytała, sama sobie na głos, by wciąż mieć pewność, że głos się nie łamie i nie brakuje oddechu. Zatrzymała się na chwilę i poprawiła kosmyk jasnych włosów. Zawróciła i czytała dalej. Było tak spokojnie tego popołudnia późnej jesieni. A to miejsce było jej małą enklawą czasów, które nigdy nie powrócą. Mało komu wybaczyłaby wtargnięcie w tą przestrzeń akurat teraz.
Nie westchnęła nawet, gdy kątem oka zobaczyła stojącego z boku alejki mężczyznę. Nie zatrzymała się, ale zaznaczyła miejsce, gdzie skończyła czytać, zamknęła książkę i ruchem dłoni pozwoliła do siebie dołączyć. Dopiero, gdy mężczyzna zrównał się z hrabiną można było dostrzec jak są do siebie podobni. Oboje odziedziczyli łagodne rysy twarzy po matce, chociaż ona miała nieco drobniejszy nos, a on ciemniejsze włosy, lecz oboje patrzyli na świat szaroniebieskimi oczami. Mało osób podejrzewało, że hrabina jest starsza od brata. Potrafiła o siebie zadbać, a doryjskie niebo widocznie służyło urodzie.
- Pani siostro – odezwał się matrańczyk. – Nie przeszkadzałbym, gdybym nie uznał, że sprawa jest, może nie pilna, ale interesująca.
Podał hrabinie kopertę oraz nożyk, ta skinęła głową i otworzyła list, zaczęła czytać, więc zwolnił nieco tempo, by być kilka kroków za siostrą.
Dopiero po dłuższej chwili przystanęła i odwróciła się, widział jak starannie chowa z powrotem wiadomość. Przeszła obok brata i skinęła dłonią, by do niej dołączył. Szła dalej ze wzrokiem wbitym przed siebie. Musiała przyznać, że treść, jak i to od kogo go otrzymała, zaskoczyło ją i zaniepokoiło. Kim był hrabia wiedział każdy, ale czego oczekiwał? Po co miałby wyciągać ją, jak starą suknie ze skrzyni.
- Będę miała do ciebie kilka próśb Veanerysie – mówiła powoli i spokojnie, leniwie wręcz.
A jeżeli właśnie wiek był tutaj kluczowy, jeżeli jakaś sprawa, szczegół z dawnych lat, nagle stał się istotny? Zdarzenie, osoba?
- Przekaż proszę Shiriji, żeby udała się do Toskaru – kontynuowała skręcając w boczną alejkę.
Ale przecież w Cynazji nie brakuje osób lepiej od niej zorientowanych i lepiej pamiętających tamte czasy. Ona sama było tam jeszcze przed ślubem, krótko. Ot żeby nabrać ogłady, a później z Cynazją utrzymywała raczej bierny kontakt.
- Niech uda się do szanownego Kolera i omówi z nim krój sukni dla mnie na cynazyjski bal.
Jej zaplecze już dawno przeniosło się do Kordu i Dorii. Może zatem chodziło właśnie o brak powiązań? Rola bezstronnego świadka i arbitra?
- Przekaż jej, że moim kotylionem jest biały motyl i na balu obowiązuje maska.
Jeżeli tak, to w czyim konflikcie? Hrabia wysyłał zaproszenia, ale przecież bez zgody i błogosławieństwa Anny Santezu niewiele by zdziałał, skoro to właśnie ona pociąga za wszystkie sznurki.
- Powiedz jej, że ma dziewięćset kordinów i pięć dni.
Pozostawało jeszcze pytanie, czy była jedyną taką osobą? Jeżeli nie, to według jakiego klucza, byli dobierani pozostali.
- Przygotuj również dokumenty na zastaw o wartości pięciuset kordinów.
Oraz kto ją polecił? Ktoś z Matry? Raczej mało prawdopodobne, skoro od kilku miesięcy nie otrzymała żadnej wiadomości, a przecież zostałaby poinformowana, a raczej poinstruowana.
- Prosiłabym również byś sprowadził malarza, o ile dobrze pamiętam to Vigo Leren jest fachowcem – zrobiła krótką pauzę, ale nie czekała na odpowiedź Veanerysa, on dobrze wiedział, że jej nie oczekiwała. – Trzeba odświeżyć powóz.
Zatem był to ktoś z zewnątrz. Zastanawiała się nad kilkoma nazwiskami, ale nadal były to domysły, a w tych nie warto się gubić. Zatrzymała się i odwróciła się do brata.
- W razie jakikolwiek problemów, czy pytań, nie bój się mi przeszkadzać.
Veanerys skinął głową i o nic nie zapytał. W końcu kiedy matranka kazała, matrańczyk mógł jedynie słuchać.

