Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-08-2010, 14:34   #273
woltron
 
woltron's Avatar
 
Reputacja: 1 woltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumny
Vantro

Powrót do Podkosów wprawił Kalela w zmieszanie. Nie spodziewał się takiej nieprzyjaznej atmosfery, szczególnie po tym, że przecież wypełnili zleconą misję. Nawet pojawił się u niego żal, że dał się na nią namówić, tym bardziej że wiele nie oferowali. "Cóż jeśli tak oni to widzą, to i ja nie muszę się przejmować. Udało mu się powściągnąć swoją złość tak, żeby jej nie okazać, lecz w spokoju i zadumie przebrnął ceremonię pogrzebową. Rozruszał się dopiero na stypie. Nie było za bogato, lecz i tak zaraz po podróży nawet niewyszukane dania sprawiły dużą przyjemność.

Bardka korzystała z tego że zachowanie Kalela odwróciło uwagę innych od niej i rozglądała się z uwagą wokół. "Chyba go uduszę, tylko muszę jakoś go odciągnąć gdzieś na bok" pomyślała i delikatnie dała chłopakowi kuśkańca w bok. Gdy na nią spojrzał kiwnęła mu głową, aby przesunął się wraz z nią w kąt izby gdzie odbywała się stypa.
- Kalel? O co tutaj chodzi? Z Waszych opowiadań wynikało, że oni będą Wam wdzięczni, a z tego co widzę oni są chyba niezbyt zadowoleni z Waszego powrotu. I co z tą babcią, mówiłeś że się zaprzyjaźniliście, a ta mała twierdzi, że kłamiesz? I kim jest ten wystrojony jegomość co od Maeve pierścień zabrał i mi się tak dziwnie przyglądał?- szepnęła chłopakowi do ucha zasypując go gradem pytań, jak już znaleźli się na uboczu.

- No właśnie nie wiem. Jestem bardzo niemile zaskoczony - odszeptał chłopak - To wygląda tak jakby oni myśleli że to taki tam skok za miedzę. Wszędzie równe trakty i straże a my podróżujemy królewskimi karocami. Im się chyba w głowach poprzewracało. Żebym wiedział to po prostu bym tutaj nie wracał. Nic im nie jesteśmy winni, a wręcz odwrotnie. Po chwili otrząsnął się i odpowiedział na pytanie Sorg - A ten facet to miejscowy zielarz. On nas od początku wrabiał w dziwne sprawy. Zaczynam mieć podejrzenie co do niego.

- Jak wrabiał... Kalel? Sluchaj, może to nie najlepszy pomysł abyśmy tutaj zostawali? Nie podoba mi się to jak on się mi przyglądał. Jakoś dziwnie wpatrywał się w mój tatuaż, aż mnie ciarki przeszły. Miałam wrażenie, że on wie, że nie jestem wysłanniczką Rudej Wiedźmy. Ale skąd mógłby to wiedzieć? Może niepotrzebnie z tym wyskoczyłeś?

- To on wysłał nas do fortecy z drowami i również on zlecił nam sprawę pierścienia. - Kalel powiedział te słowa niemal zgrzytając zębami. - Jeśli Elethienna mu nie powiedziała, to skąd ma niby wiedzieć? Na jasnowidza to on nie wygląda - dodał krzywiąc się na wspomnienie swojego zachowania podczas spotkania z wróżem.

- Wiesz co? Wydaje mi się, że tylko Ty mi powiesz co tu chodzi, dziewczyny nadal kryją przede mną informację, od czasu do czasu im się tylko coś wymknie, tak jakby niechcący. - rozejrzała się po izbie i zobaczyła kilka par oczu wlepionych w nią i chłopaka. - Może pójdziemy oporządzić konie i tam w spokoju pogadamy, jak uważasz?

Kalel widząc zachowanie Sorg przygasił się. - Masz rację. Trzeba ulżyć koniom. Należy im się trochę wypoczynku i uwagi po tej podróży.I tak dobrze że się na nas nie obraziły po pościgu. Po tych słowach wstali i udali się do stajni.

Kiedy tylko weszli do środka dziewczyna ujęła zgrzebło w dłoń drugie wcisnęła w rękę chłopaka. Pociągnęła go w kierunku Skat i Plamki, które stojąc obok siebie ze smakiem przeżuwały siano ze żłoba. Zaczęła przesuwać zgrzebłem po grzbiecie konia i odwracając głowę w stronę Kalela rzekła:
- Gadaj! Coś mi się tu nie podoba, mam dziwne wrażenie jakbyśmy wpadli z deszczu pod rynnę. Czemu twierdzicie, że oni będą Wam wdzięczni za oddanie pierścienia, a teraz znów mówisz, że oni Was w coś wrobili. Powiedz od początku o co tu chodzi. I jak w ogóle się tu znaleźliście, dlaczego w sumie oni Wam powierzyli swój pierścień? Czy nie jesteście tu obcy tak jak i ja?

- Wyglądało to tak, że nam zaufali gdy wróciliśmy po pokonaniu drowów i dowodami że to nie my zabiliśmy kupca Hallusa. - Mówił Kalel przesuwając mocno zgrzebłem po sierści Plamki - Wzięli nas na litość, tak biadolili o swoim nieszczęściu, że w końcu przykro nam się zrobiło. Oczywiście nic nie chcieli zaproponować w zamian, tylko tą, jak jej tam - łaskę u bogów i parę miedziaków. A teraz mają pretensję że nie za bardzo się staraliśmy. - Rozżalony Kalel trochę przesadzał, ale nie mógł się powstrzymać. To zmęczenie w połączeniu z chłodnym przyjęciem w Podkosach tak sprawiało.

- A co z tą babcią? Znałeś ją czy nie ten dzieciak się darł, że kłamiesz? - spytała rzucając podejrzliwe spojrzenie na chłopaka.
Kalel, nieco zmieszany odpowiedział - Ja się chyba pomyliłem. Bo jak poprzednio byłem tutaj, to pewna bardzo miła staruszka przygotowała mi kąpiel i przy okazji sobie bardzo miło pogawędziliśmy. - wolał nie wspominać, że bardzo liczył na kąpiel z kimś innym - I teraz, jak usłyszałem ze to pogrzeb staruszki, to właśnie ona mi stanęła przed oczami. Dopiero przy trumnie okazało się że jednak nie. Głupio wyszło. - Dodał zmartwiony.
- Ech nawet nie wiesz jaka babcia wyciągnęła nogi i wyrywasz się, że się przyjaźnisz. Już lepiej nie prostuj o jaką Ci chodziło, bo Cię jeszcze ze skóry obedrze, że ją chciałeś uśmiercić. Czyli może powiem co z tego wszystkiego zrozumiałam, a Ty powiesz czy tak czy nie ok? - odparła bardka na tłumaczenia chłopaka.
- Tak - odparł Kalel i zamilkł w oczekiwaniu na słowa Sorg.
Dziewczyna przesuwała zgrzebłem po bokach konie i wyliczała po kolei.
- Po pierwsze przyjechaliście tutaj z kupcem, którego ktoś zabił i Was w to wrobiono. Po drugie zmusili Was do udania się do fortecy po pierścień, gdzie walczyliście z drowami i odzyskaliście go. Po trzecie pierścień okazał się bezwartościowy, bo już nie działał, więc obiecali Wam łaskę bogów i parę miedziaków jak go zawieziecie do Rudej Wiedźmy i ona go naprawi, aby bronił ich przed klątwą. Po czwarte kiedy już to zrobiliście nie okazują oni zbyt dużej wdzięczności, a powiedziałabym, że raczej niechęć. Tak? - spytała kończąc swój wywód.

Epimeteus

Chłopak pokiwał z uznaniem głową. - Od razu widać, że bard, wszystko dobrze do kupy zebrałaś. Sama musisz przyznać, że coś tutaj jest nie tak. Ale co? I jak się o tym dowiedzieć? - Pogładził Plamkę po szyi nie przerywają szorowania jej zgrzebłem. Cieszył się że może swoje wątpliwości odkryć przed kimś, kto je zrozumie. - Może pryśniemy? Dopóki mieszkańcy są zajęci pogrzebem? - Zapytał się z wahaniem, świadom jak absurdalna jest jego propozycja. Jeszcze przed chwilą uważał Podkosy za w miarę bezpieczną przystań a teraz chciał czmychnąć stąd gdzie pieprz rośnie - Wiem, wiem... to bez sensu by było. Ale coś warto byłoby zrobić. Ale co?
Dziewczyna spojrzała na Kalela z uwagą i odparła:
- Najlepiej uważać pod nogi aby nie wleźć w inny rodzaj kupy - po czym roześmiała się widząc jak Kalel spuszcza wzrok, aby zobaczyć na czym stoi. - No... jeszcze nie wdepłeś. Wiesz wiać to na razie nie możemy, bo musimy chyba dziewczyny zabrać. Nie pozostaje nam nic innego jak wrócić na tą stypę. - stwierdziła kończąc wyczesywać Skat.
- Dobrze, wracajmy. Ale oczy lepiej mieć dookoła głowy. I uszy. - roześmiał się w końcu Kalel. Odłożył przybory do czyszczenia konia i odruchowo wytarł buty o słomę walającą się na klepisku. Uśmiechnął się do Plamki i pogładził po chrapach. - Fajnie mieć własnego konia - powiedział rozmarzonym głosem. - Nigdy nie sądziłem że kiedykolwiek będę miał. A jednak jest. W mojej rodzinnej wiosce trupem by padli jakby zobaczyli mnie teraz. Dostatnio ubrany i z bronią, na pięknym koniu. - Po chwili jednak westchnął i dodał - Nie sądzę jednak żebym tam wrócił, może kiedyś, jak coś innego mnie tam przypadkiem zaciągnie. Bałbym się pytań o Elenę i innych. I co ja miałbym wtedy odpowiedzieć? Nastrój prysł, tak że na stypę wracali w prawdziwie pogrzebowych nastrojach.

Bardka złapała chłopaka za ramię i dała mu do zrozumienia by stanął jeszcze na chwilkę, po czym zaczęła do niego mówić:
- Kalel przecież Ty chyba ze wsi odszedłeś na długo przed nimi, to kto by Cię o nich pytał? Wiesz... przecież oni sami wybrali taki los dla siebie, Ty też mógłbyś zbójować, a nie robisz tego. To po prostu przypadek, że akurat na nas trafili. Pomyśl co z nami by się stało, gdybyśmy się nie obronili. Przecież i tak prędzej czy później paladyni by ich złapali. Nie pozwolili by im zbójować. To była po prostu kwestia czasu - zakończyła zerkając na niego z lekkim niepokojem. "Cały czas go to męczy. Zdradził swoich starych kompanów/przyjaciół na rzecz nowych. Ciężko się mu z tym pogodzić. Pewnie nadal kocha Elenę, a jak się okazało i on nie był jej obojętny, zapewne wspomina wspólne chwile." Westchnęła i ruszyła powoli w stronę skąd dochodziły odgłosy toczącej się nadal stypy. .
- Echhhh - Kalel tylko machnął ręką bo co miał powiedzieć? Że takie informacje się rozchodzą? Że przy jego szczęściu na pewno wszyscy będą wiedzieli, że to on schwytał swoich ziomków? I że mentalność lepszy swój zbój niż cudzy święty jest bardzo rozpowszechniona w jego stronach? - Mam tylko nadzieję, że nie może już być gorzej - powiedział kończąc rozmowę. Oczywiście okazało się, że jednak może.

Weszli do sali i poszukali dziewcząt. Już mieli się przysiąść jak podszedł do nich Fardan i zaprosił ich do swojej chaty. Bardka idąc obok Kalela szepnęła do niego:
- Wiesz... albo oni się obawiają mnie jako wysłanniczki Rudej Wiedźmy, albo szykują się nam jakieś kłopoty. Może ktoś tu jednak mnie poszukuje. Jak myślisz? Znasz go dłużej... myślisz, że chce Wam mimo wszystko podziękować za pomoc?
- Echh Sorg...- głębokie westchnięcie Kalela połączone ze wzruszeniem ramion jasno dawały do zrozumienia, że chłopak po prostu nie wie. Zwalniając kroku tak, że zostali trochę za Fardanem oraz Tuaą i Maeve spróbował odpowiedzieć na jej pytanie - Też chciałbym to wiedzieć, ale teraz zachowuje się całkiem inaczej niż kiedykolwiek wcześniej - szeptał nachylając się do jej ucha. Chyba nawet zbytnio się nachylając, gdyż jego usta niechcący musnęły spiczaste ucho. Odskoczył jak oparzony, pewien że zaraz oberwie patelnią.
Sorg zerknęła na Kalela lekko zmieszana "Zrobił to specjalnie, czy raczej niechcący? Pewnie niechcący, ale czemu odskakuję jakbym go miała za chwilę czymś walnąć? Ech chyba jestem zmęczona i przewrażliwiona, pewnie ma dość moich pytań i dlatego się odsunął." Jednak lekki niepokój spowodował że przysunęła się do chłopaka i mu odszepnęła:
- Niepokoi mnie to jak on mi się przyglądał. Po tym jak mnie ścigają, mam wrażenie, że wszędzie czai się niebezpieczeństwo. Może on też ma nakazane wysłania informacji jak pojawi się we wsi bardka z gwiazdą na twarzy.Zaraz się zresztą o tym przekonamy.

Kalel odetchnął, tym razem mu się upiekło. Sorg była świetnym kompanem ale czasami nieobliczalnym jeśli chodzi o nerwowe reakcje. Powstrzymał się od potarcia dłonią zaskakująco palących ust, zastanawiając się co może oznaczać to odczucie. - Co się tak gapisz? - zapytała bardka zadziornie, odwracając się w jego stronę. W tym momencie ujrzał gwiazdkę i jak zawsze poniewczasie przypomniał sobie o tatuażu Sorg. Malunek na jej policzku już tak bardzo mu się z nią kojarzył, że po prostu zapomniał, że należy go ukryć. - Ehhh - ponownie westchnął - zapomnieliśmy o czymś Sorg - powiedział wymownie spoglądając na tatuaż.
- O czym zapomnieliśmy? - spytał dziewczyna. Czując jednak wzrok Kalela przesuwający się po jej twarzy, wiedziała już jaką za chwilę usłyszy odpowiedź.
Nie chcąc nic już mówić po prostu uniósł dłoń i palcami musnął gwiazdkę. - O tym.
Sorg poczuła jak po policzku rozchodzi jej się fala ciepła od miejsca gdzie przez chwilę dotykały ją palce chłopaka. Zmieszała się i odchrząkując odparła:
- A jak mieliśmy go ukryć? Chyba tylko zabandażowanie mi twarzy by pomogło? Wyobrażasz sobie ich miny na widok tak zabandażowanej półelfki? Nie pozostaje nam nic innego chyba jak tylko poczekać co powie ten Wasz zielarz i mag.
- No już na to za późno nawet na zabandażowanie. Ale teraz myślę, że nawet zamazanie tej gwiazdki tak żeby na kropkę wyglądała byłoby lepszym rozwiązaniem niż pozostawienie jej tak jak jest. Teraz tak jak powiedziałaś - możemy tylko poczekać na to co powie Fardan. Więcej już nie rozmawiali, tylko przyśpieszyli kroku by dogonić pozostałych.
Zaraz po przekroczeniu progu chatki Fardana, ton obrócił się do nich i gniewnym głosem powiedział: Złamaliście dane słowo. Szukali was. Gdzie paladyn?

Lynka

Wjeżdżając do miasta Tua była zaniepokojona. Nie wiadomo było jak mieszkańcy przyjmą Sorg, a to ją martwiło. Bała się, czy nie przepędzą ich za zdradę tajemnicy i przyprowadzenie do wsi poszukiwanej dziewczyny. Tylko pogrzeb nie potęgował jej zmartwienia. Była świadoma, że to Mozę jeszcze bardziej utrudnić im dogadanie się z Podkosianami, ale nie przejmowała się tym zbytnio. I tak są w bardzo trudnej sytuacji, więc zwykły pogrzeb w sumie nie robi im aż tak wielkiej różnicy. Chyba, ze był to pogrzeb kogoś bardziej poważającego w wiosce, ale i tak najpierw muszą dotrzeć na miejsce. Dopiero wtedy się wszystkiego dowiedzą.

Młoda czarodziejka chciała dotrzeć wreszcie na miejsce. Była zmęczona ucieczką i pragnęła jak najszybciej załatwić tą sprawę i w końcu odpocząć. Dodatkowo aura ją przygnębiała. Czuła zbliżającą się ciężkimi krokami zimę. Jakoś nigdy nie lubiła tej pory roku. W domu nigdy było na tyle ciepło by ją zadowolić. Musiała też więcej czasu spędzać w domu, z matką. A ta zwłaszcza zimą często zawracała jej głowę zupełnie nieinteresującymi Tuę sprawami, próbując wybić swojej córce z głowy „niemądre” i „niepraktyczne” mrzonki o magii, podróżowaniu i przygodach.

Ale znajome widoki okolic Podkosów przywodziły też oczywiście wspomnienia z ich poprzednich wizyt w tej wiosce. Te były mieszane. Na początku złość za wrobienie jej w morderstwo, niepewność, gdy wysłano ich na misję do Zapomnianej Fortecy, triumfalny powrót i wyjazd z kolejną misją. To tu, tak naprawdę zaczęły się jej przygody, to tu poznała swoich przyjaciół. Z pozoru zwykła, a jednak przeklęta wioska, która stworzyła ich grupę. Grupę przyjaciół.

Mimo iż w drodze do wsi Tua próbowała przekonać Kalela i Sorg, by lepiej nie kłamali z tą „wysłanniczką Elethieny” to jednak najwyraźniej jej argumenty do nich nie trafiły, bo chłopak oczywiście od samego wjazdu do wsi zaczął strzelać gafami i nietaktami raz po raz, niemal tak szybko, jak Lidia wypuszczała ze swego łuku strzały. Tua, tak jak i Meave, próbowała jakoś dyskretnie i po cichu przystopować chłopaka, ale ten, albo ich nie zauważał, albo najzwyczajniej w świecie ignorował. Czarodziejka czuła się nieco zirytowana i zawstydzona zachowaniem Kalela. Przecież wszystko co powie będzie przypisywane nie tylko do niego, ale do całej ich grupy, a ona wolałaby nie być kojarzona z takimi gafami.

Mimo, iż Tua spodziewała się zaproszenia na stypę, to przyjęła go z pewnym zawstydzeniem. Nie dość, że Kalel zachowywał się tak jak się zachowywał, to jeszcze nie znali tej kobiety, a ludzie mimo wszystko chyba nieco obwiniali ich za jej śmierć. Dlatego ze ściśniętym żołądkiem siedziała tam cicho, zdawkowanie odpowiadając zaczepiającym ją wieśniakom i niewiele jadła.

Wołanie Fardana jej nie zdziwiło. Czekała na nie. Chciała wyjaśnić do końca tą sytuację i upewnić się, czy znajdą tu schronienie dla siebie i przede wszystkim dla Sorg.

Callisto

Podkosy były coraz bliżej i bliżej. Z daleka było już widać pierwsze chaty. Meave trochę się obawiała, czy na pewno nikt tam nie czeka na Sorg… W końcu nic nie wiedzieli o tym nakazie aresztowania. Dotyczył on tylko tego miasta, a może całego okręgu? Rudowłosa bardzo chciała wierzyć, że ten nakaz obejmuje tylko Uran, ale wydawało jej się to mało prawdopodobne. W końcu łatwiej było złapać poszukiwanego, gdy zaprzęgało się do tego więcej niż jedno miasto. Wydawało jej się to logiczne, bo ona sama nie wróciłaby już do miejsca, gdzie próbowano ją aresztować, co oznaczałoby dla miasta straty. Dlatego czuła się trochę nerwowo, gdy wjeżdżali do wsi. Dodać do tego fakt, że tu wszystko się zaczęło i w jej żołądku coś się skręcało. Dręczyło ją przeczucie, że coś jest nie tak, ale nie mogła tego do końca zidentyfikować… Drużyna zapewne pomyślałaby, że ona jest przewrażliwiona, ale Meave wiedziała, nie miała pojęcia jak i skąd, ale wiedziała, że wszystko jest inne…

Gdy wjechali do wioski poczuła to. Nawet pomimo tego, że nie należała do osób specjalnie empatycznych wyczuła, że coś się stało. Mnóstwo smutku, żal… Może nawet złość? Pytanie tylko, co to spowodowało. Nie wątpiła, że niedługo się dowiedzą, jednak ciekawiło ją to. Gdy wjechali bliżej, z rynku dobiegły ich ludzkie głosy. Gdy przyjrzeli się dokładniej swemu otoczeniu dostrzegli nie tylko wszystkie twarze zwrócone w swoją stronę, ale również trumnę. Zaklinaczka przełknęła głośno ślinę. Ktoś zmarł… A gdy ktoś umierał ludzie mieli tendencję do zwalania winy na obcych, a oni byli obcy. Do tego przywlekli ze sobą Sorg… Meave chciała coś powiedzieć, lecz wtedy odezwał się Kalel. Meave kręciła głową dając mu znak by przestał gadać, ale on najwyraźniej nie zrozumiał. Uparty dzieciuch… Na szczęście Sorg uratowała sytuację, albo tak się wydawało. Nie wiedząc czemu magini miała wrażenie, że coś się tu zmieniło… I to nie chodziło tylko o śmierć. Jakby ludzie postrzegali ich inaczej, sama nie była pewna czy pozytywnie.

