Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 06-05-2010, 22:27   #271
 
Lynka's Avatar
 
Reputacja: 1 Lynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemu
Tua przez cały czas bardzo uważnie przysłuchiwała się słowom bardki, które wywarły na niej spore wrażenie. Półelfka snuła swoją opowieść bardzo zgrabnie, zaciekawiając słuchaczy. Gdy czarodziejka usłyszała o zapoznaniu Sticka z Sorg, skojarzyła to ze swoim własnym pierwszym spotkaniem z Madragiem. Czarodziejka wcale się nie dziwiła, dlaczego bardka ruszyła za nieznanym sobie mężczyźnie.
Słuchając historię życia Sorg, Tua czuła w sercu przyjemne, ciepłe, uczucie. Było jej miło, że dziewczyna im zaufała i opowiedziała wszystko. Czarodziejka była pewna, że to wszystko było szczere, nie miała powodów by twierdzić inaczej.
- Dziękuję Sorg. Dziękuję, że nam zaufałaś i opowiedziałaś o sobie - Tua uśmiechnęła się.

Bardka uśmiechnęła się do dziewczyny słysząc jak ta jej dziękuje za opowieść o jej dotychczasowym życiu.
- Wiesz... nie masz mi za co dziękować, przeze mnie macie kłopoty. Pewnie i Was teraz będą poszukiwać. To Wy mi zaufaliście pozwalając ze sobą podróżować, uciekając ze mną przed strażnikami, a ja mimowolnie wpakowałam Was w kłopoty.

Kalel w sumie uwierzył w większość z tego co mówiła Sorg, lecz niestety to nie tłumaczyło próby zatrzymania jej przez straż miejską. Zmartwiona mina bardki i jej słowa potwierdziły jego przekonanie, że wspólna ucieczka nie była błędem. - Póki co nie wiedzą kogo. Nie sądzę żeby strażnicy zapamiętali coś więcej poza tym, że byłaś z trzema osobami. Dopóki nie znajdą nas razem z Tobą nic nam nie grozi. A to oznacza, że... nie możemy dać się nikomu znaleźć - Roześmiał się ze swojej pomysłowości. - Może i sytuacja nie jest do śmiechu - ponownie spoważniał - ale też i nie jest tragiczna.

Tylko co mogło być powodem ścigania Sorg? Podejrzewali, że była wspólniczką Sticka, a jeśli jest on szpiegiem to raczej nie zapomną jej tak szybko i będą ścigać przez długi czas. Kto wie w jakich jeszcze miastach szukają Sticka? Czy Sorg będzie mogła bezpiecznie wędrować od miasta do miasta?

- Mówisz, że nie wiesz w , co cię wplątali… - Potarła dłonią czoło Meave. – To trzeba się dowiedzieć. Umówiłam się z bratem, że zostawię mu wiadomość na trakcie… Może on coś będzie wiedział. Chyba, że chcemy ryzykować i wywiedzieć się tego sami. – Zaproponowała, uważnie spoglądając na zebranych.

- Nie wiem. Będąc z nim zbierałam informacje i przekazywałam informacje od niego. Wydawało mi się, że jest to normalne, przecież bardzi właśnie w ten sposób zbierają materiał na swoje ballady. Nie przypuszczałam, że jest coś nie tak. Nikt nas nie zaczepiał, nikt nic do nas nie miał. Jeżdżąc po Królestwie nigdy się nie ukrywaliśmy, tak jak Wam mówiłam domy wielmożów stały dla na otworem, biblioteki.

"Faktycznie. Bycie bardem otwiera wiele drzwi" - pomyślał łotrzyk - "To rzecz, którą warto zapamiętać". Na głos zaś dodał - Wygląda na to że nieźle cię wkręcił. Ciekawe tylko w co. Może powinniśmy jakoś powęszyć w tej sprawie?

Czarodziejka poparła słowa Meave i Kalela, na głos wypowiedziała swoje obawy i dodała:
- Rozumiem, że boisz się stryczka, ale uciekając zamykasz sobie tylko bramy miast, co chyba ważne w twoim fachu. A gdyby cię złapali, to na szubienicę cię wyślą choćby tylko dlatego, że uciekałaś, bo przecież podobno niewinni tego nie robią... Może warto by było pomyśleć o jakimś sposobie oczyszczenia się z zarzutów albo chociaż dowiedzenia się czemu dokładnie chcą cię aresztować? Jeśli tylko będę mogła, chętnie ci w tym pomogę, tylko może najpierw dostarczmy pierścień.
- Myślę, że Sorg nie powinna pokazywać się tam dopóki nie dowiemy się o co chodzi. Dowody na niewinność jakoś się zdobędzie. Tylko czy ty się zgadzasz, Sorg? - Zapytała Meave. - Ciągle też zastanawia mnie fakt, że zdawali się czekać...

- Sorg nie może wejść do miasta, ale może my? Nas pewnie aż tak bardzo nie zapamiętali, a jeśli użyjemy magii to z pewnością nas nie rozpoznają - powiedziała Tua- Nie sądzę, żeby czekali. Szukają ją, więc po prostu wszyscy strażnicy znają jej rysopis. Z resztą ma tam przecież różnicę, więc nic dziwnego, że mogli się spodziewać jej powrotu. - Dziewczyna wzruszyła ramionami. Jakoś nie wierzyła w podobne "teorie spiskowe", choć niczego nie mogła wykluczyć.
- Nie mam tam rodziny. Byli tam tylko na Srebrnym Jarmarku, już teraz pewnie wrócili do domu. Jedyną osobą która mnie może oczyścić z podejrzeń jest chyba tylko sam Stick, ale jego chyba jeszcze też nie znaleźli. Poza tym uciekłam od niego, czy będzie chciał zaświadczyć o mojej niewinności?
Kalel pokręcił głową - Na mój rozum, to nie licz na to. Zrobi wszystko żeby się wykręcić, nawet jeśli to miałoby kosztować Twoją głowę. Mam wrażenie, że tylko rozwiązanie tej zagadki może ci pomóc. O ile to w ogóle jest możliwe. - Zmartwiona mina chłopaka nie pozostawiała wątpliwości co do jego opinii w tej sprawie.
Widząc minę chłopaka bardka od razu wiedziała co sobie pomyślał. "Jak nic nie wierzy w to, że może nam się udać rozwiązać ta zagadkę. Właściwie mu się nie dziwię, bo jak możemy tego dokonać?"
- Będziemy jeździli się wypytywali o Sticka? Wreszcie ktoś zwróci na nas uwagę i nie dość, że ja to jeszcze i Wy wylądujecie w więzieniu. Jeżeli straże Królestwa nie mogą go znaleźć to nam się uda? A może go jednak znaleźli i on naopowiadał im nie wiadomo czego o mnie i dlatego teraz mnie chcą zaaresztować. Jak byłam na Srebrnym Jarmarku nikt mnie nie zaaresztował, a przecież się nie ukrywałam. Coś od tamtego czasu musiało się wydarzyć. Coś co spowodowało, że chciano mnie aresztować gdy pojawiłam się u bram miasta.
- Może dopiero teraz dowiedzieli się o czymś co zrobił? Albo kim jest? Naprawdę nigdy nie dostrzegłaś niczego podejrzanego? Kogoś z kim się spotykał? Miejsca do których wracał bez potrzeby lub z jakimś naciąganym powodem?
- Nic a nic, za każdym razem przyjmowano nas normalnie. Stick śpiewał ballady, przychodziły tłumy ludzi. W każdym mieście mogliśmy chodzić do domu wielmożów, tam również przyjmowano go z szacunkiem. Nie raz pozwalał mi zabawiać gości śpiewem. Nic nie wskazywało na to, że się ukrywamy, że robimy coś nie tak. No może te zbieranie informacji, ale naprawdę wydawało mi się i wyglądało to tak jak zbieranie materiałów do kolejnych ballad. Tylko ten ostatni okres tuż przed tym jak od niego czmychnęłam, wtedy był jakiś taki nie "swój". Był poddenerwowany, tak jakby niezadowolony z czegoś. Jednak nie dowiedziałam się co go niepokoi bo sama nawiałam zabierając Skat.

- Po co będziemy ryzykować wypytywaniem się? Mój brat może zdobyć dla nas informacje jeśli się zgodzicie oczywiście. Jak wspominałam, ale zostało to zignorowane, umówiłam się z nim, że zostawię mu wiadomość na trakcie. Równie dobrze mogę go poprosić by trochę powęszył. Niech się młody wreszcie przyda. -
Uśmiechnęła się lekko Meave. - Wbrew pozorom można mu zaufać, a i dla nas to bezpieczniejsze rozwiązanie.

Bardka spojrzała na Meave i odparła
- Twoje rozwiązanie wydaje się najlepsze, ale co będziemy robić w tym czasie gdy Twój brat będzie zbierał dla nas informację? Gdzie się zatrzymamy? W tych Waszych Podkosach? Nie wiemy chyba ile czasu zajmie mu odebranie informacji od Ciebie i ile czasu zajmie mu zbieranie informacji dla nas.

- Ale czy to nie będzie zbyt niebezpieczne dla Twojego brata? Grozi mu przecież to samo co nam. Chyba, że ona ma jakieś sposoby... -
wtrąciła Tua.
- Musimy też przemyśleć jeszcze jedno. Sorg wie już wiele o naszej misji, a obiecaliśmy przecież dochować tajemnicy. Co powiedzą na to wieśniacy? Czy może nie wyjawimy im prawdy o wiedzy Sorg i tylko poprosimy o pomoc w ukryciu się?

- Mój brat gorsze kłopoty widział, znając jego. Dla niego nie ma niczego nazbyt niebezpiecznego. Ten dzieciak żyje z poszukiwania przygód. - Uśmiechnęła się lekko Maeve.

***

Słysząc propozycje Kalela o takim oszukiwaniu Podkosian Tua pokręciła głową. Miała takie same obawy jak Sorg, poza tym wciskanie wieśniakom bajeczek, które mają tak mało wspólnego z rzeczywistością nie podobało jej się. Sądziła, że najlepiej będzie, gdy po prostu Sorg będzie udawała, że nie wie z jakim zadaniem przybyli do Podkosów, a wędruje z nami, ot tak po prostu. Dla przygody, bo nudziło jej się w domu, czy z jakiegokolwiek innego powodu. Przedstawiła swój pomysł przyjaciołom i próbowała go do nich przekonać.

Droga do wsi była dla Tui niespokojna. Martwiła się o to, jak przyjmą ich wieśniaki i czy nie będą tam czekać na Sorg. W pierwszym momencie zaniepokojenie wzrosło, gdy Kalel zwrócił dziewczętom uwagę, że ze wsi dobiegają dźwięki, świadczące o pogrzebie. Jednak, po kilku sekundach dziewczyna uświadomiła sobie, że właściwie nie ma się czego bac i irracjonalny strach, powodowany stresem ostatniego czasu, odpłynął. Pogrzeby zdarzają się wszędzie i w każdych okolicznościach, są czymś normalnym i naturalnym. Na wygłoszoną przez Kalela ciekawośc, co do tego co się zdarzyło wzruszyła ramionami i powiedziała:
- Pogrzeb jak pogrzeb. Pewnie nic specjalnego. Żeby tylko karczma był otwarta, bo będziemy mieć problem z noclegiem.
 
__________________
"A może zmieszamy wszystko razem i zobaczymy co się stanie?"
Lynka jest offline  
Stary 07-05-2010, 18:18   #272
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Znajomy widok podkosiańskich chat napawał was z jednej strony ulgą, z drugiej obawą. Jak niechętni obcym i chroniący swą tajemnicę Podkosianie przywitają Sorg? Jak przywitają Was? I czy - idąc za czaronowidztwem Maeve - tutaj nikt na Sorg nie będzie czekał?

Sama wieś w świetle zachodzącego za chmurami słońca wyglądała tak, jak zapamiętała ją trójka podróżników - mała, spokojna, nijaka. Jednak i różnice były: dym ulatujący z kominów, nagie gałęzie owiniętych już słomą drzew, zaorane i zbronowane pola, z posianą gdzieniegdzie oziminą - wszystko to uświadomiło Wam, że zima za pasem i zaraz spadnie pierwszy śnieg. Mimo ważniejszych w tej chwili spraw, widok pustych pól i zeschłych liści napawał was niepokojem. Sami przed sobą musieliście przyznać, że dopiero w trakcie podróży, na własnych błędach, nauczyliście się jak należy przygotować się do dłuższej wyprawy - samodzielnej, nie w karawanie przezornego kupca czy szlachcica. Co prawda pogoda była dobra, rankiem nie budził Was jeszcze przymrozek, jednak lodowaty wiatr zawiewający chwilami od gór nie pozostawiał złudzeń. Tylko patrzeć aż Królestwo ściśnie mróz, śnieg zasypie trakty, a zwierzyna pochowa się głęboko w lasach.


Póki co jednak minęliście puste pola i wjechaliście między domy, szukając mieszkańców wsi.
Zgodnie z przewidywaniami Kalela właśnie odbywał się pogrzeb; z rynku dobiegły was rzewne zawodzenia gęśli i szum ludzkich głosów. Gdy podjechaliście bliżej ujrzeliście niewielką, drewnianą trumnę leżącą na wozie, oraz zebraną wokoło zapłakaną gromadę. Wszystkie zaś głowy zwróciły się w Waszą stronę.



- Witajcie dobrzy Podkosianie - radośnie wrzasnął Kalel, niepomny powagi sytuacji. - Przybywamy z dobrą nowiną! Ta oto tutaj bardka Sorg jest osobistym przedstawicielem Elethieny i zaraz przekaże wam to, na co tak długo czekaliście. Jeśli pozwolicie to teraz przekażę jej głos.

- Spóźniliście się!!! Babciaaaa!!! - rozryczała się niewysoka dziewczynka, a z tłumu wybiegł na oko pięcioletni chłopiec, i z okrzykiem Płowa!, dopadł do klaczy, podskakując by przytulić się jej do pyska. Przez tłum przepchnął się Fardan w odświętnych szatach, najwyraźniej pełniący obowiązki kapłana, wójt oraz co ważniejsi wieśniacy. Wszyscy wpatrywali się w Was wyczekująco.

Sorg zaskoczona spojrzała na Kalela, co prawda mieli mówić, że jest ona wysłanniczką Elethieny, ale myślała, że to będzie wtedy gdy ktoś zapyta kim ona jest. Nie spodziewała się zupełnie, że chłopak jak tylko wjadą w podwoje wioski wykrzyczy to przed całym tłumem ludzi. Tym bardziej, że zgromadzeni tu ludzie opłakiwali odejście kogoś im bliskiego. W pierwszym odruchu miał ochotę "sprzedać" mu porządnego kuksańca. Widząc jednak zbliżającą się postać w odświętnych szatach powstrzymała się w ostatniej chwili czekając co powie na nowinę Kalela.
Widząc jednak, że patrzy on wyczekująco w ich stronę zaczęła niepewnie
- Staraliśmy się dotrzeć tutaj najszybciej jak nam się uda, wiedząc o tym, że wyczekujecie powrotu moich współtowarzyszy.- zrobiła gest dłonią w kierunku dziewcząt i Kalela - Jednak widzę, że nasz wjazd do wioski przerwał Wasze uroczystości. Pozwolicie, że przyłączymy się do nich, aby towarzyszyć Wam i oddać należny szacunek osobie, którą opłakujecie? - Powoli zsunęła się ze Skat i stanęła naprzeciw zgromadzonych, czekając na reakcję na jej słowa.
- A pierścień? - wyrwało się lękliwie jednemu z chłopów. W końcu to pierścienia a nie podróżników wyczekiwali.

- Mamy i pierścień - odparła bardka lekko się uśmiechając w kierunku mężczyzny, który o to spytał. - Jednak chyba może poczekać, aż dokończone zostaną uroczystości, które mój spieszący do Was z pomocą towarzysz przerwał i zakłócił?

Wszyscy spojrzeli po sobie. Widać było, że większość chciałaby odzyskać pierścień natychmiast, jednak nie mogli nie uszanować powagi pogrzebu. Wreszcie do Sorg zbliżył się starszy mężczyzna, ubrany w kapłańskie szaty.
- Wysłanniczko Elethieny, doceniamy twą troskę; zwróć jednak wpierw pierścień naszej wiosce, która tak długo wyczekiwała jego mocy - rzekł, po czym odwrócił się do zebranych. - Umieśćmy go w kapliczce Galian, ku czci starej Dagoby, która nie przeżyła ostatniej przemiany. Potem zaś odprowadzimy jej ciało w podróż do ziemi naszej bogini.
Wśród Podkosian rozległ się pomruk aprobaty.

"Uff, przełknęli to. Teraz to już z górki", pomyślał Kalel z zadowoleniem. Nie podobało mu się co prawda to, że uroczystości pogrzebowe zepsuły efekt ich przyjazdu, ale co zrobić, siła wyższa. Dostosowując się do powagi chwili przybrał jak najsmutniejszy wyraz twarzy i głosem przygnębionym i pełnym żalu powiedział:
- Robiliśmy co się dało aby wykonać misję jak najszybciej.
Niestety spotkało nas wiele nieszczęść po drodze i nazwałbym cudem to, że wróciliśmy do was z pierścieniem. Ja również odczuwam wielki żal po stracie Dagoby, gdyż się bardzo zaprzyjaźniliśmy podczas mojego wcześniejszego tu pobytu. Pierścień chociaż jej nam nie przywróci, to jest znakiem zmian, które będą prowadzić ku lepszemu.
- Kłamie!! Nigdy u nas w chacie nie był, ani z babunią nie gadał! - zawyła wnuczka zmarłej, lecz uciszono ją mocnym kuksańcem.
- Galian Was chroniła; choć chyba nie wszystkich - poważnym tonem rzekł Fardan, rozglądając się za Lususem i Lidią i wyciągając dłoń po pierścień, który - ku jego zaskoczeniu - wręczyła mu Maeve.
Podejrzliwej zaklinaczce wcale a wcale nie podobało się spojrzenie, jakim zielarz mierzył drużynę, a zwłaszcza Sorg; oraz jego wyważone zdania. Oczywiście mogła złożyć to na karb szacunku okazuwanego wysłanniczce wielkiej Elethieny, ale wiedziała już z poprzednich rozmów, że Fardana nie da się tak łatwo oszwabić, a mimo, iż nie był wójtem, to on właśnie miał w wiosce najwięcej do powiedzenia.

Sorg czując uważny wzrok mężczyzny na sobie spojrzała na niego ponownie. Pamiętała jak Stick ją uczył, żeby nie odwracać wzroku tylko wytrzymać aż przyglądająca Ci się osoba pierwsza to zrobi. Patrzyła więc na Fardana i czekała kiedy pierwszy oderwie od niej wzrok, lekko zadzierając podbródek, chcąc sprawić wrażenie pewniejszej niż była. By odwrócić uwagę Fardana od Sorg Kalel zapytał: Nie powątpiewam w moc i dobre intencje czarodziejki Elethienny ale czy jesteś w stanie stwierdzić czy ten pierścień został naprawiony? Bo nie chciałbym, żeby się okazało że wszystko co przeszliśmy aby go Wam zwrócić poszło na marne - wypowiedziawszy te słowa spoglądał na Fardana wyczekująco.
- Milcz głupcze - chcesz odebrać wszystkim nadzieję, którą dopiero co im dałeś?! - warknął nieoczekiwanie Fardan, ściskając łotrzyka boleśnie za łokieć. - Porozmawiamy w mojej chacie, po stypie. A teraz przywiążcie konie i chodźcie, zanim ludzie zaczną się niecierpliwić.

Zamiast odpyskować zielarzowi Kalel tylko się skrzywił i już więcej nie odezwał się słowem. "Może i głupi ale udało mi się odciągnąć jego uwagę od śliskiego tematu". Sorg zaś z wdzięcznością spojrzała na chłopaka. "Kolejny raz uratował mi skórę. Jednak czuję, że tym razem nie będzie tak łatwo jak mu się wydaje."


Uroczysty pochód z Fardanem na czele ruszył w stronę kapliczki Galian. Zielarz złożył pierścień w przemyślnej skrytce posążku, a zbiorowe westchnienie ulgi wydarło się z piersi wieśniaków. Podkosy w końcu były bezpieczne od klątwy, a przez to od wścibskich oczu obcych, którzy okazjonalnie zjawiali się we wsi. Potem czekał Was powolny marsz przez wieś i łąki aż do ukrytego w zagajniku cmentarza, otoczonego brzozowym płotkiem; oraz krótka ceremonia pogrzebowa.


Zarówno pogrzeb jak i stypa nie były dla Was niczym nowym; zwłaszcza dla pochodzących ze wsi Kalela i Tui. Byliście na nich zresztą głównie z uprzejmości - nie znaliście zmarłej staruszki, nie smuciliście się więc po jej śmierci. Jedynie fakt, że przywiezienie pierścienia dwa dni wcześniej mogło uratować jej życie, ważył wam nieco humory.

Nie mineło jednak dużo czasu, gdy ze stypy wywołał Was Fardan i poprowadził do swojej chaty. Wcale was to nie zmartwiło - wieśniacy patrzyli na was z rezerwą, i mimo, że podziękowania za odzyskanie pierścienia sypały się jak grad czuliście nastrój podobny do tego o poranku po przemianie Podkosian. Jedynie nieświadoma problemu Sorg składała dziwną atmosferę na karb lęku przed "wysłanniczką Elethieny".
Zielarz nie owijał zaś w bawełnę. Gdy tylko zasiedliście przy stole w jego domu, założył ręce na piersiach i rzekł oskarżycielsko: Złamaliście dane słowo. Szukali was. Gdzie paladyn?
 
Sayane jest offline  
Stary 23-08-2010, 14:34   #273
 
woltron's Avatar
 
Reputacja: 1 woltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumny
Vantro

Powrót do Podkosów wprawił Kalela w zmieszanie. Nie spodziewał się takiej nieprzyjaznej atmosfery, szczególnie po tym, że przecież wypełnili zleconą misję. Nawet pojawił się u niego żal, że dał się na nią namówić, tym bardziej że wiele nie oferowali. "Cóż jeśli tak oni to widzą, to i ja nie muszę się przejmować. Udało mu się powściągnąć swoją złość tak, żeby jej nie okazać, lecz w spokoju i zadumie przebrnął ceremonię pogrzebową. Rozruszał się dopiero na stypie. Nie było za bogato, lecz i tak zaraz po podróży nawet niewyszukane dania sprawiły dużą przyjemność.

Bardka korzystała z tego że zachowanie Kalela odwróciło uwagę innych od niej i rozglądała się z uwagą wokół. "Chyba go uduszę, tylko muszę jakoś go odciągnąć gdzieś na bok" pomyślała i delikatnie dała chłopakowi kuśkańca w bok. Gdy na nią spojrzał kiwnęła mu głową, aby przesunął się wraz z nią w kąt izby gdzie odbywała się stypa.
- Kalel? O co tutaj chodzi? Z Waszych opowiadań wynikało, że oni będą Wam wdzięczni, a z tego co widzę oni są chyba niezbyt zadowoleni z Waszego powrotu. I co z tą babcią, mówiłeś że się zaprzyjaźniliście, a ta mała twierdzi, że kłamiesz? I kim jest ten wystrojony jegomość co od Maeve pierścień zabrał i mi się tak dziwnie przyglądał?- szepnęła chłopakowi do ucha zasypując go gradem pytań, jak już znaleźli się na uboczu.

- No właśnie nie wiem. Jestem bardzo niemile zaskoczony - odszeptał chłopak - To wygląda tak jakby oni myśleli że to taki tam skok za miedzę. Wszędzie równe trakty i straże a my podróżujemy królewskimi karocami. Im się chyba w głowach poprzewracało. Żebym wiedział to po prostu bym tutaj nie wracał. Nic im nie jesteśmy winni, a wręcz odwrotnie. Po chwili otrząsnął się i odpowiedział na pytanie Sorg - A ten facet to miejscowy zielarz. On nas od początku wrabiał w dziwne sprawy. Zaczynam mieć podejrzenie co do niego.

- Jak wrabiał... Kalel? Sluchaj, może to nie najlepszy pomysł abyśmy tutaj zostawali? Nie podoba mi się to jak on się mi przyglądał. Jakoś dziwnie wpatrywał się w mój tatuaż, aż mnie ciarki przeszły. Miałam wrażenie, że on wie, że nie jestem wysłanniczką Rudej Wiedźmy. Ale skąd mógłby to wiedzieć? Może niepotrzebnie z tym wyskoczyłeś?

- To on wysłał nas do fortecy z drowami i również on zlecił nam sprawę pierścienia. - Kalel powiedział te słowa niemal zgrzytając zębami. - Jeśli Elethienna mu nie powiedziała, to skąd ma niby wiedzieć? Na jasnowidza to on nie wygląda - dodał krzywiąc się na wspomnienie swojego zachowania podczas spotkania z wróżem.

- Wiesz co? Wydaje mi się, że tylko Ty mi powiesz co tu chodzi, dziewczyny nadal kryją przede mną informację, od czasu do czasu im się tylko coś wymknie, tak jakby niechcący. - rozejrzała się po izbie i zobaczyła kilka par oczu wlepionych w nią i chłopaka. - Może pójdziemy oporządzić konie i tam w spokoju pogadamy, jak uważasz?

Kalel widząc zachowanie Sorg przygasił się. - Masz rację. Trzeba ulżyć koniom. Należy im się trochę wypoczynku i uwagi po tej podróży.I tak dobrze że się na nas nie obraziły po pościgu. Po tych słowach wstali i udali się do stajni.

Kiedy tylko weszli do środka dziewczyna ujęła zgrzebło w dłoń drugie wcisnęła w rękę chłopaka. Pociągnęła go w kierunku Skat i Plamki, które stojąc obok siebie ze smakiem przeżuwały siano ze żłoba. Zaczęła przesuwać zgrzebłem po grzbiecie konia i odwracając głowę w stronę Kalela rzekła:
- Gadaj! Coś mi się tu nie podoba, mam dziwne wrażenie jakbyśmy wpadli z deszczu pod rynnę. Czemu twierdzicie, że oni będą Wam wdzięczni za oddanie pierścienia, a teraz znów mówisz, że oni Was w coś wrobili. Powiedz od początku o co tu chodzi. I jak w ogóle się tu znaleźliście, dlaczego w sumie oni Wam powierzyli swój pierścień? Czy nie jesteście tu obcy tak jak i ja?

- Wyglądało to tak, że nam zaufali gdy wróciliśmy po pokonaniu drowów i dowodami że to nie my zabiliśmy kupca Hallusa. - Mówił Kalel przesuwając mocno zgrzebłem po sierści Plamki - Wzięli nas na litość, tak biadolili o swoim nieszczęściu, że w końcu przykro nam się zrobiło. Oczywiście nic nie chcieli zaproponować w zamian, tylko tą, jak jej tam - łaskę u bogów i parę miedziaków. A teraz mają pretensję że nie za bardzo się staraliśmy. - Rozżalony Kalel trochę przesadzał, ale nie mógł się powstrzymać. To zmęczenie w połączeniu z chłodnym przyjęciem w Podkosach tak sprawiało.

- A co z tą babcią? Znałeś ją czy nie ten dzieciak się darł, że kłamiesz? - spytała rzucając podejrzliwe spojrzenie na chłopaka.
Kalel, nieco zmieszany odpowiedział - Ja się chyba pomyliłem. Bo jak poprzednio byłem tutaj, to pewna bardzo miła staruszka przygotowała mi kąpiel i przy okazji sobie bardzo miło pogawędziliśmy. - wolał nie wspominać, że bardzo liczył na kąpiel z kimś innym - I teraz, jak usłyszałem ze to pogrzeb staruszki, to właśnie ona mi stanęła przed oczami. Dopiero przy trumnie okazało się że jednak nie. Głupio wyszło. - Dodał zmartwiony.
- Ech nawet nie wiesz jaka babcia wyciągnęła nogi i wyrywasz się, że się przyjaźnisz. Już lepiej nie prostuj o jaką Ci chodziło, bo Cię jeszcze ze skóry obedrze, że ją chciałeś uśmiercić. Czyli może powiem co z tego wszystkiego zrozumiałam, a Ty powiesz czy tak czy nie ok? - odparła bardka na tłumaczenia chłopaka.
- Tak - odparł Kalel i zamilkł w oczekiwaniu na słowa Sorg.
Dziewczyna przesuwała zgrzebłem po bokach konie i wyliczała po kolei.
- Po pierwsze przyjechaliście tutaj z kupcem, którego ktoś zabił i Was w to wrobiono. Po drugie zmusili Was do udania się do fortecy po pierścień, gdzie walczyliście z drowami i odzyskaliście go. Po trzecie pierścień okazał się bezwartościowy, bo już nie działał, więc obiecali Wam łaskę bogów i parę miedziaków jak go zawieziecie do Rudej Wiedźmy i ona go naprawi, aby bronił ich przed klątwą. Po czwarte kiedy już to zrobiliście nie okazują oni zbyt dużej wdzięczności, a powiedziałabym, że raczej niechęć. Tak? - spytała kończąc swój wywód.

Epimeteus

Chłopak pokiwał z uznaniem głową. - Od razu widać, że bard, wszystko dobrze do kupy zebrałaś. Sama musisz przyznać, że coś tutaj jest nie tak. Ale co? I jak się o tym dowiedzieć? - Pogładził Plamkę po szyi nie przerywają szorowania jej zgrzebłem. Cieszył się że może swoje wątpliwości odkryć przed kimś, kto je zrozumie. - Może pryśniemy? Dopóki mieszkańcy są zajęci pogrzebem? - Zapytał się z wahaniem, świadom jak absurdalna jest jego propozycja. Jeszcze przed chwilą uważał Podkosy za w miarę bezpieczną przystań a teraz chciał czmychnąć stąd gdzie pieprz rośnie - Wiem, wiem... to bez sensu by było. Ale coś warto byłoby zrobić. Ale co?
Dziewczyna spojrzała na Kalela z uwagą i odparła:
- Najlepiej uważać pod nogi aby nie wleźć w inny rodzaj kupy - po czym roześmiała się widząc jak Kalel spuszcza wzrok, aby zobaczyć na czym stoi. - No... jeszcze nie wdepłeś. Wiesz wiać to na razie nie możemy, bo musimy chyba dziewczyny zabrać. Nie pozostaje nam nic innego jak wrócić na tą stypę. - stwierdziła kończąc wyczesywać Skat.
- Dobrze, wracajmy. Ale oczy lepiej mieć dookoła głowy. I uszy. - roześmiał się w końcu Kalel. Odłożył przybory do czyszczenia konia i odruchowo wytarł buty o słomę walającą się na klepisku. Uśmiechnął się do Plamki i pogładził po chrapach. - Fajnie mieć własnego konia - powiedział rozmarzonym głosem. - Nigdy nie sądziłem że kiedykolwiek będę miał. A jednak jest. W mojej rodzinnej wiosce trupem by padli jakby zobaczyli mnie teraz. Dostatnio ubrany i z bronią, na pięknym koniu. - Po chwili jednak westchnął i dodał - Nie sądzę jednak żebym tam wrócił, może kiedyś, jak coś innego mnie tam przypadkiem zaciągnie. Bałbym się pytań o Elenę i innych. I co ja miałbym wtedy odpowiedzieć? Nastrój prysł, tak że na stypę wracali w prawdziwie pogrzebowych nastrojach.

Bardka złapała chłopaka za ramię i dała mu do zrozumienia by stanął jeszcze na chwilkę, po czym zaczęła do niego mówić:
- Kalel przecież Ty chyba ze wsi odszedłeś na długo przed nimi, to kto by Cię o nich pytał? Wiesz... przecież oni sami wybrali taki los dla siebie, Ty też mógłbyś zbójować, a nie robisz tego. To po prostu przypadek, że akurat na nas trafili. Pomyśl co z nami by się stało, gdybyśmy się nie obronili. Przecież i tak prędzej czy później paladyni by ich złapali. Nie pozwolili by im zbójować. To była po prostu kwestia czasu - zakończyła zerkając na niego z lekkim niepokojem. "Cały czas go to męczy. Zdradził swoich starych kompanów/przyjaciół na rzecz nowych. Ciężko się mu z tym pogodzić. Pewnie nadal kocha Elenę, a jak się okazało i on nie był jej obojętny, zapewne wspomina wspólne chwile." Westchnęła i ruszyła powoli w stronę skąd dochodziły odgłosy toczącej się nadal stypy. .
- Echhhh - Kalel tylko machnął ręką bo co miał powiedzieć? Że takie informacje się rozchodzą? Że przy jego szczęściu na pewno wszyscy będą wiedzieli, że to on schwytał swoich ziomków? I że mentalność lepszy swój zbój niż cudzy święty jest bardzo rozpowszechniona w jego stronach? - Mam tylko nadzieję, że nie może już być gorzej - powiedział kończąc rozmowę. Oczywiście okazało się, że jednak może.

Weszli do sali i poszukali dziewcząt. Już mieli się przysiąść jak podszedł do nich Fardan i zaprosił ich do swojej chaty. Bardka idąc obok Kalela szepnęła do niego:
- Wiesz... albo oni się obawiają mnie jako wysłanniczki Rudej Wiedźmy, albo szykują się nam jakieś kłopoty. Może ktoś tu jednak mnie poszukuje. Jak myślisz? Znasz go dłużej... myślisz, że chce Wam mimo wszystko podziękować za pomoc?
- Echh Sorg...- głębokie westchnięcie Kalela połączone ze wzruszeniem ramion jasno dawały do zrozumienia, że chłopak po prostu nie wie. Zwalniając kroku tak, że zostali trochę za Fardanem oraz Tuaą i Maeve spróbował odpowiedzieć na jej pytanie - Też chciałbym to wiedzieć, ale teraz zachowuje się całkiem inaczej niż kiedykolwiek wcześniej - szeptał nachylając się do jej ucha. Chyba nawet zbytnio się nachylając, gdyż jego usta niechcący musnęły spiczaste ucho. Odskoczył jak oparzony, pewien że zaraz oberwie patelnią.
Sorg zerknęła na Kalela lekko zmieszana "Zrobił to specjalnie, czy raczej niechcący? Pewnie niechcący, ale czemu odskakuję jakbym go miała za chwilę czymś walnąć? Ech chyba jestem zmęczona i przewrażliwiona, pewnie ma dość moich pytań i dlatego się odsunął." Jednak lekki niepokój spowodował że przysunęła się do chłopaka i mu odszepnęła:
- Niepokoi mnie to jak on mi się przyglądał. Po tym jak mnie ścigają, mam wrażenie, że wszędzie czai się niebezpieczeństwo. Może on też ma nakazane wysłania informacji jak pojawi się we wsi bardka z gwiazdą na twarzy.Zaraz się zresztą o tym przekonamy.

Kalel odetchnął, tym razem mu się upiekło. Sorg była świetnym kompanem ale czasami nieobliczalnym jeśli chodzi o nerwowe reakcje. Powstrzymał się od potarcia dłonią zaskakująco palących ust, zastanawiając się co może oznaczać to odczucie. - Co się tak gapisz? - zapytała bardka zadziornie, odwracając się w jego stronę. W tym momencie ujrzał gwiazdkę i jak zawsze poniewczasie przypomniał sobie o tatuażu Sorg. Malunek na jej policzku już tak bardzo mu się z nią kojarzył, że po prostu zapomniał, że należy go ukryć. - Ehhh - ponownie westchnął - zapomnieliśmy o czymś Sorg - powiedział wymownie spoglądając na tatuaż.
- O czym zapomnieliśmy? - spytał dziewczyna. Czując jednak wzrok Kalela przesuwający się po jej twarzy, wiedziała już jaką za chwilę usłyszy odpowiedź.
Nie chcąc nic już mówić po prostu uniósł dłoń i palcami musnął gwiazdkę. - O tym.
Sorg poczuła jak po policzku rozchodzi jej się fala ciepła od miejsca gdzie przez chwilę dotykały ją palce chłopaka. Zmieszała się i odchrząkując odparła:
- A jak mieliśmy go ukryć? Chyba tylko zabandażowanie mi twarzy by pomogło? Wyobrażasz sobie ich miny na widok tak zabandażowanej półelfki? Nie pozostaje nam nic innego chyba jak tylko poczekać co powie ten Wasz zielarz i mag.
- No już na to za późno nawet na zabandażowanie. Ale teraz myślę, że nawet zamazanie tej gwiazdki tak żeby na kropkę wyglądała byłoby lepszym rozwiązaniem niż pozostawienie jej tak jak jest. Teraz tak jak powiedziałaś - możemy tylko poczekać na to co powie Fardan. Więcej już nie rozmawiali, tylko przyśpieszyli kroku by dogonić pozostałych.
Zaraz po przekroczeniu progu chatki Fardana, ton obrócił się do nich i gniewnym głosem powiedział: Złamaliście dane słowo. Szukali was. Gdzie paladyn?