Jeszcze tego samego dnia napisała list do hrabiego.

J. W. hr. Artur Berlay
Kindle, Aleja Róż 14



Jaśnie Wielmożny Panie,
List Twój i to niezwykłe zaproszenie wprawiły mnie w niemałe zakłopotanie, jak również sprawiły radość. Widać jest w Dominium ktoś, kto mnie ciepło wspomina. Jednakże powód wybrania mojej osoby pozostaje dla mnie, mimo starań, wciąż nieodgadniony. Szczęśliwie minęły dla mnie czasy, gdy ciekawość nie pozwala zmrużyć oczu, tak więc z pytaniami poczekam do trzeciego tańca.
Słusznie Panie zauważyłeś, że czasu mi nie starczy, w tym nawale spraw, które przyszły wraz z Twoim prezentem, by spotkać się wcześniej. Nie mam też zamiaru odrywać Cię Panie od spraw najpewniej ważniejszych. Ośmielam się jedynie prosić o radę. Sporo czasu minęło, od kiedy ostatni raz gościłam w stolicy kultury i nauki, wiele mogło się zmienić. Czy zajazd „Pod Złotą Brzozą” wciąż słynie ze swojego spokoju, czy w ogóle istnieje? Gdybym była młodsza pewnie nie zastanawiając się rzuciła się wir szaleńczej przygody, jednakże teraz wolałabym wiedzieć, dokąd skierować swoje kroki.
Liczę niezmiernie na Twoją Panie opinię i pomoc.

Z wyrazami szacunku
Hrabina Feresa Sherazai z domu Denery
dwór Denery pod Toskarem


Otrzymała grzeczną odpowiedź o zarezerwowaniu pokoju „Pod Złotą Brzozą”, na nic więcej nie liczyła, ale przynajmniej kolejny problem z głowy. Zastanawiała się tylko, czy kwota, jąką postanowiła przeznaczyć na suknie nie była przypadkiem za mała. W końcu miał być to bal u królowej w Cynazji, z drugiej jednak strony ufała Shiriji. Ta dziewczyna potrafiła naprawdę zdziałać cuda, jeżeli chodzi o kreacje. Dlatego nawet nie zapytała o jej pomysły, cierpliwie czekała. Już pierwsze przymiarki sprawiły, że Shirija została nagrodzona uśmiechem i aprobującym skinięciem głowy, co ucieszyło ją niezmiernie. Jednakże dopiero oklaski hrabiny po tym, jak zobaczyła maskę balową, sprawiły że dziewczyna spłoniła się z wdzięczności.
Nie olśni wszystkich, ale na pewno nie będzie miała się czego wstydzić.

*******
W Cynazji można się było czuć wiecznie młodym, wiecznie pragnącym brać udział w największych wydarzeniach. Nowa kreacja, nowa plotka były takie cenne. Ulotny ten kraj i dzięki temu taki pociągający. Tutaj nic nie mogło się zdarzyć dwa razy. Czuła się trochę nie na miejscu. Jak za mała i za chuda świeca w wielkim świeczniku, co nie oznacza, że miała zamiar się chociażby przechylić. Możliwe, że dano jej drugą szansę na odzyskanie dumy i godności, na odzyskanie siebie. Nie miała zamiaru z tego rezygnować.

********
Do pałacu przybyła na kilka minut po tym jak zegar wybił dwudziestą, jej wejście niewielu zainteresowało, bo i dlaczego miałoby tak być? Nie była tutaj znana, a może właśnie dlatego kilka głów odwróciło się z zaciekawieniem i patrzyło jak spokojnie schodzi po schodach, a może była to zasługa sukni, niebieskiej, fularowej z białym ornamentem i srebrnymi obszyciami.

A może kotylionu – motyla z białej żorżety, który przysłaniał czoło i policzki, odejmował lat i czynił skórę jeszcze bledszą. Może kilka kobiet zwróciło uwagę na niemalże brak biżuterii? Ot srebrny grzebień wpięty we włosy, w uszach zaledwie drobne perły i na szyi łańcuszek z jeszcze jedną. Jeszcze na masce kilka błękitnych kamieni. Hrabina nie potrzebowała błyskotek, bo jak mawiał jej małżonek, sama była diamentem.
 

Ostatnio edytowane przez Ghash : 05-04-2011 o 16:59.
Ghash jest offline