Gdy Kalel zaczął mówić, Meave ponownie pokręciła głową na znak, żeby zamilczał. Ten chłopak definitywnie nie potrafił dobrać dobrych słów do okazji. A Fardan też nie wyglądał na zachwyconego tym wszystkim. Będzie trzeba z nim porozmawiać, gdy już inni będą czymś zajęci… Gdy poprosił o pierścień, Meave zeszła z konia i podeszła wręczając mu go.

- Proszę. To już koniec waszych cierpień. – Uśmiechnęła się ciepło, spoglądając z czułością na dziewczynkę, która właśnie opłakiwała babcię. I wtedy znów to chłopaczysko się odezwało. Meave widziała dezaprobatę zielarza, lecz zanim ten cokolwiek zdążył powiedzieć zjawiła się przy Kalelu by uderzyć go w tył głowy otwartą dłonią.

- Przymknij się wreszcie. – Syknęła, spoglądając na niego ze złością. Rozumiała, że przebywając ze zbójami nie uczył się manier, ale to już było ponad wszystko…


***


Pogrzeb i stypa nie były jakieś niezwykłe. Meave przykro było, że spóźnili się i nie zdążyli powstrzymać przemiany… Ale z drugiej strony, staruszka i tak by umarła, to było naturalne koło życia. Gdy Fardan wywołał ich ze stypy specjalnie jej to nie zdziwiło. Właściwie nawet ucieszyło, w końcu miała zamiar z nim porozmawiać. Jego ton był oskarżycielski, ale miał do tego pełne prawo.

- Złamaliście dane słowo. Szukali was. Gdzie paladyn? – Odezwał się zakładając ręce na piersi. Meave dała znak pozostałym (zwłaszcza Kalelowi), że ona na razie będzie rozmawiać. Czuła pewien związek z tym człowiekiem, choć nie wiedziała czemu.

- Bardzo nam przykro, że to wszystko wygląda jak wygląda, ale ta droga nie należała do najłatwiejszych dla nas. - Zaczęła dbając o to by jej ton okazywał należny mu szacunek. Nie miała zamiaru go okłamywać. Wiedziała, że i tak nie ma to sensu. - Paladyn i jego towarzyszka zdecydowali się nas opuścić i wyruszyć w swoją stronę. Nie mogliśmy zrobić nic aby ich zatrzymać, nawet gdybyśmy chcieli. To była ich decyzja. Przepraszamy za wszelkie niedogodności związane z przybyciem tu obcej dla was osoby. Przepraszam również za… niezręczność spowodowaną przez towarzysza. Jestem pewna, że nie miał na myśli nic złego. Jego mowa jest po prostu szybsza od jego rozumu.

- To na pewno - mruknął Fardan, mierząc złym wzrokiem Kalela. - Planowaliśmy na wasz powrót wyprawić małe święto, ale w tej sytuacji... ludzie będą drżeć ze strachu przez kolejny dekadzień. Na prawdę pierścień może nadal nie działać? - zwrócił się z obawą do Maeve, pamiętając, że to ona najgoręcej broniła ich sprawy przed Lususem. Potem spojrzał na "wysłanniczkę Elethieny".
- Niestety.... - Zawahała się na chwilę Meave, starając się dokładnie sobie wszystko przypomnieć. - Istnieje taka możliwość. Przeczucie mówi mi jednak, że nie ma czego się obawiać. Nie mogę tego wyjaśnić.. Nie mogę zapewnić, że zadziała, ale ufam, że czar się udał. Uważam, że nie ma się czego obawiać, bo magini wiedziała co robi.

Czując wzrok zielarza na sobie Sorg wtrąciła:

- Ruda Wiedźma nie poleciłaby przecież przywieźć do Was pierścienia,który by nie działał, wszak ona go Wam podarowała a teraz oddała gdy naprawiła zło które zostało mu wyrządzone

- Niby tak.... ale skoro Wy byliście u niej, spotkaliście ją osobiście i nadal macie wątpliwości, co jak my możemy wierzyć... - zasmucił się Fardan, po czym niespodziewanie uderzył pięścią w stół. - Wszystko przez tego przeklętego Margata! Gdyby nie ukradł pierścienia, to teraz nie musielibyśmy drżeć na widok każdego obcego we wsi, nie musielibyśmy kluczyć, kręcić i kłamać... Właśnie - zielarz spowrotem przeniósł surowy wzrok na Sorg. - Byli tu tacy... szukali Sorg z gwiazdą na policzku - ino nie wysłanniczki Elethieny a... bardki - zaakcentował ostatnie słowo.

- Wybacz, panie. To moje wrodzone czarnowidztwo się odezwało. Wolę nie przyjmować niczego za pewnik. - Na twarzy rudowłosej zaklinaczki pojawił się łagodny uśmiech, który nie zniknął nawet gdy Fardan uderzył w stół. Wzdrygnęła się dopiero, gdy usłyszała, że ktoś poszukiwał Sorg. Spojrzała na nią, jakby pytała, czy chce powiedzieć prawdę sama, czy ona ma to zrobić.

Bardka czując na sobie spojrzenie czarodziejki zaczęła się zastanawiać. Już otwierała usta aby powiedzieć jak jest, kiedy przez jej głowę przeleciała myśl. "On zna Maeve, lepiej chyba będzie jak ona opowie". Po czym spojrzała na Maeve starając się dać jej wzrokiem do zrozumienia, że to ona prowadzi rozmowę, więc niech i tym razem ona opowie. "Najwyżej uzupełnię jej wypowiedź, gdy padną pytania do mnie. Mamy jeszcze listy polecające od Elethieny możemy je przecież pokaząc", przekonywała siebie w myślach i czekała co i ile opowie zielarzowi czarodziejka. Meave odczytała spojrzenie Sorg i skinęła głową dając jej znać, że zrozumiała. Spojrzała przy tym z dezaprobatą na Kalela, który przecież okłamał tych ludzi.
- Jak się już zapewne domyśliłeś nasz towarzysz cię okłamał, za co bardzo przepraszam. Jestem pewna, że i on żałuje. Uznał po prostu, że to zabrzmi lepiej. Nie chciał wywoływać popłochu. Fakt, nasza towarzyszka jest bardką, ale można liczyć na jej dyskrecję. Nie należy do tych, co za wszelką cenę szukają sławy, wykorzystując przy tym nieszczęście innych. Ręczę za nią. Owszem, jest poszukiwana, ale to wszystko to nieporozumienie. Widzisz, panie, podróżowała kiedyś z innym bardem i gdy ten wpadł w kłopoty automatycznie uznano ją za współwinną. - Meave spojrzała na Sorg z lekkim uśmiechem. - Jej historia jest dość zawiła, więc najlepiej będzie jak weźmiecie mnie na słowo. Udowodniła nam, że można jej ufać. Wiem, że dla was jest obca, ale uwierzcie mi, ta o to półelfka ma serce większe niż by się wydawało. - Puściła oko do Bardki. - Mamy też listy polecające od Rudej Wiedźmy, jeśli chcesz je zobaczyć. Ani ja, ani Sorg ani moi towarzysze nie mamy przed wami nic do ukrycia. Wy powierzyliście nam swoją tajemnicę, zaufaliście nam. Wiem, że sprowadzanie obcej może wydawać się nadużyciem tegoż zaufania, ale to wszystko jest dużo bardziej skomplikowane.

- Nie chciał wywołać, lecz wywoła. Czasem bezmyślność gorsza jest niż zła wola - westchnął Fardan. - Mnie też wcale nie uspokoiliście. Nie zdajecie sobie sprawy jak to jest... jakie stało się nasze życie od kradzieży pierścienia. Wiecie, że północne wsie i miasta żyją w cieniu orków, które rokrocznie palą, gwałcą i rabują plony, prawda? Im póżniejsza pora tym więcej strachu o swe życie i rodziny...
Bez pierścienia dla nas takim orkiem jest każdy obcy, przybywający do wsi. Wystarczyłoby jedno słowo, a jestem pewny, że Tulip spaliłby naszą wieś do imentu, byle tylko uniknąć problemów związanych z klątwą; a raczej obarczenia za nią winą Hardana Szalonego, a przez to i jego rodziny - w końcu jest jego krewnym. Zresztą - kto chciałby mieć krwiożercze potwory pod nosem? Kto by od nas plony skupił, kto w karczmie zanocował? Dzieci czasami w dzień się zmieniają... Nie zrozumie ten, kto tu nie mieszka - zakończył ze smutkiem, po czym spojrzał na Sorg.
Zaufać... nie pozostawiliście nam wyboru, prawda? - rzekł z goryczą. - I tak pewnie więcej problemów niż drowy, mord kupca i wypytujący o wszystko paladyni na nas nie sprowadzisz, dziecko. Ale trza było prawdę od razu powiedzieć a nie kręcić, kłamstwo zawsze na jaw wyjdzie i jeno szkodę kłamcy koniec końców przyniesie.


- Taka sama wina moja jak i Kalela powinnam powiedzieć, żeby mnie tak nie przedstawiał. Nie sprzeciwiłam się temu więc uznał, że tak będzie najlepiej. Chciał dobrze, nie chciał Was zawieść, pojechali z misją do Elethieny, starali się ją wypełnić jak najszybciej i jak najlepiej. Sprowadziłam na nich kłopoty tym, że się do nich przyłączyłam. Proszę nas tak do końca nie potępiać. Młodzi jesteśmy, na błędach się uczymy, nie raz boleśnie. Niekiedy robimy coś czy mówimy zanim przemyślimy konsekwencje tych działań. Tak samo było i teraz. Jest nam potem przykro, wstydzimy się i pewnie gdyby to było możliwe zrobilibyśmy wszystko aby cofnąć czas i postąpić inaczej. Jednak tego nie da się zrobić. Kalel nie chciał źle chciał mnie chronić, nie chciał abyście pomyśleli, że Was zawiedli. Ostatnio wiele przeszliśmy, napad pod domem Rudej Wiedźmy, napad zbójów, kiedy tu do Was wracaliśmy, mogliśmy stracić życie, więc baliśmy się. Lęk jest złym doradcą... Sami żyjecie w lęku, więc wiecie jak jest... a nam pozostało tylko przeprosić - powiedziała Sorg zerkając z nadzieją na mężczyznę i ściskając Kalela za dłoń chcąc dodać sobie i jemu otuchy.

- Masz rację, dziecko, co się stało to się nie odstanie, sami też pewnie wiele przeszliście - machnął ręką Fardan. - Zrobilibyśmy jednak wszystko, by ochronić nasze domy i rodziny, toteż... ach, zresztą... - wstał i podszedł do jednej z półek, skąd ostrożnie wziął rulon papieru. Wydało wam się, że od ostatniego spotkania znacznie się postarzał, a troski jeszcze bardziej przygięły jego stare plecy. Odwrócił się do Sorg. - Ten list zostawił dla ciebie elfi bard, co tu jakiś czas temu węszył. Nie wierzyłem, że nada się na coś prócz karmy dla moli, ale oto jesteś.

Meave spojrzała zdumiona na Sorg, gdy Fardan podał jej list. Czyżby mieli doczekać wyjaśnienia dziwnej pogoni za towarzyszką?

Bardka spojrzała zdziwiona na mężczyznę.
- List dla mnie od elfa barda? Jak on wyglądał, jak się zwał, dawno tu był? - zaczęła odczuwać niepokój. "Jaki bard? Skąd wiedział, że tu będę? Czemu zostawił dla mnie list? Co w nim może być? Nie dowiem się jak go nie przeczytam." Z niepewnością wyciągnęła dłoń po rulon papieru, który podawał jej zielarz.

- Z miesiąc temu... niedługo po waszym odjeździe. Imienia nie pomnę; dziwny odcień skóry miał - chyba nietutejszy.

- Taki złocisty? - spytała dziewczyna powoli uświadamiając sobie kto mógł dla niej list zostawić.
Rozwinęła rulon papieru, zerknęła na niego i zaczęła czytać. Powoli dobrnęła do końca listu i podpisu "Aesdil". Skończywszy zwinęła papier w rulon.
- To tekst pieśni o poszukiwaniach księżniczki Otilii - zostawił mi go bard,którego poznałam na Srebrnym Jarmarku, - powiedziała na głos czując jak pozostali jej się przyglądają. - dziękuję za przechowanie go, będzie mi bardzo pomocny przy tworzeniu kolejnej ballady.
"To co w liście znajduje się naprawdę powiem im jak zostaniemy sami" - postanowiła bardka, nie będąc pewną jak na te informacje zareagowałby Fardan.
Meave nie wtrącała się w to, co napisane było w liście do Sorg, nie czytała jej też przez ramię. Owszem, miała przeczucie, że kłamie, co do treści (brzmiało to jakoś mało prawdopodobnie, ale z drugiej strony.... co ona wiedziała o bardach), ale zapewne miała dobry powód. A jeśli będzie chciała to się z nimi podzieli.


-Fardanie - odezwała się dotąd milcząca Tua - Powiedz nam proszę, o co wypytywali ci paladyni, o których mówiłeś?
- O wszystko, dziecko... - westchnął starzec. - Jakby wiedzieli o wszystkim co sie tutaj stało (wyjąwszy, dzięki o Gallian, klątwę naszą) i tylko potwierdzić przyjechali. O drowy i Fortecę, o mord kupca waszego i Tulipa, o Wilczy Las i Levelon jakiś, o Margata i Hardana... Gregor taki wściekły był, że jakbyście zaraz wrócili to by was chyba widłami pogonił. Coś mu ten tormita do słuchu powiedział. Zresztą wszyscy nerwowi byli, zwłaszcza o ten mord nieszczęsny, ale minął dekadzień, dwa i nikt nie przybył, to odetchnęlim nieco. Jeno boimy się, że o niepokojach we wsi paladyni Tulipowi doniosą - to ich obowiązek jest, lecz pewnikiem dla nad wyższą dziesięciną się skończy.
Że paladyni to się zapędziłem trochę. Paladyn Torma im przewodził, lecz jedynym boskim rycerzem tam był. Z łuczniczką piękną podróżował, elfem, co list dał, łowcą brodatym i kapłanem Kalekiego Boga - szczęśliwy uśmiech wypłynął na pooraną zmarszczkami twarz. - Powiedział, że nasza Gallian w świecie jest Chaounteą zwana, czczona jako Pani Świata i poważana bardzo. I uprzejmy jaki - zupełnie nie jak szlachetny pan. Wiecie, że nawet ze świątyni na podgrodziu przywiózł nam święte przedmioty, co w ukryciu na lepsze czasy czekały? I się doczekały, w naszej kapliczce będą służyć!
I o Was wszystkich pytali - posmutniał i spojrzał na zebranych. - Znali wasze imiona - nie wiem skąd; wiedzieli też że półelfia bardka z gwiazdą na policzku z wami jedzie. Dlatego się na was wszyscy podejrzliwie popatrują - nibyście drowa-mordercę przywiedli, lecz teraz was paladyni szukają... Zbyt wiele się dzieje jak na nasze proste życie i ciężko to wszystko rozumem objąć.
- A mówili może dlaczego nas szukają? Skąd nasze imiona znają i całą tą historię? Wiedzieli gdzie zmierzamy?
- Nie wspominali chyba... A wy się nie domyślacie? Kto wiedział wszystko o wydarzeniach tutaj? Komuś musieliście się zdradzić. - Fardan powiódł wzrokiem wokoło.

Tua zmieszana spuściła wzrok i zaraz potem rozejrzała się po przyjaciołach. Niezręcznie jej było mówić o złamaniu przez nich tajemnicy:
- Słyszałeś z pewnością o bohaterach z Wheelon. Oni wręczyli nam mapę, dzięki której trafiliśmy do domu Elethieny. Musieliśmy im zdradzić cześć naszej historii. Była to z resztą jakaś rodzina Lidii. Ale poza tym... - Tua zastanowiła się - Lusus składał jakieś raporty, ale nie wiemy co mówił. Choć jestem pewna, ze nic, co mogłoby przywieźć tu taką grupę. No i Rob i Jakob wędrowali z nami do Zapomnianej Fortecy, póki strach ich nie dopadł i nie zwiali, więc oni za wiele o nas nie wiedzieli. Tak poza tym to chyba nikt nie zna nas jako grupy i nie wie o naszych przygodach. Czy zapomniałam o kimś? - zwróciła się z pytaniem do towarzyszy. Nie ma sensu okłamywać Fardana, a skoro mówi już prawdę, niech będzie ona rzetelna.

- Jedynie gdzie nas mogli razem widzieć i usłyszeć nasze imiona to był Srebrny Jarmark. - poparła słowa czarodziejki bardka. Nie chciała wspominać o tym co wyczytała w liście przy zielarzu. "Aesadil z jakiegoś powodu zostawiając list napisał go w elfim sugerując, aby go nie czytać na głos. Sama nie wiem komu możemy zawierzyć. Porozmawiam z nimi jak zostaniemy sami i powiem czego się dowiedziałam", postanowiła zaciskając dłoń na liście od elfa.

- Trzy grupy ludzi... w tym boscy rycerze - Fardan pokręcił z niedowierzaniem głową. - I to według was mało, by was - i nas - wyśledzić? Zresztą znali was po imieniu, więc nie mów, dziecko, że nie znają waszej gromadki; oj, wygląda na to, że znają aż za dobrze.


- Nie wiemy czego możemy się spodziewać po szukających Sorg strażach, a chcemy uniknąć... - Tua zrobiła pauzę szukając odpowiedniego słowa - ...niezasłużonych nieprzyjemności. Wiesz może gdzie jeszcze mogą szukać naszej przyjaciółki?
- Skoro jej szukają, to pewnie wszędzie. - rzekł zielarz - Na północy na pewno, w końcu paladyn pewnie z tamtejszej twierdzy pochodzi; ale z Uran przyjechali i do niego nawrócili, więc pewnie stamtąd wieść przyszła.
- Czyli pojechali na powrót do Uran tak? - spytała Sorg z uwagą przysłuchując się słowom mężczyzny. "Miesiąc temu tu byli,więcej nie wrócili, więc może tutaj będzie najbezpieczniej przeczekać. Przecież kiedyś Sticka złapią wtedy ja już im nie będę potrzebna", zastanawiała się co dalej począć.
- W tamtym kierunku - skinął głową Fardan.
- Dziękujemy za informacje i za zaufanie. A teraz chcielibyśmy trochę odpocząć i naradzić się, co dalej - dodała Meave, kończąc rozmowę.

Sayane

Rozmowa z zielarzem była nieco chaotyczna, jednak uzyskaliście niezbędne informacje, uniknęliście zaś linczu. Na pożegnanie Fardan obdarzył was sporą sakwą z leczniczymi ziołami, puzdrem maści na siniaki oraz kilkoma butelkami nalewki na przeziębienie. Wszystko to wręczył Maeve - jedyny wyraz wdzięczności na jaki było starca stać. Wy zaś zwróciliście mu siodło Płowej - pamiątkę po synu. Koń dawno już powędrował do swego prawowitego właściciela, ku niezmiernej radości jego dzieci, które stęskniły się za zwierzakiem; w końcu był członkiem rodziny. Tua zaś otrzymała ciężki mieszek z pieniędzmi zapłaconymi wcześniej za Płową.

Do karczmy dotarliście z mieszanymi uczuciami, tam jednak spotkała Was miła niespodzianka. Stół zastawiony był mięsiwem, owocami i chlebem, sok i piwo chlupotały w dzbanach; na zmęczonych bohaterów czekała zaś gorąca kąpiel. A wszystko to za darmo! Gard nie krył, że przy tak licznej rodzinie i prowadzonym interesie zdjęcie klątwy ratuje mu życie - dosłownie i w przenośni - toteż dwoił się i troił usługując bohaterom i "wysłanniczce Elethieny". Dzieciarnia szybko zgromadziła się wokół Kalela, domagając się opowieści z kolejnych wojaży, Verna zaś usługiwała przy kąpieli... co prawda pod czujnym okiem babki, ale jednak.

Otoczeni przez tłum ludzi, dopiero w swoich pokojach mieliście okazję porozmawiać o dręczących was problemach. Zmęczenie dawało jednak o sobie znać... poza tym mieliście jeszcze czas - wyglądało na to, że w Podkosach nikt nie ma zamiaru Was ścigać. Przynajmniej na razie. Również okolicę znaliście już na tyle dobrze, że mogliście też zaplanować ewentualne drogi ucieczki. A jeśli nie... wieśniacy zapewne byli przygotowani na różne alternatywy. Tylko czy w obliczu zasianych wątpliwości odnośnie pierścienia będą chcieli pomóc?

Ku Waszemu zdumieniu, na piętrze pojawił się Madrag, zwykle niechętny przebywaniu w miejscach, gdzie mieszkali obcy ludzie, a w Podkosach zwłaszcza. Najpierw podziękował Wam wylewnie za przywiezienie pierścienia i naprawienie jego błędu (Tui zdawało się, że w skołtunioną brodę spłynęło kilka łez), potem ochrzanił Kalela na czym świat stoi za gadanie głupot - w końcu to była ELETHIENA! teleportowała ciała dziewcząt, uratowała im życie, dała potężną broń a on nadal nie ufa w jej zdolności - po czym podziękował raz jeszcze i naskoczył na Tuę, że za mało się uczyła w podróży. Łuk czarów nie zastąpi! - huczał, a wy wiedzieliście, że Madrag znów jest w formie. Zwłaszcza, kiedy z nienacka pojawił się, gdy dziewczęta rozbierały się przed snem.