Lynka

Wjeżdżając do miasta Tua była zaniepokojona. Nie wiadomo było jak mieszkańcy przyjmą Sorg, a to ją martwiło. Bała się, czy nie przepędzą ich za zdradę tajemnicy i przyprowadzenie do wsi poszukiwanej dziewczyny. Tylko pogrzeb nie potęgował jej zmartwienia. Była świadoma, że to Mozę jeszcze bardziej utrudnić im dogadanie się z Podkosianami, ale nie przejmowała się tym zbytnio. I tak są w bardzo trudnej sytuacji, więc zwykły pogrzeb w sumie nie robi im aż tak wielkiej różnicy. Chyba, ze był to pogrzeb kogoś bardziej poważającego w wiosce, ale i tak najpierw muszą dotrzeć na miejsce. Dopiero wtedy się wszystkiego dowiedzą.

Młoda czarodziejka chciała dotrzeć wreszcie na miejsce. Była zmęczona ucieczką i pragnęła jak najszybciej załatwić tą sprawę i w końcu odpocząć. Dodatkowo aura ją przygnębiała. Czuła zbliżającą się ciężkimi krokami zimę. Jakoś nigdy nie lubiła tej pory roku. W domu nigdy było na tyle ciepło by ją zadowolić. Musiała też więcej czasu spędzać w domu, z matką. A ta zwłaszcza zimą często zawracała jej głowę zupełnie nieinteresującymi Tuę sprawami, próbując wybić swojej córce z głowy „niemądre” i „niepraktyczne” mrzonki o magii, podróżowaniu i przygodach.

Ale znajome widoki okolic Podkosów przywodziły też oczywiście wspomnienia z ich poprzednich wizyt w tej wiosce. Te były mieszane. Na początku złość za wrobienie jej w morderstwo, niepewność, gdy wysłano ich na misję do Zapomnianej Fortecy, triumfalny powrót i wyjazd z kolejną misją. To tu, tak naprawdę zaczęły się jej przygody, to tu poznała swoich przyjaciół. Z pozoru zwykła, a jednak przeklęta wioska, która stworzyła ich grupę. Grupę przyjaciół.

Mimo iż w drodze do wsi Tua próbowała przekonać Kalela i Sorg, by lepiej nie kłamali z tą „wysłanniczką Elethieny” to jednak najwyraźniej jej argumenty do nich nie trafiły, bo chłopak oczywiście od samego wjazdu do wsi zaczął strzelać gafami i nietaktami raz po raz, niemal tak szybko, jak Lidia wypuszczała ze swego łuku strzały. Tua, tak jak i Meave, próbowała jakoś dyskretnie i po cichu przystopować chłopaka, ale ten, albo ich nie zauważał, albo najzwyczajniej w świecie ignorował. Czarodziejka czuła się nieco zirytowana i zawstydzona zachowaniem Kalela. Przecież wszystko co powie będzie przypisywane nie tylko do niego, ale do całej ich grupy, a ona wolałaby nie być kojarzona z takimi gafami.

Mimo, iż Tua spodziewała się zaproszenia na stypę, to przyjęła go z pewnym zawstydzeniem. Nie dość, że Kalel zachowywał się tak jak się zachowywał, to jeszcze nie znali tej kobiety, a ludzie mimo wszystko chyba nieco obwiniali ich za jej śmierć. Dlatego ze ściśniętym żołądkiem siedziała tam cicho, zdawkowanie odpowiadając zaczepiającym ją wieśniakom i niewiele jadła.

Wołanie Fardana jej nie zdziwiło. Czekała na nie. Chciała wyjaśnić do końca tą sytuację i upewnić się, czy znajdą tu schronienie dla siebie i przede wszystkim dla Sorg.

Callisto

Podkosy były coraz bliżej i bliżej. Z daleka było już widać pierwsze chaty. Meave trochę się obawiała, czy na pewno nikt tam nie czeka na Sorg… W końcu nic nie wiedzieli o tym nakazie aresztowania. Dotyczył on tylko tego miasta, a może całego okręgu? Rudowłosa bardzo chciała wierzyć, że ten nakaz obejmuje tylko Uran, ale wydawało jej się to mało prawdopodobne. W końcu łatwiej było złapać poszukiwanego, gdy zaprzęgało się do tego więcej niż jedno miasto. Wydawało jej się to logiczne, bo ona sama nie wróciłaby już do miejsca, gdzie próbowano ją aresztować, co oznaczałoby dla miasta straty. Dlatego czuła się trochę nerwowo, gdy wjeżdżali do wsi. Dodać do tego fakt, że tu wszystko się zaczęło i w jej żołądku coś się skręcało. Dręczyło ją przeczucie, że coś jest nie tak, ale nie mogła tego do końca zidentyfikować… Drużyna zapewne pomyślałaby, że ona jest przewrażliwiona, ale Meave wiedziała, nie miała pojęcia jak i skąd, ale wiedziała, że wszystko jest inne…

Gdy wjechali do wioski poczuła to. Nawet pomimo tego, że nie należała do osób specjalnie empatycznych wyczuła, że coś się stało. Mnóstwo smutku, żal… Może nawet złość? Pytanie tylko, co to spowodowało. Nie wątpiła, że niedługo się dowiedzą, jednak ciekawiło ją to. Gdy wjechali bliżej, z rynku dobiegły ich ludzkie głosy. Gdy przyjrzeli się dokładniej swemu otoczeniu dostrzegli nie tylko wszystkie twarze zwrócone w swoją stronę, ale również trumnę. Zaklinaczka przełknęła głośno ślinę. Ktoś zmarł… A gdy ktoś umierał ludzie mieli tendencję do zwalania winy na obcych, a oni byli obcy. Do tego przywlekli ze sobą Sorg… Meave chciała coś powiedzieć, lecz wtedy odezwał się Kalel. Meave kręciła głową dając mu znak by przestał gadać, ale on najwyraźniej nie zrozumiał. Uparty dzieciuch… Na szczęście Sorg uratowała sytuację, albo tak się wydawało. Nie wiedząc czemu magini miała wrażenie, że coś się tu zmieniło… I to nie chodziło tylko o śmierć. Jakby ludzie postrzegali ich inaczej, sama nie była pewna czy pozytywnie.

Gdy Kalel zaczął mówić, Meave ponownie pokręciła głową na znak, żeby zamilczał. Ten chłopak definitywnie nie potrafił dobrać dobrych słów do okazji. A Fardan też nie wyglądał na zachwyconego tym wszystkim. Będzie trzeba z nim porozmawiać, gdy już inni będą czymś zajęci… Gdy poprosił o pierścień, Meave zeszła z konia i podeszła wręczając mu go.

- Proszę. To już koniec waszych cierpień. – Uśmiechnęła się ciepło, spoglądając z czułością na dziewczynkę, która właśnie opłakiwała babcię. I wtedy znów to chłopaczysko się odezwało. Meave widziała dezaprobatę zielarza, lecz zanim ten cokolwiek zdążył powiedzieć zjawiła się przy Kalelu by uderzyć go w tył głowy otwartą dłonią.

- Przymknij się wreszcie. – Syknęła, spoglądając na niego ze złością. Rozumiała, że przebywając ze zbójami nie uczył się manier, ale to już było ponad wszystko…


***


Pogrzeb i stypa nie były jakieś niezwykłe. Meave przykro było, że spóźnili się i nie zdążyli powstrzymać przemiany… Ale z drugiej strony, staruszka i tak by umarła, to było naturalne koło życia. Gdy Fardan wywołał ich ze stypy specjalnie jej to nie zdziwiło. Właściwie nawet ucieszyło, w końcu miała zamiar z nim porozmawiać. Jego ton był oskarżycielski, ale miał do tego pełne prawo.

- Złamaliście dane słowo. Szukali was. Gdzie paladyn? – Odezwał się zakładając ręce na piersi. Meave dała znak pozostałym (zwłaszcza Kalelowi), że ona na razie będzie rozmawiać. Czuła pewien związek z tym człowiekiem, choć nie wiedziała czemu.

- Bardzo nam przykro, że to wszystko wygląda jak wygląda, ale ta droga nie należała do najłatwiejszych dla nas. - Zaczęła dbając o to by jej ton okazywał należny mu szacunek. Nie miała zamiaru go okłamywać. Wiedziała, że i tak nie ma to sensu. - Paladyn i jego towarzyszka zdecydowali się nas opuścić i wyruszyć w swoją stronę. Nie mogliśmy zrobić nic aby ich zatrzymać, nawet gdybyśmy chcieli. To była ich decyzja. Przepraszamy za wszelkie niedogodności związane z przybyciem tu obcej dla was osoby. Przepraszam również za… niezręczność spowodowaną przez towarzysza. Jestem pewna, że nie miał na myśli nic złego. Jego mowa jest po prostu szybsza od jego rozumu.

- To na pewno - mruknął Fardan, mierząc złym wzrokiem Kalela. - Planowaliśmy na wasz powrót wyprawić małe święto, ale w tej sytuacji... ludzie będą drżeć ze strachu przez kolejny dekadzień. Na prawdę pierścień może nadal nie działać? - zwrócił się z obawą do Maeve, pamiętając, że to ona najgoręcej broniła ich sprawy przed Lususem. Potem spojrzał na "wysłanniczkę Elethieny".
- Niestety.... - Zawahała się na chwilę Meave, starając się dokładnie sobie wszystko przypomnieć. - Istnieje taka możliwość. Przeczucie mówi mi jednak, że nie ma czego się obawiać. Nie mogę tego wyjaśnić.. Nie mogę zapewnić, że zadziała, ale ufam, że czar się udał. Uważam, że nie ma się czego obawiać, bo magini wiedziała co robi.

Czując wzrok zielarza na sobie Sorg wtrąciła:

- Ruda Wiedźma nie poleciłaby przecież przywieźć do Was pierścienia,który by nie działał, wszak ona go Wam podarowała a teraz oddała gdy naprawiła zło które zostało mu wyrządzone

- Niby tak.... ale skoro Wy byliście u niej, spotkaliście ją osobiście i nadal macie wątpliwości, co jak my możemy wierzyć... - zasmucił się Fardan, po czym niespodziewanie uderzył pięścią w stół. - Wszystko przez tego przeklętego Margata! Gdyby nie ukradł pierścienia, to teraz nie musielibyśmy drżeć na widok każdego obcego we wsi, nie musielibyśmy kluczyć, kręcić i kłamać... Właśnie - zielarz spowrotem przeniósł surowy wzrok na Sorg. - Byli tu tacy... szukali Sorg z gwiazdą na policzku - ino nie wysłanniczki Elethieny a... bardki - zaakcentował ostatnie słowo.

- Wybacz, panie. To moje wrodzone czarnowidztwo się odezwało. Wolę nie przyjmować niczego za pewnik. - Na twarzy rudowłosej zaklinaczki pojawił się łagodny uśmiech, który nie zniknął nawet gdy Fardan uderzył w stół. Wzdrygnęła się dopiero, gdy usłyszała, że ktoś poszukiwał Sorg. Spojrzała na nią, jakby pytała, czy chce powiedzieć prawdę sama, czy ona ma to zrobić.

Bardka czując na sobie spojrzenie czarodziejki zaczęła się zastanawiać. Już otwierała usta aby powiedzieć jak jest, kiedy przez jej głowę przeleciała myśl. "On zna Maeve, lepiej chyba będzie jak ona opowie". Po czym spojrzała na Maeve starając się dać jej wzrokiem do zrozumienia, że to ona prowadzi rozmowę, więc niech i tym razem ona opowie. "Najwyżej uzupełnię jej wypowiedź, gdy padną pytania do mnie. Mamy jeszcze listy polecające od Elethieny możemy je przecież pokaząc", przekonywała siebie w myślach i czekała co i ile opowie zielarzowi czarodziejka. Meave odczytała spojrzenie Sorg i skinęła głową dając jej znać, że zrozumiała. Spojrzała przy tym z dezaprobatą na Kalela, który przecież okłamał tych ludzi.
- Jak się już zapewne domyśliłeś nasz towarzysz cię okłamał, za co bardzo przepraszam. Jestem pewna, że i on żałuje. Uznał po prostu, że to zabrzmi lepiej. Nie chciał wywoływać popłochu. Fakt, nasza towarzyszka jest bardką, ale można liczyć na jej dyskrecję. Nie należy do tych, co za wszelką cenę szukają sławy, wykorzystując przy tym nieszczęście innych. Ręczę za nią. Owszem, jest poszukiwana, ale to wszystko to nieporozumienie. Widzisz, panie, podróżowała kiedyś z innym bardem i gdy ten wpadł w kłopoty automatycznie uznano ją za współwinną. - Meave spojrzała na Sorg z lekkim uśmiechem. - Jej historia jest dość zawiła, więc najlepiej będzie jak weźmiecie mnie na słowo. Udowodniła nam, że można jej ufać. Wiem, że dla was jest obca, ale uwierzcie mi, ta o to półelfka ma serce większe niż by się wydawało. - Puściła oko do Bardki. - Mamy też listy polecające od Rudej Wiedźmy, jeśli chcesz je zobaczyć. Ani ja, ani Sorg ani moi towarzysze nie mamy przed wami nic do ukrycia. Wy powierzyliście nam swoją tajemnicę, zaufaliście nam. Wiem, że sprowadzanie obcej może wydawać się nadużyciem tegoż zaufania, ale to wszystko jest dużo bardziej skomplikowane.

- Nie chciał wywołać, lecz wywoła. Czasem bezmyślność gorsza jest niż zła wola - westchnął Fardan. - Mnie też wcale nie uspokoiliście. Nie zdajecie sobie sprawy jak to jest... jakie stało się nasze życie od kradzieży pierścienia. Wiecie, że północne wsie i miasta żyją w cieniu orków, które rokrocznie palą, gwałcą i rabują plony, prawda? Im póżniejsza pora tym więcej strachu o swe życie i rodziny...
Bez pierścienia dla nas takim orkiem jest każdy obcy, przybywający do wsi. Wystarczyłoby jedno słowo, a jestem pewny, że Tulip spaliłby naszą wieś do imentu, byle tylko uniknąć problemów związanych z klątwą; a raczej obarczenia za nią winą Hardana Szalonego, a przez to i jego rodziny - w końcu jest jego krewnym. Zresztą - kto chciałby mieć krwiożercze potwory pod nosem? Kto by od nas plony skupił, kto w karczmie zanocował? Dzieci czasami w dzień się zmieniają... Nie zrozumie ten, kto tu nie mieszka - zakończył ze smutkiem, po czym spojrzał na Sorg.
Zaufać... nie pozostawiliście nam wyboru, prawda? - rzekł z goryczą. - I tak pewnie więcej problemów niż drowy, mord kupca i wypytujący o wszystko paladyni na nas nie sprowadzisz, dziecko. Ale trza było prawdę od razu powiedzieć a nie kręcić, kłamstwo zawsze na jaw wyjdzie i jeno szkodę kłamcy koniec końców przyniesie.


- Taka sama wina moja jak i Kalela powinnam powiedzieć, żeby mnie tak nie przedstawiał. Nie sprzeciwiłam się temu więc uznał, że tak będzie najlepiej. Chciał dobrze, nie chciał Was zawieść, pojechali z misją do Elethieny, starali się ją wypełnić jak najszybciej i jak najlepiej. Sprowadziłam na nich kłopoty tym, że się do nich przyłączyłam. Proszę nas tak do końca nie potępiać. Młodzi jesteśmy, na błędach się uczymy, nie raz boleśnie. Niekiedy robimy coś czy mówimy zanim przemyślimy konsekwencje tych działań. Tak samo było i teraz. Jest nam potem przykro, wstydzimy się i pewnie gdyby to było możliwe zrobilibyśmy wszystko aby cofnąć czas i postąpić inaczej. Jednak tego nie da się zrobić. Kalel nie chciał źle chciał mnie chronić, nie chciał abyście pomyśleli, że Was zawiedli. Ostatnio wiele przeszliśmy, napad pod domem Rudej Wiedźmy, napad zbójów, kiedy tu do Was wracaliśmy, mogliśmy stracić życie, więc baliśmy się. Lęk jest złym doradcą... Sami żyjecie w lęku, więc wiecie jak jest... a nam pozostało tylko przeprosić - powiedziała Sorg zerkając z nadzieją na mężczyznę i ściskając Kalela za dłoń chcąc dodać sobie i jemu otuchy.

- Masz rację, dziecko, co się stało to się nie odstanie, sami też pewnie wiele przeszliście - machnął ręką Fardan. - Zrobilibyśmy jednak wszystko, by ochronić nasze domy i rodziny, toteż... ach, zresztą... - wstał i podszedł do jednej z półek, skąd ostrożnie wziął rulon papieru. Wydało wam się, że od ostatniego spotkania znacznie się postarzał, a troski jeszcze bardziej przygięły jego stare plecy. Odwrócił się do Sorg. - Ten list zostawił dla ciebie elfi bard, co tu jakiś czas temu węszył. Nie wierzyłem, że nada się na coś prócz karmy dla moli, ale oto jesteś.

Meave spojrzała zdumiona na Sorg, gdy Fardan podał jej list. Czyżby mieli doczekać wyjaśnienia dziwnej pogoni za towarzyszką?

Bardka spojrzała zdziwiona na mężczyznę.
- List dla mnie od elfa barda? Jak on wyglądał, jak się zwał, dawno tu był? - zaczęła odczuwać niepokój. "Jaki bard? Skąd wiedział, że tu będę? Czemu zostawił dla mnie list? Co w nim może być? Nie dowiem się jak go nie przeczytam." Z niepewnością wyciągnęła dłoń po rulon papieru, który podawał jej zielarz.

- Z miesiąc temu... niedługo po waszym odjeździe. Imienia nie pomnę; dziwny odcień skóry miał - chyba nietutejszy.

- Taki złocisty? - spytała dziewczyna powoli uświadamiając sobie kto mógł dla niej list zostawić.
Rozwinęła rulon papieru, zerknęła na niego i zaczęła czytać. Powoli dobrnęła do końca listu i podpisu "Aesdil". Skończywszy zwinęła papier w rulon.
- To tekst pieśni o poszukiwaniach księżniczki Otilii - zostawił mi go bard,którego poznałam na Srebrnym Jarmarku, - powiedziała na głos czując jak pozostali jej się przyglądają. - dziękuję za przechowanie go, będzie mi bardzo pomocny przy tworzeniu kolejnej ballady.
"To co w liście znajduje się naprawdę powiem im jak zostaniemy sami" - postanowiła bardka, nie będąc pewną jak na te informacje zareagowałby Fardan.
Meave nie wtrącała się w to, co napisane było w liście do Sorg, nie czytała jej też przez ramię. Owszem, miała przeczucie, że kłamie, co do treści (brzmiało to jakoś mało prawdopodobnie, ale z drugiej strony.... co ona wiedziała o bardach), ale zapewne miała dobry powód. A jeśli będzie chciała to się z nimi podzieli.


-Fardanie - odezwała się dotąd milcząca Tua - Powiedz nam proszę, o co wypytywali ci paladyni, o których mówiłeś?
- O wszystko, dziecko... - westchnął starzec. - Jakby wiedzieli o wszystkim co sie tutaj stało (wyjąwszy, dzięki o Gallian, klątwę naszą) i tylko potwierdzić przyjechali. O drowy i Fortecę, o mord kupca waszego i Tulipa, o Wilczy Las i Levelon jakiś, o Margata i Hardana... Gregor taki wściekły był, że jakbyście zaraz wrócili to by was chyba widłami pogonił. Coś mu ten tormita do słuchu powiedział. Zresztą wszyscy nerwowi byli, zwłaszcza o ten mord nieszczęsny, ale minął dekadzień, dwa i nikt nie przybył, to odetchnęlim nieco. Jeno boimy się, że o niepokojach we wsi paladyni Tulipowi doniosą - to ich obowiązek jest, lecz pewnikiem dla nad wyższą dziesięciną się skończy.
Że paladyni to się zapędziłem trochę. Paladyn Torma im przewodził, lecz jedynym boskim rycerzem tam był. Z łuczniczką piękną podróżował, elfem, co list dał, łowcą brodatym i kapłanem Kalekiego Boga - szczęśliwy uśmiech wypłynął na pooraną zmarszczkami twarz. - Powiedział, że nasza Gallian w świecie jest Chaounteą zwana, czczona jako Pani Świata i poważana bardzo. I uprzejmy jaki - zupełnie nie jak szlachetny pan. Wiecie, że nawet ze świątyni na podgrodziu przywiózł nam święte przedmioty, co w ukryciu na lepsze czasy czekały? I się doczekały, w naszej kapliczce będą służyć!
I o Was wszystkich pytali - posmutniał i spojrzał na zebranych. - Znali wasze imiona - nie wiem skąd; wiedzieli też że półelfia bardka z gwiazdą na policzku z wami jedzie. Dlatego się na was wszyscy podejrzliwie popatrują - nibyście drowa-mordercę przywiedli, lecz teraz was paladyni szukają... Zbyt wiele się dzieje jak na nasze proste życie i ciężko to wszystko rozumem objąć.
- A mówili może dlaczego nas szukają? Skąd nasze imiona znają i całą tą historię? Wiedzieli gdzie zmierzamy?
- Nie wspominali chyba... A wy się nie domyślacie? Kto wiedział wszystko o wydarzeniach tutaj? Komuś musieliście się zdradzić. - Fardan powiódł wzrokiem wokoło.

Tua zmieszana spuściła wzrok i zaraz potem rozejrzała się po przyjaciołach. Niezręcznie jej było mówić o złamaniu przez nich tajemnicy:
- Słyszałeś z pewnością o bohaterach z Wheelon. Oni wręczyli nam mapę, dzięki której trafiliśmy do domu Elethieny. Musieliśmy im zdradzić cześć naszej historii. Była to z resztą jakaś rodzina Lidii. Ale poza tym... - Tua zastanowiła się - Lusus składał jakieś raporty, ale nie wiemy co mówił. Choć jestem pewna, ze nic, co mogłoby przywieźć tu taką grupę. No i Rob i Jakob wędrowali z nami do Zapomnianej Fortecy, póki strach ich nie dopadł i nie zwiali, więc oni za wiele o nas nie wiedzieli. Tak poza tym to chyba nikt nie zna nas jako grupy i nie wie o naszych przygodach. Czy zapomniałam o kimś? - zwróciła się z pytaniem do towarzyszy. Nie ma sensu okłamywać Fardana, a skoro mówi już prawdę, niech będzie ona rzetelna.

- Jedynie gdzie nas mogli razem widzieć i usłyszeć nasze imiona to był Srebrny Jarmark. - poparła słowa czarodziejki bardka. Nie chciała wspominać o tym co wyczytała w liście przy zielarzu. "Aesadil z jakiegoś powodu zostawiając list napisał go w elfim sugerując, aby go nie czytać na głos. Sama nie wiem komu możemy zawierzyć. Porozmawiam z nimi jak zostaniemy sami i powiem czego się dowiedziałam", postanowiła zaciskając dłoń na liście od elfa.

- Trzy grupy ludzi... w tym boscy rycerze - Fardan pokręcił z niedowierzaniem głową. - I to według was mało, by was - i nas - wyśledzić? Zresztą znali was po imieniu, więc nie mów, dziecko, że nie znają waszej gromadki; oj, wygląda na to, że znają aż za dobrze.


- Nie wiemy czego możemy się spodziewać po szukających Sorg strażach, a chcemy uniknąć... - Tua zrobiła pauzę szukając odpowiedniego słowa - ...niezasłużonych nieprzyjemności. Wiesz może gdzie jeszcze mogą szukać naszej przyjaciółki?
- Skoro jej szukają, to pewnie wszędzie. - rzekł zielarz - Na północy na pewno, w końcu paladyn pewnie z tamtejszej twierdzy pochodzi; ale z Uran przyjechali i do niego nawrócili, więc pewnie stamtąd wieść przyszła.
- Czyli pojechali na powrót do Uran tak? - spytała Sorg z uwagą przysłuchując się słowom mężczyzny. "Miesiąc temu tu byli,więcej nie wrócili, więc może tutaj będzie najbezpieczniej przeczekać. Przecież kiedyś Sticka złapią wtedy ja już im nie będę potrzebna", zastanawiała się co dalej począć.
- W tamtym kierunku - skinął głową Fardan.
- Dziękujemy za informacje i za zaufanie. A teraz chcielibyśmy trochę odpocząć i naradzić się, co dalej - dodała Meave, kończąc rozmowę.

Sayane

Rozmowa z zielarzem była nieco chaotyczna, jednak uzyskaliście niezbędne informacje, uniknęliście zaś linczu. Na pożegnanie Fardan obdarzył was sporą sakwą z leczniczymi ziołami, puzdrem maści na siniaki oraz kilkoma butelkami nalewki na przeziębienie. Wszystko to wręczył Maeve - jedyny wyraz wdzięczności na jaki było starca stać. Wy zaś zwróciliście mu siodło Płowej - pamiątkę po synu. Koń dawno już powędrował do swego prawowitego właściciela, ku niezmiernej radości jego dzieci, które stęskniły się za zwierzakiem; w końcu był członkiem rodziny. Tua zaś otrzymała ciężki mieszek z pieniędzmi zapłaconymi wcześniej za Płową.

Do karczmy dotarliście z mieszanymi uczuciami, tam jednak spotkała Was miła niespodzianka. Stół zastawiony był mięsiwem, owocami i chlebem, sok i piwo chlupotały w dzbanach; na zmęczonych bohaterów czekała zaś gorąca kąpiel. A wszystko to za darmo! Gard nie krył, że przy tak licznej rodzinie i prowadzonym interesie zdjęcie klątwy ratuje mu życie - dosłownie i w przenośni - toteż dwoił się i troił usługując bohaterom i "wysłanniczce Elethieny". Dzieciarnia szybko zgromadziła się wokół Kalela, domagając się opowieści z kolejnych wojaży, Verna zaś usługiwała przy kąpieli... co prawda pod czujnym okiem babki, ale jednak.

Otoczeni przez tłum ludzi, dopiero w swoich pokojach mieliście okazję porozmawiać o dręczących was problemach. Zmęczenie dawało jednak o sobie znać... poza tym mieliście jeszcze czas - wyglądało na to, że w Podkosach nikt nie ma zamiaru Was ścigać. Przynajmniej na razie. Również okolicę znaliście już na tyle dobrze, że mogliście też zaplanować ewentualne drogi ucieczki. A jeśli nie... wieśniacy zapewne byli przygotowani na różne alternatywy. Tylko czy w obliczu zasianych wątpliwości odnośnie pierścienia będą chcieli pomóc?

Ku Waszemu zdumieniu, na piętrze pojawił się Madrag, zwykle niechętny przebywaniu w miejscach, gdzie mieszkali obcy ludzie, a w Podkosach zwłaszcza. Najpierw podziękował Wam wylewnie za przywiezienie pierścienia i naprawienie jego błędu (Tui zdawało się, że w skołtunioną brodę spłynęło kilka łez), potem ochrzanił Kalela na czym świat stoi za gadanie głupot - w końcu to była ELETHIENA! teleportowała ciała dziewcząt, uratowała im życie, dała potężną broń a on nadal nie ufa w jej zdolności - po czym podziękował raz jeszcze i naskoczył na Tuę, że za mało się uczyła w podróży. Łuk czarów nie zastąpi! - huczał, a wy wiedzieliście, że Madrag znów jest w formie. Zwłaszcza, kiedy z nienacka pojawił się, gdy dziewczęta rozbierały się przed snem.

Noc minęła cicho, sucho, miękko i spokojnie. Od opuszczenia Sielskiego Sioła koszmary dręczące czarodziejki stały się jeszcze mniej wyraźne; czasem dziewczęta wręcz nie pamiętały, że coś im się śniło. Tym razem jednak wszystkim Wam śniły się różne rzeczy - Pyły, wizje z chaty Henryka i Marie, wspomnienia walki z bastorem i wskrzeszenia Lususa, egzekucji drowa, porwania, ucieczki przed mantikorą... Wszystkie zwycięstwa, porażki i problemy przemykały przez Wasze sny, przypominając o tym co było i tym, co czeka na Was w przyszłości. Pościg za Sorg - a wedle słów Fardana i za Wami - był najbardziej palącym problemem, ale i oskarżenie o próbę kradzieży potwora mogło przynieść kłopoty. Najlepiej byłoby udać się na wschodnie bezdroża w stronę Pyłów i przeczekać problemy... szła jednak zima. Choć z drugiej strony - czy planowaliście wracać na nią do swych domów? Na kilka miesięcy pobytu w karczmach również nie było was stać - chyba, że chcieliście przejeść cały zgromadzony przez ostatnie dwa miesiące majątek.

Rano zaś obudziły Was odgłosy zwykłej wiejskiej krzątaniny i porykiwania zwierząt. W Podkosach zaczynał się nowy, zwyczajny dzień.

Vantro

Kiedy towarzysze korzystali z gościnności karczmarza i poszli zażyć cieplej kąpieli bardka została w izbie i rozłożyła rulon papieru jaki jej wręczył zielarz. Zanim zaczęła go czytać przypomniała sobie pierwsze spotkanie ze złocistym bardem. Uśmiechnęła się na wspomnienie jak przepychał się przez karczmę co rusz tłukąc kogoś lutnią i przepraszając za to. Przypomniała sobie jak dał jej potrzymać Kulla, jak wypuściła go na wolności, jak siedzieli potem obserwując jego lot i przekomarzając się ze sobą przyśpiewkami. "Było to tak nie dawno, a mi się wydaję, że upłynęło od tego wiele czasu. Tyle się potem wydarzyło. Spotkałam swoich towarzyszy, spotkałam bohaterów o których pisałam balladę." Wzdrygnęła się na wspomnienie spotkania z mantikorą. "Nawet o to zostaliśmy oskarżeni, że chcieliśmy ją ukraść... ech... a przecież nic wspólnego z jej uwolnieniem nie mieliśmy. Jedyna nasza wina, że nie zgodziliśmy się jej złapać i zwialiśmy zostawiając tych durnych pijaków na jej pastwę." Po chwili wspominała pierwsze wrażenie kiedy to ujrzała dom Rudej Wiedźmy. Jak zostali przyjęci przez jej młodą uczennicę. Przypomniał jej się pseudosmok chowaniec i uśmiechnęła się na wspomnienie jak pochylał on swoją główkę kiedy go głaskała. "Tyle się od tamtej pory wydarzyło". Poczuła jak po plecach przechodzi jej dreszcz na wspomnienie pierwszej w jej życiu walki. "Nie trwała długo, zanim się obejrzałam już było po mnie. Gdyby nie Elethiena nie wiem czy teraz trzymałabym ten list w dłoni." Powoli i w skupieniu przeczytała jeszcze raz co napisał jej Aesdil



Uśmiechnęła się na wspomnienie Kulla, a w myślach już układała odpowiedź na rymowankę barda.

Królik płochy ze mnie, żaden wszak jest przecie
Wędruje ja sobie po pięknym tym świecie
Towarzyszy miłych w Uran ja spotkałam
Wyruszyć w świat z nimi sobie pomyślałam
Przygód moc nas czeka i droga daleka
więc z oczu Twych znikłam bo podróż mnie czeka
Kulla wzrok choć bystry wypatrzyć nie może
bom ja już daleko od Ciebie nieboże
Podążam ja teraz Twoimi śladami
i zgarniam "prezenty" coś dla mnie zostawił
Było tu poczekać, nie włóczysz się z tymi
co szukają bardki - znanej Ci dziewczyny....
"Czym szczęśliwa?" - pytasz...
Sama jeszcze nie wiem
Odpowiem Ci pewnie gdy się o tym dowiem
Teraz muszę zmykać, bo jak sam mi prawisz
to mnie poszukuje każdy Twój towarzysz.
Będę więc omijać i Ciebie z daleka
bo jak mnie ostrzegasz... marny los mnie czeka.


Roześmiała się mimowolnie wyobrażając sobie minę złocistego. "Ciekawe jak mi odpowie na tą rymowankę... Jeżeli kiedyś mu ją powiem..." zmarkotniała i wróciła do analizowania listu. "Dlaczego za mną wyruszył? Potwierdził też to co się domyślałam,szukają mnie za niecne sprawki Sticka. Naraziłam Kalela,Tuaę i Maevę na niebezpieczeństwo. Muszę z nimi porozmawiać, przeczytać im list i chyba będzie dla nich lepiej jak odejdę... Nawet znając ich imiona, nikt nie skojarzy ich ze mną, gdyż szukają bardki z tatuażem na twarzy. Gdy nie będzie z nimi bardki to będą po prostu trójką podróżujących." Zastanawiała się co robić dalej. Zerkając na list i przebiegając po nim wzrokiem raz po raz uświadomiła sobie nagle, że sen, który śnili wszyscy razem. Sen, który ukazywał jej jeźdźców na koniach to pewnie sen o ludziach, o których wspomina w swoim liście Aesadil. Usiadła i spróbowała sobie przypomnieć jak wyglądali jeźdźcy z jej snu. Przymknęła oczy i starała sobie przypomnieć jak najwięcej szczegółów.

Wielkość obrazka została zmieniona. Kliknij ten pasek aby zobaczyć pełny rozmiar. Oryginał ma rozmiar 741x130.

Przypominała sobie powoli twarze widoczne we śnie. "Złocistego znam, jedyna dziewczyna to musi być ta łuczniczka Brtitta. Ten srogo wyglądający mężczyzna jak nic pewnie okaże się, że to paladyn Raydgast,który z nich zatem może być kapłanem, a który tropicielem?" Przez myśli dziewczyny przelatywały obrazy ze snu i próba skojarzenia twarzy z opisem jaki jej zostawił w liście bard. "Któremu z nich mogę zaufać, jak już nas znajdą, jeżeli nas znajdą. Co mi pozostało? Będę uciekać i ukrywać się dopóki nie znajdą Sicka, a jak go nie znajdą w ogóle? Muszę pokazać list reszcie i zapytać co oni o tym sądzą. Idzie zima, nie czas teraz na bezcelowe włóczenie się po okolicy. Jednak do domu też wracać nie mogę, tam na pewno już na mnie ktoś czeka." Podniosła się powoli, zwinęła papier w rulon i wolnym krokiem udała się do izby w której mieli spędzić dzisiejszą noc.
Przechodziła właśnie koło pokoju Kalela, zwolniła kroku, podeszła do drzwi i uniosła dłoń aby zapukać. "Pokażę list najpierw jemu, a potem dziewczętom, niech przeczytają, a jutro najwyżej porozmawiamy o informacjach w nim zawartych", pomyślała. Kostki palców już stykały się z drewnem drzwi kiedy do jej uszu dobiegł ją odgłos z wnętrza pokoju, który powstrzymał jej dłoń przed zastukaniem. Z wnętrza słychać było głos Kalela, plusk wody i zalotny śmiech jednej z córek karczmarza. Sorg cofnęła się gwałtownie od drzwi odwróciła się na pięcie i poszła do pokoju, który zajmowała wraz z czarodziejkami. "Nie będę mu się narzucać... Już i tak pewnie myśli, że przykleiłam się do niego jak rzep". Wsunęła list do swojego bagażu i poszła skorzystać z kąpieli przygotowanej dla niej. "Rano pokaże list, a potem przejdę się po wiosce i popytam o tych, którzy mnie tutaj poszukiwali" postanowiła przymykając oczy w ciepłej wodzie, delektując się jej dotykiem na swojej skórze. "Cokolwiek postanowią dziewczęta i Kalel, po prostu się do tego dostosuje. To musi być ich wybór, nie mogę im niczego narzucać."

Callisto

Meave odetchnęła z ulgą, że udało im się uniknąć linczu. Przez cały czas miała czarne myśli, ale wszystko ułożyło się dobrze. Zielarz wyraźnie się uspokoił. W wyrazie wdzięczności dał im to, co mógł zaoferować. Wręczył to Meave, co z jednej strony ją zaskoczyło, a drugiej ucieszyło. Wreszcie była doceniana. Jak nie wiele było potrzeba by uznać ją… Tak, to rzeczywiście było wysoce satysfakcjonujące uczucie. Uśmiechnęła się z wdzięcznością za okazane zaufanie i wraz z drużyną zwróciła mu siodło Płowej, która wróciła już do prawowitych właścicieli, pamiątki po synu. Meave miała ochotę uściskać starca widząc jego reakcję na to wszystko. Zamiast tego podziękowała tylko grzecznie za dary, stwierdzając, że bardzo to doceniają.
Jadąc do karczmy Meave miała pewne obawy. Jak zostaną potraktowani? Jak to teraz będzie? Czy zostaną przyjęci ciepło, a może będzie wiało chłodem? Na szczęście ta druga opcja okazała się być prawdziwa. Gdy tylko pojawili się w karczmie zostali ciepło ugoszczeni mięsiwem i napojami. W brzuchu magini zaburczało. Oj, na widok takich pyszności człowiek robił się głodny. Gdy jeszcze dosłyszała, że to wszystko za darmo dosłownie rzuciła się na potrawy. Kalel szybko został otoczony przez dzieci, by opowiedział im historię ich wojaży. Maeve uśmiechnęła się ciepło widząc to. Bardzo lubiła dzieci. Czasem rozmyślała jak to będzie mieć je, jak to jest być matką, czy nadałaby się do tego? Myśli te ustąpiły dopiero przy kąpieli, gdy spokojnie mogła się zrelaksować.
Nie miała pojęcia ile czasu upłynęło zanim weszła na piętro i usłyszała jak Madrag coś mówi. Najpierw chyba wygłaszał swoje podziękowania, a potem nakrzyczał na Kalela. Rudowłosa magini cicho zabiła mu brawo, uznała bowiem, że młodzikowi się należało. Owszem, rozumiała, że mógł mieć jakieś wątpliwości, ale nie wygłasza się ich na głos przy ludziach, którzy tyle wycierpieli.
Wzdychając ciężko Magini weszła do pokoju swojego i reszty dziewcząt. Gdy weszła do niego Sorg, spojrzała nad nią spod oka.
- Może teraz powiesz, co naprawdę się kryje za tym listem? – Spytała grzecznie, przebierając się wraz z resztą. Wtedy to pojawił się ich „ulubieniec”, by sobie popatrzeć, tym razem jednak Meave nie dała mu tej satysfakcji i nie zaczęła piszczeć. Nasunęła na siebie szybko swój strój do spania i oparła ręce na biodrach.
- Widzę, że niczego się nie nauczyłeś – zaczęła surowo, by po chwili się roześmiać. – Brakowało nam ciebie, nieokrzesany magu. A teraz sio, chcemy się wyspać. – Rzuciła kładąc się na posłanie i ignorując obecność maga. Chwilę później zamknęła oczy i pogrążyła się we śnie.