Noc minęła cicho, sucho, miękko i spokojnie. Od opuszczenia Sielskiego Sioła koszmary dręczące czarodziejki stały się jeszcze mniej wyraźne; czasem dziewczęta wręcz nie pamiętały, że coś im się śniło. Tym razem jednak wszystkim Wam śniły się różne rzeczy - Pyły, wizje z chaty Henryka i Marie, wspomnienia walki z bastorem i wskrzeszenia Lususa, egzekucji drowa, porwania, ucieczki przed mantikorą... Wszystkie zwycięstwa, porażki i problemy przemykały przez Wasze sny, przypominając o tym co było i tym, co czeka na Was w przyszłości. Pościg za Sorg - a wedle słów Fardana i za Wami - był najbardziej palącym problemem, ale i oskarżenie o próbę kradzieży potwora mogło przynieść kłopoty. Najlepiej byłoby udać się na wschodnie bezdroża w stronę Pyłów i przeczekać problemy... szła jednak zima. Choć z drugiej strony - czy planowaliście wracać na nią do swych domów? Na kilka miesięcy pobytu w karczmach również nie było was stać - chyba, że chcieliście przejeść cały zgromadzony przez ostatnie dwa miesiące majątek.

Rano zaś obudziły Was odgłosy zwykłej wiejskiej krzątaniny i porykiwania zwierząt. W Podkosach zaczynał się nowy, zwyczajny dzień.

Vantro

Kiedy towarzysze korzystali z gościnności karczmarza i poszli zażyć cieplej kąpieli bardka została w izbie i rozłożyła rulon papieru jaki jej wręczył zielarz. Zanim zaczęła go czytać przypomniała sobie pierwsze spotkanie ze złocistym bardem. Uśmiechnęła się na wspomnienie jak przepychał się przez karczmę co rusz tłukąc kogoś lutnią i przepraszając za to. Przypomniała sobie jak dał jej potrzymać Kulla, jak wypuściła go na wolności, jak siedzieli potem obserwując jego lot i przekomarzając się ze sobą przyśpiewkami. "Było to tak nie dawno, a mi się wydaję, że upłynęło od tego wiele czasu. Tyle się potem wydarzyło. Spotkałam swoich towarzyszy, spotkałam bohaterów o których pisałam balladę." Wzdrygnęła się na wspomnienie spotkania z mantikorą. "Nawet o to zostaliśmy oskarżeni, że chcieliśmy ją ukraść... ech... a przecież nic wspólnego z jej uwolnieniem nie mieliśmy. Jedyna nasza wina, że nie zgodziliśmy się jej złapać i zwialiśmy zostawiając tych durnych pijaków na jej pastwę." Po chwili wspominała pierwsze wrażenie kiedy to ujrzała dom Rudej Wiedźmy. Jak zostali przyjęci przez jej młodą uczennicę. Przypomniał jej się pseudosmok chowaniec i uśmiechnęła się na wspomnienie jak pochylał on swoją główkę kiedy go głaskała. "Tyle się od tamtej pory wydarzyło". Poczuła jak po plecach przechodzi jej dreszcz na wspomnienie pierwszej w jej życiu walki. "Nie trwała długo, zanim się obejrzałam już było po mnie. Gdyby nie Elethiena nie wiem czy teraz trzymałabym ten list w dłoni." Powoli i w skupieniu przeczytała jeszcze raz co napisał jej Aesdil



Uśmiechnęła się na wspomnienie Kulla, a w myślach już układała odpowiedź na rymowankę barda.

Królik płochy ze mnie, żaden wszak jest przecie
Wędruje ja sobie po pięknym tym świecie
Towarzyszy miłych w Uran ja spotkałam
Wyruszyć w świat z nimi sobie pomyślałam
Przygód moc nas czeka i droga daleka
więc z oczu Twych znikłam bo podróż mnie czeka
Kulla wzrok choć bystry wypatrzyć nie może
bom ja już daleko od Ciebie nieboże
Podążam ja teraz Twoimi śladami
i zgarniam "prezenty" coś dla mnie zostawił
Było tu poczekać, nie włóczysz się z tymi
co szukają bardki - znanej Ci dziewczyny....
"Czym szczęśliwa?" - pytasz...
Sama jeszcze nie wiem
Odpowiem Ci pewnie gdy się o tym dowiem
Teraz muszę zmykać, bo jak sam mi prawisz
to mnie poszukuje każdy Twój towarzysz.
Będę więc omijać i Ciebie z daleka
bo jak mnie ostrzegasz... marny los mnie czeka.


Roześmiała się mimowolnie wyobrażając sobie minę złocistego. "Ciekawe jak mi odpowie na tą rymowankę... Jeżeli kiedyś mu ją powiem..." zmarkotniała i wróciła do analizowania listu. "Dlaczego za mną wyruszył? Potwierdził też to co się domyślałam,szukają mnie za niecne sprawki Sticka. Naraziłam Kalela,Tuaę i Maevę na niebezpieczeństwo. Muszę z nimi porozmawiać, przeczytać im list i chyba będzie dla nich lepiej jak odejdę... Nawet znając ich imiona, nikt nie skojarzy ich ze mną, gdyż szukają bardki z tatuażem na twarzy. Gdy nie będzie z nimi bardki to będą po prostu trójką podróżujących." Zastanawiała się co robić dalej. Zerkając na list i przebiegając po nim wzrokiem raz po raz uświadomiła sobie nagle, że sen, który śnili wszyscy razem. Sen, który ukazywał jej jeźdźców na koniach to pewnie sen o ludziach, o których wspomina w swoim liście Aesadil. Usiadła i spróbowała sobie przypomnieć jak wyglądali jeźdźcy z jej snu. Przymknęła oczy i starała sobie przypomnieć jak najwięcej szczegółów.

Wielkość obrazka została zmieniona. Kliknij ten pasek aby zobaczyć pełny rozmiar. Oryginał ma rozmiar 741x130.

Przypominała sobie powoli twarze widoczne we śnie. "Złocistego znam, jedyna dziewczyna to musi być ta łuczniczka Brtitta. Ten srogo wyglądający mężczyzna jak nic pewnie okaże się, że to paladyn Raydgast,który z nich zatem może być kapłanem, a który tropicielem?" Przez myśli dziewczyny przelatywały obrazy ze snu i próba skojarzenia twarzy z opisem jaki jej zostawił w liście bard. "Któremu z nich mogę zaufać, jak już nas znajdą, jeżeli nas znajdą. Co mi pozostało? Będę uciekać i ukrywać się dopóki nie znajdą Sicka, a jak go nie znajdą w ogóle? Muszę pokazać list reszcie i zapytać co oni o tym sądzą. Idzie zima, nie czas teraz na bezcelowe włóczenie się po okolicy. Jednak do domu też wracać nie mogę, tam na pewno już na mnie ktoś czeka." Podniosła się powoli, zwinęła papier w rulon i wolnym krokiem udała się do izby w której mieli spędzić dzisiejszą noc.
Przechodziła właśnie koło pokoju Kalela, zwolniła kroku, podeszła do drzwi i uniosła dłoń aby zapukać. "Pokażę list najpierw jemu, a potem dziewczętom, niech przeczytają, a jutro najwyżej porozmawiamy o informacjach w nim zawartych", pomyślała. Kostki palców już stykały się z drewnem drzwi kiedy do jej uszu dobiegł ją odgłos z wnętrza pokoju, który powstrzymał jej dłoń przed zastukaniem. Z wnętrza słychać było głos Kalela, plusk wody i zalotny śmiech jednej z córek karczmarza. Sorg cofnęła się gwałtownie od drzwi odwróciła się na pięcie i poszła do pokoju, który zajmowała wraz z czarodziejkami. "Nie będę mu się narzucać... Już i tak pewnie myśli, że przykleiłam się do niego jak rzep". Wsunęła list do swojego bagażu i poszła skorzystać z kąpieli przygotowanej dla niej. "Rano pokaże list, a potem przejdę się po wiosce i popytam o tych, którzy mnie tutaj poszukiwali" postanowiła przymykając oczy w ciepłej wodzie, delektując się jej dotykiem na swojej skórze. "Cokolwiek postanowią dziewczęta i Kalel, po prostu się do tego dostosuje. To musi być ich wybór, nie mogę im niczego narzucać."

Callisto

Meave odetchnęła z ulgą, że udało im się uniknąć linczu. Przez cały czas miała czarne myśli, ale wszystko ułożyło się dobrze. Zielarz wyraźnie się uspokoił. W wyrazie wdzięczności dał im to, co mógł zaoferować. Wręczył to Meave, co z jednej strony ją zaskoczyło, a drugiej ucieszyło. Wreszcie była doceniana. Jak nie wiele było potrzeba by uznać ją… Tak, to rzeczywiście było wysoce satysfakcjonujące uczucie. Uśmiechnęła się z wdzięcznością za okazane zaufanie i wraz z drużyną zwróciła mu siodło Płowej, która wróciła już do prawowitych właścicieli, pamiątki po synu. Meave miała ochotę uściskać starca widząc jego reakcję na to wszystko. Zamiast tego podziękowała tylko grzecznie za dary, stwierdzając, że bardzo to doceniają.
Jadąc do karczmy Meave miała pewne obawy. Jak zostaną potraktowani? Jak to teraz będzie? Czy zostaną przyjęci ciepło, a może będzie wiało chłodem? Na szczęście ta druga opcja okazała się być prawdziwa. Gdy tylko pojawili się w karczmie zostali ciepło ugoszczeni mięsiwem i napojami. W brzuchu magini zaburczało. Oj, na widok takich pyszności człowiek robił się głodny. Gdy jeszcze dosłyszała, że to wszystko za darmo dosłownie rzuciła się na potrawy. Kalel szybko został otoczony przez dzieci, by opowiedział im historię ich wojaży. Maeve uśmiechnęła się ciepło widząc to. Bardzo lubiła dzieci. Czasem rozmyślała jak to będzie mieć je, jak to jest być matką, czy nadałaby się do tego? Myśli te ustąpiły dopiero przy kąpieli, gdy spokojnie mogła się zrelaksować.
Nie miała pojęcia ile czasu upłynęło zanim weszła na piętro i usłyszała jak Madrag coś mówi. Najpierw chyba wygłaszał swoje podziękowania, a potem nakrzyczał na Kalela. Rudowłosa magini cicho zabiła mu brawo, uznała bowiem, że młodzikowi się należało. Owszem, rozumiała, że mógł mieć jakieś wątpliwości, ale nie wygłasza się ich na głos przy ludziach, którzy tyle wycierpieli.
Wzdychając ciężko Magini weszła do pokoju swojego i reszty dziewcząt. Gdy weszła do niego Sorg, spojrzała nad nią spod oka.
- Może teraz powiesz, co naprawdę się kryje za tym listem? – Spytała grzecznie, przebierając się wraz z resztą. Wtedy to pojawił się ich „ulubieniec”, by sobie popatrzeć, tym razem jednak Meave nie dała mu tej satysfakcji i nie zaczęła piszczeć. Nasunęła na siebie szybko swój strój do spania i oparła ręce na biodrach.
- Widzę, że niczego się nie nauczyłeś – zaczęła surowo, by po chwili się roześmiać. – Brakowało nam ciebie, nieokrzesany magu. A teraz sio, chcemy się wyspać. – Rzuciła kładąc się na posłanie i ignorując obecność maga. Chwilę później zamknęła oczy i pogrążyła się we śnie.

Noc minęła jej spokojnie, właściwie nie pamiętała aby cokolwiek jej się śniło. Wszystko już zaczynało jej się zlewać. Nad ranem obudziły ją odgłosy wsi. W Podkosach zaczynał się nowy, nareszcie normalny, dzień.

Lynka

Mimo iż czekała na spotkanie z zielarzem i chciała jak najszybciej do niego przejść, to jednak Tua czuła również zaniepokojenie. Co powie Fardan? Jak zareaguje? Czy nie za bardzo się mu narazili przez nieprzemyślane słowa Kalela?

Rozmowa przebiegła całkiem dobrze, jeśli weźmie się pod uwagę, że jednak mimo wszystko trochę narozrabiali podczas misji. Ale czego można było się spodziewać, bo grupce dzieciaków? Uczą się w końcu na błędach. Tak wiec Tua była dość zadowolona z tego, jak potraktował ich Fardan. Inną rzeczą były jego nowiny, o tym, że ich poszukiwano już we wsi. Zaniepokoiło to wszystko dziewczynę. Znali dobrze ich przygody, imiona, a do tego oskarżali o mantikorę… Sorg, a cała drużyna razem z nią (a przynajmniej jej tatuażem) nie mogą spokojnie podróżować, we wsi też zbyt długo zostać nie mogą, bo pościg może tu nadciągnąć. Jak rozwiązać ten problem? Tua postanowiła odłożyć te myśli na nieco późniejszy czas. Była już zmęczona.

Z radością usłyszała słowa Meave, która kończyła w ich imieniu rozmowę. Wynagrodzenie od Fardana może nie było bardzo wartościowe, ale Tua wiedziała, że to wszystko, na co starca stać. A w obecnej sytuacji, gdy narazili tajemnicę Podkosów na szwank, to było to i tak bardzo dużo. Dziewczyna była nieco speszona, gdy zielarz jej wręczył monety. Czuła się niepewnie z taką ilością pieniędzy, zwłaszcza po tamtej kradzieży w Uran. Jednak nic nie powiedziała i schowała pieniądze do torby.

Idąc w stronę karczmy Tua już nie mogła się doczekać spokojnej, cichej izby i ciepłego koca. Zdziwiona była jak dużo przygotowali właściciele karczmy dla nich. Jakoś po wizycie w domku zielarza nie przyszło jej do głowy, że mogą się czegoś takiego spodziewać, dlatego była zaskoczona. Jednak z radością przyjęła poczęstunek – na stypie niewiele jadła, więc teraz była głodna. Jedli w wesołej atmosferze, śmiejąc się i dużo mówiąc. Kalel opowiadając dzieciakom nieco wyolbrzymione przygody drużyny budził w swoich słuchaczach wielkie zainteresowanie, na które aż miło było patrzeć.

Gdy było już po kolacji Tua w fantastycznym humorze, choć bardzo zmęczona z wielką błogością zanurzała się w gorącej wodzie. Jak dawno nie mogła sobie pozwolić na chwilę takiego relaksu! Przybrała wygodną pozycję, zamknęła oczy, rozluźniła wszystkie mięśnie i pozwoliła sobie przez chwilę o niczym nie myśleć. Była spokojna i szczęśliwa. Po tylu dniach stresu i nękana wyrzutami sumienia w reszcie odpoczywa. Zapomniała już o Lidii i Lususie. Trudno. Stało się. Już nie mogła tego odwrócić. „Nie ma co się zamartwiać.” Wypełniało ją teraz miłe uczucie spełnionego obowiązku. Choć nie było idealnie to jednak zwrócili Podkosianom pierścień, nikt się nie dowiedział o klątwie, która teraz już im nie zagrażała.

Charakter Tui nie pozwolił jej jednak długo trwać w tym błogostanie. Uwolnione myśli same powróciły do tematu ich przyszłości i niebezpieczeństw jakie na nich czekały. Jednak teraz, nie były to gorączkowe, stresujące myśli. Dziewczyna wreszcie odzyskała zdolność spokojnego rozważania, bez emocji, i mimo iż jej rozmyślania nie dotyczyły wesołej sprawy, to same w sobie sprawiały dziewczynie przyjemność. Czyste myślenie, rozpatrywanie kłopotu z różnych stron, bez zamartwiania się. Tak, właśnie to lubiła. Było to prawie jak rachunki, których ją uczono, z tym, że daleko bardziej pasjonujące i z liczniejszymi możliwościami.

Jednego Tua była pewna. Chciała dalej wędrować z drużyną, nawet jeśli towarzyszenie Sorg groziło niebezpieczeństwem ze strony prawa. Przywiązała się do tej grupki i nie chciała kończyć przygód z nimi. Z resztą teraz, gdy tak myślała, to wcale nie pragnęła powrotu do domu. Za krótko podróżuje, za mało jeszcze umie. Trochę tęskniła, to trzeba przyznać, ale nie na tyle by zrezygnować z przyjaciół i możliwości, które zdobyła tu, daleko od rodziny. Wiedziała, że jej rodzinna wieś ją ogranicza. Teraz już była pewna - nie powróci tam, dopóki i nie osiągnie na tyle dużo, by rodzinna wioska jej ponownie nie pochłonęła i nie usadziła na tyłku. Nie pozwoli, by jej życie toczyło się z rytmem wzrostu zbóż. Jeż życie będzie ciekawe.

Jednak w tej chwili mieli inne problemy. Przede wszystkim pościg z Uran. Tui nie dawało to spokoju. Bała się, że gdy tylko straże się zorientują, że trop do lasu jest mylny, to zawrócą w stronę Podkosów. W jej mniemaniu powinni uciekać. Wyjechać z wioski. I tu rodziły się kolejne problemy. Przede wszystkim nie mogli czuć się na drodze bezpiecznie dopóki tatuaż Sorg był widoczny. Kolejnym problemem była zima. Nie mogli włóczyć się tak jak teraz, z namiotem na plecach. No i w którą stronę się udać? A w nieco dalszej perspektywie – co zrobić by oczyścić Sorg z tych zarzutów?

Tua poleżała trochę w wodzie pozwalając odpocząć ciału, a myślami krążyła wokół ich najbliższych planów rozpatrując różne możliwości. Tak czy siak najpierw musiała porozmawiać z przyjaciółmi i dowiedzieć się jakie mają oni plany. Jedyne co mogła rozważac bez znajomości zamierzeń towarzyszy to sposób w jaki tatuaż Sorg może stać się mniej niebezpieczny.

Wiedziona impulsem skończyła szybciej kąpiel, osuszyła ciało, ubrała się. Energicznie wytarła włosy w płótno, rozczesała i związana w luźny warkocz. Wyszła z karczmy i szybkim krokiem poszła przez wieś. Zatrzymała się przed drzwiami domu Fardana i zastukała. Drzwi uchylił jej zielarz. Tua poprawiła mokry kosmyk włosów spadający jej na policzek i powiedziała:
- Przepraszam, że ci przeszkadzam, ale chciałabym jeszcze o coś zapytać, czy mogę?
Fardan wpuścił dziewczynę do domku, a ta zapytała:
- Czy masz może jakiś specyfik, ziołową mieszankę, albo inną miksturę, która mogłaby jakoś zamaskować tatuaż Sorg?
- Hm... - Fardan podrapał się po głowie. - W farbowaniu to do jakiejś gospodyni lepiej się poradzić... Jedno co mi do głowy przychodzi, to sok z orzechowych skorup, jeszcze nie pospadały to trochę weźmiecie. Co prawda miast tatuażu będzie mieć czarną plamę na twarzy, jednak lepsze to chyba niźli wskazówka dla każdego strażnika w okolicy? Mogłaby sobie przyciemnić też cerę specjalnym wywarem, jednak muszę mieć czas by go przygotować. No i musiałaby codziennie go używać

- Ach… - Tua była nieco zawiedziona, choć nie liczyła na to, ze Fardan da jej jakąś cudowną miksturę, to jednak miała na to nadzieję – A miałbyś jakąś farbę, który dałby podobny efekt do tatuażu? Albo wiesz może u kogo mogłabym tu coś takiego dostać?
- Tatuaż powiadasz. Może coś by się znalazło, co chcesz jednak zrobić? Pomalować jej całą twarz we wzory?
- Szczerze mówiąc to nie mam jeszcze konkretnego planu. Ale jeśli zajdzie taka potrzeba to pomalujemy jej całą buźkę taką zmywalną farbą. Albo każdemu z nas. Podamy się za jakąś wędrowną trupę aktorów, wróżbitów albo kogo tam jeszcze. Wiem, że to nie najlepszy pomysł i może nie zwieść ścigających nas, ale jeśli nie będziemy mieć innego wyboru, to taka farba będzie nam potrzebna. – dopiero wypowiadając swoje myśli na głos Tua zdała sobie sprawę jak naiwny jest jej plan. Ale tak czy siak, lepiej taką farbą mieć i z niej nie skorzystać, niż by była potrzebna, a jej nie posiadać.

Fardan roześmiał się z takiego planu, ale skinął głową. - Przygotuję ci jakiś specyfik, ale nie wcześniej jak jutro w południe; poza tym płyn będzie musiał kilka dni dojrzewać, zanim uzyska odpowiedni odcień i trwałość.
- Świetnie, dziękuję ci – Tua uśmiechnęła się do starca. – Powiedz mi proszę jeszcze jak długo taki płyn będzie do użytku? Po jakim czasie straci swoje właściwości? No i jak długo po nałożenia na buźkę malunek nie będzie schodził?
- Raczej im dłużej, tym zyska na intensywności. Wasza kłopotliwa towarzyszka będzie wyglądać, jakby całe lato przebywała w palącym słońcu. Płyn wniknie w skórę, a deszcz go nie zmyje; jednak warto wcierać go ponownie co dwa-trzy dni, dla pewności.
Tua skinęła głową, podziękowała jeszcze raz, zapewniła, że jutro przyjdzie po farbę i wróciła do karczmy. Gdy weszła do pokoju, Meave i Sorg już tam były.

Gry zaklinaczka poprosiła Sorg o odczytania listu, Tua natychmiast ją poparła. Jednak zaraz potem pojawił się Madrag, co przerwało dziewczętom. Czarodziejka na widok swojego mistrza w dawnym humorze bardzo się ucieszyła. Widziała, że mag był wzruszony i ulżyło mu, że młodzi naprawili jego błąd. Potem zaczął zaraz strofować swoją uczennicę, co tylko poprawiło jej jeszcze humor. Czuła, że wszystko teraz się coraz lepiej układa.

Tak wyszło, że pochłonięci pogawędką z Madragiem i układaniem się do snu nie mieli już głowy do roztrząsania planów, czytania listów i myśleniem nad tym wszystkim co będzie ich czekało. Udali się na spoczynek.

Rankiem Tua obudziła się wcześnie, rześka i wypoczęta jak nigdy. Nic nie straciła z wczorajszego dobrego humoru. Pouczyła się trochę i gdy widziała, że jej przyjaciele już wybudzają się ze snu postanowiła im pomóc.
- Wstawać! – zawołała wesoło – Dzionek piękny, koniec leniuchowania! Wczoraj mieliśmy wolne, ale dziś musimy już dokładnie ustalić plany. Nie wiem jak wy, ale ja to z chęcią bym kontynuowała podróż razem z wami. A boję się też, że straże, którym umknęliśmy pod Uran, mogą za niedługo zawitać w Podkosach. Chyba wypadałoby by je opuścić.

Epimeteus

Nie tego się Kalel spodziewał, W domostwie zielarza Fardana okazało się, że żaden z jego blefów nie wypalił, a na dodatek dziewczyny pękły jak gliniany dzbanek na kamiennej posadzce. Po chwili wszystko było już jasne - zły Kalel wszystkich okłamał i namieszał, a teraz reszta świecąc za niego oczami, musi wysłuchiwać bury Fardena. "Echh... szkoda słów" pomyślał i postanowił wszystkich obdzielić złotem swojego milczenia. Decyzja ta ze wszech miar słuszną się okazała i zaowocowała soczystymi owocami uspokojenia emocji i zrozumienia. Zaskoczyło to chłopaka, który jedyne czego się spodziewał, to tego, że sprawa ich jest już przegrana. Nie minęła długa chwila, a już z uznaniem patrzył na Maeve. Okazała się nie być takim niewiniątkiem na jakie wyglądała i w parę minut przekonała do siebie zielarza. Warto było przekazać sprawy w jej ręce. "Muszę się jeszcze wiele nauczyć" pomyślał po tym wszystkim. Po chwili, opanowany już Fardan wyjawił wiele ciekawych, choć też i niepokojących informacji o zaciskającej się dookoła nich sieci oraz oddał korespondencję Sorg. Kalela aż skręcało z ciekawości co takiego mogło być w listach jakie otrzymała no i oczywiście kim był ten bard, który do niej pisał. Nagle wydała mu się znacznie bardziej tajemnicza i niezwykła niż zazwyczaj i musiał wykorzystać całą swoją siłę woli by nie okazać tego zainteresowania.
Dzięki nagrodzie jaką otrzymali od Fardana opuszczał jego domostwo w dużo lepszym nastroju niż ten, w którym do niego wchodził. Na dodatek to nie był jeszcze koniec miłych niespodzianek. Ledwie przekroczyli progi karczmy, już bieżył do nich z szeroko rozwartymi ramionami Gard. - Brawa dla naszych bohaterów! - zawołał gromkim głosem i po kolei wszystkich uściskał. - Przyznam szczerze - trochę powątpiewałem w optymizm Fardana co do szans powodzenia waszej misji, tym bardziej jestem szczęśliwy, że się udało. - Szeroki uśmiech nie schodził z jego poczciwej twarzy, a on sam niemalże podskakiwał z radości. - To co zrobiliście to kamień milowy dla naszych kochanych Podkosów. Znów będziemy mogli żyć jak normalni ludzie, zajmować się swoimi sprawami i nie obawiać obcych. Zasługujecie na wszystko co najlepsze w naszej skromnej miejscowości - pozwólcie więc, że was odpowiednio ugoszczę.
I nagle, jak na skinienie palcem wszystko się zmieniło. Pojawiły się przed nimi półmiski z potrawami i rzeczywiście karczmarz nie żałował im niczego. Mięsiwa, owoce i przekąski, a także trunki, wszystko świeże i pyszne. W miarę jak ucztowali, schodzili się do karczmy Podkosianie, którzy początkowo spokojnie dali im zaspokoić apetyt, lecz wkrótce ciekawość zwyciężyła i posypały się pytania. Minorowe nastroje rozwiały się, na twarzach zagościły uśmiechy i radość. Nikt nie wątpił w moc Elethienny, która przecież już udowodniła, że klątwa nad nimi ciążąca ulega jej potędze.
Kalel czuł się jak ryba w wodzie. Ochoczo odpowiadał na pytania dzieciarni, która szczególnie upodobała sobie jego towarzystwo. Co prawda nieco ubarwiał historie jakie im się przydarzyły, niektóre fakty pominął, inne twórczo rozwinął, tak że nieraz męcząca, nudna, a czasami śmiertelnie niebezpieczna podróż zmieniła się w ekscytującą przygodę: - I wtedy oflankowałem polanę by zaskoczyć mantikorę i odciągnąć ją od reszty drużyny. Myślałem, że już po mnie gdy żółte, wściekłe oczy spojrzały na mnie. Okazało się że ciemność nie jest żadną przeszkodą dla bestii. Lecz choć miałem duszę na ramieniu to nie uląkłem się, lecz wytrzymałem jej spojrzenie. Straszliwy potwór widząc, że nie przestraszy mnie jak swoich ciemiężycieli, wrócił do walki z nimi. A nam udało się wyjść bez szwanku. Widząc jaki entuzjazm budzi ta historia, zadowolony sięgnął po dzban piwa, pociągnął głęboki łyk i zabrał się za następną opowieść - Ale to jeszcze było nic! Nie da się do niczego porównać nocy, gdy pośród tysiącletniego boru, w samym środku szalejącej nawałnicy, gdy deszcz zalewał nam oczy a błyskawice co chwilę oślepiały, trafiliśmy w sam środek zbójnickiego obozu. W jednej chwili otoczyły nas setki rozbójników, mężczyzn i kobiet uzbrojonych po zęby, jedno bardziej przerażajace od drugiego. Myśleliśmy że już po nas. Przywiązali do potężnego dębu by torturami wyciągnąć z nas wszystko co wiemy i mamy. Przyznam, że w tak beznadziejnej sytuacji nigdy jeszcze nie byłem i nigdy jeszcze tak bardzo nie spodziewałem się przerażającej śmierci. I wtedy nastąpił cud. Na polanie pojawiła się przepiękna kobieta, przed którą wszyscy rozbójnicy padli na kolana i bili jej pokłony, a ona szła pośród nich dumna i piękniejsza od poranka prosto w moją stronę. Zatrzymała się przede mną i spytała - Kim jesteś? Co mogę dla Ciebie zrobić? - Okazało się że zakochała się we mnie od pierwszego wejrzenia - Kalel skromnie spuścił oczy, pociągnał kolejny wielki łyk piwa i kontynuował - Nie wiem jak się to stało, ale owinąłem ją dookoła palca, tak że następnego dnia nas wypuścili i bezpiecznie doprowadzili do najbliższego traktu. Nie mogłem z nią zostać, bo przecież musiałem dostarczyć wam pierścień... obiecałem pisać... - Smutno westchnął na myśl o rozłące, zajrzał do pustego dzbana i rozumiejąc że to oznacza porę na zakończenie uczty podziękował wszystkim i udał się w stronę swojego pokoju.
Tu czekała na niego największa niespodzianka. Gdy tylko wszedł na piętro, to pierwsze co zauważył to Verna, która stała opierając się o drzwi do jego pokoju. Szeroki uśmiech rozpromienił jej twarz na widok Kalela, a ręka uniosła się w powitalnym geście. - Hej Kalel, mam dla Ciebie niespodziankę. - Po czym otworzyła dni i zniknęła za nimi, a chłopak radośnie pomknął za nią. Jego radość się znacząco zmniejszyła gdy zaraz po wejściu usłyszał znajomy głos - Witaj chłopcze, stęskniłam się za Tobą - Jego twarz wydłużyła się na widok babki. - Mi... mi też bardzo brakowało pani - wydukał, czując jak jego twarz płonie i czerwieni się. - Uznałyśmy, że dla takiego bohatera należy się kąpiel. - mówiła staruszka szczerząc do niego zęby, których miała zaskakująco wiele jak na kogoś w jej wieku. - Nie będzie Ci przeszkadzało, jeśli tym razem pomoże mi Verna? Wiesz nie jestem pewna czy w moim wieku dam sobie radę sama z takim pełnym wigoru młodziecem. - Kalel czuł jak robi się cały czerwony, a na dodatek pomimo jego usilnych starań, żadne słowo nie było w stanie wydostać sie z zaciśniętego gardła. W panice obejrzał się za siebie w kierunku drzwi, co natychmiast wychwycił baczny wzrok babki. - Verna, pomóż chłopakowi się rozebrać, bo stoi sztywno jak kołek - zarechotała zadowolona ze swojego poczucia humoru - Ani chyba za dużo wypił, albo ma za słabą głowę - dodała radośnie klepiąc łotrzyka w pośladek. Skoro droga ucieczki przez drzwi została odcięta, to pozostało mu tylko wskoczyć do kąpielowej kadzi. Nie bacząc na to że jest w ubraniu wyrwał się z rąk kobiet i zanurzył się cały w wodzie postanawiając nie wystawiać głowy ponad jej powierzchnię tak długo aż sobie jego dręczycielki nie pójdą. Po chwili zaskakująco silne ręce Verny wyciągnęły go z wody, a przy jego uchu zabrzmiał melodyjny szept - Spokojnie Kalel, przecież wiesz że krzywdy Ci nie zrobię. Jej słowom towarzyszył znajomy chichot staruszki.
W sumie to nie wiedział czy dobrze to, czy źle, ale faktycznie żadna krzywda mu się nie działa. Po początkowych wariactwach, okazało się że to po prostu zwykła, relaksująca no i w miłym towarzystwie kąpiel. Jedno go zdziwiło. Obecność Verny nie zdała mu się tak ekscytująca i ważna jak myślał, że będzie. Ot po prostu miła, ładna dziewczyna. Nie to co Sorg, uśmiechnął się na wspomnienie zadziornej bardki. "Ona to coś więcej niż ładny wygląd. Wystarczyło ją lepiej poznać by przekonać się, że Verna się do niej nie umywa." myślał, choć wciąż nie bez przyjemności poddawał się szorowaniu pleców przez karczmareczkę.
Po skończonej kąpieli udał się do łóżka i nawet nie zdążył pomyśleć "co dalej?" i już zasnął.

Sayane

lastinn player
Jeremy Soule - Ashford Abbey


Na świecie istnieją różni ludzie. Można ich dzielić na dobrych i złych, tchórzliwych i odważnych, głupich i mądrych, pięknych i brzydkich - można, ale nie trzeba. Ludzie dzielą się sami. Czasem nikt nie dowie się, że drzemie w nim lew odwagi, póki nie stanie w obliczu śmiertelnego niebezpieczeństwa; nie dowie się, że jest tchórzem, póki nie porzuci swej rodziny na pastwę wściekłego niedźwiedzia; nie dowie się, że jest zdrajcą, póki nie zdradzi przyjaciela czy kochanki. Czasami musi nadarzyć się okazja. Czasami wystarczy jedynie chcieć.



Świt w Podkosach wstał zwyczajny. Niezbyt słoneczny, niezbyt pochmurny, ot - w sam raz. Przyzwyczajeni do wczesnego wstawania zbudziliście się wraz z pierwszymi promieniami słońca, a krzątanina na dole wtórowała Waszej. Śniadanie również było w sam raz - co prawda nie tak obfite i wystawne jak kolacja, lecz wystarczające, by nabrać sił na cały długi dzień. Z pewną dozą obawy wyszliście na zewnątrz, jednak Podkosianie wydawali się w dużo lepszych humorach niż poprzednio. Dzieciaki, uprzedzone przez potomstwo Garda, szybko otoczyły was, domagając się opowieści. Ludzie pozdrawiali was głośno, lub witali uprzejmymi skinieniami. Niechętny obcym kowal burkliwie zaproponował, że obejrzy wasze konie, gdyż podkowy Płotki miały obluzowane hufnale - co było oczywistą nieprawdą, gdyż Sorg (w miejsce Lidii) znakomicie dbała o wierzchowce. Kilka kobiet zachęcało do zakupu zapasów na drogę, kilka innych wciskało wam w dłonie jabłka, sery i suszone grzyby. Kapliczkę Galian ustrojono ostatnimi jesiennymi kwiatami, lecz nawet mimo ozdoby dziwnie zdawało wam się, że twarz bogini promieniuje wewnętrznym blaskiem.

Tylko Jens, ławnik, patrzył na was bykiem, zaganiając swoją rodzinę do domu; wójt zaś nie przyszedł z oficjalnymi podziękowaniami; ba - nie przywitał nawet. Zaś wnuczka zmarłej Dagoby ilekroć widziała Kalela, wywalała mały, różowy język na całą jego długość, raz zaś nawet rzuciła w chłopaka kamieniem - na szczęście niecelnie.


Po śniadaniu Sorg przeczytała Wam list od tajemniczego elfiego barda, wyjaśniając przy okazji kto on zacz. Wydało wam się trochę dziwne, że mężczyzna, który znał półelfkę zaledwie kilka godzin chciał za nią podążać, zadał sobie tyle trudu, by zostawić jej ostrzegawczy list, a nawet zdradzić dla niej swoich towarzyszy! Niemniej jednak papier zawierał sporo konkretnych informacji - zakładając oczywiście, że były one prawdziwe - które mogliście wykorzystać na swoją korzyść. Problem natychmiastowej ucieczki z Podkosów nie wydawał się już tak palący; niestety nie mogliście przebywać w nich bez końca. A może mogliście? Wybór należał do Was.

Epimeteus

- Nie... nie teraz, daj pospać... - Kalel nie zdawał sobie sprawy, że tym co go łaskocze w nos nie jest piórko w dłoni Tuai, lecz promień słońca. - Przecież jeszcze wcześnie, zdążymy na czas - mamrotał opędzając się ręką bez otwierania oczu. W końcu, zezłoszczony nachalnością domniemanej winowajczyni otworzył oczy i podniósł się z łóżka, by powiedzieć parę gorzkich słów. Gdy dostrzegł, że w pokoju nikogo nie ma słowa zamarły mu na ustach a on ze zdumieniem przetarł oczy. - Ki diabeł? - mruknął pod nosem i ponownie opadł na posłanie. Oparł głowę na skrzyżowanych ramionach i spróbował wrócić do snu. Już prawie, prawie mu się to udało, gdy do jego drzwi ktoś załomotał, po czym radosny głos Tuai zawołał - Pobudka Kalel, przygoda czeka! - Uśmiechnął się szeroko do pajęczyn na powale i wstał z łóżka. Zatrzymał się przed miską, nabrał na palce trochę wody i przetarł nią oczy a następnie przeciągnął po włosach poprawiając rozwichrzone włosy. Tak odświeżony wyszedł z pokoju i udał się do jadalni.

Na dole czekała nie tyle przygoda co solidny posiłek i od razu uznał za duży plus tego poranka. Przyjazna twarz karczmarza skinęła w jego stronę, lecz po chwili zwróciła się gdzieś indziej. "No tak, bohaterem byłem wczoraj, dziś jestem już normalnym człowiekiem" pomyślał lecz nie wgłębiał się w to. - Hej Sorg! Mogę się przysiąść? - zawołał widząc bardkę i nie czekając aż zareaguje dosiadł się do jej stolika. Rzucił się jak wygłodniały wilk na jedzenie i dopiero po zaspokojeniu pierwszego głodu z ciekawością przyjrzał się temu co robi jego przyjaciółka. - Znowu czytasz te listy? To jakieś miłosne są? - zapytał ni to żartem, ni to na poważne.

Czytanie po raz kolejny listu od barda i zastanawianie się..."Coś w tym liście jest, jakaś wskazówka, tylko jaka? Przeczytam go pozostałym to może oni na coś wpadną. Przecież Aesdil nie napisał mi tego listu w języku elfim bez przyczyny", przerwało Sorg wejście Kalela do izby. Podniosła wzrok na wchodzącego chłopaka i z uwagą przyglądała się jak ten beztrosko zabiera się za pałaszowanie posiłku. "On nie musi się już niczym niepokoić, zostanie tutaj, albo wyruszy w swoją drogę. Ciekawe jaką decyzje podejmie? Ciekawe jaką decyzję podejmą dziewczęta?". Zerkała na niego zajadającego ze smakiem śniadanie nieświadomie pocierając opuszkami palców swój tatuaż.
- O całusach... to chyba miłosne - odpowiedziała zadziornie na zaczepki - znasz elfi język Kalel? To znaczy chodzi mi o to czy potrafisz czytać to co w nim jest napisane? - spytała po chwili. "Jak mało nich wiem, nigdy nie rozmawialiśmy ze sobą, co które z nas potrafi, co lubi...", pomyślała gdy tylko przebrzmiało jej pytanie.

- Elfi? - słabo zainteresował się Kalel, dużo bardziej zainteresowany pocałunkami w liście. - Tyle co trochę powiedzieć, nic więcej. Od elfiego to szukaj kogoś innego. Po chwili, gdy przełknął kolejną porcje posiłku znowu się odezwał. - Czego tak szukasz w tych papierach? Zaginął ci jakiś całus? i wyciągnął szyję by zerknąć w listy leżące przed Sorg.
Dziewczyna w pierwszym odruchu uśmiechając się od ucha do ucha zwinęła list tak aby chłopak nie mógł zobaczyć co w nim jest - A co chcesz mi pomóc ich szukać? Czy może raczej dowiedzieć się o czym jest mój list?

- Kalel się zakłopotał. Nie, no tak tylko ciekaw jestem czemu cały ranek nie wyściubiasz z nich nosa. Nic mi do tego kto cię całuje i jak. - dokończył czerwieniąc się i żeby nic już nie mówić zatkał swoje usta kolejnym kęsem chleba. Zrobił to nieco zbyt szybko i nagle poczuł że kęs nie chce opuścić jego przełyku. Spróbował raz wciągnąć oddech, później drugi, później trzeci wyginając się rozpaczliwie.
Sorg widząc dławiącego się chlebem chłopaka zareagowała bez zastanowienia waląc go z całej siły w plecy. Dopiero słysząc jak zagrzmiało uderzenie,skrzywiła się lekko "Mogłam mu przywalić lżej".
Pomoc Sorg przyszła w samą porę. Kalel już widział gwiazdy przed oczami gdy poczuł potężne uderzenie w plecy. Zbyt słabo przeżuty kęs wyskoczył z jego ust i poleciał rozpryskując się gdzieś daleko na ścianie. Dyszał ciężko przez parę długich chwil, czując jednocześnie ulgę i to jak na jego plecach rozlewa się promieniście ból od walnięcia ręki bardki. - Dziękuję - wysapał - uratowałaś mi życie - wyprostował plecy coraz bardziej czując siłę z jaką Sorg mu przyłożyła - ale jakbyś następnym razem odrobinę stonowała siłę uderzenia, to pewnie też bym przeżył. Po chwili jednak uśmiechnął się i powtórzył raz jeszcze - Dziękuję.
- Proszę bardzo... polecam się na przyszłość. W razie czego możemy poćwiczyć siłę tego uderzenia, cobyś następnym razem przeżył nie narzekając na nie. - odparła dziewczyna uśmiechając się niewinnie. - To jak Kalel huknąć jeszcze raz?
Chłopak skrzywił się i wykręcając ramię potarł wierzchem dłoni plecy. - Może jednak lepiej nie, lepiej będzie jak potrenuję jedzenie bez dławienia się, to ma większe perspektywy. Powiedz lepiej co tak zaciekawiło Cię w tym liście. Masz minę jakbyś nie rozumiała co w nim jest napisane. - dodał zmieniając temat.
- No cóż jak uważasz... tylko wiesz... potem nie miej pretensji do mnie że niestonowane czy cuś, ja chciałam poćwiczyć - odparła prychając śmiechem na głos. Słysząc dalsze słowa chłopaka uśmiech powoli zszedł jej z twarzy. "Od czego tu zacząć? Chyba najlepiej od początku"
- Wiesz na Srebrnym Jarmarku, trochę wcześniej niż Was poznałam elfa-barda. Zatrzymał się w tej samej karczmie, w której mieszkałam z kuzynką i wujem. Miał takiego pięknego ptaka-chowańca, nazywał go Kull. Bardzo mnie rozzłościł tym, że mówił, iż jastrząb ten nie jest trzymany w niewoli. Bo sam powiedz, jak nie w niewoli jak jest z nim związany? Nie w niewoli ta tak gdzie może sobie sam wybierać dokąd leci i gdzie sobie nocuje i w ogóle, a ten był przywiązany do Aesdila, czyli żył w niewoli. Prawda? - przerwała na chwilę swój potok słów zerkając czy Kalel przyzna jej rację.
Chłopak nie wiedząc co powiedzieć wydukał tylko - Uhmm, no nie wiem sam, chyba tak. - i w milczeniu czekał co bardka dalej powie.
"Ech... najłatwiej powiedzieć sam nie wiem ciekawe czy chciałby żyć przywiązany za nogę łańcuchem do czyjegoś ramienia. Echhh... nieważne."
Ten zaś widząc że bardka dalej czeka na odpowiedź dodał - Ale na koniu jeździsz, co za różnica?
- Koń od maleńkiego źrebaka jest przyzwyczajany do tego, że ktoś na nim będzie jeździł. A jastrząb to ptak,który powinien żyć na wolności. Zerknęła na chłopaka zrezygnowana i podjęła swoją opowieść.
- Konie też żyją na wolności, słyszałem - przerwał jej w pół słowa - Je też trzeba przyzwyczajać do tego że ktoś jeździ na ich grzbiecie i zapewniam cię, że się to im nie podoba. Człowiek zawsze ujarzmiał zwierzęta i korzystał z ich umiejętności. - zakończył dobitnie. Zanim Sorg odpowiedziała na jego argumenty nagle zmienił temat - Wiesz, w końcu musimy coś zrobić z Twoim tatuażem. Nie możemy ruszyć się z Podkosów gdy jest tak jak teraz. Masz jakieś pomysły co z nim zrobić? Może Madrag zna jakąś sztuczkę?