Noc minęła jej spokojnie, właściwie nie pamiętała aby cokolwiek jej się śniło. Wszystko już zaczynało jej się zlewać. Nad ranem obudziły ją odgłosy wsi. W Podkosach zaczynał się nowy, nareszcie normalny, dzień.

Lynka

Mimo iż czekała na spotkanie z zielarzem i chciała jak najszybciej do niego przejść, to jednak Tua czuła również zaniepokojenie. Co powie Fardan? Jak zareaguje? Czy nie za bardzo się mu narazili przez nieprzemyślane słowa Kalela?

Rozmowa przebiegła całkiem dobrze, jeśli weźmie się pod uwagę, że jednak mimo wszystko trochę narozrabiali podczas misji. Ale czego można było się spodziewać, bo grupce dzieciaków? Uczą się w końcu na błędach. Tak wiec Tua była dość zadowolona z tego, jak potraktował ich Fardan. Inną rzeczą były jego nowiny, o tym, że ich poszukiwano już we wsi. Zaniepokoiło to wszystko dziewczynę. Znali dobrze ich przygody, imiona, a do tego oskarżali o mantikorę… Sorg, a cała drużyna razem z nią (a przynajmniej jej tatuażem) nie mogą spokojnie podróżować, we wsi też zbyt długo zostać nie mogą, bo pościg może tu nadciągnąć. Jak rozwiązać ten problem? Tua postanowiła odłożyć te myśli na nieco późniejszy czas. Była już zmęczona.

Z radością usłyszała słowa Meave, która kończyła w ich imieniu rozmowę. Wynagrodzenie od Fardana może nie było bardzo wartościowe, ale Tua wiedziała, że to wszystko, na co starca stać. A w obecnej sytuacji, gdy narazili tajemnicę Podkosów na szwank, to było to i tak bardzo dużo. Dziewczyna była nieco speszona, gdy zielarz jej wręczył monety. Czuła się niepewnie z taką ilością pieniędzy, zwłaszcza po tamtej kradzieży w Uran. Jednak nic nie powiedziała i schowała pieniądze do torby.

Idąc w stronę karczmy Tua już nie mogła się doczekać spokojnej, cichej izby i ciepłego koca. Zdziwiona była jak dużo przygotowali właściciele karczmy dla nich. Jakoś po wizycie w domku zielarza nie przyszło jej do głowy, że mogą się czegoś takiego spodziewać, dlatego była zaskoczona. Jednak z radością przyjęła poczęstunek – na stypie niewiele jadła, więc teraz była głodna. Jedli w wesołej atmosferze, śmiejąc się i dużo mówiąc. Kalel opowiadając dzieciakom nieco wyolbrzymione przygody drużyny budził w swoich słuchaczach wielkie zainteresowanie, na które aż miło było patrzeć.

Gdy było już po kolacji Tua w fantastycznym humorze, choć bardzo zmęczona z wielką błogością zanurzała się w gorącej wodzie. Jak dawno nie mogła sobie pozwolić na chwilę takiego relaksu! Przybrała wygodną pozycję, zamknęła oczy, rozluźniła wszystkie mięśnie i pozwoliła sobie przez chwilę o niczym nie myśleć. Była spokojna i szczęśliwa. Po tylu dniach stresu i nękana wyrzutami sumienia w reszcie odpoczywa. Zapomniała już o Lidii i Lususie. Trudno. Stało się. Już nie mogła tego odwrócić. „Nie ma co się zamartwiać.” Wypełniało ją teraz miłe uczucie spełnionego obowiązku. Choć nie było idealnie to jednak zwrócili Podkosianom pierścień, nikt się nie dowiedział o klątwie, która teraz już im nie zagrażała.

Charakter Tui nie pozwolił jej jednak długo trwać w tym błogostanie. Uwolnione myśli same powróciły do tematu ich przyszłości i niebezpieczeństw jakie na nich czekały. Jednak teraz, nie były to gorączkowe, stresujące myśli. Dziewczyna wreszcie odzyskała zdolność spokojnego rozważania, bez emocji, i mimo iż jej rozmyślania nie dotyczyły wesołej sprawy, to same w sobie sprawiały dziewczynie przyjemność. Czyste myślenie, rozpatrywanie kłopotu z różnych stron, bez zamartwiania się. Tak, właśnie to lubiła. Było to prawie jak rachunki, których ją uczono, z tym, że daleko bardziej pasjonujące i z liczniejszymi możliwościami.

Jednego Tua była pewna. Chciała dalej wędrować z drużyną, nawet jeśli towarzyszenie Sorg groziło niebezpieczeństwem ze strony prawa. Przywiązała się do tej grupki i nie chciała kończyć przygód z nimi. Z resztą teraz, gdy tak myślała, to wcale nie pragnęła powrotu do domu. Za krótko podróżuje, za mało jeszcze umie. Trochę tęskniła, to trzeba przyznać, ale nie na tyle by zrezygnować z przyjaciół i możliwości, które zdobyła tu, daleko od rodziny. Wiedziała, że jej rodzinna wieś ją ogranicza. Teraz już była pewna - nie powróci tam, dopóki i nie osiągnie na tyle dużo, by rodzinna wioska jej ponownie nie pochłonęła i nie usadziła na tyłku. Nie pozwoli, by jej życie toczyło się z rytmem wzrostu zbóż. Jeż życie będzie ciekawe.

Jednak w tej chwili mieli inne problemy. Przede wszystkim pościg z Uran. Tui nie dawało to spokoju. Bała się, że gdy tylko straże się zorientują, że trop do lasu jest mylny, to zawrócą w stronę Podkosów. W jej mniemaniu powinni uciekać. Wyjechać z wioski. I tu rodziły się kolejne problemy. Przede wszystkim nie mogli czuć się na drodze bezpiecznie dopóki tatuaż Sorg był widoczny. Kolejnym problemem była zima. Nie mogli włóczyć się tak jak teraz, z namiotem na plecach. No i w którą stronę się udać? A w nieco dalszej perspektywie – co zrobić by oczyścić Sorg z tych zarzutów?

Tua poleżała trochę w wodzie pozwalając odpocząć ciału, a myślami krążyła wokół ich najbliższych planów rozpatrując różne możliwości. Tak czy siak najpierw musiała porozmawiać z przyjaciółmi i dowiedzieć się jakie mają oni plany. Jedyne co mogła rozważac bez znajomości zamierzeń towarzyszy to sposób w jaki tatuaż Sorg może stać się mniej niebezpieczny.

Wiedziona impulsem skończyła szybciej kąpiel, osuszyła ciało, ubrała się. Energicznie wytarła włosy w płótno, rozczesała i związana w luźny warkocz. Wyszła z karczmy i szybkim krokiem poszła przez wieś. Zatrzymała się przed drzwiami domu Fardana i zastukała. Drzwi uchylił jej zielarz. Tua poprawiła mokry kosmyk włosów spadający jej na policzek i powiedziała:
- Przepraszam, że ci przeszkadzam, ale chciałabym jeszcze o coś zapytać, czy mogę?
Fardan wpuścił dziewczynę do domku, a ta zapytała:
- Czy masz może jakiś specyfik, ziołową mieszankę, albo inną miksturę, która mogłaby jakoś zamaskować tatuaż Sorg?
- Hm... - Fardan podrapał się po głowie. - W farbowaniu to do jakiejś gospodyni lepiej się poradzić... Jedno co mi do głowy przychodzi, to sok z orzechowych skorup, jeszcze nie pospadały to trochę weźmiecie. Co prawda miast tatuażu będzie mieć czarną plamę na twarzy, jednak lepsze to chyba niźli wskazówka dla każdego strażnika w okolicy? Mogłaby sobie przyciemnić też cerę specjalnym wywarem, jednak muszę mieć czas by go przygotować. No i musiałaby codziennie go używać

- Ach… - Tua była nieco zawiedziona, choć nie liczyła na to, ze Fardan da jej jakąś cudowną miksturę, to jednak miała na to nadzieję – A miałbyś jakąś farbę, który dałby podobny efekt do tatuażu? Albo wiesz może u kogo mogłabym tu coś takiego dostać?
- Tatuaż powiadasz. Może coś by się znalazło, co chcesz jednak zrobić? Pomalować jej całą twarz we wzory?
- Szczerze mówiąc to nie mam jeszcze konkretnego planu. Ale jeśli zajdzie taka potrzeba to pomalujemy jej całą buźkę taką zmywalną farbą. Albo każdemu z nas. Podamy się za jakąś wędrowną trupę aktorów, wróżbitów albo kogo tam jeszcze. Wiem, że to nie najlepszy pomysł i może nie zwieść ścigających nas, ale jeśli nie będziemy mieć innego wyboru, to taka farba będzie nam potrzebna. – dopiero wypowiadając swoje myśli na głos Tua zdała sobie sprawę jak naiwny jest jej plan. Ale tak czy siak, lepiej taką farbą mieć i z niej nie skorzystać, niż by była potrzebna, a jej nie posiadać.

Fardan roześmiał się z takiego planu, ale skinął głową. - Przygotuję ci jakiś specyfik, ale nie wcześniej jak jutro w południe; poza tym płyn będzie musiał kilka dni dojrzewać, zanim uzyska odpowiedni odcień i trwałość.
- Świetnie, dziękuję ci – Tua uśmiechnęła się do starca. – Powiedz mi proszę jeszcze jak długo taki płyn będzie do użytku? Po jakim czasie straci swoje właściwości? No i jak długo po nałożenia na buźkę malunek nie będzie schodził?
- Raczej im dłużej, tym zyska na intensywności. Wasza kłopotliwa towarzyszka będzie wyglądać, jakby całe lato przebywała w palącym słońcu. Płyn wniknie w skórę, a deszcz go nie zmyje; jednak warto wcierać go ponownie co dwa-trzy dni, dla pewności.
Tua skinęła głową, podziękowała jeszcze raz, zapewniła, że jutro przyjdzie po farbę i wróciła do karczmy. Gdy weszła do pokoju, Meave i Sorg już tam były.

Gry zaklinaczka poprosiła Sorg o odczytania listu, Tua natychmiast ją poparła. Jednak zaraz potem pojawił się Madrag, co przerwało dziewczętom. Czarodziejka na widok swojego mistrza w dawnym humorze bardzo się ucieszyła. Widziała, że mag był wzruszony i ulżyło mu, że młodzi naprawili jego błąd. Potem zaczął zaraz strofować swoją uczennicę, co tylko poprawiło jej jeszcze humor. Czuła, że wszystko teraz się coraz lepiej układa.

Tak wyszło, że pochłonięci pogawędką z Madragiem i układaniem się do snu nie mieli już głowy do roztrząsania planów, czytania listów i myśleniem nad tym wszystkim co będzie ich czekało. Udali się na spoczynek.

Rankiem Tua obudziła się wcześnie, rześka i wypoczęta jak nigdy. Nic nie straciła z wczorajszego dobrego humoru. Pouczyła się trochę i gdy widziała, że jej przyjaciele już wybudzają się ze snu postanowiła im pomóc.
- Wstawać! – zawołała wesoło – Dzionek piękny, koniec leniuchowania! Wczoraj mieliśmy wolne, ale dziś musimy już dokładnie ustalić plany. Nie wiem jak wy, ale ja to z chęcią bym kontynuowała podróż razem z wami. A boję się też, że straże, którym umknęliśmy pod Uran, mogą za niedługo zawitać w Podkosach. Chyba wypadałoby by je opuścić.

Epimeteus

Nie tego się Kalel spodziewał, W domostwie zielarza Fardana okazało się, że żaden z jego blefów nie wypalił, a na dodatek dziewczyny pękły jak gliniany dzbanek na kamiennej posadzce. Po chwili wszystko było już jasne - zły Kalel wszystkich okłamał i namieszał, a teraz reszta świecąc za niego oczami, musi wysłuchiwać bury Fardena. "Echh... szkoda słów" pomyślał i postanowił wszystkich obdzielić złotem swojego milczenia. Decyzja ta ze wszech miar słuszną się okazała i zaowocowała soczystymi owocami uspokojenia emocji i zrozumienia. Zaskoczyło to chłopaka, który jedyne czego się spodziewał, to tego, że sprawa ich jest już przegrana. Nie minęła długa chwila, a już z uznaniem patrzył na Maeve. Okazała się nie być takim niewiniątkiem na jakie wyglądała i w parę minut przekonała do siebie zielarza. Warto było przekazać sprawy w jej ręce. "Muszę się jeszcze wiele nauczyć" pomyślał po tym wszystkim. Po chwili, opanowany już Fardan wyjawił wiele ciekawych, choć też i niepokojących informacji o zaciskającej się dookoła nich sieci oraz oddał korespondencję Sorg. Kalela aż skręcało z ciekawości co takiego mogło być w listach jakie otrzymała no i oczywiście kim był ten bard, który do niej pisał. Nagle wydała mu się znacznie bardziej tajemnicza i niezwykła niż zazwyczaj i musiał wykorzystać całą swoją siłę woli by nie okazać tego zainteresowania.
Dzięki nagrodzie jaką otrzymali od Fardana opuszczał jego domostwo w dużo lepszym nastroju niż ten, w którym do niego wchodził. Na dodatek to nie był jeszcze koniec miłych niespodzianek. Ledwie przekroczyli progi karczmy, już bieżył do nich z szeroko rozwartymi ramionami Gard. - Brawa dla naszych bohaterów! - zawołał gromkim głosem i po kolei wszystkich uściskał. - Przyznam szczerze - trochę powątpiewałem w optymizm Fardana co do szans powodzenia waszej misji, tym bardziej jestem szczęśliwy, że się udało. - Szeroki uśmiech nie schodził z jego poczciwej twarzy, a on sam niemalże podskakiwał z radości. - To co zrobiliście to kamień milowy dla naszych kochanych Podkosów. Znów będziemy mogli żyć jak normalni ludzie, zajmować się swoimi sprawami i nie obawiać obcych. Zasługujecie na wszystko co najlepsze w naszej skromnej miejscowości - pozwólcie więc, że was odpowiednio ugoszczę.
I nagle, jak na skinienie palcem wszystko się zmieniło. Pojawiły się przed nimi półmiski z potrawami i rzeczywiście karczmarz nie żałował im niczego. Mięsiwa, owoce i przekąski, a także trunki, wszystko świeże i pyszne. W miarę jak ucztowali, schodzili się do karczmy Podkosianie, którzy początkowo spokojnie dali im zaspokoić apetyt, lecz wkrótce ciekawość zwyciężyła i posypały się pytania. Minorowe nastroje rozwiały się, na twarzach zagościły uśmiechy i radość. Nikt nie wątpił w moc Elethienny, która przecież już udowodniła, że klątwa nad nimi ciążąca ulega jej potędze.
Kalel czuł się jak ryba w wodzie. Ochoczo odpowiadał na pytania dzieciarni, która szczególnie upodobała sobie jego towarzystwo. Co prawda nieco ubarwiał historie jakie im się przydarzyły, niektóre fakty pominął, inne twórczo rozwinął, tak że nieraz męcząca, nudna, a czasami śmiertelnie niebezpieczna podróż zmieniła się w ekscytującą przygodę: - I wtedy oflankowałem polanę by zaskoczyć mantikorę i odciągnąć ją od reszty drużyny. Myślałem, że już po mnie gdy żółte, wściekłe oczy spojrzały na mnie. Okazało się że ciemność nie jest żadną przeszkodą dla bestii. Lecz choć miałem duszę na ramieniu to nie uląkłem się, lecz wytrzymałem jej spojrzenie. Straszliwy potwór widząc, że nie przestraszy mnie jak swoich ciemiężycieli, wrócił do walki z nimi. A nam udało się wyjść bez szwanku. Widząc jaki entuzjazm budzi ta historia, zadowolony sięgnął po dzban piwa, pociągnął głęboki łyk i zabrał się za następną opowieść - Ale to jeszcze było nic! Nie da się do niczego porównać nocy, gdy pośród tysiącletniego boru, w samym środku szalejącej nawałnicy, gdy deszcz zalewał nam oczy a błyskawice co chwilę oślepiały, trafiliśmy w sam środek zbójnickiego obozu. W jednej chwili otoczyły nas setki rozbójników, mężczyzn i kobiet uzbrojonych po zęby, jedno bardziej przerażajace od drugiego. Myśleliśmy że już po nas. Przywiązali do potężnego dębu by torturami wyciągnąć z nas wszystko co wiemy i mamy. Przyznam, że w tak beznadziejnej sytuacji nigdy jeszcze nie byłem i nigdy jeszcze tak bardzo nie spodziewałem się przerażającej śmierci. I wtedy nastąpił cud. Na polanie pojawiła się przepiękna kobieta, przed którą wszyscy rozbójnicy padli na kolana i bili jej pokłony, a ona szła pośród nich dumna i piękniejsza od poranka prosto w moją stronę. Zatrzymała się przede mną i spytała - Kim jesteś? Co mogę dla Ciebie zrobić? - Okazało się że zakochała się we mnie od pierwszego wejrzenia - Kalel skromnie spuścił oczy, pociągnał kolejny wielki łyk piwa i kontynuował - Nie wiem jak się to stało, ale owinąłem ją dookoła palca, tak że następnego dnia nas wypuścili i bezpiecznie doprowadzili do najbliższego traktu. Nie mogłem z nią zostać, bo przecież musiałem dostarczyć wam pierścień... obiecałem pisać... - Smutno westchnął na myśl o rozłące, zajrzał do pustego dzbana i rozumiejąc że to oznacza porę na zakończenie uczty podziękował wszystkim i udał się w stronę swojego pokoju.
Tu czekała na niego największa niespodzianka. Gdy tylko wszedł na piętro, to pierwsze co zauważył to Verna, która stała opierając się o drzwi do jego pokoju. Szeroki uśmiech rozpromienił jej twarz na widok Kalela, a ręka uniosła się w powitalnym geście. - Hej Kalel, mam dla Ciebie niespodziankę. - Po czym otworzyła dni i zniknęła za nimi, a chłopak radośnie pomknął za nią. Jego radość się znacząco zmniejszyła gdy zaraz po wejściu usłyszał znajomy głos - Witaj chłopcze, stęskniłam się za Tobą - Jego twarz wydłużyła się na widok babki. - Mi... mi też bardzo brakowało pani - wydukał, czując jak jego twarz płonie i czerwieni się. - Uznałyśmy, że dla takiego bohatera należy się kąpiel. - mówiła staruszka szczerząc do niego zęby, których miała zaskakująco wiele jak na kogoś w jej wieku. - Nie będzie Ci przeszkadzało, jeśli tym razem pomoże mi Verna? Wiesz nie jestem pewna czy w moim wieku dam sobie radę sama z takim pełnym wigoru młodziecem. - Kalel czuł jak robi się cały czerwony, a na dodatek pomimo jego usilnych starań, żadne słowo nie było w stanie wydostać sie z zaciśniętego gardła. W panice obejrzał się za siebie w kierunku drzwi, co natychmiast wychwycił baczny wzrok babki. - Verna, pomóż chłopakowi się rozebrać, bo stoi sztywno jak kołek - zarechotała zadowolona ze swojego poczucia humoru - Ani chyba za dużo wypił, albo ma za słabą głowę - dodała radośnie klepiąc łotrzyka w pośladek. Skoro droga ucieczki przez drzwi została odcięta, to pozostało mu tylko wskoczyć do kąpielowej kadzi. Nie bacząc na to że jest w ubraniu wyrwał się z rąk kobiet i zanurzył się cały w wodzie postanawiając nie wystawiać głowy ponad jej powierzchnię tak długo aż sobie jego dręczycielki nie pójdą. Po chwili zaskakująco silne ręce Verny wyciągnęły go z wody, a przy jego uchu zabrzmiał melodyjny szept - Spokojnie Kalel, przecież wiesz że krzywdy Ci nie zrobię. Jej słowom towarzyszył znajomy chichot staruszki.
W sumie to nie wiedział czy dobrze to, czy źle, ale faktycznie żadna krzywda mu się nie działa. Po początkowych wariactwach, okazało się że to po prostu zwykła, relaksująca no i w miłym towarzystwie kąpiel. Jedno go zdziwiło. Obecność Verny nie zdała mu się tak ekscytująca i ważna jak myślał, że będzie. Ot po prostu miła, ładna dziewczyna. Nie to co Sorg, uśmiechnął się na wspomnienie zadziornej bardki. "Ona to coś więcej niż ładny wygląd. Wystarczyło ją lepiej poznać by przekonać się, że Verna się do niej nie umywa." myślał, choć wciąż nie bez przyjemności poddawał się szorowaniu pleców przez karczmareczkę.
Po skończonej kąpieli udał się do łóżka i nawet nie zdążył pomyśleć "co dalej?" i już zasnął.

Sayane

lastinn player
Jeremy Soule - Ashford Abbey


Na świecie istnieją różni ludzie. Można ich dzielić na dobrych i złych, tchórzliwych i odważnych, głupich i mądrych, pięknych i brzydkich - można, ale nie trzeba. Ludzie dzielą się sami. Czasem nikt nie dowie się, że drzemie w nim lew odwagi, póki nie stanie w obliczu śmiertelnego niebezpieczeństwa; nie dowie się, że jest tchórzem, póki nie porzuci swej rodziny na pastwę wściekłego niedźwiedzia; nie dowie się, że jest zdrajcą, póki nie zdradzi przyjaciela czy kochanki. Czasami musi nadarzyć się okazja. Czasami wystarczy jedynie chcieć.



Świt w Podkosach wstał zwyczajny. Niezbyt słoneczny, niezbyt pochmurny, ot - w sam raz. Przyzwyczajeni do wczesnego wstawania zbudziliście się wraz z pierwszymi promieniami słońca, a krzątanina na dole wtórowała Waszej. Śniadanie również było w sam raz - co prawda nie tak obfite i wystawne jak kolacja, lecz wystarczające, by nabrać sił na cały długi dzień. Z pewną dozą obawy wyszliście na zewnątrz, jednak Podkosianie wydawali się w dużo lepszych humorach niż poprzednio. Dzieciaki, uprzedzone przez potomstwo Garda, szybko otoczyły was, domagając się opowieści. Ludzie pozdrawiali was głośno, lub witali uprzejmymi skinieniami. Niechętny obcym kowal burkliwie zaproponował, że obejrzy wasze konie, gdyż podkowy Płotki miały obluzowane hufnale - co było oczywistą nieprawdą, gdyż Sorg (w miejsce Lidii) znakomicie dbała o wierzchowce. Kilka kobiet zachęcało do zakupu zapasów na drogę, kilka innych wciskało wam w dłonie jabłka, sery i suszone grzyby. Kapliczkę Galian ustrojono ostatnimi jesiennymi kwiatami, lecz nawet mimo ozdoby dziwnie zdawało wam się, że twarz bogini promieniuje wewnętrznym blaskiem.

Tylko Jens, ławnik, patrzył na was bykiem, zaganiając swoją rodzinę do domu; wójt zaś nie przyszedł z oficjalnymi podziękowaniami; ba - nie przywitał nawet. Zaś wnuczka zmarłej Dagoby ilekroć widziała Kalela, wywalała mały, różowy język na całą jego długość, raz zaś nawet rzuciła w chłopaka kamieniem - na szczęście niecelnie.


Po śniadaniu Sorg przeczytała Wam list od tajemniczego elfiego barda, wyjaśniając przy okazji kto on zacz. Wydało wam się trochę dziwne, że mężczyzna, który znał półelfkę zaledwie kilka godzin chciał za nią podążać, zadał sobie tyle trudu, by zostawić jej ostrzegawczy list, a nawet zdradzić dla niej swoich towarzyszy! Niemniej jednak papier zawierał sporo konkretnych informacji - zakładając oczywiście, że były one prawdziwe - które mogliście wykorzystać na swoją korzyść. Problem natychmiastowej ucieczki z Podkosów nie wydawał się już tak palący; niestety nie mogliście przebywać w nich bez końca. A może mogliście? Wybór należał do Was.

Epimeteus

- Nie... nie teraz, daj pospać... - Kalel nie zdawał sobie sprawy, że tym co go łaskocze w nos nie jest piórko w dłoni Tuai, lecz promień słońca. - Przecież jeszcze wcześnie, zdążymy na czas - mamrotał opędzając się ręką bez otwierania oczu. W końcu, zezłoszczony nachalnością domniemanej winowajczyni otworzył oczy i podniósł się z łóżka, by powiedzieć parę gorzkich słów. Gdy dostrzegł, że w pokoju nikogo nie ma słowa zamarły mu na ustach a on ze zdumieniem przetarł oczy. - Ki diabeł? - mruknął pod nosem i ponownie opadł na posłanie. Oparł głowę na skrzyżowanych ramionach i spróbował wrócić do snu. Już prawie, prawie mu się to udało, gdy do jego drzwi ktoś załomotał, po czym radosny głos Tuai zawołał - Pobudka Kalel, przygoda czeka! - Uśmiechnął się szeroko do pajęczyn na powale i wstał z łóżka. Zatrzymał się przed miską, nabrał na palce trochę wody i przetarł nią oczy a następnie przeciągnął po włosach poprawiając rozwichrzone włosy. Tak odświeżony wyszedł z pokoju i udał się do jadalni.

Na dole czekała nie tyle przygoda co solidny posiłek i od razu uznał za duży plus tego poranka. Przyjazna twarz karczmarza skinęła w jego stronę, lecz po chwili zwróciła się gdzieś indziej. "No tak, bohaterem byłem wczoraj, dziś jestem już normalnym człowiekiem" pomyślał lecz nie wgłębiał się w to. - Hej Sorg! Mogę się przysiąść? - zawołał widząc bardkę i nie czekając aż zareaguje dosiadł się do jej stolika. Rzucił się jak wygłodniały wilk na jedzenie i dopiero po zaspokojeniu pierwszego głodu z ciekawością przyjrzał się temu co robi jego przyjaciółka. - Znowu czytasz te listy? To jakieś miłosne są? - zapytał ni to żartem, ni to na poważne.

Czytanie po raz kolejny listu od barda i zastanawianie się..."Coś w tym liście jest, jakaś wskazówka, tylko jaka? Przeczytam go pozostałym to może oni na coś wpadną. Przecież Aesdil nie napisał mi tego listu w języku elfim bez przyczyny", przerwało Sorg wejście Kalela do izby. Podniosła wzrok na wchodzącego chłopaka i z uwagą przyglądała się jak ten beztrosko zabiera się za pałaszowanie posiłku. "On nie musi się już niczym niepokoić, zostanie tutaj, albo wyruszy w swoją drogę. Ciekawe jaką decyzje podejmie? Ciekawe jaką decyzję podejmą dziewczęta?". Zerkała na niego zajadającego ze smakiem śniadanie nieświadomie pocierając opuszkami palców swój tatuaż.
- O całusach... to chyba miłosne - odpowiedziała zadziornie na zaczepki - znasz elfi język Kalel? To znaczy chodzi mi o to czy potrafisz czytać to co w nim jest napisane? - spytała po chwili. "Jak mało nich wiem, nigdy nie rozmawialiśmy ze sobą, co które z nas potrafi, co lubi...", pomyślała gdy tylko przebrzmiało jej pytanie.

- Elfi? - słabo zainteresował się Kalel, dużo bardziej zainteresowany pocałunkami w liście. - Tyle co trochę powiedzieć, nic więcej. Od elfiego to szukaj kogoś innego. Po chwili, gdy przełknął kolejną porcje posiłku znowu się odezwał. - Czego tak szukasz w tych papierach? Zaginął ci jakiś całus? i wyciągnął szyję by zerknąć w listy leżące przed Sorg.
Dziewczyna w pierwszym odruchu uśmiechając się od ucha do ucha zwinęła list tak aby chłopak nie mógł zobaczyć co w nim jest - A co chcesz mi pomóc ich szukać? Czy może raczej dowiedzieć się o czym jest mój list?

- Kalel się zakłopotał. Nie, no tak tylko ciekaw jestem czemu cały ranek nie wyściubiasz z nich nosa. Nic mi do tego kto cię całuje i jak. - dokończył czerwieniąc się i żeby nic już nie mówić zatkał swoje usta kolejnym kęsem chleba. Zrobił to nieco zbyt szybko i nagle poczuł że kęs nie chce opuścić jego przełyku. Spróbował raz wciągnąć oddech, później drugi, później trzeci wyginając się rozpaczliwie.
Sorg widząc dławiącego się chlebem chłopaka zareagowała bez zastanowienia waląc go z całej siły w plecy. Dopiero słysząc jak zagrzmiało uderzenie,skrzywiła się lekko "Mogłam mu przywalić lżej".
Pomoc Sorg przyszła w samą porę. Kalel już widział gwiazdy przed oczami gdy poczuł potężne uderzenie w plecy. Zbyt słabo przeżuty kęs wyskoczył z jego ust i poleciał rozpryskując się gdzieś daleko na ścianie. Dyszał ciężko przez parę długich chwil, czując jednocześnie ulgę i to jak na jego plecach rozlewa się promieniście ból od walnięcia ręki bardki. - Dziękuję - wysapał - uratowałaś mi życie - wyprostował plecy coraz bardziej czując siłę z jaką Sorg mu przyłożyła - ale jakbyś następnym razem odrobinę stonowała siłę uderzenia, to pewnie też bym przeżył. Po chwili jednak uśmiechnął się i powtórzył raz jeszcze - Dziękuję.
- Proszę bardzo... polecam się na przyszłość. W razie czego możemy poćwiczyć siłę tego uderzenia, cobyś następnym razem przeżył nie narzekając na nie. - odparła dziewczyna uśmiechając się niewinnie. - To jak Kalel huknąć jeszcze raz?
Chłopak skrzywił się i wykręcając ramię potarł wierzchem dłoni plecy. - Może jednak lepiej nie, lepiej będzie jak potrenuję jedzenie bez dławienia się, to ma większe perspektywy. Powiedz lepiej co tak zaciekawiło Cię w tym liście. Masz minę jakbyś nie rozumiała co w nim jest napisane. - dodał zmieniając temat.
- No cóż jak uważasz... tylko wiesz... potem nie miej pretensji do mnie że niestonowane czy cuś, ja chciałam poćwiczyć - odparła prychając śmiechem na głos. Słysząc dalsze słowa chłopaka uśmiech powoli zszedł jej z twarzy. "Od czego tu zacząć? Chyba najlepiej od początku"
- Wiesz na Srebrnym Jarmarku, trochę wcześniej niż Was poznałam elfa-barda. Zatrzymał się w tej samej karczmie, w której mieszkałam z kuzynką i wujem. Miał takiego pięknego ptaka-chowańca, nazywał go Kull. Bardzo mnie rozzłościł tym, że mówił, iż jastrząb ten nie jest trzymany w niewoli. Bo sam powiedz, jak nie w niewoli jak jest z nim związany? Nie w niewoli ta tak gdzie może sobie sam wybierać dokąd leci i gdzie sobie nocuje i w ogóle, a ten był przywiązany do Aesdila, czyli żył w niewoli. Prawda? - przerwała na chwilę swój potok słów zerkając czy Kalel przyzna jej rację.
Chłopak nie wiedząc co powiedzieć wydukał tylko - Uhmm, no nie wiem sam, chyba tak. - i w milczeniu czekał co bardka dalej powie.
"Ech... najłatwiej powiedzieć sam nie wiem ciekawe czy chciałby żyć przywiązany za nogę łańcuchem do czyjegoś ramienia. Echhh... nieważne."
Ten zaś widząc że bardka dalej czeka na odpowiedź dodał - Ale na koniu jeździsz, co za różnica?
- Koń od maleńkiego źrebaka jest przyzwyczajany do tego, że ktoś na nim będzie jeździł. A jastrząb to ptak,który powinien żyć na wolności. Zerknęła na chłopaka zrezygnowana i podjęła swoją opowieść.
- Konie też żyją na wolności, słyszałem - przerwał jej w pół słowa - Je też trzeba przyzwyczajać do tego że ktoś jeździ na ich grzbiecie i zapewniam cię, że się to im nie podoba. Człowiek zawsze ujarzmiał zwierzęta i korzystał z ich umiejętności. - zakończył dobitnie. Zanim Sorg odpowiedziała na jego argumenty nagle zmienił temat - Wiesz, w końcu musimy coś zrobić z Twoim tatuażem. Nie możemy ruszyć się z Podkosów gdy jest tak jak teraz. Masz jakieś pomysły co z nim zrobić? Może Madrag zna jakąś sztuczkę?

- Ale koń czy pies czy jakieś inne "domowe" zwierzę to co innego, a taki jastrząb to ptak, który potrzebuje nieba, przestrzeni, potrzebuje latać, polować, rozwijać skrzydła, a nie zwiedzać karczmy ze swoim właścicielem. Poza tym koń od źrebaka jest wychowywany przez człowieka a jastrząb nie! - upierała się dalej bardka "I znów zmienił temat. Ech...nie mam co go przekonywać, wie swoje i już. Uparty jak osioł!", pomyślała. I już miała zacząć mówić dalej kiedy przeleciało jej jeszcze przez głowę "A ja jak oślica, jak się zaprę to też na krok nie chcę popuścić"
- To chcesz wiedzieć co w liście czy o tatuażu porozmawiamy? - spytała nie wiedząc, który temat podjąć w dalszej rozmowie.

- Przecież mówisz, że nie wiesz co w liście - zdziwił się Kalel - a to jak ukryć twój tatuaż to sprawa priorytetowa. W każdej chwili mogą się pojawić ścigający nas ludzie. Choć... nie sądzę żeby tylko tatuaż był problemem. On akurat najbardziej rzuca się w oczy. Właściwie to przydałoby się nas wszystkich jakoś zmienić. Ale jak? Co zrobić? Westchnął zmartwiony, że to wszystko jest tak skomplikowane. Piętrzące się przed nimi problemy wydawały się niemalże nie do pokonania. Czy teraz już zawsze będą ścigani? Czy jest sposób na to by wywinąć się niesprawiedliwości?
Sorg czuła coraz większą ochotę huknąć chłopaka jeszcze raz w plecy, powstrzymała się jednak od tego i przez zaciśnięte zęby zaczęła mówić
- Kalel... ja... wiem... co... jest... w... tym... liście! Nie wiem tylko jak to zinterpretować. Posłuchaj! Wiem, że tatuaż jest ważny, ale to co jest w MOIM liście też jest WAŻNE!!! Dasz mi do końca opowiedzieć to co chce czy nie?
Chłopak się zamknął i w milczeniu wpatrywał w Sorg, czekając na to co ma do powiedzenia.
- Więc ten bard nazywał się Aesdil, porozmawialiśmy ze sobą trochę. Powymienialiśmy się przyśpiewkami, wiesz... jak to bardzi, był miły,sympatyczny, zabawny. Przyjechał na Jarmark aby wziąć udział w konkursie. Ja spotkałam Was i już więcej jego nie widziałam. A teraz ten list jest właśnie od niego. On tu był Kalel! Zostawił mi list, w którym nas wszystkich ostrzega o niebezpieczeństwie. Posłuchaj sam... - nachyliła się do chłopaka i powoli zaczęła czytać mu list barda, lekko rumieniąc się przy fragmencie o całusach.
Kalel z napięciem słuchał każdego słowa, z każdą chwilą coraz bardziej zdumiony tym co słyszał. W końcu, gdy Sorg zakończyła swoje rewelacje ze zdumienia aż westchnął i się spytał - I ty tylko parę godzin z nim rozmawiałaś? Musiał się w tobie zakochać bez pamięci i to od pierwszego wejrzenia, że tak ryzykował. No no... Ale wiesz co, mniejsza już z tym. Musimy powiedzieć o tym Tuai i Maeve i zadecydować co dalej.
Słuchając słów chłopaka bardka czuła jak na jej policzki wpływa coraz to mocniejszy rumieniec. Nie chcąc aby to zauważył zagadała szybko.
- Masz rację im też muszę pokazać ten list i naradzimy się co robić dalej. Wiesz tak sobie myślę o tym tatuażu. Nie bardzo mam chęć aby Madrag wypróbowywał na mnie swoje sztuczki. Po tym jak uszkodził pierścień, nie jestem pewna czy nie wyrośnie mi druga głowa, albo coś takiego. Może byśmy poszli do zielarza, albo spytali karczmarza... potrzebne są łupiny orzecha. Można je utrzeć i z nich zrobić taki brązowy barwnik. Gdybym go wtarła w buzię, tu gdzie mam tatuaż to powstała by taka brązowa plama... wiesz takie znamię. Gdyby przykleić do niego jakieś włosy, to by może nikt nie pomyślał, że kryje tatuaż. Co o tym myślisz? - spytała zerkając na Kalela.