- Ale koń czy pies czy jakieś inne "domowe" zwierzę to co innego, a taki jastrząb to ptak, który potrzebuje nieba, przestrzeni, potrzebuje latać, polować, rozwijać skrzydła, a nie zwiedzać karczmy ze swoim właścicielem. Poza tym koń od źrebaka jest wychowywany przez człowieka a jastrząb nie! - upierała się dalej bardka "I znów zmienił temat. Ech...nie mam co go przekonywać, wie swoje i już. Uparty jak osioł!", pomyślała. I już miała zacząć mówić dalej kiedy przeleciało jej jeszcze przez głowę "A ja jak oślica, jak się zaprę to też na krok nie chcę popuścić"
- To chcesz wiedzieć co w liście czy o tatuażu porozmawiamy? - spytała nie wiedząc, który temat podjąć w dalszej rozmowie.

- Przecież mówisz, że nie wiesz co w liście - zdziwił się Kalel - a to jak ukryć twój tatuaż to sprawa priorytetowa. W każdej chwili mogą się pojawić ścigający nas ludzie. Choć... nie sądzę żeby tylko tatuaż był problemem. On akurat najbardziej rzuca się w oczy. Właściwie to przydałoby się nas wszystkich jakoś zmienić. Ale jak? Co zrobić? Westchnął zmartwiony, że to wszystko jest tak skomplikowane. Piętrzące się przed nimi problemy wydawały się niemalże nie do pokonania. Czy teraz już zawsze będą ścigani? Czy jest sposób na to by wywinąć się niesprawiedliwości?
Sorg czuła coraz większą ochotę huknąć chłopaka jeszcze raz w plecy, powstrzymała się jednak od tego i przez zaciśnięte zęby zaczęła mówić
- Kalel... ja... wiem... co... jest... w... tym... liście! Nie wiem tylko jak to zinterpretować. Posłuchaj! Wiem, że tatuaż jest ważny, ale to co jest w MOIM liście też jest WAŻNE!!! Dasz mi do końca opowiedzieć to co chce czy nie?
Chłopak się zamknął i w milczeniu wpatrywał w Sorg, czekając na to co ma do powiedzenia.
- Więc ten bard nazywał się Aesdil, porozmawialiśmy ze sobą trochę. Powymienialiśmy się przyśpiewkami, wiesz... jak to bardzi, był miły,sympatyczny, zabawny. Przyjechał na Jarmark aby wziąć udział w konkursie. Ja spotkałam Was i już więcej jego nie widziałam. A teraz ten list jest właśnie od niego. On tu był Kalel! Zostawił mi list, w którym nas wszystkich ostrzega o niebezpieczeństwie. Posłuchaj sam... - nachyliła się do chłopaka i powoli zaczęła czytać mu list barda, lekko rumieniąc się przy fragmencie o całusach.
Kalel z napięciem słuchał każdego słowa, z każdą chwilą coraz bardziej zdumiony tym co słyszał. W końcu, gdy Sorg zakończyła swoje rewelacje ze zdumienia aż westchnął i się spytał - I ty tylko parę godzin z nim rozmawiałaś? Musiał się w tobie zakochać bez pamięci i to od pierwszego wejrzenia, że tak ryzykował. No no... Ale wiesz co, mniejsza już z tym. Musimy powiedzieć o tym Tuai i Maeve i zadecydować co dalej.
Słuchając słów chłopaka bardka czuła jak na jej policzki wpływa coraz to mocniejszy rumieniec. Nie chcąc aby to zauważył zagadała szybko.
- Masz rację im też muszę pokazać ten list i naradzimy się co robić dalej. Wiesz tak sobie myślę o tym tatuażu. Nie bardzo mam chęć aby Madrag wypróbowywał na mnie swoje sztuczki. Po tym jak uszkodził pierścień, nie jestem pewna czy nie wyrośnie mi druga głowa, albo coś takiego. Może byśmy poszli do zielarza, albo spytali karczmarza... potrzebne są łupiny orzecha. Można je utrzeć i z nich zrobić taki brązowy barwnik. Gdybym go wtarła w buzię, tu gdzie mam tatuaż to powstała by taka brązowa plama... wiesz takie znamię. Gdyby przykleić do niego jakieś włosy, to by może nikt nie pomyślał, że kryje tatuaż. Co o tym myślisz? - spytała zerkając na Kalela.

Spróbował sobie wyobrazić włosy przyklejone na twarzy Sorg i tylko jedno przyszło mu do głowy, czemu od razu dał wyraz słowami - A fuj - Skrzywił się w obrzydzeniu, ale przyznał rację bardce - To by ohydnie wyglądało, każdy kto by to zobaczył nie dostrzegłby niczego więcej, tylko te włosy - przełknął ślinę tak go dławiło w gardle od samego myślenia. - Tak Sorg... to jest świetny pomysł - powiedział z przekonaniem choć nieco słabym głosem.
- Tak? Jesteś pewien? - spytała niepewnie dziewczyna zerkając na Kalela. Jego wyraz twarzy przeczył jego zapewnieniom.
Chłopakiem wstrząsnęło, ale dzielnie się opanował i dodał - Ale najpierw załatwmy sprawę z orzechami. Zobaczymy jak to będzie wyglądać i zdecydujemy co dalej. Oboje wstawali od stołu dziękując karczmarzowi, gdy do jadalni weszły Tua i Maeve.

Lynka

Rankiem śpiącą trójkę obudziły wesołe pokrzykiwania Tui. Jednak słowa dziewczyny nie zmotywowały przyjaciół na tyle, by od razu wziąć się za ustalanie planów. Na wszystko przyjdzie odpowiednia pora. Najpierw śniadanie. Dopiero gdy bohaterowie napełnili swoje żołądki udali się wszyscy do pokoju sypialnego, gdzie zasiedli i z uwagą przysłuchiwali się Sorg, która odczytała list i opowiedziała co nieco o jej znajomości z jego autorem.

Po przetrawieniu słów, jakie Tua usłyszała z ust Sorg, dziewczyna postanowiła zabrać głos:
- Teraz, to trza nam zdecydować co robimy dalej. Idzie zima, nas ścigają, a zimowanie w Podkosach jakoś mnie nie kusi. Ja do domu się nie spieszę, a w planach to mam teraz tylko Pyły, by wyjaśnić sen. Ale podróż tam przed zimą? - Tua westchnęła. Mimo, że sny traciły na sile, to chciała jak najszybciej wyjaśnić sprawę jej snów. Jeśli to na prawdę sen zesłany przez bogów nie powinna zwlekać, ale teraz czas nie był dobry na taką misję. - Nie wiem co na to ty, Sorg, ale ja sądzę, że najpierw to trzeba oczyścić cię z tych zarzutów. Nie może być, żebyś ty, niewinna uciekała, chowała się i kryła. Jesteś bardką! Jak chcesz dalej pracować, nie mogąc się przedstawiać? Myślec, że powinniśmy odnaleźć tych ludzi, wybadać czy rzeczywiście są tak dobrze do ciebie nastawieni i jeśli tak się okaże, to za radą tego twojego Aesdila pogadać z tamtym Manorianem, czy jak mu tam było. Co o tym sądzicie? Czy macie może inne plany lub pomysły?

- Iulusem Manorianem, kapłanem Tyra - podpowiedziała Sorg zerkając na fragment listu w którym złocisty bard o nim wspomniał. - Nie Tylko to oczyszczanie wcale nie będzie takie łatwe. Nie wiem gdzie jest Stick. A jak słyszycie ma on coś wspólnego z próbą obudzenia Urgula. Kto mi uwierzy, że ja też razem z nim nie dążyłam do tego? Chyba, że listy Elethieny pomogą mi udowodnić, że nie zrobiłabym nic aby pomóc odrodzić się złu, a wprost przeciwnie starałabym się temu zapobiec. Poza tym zarówno "mój" bard jak i towarzyszący mu kapłan byli tutaj ponad miesiąc temu, gdzie ich będziemy szukać? Podążymy za nimi? Zielarz wspomniał też, że północne wsie i miasta żyją w cieniu orków, które rokrocznie palą, gwałcą i rabują plony, więc w naszej podróży możemy natknąć się też na nich. Zresztą gdziekolwiek podążymy to i tak musimy uzupełnić zapasy, zima idzie... i ja muszę zabarwić ten swój nieszczęsny tatuaż tak aby wyglądał na znamię.

Meave wysłuchała Tui, potem Sorg, kiwając głową na słowa tej drugiej. - Masz rację... Zostałaś wplątana w paskudną sytuację i bardzo trudno będzie cię z niej w jakikolwiek sposób wyplątać... - Mówiąc to potarła swoje skronie, jakby chcąc pobudzić się do myślenia. - Myślę, że podążanie za tym bardem, o którym wspominałaś może być równocześnie dobrym i złym pomysłem. Ale...Czy ktoś z nas zna się tu na tropieniu? - Rozejrzała się, spoglądając na twarze towarzyszy.


- Wyprzedzają nas o miesiąc drogi. Mogą być wszędzie. My pojedziemy za nimi, oni pojadą za nami... i będziemy ciągle o miesiąc drogi od siebie. Może wypytajmy się kiedy stąd ruszyli i czy może ktoś słyszał dokąd zamierzają się udać. Jak myślicie? - Sorg zaczęła się zastanawiać kogo by wypytać o poszukujących ją ludzi. "Może dzieci karczmarza. Kręcą się wśród gości bawiąc, może któreś z nich coś usłyszało przypadkiem. Mam jeszcze karmelki, które mi Kalel kupił, poczęstuje je i podpytam", postanowiła.
- Brzmi nieźle... Ale z drugiej strony, zanim wpadniemy na coś mogą być już oddaleni o znacznie więcej... No i te orki.... - Meave zawiesiła głos, rozmyślając nad jakimś dobrym rozwiązaniem.

Kalel zastanawiał się co zrobić. Z jednej strony nie chciało mu się siedzieć w Podkosach - wieś ta niewiele różniła się od tej z której pochodził, co znaczyło że czeka ich tutaj monotonia życia wiejskiego, przerywana jedynie weselami (ile ich może być?), bójkami sąsiedzkimi i świętami. A co poza tym? Mają szukać zajęć tutaj? Kalela wstrząsnęło na myśl o karmieniu zwierząt, pieleniu grządek i innych tym podobnych atrakcjach. Z drugiej strony niezaprzeczalnym faktem było, że Podkosy nadawały się na kryjówkę. Jej mieszkańcy mieli już wprawę w skrywaniu przed światem tajemnic, a na dodatek mieli też swój interes w tym by ich goście nie wpadli w tarapaty. Tortury mogłyby rozwiązać języki aż za bardzo i śledczy dowiedzieliby się nie tylko tego czego szukali ale też i całkiem o przypadkowych tajemnicach np o klątwie rzuconej na Podkosy. A na dodatek orki. "Czyli Podkosy..." pomyślał zrezygnowany łotrzyk i aż nim wzdrygnęło. Niestety to wydawało sie najlogiczniejszym rozwiązaniem. - Wiecie... Mi samemu nie podoba się to co teraz mówię. Ale pozostanie w Podkosach na zimę to chyba najrozsądniejsze rozwiązanie. Przez zimę sprawa pewnie przycichnie, a przy odrobinie szczęścia złapią byłego mistrza Sorg a o niej samej zapomną. Nasi gospodarze mają wprawę w ukrywaniu tajemnic, więc to najbezpieczniejsze miejsce jakie może być. Przyznam tylko, że budzi przerażenie perspektywa nudy, jaka nam tutaj grozi. Jak śniegi spadną i dni staną się krótkie to jedyne co będziemy mieli do roboty to spanie. - zakończył grobowym głosem.
Sorg zerknęła na chłopaka, jego grobowy ton przyprawił ją o dreszcze. Poczuła gęsią skórkę na samą myśl o perspektywie ciągłego snu, ton głosu chłopaka sprawił, że sen ten jej się skojarzył ze snem na wieki, nic tylko kłaść się w trumnie. Wzdrygnęła się jeszcze raz na samą myśl o tym. "Chociaż i taka perspektywa przede mną jak nie udowodnię, że nic wspólnego z mrocznymi planami Sicka nie mam. Złapią mnie, przesłuchają, powieszą tak jak sugerowali Ci co mnie porwali, więc będę miała swój sen zimowy. Jedyna różnica to to, że on wraz zimą się nie skończy".
- Ale gdzie zostaniemy w Podkosach? Całą zimę w karczmie będziemy mieszkać? Nawet ich lęk że powiemy komuś o klątwie gdy nas złapią nie sprawi, by nas karczmarz tu chętnie całą zimę gościł. Poza tym lepszy sen w ciepłej izbie niż sen kiedy się zamarza na mrozie - dodała ostatnie zdanie zerkając na innych.

Kalel rozejrzał się dookoła spoglądając na twarze swoich przyjaciółek. - Wydaje mi się, że z tym najlepiej najpierw się zwrócić do Fardana, może on podpowie jakie są możliwości. Nie zaszkodzi też o wójta zahaczyć.

- A może w takim razie wykorzystajmy ostatnie, jeszcze nie mroźne dni i pojedźmy do miasta? Nie do Uran, bo tam już dokładnie zdążyli sobie nas obejrzeć, ale może do stolicy? Albo do Słonecznych Wzgórz! - Tui, podobnie jak Kalelowi nie miła była myśl zostania tych miesięcy na wsi, a perspektywa poznania stolicy była dla niej bardzo podniecająca. - W sumie tutaj nie jesteśmy wcale aż tak dużo bezpieczniejsi, już raz nas tu szukali. Mogą sprawdzić, czy nie wrócimy. A w mieście zawsze łatwiej będzie o zajęcie niż tu.
- Tua ma całkiem dobry pomysł. Myślę, że dla bezpieczeństwa powinniśmy również nadać Sorg jakieś inne imię, skoro ona zajmie się swoim tatuażem. - Powiedziała Meave przyglądając się uważnie półelfce. - Masz już jakiś pomysł jak zrobić go mniej rzucającym się w oczy? Mówiąc szczerze, to nie znam się jakoś specjalnie na tym, dlatego pytam....

- Poszukam orzechów, albo żołędzi, zetrę łupinę i z proszku zrobię pakę, która zabarwi mi skórę na brązowo, rozpuszczę włosy aby wyglądało, że zasłaniam znamię, którego się wstydzę. Myślę, że to zasłoni tatuaż, nie powinien być widoczny, ale okaże się jak już to zrobię, wtedy zobaczymy czy go widać czy nie - wtajemniczyła w swoje plany dziewczęta. Nagle dotarło do niej co zaproponowała Maeve - Imię? Musimy zmieniać moje imię? - pytała coraz bardziej smutniejąc. "To imię nadała mi mama... to jedyne co od niej mam... a teraz i bez tego zostanę", czuła jak w oczach zaczynając jej krążyć łzy. Zacisnęła i usta ze złością pomyślała znów o Sicku. "Że też musiałam na niego trafić, czy raczej on na mnie..."
- Owszem. Skoro poszukują bardki Sorg, kolejna osoba z takim imieniem może wzbudzić podejrzenie. Nie znam się zapewne, ale nie wydaje mi się byś nosiła wyjątkowo popularne imię. - Spojrzała na nią spokojnie, tak samo jak mówiła. - Musimy znaleźć ci coś innego, coś co również będzie pasować. Wymyślenie ci całej historii również nie zaszkodzi. - Wzruszyła ramionami. Przez ton jej głosu przemawiała pewność, że jest to potrzebne. Zupełnie jakby, wbrew temu, co mówiła miała było to potrzebne. - Może nazwiemy cię imieniem twojej matki, albo kogoś bliskiego? - Meave złagodniała patrząc na jej twarz, przysunęła się bliżej i objęła ją, chcąc pocieszyć.
- Rive - wyszeptała Sorg - na razie mogę nosić imię Rive..., zastanawiam się czy nie lepiej byłoby mi pojechać do Mitrhilaran, tam mogłabym się zgubić wśród innych elfów i półelfów. Chociaż nie! Tam mogą mnie poszukiwać w pierwszej kolejności, wszak tam jest mój dom i jeszcze ktoś niechcący mnie by wydał rozpoznając i nazywając po imieniu. Chyba Darrow to najlepsze miejsce, w którym możemy się zgubić w tłumie i przeczekać te poszukiwania. Może tam znajdziemy tego kapłana o którym wspomina Aesdil, może on mi pomoże, jakoś nie mam zaufania do tego paladyna co razem z nimi podróżuje... - dodała przypominając sobie jak zachowywała się Lusus. "Był przecież młodym chłopcem, a jednak paladynem, to co dopiero dorosły mężczyzna."
- Taak, wracanie do twojego rodzinnego miasta to rzeczywiście najlepszy pomysł... Darrow mi również wydaje się najbardziej logiczne... - Okręciła pasmo rudych włosów wokół palca. - Kapłan powiadasz...Tak...ja też nie ufam paladynom.... Znaczy, nie spotkałam ich w życiu jakąś straszną ilość, ale mogą chcieć cię wydać w imię prawa, albo co....
- Może popytajmy we wsi dokąd oni się udali i może pojedziemy w ślad za nimi? Przecież ciągle nie mogę uciekać. A jak wiem, że ten kapłan mnie wysłucha i może pomoże to już jakaś nadzieja jest. Jeszcze listy od Rudej Wiedźmy... może to pomoże, może mi się uda udowodnić, że nic wspólnego z planami Sticka nie mam - poddała pomysł bardka i czekała co powiedzą na to inni.

- Co do znamienia, to poprosiłam wczoraj Fardana, żeby przygotował taką farbę brązową. Powinna być trwalsza od orzechów. Koło południa będziemy mogli ją odebrać. A w razie potrzeby będę mogła użyć magii, ale to będzie rozwiązanie tylko chwilowe.- zmieniła wątek Tua. - A co do ganiania tych ludzi, to faktycznie nie ma to sensu. Mogą byc wszędzie. Zostaw może temu bardowi list. Jakby tu trafili to odnajdą nas w Darrow i tam się udajmy. Duże miasto, z łatwością się schowamy i nie będziemy zwracać uwagi. A lepsze to niż siedzenie całej zimy w Podkosach, gdzie mogą nas szukać.

- A może jak już zamaskuję tatuaż, zmienię imię, Kalelowi zepniemy włosy jak dziewczynie to pojedziemy jednak do Uran. Tam może się czegoś dowiemy? Zielarz chyba z tego co pamiętam mówił, że i oni tam pojechali, może jeszcze tam są? W stolicy się chyba nie dowiemy czy złapali Sticka czy nie, a tam możemy pytać o mojego znajomego barda, że go poszukujemy, że to mój jakiś krewny czy coś... Wiecie, w sumie nikt się po nas nie będzie spodziewał, że wrócimy tak skąd uciekliśmy... - podsunęła nowy pomysł bardka.- Chcecie przebrać mnie za dziewczynę - zaskoczony Kalel przyjrzał się Sorg. - na pewno to by utrudniło rozpoznanie naszej grupy, ale wystarczyłoby żebym się odezwał a wszystko będzie jasne, mój głos nie jest dziewczęcy. - dodał smutnym głosem.
- Mógłbyś udawać niemowę i trzymać jęzor za zębami - wcięła się w słowo Kalela bardka.
- Mam inny pomysł - odciął się Kalel - Nie lepiej was wszystkie przebrać za chłopców? Przecież poszukuja grupy złożonej głównie z niewiast. W ten sposób w ogóle wszelkie podejrzenia z siebie zdejmiemy.
- Taaaaaaaa... chyba, że coś sobie obetniemy... - dodała Sorg spoglądając na siebie i pozostałe dziewczęta - Szybciej z Ciebie zrobimy niemą niewiastę Kalel niż z nas trzech chłopaków...
Łotrzyka wstrząsnęło - Nie ma sprawy, ale sobie to ja nic nie dam odciąć. Już wolę się oddać w ręce paladynów. Po chwili namysłu zaś dodał - Ale jestem gotowy na kompromisy. Takie bez ucinania czegokolwiek.
- To może zostańmy przy tym moim zamaskowaniu tatuażu. Wam się w sumie tak bardzo nie zdążyli przyjrzeć. Byliśmy pod tą bramą parę sekund/minut... Poza tym weźmiemy ich z zaskoczenia, przecież kto by się pchał tam gdzie go poszukują? Zwialiśmy i oni pewnie myślą, że wiejemy dalej. Chyba nie spodziewają się, że tam wrócimy. A Kalel w sumie jak nie gada to i tak za dziewczynę może uchodzić, nawet bez przebrania.
- Pod latarnią najciemniej... podobno. - Wymamrotał Kalel - Mogę się przebrać, już nie raz to robiłem, by zwieść straże. Więc to nie byłby pierwszy raz - Za późno ugryzł się w język i wyjawił niechcący część swojej przeszłości.
- Hmm - Tua się zamyśliła - To by przyspieszyło oczyszczenie cię z zarzutów, ale czy nie jest zbyt ryzykowne? Skoro już wcześniej cię poszukiwali to mogą zbyt dobrze znać twoją twarz, by samo zamaskowanie gwiazdy, "zmienienie płci" jednego z kompanów i imion wystarczyło. Nie ma co ryzykować. Chyba lepiej będzie jechać do stolicy.