Spróbował sobie wyobrazić włosy przyklejone na twarzy Sorg i tylko jedno przyszło mu do głowy, czemu od razu dał wyraz słowami - A fuj - Skrzywił się w obrzydzeniu, ale przyznał rację bardce - To by ohydnie wyglądało, każdy kto by to zobaczył nie dostrzegłby niczego więcej, tylko te włosy - przełknął ślinę tak go dławiło w gardle od samego myślenia. - Tak Sorg... to jest świetny pomysł - powiedział z przekonaniem choć nieco słabym głosem.
- Tak? Jesteś pewien? - spytała niepewnie dziewczyna zerkając na Kalela. Jego wyraz twarzy przeczył jego zapewnieniom.
Chłopakiem wstrząsnęło, ale dzielnie się opanował i dodał - Ale najpierw załatwmy sprawę z orzechami. Zobaczymy jak to będzie wyglądać i zdecydujemy co dalej. Oboje wstawali od stołu dziękując karczmarzowi, gdy do jadalni weszły Tua i Maeve.

Lynka

Rankiem śpiącą trójkę obudziły wesołe pokrzykiwania Tui. Jednak słowa dziewczyny nie zmotywowały przyjaciół na tyle, by od razu wziąć się za ustalanie planów. Na wszystko przyjdzie odpowiednia pora. Najpierw śniadanie. Dopiero gdy bohaterowie napełnili swoje żołądki udali się wszyscy do pokoju sypialnego, gdzie zasiedli i z uwagą przysłuchiwali się Sorg, która odczytała list i opowiedziała co nieco o jej znajomości z jego autorem.

Po przetrawieniu słów, jakie Tua usłyszała z ust Sorg, dziewczyna postanowiła zabrać głos:
- Teraz, to trza nam zdecydować co robimy dalej. Idzie zima, nas ścigają, a zimowanie w Podkosach jakoś mnie nie kusi. Ja do domu się nie spieszę, a w planach to mam teraz tylko Pyły, by wyjaśnić sen. Ale podróż tam przed zimą? - Tua westchnęła. Mimo, że sny traciły na sile, to chciała jak najszybciej wyjaśnić sprawę jej snów. Jeśli to na prawdę sen zesłany przez bogów nie powinna zwlekać, ale teraz czas nie był dobry na taką misję. - Nie wiem co na to ty, Sorg, ale ja sądzę, że najpierw to trzeba oczyścić cię z tych zarzutów. Nie może być, żebyś ty, niewinna uciekała, chowała się i kryła. Jesteś bardką! Jak chcesz dalej pracować, nie mogąc się przedstawiać? Myślec, że powinniśmy odnaleźć tych ludzi, wybadać czy rzeczywiście są tak dobrze do ciebie nastawieni i jeśli tak się okaże, to za radą tego twojego Aesdila pogadać z tamtym Manorianem, czy jak mu tam było. Co o tym sądzicie? Czy macie może inne plany lub pomysły?

- Iulusem Manorianem, kapłanem Tyra - podpowiedziała Sorg zerkając na fragment listu w którym złocisty bard o nim wspomniał. - Nie Tylko to oczyszczanie wcale nie będzie takie łatwe. Nie wiem gdzie jest Stick. A jak słyszycie ma on coś wspólnego z próbą obudzenia Urgula. Kto mi uwierzy, że ja też razem z nim nie dążyłam do tego? Chyba, że listy Elethieny pomogą mi udowodnić, że nie zrobiłabym nic aby pomóc odrodzić się złu, a wprost przeciwnie starałabym się temu zapobiec. Poza tym zarówno "mój" bard jak i towarzyszący mu kapłan byli tutaj ponad miesiąc temu, gdzie ich będziemy szukać? Podążymy za nimi? Zielarz wspomniał też, że północne wsie i miasta żyją w cieniu orków, które rokrocznie palą, gwałcą i rabują plony, więc w naszej podróży możemy natknąć się też na nich. Zresztą gdziekolwiek podążymy to i tak musimy uzupełnić zapasy, zima idzie... i ja muszę zabarwić ten swój nieszczęsny tatuaż tak aby wyglądał na znamię.

Meave wysłuchała Tui, potem Sorg, kiwając głową na słowa tej drugiej. - Masz rację... Zostałaś wplątana w paskudną sytuację i bardzo trudno będzie cię z niej w jakikolwiek sposób wyplątać... - Mówiąc to potarła swoje skronie, jakby chcąc pobudzić się do myślenia. - Myślę, że podążanie za tym bardem, o którym wspominałaś może być równocześnie dobrym i złym pomysłem. Ale...Czy ktoś z nas zna się tu na tropieniu? - Rozejrzała się, spoglądając na twarze towarzyszy.


- Wyprzedzają nas o miesiąc drogi. Mogą być wszędzie. My pojedziemy za nimi, oni pojadą za nami... i będziemy ciągle o miesiąc drogi od siebie. Może wypytajmy się kiedy stąd ruszyli i czy może ktoś słyszał dokąd zamierzają się udać. Jak myślicie? - Sorg zaczęła się zastanawiać kogo by wypytać o poszukujących ją ludzi. "Może dzieci karczmarza. Kręcą się wśród gości bawiąc, może któreś z nich coś usłyszało przypadkiem. Mam jeszcze karmelki, które mi Kalel kupił, poczęstuje je i podpytam", postanowiła.
- Brzmi nieźle... Ale z drugiej strony, zanim wpadniemy na coś mogą być już oddaleni o znacznie więcej... No i te orki.... - Meave zawiesiła głos, rozmyślając nad jakimś dobrym rozwiązaniem.

Kalel zastanawiał się co zrobić. Z jednej strony nie chciało mu się siedzieć w Podkosach - wieś ta niewiele różniła się od tej z której pochodził, co znaczyło że czeka ich tutaj monotonia życia wiejskiego, przerywana jedynie weselami (ile ich może być?), bójkami sąsiedzkimi i świętami. A co poza tym? Mają szukać zajęć tutaj? Kalela wstrząsnęło na myśl o karmieniu zwierząt, pieleniu grządek i innych tym podobnych atrakcjach. Z drugiej strony niezaprzeczalnym faktem było, że Podkosy nadawały się na kryjówkę. Jej mieszkańcy mieli już wprawę w skrywaniu przed światem tajemnic, a na dodatek mieli też swój interes w tym by ich goście nie wpadli w tarapaty. Tortury mogłyby rozwiązać języki aż za bardzo i śledczy dowiedzieliby się nie tylko tego czego szukali ale też i całkiem o przypadkowych tajemnicach np o klątwie rzuconej na Podkosy. A na dodatek orki. "Czyli Podkosy..." pomyślał zrezygnowany łotrzyk i aż nim wzdrygnęło. Niestety to wydawało sie najlogiczniejszym rozwiązaniem. - Wiecie... Mi samemu nie podoba się to co teraz mówię. Ale pozostanie w Podkosach na zimę to chyba najrozsądniejsze rozwiązanie. Przez zimę sprawa pewnie przycichnie, a przy odrobinie szczęścia złapią byłego mistrza Sorg a o niej samej zapomną. Nasi gospodarze mają wprawę w ukrywaniu tajemnic, więc to najbezpieczniejsze miejsce jakie może być. Przyznam tylko, że budzi przerażenie perspektywa nudy, jaka nam tutaj grozi. Jak śniegi spadną i dni staną się krótkie to jedyne co będziemy mieli do roboty to spanie. - zakończył grobowym głosem.
Sorg zerknęła na chłopaka, jego grobowy ton przyprawił ją o dreszcze. Poczuła gęsią skórkę na samą myśl o perspektywie ciągłego snu, ton głosu chłopaka sprawił, że sen ten jej się skojarzył ze snem na wieki, nic tylko kłaść się w trumnie. Wzdrygnęła się jeszcze raz na samą myśl o tym. "Chociaż i taka perspektywa przede mną jak nie udowodnię, że nic wspólnego z mrocznymi planami Sicka nie mam. Złapią mnie, przesłuchają, powieszą tak jak sugerowali Ci co mnie porwali, więc będę miała swój sen zimowy. Jedyna różnica to to, że on wraz zimą się nie skończy".
- Ale gdzie zostaniemy w Podkosach? Całą zimę w karczmie będziemy mieszkać? Nawet ich lęk że powiemy komuś o klątwie gdy nas złapią nie sprawi, by nas karczmarz tu chętnie całą zimę gościł. Poza tym lepszy sen w ciepłej izbie niż sen kiedy się zamarza na mrozie - dodała ostatnie zdanie zerkając na innych.

Kalel rozejrzał się dookoła spoglądając na twarze swoich przyjaciółek. - Wydaje mi się, że z tym najlepiej najpierw się zwrócić do Fardana, może on podpowie jakie są możliwości. Nie zaszkodzi też o wójta zahaczyć.

- A może w takim razie wykorzystajmy ostatnie, jeszcze nie mroźne dni i pojedźmy do miasta? Nie do Uran, bo tam już dokładnie zdążyli sobie nas obejrzeć, ale może do stolicy? Albo do Słonecznych Wzgórz! - Tui, podobnie jak Kalelowi nie miła była myśl zostania tych miesięcy na wsi, a perspektywa poznania stolicy była dla niej bardzo podniecająca. - W sumie tutaj nie jesteśmy wcale aż tak dużo bezpieczniejsi, już raz nas tu szukali. Mogą sprawdzić, czy nie wrócimy. A w mieście zawsze łatwiej będzie o zajęcie niż tu.
- Tua ma całkiem dobry pomysł. Myślę, że dla bezpieczeństwa powinniśmy również nadać Sorg jakieś inne imię, skoro ona zajmie się swoim tatuażem. - Powiedziała Meave przyglądając się uważnie półelfce. - Masz już jakiś pomysł jak zrobić go mniej rzucającym się w oczy? Mówiąc szczerze, to nie znam się jakoś specjalnie na tym, dlatego pytam....

- Poszukam orzechów, albo żołędzi, zetrę łupinę i z proszku zrobię pakę, która zabarwi mi skórę na brązowo, rozpuszczę włosy aby wyglądało, że zasłaniam znamię, którego się wstydzę. Myślę, że to zasłoni tatuaż, nie powinien być widoczny, ale okaże się jak już to zrobię, wtedy zobaczymy czy go widać czy nie - wtajemniczyła w swoje plany dziewczęta. Nagle dotarło do niej co zaproponowała Maeve - Imię? Musimy zmieniać moje imię? - pytała coraz bardziej smutniejąc. "To imię nadała mi mama... to jedyne co od niej mam... a teraz i bez tego zostanę", czuła jak w oczach zaczynając jej krążyć łzy. Zacisnęła i usta ze złością pomyślała znów o Sicku. "Że też musiałam na niego trafić, czy raczej on na mnie..."
- Owszem. Skoro poszukują bardki Sorg, kolejna osoba z takim imieniem może wzbudzić podejrzenie. Nie znam się zapewne, ale nie wydaje mi się byś nosiła wyjątkowo popularne imię. - Spojrzała na nią spokojnie, tak samo jak mówiła. - Musimy znaleźć ci coś innego, coś co również będzie pasować. Wymyślenie ci całej historii również nie zaszkodzi. - Wzruszyła ramionami. Przez ton jej głosu przemawiała pewność, że jest to potrzebne. Zupełnie jakby, wbrew temu, co mówiła miała było to potrzebne. - Może nazwiemy cię imieniem twojej matki, albo kogoś bliskiego? - Meave złagodniała patrząc na jej twarz, przysunęła się bliżej i objęła ją, chcąc pocieszyć.
- Rive - wyszeptała Sorg - na razie mogę nosić imię Rive..., zastanawiam się czy nie lepiej byłoby mi pojechać do Mitrhilaran, tam mogłabym się zgubić wśród innych elfów i półelfów. Chociaż nie! Tam mogą mnie poszukiwać w pierwszej kolejności, wszak tam jest mój dom i jeszcze ktoś niechcący mnie by wydał rozpoznając i nazywając po imieniu. Chyba Darrow to najlepsze miejsce, w którym możemy się zgubić w tłumie i przeczekać te poszukiwania. Może tam znajdziemy tego kapłana o którym wspomina Aesdil, może on mi pomoże, jakoś nie mam zaufania do tego paladyna co razem z nimi podróżuje... - dodała przypominając sobie jak zachowywała się Lusus. "Był przecież młodym chłopcem, a jednak paladynem, to co dopiero dorosły mężczyzna."
- Taak, wracanie do twojego rodzinnego miasta to rzeczywiście najlepszy pomysł... Darrow mi również wydaje się najbardziej logiczne... - Okręciła pasmo rudych włosów wokół palca. - Kapłan powiadasz...Tak...ja też nie ufam paladynom.... Znaczy, nie spotkałam ich w życiu jakąś straszną ilość, ale mogą chcieć cię wydać w imię prawa, albo co....
- Może popytajmy we wsi dokąd oni się udali i może pojedziemy w ślad za nimi? Przecież ciągle nie mogę uciekać. A jak wiem, że ten kapłan mnie wysłucha i może pomoże to już jakaś nadzieja jest. Jeszcze listy od Rudej Wiedźmy... może to pomoże, może mi się uda udowodnić, że nic wspólnego z planami Sticka nie mam - poddała pomysł bardka i czekała co powiedzą na to inni.

- Co do znamienia, to poprosiłam wczoraj Fardana, żeby przygotował taką farbę brązową. Powinna być trwalsza od orzechów. Koło południa będziemy mogli ją odebrać. A w razie potrzeby będę mogła użyć magii, ale to będzie rozwiązanie tylko chwilowe.- zmieniła wątek Tua. - A co do ganiania tych ludzi, to faktycznie nie ma to sensu. Mogą byc wszędzie. Zostaw może temu bardowi list. Jakby tu trafili to odnajdą nas w Darrow i tam się udajmy. Duże miasto, z łatwością się schowamy i nie będziemy zwracać uwagi. A lepsze to niż siedzenie całej zimy w Podkosach, gdzie mogą nas szukać.

- A może jak już zamaskuję tatuaż, zmienię imię, Kalelowi zepniemy włosy jak dziewczynie to pojedziemy jednak do Uran. Tam może się czegoś dowiemy? Zielarz chyba z tego co pamiętam mówił, że i oni tam pojechali, może jeszcze tam są? W stolicy się chyba nie dowiemy czy złapali Sticka czy nie, a tam możemy pytać o mojego znajomego barda, że go poszukujemy, że to mój jakiś krewny czy coś... Wiecie, w sumie nikt się po nas nie będzie spodziewał, że wrócimy tak skąd uciekliśmy... - podsunęła nowy pomysł bardka.- Chcecie przebrać mnie za dziewczynę - zaskoczony Kalel przyjrzał się Sorg. - na pewno to by utrudniło rozpoznanie naszej grupy, ale wystarczyłoby żebym się odezwał a wszystko będzie jasne, mój głos nie jest dziewczęcy. - dodał smutnym głosem.
- Mógłbyś udawać niemowę i trzymać jęzor za zębami - wcięła się w słowo Kalela bardka.
- Mam inny pomysł - odciął się Kalel - Nie lepiej was wszystkie przebrać za chłopców? Przecież poszukuja grupy złożonej głównie z niewiast. W ten sposób w ogóle wszelkie podejrzenia z siebie zdejmiemy.
- Taaaaaaaa... chyba, że coś sobie obetniemy... - dodała Sorg spoglądając na siebie i pozostałe dziewczęta - Szybciej z Ciebie zrobimy niemą niewiastę Kalel niż z nas trzech chłopaków...
Łotrzyka wstrząsnęło - Nie ma sprawy, ale sobie to ja nic nie dam odciąć. Już wolę się oddać w ręce paladynów. Po chwili namysłu zaś dodał - Ale jestem gotowy na kompromisy. Takie bez ucinania czegokolwiek.
- To może zostańmy przy tym moim zamaskowaniu tatuażu. Wam się w sumie tak bardzo nie zdążyli przyjrzeć. Byliśmy pod tą bramą parę sekund/minut... Poza tym weźmiemy ich z zaskoczenia, przecież kto by się pchał tam gdzie go poszukują? Zwialiśmy i oni pewnie myślą, że wiejemy dalej. Chyba nie spodziewają się, że tam wrócimy. A Kalel w sumie jak nie gada to i tak za dziewczynę może uchodzić, nawet bez przebrania.
- Pod latarnią najciemniej... podobno. - Wymamrotał Kalel - Mogę się przebrać, już nie raz to robiłem, by zwieść straże. Więc to nie byłby pierwszy raz - Za późno ugryzł się w język i wyjawił niechcący część swojej przeszłości.
- Hmm - Tua się zamyśliła - To by przyspieszyło oczyszczenie cię z zarzutów, ale czy nie jest zbyt ryzykowne? Skoro już wcześniej cię poszukiwali to mogą zbyt dobrze znać twoją twarz, by samo zamaskowanie gwiazdy, "zmienienie płci" jednego z kompanów i imion wystarczyło. Nie ma co ryzykować. Chyba lepiej będzie jechać do stolicy.

- Wiesz to stolica... tam przy bramach może być jeszcze więcej straży, oni też mogą mieć rysopis poszukiwanej bardki i jej współtowarzyszy. Poza tym mogli dostać wieści, że uciekliśmy, więc mogą bardziej pilnować, że właśnie tam się chcemy skryć. A w Uran nikt się chyba nie spodziewa, że wrócimy, więc może szybciej nam się uda tam schować.
- Czy ja wiem... - czarodziejka nie była przekonana - Choć faktycznie, powrotem do Uran ich zaskoczymy, ale czy aż na tyle, by nas nie rozpoznali? W każdym razie rzeczywiście może to być bezpieczniejsze od większej ilości straży. Ale będziemy musieli zachować maksymalną ostrożność. I będziemy musieli się rozdzielić, przynajmniej przy wjeździe do miasta. I spać też najlepiej w rożnych miejscach, by nas nie skojarzyli, a do miasta powinniśmy wjechać od drugiej strony. Kiedy wyruszamy? Dziś może się przygotujmy i wyruszamy jutro, czy może jeszcze dziś po południu?
Kalel uśmiechnął się z zadowoleniem. Wyglądało na to, że jednak nie zamienią się w rolników na najbliższe parę miesięcy. - Moim zdaniem lepiej się przygotować dziś na spokojnie i pojechać jutro - odpowiedział na pytanie Tuai. - Musielibyśmy mieć wielkiego pecha, żeby nas akurat dzisiaj dopadli. Ale wiesz co jeszcze Tua? Czy pomysł abyśmy się rozdzielili nie jest zbyt radykalny? Co do wjazdu do miasta to się zgadzam, najlepiej się rozdzielić, żeby jak najmniej zwracać uwagę na siebie. Ale w środku powinniśmy być razem. W grupie jesteśmy silniejsi.
- Moglibyśmy wjechać do miasta parami, gdyby coś się stało, aby choć jedna osoba wiedziała o drugiej, by poinformować resztę jakby co. Natomiast już za murami myślę tak jak Kalel powinniśmy trzymać się razem. Rozdzielanie się nie ma sensu. Jeszcze bardziej wyda się podejrzane, jak któreś z nas będzie śledzone, że spotykamy się potajemnie czy coś. I z tym wyjazdem nie ma co się chyba spieszyć. Przydałoby się uzupełnić we wsi nasze zapasy.
- Heh, no faktycznie odrobinę mnie poniosło - Tua się uśmiechnęła szeroko - ale wjazd parami jest konieczny. Tylko niepokoi mnie jedna rzecz - powiedziała po chwili dziewczyna - Na tak długo odwlekamy sprawę Pyłów! Myślicie, że ten kapłan, o którym wspominał bard w liście do Sorg, byłby zainteresowany tym co wiemy o Pyłach? Sądzicie, że byłby gotów tam z nami pojechać, by nam pomóc? Kapłan by się nam przydał do tego zadania...
- Może w Uran się dowiemy, gdzie oni podążyli, jeżeli był zainteresowany Pyłami to może akurat tam... - zaczęła się na głos zastanawiać bardka

Vantro

Po rozmowie ze współtowarzyszami bardka poszła do swojego pokoju i wygrzebała z bagażu ostatnie karmelki jakie jej się ostały. Wzięła w jedną dłoń lutnię, w drugą słodycze i zeszła do izby po której biegały dzieci karczmarza. Usiadła przy jednym ze stołów położyła swój "skarb" na nim i zaczęła leciutko uderzać palcami w struny lutni.


Zaczęła śpiewać balladę, którą słyszała jako mała dziewczynka.

Z popielnika na Wojtusia
iskiereczka mruga.
Chodź opowiem ci bajeczkę.
Bajka będzie długa.

Była sobie raz królewna,
pokochała grajka,
król wyprawił im wesele
i skończona bajka.

Była sobie Baba Jaga,
miała chatkę z ciasta,
a w tej chatce same dziwy,
cyt! iskierka zgasła.

Patrzy Wojtuś, patrzy, duma,
łzą zaszły oczęta,
czemu żeś mnie oszukała?
Wojtuś zapamięta.

Już ci nigdy nie uwierzę
iskiereczko mała.
Najpierw błyśniesz, potem zgaśniesz,
ot i bajka cała.

Był sobie król, był sobie paź
i była też królewna.
Żyli wśród mórz, nie znali burz,
rzecz najzupełniej pewna.

Kochał się król, kochał się paź,
kochali się w królewnie.
I ona też kochała ich,
kochali się wzajemnie.

Lecz stała się pewnego dnia
rzecz straszna niesłychanie,
króla zjadł pies, pazia zjadł kot,
królewnę myszka zjadła.

Lecz żeby ci nie było żal
dziecino ukochana,
z cukru był król, z piernika paź,
królewna z marcepana.

Dzieci powoli zaczęły podchodzić i siadać koło niej. Bardka zakończyła śpiew, odłożyła lutnię i rozejrzała się po twarzach dzieci, które z wielką uwagą i napięciem wpatrywały się w jeden punkt. Mimowolnie potarła tatuaż na twarzy opuszkami palców i podążyła wzrokiem za spojrzeniem maluchów. Wszystkie jak jeden mąż wpatrywały się w leżące na stole karmelki, dziewczyna sama poczuła jak napływa jej ślina na widok słodyczy.
- Smacznie wyglądają prawda? Czy któreś z Was chce się poczęstować - spytała przyglądając się dzieciom, które albo przełykały ślinę, albo oblizywały językiem usta wyobrażając sobie smak karmelków.

Dzieciakom nie trzeba było dwa razy powtarzać - jak jeden mąż sięgnęły do torebki i, przy wtórze przepychanek i chichotów - zaczęły wciskać sobie do ust. Nawet starsze dziewczęta podeszły nieśmiało, chętne rzadkich w ich wsi łakoci.
Sorg patrzyła z uśmiechem na opychające się słodyczami dzieci. - Dobre prawda? Ale wy pewnie co rusz macie takie smakołyki... przecież w karczmie ciągle są goście, na pewno dostajecie od nich takie karmelki co?

Dzieciaki wytrzeszczyły na bardkę oczy, a Verna wzruszyła ramionami.
- Ei gdzie tam by kto się dzieciakami przejmował. Rzadko nawet napiwek zostawią jak im usługujemy, jeno pod spódnice łapy pchają.
Sorg spojrzała na dziewczynę i ciągnęła dalej.
- No ale z miesiąc temu był tu przecież kapłan Tyra z towarzyszami, on chyba Wam dał słodycze, chyba nie zachowywał się tak jak mówisz?

Verna spochmurniała.
- Zachowywali się porządnie, wszyscy oni; a kapłan to nawet z Zapomnianej Fortecy przyniósł święte przedmioty Gallian i Fardanowi podarował. Ale dzieciakami się nie przejmowali, jeno wypytywali o wszystko i wszystkich.
- Oooo a o co tacy światowi ludzie mogli wypytywać? - udała zdziwienie dziewczyna - wszak wszystko chyba sami powinni wiedzieć co nie? - podsuwała dzieciom karmeli i czekała na ich odpowiedź

- O was. O bardkę z gwiazdą na pysku. O Fortecę i o drowy, o zabójstwo tego kupca, co żeście z nim do Podkosów przyszli. I o inne dziwne rzeczy, nie słyszane u nas.
- Dziwne rzeczy? Jakie dziwne rzeczy mogły interesować kapłana - udawała że się na głos zastanawia - pewnie nie pamiętacie jakie to były rzeczy, przecież dzieci nie zapamiętują takich rzeczy...
- Mamooo... - usta najmłodszej dziewczynki wygięły się w podkówkę, ale Verna szybko przyciągnęła ją do siebie i dała swojego karmelka - jednego z ostatnich.
- A czemu pani taka ciekawa, starczy go znaleźć i zapytać - rzekła hardo. Z pewnością ślepa ani głupia nie była... no i Sorg była obca.
- Masz rację... chętne go znajdę. Ech... gdybym tylko wiedziała gdzie szukać? Pomożecie mi? Może wiecie gdzie go szukać? Dużo dorosłych nie docenia dzieci, a wy pewnie wiecie nie raz więcej niż im wszystkim się wydaje. Może wiecie gdzie pojechał kapłan z towarzyszami? - spytała bardka już otwarcie.
- Do Uran pojechali - wymamrotał na oko dwunastoletni chłopiec, intensywnie oblizując sklejone cukrem palce. - I coś o rozkazach na temat drowów paladyn mówił i o bardzie jakowymś, którego kapłan szukał.
- Do Uran mówisz... hmmmm... ciekawe czego oni tam mogą szukać? Szkoda, że mnie tu nie było jak przyjechali, ten złocisty bard to mój znajomy może on by mi coś powiedział. Pewnie dlatego o mnie się rozpytywał. Bo on o mnie pytał prawda?

- Ale ten kapłan to chłopa szukał, nie baby - rzekł otrok, tęsknie spoglądając na pustą torebkę.
- Chłopa? Z gwiazdą na twarzy? Wiecie co? Nie mam więcej karmelków to były wszystkie jakie miałam, ale obiecuje, że przywiozę wam jeszcze jak tu przyjadę. Powiecie mi co jeszcze się wypytywali, albo o czym rozmawiali ze sobą. Pewnie się naradzali, może któreś z was coś usłyszało i pamięta? Bardzo by mi to pomogło szybciej ich odnaleźć.
- Baby z gwiazdą elf, a kapłan chłopa bez gwiazdy - zniecierpliwił się chłopiec, że Sorg taka niedomyślna. Verna zaś rzekła:
- Jak się nie kłócili i nie boczyli na siebie nawzajem, to głównie po wsi rozpytywali. Dużo o drowy i o Tulipa, no i o wszystko co tu się za ich - wskazała na resztę - bytności działo, ale tez dużo maglowali wójta i starego zielarza o jakoweś listy, co ten zamordowany kupiec wiózł. Wojto, co pod oknem Fardana podsłuchiwał mówił, że kapłan się cosik o Urgula pytał i jakiś Le... cośtam. A paladyn wójta stryczkiem za zdradę Królestwa straszył.
- Ech paladyn to zawsze paladyn nic tylko by wieszał, albo ścinał głowy... a jak wasz wójt mógł Księstwo zdradzić? Ale pewnie ten tropiciel co z nimi przyjechał to miły był co? Bo o nim nic nie mówicie, pewnie o nikogo nie wypytywał. A o co oni się tak właściwie kłócili między sobą, chyba razem tu przyjechali w jakimś celu to o co się kłócić? - tym razem dziewczyna zdziwiła się naprawdę

Dzieciaki zachichotały stwierdzając, że chyba tylko po to, bo wyglądało że niezbyt się lubią, za to jeden z tutejszych kawalerów proponował łuczniczce ślub twierdząc, że mocna baba mu się w obejściu przyda.

- Tropiciel to najnormalniejszy z nich wszystkich był - rzekła Verna, gdy już przestali się śmiać. - I po ludzku zagadał, i sprośnym żartem rzucił jak normalny chłop. Jeno ponoć Kasowi niezłego stracha napędził, bo z nim pić nad wodą chciał. Ale też się o wszystko pytał, jak cała reszta.

Sorg w myślach szybko podsumowała co się dowiedziała od dzieci. "Paladyn - co jak tylko mnie dorwie to pewnie na pierwszym lepszym drzewie powiesi, tak jak wójta straszył, wszak według niego pewnie już jestem zdrajcą. Tropiciel - co po ludzku gada i sprośnym żartem uraczy, ciekawe czym mnie? Czy ludzkim zagadaniem czy sprośnym żartem, w sumie o nim nie dowiedziałam się prawie niczego. Kapłan - łagodny człowiek jak wszyscy wspominają, nawet Aesdil mi radził, abym u niego szukała pomocy, że mnie wysłucha i nie oceni pochopnie, a prawdy będzie szukał. Łuczniczka - silna kobieta, która jak twierdzą dzieci to silna baba. Bard - którego widziałam parę godzin, z którym się poprzekomarzałam, a jednak naraził się dla mnie i list z ostrzeżeniem zostawił. Podążać za nimi w stronę Uran? Czy wiać gdzieś indziej i przeczekać aż Sticka złapią? A co będzie jak nie złapią, a tamtemu się uda obudzić zło...", zadrżała na samą myśl o tym. "Może nie powinnam szukać kapłana tylko Sticka, może powinnam tego,który wpakował mnie w to wszystko. Wiem jak wygląda, wiem... chyba wiem czego się mogę po nim spodziewać... a może jednak nie wiem? Dlaczego to ja mam być tą, którą tropią? Czemu ja nie mogę zacząć tropić... może mi się uda. Może nam się uda, jeżeli całą czwórką się w to zaangażujemy. Tyle osób go szuka, że nie będziemy się jakoś wyróżniać. Zresztą dobrego barda zawsze ktoś poszukuje, a on bądź co bądź jest jednym z najlepszych".

- Kasowi? A o co się tak go wypytywał, że aż mu strach napędził? - spytała zaciekawiona, nie wiedząc nic o tropicielu chciała jeszcze dzieci podpytać, może coś im się przypomni - Powiedzcie mi gdybyście musiały któregoś z nich poprosić o pomoc, którego byście poprosiły? - dodała patrząc z uwagą na dzieci

Dzieci spojrzały po sobie. Mierząc ludzi innymi kategoriami niż dorośli, bały się trochę wszystkich przybyszów.
- Paladyn stlasny był. - szepnęła najmłodsza, wyginając usta do płaczu.
- Ciężko rzec - wzruszyła ramionami Verna. - Helfdan zdawał się swój chłop, ale taki co by łomot spuścił jak mu się co nie spodoba. Paladyn Torma to już sama wiesz; łuczniczka trochę straszna - co to za baba, co w kusej kiecce po gościńcach z mieczem lata. O kapłanie Fardan z wielkim żarem mówił, bo i o naszej Gallian pogwarzyli i precjoza z zamku nam podarował. Elf zaś... niby sympatyczny, ale wścibski strasznie i ani razu nam nic nie zagrał, choć lutnię przy boku nosił. Zresztą jakoś na uboczu się trzymał.
Sorg słuchając dzieci na słowa "łomot spuścił", aż się wzdrygnęła. "Znając moje szczęście ostatnio to pewnie ten łomot spuści mi. Chyba będę go omijać wielkim łukiem tak jak i paladyna. Pozostaje mi więc kapłan... dzieci tak samo dobrze o nim mówią jak Aesdil. Choć może jakbym się spodobała tropicielowi to by mi ten łomot darował". Rozważała wszystkie za i przeciw, wiedząc już na pewno, że jeżeli jej się tylko uda paladyn będzie tym, którego będzie unikać w miarę wszystkich swoich możliwości. "Dzieci potwierdziły, że pojechali oni do Uran. Tam chyba będzie najlepiej jednak się udać i za Stickiem się rozejrzę przy okazji."
- Dziękuję Wam pięknie za pomoc. Gdybyście sobie coś jeszcze o którymś z nich przypomniały proszę powiedzcie mi wtedy o tym. Jak będziecie chciały abym Wam coś zagrała toteż powiedzcie, chętnie to zrobię. A może któreś z Was chce spróbować jak się gra na lutni? - spytała Sorg z uśmiechem.

Verna skinęła głową na zgodę, zaś młodsze dziewczynki ochoczo przyskoczyły do bardki i wkrótce salę wypełniły chaotyczne dźwięki strun szarpanych niewprawnymi paluszkami. Chłopcy nie przyłączyli się do "dziewczyńskich zajęć", jednak z zazdrością popatrywali znad stołu.
Ale zabawy dzieci miały co niemiara.


Po rozmowie z dziećmi bardka poszła uzupełnić swój ekwipunek. "Nie wiadomo kiedy ruszymy, być przygotowanym na wszystko. Zima idzie, muszę dokupić parę rzeczy, zwłaszcza że nie wiadomo gdzie ona nas zastanie." Myślała idąc miedzy domami wioski. Przystawała co jakiś czas i pytała napotkanych mieszkańców, gdzie może znaleźć i nabyć interesujące ją rzeczy. Wracała do karczmy zadowolona, gdyż udało jej się zdobyć prawie wszystko co chciała. Po drodze spotkała Tuę, która z dumnym uśmiechem dała jej brązową farbę przygotowaną przez zielarza. Bardka weszła do swojego pokoju, odłożyła rzeczy. Podeszła powoli do lustra i zaczęła się przyglądać swojemu tatuażowi.



"Gdy cię robiłam, chciałam aby mnie dzięki tobie rozpoznawano. Nie sądziłam wtedy, że kiedykolwiek będę żałować że cię mam. Teraz chętnie cofnęłabym czas abyś nigdy nie pojawił się na mojej twarzy. Chociaż właściwie cie lubię, sprawiasz, że jestem niepowtarzalna, to Stick sprawił, że jesteś teraz kłopotliwy. Musimy się więc na jakiś czas rozstać, ale wrócisz... jesteś przecież częścią mnie... Sorg bardka - to brązowowłosa pólelfka z gwiazdką na twarzy - gwieździsta bardka...", myślała powoli otwierając słoiczek z farbą, o którą postarała się dla niej młoda czarodziejka. Zanurzyła w nim palec i po krótkiej chwili wahania uniosła go i przytknęła do policzka w miejscu gdzie widniał jej gwieździsty tatuaż. Patrzyła w lustro na efekty swoich poczynań. Raz po raz zanurzała palec w słoiczku i powtarzała czynność ocierania opuszkiem palca miejsca gdzie jeszcze przed chwilą znajdował się tak charakteryzujący ją znak. Skończywszy zerknęła w lustro aby dokładnie przyjrzeć się efektowi swojego czynu.


"Ciekawe co reszta na to powie? Czy można wziąć to za znamię? Muszę się im pokazać... ", pomyślała i ruszyła pochwalić się swoim "arcydziełem" pozostałej trójce współtowarzyszy. "Mam nadzieję, że to wystarczy, że Kalel nie każe mi jednak doklejać tych włosów, o których wcześniej wspomniałam. Jakoś perspektywa koziej sierści na twarzy jednak mnie nie cieszy, a wprost przeciwnie po zastanowieniu zaczyna przerażać. Oby wystarczyła ta plama... oby nikt jej się za bardzo nie przyglądał... oby...". Tych oby mnożyło jej się coraz więcej z każdym krokiem, kiedy szła korytarzem karczmy w poszukiwaniu współtowarzyszy. Zatrzymała się w półkroku. "Najpierw pójdę podziękować zielarzowi za pracę jaką włożył w przygotowanie tego barwnika", pomyślała i zbiegła ze schodów pospiesznie, opuściła karczmę i skierowała swoje kroki w kierunku chaty Fardana. Podeszła do drzwi i zapukała do drzwi i nasłuchiwała na zaproszenie do środka.

- Nie trzeba się tłuc, dziecko, tu jestem - zielarz wyłonił się zza węgła, z dłońmi ubrudzonymi ziemią.
- Dzień dobry... chciałam podziękować bardzo za barwnik, pod którym mogłam ukryć tatuaż... - powiedziała dziewczyna z przejęciem - Czy mogę o coś się spytać? - dodała już mniej pewnie.
Zielarz krytycznie przyjrzał się skutkom zabiegów Sorg.
- Ja bym tą plamę większą zrobił, do włosów dociągnął czy coś... od razu widać, że akurat w tym miejscu chciałaś coś ukryć. Jak chcesz to pytaj, odwdzięczę się tym samym - łypnął chytrze okiem.
- Idzie zima... czy tutaj w Podkosach jest może jakaś wolna chata, gdzie ja i moi współtowarzysze moglibyśmy przezimować? Nie mamy wiele, ale może by się przydały jakieś ręce do pomocy czy coś... zastanawiamy się co dalej ze sobą począć i tak się chciałam zapytać o to... - dokończyła już ciszej.
- Hm... - mężczyzna podrapał się po brodzie. - Dom Margata jest nadal wolny, jak go sobie odsprzątacie, ale roboty u nas w zimie nie znajdziecie, a już na pewno nie płatnej. Pewnie, do gręplowania wełny czy tkania zawsze się ręce nadadzą... rok też był urodzajny, ale żeby dodatkowe cztery gęby wyżywić, i konie do tego, to nie wiem czy się kto zdecyduje.
- A za tą chatę... czy dużo musielibyśmy zapłacić, aby ją na zimę zająć? - podpytywała dalej bardka.
- Pewnie niedużo; trza by wójta zapytać. Choć po prawdzie to wszyscy pewnikiem ucieszą się, że ktoś tam zamieszkał. Nikt do jego chaty nie wchodzi i ludzie gadać zaczynają, że w niej straszy. Tylko wiesz... to nie o miejsce a o żywność chodzi - nikt wam tyle nie sprzeda, bo złotem się nie najemy przez zimę.

- Dziękuję bardzo, za informację... a pytanie do mnie? - zająknęli się na ostatnim zdaniu.

- Khem... - odchrząknął Fardan, po czym rzekł wprost - Ile o nas wiesz? I skąd się wzięłaś u Elethieny, skoro przybyłaś wraz z resztą?
- Wiem, że przez maga, który u Was był pierścień,który Was chronił od klątwy został uszkodzony. Jakiej klątwy, nie wiem. Wiem, że moi współtowarzysze, zostali przez Was zmuszeni aby Wam pomóc w odzyskaniu pierścienia, co Wam się zbytnio nie chwali, wszak mimo wszystko to dzieciaki... - powiedziała trochę butnie - Wiem, że pierścień trafił do Rudej Wiedźmy i ona go naprawiła, nie oddala by nam go gdyby nie była pewna, że jego moc znów działa. A znalazłam się u niej, za jej zgodą, bo jak wiesz ona nie przyjmuje nikogo, jeżeli sama tego nie chce. Polubiłam moich wspóltowarzyszy, są uczciwi, dotrzymują słowa, przecież mogli gdzieś porzucić Wasz pierścień i udać się w swoją stronę. Jednak obiecali Wam pomoc,mimo, że na początku ich zmusiliście i dotrzymali obietnicy. Przywieźli go i na nowo może on Was chronić.

- Jakie dzieciaki, dorośli już są. Poza tym do czarodziejki oni sami zdecydowali się jechać - obruszył się Fardan. - Cieszę się jednak, że tak wierzysz w moc pierścienia; oni nie wydawali się przekonani... Mam porozmawiać z Gregorem o wynajmie chaty?
- Byłabym bardzo wdzięczna za to... - ochoczo przystała na propozycję zielarza bardka - jeszcze raz bardzo serdecznie dziękuję za pomoc - pokazała palcem swój policzek.
Dziewczyna grzecznie pożegnała się z zielarzem i poszła poszukać wspóltowarzyszy,aby pokazać im swoje "znamię".

Lynka

Tua byłą zadowolona z efektów ich rozmowy. Co prawda spodziewała się, że po jej pobudce wszyscy docenią wagę decyzji jaką muszą podjąć i od razu przystąpią do debaty, ale najwyraźniej jej towarzysze do ważnych kwestii podchodzili od trochę innej strony. Najpierw żołądek! Jednak zaraz po śniadaniu, ku uciesze czarodziejki, zebrali się wszyscy razem by ustalić wspólne plany i wszystko dokładnie przedyskutować.

List, który Sorg odczytała przyjaciołom obudził w najmłodszej z grupy mieszane uczucia. Przede wszystkim od samego początku rzucało się w oczy, że autor listu smolił do bardki cholewki. Albo miał do niej jakiś interes. Tua postanowiła wypytać o dokładniejsze szczegóły ich znajomości przy najbliższej okazji. Była ogromnie ciekawa czy Sorg odwzajemnia uczucia Aesdila albo choć wyczuwa jakieś jego niecne zamiary.

W rozmowie, choć padły liczne propozycje udało im się w końcu przystać na jedną, z pozoru całkiem wariacką. Bo któż jak nie tylko i jedynie szaleniec udałby się do miasta skąd ostatnio ścigany przez straże grożące im aresztem, a potem może i szafotem? Ale w tym szaleństwie jest metoda – stwierdzili bohaterowie Podkosian i postanowili udać się wprost do paszczy lwa.

„Trzeba się porządnie przygotować.” Pomyślała Tua po zatwierdzeniu przez wszystkich tego śmiałego planu, mając w pamięci początki ich wspólnych wędrówek. „Najpierw zakupy!” I pytając towarzystwa, czy nikt przypadkiem nie chce się dołączyć wszyła z karczmy zabierając swój mieszek. Po drodze robiła w myślach spis rzeczy do kupienia.

Sayane


Reszta dnia minęła Wam na robieniu zakupów i rozmowach z Podkosianami. Wójt przystał na wynajem chaty czarodzieja, jednak mimo to zdecydowaliście się jechać do Uran, czym srodze rozczarowaliście dzieci Garda. Wieczorem zaś niemal wszyscy mieszkańcy wsi zebrali się w karczmie i kolacja minęła Wam przy wtórze przygrywania Sorg, śmiechu, rozmów i przekomarzań. Rano zaś wyruszyliście w drogę.

Za namową Fardana przeprawiliście się na drugi brzeg rzeki, by nie nadjeżdżać do miasta z rozstajów, na których zgubiliście pogoń. Zresztą jazda na przełaj przez pola zajęła Wam nieco mniej czasu niż traktem, zwłaszcza że na polach prawie nie było już ludzi i nie musieliście się kryć. Jednak z niepokojem rozglądaliście się na boki, gdyż każdy krok mógł przybliżać Was do uwięzienia lub szubienicy.

Bez trudności, lecz z duszą na ramieniu przekroczyliście bramy handlowego miasta. Straże były bardzo czujne i sprawdzały wszystkich wchodzących i wychodzących z miasta, lecz dzięki naukom Madraga Tua za pomocą prostych, kuglarskich sztuczek zdołała przefarbować bardce włosy, lutnię zaś ukryliście w plecaku Kalela. Mimo to nie mogliście się rozluźnić - Sorg występowała przed tłumem ludzi i zapewne niejedna osoba pamiętała półelfkę śpiewającą z najsławniejszymi głosami Królestwa. Zatrzymaliście się w niewielkiej, czystej gospodzie "Pod Złotym Pstrągiem" w południowej części miasta, po czym zaczęliście się zastanawiać co dalej. Miasto było duże i znalezienie w nim interesujących Was informacji z pewnością zajmie sporo czasu. Czy jednak nikt nie zwróci uwagi na pytania o grupę pod przewodnictwem paladyna Torma, lub o poszukiwanego przez władze obcego barda?

Wrzuta.pl - CUTSCENE-DragonFightIntro

Mimo to pierwsza noc w Uran minęła Wam spokojnie. Wszystkim, z wyjątkiem Maeve, która we śnie znów wędrowała przez Pyły. Tym razem sama, a mimo że sen nosił znamiona realności, nie był tak straszny jak zwykle. Do czasu gdy zaklinaczka nie dostrzegła wysokiej, eterycznej postaci opierającej się o jedną ze stojących jeszcze kolumn. Dziwnie znajomej postaci.

"Lonely Priest", copyrights by anotherwanderer on deviantArt

Hourun odwrócił się powoli, ze smutkiem w oczach wyciągając dłoń, jak gdyby przywoływał swą dawną towarzyszkę. Księżycowe światło przeświecało przez przeźroczyste zarysy palców, igrało na nietypowo jasnych włosach... Zaklinaczka odruchowo puściła się biegiem w jego stronę, a mężczyzna uśmiechnął się ciepło. Nagle gdzieś z głębi ruin zabrzmiał przytłumiony dźwięk liry czy kitary... Hourun szarpnął się do tyłu, wbijając w dziewczynę przerażony wzrok, po czym rozpłynął się w powietrzu, jak gdyby wciągnięty przez upiorne, wciąż rozbrzmiewające echem dźwięki.

Callisto

Decyzja o tymczasowej zmianie tożsamości Sorg nie należała do najłatwiejszych dla nikogo z nich. Maeve widziała jak emocjonalnie półelfka przyjęła jej propozycję zmiany imienia i zrobiło jej się przykro, że zaistniała taka, a nie inna sytuacja. Nie potrafiła sobie wyobrazić, co by to było gdyby ona była zmuszona do tego, by nie być już Maeve… Czy odnalazłaby się w tej nowej tożsamości? A może przyjęłaby zupełnie inną osobowość? Albo też pozostała taka jaka jest cierpiąc w ukryciu… Nie, sytuacja w której się znalazła bardka przekraczała jej najśmielsze wyobrażenia o czymkolwiek. Owszem, ona sama wielokrotnie była w kłopotach, ale nigdy nie była poszukiwana, albo tak jej się przynajmniej wydawało. Hourun zwykle zajmował się wszystkim, a kto go tam wie, jak to wyglądało. Hourun. To imię pojawiło się w jej myślach po raz pierwszy od ostatniej rozmowy z bratem. Po raz pierwszy również jego pojawienie się nie wywołało fali bólu, ani niczego nieprzyjemnego. Nareszcie naprawdę się pogodziła z tym, że go nie ma. Dlatego też stwierdziła, że nie ma sensu dłużej się nad tym zastanawiać i poddała się temu, co się dzieje w około niej. Trochę było jej żal opuszczać tą wieś, zdążyła się przywiązać do tych ludzi, ale podjęli decyzję i nawet fakt, że wójt zgodziłby się im wynająć im dom maga, nic nie zmienił. Wiele dzieci ze wsi było niesamowicie rozczarowanych faktem, że podróżni ich opuszczają. Maeve przysięgłaby, że widziała kilka małych, załzawionych buź. Widok ten rozczulił ją do głębi i miała ochotę uściskać wszystkie te dzieci. Ze zdumieniem stwierdziła, że mimo iż nie znała ich dobrze przywiązała się do nich, zupełnie wbrew swoim zasadom.

Po miłym i wzruszającym pożegnaniu ruszyli w stronę Uran ze sprytnie zakamuflowaną Sorg. Pytanie brzmiało jednak, czy to wystarczy? Gdy przekroczyli bramy miasta, serca biły im szybciej. Nie mieli żadnych specjalnych trudności, ale zaklinaczka wiedziała, że każde z nich ma swoje obawy. Wiedziała, że im więcej pytań zadadzą tym bardziej podejrzliwi będą ludzie… Ta myśl towarzyszyła jej aż do czasu gdy położyła się spać w gospodzie, w której się zatrzymali.


Sen przyszedł szybko, ale nie przyniósł jej ukojenia. Powróciła bowiem w nim do Pyłów, które wcześniej stały się ledwie widmem, by teraz powrócić. Sen wydał jej się bardziej realny niż zwykle, ale w jakiś sposób mniej straszny. Tyle razy we śnie odwiedzała to miejsce, za każdym razem czując ten przejmujący strach, otaczającą ją atmosferę śmierci… Tym razem jednak było inaczej, spokojniej. Może dlatego, że przywykła już? Nie była już tam w końcu po raz pierwszy, ale któryś z kolei. Zdziwiło ją jednak, że była sama. Zwykle w tych snach towarzyszyła jej Tua. To między dzięki tym wspólnym snom rudowłosa zaklinaczka przywiązała się tak do młodszej koleżanki. W końcu tylko ona rozumiała, co czuje. Maeve była przekonana, że dziewczyna tam gdzieś jest, więc ruszyła pustymi ulicami miasta by jej szukać. Znalazła jednak zupełnie coś innego… Otóż o jedną z kolumn opierała się znajoma postać. Osoba o której usiłowała zapomnieć… W pierwszym odruchu Maeve najeżyła się niczym kot i zrobiła krok do tyłu uważnie obserwując postać. Był jakby półprzeźroczysty, światło księżyca odbijało się w nim, zupełnie jakby był taflą wody albo lustra. Jego zwykle ciemne włosy tym razem były jasne, jakby księżyc mógł je rozjaśnić. To był Hourun, wszędzie by go poznała. Imię dawnego towarzysza zamarło na wargach dziewczyny. Od dawna jej się śnił, ale zwykle były to wytwory jej wyobraźni, nigdy nie było to tak prawdziwe, tak… boleśnie realne. Ten mężczyzna był tak blisko i jednocześnie daleko. Miała ochotę podbiec, dać mu się objąć, zamknąć w jego szerokich ramionach. Znowu usłyszeć jak szepta jej imię, gdy bawi się jej długimi włosami, oddałaby za to wszystko.
Dotarło do niej, że tak naprawdę nigdy nie wyleczyła się z tego bólu, że nigdy nie zapomni. Ta miłość to był jednocześnie dar i przekleństwo. Maeve zdawała sobie sprawę, że nigdy już nikt nie dorówna jej dawnemu kochankowi, nigdy już do nikogo nie poczuje tego „Czegoś”. Każdy następny mężczyzna w jej życiu będzie musiał zmierzyć się z tym wspomnieniem. Doskonale wiedziała, że ono nigdy nie wyblaknie. Nie można wykreślić czegoś, co było cudem. Coś takiego zawsze pozostaje w życiu, sercu i umyśle, kształtuje zachowanie i dalsze wybory. To jest trwałe, zostaje na zawsze niezależnie od tego, co by się chciało. I ona to wiedziała. Uświadomiła sobie w chwili, gdy znowu go zobaczyła. Jego półprzeźroczysta sylwetka widoczna w świetle księżyca sprawiła, że na chwilę, która zdawała się wiecznością, jej serce przestało bić by potem przyspieszyć swój rytm i uderzać tak mocno, jakby miało za chwilę wyskoczyć z jej piersi. Gdy odwrócił się w jej stronę wyciągając swoją dłoń nie myślała nad niczym. Po prostu puściła się biegiem, chcąc jak najszybciej zmniejszyć dystans pomiędzy nimi. Powie mu jak bardzo tęskniła, jak bardzo pragnie by zabrał ją ze sobą gdziekolwiek jest… W oczach rudowłosej zaklinaczki pojawiły się łzy. Nie były to jednak łzy strachu, czy smutku a szczęścia i wzruszenia. Już za chwilę znowu miała się znaleźć koło niego, wszystko się wyjaśni. A potem… potem wszystko się ułoży. Nie miała pojęcia jak, ale musiało! On tu był! Widząc ciepły uśmiech na jego twarzy starała się przyspieszyć, lecz odległość między nimi wcale nie zdawała się znacznie zmniejszać. Wydawało jej się, że biegnie całe wieki. „Jeszcze chwila, jeszcze chwila.” Powtarzała raz za razem. Nagle, z głębi ruin dobiegł przytłumiony dźwięk liry, a może kitary… Zaklinaczka nie miała pojęcia, brzmiało to jednak złowieszczo. Chciała przyspieszyć, ale nie mogła biegła już z całych sił, wkładając w to całą swoją energię. Musiała do niego dotrzeć, był już tak blisko, tak blisko… Spojrzała na ukochanego, jakby zapewniała go, że za moment do niego dotrze, niech on tylko poczeka, a za chwilę będą razem. Jednak on szarpnął się do tyłu, wbijając w nią przerażony wzrok.
- NIE! – Usłyszała własny głos zaklinaczka, gdy mężczyzna jej życia zniknął równie nagle jak się pojawił. Wydawało jej się, że to te upiorne dźwięki go wciągają, zabierają jej go… Nie miała już dłużej siły biec, nie miało to już z resztą sensu. Przepadł, nie było go. Spóźniła się. Zawiodła go. Tysiące myśli przebiegało przez jej głowę, a ona sama zaczęła płakać.
– Hourun! – Zawołała, mając nadzieję, że może ją usłyszy, może nie jest za późno…

***


Obudziła się zlana potem i łzami. On tam był, w Pyłach. Czekał na nią… W jej oczach zapłonęła determinacja. Musiała go odnaleźć, cokolwiek się czaiło w tej przeklętej mieścinie zabrało jej ukochanego, a ona Maeve Talaudrym nie pozwoli sobie nic więcej zabrać, o nie.

Vantro

Wieczorem po raz ostatni ujęła swoją lutnię w dłonie. Wiedziała, że teraz kiedy zdecydowali się pojechać do Uran, nie będzie już Sorg- bardką, gwieździstą bardką z tatuażem na twarzy. Dziś gra jako Sorg, jest jeszcze sobą, pomimo iż jej twarz nie jest już ozdobiona gwieździstym tatuażem tylko brązową plamą przypominającą znamię. Jednak trzymając w dłoniach swój instrument i wydobywając z niego piękne brzmienie nadal jest sobą. Bardką, która potrafi swym śpiewem zachwycić innych, która swym śpiewem potrafi wywołać uśmiech na twarzach słuchających ją osób. Wkładała więc w swoją ostatnią grę całe serce patrząc na śmiejących się i dobrze bawiących zarówno Podkosian jak i swoich wspóltowarzyszy. Dziś położę się jako Sorg - bardka a rano wstanę już jako Rive... "Kto? Kim będzie dziewczyna, którą mam udawać? Co będę robić? Śpiewać nie mogę, bo sama zmiana imienia nic nie da, kim więc mam być?" Odczuwała coraz większy niepokój szykując się do snu. Niespokojne myśli kołatały jej się w głowie, niepokój sprawiał, że sen nie chciał nadejść.


Zanim się obejrzała już znajdowali się za murami miasta. Strażnicy wpuścili ich do środka nie zatrzymując, choć przyglądając się uważnie. Znaleźli więc karczmę i w niej się rozlokowali. Dziewczęta z Kalelem wyszli na miasto rozejrzeć się trochę jej nakazali na razie nie opuszczać pokoju. Chodziła więc niespokojnie od okna do drzwi wyczekując na nich i na wieści jakie jej przyniosą. Czas dłużył się jej niemiłosiernie, minuta wlokła się za minutą, wydawało się że minęły godziny odkąd tamci opuścili karczmę. Podeszła do drzwi chwilkę się zastanowiła po czym stanowczym gestem ujęła klamkę i otworzyła je na całą szerokość. "Dość! Mam tego po prostu dość! Nie będę tu siedzieć sama! Nie będę się przecież ukrywać cały czas w pokoju, muszę sprawdzić czy moja zmiana coś daje. Musze poszukać informacji o Sicku i tych co mnie poszukują." Przekonywała sama siebie podążając korytarzem karczmy. Po chwili stała już na zewnątrz zastanawiając się w która stronę ruszyć. "Chyba najlepiej będzie zacząć od rynku", stwierdziła w myślach i raźno ruszyła w obranym przez siebie kierunku. Przemierzała uliczki miasta rozglądając się czujnie, zerkała czy nie zobaczy gdzieś Kalela, Tui i Maevę. Już miała zrobić kolejny krok jak poczuła szarpnięcie za rękę, a nad uchem rozległ się okrzyk:

- Mam ją... to ta bardka... ta co jest poszukiwana... Sorg czy jak jej tam było. Jak Ci na imię dziewczę? Sorg prawda?
Próbowała wyrwać rękę z uścisku, szepnęła się i odpowiedziała:
- Jaka bardka? Jaka Sorg? Człowieku pomyliłeś się... Puszczaj! Puszczaj mnie natychmiast jestem Rive!!!. Mam na imię Rive, czemu mnie zaczepiasz i szarpiesz?
Stojący koło niej mężczyzna mierzył ją uwarzymy spojrzeniem zaciskając nadal swoją dłoń na jej ramieniu. Jednak jej wrzask i to że bez wahania wykrzyknęła mu inne imię niż się spodziewał spowodowało, że w jego oczach pojawiło się wahanie.
- Sorg czy Rive mi tam wszystko jedno... jesteś pólelfką której poszukują straże, jest nagroda i ja ją zdobędę kiedy im Cię oddam. Czy jesteś tą co poszukują czy nie to już ich problem, sami sprawdzą. - stwierdził i zaczął ciągnąc dziewczynę.
"Nie tylko nie to!" Szarpnęła się i jakimś cudem udało jej się wyrwać z uścisku nieznajomego mężczyzny. Nie zastanawiała się ani sekundy, zaczęła uciekać. Biegła przed siebie by po chwili skręcić w jakąś uliczkę. Słyszała za sobą tupot nóg goniącego ja mężczyzny. Strach powodował że biegła coraz szybciej, klucząc pomiędzy uliczkami raz po raz skręcając za kolejny róg kolejnego domu. "Chyba mi się udało, chyba mu uciekłam, nie słyszę już jego kroków za sobą" Myślała oddychając ciężko i próbując złapać oddech. Wbiegła za kolejny róg domu i zderzyła się z czymś twardym. Odbiła się i pewnie by upadła gdyby nie otoczyły ją ramiona chroniące od upadku. Szarpnęła się odruchowo i uniosła głowę do góry chcą zerknąć kto tym razem trzyma ja w swoich ramionach. Jej oczy napotkały jego oczy. A do uszu dotarły słowa wypływające z jego ust

- Szukałem Cię Sorg... Zastanawiałem się gdzie jesteś... A tu proszę sama mi wpadasz w ramiona jak "śliwka w kompot"
Wzdrygnęła się na to porównanie i szarpnęła pragnąc uwolnić z jego ramion. - Puszczaj! Puszczaj natychmiast!
Roześmiał się i jeszcze mocniej objął ją swoimi ramionami. Rozpłaszczona na jego piersi czuła jak wali jej serce po wyczerpującym biegu, wiedziała, że on czuje to samo. Jeszcze raz próbowała więc oswobodzić się z obejmujących ją ramion.
- Nie wyrywaj się! Znów uciekasz... a ja przecież chce Ci pomóc... - odparł nie wypuszczając jej. Zerknęła jeszcze raz na niego. Twarz, którą widziała przed sobą była to twarz, którą znała. Spojrzała w jego oczy i zadrżała na widok tego co w nich ujrzała, poczuła jak po policzkach zaczynają spływać jej łzy. Wtuliła się w niego i zaszlochała "...chcę Ci pomóc... chcę Ci pomóc..." rozbrzmiewały w jej głowie jego słowa. Otworzyła usta aby mu odpowiedzieć, jednak nie zdążyła gdyż poczuła szarpnięcie i głos mówiący...

- Sorg!!! Sorg!!! Co się dzieje? Obudź się!!! - otworzyła oczy i spojrzała w zaniepokojone oczy pochylającego się nad nią Kalela - To tylko sen... Wstawaj zbieramy się do drogi. Uran czeka! - roześmiał się wykrzykując ostanie zdanie. "Taaaaaaaa Uran i karczmy i inne atrakcje", przemknęło jej przez myśl. Otarła wierzchem dłoni załzawiony policzek i odparła chłopakowi.
- Zbieram się, zbieram i nie jestem Sorg tylko Rive, wbij to sobie do głowy. - z naciskiem wymówiła swoje nowe imię, po czym dodała - A poza tym wyłaź z mojego pokoju, muszę się umyć i przebrać a jak ty tu sterczysz to tego nie zrobię!
Chłopak roześmiał się, odwrócił na pięcie i wymaszerował z jej pokoju. Siedziała jeszcze chwile na łóżku wspominając swój sen. "Czyżby był proroczy? Ech... nie, mam nadzieję, że nie... jak to mówią: sen mara... Nie mam się co denerwować, po prostu mi się przyśnił, bo czuję niepokój przed nieznanym." Podniosła się z łóżka, podeszła do miski i obmyła twarz z łez. Ubrała się i po chwili stała już przed lustrem czesząc swoje kasztanowe włosy. Zaplotła warkocz, zerknęła po raz ostatni na brązową plamę na swojej twarzy i odwróciła się w stronę pokoju rozglądając się wokół czy niczego nie zostawiła.Zabrała swoje rzeczy i zeszła do reszty towarzyszy, którzy ze smakiem zajadali śniadanie. Mimo nie miała ochoty na jedzenie, a żołądek aż ją bolał z niepokoju zmusiła się do przełknięcia trochę jedzenia. Nie chciała też zbytnio martwić swoich przyjaciół. Kalel i tak zerkał na nią raz po raz z uwagą, aby odwrócić jego myśli od siebie podała mu lutnie z pytaniem czy może ją schować do swojej torby. Chłopak pokiwał głową z uśmiechem i obiecując jej pilnować wepchnął ją do swojego bagażu. " Kiedy znów ją zobaczę? Kiedy znów na niej zagram?", zaczęła zastanawiać się dziewczyna. Jednak nie miała dużo czasu na rozmyślanie i użalanie się nad sobą. Pożegnali się z mieszkańcami Podkosów, a bardka jeszcze raz uśmiechając się obiecała dzieciom, że jak wróci do ich wioski to przywiezie im karmelki.

Przeprawili się przez rzekę i udali w stronę Uran. Przybliżając się do bram miasta dziewczyna czuła coraz większy niepokój. Mimo iż nie posiadała już tatuażu, miała znamię, mimo iż Tua zmieniła jej kolor włosów, czuła jak włosy jeżą jej się na karku kiedy strażnicy przepuszczając ich objęli ją swoim spojrzeniem. "Inaczej niż w moim śnie, tam nie przyglądali mi się tak bardzo. No może troszeczkę. Uffffffff udało się, nie zatrzymali nas. Jesteśmy w środku. Może jednak nam się uda" - myślała z trudem przełykając ślinę. Powoli jednak uspokajała się i mimo iż niepokój nie całkiem ją opuścił to jednak już było lepiej. "Pierwsza przeszkoda za nami. Zrobienie znamienia na twarzy w miejscu tatuażu jednak się dobrze sprawdziło. Choć i kolor włosów też miał pewnie wpływ na to, że mimo iż mi się przyglądali to jednak nie skojarzyli mnie z Sorg. Teraz tylko musimy znaleźć karczmę, w której będziemy nocować." Mimo ulgi jaką czuła rozglądała się wokół z uwagą. Była przecież w mieście gdzie wystąpiła jako bardka, wygrała konkurs, nie było to tak dawno temu, ktoś jednak może skojarzyć jej rysy twarzy. "Zawsze mogę się podać za jej kuzynkę, wszak byłam tu z kuzynką, to i jeszcze jedna może się pojawić". Odetchnęła jednak z ulgą kiedy udało im się znaleźć nocleg w gospodzie "Pod Złotym Pstrągiem". Weszła do pokoju, położyła swój bagaż i usiadła na łóżku oddychając z ulgą. "Na razie nam się udało. Po prostu nam się udało", powoli na jej buzię wypłynął radosny uśmiech. Poczuła jak burczy jej w brzuchu. Zostawiła bagaż w pokoju i poszła coś zjeść. Rozejrzała się po izbie w poszukiwaniu miejsca gdzie mogłaby usiąść. W pomieszczeniu znajdowało się niewiele osób. Bardka zamówiła polewkę, kromkę chleba i czekając na swoje jedzenie rozglądała się zastanawiając co dalej robić. Kiedy podeszła do niej dziewczyna z zamówionym jadłem zagadnęła ją mimochodem.
- Nie wiesz gdzie mogłabym się rozejrzeć za jakąś pracą?

Służebna spojrzała na bardkę dziwnym wzrokiem, bojąc się chyba, że ta zechce odebrać jej posadę. Potem jednak wzruszyła ramionami.
- A co panienka umie? I czego szuka? Za robotą na rynku można na ogłoszenia patrzać, jak kto czytać umie, albo po gildiach szukać. Jeno ci tylko swoich najmują i gonią tych, co im w paradę włażą.

- No... zmywać umiem - odparła raźno dziewczyna - zmywałam już w karczmie talerze a i podłogi też mi się zdarzało zmywać. Młoda jestem siły mam to właściwie, wszystkiego mogę się podjąć. A na tym rynku to ogłoszenia gdzie mogę znaleźć? Nie chciałabym się tek bez celu włóczyć, a i tym gildom w paradę nie włazić, bo po co mają mnie przeganiać. Doradzisz mi coś... proszę - dodała uśmiechając się do dziewczyny.

- Tablica jest, mówię - zjeżyła się dziewczyna na wzmiankę o zmywaniu - A tak to po gospodach trza popytać, u nas pomocy nie trza! - po czym zawinęła się i poszła do baru, tupiąc gniewnie chodakami.
Sorg ze smakiem zjadała posiłek jaki dostała. Skończywszy wstała, podeszła do rozmawiającej przed chwilą z nią dziewczyny i podziękowała jej za pomoc. Raźnym krokiem udała się na rynek w poszukiwaniu tablicy ogłoszeń. Z uwagą zaczęła czytać znajdujące się na niej ogłoszenia.


Dziewczyna z uwagą czytała kolejne ogłoszenia. Dłużej zatrzymała wzrok na ogłoszeniu w którym Gildia bardów posikiwała Sorg. Mimo woli wyrwało jej się westchnienie. "Jednak zrobiłam na nich wrażenie, gdyby tak nie było nie poszukiwaliby mnie. A może to jednak pułapka... może specjalnie wywieszono je abym się zgłosiła, a wtedy łatwiej będzie mnie znaleźć. Tyle na tym słupie ogłoszeń, a większa ilość to listy gończe". Zaczęła przeszukiwać je wzrokiem czy na którymś z nich widnieje jej imię lub Sticka. Nie zauważyła jednak nigdzie swojego imienia nigdzie poza ogłoszeniem gildii. "Gdzie teraz bym była gdybym nie spotkała swoich towarzyszy? Czy byłabym bezpieczna? Czy raczej już przebywała w więzieniu schwytana przez tych co mnie poszukują? Ech... nie ma co gdybać. Zdecydowałam się na wyruszenie w poszukiwaniu przygody i w sumie nie żałuję, nie mogę dwóch srok za ogon trzymać jak to mówią." Pomyślała odchodząc od słupaz ogłoszeniami.

Wracając w stronę gospody zastanawiała się co dalej robić. Weszła do środka i ujrzała dziewczynę, z którą już rozmawiała. Podeszla do niej i zagadała.
- Dziękuję Ci jeszcze raz... Rzeczywiście było tam trochę ogłoszeń... jednak... - wsunęła w dłoń dziewczyny kilka miedziaków i kontynuowała - gdybyś wiedziała o jakiejś pracy takiej nie umieszczonej na tej tablicy to byłabym Ci bardzo wdzięczna za informację. Wiesz szukam kuzyna... był tutaj w Uran, a może nadal jest. Może u Was się zatrzymał. To półelf tak jak ja, nazywa się Helfdan. Pisał mi że będzie w Uran z bardem... hmmmmmm... jak ten bard się nazywał... Stick chyba, a może i nie Stick... może Aesdil, ech w sumie nie pamiętam - kręciła bardka zerkając czy na któreś z wymienionych imion zareaguje dziewczyna. - Pewnie dużo tu gości mieliście w czasie Srebrnego Jarmarku. Nie wiesz czy u Was się on nie zatrzymał czasami? Taki wiesz charakterystyczny mężczyzna, dziewczyny go lubią - dodała przypominając sobie co mówiły o tropicielu córki karczmarza w Podkosach.

Służka szybko schowała monety do kieszeni, by nie przyuważył ich gospodarz po czym, energicznie wycierając kufel, rzekła.
- W "Łysej Mantikorze" szukają dziewki służebnej. Ale tam ciągle szukają, to nie miejsce dla porządnej niewiasty; brudna speluna... I szwaczka, moja kuzynka, pomocnicę chce nająć, ale to tylko jak się panienka na szyciu zna, bo inaczej panienki nie polecę - zastrzegła się. - Co do gości zaś... było pełno, jak co roku, ale bardów elfich ni dudu. Za to półelfów trochę i każdy z lepkimi łapami... Jak ten kuzyn panienki wyglądał?

- Wiesz taki silny mężczyzna podobający się dziewczynom. Twarz z lekkim zarostem, włosy ma długie, niestety nie dba o nie zbytnio, widać w nich warkoczyki lecz na pierwszy rzut oka okalają mu twarz strąkami. Kobietom się podoba, wiesz taki czaruś z niego...- wyliczała bardka po kolei to co jej się przypomniało - no i imię Helfdan i wiem że z elfim bardem tu przebywał... Kojarzysz ich może? Kogoś poszukiwał, znając jego pewnie jakiejś dziewki co mu w oko wpadła... I nie mów do mnie panienko... Rive jestem - dodała z uśmiechem zerkając na dziewczynę.

- Dobrze pa... Rive. A tego z warkoczykami, łajzę, to pamiętam. Jeno chyba z jakimś zbrojnym mieszkał, a nie z lelefem, ale nie pomnę, bo tamten mało gadał i na całe dnie znikał. Obaj jeszcze przed końcem jarmarku wyjechali i tylem ich widziała. Jak chcesz kuzyna po świecie szukać, to chyba dzięki wieszczbie jeno go znaleźć możesz. Od Jarmarku miesiąc minął; kto wie gdzie go wywiało...

- Wieszczbie mówisz... pewne masz rację... tylko gdzie ja... - zawiesiła głos znacząco spoglądając na dziewczynę i wciskając jej jeszcze jednego miedziaka - doradzisz? Widzę, że Ty tu wszystko wiesz, więc...


Dziewczyna urosła słysząc taką pochwałę, lecz znacząco spojrzała na dłonie bardki. Najwyraźniej informacja na temat dobrego wróża lub wróżki była cenniejsza niż kilka miedziaków. Dopiero gdy Sorg wręczyła jej srebrną monetę, zaczęła cicho mówić.
- Wie pa... wiesz, znaczy, wróżów to kilku w Uran znajdziesz, ale najpewniejsza jest Meiyaia. Tyle, że ona nie każdego przyjmie, jeno wedle swojego widzimisie - raz drzwi otworzy, a innym razem możesz do upadłej śmierci się dobijać i co najwyżej cię sąsiedzi psami poszczują. A, i lepiej wybrać się tam z jakimś rosłym chłopem, bo tamta dzielnica to wiesz... to nie miejsce, gdzie chciałabyś się zgubić po zmroku.

- Dziękuję Ci bardzo - entuzjastycznie podziękowała dziewczynie Sorg - a czemu mówisz na mojego kuzyna "łajza", aż tak bardzo zalazł Ci za skórę? Znając go pewnie coś nawywijał? - podpytywała dalej, chcą jak najwięcej dowiedzieć się o śledzącym ją mężczyźnie.


- No wiesz... - dziewczyna zarumieniła się nieoczekiwanie i jeszcze bardziej energicznie zaczęła wycierać naczynie, które i tak już lśniło. - Nie był taki zły... znaczy się ten.. Bo słodkie słówka prawił i w oczy patrzał, a potem się dowiedziałam, że Jankę z nocnej zmiany tak samo obłapiał! - wypaliła, prawie ze łzami w oczach.

- Ech... chłop to chłop portek na miejscu nie umie utrzymać. Nie wart on łez. Nie płacz. Wiesz taki to zbałamuci i dziewczę porzuci, może i dobrze że się dowiedziałaś o tej Jance. - zaczęła pocieszać dziewczynę - echhh... wstyd mi że mam takiego kuzyna... Nie pamiętasz może z kim on łaził oprócz tego ponuraka co z nim mieszkał? Powiesz mi jeszcze jak do tej Meiyai trafić i kiedy najlepiej się wybrać aby jednak mnie przyjęła... proszę...

Służka po raz kolejny znacząco zerknęła na sakiewkę Sorg. Ciężko było powiedzieć, czy odbijała sobie za kuzyna-babiarza, czy też zwietrzyła dobry interes, który mogła ubić na zdesperowanej bardce. Dopiero gdy kolejny srebrnik wylądował w jej kieszeni dokładnie wytłumaczyła drogę do kamienicy, w której mieszkała Meyaia, nie szczędząc szczegółów i punktów orientacyjnych. Na koniec zaś rzekła:
- Na pewno wczesnym rankiem nie idź, bo pewno będzie spać. Słyszałam, że ona przyjmuje tych co chce przyjąć... no wiesz, ona WIE, komu wróżyć powinna. Zresztą ponoć też się zielarstwem para - słowo "zielarstwo" dziewczyna wyrzekła z dziwnym naciskiem - toteż pewno musi uważać kogo do domu zaprasza.
- Nie wiesz czy jest coś co by mi pomogło, aby jednak mnie przyjęła? - pytała coraz bardziej zdesperowana bardka, bojąc się że odejdzie od wróżki z kwitkiem. - No wiesz jakieś słowo, hasło czy coś takiego... nie raz się o tym mówi... może na kogoś się powołać?... Ty wiesz wszystko to może i to...