- Wiesz to stolica... tam przy bramach może być jeszcze więcej straży, oni też mogą mieć rysopis poszukiwanej bardki i jej współtowarzyszy. Poza tym mogli dostać wieści, że uciekliśmy, więc mogą bardziej pilnować, że właśnie tam się chcemy skryć. A w Uran nikt się chyba nie spodziewa, że wrócimy, więc może szybciej nam się uda tam schować.
- Czy ja wiem... - czarodziejka nie była przekonana - Choć faktycznie, powrotem do Uran ich zaskoczymy, ale czy aż na tyle, by nas nie rozpoznali? W każdym razie rzeczywiście może to być bezpieczniejsze od większej ilości straży. Ale będziemy musieli zachować maksymalną ostrożność. I będziemy musieli się rozdzielić, przynajmniej przy wjeździe do miasta. I spać też najlepiej w rożnych miejscach, by nas nie skojarzyli, a do miasta powinniśmy wjechać od drugiej strony. Kiedy wyruszamy? Dziś może się przygotujmy i wyruszamy jutro, czy może jeszcze dziś po południu?
Kalel uśmiechnął się z zadowoleniem. Wyglądało na to, że jednak nie zamienią się w rolników na najbliższe parę miesięcy. - Moim zdaniem lepiej się przygotować dziś na spokojnie i pojechać jutro - odpowiedział na pytanie Tuai. - Musielibyśmy mieć wielkiego pecha, żeby nas akurat dzisiaj dopadli. Ale wiesz co jeszcze Tua? Czy pomysł abyśmy się rozdzielili nie jest zbyt radykalny? Co do wjazdu do miasta to się zgadzam, najlepiej się rozdzielić, żeby jak najmniej zwracać uwagę na siebie. Ale w środku powinniśmy być razem. W grupie jesteśmy silniejsi.
- Moglibyśmy wjechać do miasta parami, gdyby coś się stało, aby choć jedna osoba wiedziała o drugiej, by poinformować resztę jakby co. Natomiast już za murami myślę tak jak Kalel powinniśmy trzymać się razem. Rozdzielanie się nie ma sensu. Jeszcze bardziej wyda się podejrzane, jak któreś z nas będzie śledzone, że spotykamy się potajemnie czy coś. I z tym wyjazdem nie ma co się chyba spieszyć. Przydałoby się uzupełnić we wsi nasze zapasy.
- Heh, no faktycznie odrobinę mnie poniosło - Tua się uśmiechnęła szeroko - ale wjazd parami jest konieczny. Tylko niepokoi mnie jedna rzecz - powiedziała po chwili dziewczyna - Na tak długo odwlekamy sprawę Pyłów! Myślicie, że ten kapłan, o którym wspominał bard w liście do Sorg, byłby zainteresowany tym co wiemy o Pyłach? Sądzicie, że byłby gotów tam z nami pojechać, by nam pomóc? Kapłan by się nam przydał do tego zadania...
- Może w Uran się dowiemy, gdzie oni podążyli, jeżeli był zainteresowany Pyłami to może akurat tam... - zaczęła się na głos zastanawiać bardka

Vantro

Po rozmowie ze współtowarzyszami bardka poszła do swojego pokoju i wygrzebała z bagażu ostatnie karmelki jakie jej się ostały. Wzięła w jedną dłoń lutnię, w drugą słodycze i zeszła do izby po której biegały dzieci karczmarza. Usiadła przy jednym ze stołów położyła swój "skarb" na nim i zaczęła leciutko uderzać palcami w struny lutni.


Zaczęła śpiewać balladę, którą słyszała jako mała dziewczynka.

Z popielnika na Wojtusia
iskiereczka mruga.
Chodź opowiem ci bajeczkę.
Bajka będzie długa.

Była sobie raz królewna,
pokochała grajka,
król wyprawił im wesele
i skończona bajka.

Była sobie Baba Jaga,
miała chatkę z ciasta,
a w tej chatce same dziwy,
cyt! iskierka zgasła.

Patrzy Wojtuś, patrzy, duma,
łzą zaszły oczęta,
czemu żeś mnie oszukała?
Wojtuś zapamięta.

Już ci nigdy nie uwierzę
iskiereczko mała.
Najpierw błyśniesz, potem zgaśniesz,
ot i bajka cała.

Był sobie król, był sobie paź
i była też królewna.
Żyli wśród mórz, nie znali burz,
rzecz najzupełniej pewna.

Kochał się król, kochał się paź,
kochali się w królewnie.
I ona też kochała ich,
kochali się wzajemnie.

Lecz stała się pewnego dnia
rzecz straszna niesłychanie,
króla zjadł pies, pazia zjadł kot,
królewnę myszka zjadła.

Lecz żeby ci nie było żal
dziecino ukochana,
z cukru był król, z piernika paź,
królewna z marcepana.

Dzieci powoli zaczęły podchodzić i siadać koło niej. Bardka zakończyła śpiew, odłożyła lutnię i rozejrzała się po twarzach dzieci, które z wielką uwagą i napięciem wpatrywały się w jeden punkt. Mimowolnie potarła tatuaż na twarzy opuszkami palców i podążyła wzrokiem za spojrzeniem maluchów. Wszystkie jak jeden mąż wpatrywały się w leżące na stole karmelki, dziewczyna sama poczuła jak napływa jej ślina na widok słodyczy.
- Smacznie wyglądają prawda? Czy któreś z Was chce się poczęstować - spytała przyglądając się dzieciom, które albo przełykały ślinę, albo oblizywały językiem usta wyobrażając sobie smak karmelków.

Dzieciakom nie trzeba było dwa razy powtarzać - jak jeden mąż sięgnęły do torebki i, przy wtórze przepychanek i chichotów - zaczęły wciskać sobie do ust. Nawet starsze dziewczęta podeszły nieśmiało, chętne rzadkich w ich wsi łakoci.
Sorg patrzyła z uśmiechem na opychające się słodyczami dzieci. - Dobre prawda? Ale wy pewnie co rusz macie takie smakołyki... przecież w karczmie ciągle są goście, na pewno dostajecie od nich takie karmelki co?

Dzieciaki wytrzeszczyły na bardkę oczy, a Verna wzruszyła ramionami.
- Ei gdzie tam by kto się dzieciakami przejmował. Rzadko nawet napiwek zostawią jak im usługujemy, jeno pod spódnice łapy pchają.
Sorg spojrzała na dziewczynę i ciągnęła dalej.
- No ale z miesiąc temu był tu przecież kapłan Tyra z towarzyszami, on chyba Wam dał słodycze, chyba nie zachowywał się tak jak mówisz?

Verna spochmurniała.
- Zachowywali się porządnie, wszyscy oni; a kapłan to nawet z Zapomnianej Fortecy przyniósł święte przedmioty Gallian i Fardanowi podarował. Ale dzieciakami się nie przejmowali, jeno wypytywali o wszystko i wszystkich.
- Oooo a o co tacy światowi ludzie mogli wypytywać? - udała zdziwienie dziewczyna - wszak wszystko chyba sami powinni wiedzieć co nie? - podsuwała dzieciom karmeli i czekała na ich odpowiedź

- O was. O bardkę z gwiazdą na pysku. O Fortecę i o drowy, o zabójstwo tego kupca, co żeście z nim do Podkosów przyszli. I o inne dziwne rzeczy, nie słyszane u nas.
- Dziwne rzeczy? Jakie dziwne rzeczy mogły interesować kapłana - udawała że się na głos zastanawia - pewnie nie pamiętacie jakie to były rzeczy, przecież dzieci nie zapamiętują takich rzeczy...
- Mamooo... - usta najmłodszej dziewczynki wygięły się w podkówkę, ale Verna szybko przyciągnęła ją do siebie i dała swojego karmelka - jednego z ostatnich.
- A czemu pani taka ciekawa, starczy go znaleźć i zapytać - rzekła hardo. Z pewnością ślepa ani głupia nie była... no i Sorg była obca.
- Masz rację... chętne go znajdę. Ech... gdybym tylko wiedziała gdzie szukać? Pomożecie mi? Może wiecie gdzie go szukać? Dużo dorosłych nie docenia dzieci, a wy pewnie wiecie nie raz więcej niż im wszystkim się wydaje. Może wiecie gdzie pojechał kapłan z towarzyszami? - spytała bardka już otwarcie.
- Do Uran pojechali - wymamrotał na oko dwunastoletni chłopiec, intensywnie oblizując sklejone cukrem palce. - I coś o rozkazach na temat drowów paladyn mówił i o bardzie jakowymś, którego kapłan szukał.
- Do Uran mówisz... hmmmm... ciekawe czego oni tam mogą szukać? Szkoda, że mnie tu nie było jak przyjechali, ten złocisty bard to mój znajomy może on by mi coś powiedział. Pewnie dlatego o mnie się rozpytywał. Bo on o mnie pytał prawda?

- Ale ten kapłan to chłopa szukał, nie baby - rzekł otrok, tęsknie spoglądając na pustą torebkę.
- Chłopa? Z gwiazdą na twarzy? Wiecie co? Nie mam więcej karmelków to były wszystkie jakie miałam, ale obiecuje, że przywiozę wam jeszcze jak tu przyjadę. Powiecie mi co jeszcze się wypytywali, albo o czym rozmawiali ze sobą. Pewnie się naradzali, może któreś z was coś usłyszało i pamięta? Bardzo by mi to pomogło szybciej ich odnaleźć.
- Baby z gwiazdą elf, a kapłan chłopa bez gwiazdy - zniecierpliwił się chłopiec, że Sorg taka niedomyślna. Verna zaś rzekła:
- Jak się nie kłócili i nie boczyli na siebie nawzajem, to głównie po wsi rozpytywali. Dużo o drowy i o Tulipa, no i o wszystko co tu się za ich - wskazała na resztę - bytności działo, ale tez dużo maglowali wójta i starego zielarza o jakoweś listy, co ten zamordowany kupiec wiózł. Wojto, co pod oknem Fardana podsłuchiwał mówił, że kapłan się cosik o Urgula pytał i jakiś Le... cośtam. A paladyn wójta stryczkiem za zdradę Królestwa straszył.
- Ech paladyn to zawsze paladyn nic tylko by wieszał, albo ścinał głowy... a jak wasz wójt mógł Księstwo zdradzić? Ale pewnie ten tropiciel co z nimi przyjechał to miły był co? Bo o nim nic nie mówicie, pewnie o nikogo nie wypytywał. A o co oni się tak właściwie kłócili między sobą, chyba razem tu przyjechali w jakimś celu to o co się kłócić? - tym razem dziewczyna zdziwiła się naprawdę

Dzieciaki zachichotały stwierdzając, że chyba tylko po to, bo wyglądało że niezbyt się lubią, za to jeden z tutejszych kawalerów proponował łuczniczce ślub twierdząc, że mocna baba mu się w obejściu przyda.

- Tropiciel to najnormalniejszy z nich wszystkich był - rzekła Verna, gdy już przestali się śmiać. - I po ludzku zagadał, i sprośnym żartem rzucił jak normalny chłop. Jeno ponoć Kasowi niezłego stracha napędził, bo z nim pić nad wodą chciał. Ale też się o wszystko pytał, jak cała reszta.

Sorg w myślach szybko podsumowała co się dowiedziała od dzieci. "Paladyn - co jak tylko mnie dorwie to pewnie na pierwszym lepszym drzewie powiesi, tak jak wójta straszył, wszak według niego pewnie już jestem zdrajcą. Tropiciel - co po ludzku gada i sprośnym żartem uraczy, ciekawe czym mnie? Czy ludzkim zagadaniem czy sprośnym żartem, w sumie o nim nie dowiedziałam się prawie niczego. Kapłan - łagodny człowiek jak wszyscy wspominają, nawet Aesdil mi radził, abym u niego szukała pomocy, że mnie wysłucha i nie oceni pochopnie, a prawdy będzie szukał. Łuczniczka - silna kobieta, która jak twierdzą dzieci to silna baba. Bard - którego widziałam parę godzin, z którym się poprzekomarzałam, a jednak naraził się dla mnie i list z ostrzeżeniem zostawił. Podążać za nimi w stronę Uran? Czy wiać gdzieś indziej i przeczekać aż Sticka złapią? A co będzie jak nie złapią, a tamtemu się uda obudzić zło...", zadrżała na samą myśl o tym. "Może nie powinnam szukać kapłana tylko Sticka, może powinnam tego,który wpakował mnie w to wszystko. Wiem jak wygląda, wiem... chyba wiem czego się mogę po nim spodziewać... a może jednak nie wiem? Dlaczego to ja mam być tą, którą tropią? Czemu ja nie mogę zacząć tropić... może mi się uda. Może nam się uda, jeżeli całą czwórką się w to zaangażujemy. Tyle osób go szuka, że nie będziemy się jakoś wyróżniać. Zresztą dobrego barda zawsze ktoś poszukuje, a on bądź co bądź jest jednym z najlepszych".

- Kasowi? A o co się tak go wypytywał, że aż mu strach napędził? - spytała zaciekawiona, nie wiedząc nic o tropicielu chciała jeszcze dzieci podpytać, może coś im się przypomni - Powiedzcie mi gdybyście musiały któregoś z nich poprosić o pomoc, którego byście poprosiły? - dodała patrząc z uwagą na dzieci

Dzieci spojrzały po sobie. Mierząc ludzi innymi kategoriami niż dorośli, bały się trochę wszystkich przybyszów.
- Paladyn stlasny był. - szepnęła najmłodsza, wyginając usta do płaczu.
- Ciężko rzec - wzruszyła ramionami Verna. - Helfdan zdawał się swój chłop, ale taki co by łomot spuścił jak mu się co nie spodoba. Paladyn Torma to już sama wiesz; łuczniczka trochę straszna - co to za baba, co w kusej kiecce po gościńcach z mieczem lata. O kapłanie Fardan z wielkim żarem mówił, bo i o naszej Gallian pogwarzyli i precjoza z zamku nam podarował. Elf zaś... niby sympatyczny, ale wścibski strasznie i ani razu nam nic nie zagrał, choć lutnię przy boku nosił. Zresztą jakoś na uboczu się trzymał.
Sorg słuchając dzieci na słowa "łomot spuścił", aż się wzdrygnęła. "Znając moje szczęście ostatnio to pewnie ten łomot spuści mi. Chyba będę go omijać wielkim łukiem tak jak i paladyna. Pozostaje mi więc kapłan... dzieci tak samo dobrze o nim mówią jak Aesdil. Choć może jakbym się spodobała tropicielowi to by mi ten łomot darował". Rozważała wszystkie za i przeciw, wiedząc już na pewno, że jeżeli jej się tylko uda paladyn będzie tym, którego będzie unikać w miarę wszystkich swoich możliwości. "Dzieci potwierdziły, że pojechali oni do Uran. Tam chyba będzie najlepiej jednak się udać i za Stickiem się rozejrzę przy okazji."
- Dziękuję Wam pięknie za pomoc. Gdybyście sobie coś jeszcze o którymś z nich przypomniały proszę powiedzcie mi wtedy o tym. Jak będziecie chciały abym Wam coś zagrała toteż powiedzcie, chętnie to zrobię. A może któreś z Was chce spróbować jak się gra na lutni? - spytała Sorg z uśmiechem.

Verna skinęła głową na zgodę, zaś młodsze dziewczynki ochoczo przyskoczyły do bardki i wkrótce salę wypełniły chaotyczne dźwięki strun szarpanych niewprawnymi paluszkami. Chłopcy nie przyłączyli się do "dziewczyńskich zajęć", jednak z zazdrością popatrywali znad stołu.
Ale zabawy dzieci miały co niemiara.


Po rozmowie z dziećmi bardka poszła uzupełnić swój ekwipunek. "Nie wiadomo kiedy ruszymy, być przygotowanym na wszystko. Zima idzie, muszę dokupić parę rzeczy, zwłaszcza że nie wiadomo gdzie ona nas zastanie." Myślała idąc miedzy domami wioski. Przystawała co jakiś czas i pytała napotkanych mieszkańców, gdzie może znaleźć i nabyć interesujące ją rzeczy. Wracała do karczmy zadowolona, gdyż udało jej się zdobyć prawie wszystko co chciała. Po drodze spotkała Tuę, która z dumnym uśmiechem dała jej brązową farbę przygotowaną przez zielarza. Bardka weszła do swojego pokoju, odłożyła rzeczy. Podeszła powoli do lustra i zaczęła się przyglądać swojemu tatuażowi.



"Gdy cię robiłam, chciałam aby mnie dzięki tobie rozpoznawano. Nie sądziłam wtedy, że kiedykolwiek będę żałować że cię mam. Teraz chętnie cofnęłabym czas abyś nigdy nie pojawił się na mojej twarzy. Chociaż właściwie cie lubię, sprawiasz, że jestem niepowtarzalna, to Stick sprawił, że jesteś teraz kłopotliwy. Musimy się więc na jakiś czas rozstać, ale wrócisz... jesteś przecież częścią mnie... Sorg bardka - to brązowowłosa pólelfka z gwiazdką na twarzy - gwieździsta bardka...", myślała powoli otwierając słoiczek z farbą, o którą postarała się dla niej młoda czarodziejka. Zanurzyła w nim palec i po krótkiej chwili wahania uniosła go i przytknęła do policzka w miejscu gdzie widniał jej gwieździsty tatuaż. Patrzyła w lustro na efekty swoich poczynań. Raz po raz zanurzała palec w słoiczku i powtarzała czynność ocierania opuszkiem palca miejsca gdzie jeszcze przed chwilą znajdował się tak charakteryzujący ją znak. Skończywszy zerknęła w lustro aby dokładnie przyjrzeć się efektowi swojego czynu.


"Ciekawe co reszta na to powie? Czy można wziąć to za znamię? Muszę się im pokazać... ", pomyślała i ruszyła pochwalić się swoim "arcydziełem" pozostałej trójce współtowarzyszy. "Mam nadzieję, że to wystarczy, że Kalel nie każe mi jednak doklejać tych włosów, o których wcześniej wspomniałam. Jakoś perspektywa koziej sierści na twarzy jednak mnie nie cieszy, a wprost przeciwnie po zastanowieniu zaczyna przerażać. Oby wystarczyła ta plama... oby nikt jej się za bardzo nie przyglądał... oby...". Tych oby mnożyło jej się coraz więcej z każdym krokiem, kiedy szła korytarzem karczmy w poszukiwaniu współtowarzyszy. Zatrzymała się w półkroku. "Najpierw pójdę podziękować zielarzowi za pracę jaką włożył w przygotowanie tego barwnika", pomyślała i zbiegła ze schodów pospiesznie, opuściła karczmę i skierowała swoje kroki w kierunku chaty Fardana. Podeszła do drzwi i zapukała do drzwi i nasłuchiwała na zaproszenie do środka.

- Nie trzeba się tłuc, dziecko, tu jestem - zielarz wyłonił się zza węgła, z dłońmi ubrudzonymi ziemią.
- Dzień dobry... chciałam podziękować bardzo za barwnik, pod którym mogłam ukryć tatuaż... - powiedziała dziewczyna z przejęciem - Czy mogę o coś się spytać? - dodała już mniej pewnie.
Zielarz krytycznie przyjrzał się skutkom zabiegów Sorg.
- Ja bym tą plamę większą zrobił, do włosów dociągnął czy coś... od razu widać, że akurat w tym miejscu chciałaś coś ukryć. Jak chcesz to pytaj, odwdzięczę się tym samym - łypnął chytrze okiem.
- Idzie zima... czy tutaj w Podkosach jest może jakaś wolna chata, gdzie ja i moi współtowarzysze moglibyśmy przezimować? Nie mamy wiele, ale może by się przydały jakieś ręce do pomocy czy coś... zastanawiamy się co dalej ze sobą począć i tak się chciałam zapytać o to... - dokończyła już ciszej.
- Hm... - mężczyzna podrapał się po brodzie. - Dom Margata jest nadal wolny, jak go sobie odsprzątacie, ale roboty u nas w zimie nie znajdziecie, a już na pewno nie płatnej. Pewnie, do gręplowania wełny czy tkania zawsze się ręce nadadzą... rok też był urodzajny, ale żeby dodatkowe cztery gęby wyżywić, i konie do tego, to nie wiem czy się kto zdecyduje.
- A za tą chatę... czy dużo musielibyśmy zapłacić, aby ją na zimę zająć? - podpytywała dalej bardka.
- Pewnie niedużo; trza by wójta zapytać. Choć po prawdzie to wszyscy pewnikiem ucieszą się, że ktoś tam zamieszkał. Nikt do jego chaty nie wchodzi i ludzie gadać zaczynają, że w niej straszy. Tylko wiesz... to nie o miejsce a o żywność chodzi - nikt wam tyle nie sprzeda, bo złotem się nie najemy przez zimę.

- Dziękuję bardzo, za informację... a pytanie do mnie? - zająknęli się na ostatnim zdaniu.

- Khem... - odchrząknął Fardan, po czym rzekł wprost - Ile o nas wiesz? I skąd się wzięłaś u Elethieny, skoro przybyłaś wraz z resztą?
- Wiem, że przez maga, który u Was był pierścień,który Was chronił od klątwy został uszkodzony. Jakiej klątwy, nie wiem. Wiem, że moi współtowarzysze, zostali przez Was zmuszeni aby Wam pomóc w odzyskaniu pierścienia, co Wam się zbytnio nie chwali, wszak mimo wszystko to dzieciaki... - powiedziała trochę butnie - Wiem, że pierścień trafił do Rudej Wiedźmy i ona go naprawiła, nie oddala by nam go gdyby nie była pewna, że jego moc znów działa. A znalazłam się u niej, za jej zgodą, bo jak wiesz ona nie przyjmuje nikogo, jeżeli sama tego nie chce. Polubiłam moich wspóltowarzyszy, są uczciwi, dotrzymują słowa, przecież mogli gdzieś porzucić Wasz pierścień i udać się w swoją stronę. Jednak obiecali Wam pomoc,mimo, że na początku ich zmusiliście i dotrzymali obietnicy. Przywieźli go i na nowo może on Was chronić.