- Nie wiem, no! - zirytowała się dziewczyna - Mówię ci, że ona po prostu WIE. Jednych przyjmuje, innych kijem pogania. Z taką głupotą jak szukanie kuzyna to pewnie nie masz co na wróżbę liczyć, nawet jakbyś jej trzosem złota o drzwi kołatała. Ludzie gadają, że w jej żyłach płynie krew dawnych magów, jeszcze sprzed wojny, może nawet tych starych, złotych elfów, i że dla dobra Królestwa ona wróży, nie dla pieniędzy czy sławy. Ponoć nawet kapłani chadzają do niej po pomoc, choć przecież sami od bogów dorady dostają. Ale pytałaś to mówię.
Sorg z uśmiechem podziękowała dziewczynie - Bardzo mi pomogłaś... jak dorwę tego mojego kuzyna to obiecuję natrzeć mu uszu porządnie... spotakac taką dziewczynę jak Ty i jakąś Jankę obłapiać,ech durny chlop. Jakby Ci się coś przypomniało jeszcze to wiesz gdzie mnie szukać. Ja za to pójdę poszukać rosłego mężczyzny aby do tej poleconej przez Ciebie Meyai iść... Dzięki Twoim wskazówką trafię do niej bez problemu...

Służka spojrzała nieco dziwnie na Sorg będąc pewną, że bardka zwyczajnie kpi z jej miłostek podobnie jak wcześniej jej kuzyn; jednak nawoływania nowoprzybyłej klienteli powstrzymały ją od komentarza.
Bardka stała jeszcze chwilę spoglądając za oddalającą się dziewczyną. W myślach jeszcze raz przypominając sobie informację od niej wyciągnięte. "Helfdan - jak go określiła to łajza, co łap przy sobie trzymać nie umie, jedną dziewkę bajeruje, a za chwilę już się za drugą bierze. Wieści o nim może mi jakieś przepowiedzieć Meiyaia, może i o Sticku coś mi przepowie. Muszę koniecznie się do niej udać. Tylko ta podejrzana okolica mnie niepokoi,jak pójdę sama to na pewno się w coś wpakuje. Dziewczyny i Kalel się zdenerwują. Żadnej z nich nie mogę narazić na niebezpieczeństwo, pójdę poszukam Kalela", postanowiła kierując swe kroki w stronę pokoju chłopaka.

Podeszła do jego drzwi i załomotała z całej siły wykrzykując przy tym:
- Kalel jesteś? Otwórz muszę z Tobą pomówić - po chwili usłyszała jak chłopak odpowiada ze środka - Jestem,jak musisz to właź, czego się drzesz?
Nie musiał jej tego dwa razy powtarzać, chwyciła za klamkę i raźno wparowała do środka. Od razu zaczęła mu się z uwagą przyglądać. Podeszła jeszcze bliżej i przesuwała wzrokiem od jego stóp do głowy i na powrót,na chwilę zatrzymując wzrok na jego oczach, które przypatrywały jej się ze zdziwieniem.
- O czymś chciałaś pogadać? - usłyszała niepewność w jego glosie.
- Tak.. tak... za chwilkę - odparła mu z roztargnieniem podchodząc jeszcze bliżej i nadal taksując go uważnym spojrzeniem. Zobaczyła jak chłopak pod wpływem tego wpatrywania się w niego zaczyna się cofać lekko zaniepokojony. Podeszła więc do niego już bez wahania i uniosła dłoń. Po chwili już jej ręka spoczęła na ramieniu chłopaka lekko go ugniatając.
- Podwiń rękaw koszuli... i napręż bicepsy proszę - odezwała się szacując na ile można go nazwać "rosłym chłopem". Spoglądała na chłopaka krytycznie i w myślach zaczynała układać plan. "Może gdyby mu tak pod koszulę jakiś jasiek wepchać, a ramiona jakimiś szmatami obwiązać, to będzie bardziej rosły... Z drugiej strony, jak będziemy musieli wiać to mu jeszcze ten pseudo biceps odpadnie i co wtedy? Chyba niech zostanie tak jak jest, po prostu w razie czego będzie się nadymał i udawał, że jest bardziej rosły, w sumie to facet to potrafi...", rozmyślałam dalej obmacując ramię chłopaka.
- Sorg...
- Rive - syknęła przerywając mu to co chciał powiedzieć - Kalel, musisz to zapamiętać! Proszę... Wypytałam tutejszą dziewczynę co w karczmie pracuje, poleciła mi abyśmy do wróża się udali. Wiesz takiego jak dziadunio Henryczek, tylko tutaj on a właściwie ona zwie się Meiyaia... Powiedziała mi jak do niej dojść tylko mi rosłego chłopa trza i... no wiesz... ekhm... ten... no... padło na Ciebie, czy chcesz czy nie musisz iść ze mną - dodała już mniej pewnie zerkając na chłopaka - jak nie to pójdę sama, a to podobno niebezpieczna okolica - zerknęła jak na tą wiadomość zareaguje Kalel.

Kalel czerwony i zły na siebie, że znowu zapomniał że Sorg to teraz Rive, zapytał - Rive - przełknął ślinę gdyż wciąż trudno było mu się przyzwyczaić do nowego imienia bardki - Rive, ale po co Ci wróż? Pamiętasz co powiedział dziadunio? Przydało sie to nam na coś?
- Dziadunio to dziadunio... Jego przepowiednia też się sprawdziła... Maeve spotkała brata, a powiedział, że kogoś spotka, Ty spotkałeś swoich dawnych kompanów, a też Ci to przepowiedział, mi przepowiedział szubienice i jak mnie złapią to też się to sprawdzi. Potrzebny mi wróż! Może powie nam gdzie Sticka szukać, albo gdzie są Ci co poszukują mnie. Wiesz... trochę oszukałam tą dziewczynę - dodała lekko speszona - powiedziałam jej o tym półelfie Helfdanie, że to mój kuzyn i że go szukam... Może nam coś jednak pomoże... co innego mamy robić? Pracy szukać? Byłam przy słupie ogłoszeń sam se idź zobacz, może na sprzątacza do kapłanów pójdziesz.Jednak co nam to da? Pomoże mi to uwolnić się od podejrzeń? Masz lepszy pomysł to słucham... - zapomniał, że cały czas ściska chłopaka za ramię, obmacując rosłość jego bicepsów.
- Rive, wszystko to prawda, ale czy nam to coś dało? Tyle że po fakcie mogliśmy kiwać głowami, że rzeczywiście się sprawdziło. - Spojrzał na zmartwioną twarz Sorg i pomyślał: "Warto tam pójść jeśli miałoby to rozwiać jej niepokój". Poklepał dłonią palce ściskające jego ramie i dodał - Nie szkodzi tam pójść. Oczywiście że nie puszczę cię tam samej. Pójdziemy razem. Po chwili się roześmiał - Ja? Do sprzątania u kapłanów? Masz pomysły Rive!
- To szykuj się! Tylko wiesz... napnij się czy coś abyś wyglądał na "rosłego chłopa"... - podkreśliła jeszcze raz bardka - i zbieramy się do drogi, jeszcze tylko dziewczętom zostawię wiadomość gdzie idziemy, aby w razie czego wiedziały co się z nami stało.Jednak nie napiszę im dokładnie gdzie idziemy i do kogo,bo jakby co lepiej aby tam same nie szły. Jak Ty mi nie pomożesz jako ochroniarz to one same tym bardziej nie dadzą rady... - dodała już trochę ciszej puszczając wreszcie ramię chłopaka
Kalel rozbawiony słowami Sorg zaczął się napinać, prężyć muskuły i udawać co najmniej dwa razy większego faceta niż był. - I jak? I jak Rive? nadaję się? Przyjmiesz mnie na służbę jako szefa ochrony?
Spojrzała na chłopaka i parsknęła śmiechem - Nadajesz się, bo jak tak na Ciebie patrzę ,jak się tak nadymasz... to sama mam ochotę wiać gdzie pieprz rośnie... - po czym dodała - masz tą pracę "szefie ochrony" - i zaczęła zwiewać w stronę drzwi - tylko za bardzo się nie nadymaj bo Ci koszula trzaśnie na tych Twoich bicepsach i będziesz miał wydatek zamiast zarobku.
 
__________________
"Co do Regulaminów nie ma o czym dyskutować" - Bielon przystający na warunki Obsługi dotyczące jego powrotu na forum po rocznym banie i warunki przyłączenia Bissel do LI.
woltron jest offline  
Stary 23-08-2010, 14:35   #274
 
woltron's Avatar
 
Reputacja: 1 woltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumny
Lynka

Tua wierci Madragowi dziurę w brzuchu
Monotonny stuk kopyt, gdzieś w krzakach jakieś ptaki się przekomarzają, chłodny wiatr przynoszący zapach zbliżającej się zimy… Wszystko to nostalgicznie nastrajało Tuę. Tak miło było jej spędzając czas z mieszkańcami Podkosów! Wszyscy byli już teraz dla nich bardzo mili, chętnie rozmawiali i żartowali. Może jednak dobrze by było zostać z nimi całą zimę? Zawsze znalazłaby się jakaś drobna robota, no i miałaby więcej czasu na naukę. Madrag pewnie by się zgodził… Po chwili namysłu jednak zmieniła zdanie. Przecież sama kilka dni temu podjęła decyzje, że nie wróci do rodzinnej wsi zanim nie zrobi czegoś, co pozwoli jej na zawsze uwolnić się od wpływu tradycji i głupich zwyczajów na jej życie. Cóż to za różnica czy zostanie na dłużej w tej czy innej wsi? Ale teraz to mało ważne. Decyzja już podjęta i już wkrótce będą w Uran. Tylko co zrobią gdy będą już na miejscu?
Potrząsnęła głową chcąc odgonić te myśli i popędziła nieco konia do przodu by zrównać się z Sorg. Bardka z pewnością jest zestresowana coraz bliższym Uran, może Tui uda się coś dla niej zrobić.

Wjeżdżali do miasta. Czarodziejka zaczęła czuć znajomy, nieprzyjemny ucisk w żołądku. Wdech, wydech, wdech, wydech… uspokój się, musisz zachowywać się naturalnie!” Tua próbowała uspokoić samą siebie. Ale jak tu być spokojną, gdy masz świadomość, że ktoś może cię zaraz chwycić za rękaw i pognać na szubienicę? Niby nic nie zrobiła, ale przecież uciekała przed strażnikami. Z resztą to było mało ważne. W najgorszej sytuacji była Sorg. To przede wszystkim ją trzeba było tak zamaskować tak, by nikt jej nie rozpoznał. Choć dziwne, sztywne zachowanie całej drużyny mogło sprowadzić na nich podejrzenia strażników. A wtedy byliby już zgubieni. Całe szczęście, ze Madrag zaproponował jej nowy, prosty czar, dzięki, któremu mogła zmienić przyjaciółce kolor włosów. Bardzo ją to uspokoiła, choć pluła sobie w brodę, że sama nie wpadła na pomysł takiego użycia tego zaklęcia.
Czarodziejka rzuciła kątem oka na strażnika, który stał w pobliżu i najnaturalniej jak tylko potrafiła zrobiła zbolałą minę i westchnęła do jadącej przy niej Meave:
- Jesień się kończy, a ja nie lubię zimy! A już zwłaszcza podróży traktem w taką porem. Jak dobrze, że już dojeżdżamy. Nie mogę się doczekać aż zjem coś gorącego, zzuje buty, ubrania i pójdę spać!

*

I faktycznie zrobiła niemalże tak samo, jak mówiła. Nie była jakoś szczególnie zmęczona, ale nim dotarli do miasta, znaleźli odpowiednią gospodę, rozłożyli wszystkie swoje toboły i zjedli to pora nie była wczesna, a późno jesienna pogoda wcale nie zachęcała do wyjścia. Dlatego Tua wróciła do pokoju i przysiadła nad księgą.

- Właśnie, mistrzu! – powiedziała głośno w przerwie pomiędzy nauką zaklęć – Na śmierć zapomniałam! – Tua zaczęła grzebać w swojej torbie i wyciągnęła dwa przedmioty. Najpierw zwyczajną z wyglądu perłę, nad którą ponownie się zachwyciła. Właściwie to nigdy nie miała możliwości oglądania prawdziwych pereł, a już na pewno nie z tak bliska. Gdy Ruda Wiedź ma uświadomiła im czym są przedmioty zabrane od zbójców, była bardzo zadowolona, że może ją sobie wziąć. Perła z natury była piękna, a przy tym magiczna. Drugim przedmiotem był krótki, niepozorny, drewniany kijek. Elethiena mówiła, że zaklęty w nim był czar leczenia ran. Tuę fascynowało to, jak w zwykłych, czasem pięknych, a czasem zupełnie niezwracających na siebie uwagi przedmiotach, mieści się magia.
- Ruda Wiedźma nie mówiła nam jak korzystać z tych przedmiotów, a ja wstydziłam się spytać. I… dopiero teraz sobie o nich przypomniałam… - Tua lekko się zawstydziła. Jak mogła dopiero teraz zainteresować się tymi rzeczami? Przecież mogły im się przydać dużo wcześniej. Całe szczęście, że nie było takiej potrzeby. – Opowiedz mi jak mam ich używać i jak one działają.

Rzeczone przedmioty zawisły przed duchem, który żywo się nimi zainteresował.
- Piękna... - szepnął, oglądając w zachwycie perłę. - Zawsze chciałem mieć taką, ale nawet najsłabsza kosztuje krocie. Przywraca do pamięci zaklęcie, które już raz zostało danego dnia wykorzystane. Wystarczy, że się na nim skupisz. Ta wygląda na egzemplarz w sam raz na twoje możliwości, Kwiatuszku. Pamiętaj jednak, że najpierw musisz nauczyć się zaklęcia, które chcesz odzyskać - nie możesz wziąć dowolnego z księgi, musi być wcześniej wieczorem zapamiętane. Najlepiej noś ją na szyi, na jakimś łańcuszku czy w woreczku, żebyś błyskawicznie mogła po nią sięgnąć.
Tua spojrzała na perłę jeszcze raz. Tym razem inaczej, już wiedziała jak drogocennym jest ona przedmiotem i jakie ogromne szczęście miała, że do niej trafiła. Perła wydala jej się jeszcze wspanialsza. Ale gdy mag wspomniał o noszeniu perły na łańcuszka dziewczyna się nieco przestraszyła. Jak mogła by nosić takie cudo na widoku? Przecież wystarczy chwila nieuwagi, a ją zgubi, zniszczy albo ktoś ją ukradnie! Coś takiego to może nosić, ale na salonach. A na nich to nawet jeszcze nigdy nie była. Pomysł z woreczkiem wydał jej się znacznie bardziej praktyczny.
- Ale to nie jest tak, że jakieś jedno zaklęcie jest do niej przywiązane, prawda? I następnego dnia będę mogła znowu z niej skorzystać?

- Jest wielokrotnego użytku - zarechotał mag - Ona przywraca pamięć zaklęcia, nie sam czar. Możesz więc korzystać z niej do woli. Słyszałem nawet o takich, które mogą pomóc sobie przypomnieć nawet dwa zaklęcia, jednakże nigdy takiej nie widziałem. Zapewne kosztuje tyle, co zamek...
Dziewczyna znów spojrzała na perłę oczami pełnymi zachwytu. Jak takie małe coś może mieć tak wspaniałą moc?
- Jutro postaram się o odpowiedni woreczek dla niej, żebym mogła ją zawiesić na szyi. Bo tak na widoku to strach. Jeszcze skradną albo co. No bo ile może być warta taka perła bez żadnej mocy? A ta dokładnie, z taką siłą? Ile trzeba wydać by ją dostać? I kto w ogóle takie perły wyrabia i gdzie? - uczennica zawahała się na chwilę, ale jej kobieca natura w końcu przemogła tą bardziej praktyczną i dorzuciła jeszcze - Sądzisz, ze gdyby oddać perłę złotnikowi by jakoś łańcuszek do niej przymocował to mógłby jakoś ją uszkodzić, że straciła by moc? Jak długo może ona w ogóle zachować swoje właściwości? Rok? Dekadę? Wiek? Wieczność?

- W teorii wieczność, ale w praktyce to po kilku wiekach słabsze czary ulatują, zwłaszcza jak jakieś beztalencie je robiło. Takie cacko to... no, z tysiąc złociszy na pewno, albo i więcej - zależy gdzie kupujesz. Sama zaś perła - pojęcia nie mam, ale pewnie sporo, w końcu daleko od morza jesteśmy. Ze sto sztuk złota może... Zaś magiczne przedmioty wyrabiają głównie w Bibliotece i w Darrow wiesz, przy szkołach warsztaty mają. Prócz tego jest kilku znanych czarodziejów, których przedmioty są potężne i bardzo drogie. Ot, choćby Elethiena - ponoć potrafi wykonać każdy przedmiot o który ją się poprosi! Ale najlepsze - tu mag ściszył głos - najlepsze są elfie artefakty, zwłaszcza te pradawne. W żyłach starego ludu płynie inna krew i ich magia nie ma sobie równych. Słyszałem, że piękno i kunszt, z jakim wykonują swoje dzieła jeszcze dodaje im mocy. Niestety niezmiernie rzadko handlują swoimi wyrobami; trudno się zresztą dziwić - żyją przecież po kilkaset lat, więc mają czas by się nimi cieszyć.
- A takie... elfie artefakty - Tua powiedziała wolno nie chcąc przekręcić żadnej sylaby - są w nich zaklęte takie same zaklęcia jakie robimy my? Czy są jeszcze bardziej niezwykłe?

- Wiesz dziecko - oklapł nieco czarodziej - nigdy takiego nie widziałem, bo też elfy z lasów chętniej magią się parają niż te miejskie i swoich wyrobów na rynek nie wożą. Jednak im potężniejszy mag tym mniej polega na cudzych zaklęciach, a więcej tworzy własnych. Tak jak ja próbowałem bastora okiełznać. Elfy mają całe dekady na doskonalenie swojego kunsztu, człowiek zaś musiałby chyba liczem zostać, by im dorównać - wzdrygnął się - Toteż nigdy nie wiesz co znajdziesz w ich przedmiotach: może być, dajmy na to, zwykły miecz, który jeno w ostrzu ma zaklęty ogień, a może być taki, co i ogień ma i wodę, i do tego jeszcze sam walczy, a jak przegrywa to pomocnika z innego planu przywołuje.
- Och, niezwykłe. - dziewczyna była pod ogromnym wrażeniem. Niesamowite dla niej to było. Już od dłuższego czasu uczyła się magii i oswajała się z nią, ale wciąż nie mogła wyjść z wrażenia dla jej niezwykłości, nie mogłą sie do niej przyzwyczaić jak do czegoś... normalnego. Korzystając z magii wciąż odczuwała dreszczyk emocji i ten niepokój. Za każdym razem efekty jej czarów ją zachwycały. Po chwili jakby się otrząsnęła, cos sobie przypomniała i spytała:
- Liczem? Co to jest?

- Trup - krótko rzekł Madrag. - Czarodziej, który zakazaną magią sam siebie powołał do nieżycia. Nieśmiertelny trup, który może nadal rzucać czary i studiować swoje plugawe zaklęcia. Ponoć kilkuwiekowe licze nie potrzebują już nawet ciała - starczy kawałek czaszki, do którego przywiązana jest jego moc. Ohyda - czarodziej wykonał znak odganiający nieszczęście. Wśród jego szat Tui mignął symbol Mystry.

- Nieźle się obłowiliście na tych zbójcach - podjął Madrag, przerywając ciszę jaka zapanowała po wyjaśnieniu czym są licze i wziął się za drugi przedmiot. - Ta różdżka to też cacko, a runy - podświetlił drobny maczek, który w pierwszej chwili Tua wzięła za pęknięcia w strukturze drewna - wskazują, że wykonał ją jakiś uczeń szkoły w Bibliotece. Znając upierdliwość starych zgredów ze szkoły, najpewniej jest w niej zaklęte z pół setki słabych, leczących czarów. Starczy, że wskażesz różdżką osobę, którą chcesz wyleczyć i gotowe. Tyle że... - czarodziej podrapał się po skołtunionej brodzie - że zazwyczaj musisz znać czar, który jest w różdżce zaklęty. Znaczy się - musisz być zdolna się go nauczyć. A czary leczące są niestety domeną druidów i kapłanów. Chociaż słyszałem, że niektórzy bardowie potrafią swoją pieśnią leczyć ludzi. Ale to pewnie bujdy... W każdym razie nie znasz czaru - nie umiesz użyć przedmiotu, w którym go zaklęto - widząc rozczarowaną minę Kwiatuszka Madrag zamyślił się na dłuższą chwilę. - Słuchaj dziecko. To nie jest tak, że to niemożliwe. Jesteś zdolna bestyja, niejednym już mnie zaskoczyłaś, a korzystania z takich cacek można się podobno wyuczyć nawet nie będąc magiem. Tyle, że to ryzykowne - jak się nie uda to marnujesz czar, a czasem może on nawet wybuchnąć ci w twarz, tak samo jak w przypadku zwojów.

- Hmm... - uczennica się zamyśliła, po czym westchnęła i powiedziała - No trudno. Lepiej nie marnować czaru. Może Sorg, albo Meave czy Kalelowi taka różdżka lepiej się przyda i będą mogli z niej korzystać bez ryzyka. Ale dobrze wiedzieć, że i ja bym mogła użyć takiego cudeńka. Jak przyjdzie potrzeba to przynajmniej będę wiedziała co do czego i w jaki sposób. - Tua puściła oko do maga, choć minę miała dość nietęgą. Żałowała, że nie może bez niebezpieczeństwa zmarnowania czegoś tak cennego korzystać z różdżki, ale jeśli komuś z przyszło by z niej więcej pożytku, to nie będzie wahała się ją odstąpić.

- Jeszcze jedno mistrzu – dziewczyna ponownie sięgnęła do swojej torby. Tym razem wyciągnęła z niej notatnik zapisany pismem żyjącego jeszcze wtedy maga. Położyła go na łóżku przed duchem i powiedziała znów się zawstydzając – Lidia znalazła go w twojej pracowni i dała mi go już jakiś czas temu. Po przeczytaniu kilku zdań zorientowałam się, że to twoje prywatne notatki i już go nie otwierałam. – Tua zawstydzona nieśmiało podniosła wzrok na maga i czekała na jego reakcję. Nie wiedziała czego może się spodziewać po swoim mistrzu. Czasem korciło ją żeby przeczytać pamiętnik maga, ale wiedziała, że byłoby to nie w porządku. Wiedziała, że Madrag coś przed nią ukrywa, ale uszanowała prawo do prywatności ducha, choć była niesamowicie ciekawa wszystkich szczegółów.
- No i co? Znaczy się - pozwolenie chcesz? Czy bajkę na dobranoc? - burknął swoim zwyczajem duch czarodzieja.
- Ja.. hmm... - dziewczyna zmieszała się. Nie miała żadnych oczekiwań, po prostu czuła, że skoro należało to do maga to powinna mu to oddać. Nawet jeśli nie miał jak tego przyjąć. - Nie wiem Mistrzu. To twoje wiec oddaje, ale gdybyś chciał mi opowiedzieć bajkę na dobranoc to byś mnie bardzo rozradował. - zakończyła z uśmiechem.
- I niby gdzie miałbym sobie ten pamiętnik wsadzić - do gęby? - burknął znów Madrag, lecz po błysku w jego oku Tua zorientowała się, że jest zadowolony. - A, zresztą... - westchnął, po czym przysiadł na brzegu stołu. - Dziecko, co ty tak na prawdę chcesz o mnie wiedzieć?
- Mistrzu, wiesz, że ja to jak typowa baba nie jestem. Ciągłego siedzenia w domu nie strzymam, do garów to dwie lewe ręce mam, ale ciekawość świata i różnych historii to mam iście babską. Z reszta tak dużo czasu spędzamy ze sobą, ze to aż głupio, że tak niewiele wiem o swoim nauczycielu. Powiedz mi może coś więcej o tym jak pracowałeś u Tulipa. Ludzie nie mówią chlubnie o nim, jak ci tam było? Co robiłeś? I dlaczego w końcu przeniosłeś się do Podkosów?

- Chlubnie nie mówią, bo każde dobre słowo o Tulipie to wierutne kłamstwo jest - Madrag zacisnął usta w wąską kreskę. - Byłem jego nadwornym, jeśli tak to można określić, magiem, czyli praktycznie niewolnikiem jego zachcianek; tak samo zresztą jak cała służba, poddani, ba - rodzina nawet!! Jego włości są jak fort obwarowane, to nawet gdzie iść nie miałem, ani wsparcia żadnego, bo kto by mu się śmiał sprzeciwić? - spytał retorycznie. - Jak zresztą myślisz, do czego takiemu draniowi czarodziej potrzebny? Do straszenia ludzi, wpływania na umysły niepokornych, szukania zdrajców i szpiegowania konkurentów. Chociaż do wielu spraw nawet mnie nie dopuszczał. Wiem, że skupował magiczne przedmioty z różnych stron kraju, których mi nie pokazywał, stare księgi i mapy, choć nie widziałem nigdy, by historię czy taktykę studiował... Ponoć nawet jakieś tajemne przejścia pod swoimi włościami zrobił, choć to pewno takie babskie gadanie. Nawet jeśli takowe zbudować kazał, to robotników z pewnością już dawno robaki zjadły. Czasem mi jeździć kazał ze swoimi ludźmi, niby dla ochrony, ale co żeśmy wozili nigdy się nie zwierzał. A jak się spił na uczcie jednej czy drugiej, to mi magią ze swoimi potworami walczyć kazał. Tyle żem nie mógł zakatrupić żadnego, bo to kosztowne bestyje, tylko poranić ku uciesze szlachciurstwa, co się wtedy zjeżdżało - Madrag skrzywił się z obrzydzeniem. - Zresztą co ja ci będę gadał, nie ma się czym chwalić zupełnie; sama możesz sobie wyobrazić jak było. Co do odejścia zaś... Słyszałaś pewnie o zbójcach, co Podkosy napadli, potem zaś najemnicy Tulipa prócz zbójców i wieśniaków zabijać poczęli? Wtedy jeszcze dla Tulipa pracowałem i on... - czarodziejowi głos uwiązł w gardle. - Do dziś pamiętam, jak pieklił się, że tyle złota na najemnych wydał, a tu mu jego własność zabijają. Darł się, że po straż nie pośle, bo nikomu nic do jego włości i... i... nakazał mi spalić całą wioskę - i najemnych i wieśniaków, razem z całym inwentarzem, wszystko!
- Po pijaku gadał, więc żem tego poważnie nie wziął. Dnia następnego jednak wział mnie na stronę pytając, czy pamiętam co gadał. Rzekłem, że pamiętam, na co on - czy bym taki rozkaz wykonał. To ja podlizem - że rzeź niewinnych się nie godzi i takie tam. Przerażony byłem, bom wiedział że nie bez kozery pyta. I jeszcze tego samego dnia żem listy dostał wywłaszczające mnie z pracowni, pracy, wszystkiego... Zebrałem rzeczy i uciekłem bojąc się, że na mnie skrytobójców naśle, żebym farby nie puścił. Jasnym było przecież, że on tylko pijanego zgrywał, a Podkosy chciał z dymem puścić i pewnie jeszcze na mnie winę zrzucić. Ukrywałem się czas jakiś, potem zaś przyszło mi do łba: a co, jeśli wsi inaczej będzie chciał odpłacić za to, że przed zaciężnymi się broniła? Toteż zmieniłem imię, wygląd trochę i zaskarbiłem sobie ich zaufanie... A resztę już znasz.

- Toś miał dla niego okrutną służbę. Ciężki to kawałek chleba pracować u takiego człeka. Ale po co mu te wszystkie magiczne rzeczy i stare księgi? Na co mu to wszystko? Czarodziejem nie był, bo nie był byś mu potrzebny przecież, to czy umiał korzystać z tych przedmiotów? A te stworzenia wszystkie? To były tylko zachcianki bogacza czy może... - Tua zadrżała na samą myśl - chciał je do czegoś wykorzystać? Ale do czego? Okrutnikiem musiał być wielkim. Kazać ci spalić wioskę?! Szaleniec! Jak dobrze, że od niego odszedłeś wtedy od razu. Kto wie co mógłby zrobić, gdybyś się nie ulotnił... A sądzisz, że mógł sobie znaleźć innego maga? Kogoś kto byłby zdolny spełniać nawet tak bezlitosne rozkazy?
- Kto tam wie... mnie głód przycisnął to żem do niego w służbę poszedł, ale zawsze znajdzie się ktoś bez sumienia i honoru, co dla złota każdy rozkaz spełni. Tacy właśnie ludzie tam pracują - ponuro odparł Madrag.
- A... - dziewczyna zawahała się chwilę bojąc się czy niezbyt śmiałe pytanie zadaje - jak brzmi twoje prawdziwe imię Mistrzu?
- E... no wiesz, Madrag Hem - zmieszał się duch. - Wieśniakom się jako Margat przedstawiłem i tyle - niezbyt pomysłowo, ale magowie imion nie zmieniają, żeby renomę trzymać, to uznałem że starczy; oni też się czarodziejem w wiosce nie chwalili i jakoś przeszło.

- Pracując o Tulipa to pewnie musiał ci on sporo płacić za taka pracę, a jak to jest z zarobkami w normalnych warunkach? Czy trudno magom jest znaleźć zajęcie na przykład w takim mieście jak Uran? A jak ludzie by się patrzyli na kogoś tak początkującego jak ja? I jak by to w ogóle miało wyglądać?
Madrag parsknął pogardliwie na wzmiankę o jego zarobkach, zamyślił się, a potem rzekł:
- Nooo... na pewno jak renomy nie masz to i stawek sobie wysokich śpiewnąć nie możesz. Jeśli pracujesz jako ten... no... osiadły mag, masz pracownie własną i wszystko, to cena czaru zależy od jego trudności, plus koszt komponentów. Na przykład, jakby szlachcic chciał swoje dzieci magicznymi sztuczkami zabawić, to weźmiesz za nie, dajmy na to, pięć złociszy. Ale jakby spotkany w drodze kupiec chciał nałożyć alarm na noc na swój wóz, to już dziesięć, albo nawet dwanaście, bo i czar trudniejszy i sytuacja sprzyja. Ale jakby chciał magicznym zamkiem swoje skrzynie zamknąć, to już ze dwadzieścia-trzydzieści złotych monet policzyć sobie możesz. A jak sobie wyrobisz renomę to pewnie i ze sześćdziesiąt albo i sto nawet! - rozpędzał się czarodziej.
Tua otworzyła szeroko oczy. Za pięć złotych monet to przecież mogła by mieć już siodło na jucznego konia! Wiedziała, że czary są w cenie, ale dopiero teraz sobie uświadomiła, że ona sama dysponuje taką mocą i może w ten sposób zarabiać!

- Słyszałam, że w Bibliotece to jest szkoła dla czarodziejów. Jak tam wygląda nauka i ile kosztuje?
- Drogo, oj drogo - a jak kto złota nie ma, to czasem pół życia haruje, żeby się wypłacić. Tak słyszałem przynajmniej, bom nigdy nie próbował. A plotki czasem przesadzają, a czasem wręcz przeciwnie. Tyle że widzisz, można się pożytecznymi rzeczami wypłacić - jak choćby takie różdżki na sprzedaż robić.
- A czy czarodziejom robi potem różnicę czy ktoś się nauczył od swego mistrza czy ze szkoły? Pewnie jak od mistrza to ma większe poważanie, bo to przecież inaczej niż jak siedzi z całym stadem tak samo zielonych jak on... A czy jak mag młody i skończył nauki to ważne jest dla innych jak nazywał się jego nauczyciel? Czy to w ogóle nikogo nie obchodzi?
- Pewnie że robi! Oczywiście, że robi - podskoczył Madrag - Jakżeby mogło nie! Przecie im lepszy nauczyciel tym lepszy uczeń, to oczywiste! A jak kogo mag do terminu weźmie, a się beztalenciem okarze, to nie raz pod groźbą kar wielkich zabrania rozgłaszać, że u niego praktyki taki osioł miał, żeby renomy nie stracić! Więc jakbyś - na przykład - u Elethieny się przyuczała, to nawet paladyni z pocałowaniem twojej ślicznej rączki potem cię zatrudnią.
Ze szkołami zaś nie jest tak, że jak się w stadzie uczysz to źle. Ze szkół wyjdziesz to wiadomo, co umiesz i od kogo, więc nie jesteś jakiś dziki mag, tylko swój fach znasz. Poza tym, nie wiem jak to w szerokim świecie jest, ale w Królestwie jak z Biblioteki z dyplomem wyjdziesz, to od razu o członkostwo w Gildii się możesz starać i wtedy ona zaświadcza, żeś jest fachowiec a nie kiep. Tak samo jak każda inna Gildia; zleceń masz więcej i gaża porządna. Co prawda magowie niezbyt chętnie zawiązują koalicje i poddają się kontroli, ale sama wiesz, że po wojnach z nekromantą szkoły i gildie sumiennie kontrolują magów, a nawet zaklinaczy, co by się drugi Urgul nie zrodził.
- A co jest z takimi co do Gildii nie należą?
- W zasadzie... to nic. To nie obowiązek ani prawo, jednak co znamienitsi magowie do Gildii przynależą, toteż trudno się porządnie bez tego uczyć. Mają wiele ksiąg, z których można (za opłatą rzecz jasna) przepisywać zaklęcia, sprzedają lub wypożyczają zwoje, różdżki i magiczne przedmioty, dostępne tylko dla nich a niezbędne w wielu zleceniach, wspomagają czasem w biedzie. Zasadniczo jeśli nie planujesz nic złego, Gildia niesie same korzyści... jeśli ktoś lubi opowiadać się z każdego kroku i rzuconego zaklęcia - skrzywił się Hem.
- To aż tak? Ale po co tak kontrolują? Przecież jak ktoś należy do Gildii to chyba wiadomo, że nie planuje zniszczyć Królestwa. A nawet jeśli to nie opowie im o tym co złego robi!
- Niby masz rację, ale to takie pokrętne jest. Z jednej strony w myślach współmagom jest zakaz czytania, więc tego nie sprawdzą. Z drugiej widzą, czy kto talent ma czy nie a przede wszystkim mają kontrolę nad tym, kto czego się uczy i jakich składników do zaklęć czy zwojów potrzebuje, gdzie podróżuje, jakie zlecenia bierze... Poza tym wielu magów zapisuje się do gildii dla prestiżu i perspektyw, a nie z dobrego serca. Nie wiem skąd ten pomysł - gildia magów to nie świątynia czy paladyński zamek - nie mają czujek wykrywających złe intencje czy demona w sercu.
- Ach... - Tua pokiwała głową trawiąc to, o czym opowiedział jej mag. Nie mogła powiedzieć, że wszystko było dla niej jasne. Polityka do rzecz niesłychanie zawiła, a uczennica nie czuła się jeszcze zdolna do pojęcia o co tak właściwie w niej chodzi. Choć ten temat ją interesował, to postanowiła odłożyć go na później, gdy będzie miała większe pojęcie o wielkim świecie, a nie tylko o tym co jej tłumaczyła matka: jak dobrze zasiać i jak dobrze utuczyć. Może wtedy łatwiej jej będzie pojąć istotę tego wszystkiego.
- A czy Gildia nie gapi się krzywo na młodych magów działających w mieście, ale nie należących do niej? Bo przecież jej na pewno zależy, by jak najwięcej czarodziei w niej było, więc chyba starają się wpłynąć jakoś na tych co dołączyć nie chcą?
- Hm... zmusić cię nie zmuszą, ale z pewnością patrzą na ręce nawet, jeśli o tym nie wiesz. Poza tym jeśli nie masz znajomości to i o zlecenia ciężko, bo co lepsze ludzie do Gildii ślą. Rzecz jasna pracę i tak znajdziesz, ale no... najpewniej dla osób, które także chciałyby uniknąć wścibskich oczu, jeśli wiesz co mam na myśli. Zresztą byle kogo Gildia nie bierze, bo swoją renomę też ma i nie każdy osioł może poszczycić się ichnią pieczęcią. Zbierają tylko tych dobrych, a resztę obserwują... wiesz, taki okres próbny. W końcu dla zwykłych ludzi jeśli ktoś do jakiejkolwiek gildii należy to znaczy, że na swojej robocie się zna.

- A co robiłeś, gdy na tak długo znikałeś w czasie podróży? - zmieniła temat dziewczyna.
- Patrzcie ją, dać palec to całą rękę zeżre! - huknął czarodziej - Do spania, ciekawska gąsko, starczy gadania jak na jeden wieczór. A jak masz tyle czasu na zbyciu, to do nauki, hop! hop!
- Mistrzu! To ostatnie pytanie! Nie bądź taki, skończ opowiadać, bo jak się nie dowiem to spać nie będę mogła pół nocy, a o nauce to już w ogóle nie będzie mowy, bo myśli uciekać będą. Proszę... - Błagalnym, nieco infantylnym tonem prosiła Tua.
Jakiś cień przemknął po półprzeźroczystej twarzy czarodzieja.
- Nie - rzekł stanowczo. - Może dowiesz się... w swoim czasie.
Dziewczyna westchnęła ze zrezygnowaniem. Czuła, że nie ma już co błagać Madraga. Nie zamierza jej wyjawić dziś tej tajemnicy i tego po prostu nie zrobi, choćby go błagała. Dlatego postanowiła skończyć rozmowę z magiem.

*

Poszła do pokoju Sorg chcąc zapytać się o zaklęcia uzdrawiające, ale w środku był tylko list wyjaśniający, że wyszła z Kalelem po wróżbę jakąś i by nie iść za nimi, bo to niebezpieczna okolica.

"Zero pomyślunku! Zero! A gdybym ja chciała z wróżb skorzystać? Albo Meave? A jak już tam tak bezpiecznie nie jest to razem byśmy byli mniej narażeni. Magią bym im w twarz rzuciła w razie potrzeby. Jak drużyną jesteśmy to mogliby i o nas czasem pomyśleć. Wiercipięty!" I tak psiocząc na nich w duchu poszła do Meave pokazując jej list i chcąc spędzić z nią resztę wieczoru w karczmie. Najchętniej by poszła szukać Sorg i Kalela. A nuż by się przydała! Z resztą Sorg nie powinna tak włóczyć się po mieście bez wyraźnej potrzeby. Winna unikać jak najdłużej wzroku ludzi, którzy mogliby ją rozpoznać. Ale Tua nie wiedziała dokąd poszli, a z resztą skoro już wybrali się tam sami, to pewnie zanim by ich dogoniła to już dawno by byli po takim spotkaniu. Więc dała sobie z tym spokój.

Epimeteus

Ostatni dzień w Podkosach zaczął się od wrzasków. "Ki diabeł, Sorg ze skóry obdzierają?" Zdezorientowany wyskoczył ze swojego pokoju i jak burza wpadł do tego, w którym spała bardka. Udało mu się nie trzasnąć drzwiami gdy spostrzegł, że wciąż śpi. Ostrożnie zatrzasnął je za sobą i podszedł do rzucającej się w łóżku i jęczącej przez sen dziewczyny. - Hej... Sorg - nieśmiało chwycił jej obnażone ramię wystające spod koca i potrząsnął - To tylko sen, obudź się - Zobaczył jak otwierają się jej wystraszone oczy i dodał - Spokojnie, coś ci sie tylko śniło. Już poranek.Pora wstawać, Uran czeka.
Sorg w końcu oprzytomniała a na jej twarzy nieoczekiwanie pojawił się grymas - Kalel, jak mogłeś! - powiedziała oburzonym głosem - Zapamiętaj to sobie - Nazywam się Rive a nie Sorg! - Chłopak też się skrzywił "Jak mogłem zapomnieć, teraz to bardzo ważne, żeby tego nie mieszać". Zła na niego bardka kontynuowała - A poza tym wyłaź z mojego pokoju, muszę się umyć i przebrać a jak ty tu sterczysz to tego nie zrobię! Co miał zrobić, uśmiechnął się i wyszedł.

W czasie drogi do Uran trenowali zwracanie się do Sorg per Rive tak, żeby nawet po wyrwaniu ze snu w środku nocy podać jej aktualne imię. Nie było to łatwe szczególnie dla Kalela, który non stop się zapominał. Na całe szczęście mieli trochę czasu na to i gdy stanęli przed bramą miasta, byli już całkiem gotowi. Nie zatrzymując się dokonali ostatniej lustracji swojego wyglądu, ze szczególnym naciskiem na Twarz Sorg. Nie było sladu po tatuażu a brązowa plama na jego miejscu nie budziła podejrzeń. "No chyba, że będzie ktoś bardzo podejrzliwy na straży" wymknęła się Kalelowi czarna myśl. "Ale przecież to niemożliwe" szybko ją zakończył "Przecież to Uran, nikt się jej tutaj nie będzie spodziewał".

Te parę chwil jakie spędzili przejeżdżając pod czujnym okiem strażników ciągnęło się im bez końca, ze szczególnym naciskiem na moment gdy ich minęli i już nie widzieli co robią. Kalel czuł jak na jego plecach rozpływa się gorąca plama domniemanego spojrzenia zaalarmowanego czymś żołnierza. Ale chociaż do ostatniej chwili oczekiwał gniewnego okrzyku i tupotu biegnących za nimi strażników, to skończyło się tylko na strachu. Byli bezpiecznie w mieście. Bezpiecznie? Może nie do końca, gdyż z pewnością kręcili się po ulicach tajniacy i inne indywidua, które mogły mieć interes w odgadnięciu ich prawdziwej tożsamości. Nie mniej w takim tłumie niełatwo będzie ich odnaleźć. O ile znowu nie wymknie się mu znowu Sorg niechcący. "Rive, Rive, Rive" tak długo to powtarzał w swoich myślach, że aż niechcący powiedział na głos - Rive...- Zaskoczona bardka odwróciła się w jego kierunku i nerwowo rozglądając się zapytała - Co takiego Kalel? Wszystko w porządku? Ponieważ nie zdawał sobie sprawy, że wypowiedział jej przybrane imię na głos, to zdziwiony spojrzał na nią - Wszystko ok S...sskarbie - zamienił w ostatniej chwili niemalże się spalając ze wstydu. - Coś mi się przywidziało Rive - tym razem już poprawnie powiedział jej imię. Bardka spojrzała na niego z politowaniem i nie komentując odwróciła się i dalej ruszyła w drogę.

Mieli szczęście, gdyż już pierwsza polecona im gospoda okazała się spełniać ich oczekiwania. Nieduża, ale schludna, z czystymi pokojami. Zostawili konie w stajni i udali się do swoich pokojów. Kalel niestety został sam, gdyż dziewczyny zajęły jeden pokój a on drugi. Było mu trochę dziwnie po tylu dniach wspólnego zbierania się do snu przy ognisku, teraz nie miał do kogo otworzyć ust. Rozłożył swoje rzeczy, rozejrzał się czy o niczym nie zapomniał i wyszedł z pokoju. Na korytarzu wciągnął powietrze nosem próbujac po zapachu dojść gdzie jest jadalnia. Uśmiechnął się czując smakowite zapachy i ruszył zdecydowanym krokiem w lewo.

W wejściu do jadalni stanął i rozejrzał się. Zauważył dziewczynę która usługiwała "Niebrzydka" zauwazył i podszedł do niej. Hej, dzisiaj się do was wprowadziłem, powiesz mi co najlepiej zamówić na obiad ślicznotko?

- Ryby - odparła z lekkim zaskoczeniem w głosie. - Dziś mamy ryby albo ryby. Ewentualnie ryby. I ziemniaki.

Kalel się roześmiał - Dobrze że Ty nie masz nic wspólnego z rybą. Dzięki Tobie to miejsce nabiera splendoru a i pewnie ziemniaki z rybą smakują niczym najwykwintniejsze danie.

Służka spojrzała na chłopaka dziwnie i odwróciłą się do swoich zajęć. Widać elegancka mowa nie została dobrze przyjęta - a raczej wzięta za kpinę. W końcu ryba normalna rzecz. Ehh... - Kalel westchnął obserwując oddalające się rozkołysane biodra. Przez chwilę się zastanawiał czy nie spróbować jeszcze raz, ale ostatecznie machnął ręką i zabrał się za jedzenie. "Nie ma co się śpieszyć, wszystko wskazuje na to, że jeszcze tu pobędziemy" pomyślał wydłubując ości z ryby. Gdy zaspokoił pierwszy głód zaczął się rozglądać dookoła. Podobało mu się to miejsce, ładnie wykończone drewniana boazerią ściany, geometryczne mozaiki na posadzkach no i czystość. "Miło jeść w miejscu, gdzie karaluchy nie są pierwszą rzeczą którą się widzi przy obiedzie" zadowolony uśmiechał się do siebie. Przechodząca obok kelnerka wzięła ten uśmiech do siebie, prychnęła i odeszła kołysząc biodrami jeszcze energiczniej niż przed chwilą. - Prawie jak w raju - zamruczał do siebie zadowolony chłopak.


Po zjedzeniu posiłku zastanowił się co dalej. "Dziewczyny pewnie jeszcze długo będą się rozpakowywały, nie ma co im przeszkadzać. Lepiej się przejdę po okolicy i sprawdzę co ciekawego słychać. Ledwie jednak znalazł się za drzwiami, kłam jego myślom zadał tupot na schodach i Sorg, która wpadła do jadalni tuż po tym jak wyszedł.

Po wyjściu z tawerny wpadł w zgiełk miast. Od razu poczuł się nieswojo. Zamieszanie, ludzie śpieszący w te i we wte, to było coś do czego nigdy nie miał okazji się przyzwyczaić. Mając nadzieję, że nie wygląda nazbyt "niemiejsko" chodził starając się znaleźć przydatne zarówno ze względu na wygodę jak i ewentualną ucieczkę miejsca. Ucieszył się gdy znalazł nieduży ryneczek, na którym można było kupić wszelkie niezbędne do życia produkty, przede wszystkim jedzenie takie jak warzywa i owoce (z przyjemnością zauważył, że nawet całkiem świeże), oraz rzeczy pierwszej potrzeby, takie jak środki czystości, sztućce i tym podobne. "Mamy szczęście, zaopatrywanie się tutaj wyniesie nas taniej niż w karczmie" pomyślał zadowolony. Po obejrzeniu ryneczka zastanawiał się przez chwilę, czy nie zapuścić się dalej w Uran, ale nie miał już ochoty. "Wracam do karczmy, dziewczyny na pewno już się rozpakowały. Wspólnie zastanowimy się co dalej" z tą myślą zakończył swój mały rekonesans.

Nie zwlekając wrócił do "Pod Złotym Pstrągiem". Widok szyldu, ze złocistą rybą przywiódł mu wspomnienie kelnereczki, która z takim zdziwieniem tłumaczyła, że dostępne są tylko ryby. "A to z tego powodu" - dopiero teraz skojarzył.

Miał święty zamiar uporządkować swoje rzeczy w pokoju, lecz ledwie się za to zabrał a już odciągnął go od tego łomot do drzwi. - Kalel jesteś? Otwórz muszę z Tobą pomówić! - "Skąd ona ma tyle siły?" zdumiony pomyślał i otworzył drzwi. - No czego się tak wydzierasz, wchodź zanim ludzie zrobią zbiegowisko. - zażartował i wpuścił ją do środka. Bardka ledwie weszła rozejrzała się po bałaganie w jego pokoju, zmarszczyła brwi, lecz nie komentując tego co zobaczyła od razu zabrała się do wyłuszczania swojej sprawy. "Wróż, może to i dobry pomysł?" pomyślał. "Nie zaszkodzi spróbować dowiedzieć się czegoś, w naszej sytuacji każda pomoc jest dobra. A swoją drogą ciekawe czemu ścigający nas nie korzystają z takiej pomocy" trochę nim wstrząsnęło na myśl, że mogliby zostać wyśledzenie w magiczny sposób.

Gdy wyszli z karczmy, przez okno wyglądała właśnie Tua i zanim zniknęli z jej oczu zawołała - Hej, Rive! Kalel! Gdzie się wybieracie? Zaczekajcie, zaraz zejdę! Nie minęło wiele czasu a okazało się, że do wróży Meiyaii idzie cała czwórka, bo z Tuaą zeszła do nich również Maeve.

Sayane

lastinn player

Było już późne popołudnie gdy ruszyliście w stronę ubogiej dzielnicy, wskazanej przez służkę w "Złotym Pstrągu". Każde miasto taką miało - podobnie jak i Uran. Wiele istot przybywało do miasta w pogoni za szczęściem, bogactwem czy sławą; gdy zaś uśmiech Tymory zmieniał się w chichot Beschaby wynajmowali małe, zawszone klitki, zajmując się wszystkim tym, co zapewniało środki do życia. Takowa dzielnica nie była zresztą daleko; jak wszędzie, tak i tutaj domy pospólstwa i biedy leżały w okolicach miejskich murów; miejscu najbardziej brudnym i niebezpiecznym.

Nastraszeni przez służebną dziewkę, przemierzając wąskie ulice mieliście wrażenie, że odrapane domy chylą się ku Wam jak gdyby zaraz miały się zawalić, zaś uchylone okiennice skrzypią złowróżbnie. Między piętrami powiewało suszone pranie, z otwartych okien i drzwi dochodziły odgłosy rozmów, płacz dzieci, wrzaski i przekleństwa. Ktoś gdzieś grał na cytrze, ktoś śpiewał, niemiłosiernie fałszując. Może było to jedynie złudzenie wywołane lękiem, lecz nawet ścieki zdawały się śmierdzieć tu bardziej niż gdzie indziej, zaś wielkie szczury i myszy raz po raz przebiegały wam drogę, z rzadka tylko gonione przez zapchlone kundle, czy chude koty, zdesperowane na tyle by zaryzykować walkę ze szczurem. Wszędzie walały się puste beczki i butelki, kawałki drewna, resztki jedzenia i wszelakie śmieci.



Rzecz jasna dzielnica tętniła życiem. Na ulicach kłebił się tłum; kobiety wędrowały z koszami zakupów, dzieci bawiły się na podwórkach lub wprost na ulicy, mężczyźni kłocili się lub dyskutowali zawzięcie, pociągając bimber z owiniętych rzemieniem butli. Gdzieniegdzie pod ścianą przemykał jakiś zakapturzony cień osoby, która z pewnością nie chciała być rozpoznana w takim miejscu; raz czy dwa z zaułka wydostał się dźwięk świadczący o tym, jak uciszano nieproszonych gości. Z licznych sklepów dobiegały was ochrypłe wrzaski handlarzy, zachwalających swoje nędzne towary, zaś sprzedawane dobra wystawione były nie raz aż na pół ulicy. W takim miejscu można było zarówno kupić jak i sprzedać wszystko. Dawniej Kalel czy Tua nie wzgardziliby tutejszymi kramami, teraz jednak widok podniszczonych ubrań czy nadpsutego jedzenia wywoływał jedynie dreszcz obrzydzenia. Zaś wasze porządne ubrania i dobrze utrzymana broń przyciągały wiele ciekawskich, a czasem jawnie wrogich spojrzeń. Nawet uzbrojeni w magię i miecze nie czuliście się tu pewnie, toteż niemal biegiem podążaliście za Sorg-Rive, która na szczęście nie miała problemów z odnalezieniem właściwej drogi.

Wreszcie jednak dotarliście do wskazanego przez dziewczynę budynku. Nie wydawał się ani bogatszy, ani mniej odrapany od innych; na drzwiach brakowało też znaku wskazującego czym trudnią się jego mieszkańcy. W zaułku, w którym stał było ciszej i spokojniej, toteż gdy Sorg załomotała w drzwi, echo poniosło się aż na sąsiednie ulice, przyprawiając Was o gęsią skórkę. Po chwili z jednego z okien wynurzyła się ryża głowa jakiegoś wyrostka.
- Czego? - szczeknął?
- My do pani Meyai - najpewniej jak potrafił odkrzyknął Kalel.
- Pani! Może jeszcze: jaśnie pani!? - zarechotała głowa i zniknęła na dłużej. Dopiero gdy, zniecierpliwieni, szykowaliście się do ponownego walenia w drzwi, z wnętrza dobiegł Was tupot bosych stóp i drzwi otworzyły się.
- Pani zaprasza - wyszczerzył szczerbate zęby chłopak i gestem zaprosił was do środka, potem zaś szczelnie zamknął drzwi i zasunął zasuwy. Przeszliście przez zagracony przedsionek i wspięliście się po wąskich schodach na piętro, pachnące ziołami i kadzidłem. Minęliście kilka zamkniętych drzwi, chłopak zapukał dopiero w te na końcu korytarza i, nie czekając na zaproszenie, wprowadził Was do środka.

Pokój był obszerny, utrzymany w tonacjach żółci i czerwieni. Nad olbrzymim, zasłanym poduchami łóżkiem z baldachimem wisiały lekkie firany, udrapowane w fantazyjne kształty. Wpadający przez otwarte, lecz zasłonięte zasłoną wietrzyk podzwaniał dużymi cekinami, którymi były obszyte. Chudy czarny kot w obróżce z dzwoneczkiem przyglądał wam się leniwie, beztrosko rozwalony na skrzyni obok łóżka. Na toaletce z lustrem stało kilka fiolek i słoików, w puste zaś wsadzono wonne kadzidła, które wypełniały pokój nieco mdlącym zapachem pomarańczy i wanilii. Pod ścianami stało kilka szczelnie zamkniętych szaf i wypełniona fiolkami oraz słojami serwantka; na komodzie leżała rzucona beztrosko biżuteria.

Zaś przy szerokim, dębowym stole siedziała piękna kobieta, na oko koło trzydziestki, niedbale opierając się o blat i sącząc jakiś płyn z niewielkiej filiżanki. Ciemne, kręcone włosy opadały falami na ramiona, zaś skośne oczy w czarnej oprawie mierzyły was nieprzeniknionym wzorkiem. Szczupłe, ponętne ciało okryte było barwną koszulą, zbyt cienką jak na tę porę roku, za spódnicę służyła zaś owinięta wokół bioder chusta. Meyaia była atrakcyjną i niepokojącą kobietą, poruszającą serca nie tylko mężczyzn.



Ni stąd ni zowąd Maeve przyszło do głowy, że kobieta może być dalekim potomkiem jakiegoś diablęcia lub wręcz demona, co tłumaczyło by egzotyczny wygląd i wpływ, jaki wywierała na ludzi. Jej obecność onieśmielała i z lekka przytłaczała. Chłopak niepostrzeżenie wymknął się z pomieszczenia, wy zaś niepewnie usiedliście po przeciwnej stronie stołu, wpatrując się w gospodynię.

- Więc... - zaczęła kobieta, z niego kpiącym błyskiem w czarnych oczach - ...po co przyszliście do Meyaii?

Vantro

Cała drużyna ruszyła więc w stronę podejrzanej dzielnicy, gdzie - zgodnie ze słowami służki - mieszkała wróżbitka. Czemu akurat tam, skoro była taka dobra? Tego dziewczyna już nie wyjaśniła.

- Ale po kiego grzyba chcesz iść do wróżbitki? O co chcesz ja wypytać? - Tua, podobnie jak Kalel sceptycznie odnosiła się do tego pomysłu. Jakoś nie dawała wiary wróżbitom. Co prawda wróżby Henryczka po części się już sprawdziły, ale to nie zmieniało faktu, ze dziewczyna nie ufała ludziom próbującym odkryć przyszłość. Jej zdaniem ludzie powinni przestać zabiegać o odkrycie przyszłości, tylko wziąć się do roboty i zacząć samemu sobie na nią zapracować. Ale skoro już tam idą to niech wyniknie choć z tego jakiś pożytek.
- Jak po co ? Po informację... a co innego nam pozostaje? - spytała bardka dziewczyny - Służka w karczmie powiedziała, że ona wszystko WIE, jak wie to może coś nam powie...
- Nie wiem czy wróżby to odpowiednie źródło informacji, ale chyba można spróbować - Tua wzruszyła ramionami.
- Źródło nie źródło każda informacja nam się przyda. Na razie dowiedziałam się o tej wróżbitce chyba nam nie zaszkodzi jak się u niej popytamy... - odparła Sorg czarodziejce.

Sorg z duszą na ramieniu przemierzała wraz z towarzyszami uliczki miasta, starając się kierować wskazówkami, które udało jej się wydobyć od dziewczyny w karczmie. Szła rozglądając się wokoło z niepokojem czy gdzieś z jakiegoś zaułka nie wyskoczy nagle ktoś i nie zaczepi ich. Jakoś te napinane przez Kalela muskuły nie bardzo ją przekonywały do tego, że są bezpieczni. Dzielnica rzeczywiści była nie ciekawa tak jak ostrzegała ją służka. Odetchnęła z ulgą kiedy wreszcie udało im się dotrzeć do drzwi domostwa w którym mieszkała Meyaia. Z radości, że już dotarli na miejsce mimo wszystko cali i zdrowi załomotała z całej siły w drzwi i aż się sama skrzywiła słysząc jaki odgłos poniósł się wzdłuż całej uliczki na której stali. Jednak efekt był prawie natychmiastowy w jednym z okien pokazała się ruda głowa jakiegoś wyrostka. Sorg nabrała w płuc powietrza aby odpowiedzieć na jego pytanie lecz zanim zdążyła cokolwiek wydobyć z lekko ściśniętego gardła Kalel zdążył już ich "zaanonsować". Śmiech wyrostka na słowa chłopaka wywołał u Sorg natychmiastową reakcję, szturchnęła łotrzyka łokciem w bok i syknęła - Może nie nazywaj jej pani? Chociaż... ech, no nic zobaczymy... - stojąc pod drzwiami domu do którego pragnęła być wpuszczona czuła coraz większe zdenerwowanie. "A jak będziemy tymi co właśnie nie będą przyjęci? Co wtedy zrobimy? Będziemy tu stali i łomotali aż nas pogonią?", przelatywało jej przez głowę, jednak zgrzyt zamka w drzwiach i słowa szczerzącego się do nich szczerbatego chłopaka zapraszającego ich do środka przerwały te rozmyślania. Weszła pospiesznie do środka bojąc się, że ten jednak się rozmyśli i zatrzaśnie im drzwi przed nosem. Odgłos zasuwanych zasuw za ich plecami spowodował, że po karku Sorg przeleciały ciarki, starała się to zignorować nerwowo rozglądając po zagraconym przedsionku. Słyszała oddechy swoich towarzyszy i wiedziała, że odczuwają oni taki sam niepokój jak ona. "Co ma być to będzie", pomyślała jeszcze i ruszyła raźno za prowadzącym ich wyrostkiem.
Wzrok dziewczyny pobieżnie przesunął się po pokoju do którego zostali wprowadzeni, gdyż został przykuty przez kobietę, która się w nim znajdowała. Bardka wiedziała, że to niegrzeczne i może być odebrane za bezczelne ale nie umiała oderwać oczu od twarzy znajdującej się przed nią kobiety.


"Chyba to tutaj" zastanawiał się Kalel spoglądając w górę na ścianę kamienicy. Nie wyróżniała się niczym od innych okalających ją budynków, lecz jeśli nic nie pomylili, to właśnie to miejsce wg opisu barmanki było siedzibą wróża. Zastanawiał się nad tą sprawą chyba odrobinę za długo, gdyż zanim cokolwiek postanowił, Sorg bezceremonialnie uniosła zwiniętą w pięść dłoń i kilkukrotnie mocno uderzyła nią w drzwi. Efekt był natychmiastowy. Z okna tak szybko, jakby tylko czekała na sygnał, wychynęła ruda głowa. - Czego? - w ten mało wyszukany sposób zostali zapytanie o cel swojej wizyty. Po krótkiej, równie obfitującej w kurtuazję wymianie zmian znaleźli się wewnątrz budynku.
Rudobrody wyrostek prowadził ich przez zagracony korytarz tak, jakby nic innego w życiu nie robił i po chwili stanęli przed drzwiami, spoza których bił do niczego nie podobny aromat. Młody zapukał i nawet nie czekając na odpowiedź, nonszalancko otworzył na drzwi i wprowadził ich do środka. "Ale bajzel, ta wróżka musi być niezła, jeśli cokolwiek potrafi tutaj znaleźć" myślał rozglądając się po wnętrzu, po którym wyraźnie było widać kobiecą rękę.
Gdy jednak ta kobieca ręka pojawiła się przed jego oczami, to aż głęboko wciągnął powietrze. "A to ci..." pomyślał widząc gospodynię, "A niech to..." pomyślał jeszcze i bezwiednie wpół-otwierając usta zagłębił się spojrzeniem w jej twarzy.
Kiedy do jej uszu dotarły słowa ...po co przyszliście do Meyaii?... z wysiłkiem oderwała wzrok od niej i spojrzała na swoich współtowarzyszy. Wszyscy oni wpatrywali się w siedzącą naprzeciw nich kobietę z takim samym natężeniem, a zachwyt w spojrzeniu Kalela spowodował, że przez głowę bardki przeleciała myśl. "Czy na mnie kiedyś ktoś spojrzy z takim zachwytem? Taaaaa... z tą plamą na twarzy na pewno... z zachwytem, że będzie mógł jak najszybciej gdzie indziej wzrok kierować", pomyślała przypominając sobie jak wyglądała jej buzia oglądana dziś w lustrze. Przełknęła ślinę i próbowała wydobyć głos z gardła, aby odpowiedzieć na pytanie jakie chwilkę wcześniej padło.
- My... - zaczęła cicho i niepewnie, po czym jeszcze raz spojrzała na resztę z niemą prośbą w oczach, aby jej pomogli wyjaśnić po co przyszli.

- My znajdujemy się w nieprzyjemnej sytuacji - dokończyła za bardkę Tua - by się z niej wyplątać potrzebujemy pomocy. Zresztą słyszeliśmy, że nie zapraszasz do siebie każdego, więc wiesz zapewne, że nasza sprawa taka błaha nie jest. - zakończywszy wstęp dziewczyna zaczęła szukać języka w gębie by wyjaśnić wróżbitce dokładnie cel ich wizyty, dać jej niezbędne informacje, a jednocześnie nie zdradzić zbyt wielu faktów. W myślach ponarzekała na Sorg, która przecież sama się tu garnęła, a teraz zrzuca ciężar rozmowy na innych, ale po rzuceniu kolejnego przydługiego spojrzenia na Meyaię przestała strofować w bardkę. Kobieta była niezwykłej urody. Niepokojącej urody, wręcz hipnotyzującej. Czarodziejka zapatrzyła się na kobietę i straciła wątek.
- Eee.. więc... - próbowała zwrócić myśli na odpowiednie tory odrywając wzrok od wróżbitki, wpatrując się za to w jej filiżankę - Potrzeba nam wiedzieć, gdzie jest pewna grupa błąkająca się po Królestwie - odzyskawszy rezon Tua znów zwróciła wzrok na twarz kobiety szukając na niej jakichś grymasów, z których można by wyciągnąć jakieś wnioski - w poszukiwaniu wieści o bardce Sorg. Wiemy, że w grupie są bard, kapłan Tyra, łuczniczka, tropiciel i paladyn. Pomożesz nam?

- Nie - rzekła krótko Meyaia. Jej miękki, głęboki głos przyjemnie wibrował w uszach nawet gdy odmawiała. - Moje wróżby mają wyłącznie charakter osobisty. Nie jestem kapłanem, który rzuca czary wieszczące, ani duszkiem-znajdkiem. Mogę pomóc w czymś, co dotyczy was samych, ale nie innych ludzi. Zresztą - tu złośliwie zmrużyła swoje wąskie oczy - sami przecież nie wiecie czego chcecie, więc jak mam wam pomóc?

- A ja wiem... wiem czego chcę - odpowiedziała Sorg zerkając z uwagą na kobietę, po czym dodała trochę mniej pewnie gdy poczuła jej wzrok na sobie, a zwłaszcza na swojej brązowej plamie zdobiącej policzek - to znaczy chyba wiem... Czy ja... czy znajdę tego, którego szukam? Szukam kogoś, a on szuka mnie, jednak mijamy się i już sama nie wiem co zrobić, abyśmy się odnaleźli. Czy jest możliwe zobaczyć co czeka mnie? - dziewczyna w karczmie mówiła, że ona "wie", jeżeli "wie" to nie muszę jej więcej mówić, sama mi powie.
"Jak to nie wiem czego chcę?" - pomny przebojów z dziaduniem tylko w myśli obruszył się Kalel. Przecież wystarczyłoby żeby mnie się spytała, a od razu dziesięć albo i więcej pomysłów by usłyszała. Zachęcony swoimi własnymi myślami zaczął rozważać sprawy, których przyszłość szczególnie go teraz interesowała. "A więc po pierwsze..." jego myśli rozpierzchły się tak, że nie mógł żadnej uchwycić w garść.
Meyaia zaczęła się śmiać tak bardzo, że aż jej kot czujnie spojrzał na gości, najwyraźniej nie nawykły to wybuchów wesołości swojej pani.
- Wielu cię szuka, Gwiaździsta Sorg, i ty szukasz wielu - o którego więc pytasz? - z rozbawieniem powiodła wzrokiem Waszych opadniętych szczękach. - Tak, tak, wiem kim jesteście, choć nie raczyliście się nawet przedstawić. - nawinęła na palec kosmyk włosów, a kot przeniósł się na jej kolana, przy wtórze cichego podzwaniania.

Sorg otworzyła usta aby coś powiedzieć, jednak nic z nich się nie wydobyło. Przełknęła więc nerwowo ślinę i spróbowała jeszcze raz.
- Tak wielu szuka... tylko jak wielu znajdzie? Czy ktoś znajdzie i kto? - zerkając na kota na kolanach kobiety dodała z podziwem w głosie - Nie przedstawiliśmy się bo powiedziano nam, że Ty pani wszystko wiesz, więc tak jak widać wiesz kim jesteśmy.

- No cóż, trzeba sobie jakoś wyrabiać opinię wśród ludzi, prawda? Inaczej nikt by tu nie zaglądał - roześmiała się znów Meyaia. - Żeby zaś was rozpoznać nie trzeba być jasnowidzem, tylko mieć uszy i oczy szeroko otwarte oraz kojarzyć fakty. Tutejszej straży to jednak nie grozi, więc się nie martwcie. A ty mów konkretami, dziewczyno - jestem wróżbitą, nie jasnowidzem. To, co się wydarzy zależy tylko od was, a przyszłość ma wiele dróg i, wbrew powszechnej opinii, często można ją zmienić; lub przynajmniej nieco nagiąć.

- Konkretami... to może... sama nie wiem od czego zacząć... O już wiem... czy możesz mi Pani dać kawałeczek kartki chciałabym Ci coś pokazać, a najlepiej chyba to pokażę, jak naszkicuję... - bardka spojrzała na kobietę pytająco, ta zaś skinęła głową i wyjęła z szuflady w toaletce kartkę szarawego papieru. Sorg w skupieniu pochyliła się nad kartką i wystawiając nieświadomie koniuszek języka zaczęła szybko szkicować. Po chwili zaczęła również mówić
- Jednej nocy wszystkim nam śnił się ten sam sen... Staliśmy w nim w jakiś podziemiach, a drogę nam zagradzały drzwi... Widniał na nich taki znak - dokończyła pokazując to co narysowała:


- Czy to, że śnił się on nam wszystkim razem coś oznacza? Czy ten znak coś oznacza? Czy powinniśmy podążyć i poszukać drzwi z tym znakiem? Czy... sama już nie wiem... może Ty pani nam pomożesz wyjaśnić znaczenie tego snu. - jednym tchem wyrzuciła z siebie bardka.

- A więc jednak... - westchnęła cicho Meyaia, po czym, wodząc palcem po liniach rysunku, rzekła. - Tego typu sny zazwyczaj pokazują coś, co wydarzy się na pewno. Lub co już się zdarzyło oczywiście. A że był wspólny... cóż - znaczy to jedynie tyle, że jesteście ze sobą związani wolą bogów, losem, przeznaczeniem czy jak tam chcecie to nazwać. Dobrze wróży na przyszłość zresztą. Co do znaku - podjęła po chwili - nie mogę wam wiele powiedzieć. To symbol starego, elfiego rodu, rodu który ponoć wyginął całkiem w walkach z Urgulem, rodu potężnych magów i zaklinaczy. Ponoć dla mocy takich właśnie rodzin Urgul podbił Pyły. I nadal za nimi śmierć idzie... - zamyśliła się na dłużej.
- Pyły... - zaczęła Sorg, po czym zamilkła zastanawiając się nad tym co usłyszała. "Znów Pyły, cały czas o nich ostatnio słyszę. Czarodziejkom śnią się Pyły, drzwi, które nam się śniły mogą mieć coś wspólnego z Pyłami. Stick chce obudzić Urugula, to też jest związane z Pyłami. Elethiena mówiła nam o Pyłach, o złu, które tam może nadal przebywać. Czy to wszystko nie wskazuje nam, że powinniśmy tam właśnie się udać?", nie zdając sobie sprawy zapytała na głos - Czy powinniśmy właśnie tam się udać?
- Nie wiem - wzruszyła ramionami kobieta - pytałaś o znak, więc mówię co wiem, choć niełatwo było uzyskać te informacje. Poza tym - macie czym zapłacić za wróżbę? - dokończyła rzeczowo.
- Ile musimy zapłacić? Bo od tego zależy też czy będziemy mogli poprosić o wróżbę dla każdego z nas, czy też raczej wybrać osobę, której ta wróżba jest najbardziej potrzebna - odparła pytaniem na pytanie bardka.
- Dla przyszłych bohaterów Królestwa promocja - po 10 sztuk złota na głowę - mrugnęła wesoło Meyaia.

- Ja po proszę o wróżbę dla mnie - zdecydowała Sorg jeszcze zanim reszta jej towarzyszy cokolwiek powiedziała. Wyjęła sakiewkę i wyłożyła na stół ostatnie 10 sztuk złota jakie posiadała, całkiem wyleciała jej z głowy ich wspólna kasa, którą trzymał Kalel.
Chłopak widząc to nerwowo się ruszył, ale nie chcąc robić zamieszania pozwolił bardce zapłacić. "Oddam jej ze wspólnych pieniędzy jak tylko stąd wyjdziemy" uznał, a następnie z ciekawością zaczął przyglądać się temu co działo się dalej.
- Mądra decyzja. Nie ma co oszczędzać na przyszłości - rzekła kobieta, zgarniając monety do welurowej sakiewki, która ni stąd ni zowąd pojawiła się w jej dłoni. Kot zamruczał zadowolony. - Daj rękę - wyciągnęła swoją, zaskakująco miękką i gładką.
Dziewczyna wyciągnęła drżącą rękę przed siebie i skierowała ją w stronę kobiety. Czuła obawę przed tym co usłyszy. Jednak wolała usłyszeć to co ma jej do powiedzenia Meyaia niż ciągle zastanawiać się co dalej, co począć, co się stanie? Z zapartym tchem czekała co będzie dalej.

Wróżka przez chwilę tylko trzymała dłoń Sorg w swojej. Potem otworzyła oczy, które naraz stały się wielkie i ciemne, i zaczęła wodzić palcem po liniach papilarnych dziewczyny. Po chwili zaczęła mówić, poruszając oczami jak gdyby przesuwały się przed nimi jakieś obrazy.
- Twój los związany z losem wielu i los wielu zależy od twego - zaczęła, jak można było się spodziewać, zagadkami. - Bardem będąc gonisz opowieści, lecz teraz to opowieść cię dogania, wplatając w swoje strofy twe imię i życie twoich bliskich. Zapłata terminu zbliża się wielkimi krokami, każdy zaś unurzany jest w krwi i magii - Meyaia zaczęła mówić coraz szybciej, blednąc gwałtownie i wpatrując się pustym wzrokiem w przestrzeń. - Gwiazda połączy się z księżycem, słońce i gwiazdy zetrą się z czarnym blaskiem odwróconej nocy, zaś pancerna rękawica chwyci wagę ślepego boga, by wymierzyć sprawiedliwość, która od dawna czeka na wymierzenie... Pięć mrocznych pieśni w pięć stron świata śpiewają uwięzione dusze, choć to nie ich głos rozbije w proch czarne kamienie... Pięć piecz... - kobieta nie dokończyła. Krew rzuciła jej się z nosa, ona zaś osunęła się na ziemię. Zjeżony kot wskoczył na stół i rozmiauczał się upiornym głosem, od którego ciarki przebiegły wam po plecach.

Doskoczyliście do kobiety próbując ją ocucić, gdy z korytarzach dobiegł was odgłos szybkich kroków i do pokoju wpadł szczerbaty wyrostek, niosąc porcelanową misę z zimną wodą i bawełniane szmatki.
- Co się tak gapicie, przenieście ją na łóżko, ale żywo! To się czasem zdarza, gdy pani ośmiela się wsadzać nos w sprawy potężniejszych od siebie - wyjaśnił, robiąc nieprzytomnej czarodziejce zimny okład na nos i poprawiając poduchy pod jej głową. - Zmieniajcie okład co jakiś czas, niedługo powinna się ocknąć. Jeno nie próbujcie nic ukraść! Zresztą Mefi będzie was pilnował, prawda Mefi? - zwrócił się do kota, który, jakby na potwierdzenie słów chłopaka, miauknął i wskoczył na toaletkę, układając się na biżuterii i patrząc na gości podejrzliwie. Chłopak zaś ruszył do wyjścia, zezując na was z dezaprobatą.

Lynka

Sorg stała przyglądając się jak chłopak zajmuje się kobietą, po czym ochoczo skinęła głową na jego żądania, aby zmieniali jej okład i za chwile kiwając, że nic nie zamierzają ukraść. Z wrażenia zapomniała języka w buzi i tylko jej latająca w tą i spowrotem głowa potakiwała lub zaprzeczała kolejnym słowom wyrostka. "Nie dość, że nic z tego nie zrozumiałam co ona do mnie powiedziała, to jeszcze myślałam, że ją zabiłam. Wróżba miała mi pomóc... a teraz jak jej wysłuchałam to mam wrażenie, że wiem jeszcze mniej niż przed tym zanim zaczęła mi wróżyć..." Sięgnęła dłonią i pomacała okład czy już go trzeba zmienić czy jeszcze chwilkę zaczekać.
- O matko! Ja ją tylko poprosiłam o wróżbę, aby wiedzieć co mamy dalej robić... Skąd mogłam wiedzieć, że to o mały włos jej nie zabije? - zaczęła mówić do swoich towarzyszy widząc ich miny - myślicie, że jeszcze coś nam zechce powiedzieć, jak się ocknie?