- Jakie dzieciaki, dorośli już są. Poza tym do czarodziejki oni sami zdecydowali się jechać - obruszył się Fardan. - Cieszę się jednak, że tak wierzysz w moc pierścienia; oni nie wydawali się przekonani... Mam porozmawiać z Gregorem o wynajmie chaty?
- Byłabym bardzo wdzięczna za to... - ochoczo przystała na propozycję zielarza bardka - jeszcze raz bardzo serdecznie dziękuję za pomoc - pokazała palcem swój policzek.
Dziewczyna grzecznie pożegnała się z zielarzem i poszła poszukać wspóltowarzyszy,aby pokazać im swoje "znamię".

Lynka

Tua byłą zadowolona z efektów ich rozmowy. Co prawda spodziewała się, że po jej pobudce wszyscy docenią wagę decyzji jaką muszą podjąć i od razu przystąpią do debaty, ale najwyraźniej jej towarzysze do ważnych kwestii podchodzili od trochę innej strony. Najpierw żołądek! Jednak zaraz po śniadaniu, ku uciesze czarodziejki, zebrali się wszyscy razem by ustalić wspólne plany i wszystko dokładnie przedyskutować.

List, który Sorg odczytała przyjaciołom obudził w najmłodszej z grupy mieszane uczucia. Przede wszystkim od samego początku rzucało się w oczy, że autor listu smolił do bardki cholewki. Albo miał do niej jakiś interes. Tua postanowiła wypytać o dokładniejsze szczegóły ich znajomości przy najbliższej okazji. Była ogromnie ciekawa czy Sorg odwzajemnia uczucia Aesdila albo choć wyczuwa jakieś jego niecne zamiary.

W rozmowie, choć padły liczne propozycje udało im się w końcu przystać na jedną, z pozoru całkiem wariacką. Bo któż jak nie tylko i jedynie szaleniec udałby się do miasta skąd ostatnio ścigany przez straże grożące im aresztem, a potem może i szafotem? Ale w tym szaleństwie jest metoda – stwierdzili bohaterowie Podkosian i postanowili udać się wprost do paszczy lwa.

„Trzeba się porządnie przygotować.” Pomyślała Tua po zatwierdzeniu przez wszystkich tego śmiałego planu, mając w pamięci początki ich wspólnych wędrówek. „Najpierw zakupy!” I pytając towarzystwa, czy nikt przypadkiem nie chce się dołączyć wszyła z karczmy zabierając swój mieszek. Po drodze robiła w myślach spis rzeczy do kupienia.

Sayane


Reszta dnia minęła Wam na robieniu zakupów i rozmowach z Podkosianami. Wójt przystał na wynajem chaty czarodzieja, jednak mimo to zdecydowaliście się jechać do Uran, czym srodze rozczarowaliście dzieci Garda. Wieczorem zaś niemal wszyscy mieszkańcy wsi zebrali się w karczmie i kolacja minęła Wam przy wtórze przygrywania Sorg, śmiechu, rozmów i przekomarzań. Rano zaś wyruszyliście w drogę.

Za namową Fardana przeprawiliście się na drugi brzeg rzeki, by nie nadjeżdżać do miasta z rozstajów, na których zgubiliście pogoń. Zresztą jazda na przełaj przez pola zajęła Wam nieco mniej czasu niż traktem, zwłaszcza że na polach prawie nie było już ludzi i nie musieliście się kryć. Jednak z niepokojem rozglądaliście się na boki, gdyż każdy krok mógł przybliżać Was do uwięzienia lub szubienicy.

Bez trudności, lecz z duszą na ramieniu przekroczyliście bramy handlowego miasta. Straże były bardzo czujne i sprawdzały wszystkich wchodzących i wychodzących z miasta, lecz dzięki naukom Madraga Tua za pomocą prostych, kuglarskich sztuczek zdołała przefarbować bardce włosy, lutnię zaś ukryliście w plecaku Kalela. Mimo to nie mogliście się rozluźnić - Sorg występowała przed tłumem ludzi i zapewne niejedna osoba pamiętała półelfkę śpiewającą z najsławniejszymi głosami Królestwa. Zatrzymaliście się w niewielkiej, czystej gospodzie "Pod Złotym Pstrągiem" w południowej części miasta, po czym zaczęliście się zastanawiać co dalej. Miasto było duże i znalezienie w nim interesujących Was informacji z pewnością zajmie sporo czasu. Czy jednak nikt nie zwróci uwagi na pytania o grupę pod przewodnictwem paladyna Torma, lub o poszukiwanego przez władze obcego barda?

Wrzuta.pl - CUTSCENE-DragonFightIntro

Mimo to pierwsza noc w Uran minęła Wam spokojnie. Wszystkim, z wyjątkiem Maeve, która we śnie znów wędrowała przez Pyły. Tym razem sama, a mimo że sen nosił znamiona realności, nie był tak straszny jak zwykle. Do czasu gdy zaklinaczka nie dostrzegła wysokiej, eterycznej postaci opierającej się o jedną ze stojących jeszcze kolumn. Dziwnie znajomej postaci.

"Lonely Priest", copyrights by anotherwanderer on deviantArt

Hourun odwrócił się powoli, ze smutkiem w oczach wyciągając dłoń, jak gdyby przywoływał swą dawną towarzyszkę. Księżycowe światło przeświecało przez przeźroczyste zarysy palców, igrało na nietypowo jasnych włosach... Zaklinaczka odruchowo puściła się biegiem w jego stronę, a mężczyzna uśmiechnął się ciepło. Nagle gdzieś z głębi ruin zabrzmiał przytłumiony dźwięk liry czy kitary... Hourun szarpnął się do tyłu, wbijając w dziewczynę przerażony wzrok, po czym rozpłynął się w powietrzu, jak gdyby wciągnięty przez upiorne, wciąż rozbrzmiewające echem dźwięki.

Callisto

Decyzja o tymczasowej zmianie tożsamości Sorg nie należała do najłatwiejszych dla nikogo z nich. Maeve widziała jak emocjonalnie półelfka przyjęła jej propozycję zmiany imienia i zrobiło jej się przykro, że zaistniała taka, a nie inna sytuacja. Nie potrafiła sobie wyobrazić, co by to było gdyby ona była zmuszona do tego, by nie być już Maeve… Czy odnalazłaby się w tej nowej tożsamości? A może przyjęłaby zupełnie inną osobowość? Albo też pozostała taka jaka jest cierpiąc w ukryciu… Nie, sytuacja w której się znalazła bardka przekraczała jej najśmielsze wyobrażenia o czymkolwiek. Owszem, ona sama wielokrotnie była w kłopotach, ale nigdy nie była poszukiwana, albo tak jej się przynajmniej wydawało. Hourun zwykle zajmował się wszystkim, a kto go tam wie, jak to wyglądało. Hourun. To imię pojawiło się w jej myślach po raz pierwszy od ostatniej rozmowy z bratem. Po raz pierwszy również jego pojawienie się nie wywołało fali bólu, ani niczego nieprzyjemnego. Nareszcie naprawdę się pogodziła z tym, że go nie ma. Dlatego też stwierdziła, że nie ma sensu dłużej się nad tym zastanawiać i poddała się temu, co się dzieje w około niej. Trochę było jej żal opuszczać tą wieś, zdążyła się przywiązać do tych ludzi, ale podjęli decyzję i nawet fakt, że wójt zgodziłby się im wynająć im dom maga, nic nie zmienił. Wiele dzieci ze wsi było niesamowicie rozczarowanych faktem, że podróżni ich opuszczają. Maeve przysięgłaby, że widziała kilka małych, załzawionych buź. Widok ten rozczulił ją do głębi i miała ochotę uściskać wszystkie te dzieci. Ze zdumieniem stwierdziła, że mimo iż nie znała ich dobrze przywiązała się do nich, zupełnie wbrew swoim zasadom.

Po miłym i wzruszającym pożegnaniu ruszyli w stronę Uran ze sprytnie zakamuflowaną Sorg. Pytanie brzmiało jednak, czy to wystarczy? Gdy przekroczyli bramy miasta, serca biły im szybciej. Nie mieli żadnych specjalnych trudności, ale zaklinaczka wiedziała, że każde z nich ma swoje obawy. Wiedziała, że im więcej pytań zadadzą tym bardziej podejrzliwi będą ludzie… Ta myśl towarzyszyła jej aż do czasu gdy położyła się spać w gospodzie, w której się zatrzymali.


Sen przyszedł szybko, ale nie przyniósł jej ukojenia. Powróciła bowiem w nim do Pyłów, które wcześniej stały się ledwie widmem, by teraz powrócić. Sen wydał jej się bardziej realny niż zwykle, ale w jakiś sposób mniej straszny. Tyle razy we śnie odwiedzała to miejsce, za każdym razem czując ten przejmujący strach, otaczającą ją atmosferę śmierci… Tym razem jednak było inaczej, spokojniej. Może dlatego, że przywykła już? Nie była już tam w końcu po raz pierwszy, ale któryś z kolei. Zdziwiło ją jednak, że była sama. Zwykle w tych snach towarzyszyła jej Tua. To między dzięki tym wspólnym snom rudowłosa zaklinaczka przywiązała się tak do młodszej koleżanki. W końcu tylko ona rozumiała, co czuje. Maeve była przekonana, że dziewczyna tam gdzieś jest, więc ruszyła pustymi ulicami miasta by jej szukać. Znalazła jednak zupełnie coś innego… Otóż o jedną z kolumn opierała się znajoma postać. Osoba o której usiłowała zapomnieć… W pierwszym odruchu Maeve najeżyła się niczym kot i zrobiła krok do tyłu uważnie obserwując postać. Był jakby półprzeźroczysty, światło księżyca odbijało się w nim, zupełnie jakby był taflą wody albo lustra. Jego zwykle ciemne włosy tym razem były jasne, jakby księżyc mógł je rozjaśnić. To był Hourun, wszędzie by go poznała. Imię dawnego towarzysza zamarło na wargach dziewczyny. Od dawna jej się śnił, ale zwykle były to wytwory jej wyobraźni, nigdy nie było to tak prawdziwe, tak… boleśnie realne. Ten mężczyzna był tak blisko i jednocześnie daleko. Miała ochotę podbiec, dać mu się objąć, zamknąć w jego szerokich ramionach. Znowu usłyszeć jak szepta jej imię, gdy bawi się jej długimi włosami, oddałaby za to wszystko.
Dotarło do niej, że tak naprawdę nigdy nie wyleczyła się z tego bólu, że nigdy nie zapomni. Ta miłość to był jednocześnie dar i przekleństwo. Maeve zdawała sobie sprawę, że nigdy już nikt nie dorówna jej dawnemu kochankowi, nigdy już do nikogo nie poczuje tego „Czegoś”. Każdy następny mężczyzna w jej życiu będzie musiał zmierzyć się z tym wspomnieniem. Doskonale wiedziała, że ono nigdy nie wyblaknie. Nie można wykreślić czegoś, co było cudem. Coś takiego zawsze pozostaje w życiu, sercu i umyśle, kształtuje zachowanie i dalsze wybory. To jest trwałe, zostaje na zawsze niezależnie od tego, co by się chciało. I ona to wiedziała. Uświadomiła sobie w chwili, gdy znowu go zobaczyła. Jego półprzeźroczysta sylwetka widoczna w świetle księżyca sprawiła, że na chwilę, która zdawała się wiecznością, jej serce przestało bić by potem przyspieszyć swój rytm i uderzać tak mocno, jakby miało za chwilę wyskoczyć z jej piersi. Gdy odwrócił się w jej stronę wyciągając swoją dłoń nie myślała nad niczym. Po prostu puściła się biegiem, chcąc jak najszybciej zmniejszyć dystans pomiędzy nimi. Powie mu jak bardzo tęskniła, jak bardzo pragnie by zabrał ją ze sobą gdziekolwiek jest… W oczach rudowłosej zaklinaczki pojawiły się łzy. Nie były to jednak łzy strachu, czy smutku a szczęścia i wzruszenia. Już za chwilę znowu miała się znaleźć koło niego, wszystko się wyjaśni. A potem… potem wszystko się ułoży. Nie miała pojęcia jak, ale musiało! On tu był! Widząc ciepły uśmiech na jego twarzy starała się przyspieszyć, lecz odległość między nimi wcale nie zdawała się znacznie zmniejszać. Wydawało jej się, że biegnie całe wieki. „Jeszcze chwila, jeszcze chwila.” Powtarzała raz za razem. Nagle, z głębi ruin dobiegł przytłumiony dźwięk liry, a może kitary… Zaklinaczka nie miała pojęcia, brzmiało to jednak złowieszczo. Chciała przyspieszyć, ale nie mogła biegła już z całych sił, wkładając w to całą swoją energię. Musiała do niego dotrzeć, był już tak blisko, tak blisko… Spojrzała na ukochanego, jakby zapewniała go, że za moment do niego dotrze, niech on tylko poczeka, a za chwilę będą razem. Jednak on szarpnął się do tyłu, wbijając w nią przerażony wzrok.
- NIE! – Usłyszała własny głos zaklinaczka, gdy mężczyzna jej życia zniknął równie nagle jak się pojawił. Wydawało jej się, że to te upiorne dźwięki go wciągają, zabierają jej go… Nie miała już dłużej siły biec, nie miało to już z resztą sensu. Przepadł, nie było go. Spóźniła się. Zawiodła go. Tysiące myśli przebiegało przez jej głowę, a ona sama zaczęła płakać.
– Hourun! – Zawołała, mając nadzieję, że może ją usłyszy, może nie jest za późno…

***


Obudziła się zlana potem i łzami. On tam był, w Pyłach. Czekał na nią… W jej oczach zapłonęła determinacja. Musiała go odnaleźć, cokolwiek się czaiło w tej przeklętej mieścinie zabrało jej ukochanego, a ona Maeve Talaudrym nie pozwoli sobie nic więcej zabrać, o nie.

Vantro

Wieczorem po raz ostatni ujęła swoją lutnię w dłonie. Wiedziała, że teraz kiedy zdecydowali się pojechać do Uran, nie będzie już Sorg- bardką, gwieździstą bardką z tatuażem na twarzy. Dziś gra jako Sorg, jest jeszcze sobą, pomimo iż jej twarz nie jest już ozdobiona gwieździstym tatuażem tylko brązową plamą przypominającą znamię. Jednak trzymając w dłoniach swój instrument i wydobywając z niego piękne brzmienie nadal jest sobą. Bardką, która potrafi swym śpiewem zachwycić innych, która swym śpiewem potrafi wywołać uśmiech na twarzach słuchających ją osób. Wkładała więc w swoją ostatnią grę całe serce patrząc na śmiejących się i dobrze bawiących zarówno Podkosian jak i swoich wspóltowarzyszy. Dziś położę się jako Sorg - bardka a rano wstanę już jako Rive... "Kto? Kim będzie dziewczyna, którą mam udawać? Co będę robić? Śpiewać nie mogę, bo sama zmiana imienia nic nie da, kim więc mam być?" Odczuwała coraz większy niepokój szykując się do snu. Niespokojne myśli kołatały jej się w głowie, niepokój sprawiał, że sen nie chciał nadejść.


Zanim się obejrzała już znajdowali się za murami miasta. Strażnicy wpuścili ich do środka nie zatrzymując, choć przyglądając się uważnie. Znaleźli więc karczmę i w niej się rozlokowali. Dziewczęta z Kalelem wyszli na miasto rozejrzeć się trochę jej nakazali na razie nie opuszczać pokoju. Chodziła więc niespokojnie od okna do drzwi wyczekując na nich i na wieści jakie jej przyniosą. Czas dłużył się jej niemiłosiernie, minuta wlokła się za minutą, wydawało się że minęły godziny odkąd tamci opuścili karczmę. Podeszła do drzwi chwilkę się zastanowiła po czym stanowczym gestem ujęła klamkę i otworzyła je na całą szerokość. "Dość! Mam tego po prostu dość! Nie będę tu siedzieć sama! Nie będę się przecież ukrywać cały czas w pokoju, muszę sprawdzić czy moja zmiana coś daje. Musze poszukać informacji o Sicku i tych co mnie poszukują." Przekonywała sama siebie podążając korytarzem karczmy. Po chwili stała już na zewnątrz zastanawiając się w która stronę ruszyć. "Chyba najlepiej będzie zacząć od rynku", stwierdziła w myślach i raźno ruszyła w obranym przez siebie kierunku. Przemierzała uliczki miasta rozglądając się czujnie, zerkała czy nie zobaczy gdzieś Kalela, Tui i Maevę. Już miała zrobić kolejny krok jak poczuła szarpnięcie za rękę, a nad uchem rozległ się okrzyk:

- Mam ją... to ta bardka... ta co jest poszukiwana... Sorg czy jak jej tam było. Jak Ci na imię dziewczę? Sorg prawda?
Próbowała wyrwać rękę z uścisku, szepnęła się i odpowiedziała:
- Jaka bardka? Jaka Sorg? Człowieku pomyliłeś się... Puszczaj! Puszczaj mnie natychmiast jestem Rive!!!. Mam na imię Rive, czemu mnie zaczepiasz i szarpiesz?
Stojący koło niej mężczyzna mierzył ją uwarzymy spojrzeniem zaciskając nadal swoją dłoń na jej ramieniu. Jednak jej wrzask i to że bez wahania wykrzyknęła mu inne imię niż się spodziewał spowodowało, że w jego oczach pojawiło się wahanie.
- Sorg czy Rive mi tam wszystko jedno... jesteś pólelfką której poszukują straże, jest nagroda i ja ją zdobędę kiedy im Cię oddam. Czy jesteś tą co poszukują czy nie to już ich problem, sami sprawdzą. - stwierdził i zaczął ciągnąc dziewczynę.
"Nie tylko nie to!" Szarpnęła się i jakimś cudem udało jej się wyrwać z uścisku nieznajomego mężczyzny. Nie zastanawiała się ani sekundy, zaczęła uciekać. Biegła przed siebie by po chwili skręcić w jakąś uliczkę. Słyszała za sobą tupot nóg goniącego ja mężczyzny. Strach powodował że biegła coraz szybciej, klucząc pomiędzy uliczkami raz po raz skręcając za kolejny róg kolejnego domu. "Chyba mi się udało, chyba mu uciekłam, nie słyszę już jego kroków za sobą" Myślała oddychając ciężko i próbując złapać oddech. Wbiegła za kolejny róg domu i zderzyła się z czymś twardym. Odbiła się i pewnie by upadła gdyby nie otoczyły ją ramiona chroniące od upadku. Szarpnęła się odruchowo i uniosła głowę do góry chcą zerknąć kto tym razem trzyma ja w swoich ramionach. Jej oczy napotkały jego oczy. A do uszu dotarły słowa wypływające z jego ust

- Szukałem Cię Sorg... Zastanawiałem się gdzie jesteś... A tu proszę sama mi wpadasz w ramiona jak "śliwka w kompot"
Wzdrygnęła się na to porównanie i szarpnęła pragnąc uwolnić z jego ramion. - Puszczaj! Puszczaj natychmiast!
Roześmiał się i jeszcze mocniej objął ją swoimi ramionami. Rozpłaszczona na jego piersi czuła jak wali jej serce po wyczerpującym biegu, wiedziała, że on czuje to samo. Jeszcze raz próbowała więc oswobodzić się z obejmujących ją ramion.
- Nie wyrywaj się! Znów uciekasz... a ja przecież chce Ci pomóc... - odparł nie wypuszczając jej. Zerknęła jeszcze raz na niego. Twarz, którą widziała przed sobą była to twarz, którą znała. Spojrzała w jego oczy i zadrżała na widok tego co w nich ujrzała, poczuła jak po policzkach zaczynają spływać jej łzy. Wtuliła się w niego i zaszlochała "...chcę Ci pomóc... chcę Ci pomóc..." rozbrzmiewały w jej głowie jego słowa. Otworzyła usta aby mu odpowiedzieć, jednak nie zdążyła gdyż poczuła szarpnięcie i głos mówiący...

- Sorg!!! Sorg!!! Co się dzieje? Obudź się!!! - otworzyła oczy i spojrzała w zaniepokojone oczy pochylającego się nad nią Kalela - To tylko sen... Wstawaj zbieramy się do drogi. Uran czeka! - roześmiał się wykrzykując ostanie zdanie. "Taaaaaaaa Uran i karczmy i inne atrakcje", przemknęło jej przez myśl. Otarła wierzchem dłoni załzawiony policzek i odparła chłopakowi.
- Zbieram się, zbieram i nie jestem Sorg tylko Rive, wbij to sobie do głowy. - z naciskiem wymówiła swoje nowe imię, po czym dodała - A poza tym wyłaź z mojego pokoju, muszę się umyć i przebrać a jak ty tu sterczysz to tego nie zrobię!
Chłopak roześmiał się, odwrócił na pięcie i wymaszerował z jej pokoju. Siedziała jeszcze chwile na łóżku wspominając swój sen. "Czyżby był proroczy? Ech... nie, mam nadzieję, że nie... jak to mówią: sen mara... Nie mam się co denerwować, po prostu mi się przyśnił, bo czuję niepokój przed nieznanym." Podniosła się z łóżka, podeszła do miski i obmyła twarz z łez. Ubrała się i po chwili stała już przed lustrem czesząc swoje kasztanowe włosy. Zaplotła warkocz, zerknęła po raz ostatni na brązową plamę na swojej twarzy i odwróciła się w stronę pokoju rozglądając się wokół czy niczego nie zostawiła.Zabrała swoje rzeczy i zeszła do reszty towarzyszy, którzy ze smakiem zajadali śniadanie. Mimo nie miała ochoty na jedzenie, a żołądek aż ją bolał z niepokoju zmusiła się do przełknięcia trochę jedzenia. Nie chciała też zbytnio martwić swoich przyjaciół. Kalel i tak zerkał na nią raz po raz z uwagą, aby odwrócić jego myśli od siebie podała mu lutnie z pytaniem czy może ją schować do swojej torby. Chłopak pokiwał głową z uśmiechem i obiecując jej pilnować wepchnął ją do swojego bagażu. " Kiedy znów ją zobaczę? Kiedy znów na niej zagram?", zaczęła zastanawiać się dziewczyna. Jednak nie miała dużo czasu na rozmyślanie i użalanie się nad sobą. Pożegnali się z mieszkańcami Podkosów, a bardka jeszcze raz uśmiechając się obiecała dzieciom, że jak wróci do ich wioski to przywiezie im karmelki.

Przeprawili się przez rzekę i udali w stronę Uran. Przybliżając się do bram miasta dziewczyna czuła coraz większy niepokój. Mimo iż nie posiadała już tatuażu, miała znamię, mimo iż Tua zmieniła jej kolor włosów, czuła jak włosy jeżą jej się na karku kiedy strażnicy przepuszczając ich objęli ją swoim spojrzeniem. "Inaczej niż w moim śnie, tam nie przyglądali mi się tak bardzo. No może troszeczkę. Uffffffff udało się, nie zatrzymali nas. Jesteśmy w środku. Może jednak nam się uda" - myślała z trudem przełykając ślinę. Powoli jednak uspokajała się i mimo iż niepokój nie całkiem ją opuścił to jednak już było lepiej. "Pierwsza przeszkoda za nami. Zrobienie znamienia na twarzy w miejscu tatuażu jednak się dobrze sprawdziło. Choć i kolor włosów też miał pewnie wpływ na to, że mimo iż mi się przyglądali to jednak nie skojarzyli mnie z Sorg. Teraz tylko musimy znaleźć karczmę, w której będziemy nocować." Mimo ulgi jaką czuła rozglądała się wokół z uwagą. Była przecież w mieście gdzie wystąpiła jako bardka, wygrała konkurs, nie było to tak dawno temu, ktoś jednak może skojarzyć jej rysy twarzy. "Zawsze mogę się podać za jej kuzynkę, wszak byłam tu z kuzynką, to i jeszcze jedna może się pojawić". Odetchnęła jednak z ulgą kiedy udało im się znaleźć nocleg w gospodzie "Pod Złotym Pstrągiem". Weszła do pokoju, położyła swój bagaż i usiadła na łóżku oddychając z ulgą. "Na razie nam się udało. Po prostu nam się udało", powoli na jej buzię wypłynął radosny uśmiech. Poczuła jak burczy jej w brzuchu. Zostawiła bagaż w pokoju i poszła coś zjeść. Rozejrzała się po izbie w poszukiwaniu miejsca gdzie mogłaby usiąść. W pomieszczeniu znajdowało się niewiele osób. Bardka zamówiła polewkę, kromkę chleba i czekając na swoje jedzenie rozglądała się zastanawiając co dalej robić. Kiedy podeszła do niej dziewczyna z zamówionym jadłem zagadnęła ją mimochodem.
- Nie wiesz gdzie mogłabym się rozejrzeć za jakąś pracą?

Służebna spojrzała na bardkę dziwnym wzrokiem, bojąc się chyba, że ta zechce odebrać jej posadę. Potem jednak wzruszyła ramionami.
- A co panienka umie? I czego szuka? Za robotą na rynku można na ogłoszenia patrzać, jak kto czytać umie, albo po gildiach szukać. Jeno ci tylko swoich najmują i gonią tych, co im w paradę włażą.

- No... zmywać umiem - odparła raźno dziewczyna - zmywałam już w karczmie talerze a i podłogi też mi się zdarzało zmywać. Młoda jestem siły mam to właściwie, wszystkiego mogę się podjąć. A na tym rynku to ogłoszenia gdzie mogę znaleźć? Nie chciałabym się tek bez celu włóczyć, a i tym gildom w paradę nie włazić, bo po co mają mnie przeganiać. Doradzisz mi coś... proszę - dodała uśmiechając się do dziewczyny.

- Tablica jest, mówię - zjeżyła się dziewczyna na wzmiankę o zmywaniu - A tak to po gospodach trza popytać, u nas pomocy nie trza! - po czym zawinęła się i poszła do baru, tupiąc gniewnie chodakami.
Sorg ze smakiem zjadała posiłek jaki dostała. Skończywszy wstała, podeszła do rozmawiającej przed chwilą z nią dziewczyny i podziękowała jej za pomoc. Raźnym krokiem udała się na rynek w poszukiwaniu tablicy ogłoszeń. Z uwagą zaczęła czytać znajdujące się na niej ogłoszenia.


Dziewczyna z uwagą czytała kolejne ogłoszenia. Dłużej zatrzymała wzrok na ogłoszeniu w którym Gildia bardów posikiwała Sorg. Mimo woli wyrwało jej się westchnienie. "Jednak zrobiłam na nich wrażenie, gdyby tak nie było nie poszukiwaliby mnie. A może to jednak pułapka... może specjalnie wywieszono je abym się zgłosiła, a wtedy łatwiej będzie mnie znaleźć. Tyle na tym słupie ogłoszeń, a większa ilość to listy gończe". Zaczęła przeszukiwać je wzrokiem czy na którymś z nich widnieje jej imię lub Sticka. Nie zauważyła jednak nigdzie swojego imienia nigdzie poza ogłoszeniem gildii. "Gdzie teraz bym była gdybym nie spotkała swoich towarzyszy? Czy byłabym bezpieczna? Czy raczej już przebywała w więzieniu schwytana przez tych co mnie poszukują? Ech... nie ma co gdybać. Zdecydowałam się na wyruszenie w poszukiwaniu przygody i w sumie nie żałuję, nie mogę dwóch srok za ogon trzymać jak to mówią." Pomyślała odchodząc od słupaz ogłoszeniami.

Wracając w stronę gospody zastanawiała się co dalej robić. Weszła do środka i ujrzała dziewczynę, z którą już rozmawiała. Podeszla do niej i zagadała.
- Dziękuję Ci jeszcze raz... Rzeczywiście było tam trochę ogłoszeń... jednak... - wsunęła w dłoń dziewczyny kilka miedziaków i kontynuowała - gdybyś wiedziała o jakiejś pracy takiej nie umieszczonej na tej tablicy to byłabym Ci bardzo wdzięczna za informację. Wiesz szukam kuzyna... był tutaj w Uran, a może nadal jest. Może u Was się zatrzymał. To półelf tak jak ja, nazywa się Helfdan. Pisał mi że będzie w Uran z bardem... hmmmmmm... jak ten bard się nazywał... Stick chyba, a może i nie Stick... może Aesdil, ech w sumie nie pamiętam - kręciła bardka zerkając czy na któreś z wymienionych imion zareaguje dziewczyna. - Pewnie dużo tu gości mieliście w czasie Srebrnego Jarmarku. Nie wiesz czy u Was się on nie zatrzymał czasami? Taki wiesz charakterystyczny mężczyzna, dziewczyny go lubią - dodała przypominając sobie co mówiły o tropicielu córki karczmarza w Podkosach.

Służka szybko schowała monety do kieszeni, by nie przyuważył ich gospodarz po czym, energicznie wycierając kufel, rzekła.
- W "Łysej Mantikorze" szukają dziewki służebnej. Ale tam ciągle szukają, to nie miejsce dla porządnej niewiasty; brudna speluna... I szwaczka, moja kuzynka, pomocnicę chce nająć, ale to tylko jak się panienka na szyciu zna, bo inaczej panienki nie polecę - zastrzegła się. - Co do gości zaś... było pełno, jak co roku, ale bardów elfich ni dudu. Za to półelfów trochę i każdy z lepkimi łapami... Jak ten kuzyn panienki wyglądał?

- Wiesz taki silny mężczyzna podobający się dziewczynom. Twarz z lekkim zarostem, włosy ma długie, niestety nie dba o nie zbytnio, widać w nich warkoczyki lecz na pierwszy rzut oka okalają mu twarz strąkami. Kobietom się podoba, wiesz taki czaruś z niego...- wyliczała bardka po kolei to co jej się przypomniało - no i imię Helfdan i wiem że z elfim bardem tu przebywał... Kojarzysz ich może? Kogoś poszukiwał, znając jego pewnie jakiejś dziewki co mu w oko wpadła... I nie mów do mnie panienko... Rive jestem - dodała z uśmiechem zerkając na dziewczynę.

- Dobrze pa... Rive. A tego z warkoczykami, łajzę, to pamiętam. Jeno chyba z jakimś zbrojnym mieszkał, a nie z lelefem, ale nie pomnę, bo tamten mało gadał i na całe dnie znikał. Obaj jeszcze przed końcem jarmarku wyjechali i tylem ich widziała. Jak chcesz kuzyna po świecie szukać, to chyba dzięki wieszczbie jeno go znaleźć możesz. Od Jarmarku miesiąc minął; kto wie gdzie go wywiało...

- Wieszczbie mówisz... pewne masz rację... tylko gdzie ja... - zawiesiła głos znacząco spoglądając na dziewczynę i wciskając jej jeszcze jednego miedziaka - doradzisz? Widzę, że Ty tu wszystko wiesz, więc...


Dziewczyna urosła słysząc taką pochwałę, lecz znacząco spojrzała na dłonie bardki. Najwyraźniej informacja na temat dobrego wróża lub wróżki była cenniejsza niż kilka miedziaków. Dopiero gdy Sorg wręczyła jej srebrną monetę, zaczęła cicho mówić.
- Wie pa... wiesz, znaczy, wróżów to kilku w Uran znajdziesz, ale najpewniejsza jest Meiyaia. Tyle, że ona nie każdego przyjmie, jeno wedle swojego widzimisie - raz drzwi otworzy, a innym razem możesz do upadłej śmierci się dobijać i co najwyżej cię sąsiedzi psami poszczują. A, i lepiej wybrać się tam z jakimś rosłym chłopem, bo tamta dzielnica to wiesz... to nie miejsce, gdzie chciałabyś się zgubić po zmroku.

- Dziękuję Ci bardzo - entuzjastycznie podziękowała dziewczynie Sorg - a czemu mówisz na mojego kuzyna "łajza", aż tak bardzo zalazł Ci za skórę? Znając go pewnie coś nawywijał? - podpytywała dalej, chcą jak najwięcej dowiedzieć się o śledzącym ją mężczyźnie.


- No wiesz... - dziewczyna zarumieniła się nieoczekiwanie i jeszcze bardziej energicznie zaczęła wycierać naczynie, które i tak już lśniło. - Nie był taki zły... znaczy się ten.. Bo słodkie słówka prawił i w oczy patrzał, a potem się dowiedziałam, że Jankę z nocnej zmiany tak samo obłapiał! - wypaliła, prawie ze łzami w oczach.

- Ech... chłop to chłop portek na miejscu nie umie utrzymać. Nie wart on łez. Nie płacz. Wiesz taki to zbałamuci i dziewczę porzuci, może i dobrze że się dowiedziałaś o tej Jance. - zaczęła pocieszać dziewczynę - echhh... wstyd mi że mam takiego kuzyna... Nie pamiętasz może z kim on łaził oprócz tego ponuraka co z nim mieszkał? Powiesz mi jeszcze jak do tej Meiyai trafić i kiedy najlepiej się wybrać aby jednak mnie przyjęła... proszę...

Służka po raz kolejny znacząco zerknęła na sakiewkę Sorg. Ciężko było powiedzieć, czy odbijała sobie za kuzyna-babiarza, czy też zwietrzyła dobry interes, który mogła ubić na zdesperowanej bardce. Dopiero gdy kolejny srebrnik wylądował w jej kieszeni dokładnie wytłumaczyła drogę do kamienicy, w której mieszkała Meyaia, nie szczędząc szczegółów i punktów orientacyjnych. Na koniec zaś rzekła:
- Na pewno wczesnym rankiem nie idź, bo pewno będzie spać. Słyszałam, że ona przyjmuje tych co chce przyjąć... no wiesz, ona WIE, komu wróżyć powinna. Zresztą ponoć też się zielarstwem para - słowo "zielarstwo" dziewczyna wyrzekła z dziwnym naciskiem - toteż pewno musi uważać kogo do domu zaprasza.
- Nie wiesz czy jest coś co by mi pomogło, aby jednak mnie przyjęła? - pytała coraz bardziej zdesperowana bardka, bojąc się że odejdzie od wróżki z kwitkiem. - No wiesz jakieś słowo, hasło czy coś takiego... nie raz się o tym mówi... może na kogoś się powołać?... Ty wiesz wszystko to może i to...

- Nie wiem, no! - zirytowała się dziewczyna - Mówię ci, że ona po prostu WIE. Jednych przyjmuje, innych kijem pogania. Z taką głupotą jak szukanie kuzyna to pewnie nie masz co na wróżbę liczyć, nawet jakbyś jej trzosem złota o drzwi kołatała. Ludzie gadają, że w jej żyłach płynie krew dawnych magów, jeszcze sprzed wojny, może nawet tych starych, złotych elfów, i że dla dobra Królestwa ona wróży, nie dla pieniędzy czy sławy. Ponoć nawet kapłani chadzają do niej po pomoc, choć przecież sami od bogów dorady dostają. Ale pytałaś to mówię.
Sorg z uśmiechem podziękowała dziewczynie - Bardzo mi pomogłaś... jak dorwę tego mojego kuzyna to obiecuję natrzeć mu uszu porządnie... spotakac taką dziewczynę jak Ty i jakąś Jankę obłapiać,ech durny chlop. Jakby Ci się coś przypomniało jeszcze to wiesz gdzie mnie szukać. Ja za to pójdę poszukać rosłego mężczyzny aby do tej poleconej przez Ciebie Meyai iść... Dzięki Twoim wskazówką trafię do niej bez problemu...

Służka spojrzała nieco dziwnie na Sorg będąc pewną, że bardka zwyczajnie kpi z jej miłostek podobnie jak wcześniej jej kuzyn; jednak nawoływania nowoprzybyłej klienteli powstrzymały ją od komentarza.
Bardka stała jeszcze chwilę spoglądając za oddalającą się dziewczyną. W myślach jeszcze raz przypominając sobie informację od niej wyciągnięte. "Helfdan - jak go określiła to łajza, co łap przy sobie trzymać nie umie, jedną dziewkę bajeruje, a za chwilę już się za drugą bierze. Wieści o nim może mi jakieś przepowiedzieć Meiyaia, może i o Sticku coś mi przepowie. Muszę koniecznie się do niej udać. Tylko ta podejrzana okolica mnie niepokoi,jak pójdę sama to na pewno się w coś wpakuje. Dziewczyny i Kalel się zdenerwują. Żadnej z nich nie mogę narazić na niebezpieczeństwo, pójdę poszukam Kalela", postanowiła kierując swe kroki w stronę pokoju chłopaka.

Podeszła do jego drzwi i załomotała z całej siły wykrzykując przy tym:
- Kalel jesteś? Otwórz muszę z Tobą pomówić - po chwili usłyszała jak chłopak odpowiada ze środka - Jestem,jak musisz to właź, czego się drzesz?
Nie musiał jej tego dwa razy powtarzać, chwyciła za klamkę i raźno wparowała do środka. Od razu zaczęła mu się z uwagą przyglądać. Podeszła jeszcze bliżej i przesuwała wzrokiem od jego stóp do głowy i na powrót,na chwilę zatrzymując wzrok na jego oczach, które przypatrywały jej się ze zdziwieniem.
- O czymś chciałaś pogadać? - usłyszała niepewność w jego glosie.
- Tak.. tak... za chwilkę - odparła mu z roztargnieniem podchodząc jeszcze bliżej i nadal taksując go uważnym spojrzeniem. Zobaczyła jak chłopak pod wpływem tego wpatrywania się w niego zaczyna się cofać lekko zaniepokojony. Podeszła więc do niego już bez wahania i uniosła dłoń. Po chwili już jej ręka spoczęła na ramieniu chłopaka lekko go ugniatając.
- Podwiń rękaw koszuli... i napręż bicepsy proszę - odezwała się szacując na ile można go nazwać "rosłym chłopem". Spoglądała na chłopaka krytycznie i w myślach zaczynała układać plan. "Może gdyby mu tak pod koszulę jakiś jasiek wepchać, a ramiona jakimiś szmatami obwiązać, to będzie bardziej rosły... Z drugiej strony, jak będziemy musieli wiać to mu jeszcze ten pseudo biceps odpadnie i co wtedy? Chyba niech zostanie tak jak jest, po prostu w razie czego będzie się nadymał i udawał, że jest bardziej rosły, w sumie to facet to potrafi...", rozmyślałam dalej obmacując ramię chłopaka.
- Sorg...
- Rive - syknęła przerywając mu to co chciał powiedzieć - Kalel, musisz to zapamiętać! Proszę... Wypytałam tutejszą dziewczynę co w karczmie pracuje, poleciła mi abyśmy do wróża się udali. Wiesz takiego jak dziadunio Henryczek, tylko tutaj on a właściwie ona zwie się Meiyaia... Powiedziała mi jak do niej dojść tylko mi rosłego chłopa trza i... no wiesz... ekhm... ten... no... padło na Ciebie, czy chcesz czy nie musisz iść ze mną - dodała już mniej pewnie zerkając na chłopaka - jak nie to pójdę sama, a to podobno niebezpieczna okolica - zerknęła jak na tą wiadomość zareaguje Kalel.

Kalel czerwony i zły na siebie, że znowu zapomniał że Sorg to teraz Rive, zapytał - Rive - przełknął ślinę gdyż wciąż trudno było mu się przyzwyczaić do nowego imienia bardki - Rive, ale po co Ci wróż? Pamiętasz co powiedział dziadunio? Przydało sie to nam na coś?
- Dziadunio to dziadunio... Jego przepowiednia też się sprawdziła... Maeve spotkała brata, a powiedział, że kogoś spotka, Ty spotkałeś swoich dawnych kompanów, a też Ci to przepowiedział, mi przepowiedział szubienice i jak mnie złapią to też się to sprawdzi. Potrzebny mi wróż! Może powie nam gdzie Sticka szukać, albo gdzie są Ci co poszukują mnie. Wiesz... trochę oszukałam tą dziewczynę - dodała lekko speszona - powiedziałam jej o tym półelfie Helfdanie, że to mój kuzyn i że go szukam... Może nam coś jednak pomoże... co innego mamy robić? Pracy szukać? Byłam przy słupie ogłoszeń sam se idź zobacz, może na sprzątacza do kapłanów pójdziesz.Jednak co nam to da? Pomoże mi to uwolnić się od podejrzeń? Masz lepszy pomysł to słucham... - zapomniał, że cały czas ściska chłopaka za ramię, obmacując rosłość jego bicepsów.
- Rive, wszystko to prawda, ale czy nam to coś dało? Tyle że po fakcie mogliśmy kiwać głowami, że rzeczywiście się sprawdziło. - Spojrzał na zmartwioną twarz Sorg i pomyślał: "Warto tam pójść jeśli miałoby to rozwiać jej niepokój". Poklepał dłonią palce ściskające jego ramie i dodał - Nie szkodzi tam pójść. Oczywiście że nie puszczę cię tam samej. Pójdziemy razem. Po chwili się roześmiał - Ja? Do sprzątania u kapłanów? Masz pomysły Rive!
- To szykuj się! Tylko wiesz... napnij się czy coś abyś wyglądał na "rosłego chłopa"... - podkreśliła jeszcze raz bardka - i zbieramy się do drogi, jeszcze tylko dziewczętom zostawię wiadomość gdzie idziemy, aby w razie czego wiedziały co się z nami stało.Jednak nie napiszę im dokładnie gdzie idziemy i do kogo,bo jakby co lepiej aby tam same nie szły. Jak Ty mi nie pomożesz jako ochroniarz to one same tym bardziej nie dadzą rady... - dodała już trochę ciszej puszczając wreszcie ramię chłopaka
Kalel rozbawiony słowami Sorg zaczął się napinać, prężyć muskuły i udawać co najmniej dwa razy większego faceta niż był. - I jak? I jak Rive? nadaję się? Przyjmiesz mnie na służbę jako szefa ochrony?
Spojrzała na chłopaka i parsknęła śmiechem - Nadajesz się, bo jak tak na Ciebie patrzę ,jak się tak nadymasz... to sama mam ochotę wiać gdzie pieprz rośnie... - po czym dodała - masz tą pracę "szefie ochrony" - i zaczęła zwiewać w stronę drzwi - tylko za bardzo się nie nadymaj bo Ci koszula trzaśnie na tych Twoich bicepsach i będziesz miał wydatek zamiast zarobku.
 
__________________
"Co do Regulaminów nie ma o czym dyskutować" - Bielon przystający na warunki Obsługi dotyczące jego powrotu na forum po rocznym banie i warunki przyłączenia Bissel do LI.
woltron jest offline