Tua patrzyła na to wszystko z szeroko otwartymi oczami. Widząc to wszystko nie miała wątpliwości, że wróżbitka faktycznie zagląda w przyszłość. Cena wróżby tania nie była i choć stać ich było na nią, to czarodziejka nie chciała poznawać swojej przyszłości z ust tej kobiety. Mętne, jak zwykle zresztą, przepowiednie jej zdaniem tylko mieszają w głowach i człowiek skupia się na ich rozszyfrowaniu zamiast wzięciu się do roboty. Od dawna z resztą wiedziała, ze do Pyłów należy im iśc, choć wolałaby udać się tam w bardziej sprzyjającym czasie, choć może nie powinni czekać?
Zastanawiało ją jednak jedno. Słowa młodego chłopaka: "gdy pani ośmiela się wsadzać nos w sprawy potężniejszych od siebie" sprawiły, ze przeszedł ją dreszcz. Czyżby jednak faktycznie byli wybrańcami bogów? Czyżby ich przeznaczeniem było jakieś szczególne zadanie? Sen, przepowiednie... zazwyczaj chyba właśnie w taki sposób bogowie obwieszczają swoją wolę, prawda?
- Ee tam zabić od razu. Słyszałaś chłopaka, ona tak czasem ma. A powiedzieć to może i zechce. A może nie. Jak się ocknie to spytamy. - odpowiedziała bardce Tua i poprawiła wróżbitce zsuwający się z nosa okład.

- Ciekawe ile czasu jej zajmie dojście do siebie? - zaczęła zastanawiać się Sorg na głos - Czy któreś z Was będzie ją pytać o swoją przyszłość też? Chyba zmienię jej już okład, bo wróci ten "sympatyczny" chłopak i znów się nas będzie czepiał - dodała zdejmując okład z twarzy kobiety, zanurzając go w misce z zimną wodą i na powrót kładąc na jej twarzy. Mimo tego, że chłopak twierdził, wróżka czasami tak ma i Tua też jej to przypominała, to jednak czuła, się winna zaistniałej sytuacji, wszak przecież to ona poprosiła o wróżbę i to w jej przyszłość zaglądając kobieta zareagowała jak zareagowała.
- Pewnie niezbyt długo, skoro chłopak nas tu z nią zostawił. Ja przepowiedni nie chcę - powiedziała pewnie czarodziejka - ale okład możesz zmienić. powiedz tylko Ri... - zająknęła się nie wiedząc jak właściwie teraz powinna się zwracać do przyjaciółki - Sorg, czy mówi ci coś ta przepowiednia?
- Mam nadzieję, że niedługo. Przepowiednia... sama jeszcze nie wiem, muszę się nad nią zastanowić. Może jeszcze nam coś powie, co rozjaśni to o czym już mówiła. Przepowiednia musi być jednak ważna, inaczej nie stałoby się to co stało... i chłopak też mówił o tym, że to "sprawy potężniejszych". Nie możemy więc ich ignorować, a wręcz przeciwnie,powinniśmy się dowiedzieć najwięcej jak tylko możemy. A gdzie możemy się dowiedzieć? Jak na razie to mi do głowy przychodzi tylko ona... - tu wskazała palcem na nadal nieprzytomną kobietę - Masz lepszy pomysł? Myślisz, że jest ktoś kto nam to lepiej wyjaśni, kto nam cokolwiek powie?

- Jeśli "potężniejsi" sprawiają, że ona nam wróżąc traci przytomność, to nie wiem czy w tej sprawie uda jej się jeszcze nam cokolwiek powiedzieć. To, ze do Pyłów trzeba nam iść, to chyba już wiadome wcześniej nam było. Teraz tylko problemem jest jak odzyskać twoje dobre imię.
- A mi się wydaję, że watro pytać. Wszak nie wiedzieliśmy nic, zadając pytania dowiadujemy się czegoś. Jak te wszystkie informacje, które słyszymy poskładamy w całość to może wreszcie nam się uda odgadnąć o co w tym wszystkim chodzi. To co mówiła nam Ruda Wiedźma, to co nam mówił dziadunio Henryczek, to co nam zostawił w liście Aesdil i to co teraz się dowiemy. Jak nie spytamy nie usłyszymy nic, a może nawet w błahej odpowiedzi kryje się rozwiązanie naszych kłopotów... moich kłopotów. Ja wolę spytać... Zawsze jest ktoś "potężniejszy", zawsze jest ktoś kto wie więcej, więc jak nie będę pytać nie dowiem się niczego.

- Oczywiście, że pytać warto. Im więcej pytań się zada, im więcej ludzi się przepyta tym lepiej. Dlatego tu jestem. Tylko nie bardzo przepowiedniom ufam. Może bardziej pewnie byłoby dyskretnie popytać ludzi w mieści? Może i kapłani mogliby nam coś powiedzieć? Z resztą póki co z Uran nie wyjeżdżamy to popytamy kogo się będzie dało. Byle tylko dyskretnie, żeby nie zwrócić zbytnio na siebie uwagi.
- No właśnie pytamy dyskretnie. Przecież nikt się nie zdziwi, że do wróżki po przepowiednie przyszliśmy, a dowiedzieć się czegoś też od niej możemy. Wróżby dziadunia Henryka jakoś nam się spełniły. Lepiej wiedzieć co może być niż nie wiedzieć. Czy się spełni to już inna sprawa, ale możemy zawsze się przygotować na to że jednak się to może zdarzyć.

- Jasna sprawa. Każda wiedza może się przydać - skwitowała ze wzruszeniem ramion Tua. - A wy jakąś przepowiednie od wróżbitki będziecie chcieli?
- Jeśli chodzi o mnie to owszem, ale nie zasypujcie mnie proszę potem gradem pytań. To będzie dla mnie bardzo... ciężkie - Dorzuciła swoje trzy grosze Meave, doskonale wiedząc, o co chce zapytać.

Bardka rozumiała dziewczynę bardzo dobrze. Pokiwała głową, że nie zależnie od tego co spyta Maevę one jej nie będzie dręczyć pytaniami. Zerkała również niespokojnie na nadal nieprzytomną kobietę zmieniając jej po raz kolejny okład.

Tua uśmiechnęła się. Kilka razy nieopatrznie zapytała Meave o przeszłość, ale ta nigdy nie odpowiadała. Nietrudno było się domyślić, że historia kobiety nie jest dla niej niczym przyjemnym i przeżyła ona jakieś trudne chwile z którymi jeszcze się nie pogodziła. Dlatego również nie odpowiedziała, a tylko uśmiechem starała się przekazać swoje zrozumienie i wsparcie.

Vantro

Po jakimś kwadransie wróżbitka zaczęła się niespokojnie kręcić na łóżku i wreszcie otworzyła oczy.
- Cholera... - mruknęła, próbując słabo podnieść się do pozycji siedzącej. - Wiedziałam, że trza było tego półelfiego dzikusa psami poszczuć, a nie do łóżka pakować. - Kot zeskoczył z toaletki i, mrucząc intensywnie, zaczął łasić się do swojej pani. Kilka kropli krwi z nosa kobiety spadło w jego jedwabiste futerko.
- Dobrze się już czujesz? - spytała z troską Tua - ten szczerbaty chłopak mówił, że masz tak czasem, gdy... "wsadzasz nos w sprawy potężniejszych od siebie"...? - ostatnie słowa wypowiedziała pytającym tonem mając nadzieje, że Meyaia zechce im wytłumaczyć tą sytuację.
- Według ciebie wyglądam jakbym czuła się dobrze? - sarknęła Meyaia, przykładając sobie mokrą szmatkę do czoła i opadając na poduszki. - Młody powinien trzymać język za zębami, bezczelny smarkacz. Wywalę go kiedyś na zbity pysk, jeśli sama się wcześniej nie przekręcę. Ech...
A znaczy to, co znaczy. Nie każdy lubi jak zagląda się w jego sprawy, a wielu potężnych ludzi potrafi skutecznie bronić się przed wieszczeniem - nawet jeśli nie dotyczy teraźniejszości a przyszłości.

Tua wzruszyła ramionami na słowa o samopoczuciu wróżbitki. Dziewczyna tylko się zatroszczyła o jej zdrowie, ale najwyraźniej trudno było się doszukiwać w tej kobiecie wdzięczności za jakąkolwiek troskę czy życzliwość. Trudno.
- Pewnie nie wiesz kim może być ten ktoś? Podejrzeń nie masz, kto może być zainteresowany tą sprawą, a jest wystarczający silny by zablokować twoje wieszczenie?
- Gdybym wiedziała to nie byłoby problemu - nosowo odparła kobieta. - Chociaż wolę nie wiedzieć... - zamyśliła się na chwilę. - Nie znam się na magii, ale może być tak, że samo wieszczenie o Pyłach jest niebezpieczne; w końcu to przeklęte miejsce, pełne spaczonej magii i zagubionych duchów, w tym dusz potężnych czarodziejów.
- Czyli jeśli nasz los związany jest z Pyłami, to nie mamy co liczyć, na kolejną wróżbę?
- Nie jest powiedziane, że w wizji zobaczę Pyły. Teraz jednak na pewno nie mam sił, by próbować ponownie. Zresztą weszłaś tutaj z dość sceptyczną miną - skąd więc ta nagła ciekawość? Kapłani i magowie przecież też potrafią wieszczyć, czemu nie poprosisz któregoś z Gildii? Z pewnością będzie wyglądał bardziej przekonywająco ze swoimi kulami i śmierdzącymi składnikami - dokończyła szyderczym tonem.
Tua z uwagą wpatrywała się w kobietę. Jest po prostu dobrą obserwatorką czy może wywróżyła sobie sceptycznego gościa? W odpowiedzi wzruszyła ramionami.
- Nie znam się na wróżbach i nie jestem ich entuzjastką. Trudno ufać czemuś, czego pochodzenia się nie zna. Może jestem zbyt wścibska, ale jak to się dzieje, że poznajesz przyszłość? Kapłani proszą bogów, magowie korzystają z magii, a ty?

Meyaia wzruszyła ramionami.
- Po prostu mam dar; jak moja matka i matka mojej matki. Moja siostra też umiała czytać przyszłość - gdy jeszcze żyła. Rodzimy się z tym; to płynie w naszej krwi, tak samo jak zaklinacze czy aasimarzy mają we krwi swoją moc. Widzę ludzki los w liniach dłoni, gwiazdach, blasku oczu. Czasem śnię... A czasem wystarczy jedynie uważnie słuchać i patrzeć by dowiedzieć się jaki los kogoś czeka.

Sorg zerknęła na kobietę z uwagą i słysząc jej słowa o półelfie przypomniała sobie innego półelfa o którego miała ją zapytać. - Czy mówisz pani o Helfdanie? - wyrwało jej się pytanie, zanim pomyślała, że to nie o nim może wspominać kobieta. Przecież półelfów chodzi po tej ziemi tylu, że to by był szczęśliwy traf jakby to jednak chodziło o tego samego.
- Ano Helfdanie, pochutnym baranie - zachichotała nieoczekiwanie Meyaia. - Taki to na kobietę może kłopoty sprowadzić nawet, jak całe życie na tyłku w domu przesiedzi - znacząco poklepała się po brzuchu i puściła do bardki oko.

"O matko! Tutaj też portki ściągał? Czy ten facet wszystkie kobiety postanowił uwieść? Może powinnam każdą napotkaną pytać o niego to szybciej go znajdę niż on mnie. Chociaż akurat, że w jej łóżku zawitał wcale się nie dziwię", pomyślała przyglądając się kobiecie i czując wpełzający rumieniec na swoje poliki.
- Opowiesz mi o nim? Jego też szukam, a ktoś radził mi abym trzymała się od niego z daleka i sama nie wiem co robić. Może to właśnie o to chodzi... - tym razem bardka poklepała się po brzuchu puszczając oko do wróżki.
- Piękny to on nie jest, zwłaszcza że go pierwszy raz z gębą obitą jak kotlet wieprzowy zobaczyłam - Meyaia ponownie uniosła się na poduszkach, a kot miauknął zły, że się go rusza gdy tak wygodnie śpi. - Za to mężczyzna jak się patrzy, silny i stanowczy; tylko wilk dziki, pewno go nikt nie oswoi. Nawet gwiazda nie pochwyci przecież księżyca... - zachmurzyła się na moment, po czym znów rozpogodziła i konfidencjonalnym szeptem rzekła - Ale jak go będziesz dosiadać, to najlepiej na górze; solidnie obdarzony jest, to tak wygodniej - zwłaszcza na pierwszy raz, zanim się nie przyzwyczaisz.

Sorg czuła że jej policzki to już całkiem czerwonej barwy nabrały, ale widząc że wróżka chętnie opowiada o pólelfie, który jej poszukuje, brnęła dalej. - Słyszałam, że podobno z niego swój chłop, ale taki co by łomot spuścił jak mu się co nie spodoba. Jak taki stanowczy to może mu się nie spodobać, to moje górowanie nad nim. Może lepiej jednak abyśmy się ze sobą nie spotkali? - zaczęła rozważać na głos - Z resztą z tego co słyszałam ponad miesiąc temu tu był, więc teraz może być wszędzie. Pewnie nasze drogi się nie zetkną, to co mi po rozważaniu, jaki on jest? Choć może Ty wiesz gdzie on podążył? To, że w Podkosach był to już wiemy, ciekawa jestem gdzie teraz przebywać może, ale pewnie tego to nawet Ty pani przewidzieć nie możesz... - zawiesiła głos zerkając na leżącą kobietę.
- Bardzo dobra charakterystyka - parsknęła śmiechem wróżka, szybko jednak przestała bo zakręciło jej się w głowie. - Co do spotkania zaś nie musisz się troskać - jeszcze nie pojęłaś czym jest księżyc? - wskazała na stół, gdzie nadal leżał szkic wykonany dłonią Sorg. - Tak jak ty nosisz gwiazdę na ciele, tak samo on nosi księżyc; co prawda na pierścieniu, ale jednak. Pojęcia nie mam czy ukradł go, znalazł czy dostał w spadku; jednak wasza wizja i moja uzupełniają się wzajemnie. Wcześniej czy później spotkacie się tam, gdzie będziecie najbardziej potrzebni.

- Nie wiedziałam, że on nosi księżyc. Skąd miałam wiedzieć? Nikt z kim rozmawiałam o nim nie wspominał o tym pierścieniu. Czyli nasze losy są ze sobą splątane. - zamyśliła się Sorg zerkając na twarz kobiety, po czym dodała - z Twoich słów wynika, że on jest moim sprzymierzeńcem, a nie tak jak sądziłam do tej pory... - zawiesiła głos nie chcąc zdradzać, że traktowała półelfa jako swojego "wroga", którego powinna unikać.
- Sprzymierzeńcem... pewnie tak, choć ciężko powiedzieć. Wiesz, wróżby nigdy nie są jednoznaczne. Kto wie... może się okazać, że to ty jesteś zagrożeniem a on wybawicielem, albo na odwrót; waszym zaś losem jest zmierzyć się ze sobą. Ja zaś rzadko pamiętam tak silne wizje jak twoja.
- Cokolwiek się okaże, to i tak musimy się chyba spotkać, aby się o tym dowiedzieć - ciągnęła w zamyśleniu bardka - Przed przeznaczeniem chyba nie ma ucieczki? - spytała niepewnie zerkając ponownie na leżącą przed nią kobietę. Czuła się trochę niepewnie tak stercząc wraz z pozostałymi wokół jej łóżka i wypytując ją, ale chciała się dowiedzieć wszystkiego co tylko jej się uda.

- Zwykle uciekając człowiek pakuje się w jeszcze większe bagno - trzeźwo stwierdziła Meyaia. Kot zamruczał potwierdzająco i zwinął się w kłębek. - Stawiając czoła przeznaczeniu na pewno wyjdziesz na tym lepiej; a przynajmniej będziesz mogła się przygotować. Helfdan nie wyglądał na chłopa co za dużo kombinuje, więc zdrady bym się po nim nie spodziewała. Zresztą - który chłop w ogóle myśli? - spytała retorycznie.
"Myśli, myśli tylko pewnie nie tym co trzeba", pomyślała bardka, po czym przyciągnęła sobie stołek do łóżka kobiety i siadając na nim, spytała z miną niewiniątka.
- Czyli z niego taki chłopek roztropek? Nie myśli, nie kombinuje, zdrady się raczej nie dopuści to może i mnie nie znajdzie? Chyba, że sama będę chciała wyjść naprzeciw przeznaczeniu i swoją drogę z jego drogą skrzyżować? - po czym wymamrotała pod nosem - ciekawe co on w sobie ma, że mimo iż nie jest podobno "piękny" to i tak nawet tutaj wpakował się do łóżka?

- Na takiego mi wyglądał; ciężko jednak poznać kogoś w dwa dni - nawet faceta. - machnęła ręką Meyaia.
"Pewnie, że ciężko, ja ze Stickiem ile czasu się włóczyłam i okazało się, że tak naprawdę nic o nim nie wiem", pomyślałam bardka zrezygnowana.

Callisto

Meave przysłuchiwała się i przyglądała wróżbitce. Musiała przyznać, że kobieta zrobiła na niej niezaprzeczalne wrażenie. Była to druga napotkana na tej drodze kobieta, która jej imponowała... A skoro mówi, że zajmuje się osobistymi wróżbami, to czemu nie zapytać?

- Teraz ja bym chciała prosić. - Odezwała się Meave, podchodząc nieco bliżej do Meyai. - Jest to związane poniekąd z Pyłami, ale równocześnie tkwi we mnie niczym drzazga, której nie da się wyjąć. Widzicie.... - tu spojrzała na pozostałych. - Ostatniej nocy znów śniły mi się Pyły. Jednak w zupełnie innej formie, a w nich... znajdował się mężczyzna, mój dawny.... - zawahała się na chwilę, nie wiedząc jak nazwać Houruna. - kochanek. Imię jego, Hourun, niedawno padło w innym kontekście jak zapewne niektórzy pamiętają.... Ja....chcę...wiedzieć, co się z nim stało, albo dzieje. Mam dziwne przeczucie, że coś jest nie w porządku. Dziwne przeczucie, że natychmiast powinnam podążyć w kierunku Pyłów.
Głos Meave trząsł się, ale na zewnątrz starała się zachować spokój. Wewnątrz jednak ciągle targały nią emocje z poprzedniej nocy. Kiedyś przysięgła sobie, że żaden mężczyzna nie będzie miał nad nią władzy, jednak nie potrafiła tego dotrzymać. Nie potrafiła oprzeć się temu mężczyźnie, każda próba oporu spełzała na niczym. Zawsze tak było. Nawet gdy kłócili się nie trwało to długo, głównie ze względu na to, że ona po prostu nie mogła się na niego długo gniewać. Pod tym względem miał nad nią całkowitą władzę i przewagę. Przy nim krnąbrna i uparta Maeve stawała się uległa niczym małe zwierzątko. Nie było to takie do końca złe uczucie, ale jednak... Z nim nigdy nie była całkowicie samodzielna. Teraz musiała liczyć na siebie, ale nie była do końca pewna, czy jej się to podoba.

- [/]Chcecie mnie zabić?[i] - burknęła Meyaia, ale współczująco wyciągnęła rękę w kierunku zaklinaczki, która podała jej swoją. Najwyraźniej rozpacz w głosie Maeve poruszyła ją bardziej, niż tropienie drużyny Helfdana. - To będzie was kosztować podwójnie; pamiętaj też, że wizja dotyczyć będzie ciebie, on może być jedynie w kontekście. - zastrzegła. Przez chwilę trzymała ją z zamkniętymi oczami, po czym otworzyła je, wpatrując się w... wierzch dłoni Maeve, jakby obawiała się, że spojrzenie na wnętrze dłoni znów wciągnie ją w niebezpieczny wir przyszłości. Po chwili westchnęła smutno i rzekła - Na pewno chcesz wiedzieć?

Maeve była przygotowana swoim zdaniem na wszystko. Przez ten czas rozważała dużo możliwości, od tego, że ukochany po prostu się nią znudził po to, że nie żyje. Skinęła głową na znak, że chce usłyszeć słowa wróżbitki. Cokolwiek by nie miała jej do powiedzenia Maeve zasługiwała na prawdę, choćby i tą bolesną. Jakże miała otrząsnąć się, jakże miała żyć dalej ciągle dręcząc się? Czy było to w ogóle możliwe? Obawiała się, że nie będzie w stanie się pogodzić z czymkolwiek, co jej Meyaia powie, ale... musiała. Musiała pokonać siebie, swoje strachy, słabości. Będąc małą dziewczynką chciała być wojowniczką, prawdziwie silną kobietą, ale dziś już wiedziała, że nie jest w stanie. Na zewnątrz zwykle twarda, silna, na pozór nie przejmująca się opiniami innych, ale wewnątrz cierpiała. Jej serce było raną, wielką i ropiejącą. Ziejącą dziurą. Nigdy nie sądziła, że smak miłości może być tak słodki i gorzki zarazem. Ktoś jej kiedyś powiedział, że powinna się cieszyć, że w ogóle mogła kochać.... Ale czy naprawdę? Czy nie lepiej byłoby po prostu przejść przez życie bez tego, owszem, pięknego i obezwładniającego uczucia, ale jednocześnie niszczącego. Taka była prawda, odkąd odszedł Hourun ona zachwiała się. Była niczym drzewo szargane silnymi wiatrami. Silne drzewo mocno trzymało się ziemi, nie chcąc się jej puścić, ale w pewnym momencie i tak zostało pokonane, wyrwane z korzeniami. Zaklinaczka obawiała się, że to samo stanie się z nią. Nie wiedziała, co jeszcze powstrzymywało ją przed totalnym załamaniem. Tyle razy miała ochotę uciec gdzieś, pogrążyć się w płaczu i żałości, ale powstrzymywała się... Tak samo jak ciągle powstrzymywała się przed dogłębnym poznaniem prawdy... Dlatego musiała zrobić to teraz.
- Jestem gotowa na cokolwiek, co masz mi do przekazania. - Powiedziała starając się maskować niepewność w swoim głosie. Kobieta westchnęła znowu, po czym odwróciła dłoń zaklinaczki.
Momentalnie krew zaczęła sączyć się jej z nosa. Czarne oczy przybrały zamglony, nieobecny wyraz.
- Maeve... - z oczu wróżbitki spłynęły łzy, lecz chrapliwy, męski głos nie był tym, który przemawiał do was przed chwilą. - Moja Maeve... Tak długo cię wołałem... dlaczego nie przybywasz? Z każdym słowem ulatują me siły, moja moc... Ta przeklęta melodia wysysa je wszystkie... Jestem już cieniem cienia... cieniem tego umarłego miasta... jak Elidor, jak Vitriia... wszyscy znikają, noc po nocy... Maeve... on rośnie w siłę... nie pozwól...
Meyaia ponownie opadła nieprzytomna na poduszki. Jej dłonie, otaczające dłonie zaklinaczki były nienaturalnie zimne. Kot znów rozdarł się ostrzegawczo, najwyraźniej wyczulony na takie sytuacje, ale Kalel szybko ścisnął mu pyszczek.

Meave czekała na słowa wróżbitki... Usłyszała jednak zupełnie, co innego niż się spodziewała. Zupełnie co innego niż to na co była przygotowana. Na dźwięk znajomego głosu oczy otworzyły jej się szerzej. Czy to... Nie... niemożliwe... A może jednak? Serce zaklinaczki zabiło szybciej, gdy usłyszała jak do niej mówi... Tyle wrażeń, najpierw ten sen, teraz to... Jej przeszłość dawała o sobie znać w najbardziej bolesny ze sposobów. A więc był uwięziony... Wołał ją, a ona go nie słyszała! Zawiodła go... On cierpiał, przeżywał katusze, a ona egoistycznie skupiona na sobie nie widziała żadnego sygnału. Nie zważając na to, co robi odepchnęła wolną ręką stojących najbliżej niej dopadając bliżej Meyai. Spijała każde słowo z jej ust jakby naprawdę był to ten mężczyzna, którego utraciła.
- Przepraszam... - Wyszeptała cicho, a po jej polikach spłynęła pojedyncza łza, która natychmiast przyniosła za sobą kolejną i tak po jej polikach spłynął strumień. - Znajdę cię, przysięgam, jakoś cię odnajdę... - Mówiła ni to do siebie, ni to do kobiety. Zdawało się, że nie dostrzega niczego, co dzieje się dookoła niej, jej oczy miały pusty wyraz, zupełnie jakby była nieobecna myślami. Tak też było, jej myśli bowiem były przy Hourunie, przy tym mężczyźnie, który jej potrzebuje, potrzebuje jej pomocy... Jakaż to okrutna ironia losu. Teraz to uczennica musiała wyruszyć mu na ratunek... - Oh, Hourun, w co ty się wplątałeś! - Wykrzyknęła, nie pomna obecności innych. Nic się już nie liczyło poza nimi. Musiała go odnaleźć, choćby za cenę własnego życia... Muzyka... Musiał mówić o tych dźwiękach ze snu, ale co miał na myśli mówiąc, że jest cieniem cienia... On chyba nie....? Nie, to nie możliwe. Jej Hourun nie mógł umrzeć, musiał żyć. Na pewno na nią czeka, cierpi niepomiernie, ale czeka! Ona go uwolni, przyjdzie do niego... Nie wiedziała jak, nie wiedziała, co ją czeka, ale musiała. - Tym razem cię nie zawiodę... - wyszeptała. W tym momencie wróżbitka opadła na poduszki nieprzytomna, a jej ręka była nienaturalnie zimna. Meave również jakby obudziła się z transu. Czy to możliwe, że właśnie zabiła tą kobietę? Potrząsnęła jej ręką, jakby oczekując reakcji. Nie chciała mieć kolejnego życia na swoim sumieniu przez swój egoizm...
"Kolejnego?" Czyżby naprawdę zakładała, że Hourun zginął przez nią?

Meyaia nie zbudziła się jednak. Co prawda oddychała płytko, lecz jej ciało wychładzało się w zastraszającym tempie.
- Coś złego się z nią dzieje! Trzeba jej jakoś pomóc! - Zawołała Meave, puszczając dłoń kobiety i desperacko nią potrząsając. - Jeśli coś jej się stanie... Nie chcę mieć czyjegoś życia na sumieniu....
- Nic jej nie będzie, przecież ten jej służacy, czy kim on tam jest powiedział, że ona tak ma... Okład jej znów połóżmy i zawołajmy może tego rudego niech tu przelezie - wymamrotała pod nosem bardka - może teraz trzeba jej dla odmiany jakiś ciepły położyć. On pewnie będzie wiedział co i jak.
- Ona jest strasznie zimna, niemal... jakby umierała... I coraz zimniejsza! Naprawdę chcemy to tak zignorować?
Sorg podeszła do drzwi otworzyła je na całą szerokość i wydarła się na całe gardło - POMOCY!!!

Na schodach rozległ się głośny tupot i do pokoju wpadł wyrostek. Dopadł do łóżka, zrzucając przerażonego kota, po czym zaczął rozcierać ręce swojej pani.
- Co wyście zgupli! Pytaliście ją o zmarłych w takim stanie!? - wrzasnął, okrywając Meyaię wszystkim, co wpadło mu w rękę. - Debile! To was będzie drogo kosztować! Wąskiiiiii!!! - wydarł się przez okno. - Wąskiiii! Biegnij po kapłana, a żywo! Powiedz, że to dla pani! - znów doskoczył do łóżka, po czym zaczął bezradnie miotać się po pokoju, na zmianę klnąc i próbując rozgrzać Meyaię - Jak ona umrze to popamiętacie! - smarknął, bezradnie patrząc na serwantkę pełną tajemniczych mikstur.
- O jakich zmarłych? - spytała ze zdziwieniem bardka - Rozmawialiśmy... i ona nagle znów odleciała i zaczeka robić się zimna. Pomyśleliśmy więc, że tym razem chłodny okład jest nie na miejscu, a ty będziesz wiedział co robić.
Meave pobladła. Czyli jednak... On nie żył. Hourun nie żył. Nie było już nadziei... A może jednak?
- Ja..to moja wina - odezwała się łamiącym głosem. - Nie wiedziałam, że on nie żyje. Nie chciałam... To wszystko moja wina... moja wina... - powtórzyła niemal szeptem, a łzy spływały jej ciurkiem po polikach. - Ja... jeśli jest cokolwiek, co mogę zrobić... Ja nie... nie wiedziałam. Hourun... - Powtarzała zdanie jak w amoku, ciągle w szoku po wszystkim, co usłyszała i co się wydarzyło. Padła na kolana, nie mając już siły utrzymywać się dłużej na nogach, przytłoczona tym wszystkim.
Sorg podeszła i ukucnęła przy dziewczynie, objęła ją i powiedziała: - Nikt z nas nie wiedział, że ona tak zareaguje. Gdybyśmy wiedzieli to byśmy nie pytali. To nie jest Twoja wina, ona chyba nie powiedziała, że on nie żyje? To ten chłopak tak twierdzi. Meave musisz jej jakoś pomóc zanim przyjdzie kapłan... Pomyśl, może coś możesz zrobić... rozgrzać ją czy coś... przecież nie damy jej umrzeć, sama tak mówiłaś... - potrząsnęła lekko za ramię czarodziejki - pomyśl... proszę!
- Nie jestem kapłanem, nie uzdrowię jej... A zestaw uzdrowiciela raczej na nic tu się nie zda, prawda? - Zapytała, nie spoglądając na Sorg i umyślnie omijając bolesny dla niej grunt. - Niby mam hubkę i krzesiwo, ale co to da... Magiczna sfera... - Zaczęła wymieniać po kolei swój inwentarz, jednak nie znajdując w nim nic, co by mogło pomóc. - Mogę się modlić. Tak, to dobry pomysł. Modlić się... modlić... Ostatnio dużo więcej się modlę.. Może Mystra usłucha... Modlić się, tak to dobry pomysł... - Powtórzyła niemal automatycznie. Zamknęła oczy, a w myślach przywołała znak swojej bogini, Matki Wszelkiej Magii.

"Co się z nią dzieje?" czarodziejka z przerażeniem patrzyła na słabnące ciało kobiety. Tua była chłopką. Zgodnie z tym co mówiono na wsi, to ciepło ulatuje z ciała razem z duszą; krew zaś wypływa, przez walkę, bo zbyt wcześnie duch ulatuje. Ale tej krwi było coraz więcej...
- Jej duszę przy ciele utrzymać mogą tylko bogowie. Tylko jak tak krwawic będzie to duch nie będzie miał wracać do czego. - Z tymi słowami wyciągnęła ze swojej torby różdżkę i... zawahała się. A Meyaia z sekundy na sekundę traciła coraz więcej krwi. "Nie ma czasu na słowa." pomyślała i prawą ręką, ściskając mocno kawałek drewna zdecydowanie wskazała na leżącą kobietę i obserwowała czy widać efekty. Miała nadzieję, że ten czar zdoła choć zatamować to krwawienie. Na więcej nie liczyła.

Ale się przeliczyła. Efektów trudno było się dopatrzeć. Nie zmieniło się nic poza dziwnym wzrokiem jej przyjaciół. "Dobrze, że jej przynajmniej nie zabiłam... mam nadzieję." I przypominając sobie słowa maga postanowiła zrobić jeszcze jedną próbę.
- Ty spróbuj! Wskaż różdżką na wróżbitkę - powiedziała podając różdżkę Sorg i prosząc w duchu Lathandera, żeby racje mieli ci, co mówili Madragowi o uleczającej mocy bardów. Liczyła się z tym, że i tym razem może się nie udać, ale jeśli to jakoś pomoże tej kobiecie, to warto spróbować.


- Modlić się też możemy... Ty weź ją za jedną rękę, ja za drugą i rozcierajmy jej je może to cos pomoże... a przy tym możemy się modlić - powiedziała bardka ujmując zimną dłoń kobiety, rozcierając ją swoimi dłońmi i zerknęła na modlącą się czarodziejkę.

Słuchając Sorg, rudowłosa wzięła kobietę za rękę, a z jej ust popłynęły słowa modlitwy.
- Mystro!
Ja, twoje niepokorne dziecię, zwracam się z gorącą prośbą, nie pozwól tej kobiecie odejść, niech nie płaci za mój egoizm, moje błędy. Wiem, że nie zasługuję na twoją łaskę, nie zasługuję na nic, co mogłabyś mi zaoferować. Ale jednak błagam cię, o Bogini. Nie pozwól tej kobiecie zginąć, proszę, nie pozwól zginąć.... Nie wiem, co mogłabym ci obiecać poza moim życiem, moją wolą... Nie mam nic do zaoferowania, jestem tylko niepokornym twym dzieckiem. Ale błagam! Błagam! Wysłuchaj mnie! Bogini, proszę, nie zabieraj jej ludziom... Nie zabieraj....
Maeve miała ochotę zwinąć się w kłębek, ukryć w kącie i o wszystkim zapomnieć. Albo lepiej. Sprawić, by to wszystko nigdy się nie wydarzyło, ale nie mogła.
- Głupia... nie... bogowie zawsze biorą więcej niż dają... - ze zmartwiałych ust Meyaii wydobył się charczący głos Houruna, wywołując pełen przerażenia okrzyk ryżego.

Bardka w myślach powtarzała słowa dziewczyny... "Błagam, błagam, błagam..." nic innego nie przychodziło jej do głowy, pocierała tylko dłonie kobiety starając się przekazać jej swoje ciepło. Słysząc słowa Tui i widząc wyciągniętą w jej stronę rękę z różdżką bardka ujęła ją w dłoń, wskazała nią leżąca na łóżku kobietę, a z jej ust popłynęła mimowolnie melodia. Słyszała modlącą się obok niej Maeve, widziała Tuę i Kalela, którzy próbowali pomóc i sama trzymając różdżkę wycelowaną w nieprzytomną wieszczkę nuciła pod nosem pieśń. W pokoju słychać było melodię, bez słów, gdyż słowa z jej ust się nie wydobywały, melodię na której skupiła swe myśli trzymając różdżkę. Przymknęła oczy aby skupić się na tej czynności, aby nic i nikt nie mógł jej rozproszyć, włożyła w to całą swoją siłę woli.

Melodia płynęła z ust Sorg, a wraz z nią strumyk krwi robił się coraz cieńszy i cieńszy, aż ustał zupełnie. Jednak dopiero po dłuższym czasie Meyaia zaczęła powoli odzyskiwać kolory, Maeve miała zaś wrażenie, że wracające kobiecie życie wysysa z niej samej ciepło i moc.

Sayane

Nieco bezradnie siedzieliście wokół nieprzytomnej Meyai. Maeve modliła się cicho, ryży zaś naprzemian klął, ciskał się po pokoju i wyglądał przez okno. Naraz skoczył na dół, po chwili usłyszeliście szczęk odsuwanych zasuw i szybkie kroki na schodach. Do pokoju wkroczył wysoki, szczupły mężczyzna po trzydziestce, ubrany w szare, haftowane złotem szaty, z symbolem Ilmatera w dłoniach. Za nim wbiegł ryży i jakiś młodszy, piegowaty chłopiec.


Kapłan bezceremonialnie odsunął Was od kobiety, oglądając ją uważnie i mrucząc jakieś modlitwy. Wisior w jego dłoniach kołysał się rytmicznie. Trwało to i trwało, choć nie widzieliście żadnych namacalnych efektów. Obszedł też pokój, jak gdyby czegoś szukając. Na koniec postawił obok łóżka niewielką kadzielnicę, z której zaraz zaczął wydobywać się ostro pachnący dym, i rzekł do ryżego:
- Twojej pani nic nie będzie. Nie opętał ją żaden duch, nic się do niej - jak to nazywasz - nie przyczepiło. Musi tylko długo odpoczywać i, na Boga, niech przestanie wieszczyć, bo ją to do grobu doprowadzi, mówiłem tyle razy! Niech się zajmie wróżbami dla praczek i kucharek, a nie śledzi przeznaczenie. Wielki talent wymaga wielkiej siły, a ona nie młodnieje. Jeszcze kilka takich wyskoków, a z dzieci to tylko wy jej zostaniecie, bo własnych nie będzie mogła mieć. A ty - chwycił piegowatego za ucho i mocno potrząsnął - jeszcze raz wpadniesz do świątyni z takim rykiem, to pasy karzę drzeć! I tak już najwyższy kapłan nosem kręci, że w posługę do wiedźmy i ladacznicy chodzę; nie musi jeszcze o tym słyszeć. Ech, co się porobiło z tym światem... - westchnął i ruszył do wyjścia.

Meyaia spała całe popołudnie i wieczór; nadal blada choć wyraźnie w lepszym stanie niż wcześniej. Gdy się ocknęła księżyc stał już wysoko, a obaj chłopcy posapywali cicho przez sen, przycupnąwszy w nogach jej łóżka.

Epimeteus

Kalel zmartwiony spoglądał na pobladłą Maeve. Myśl, że przyjaciółka mogła przekroczyć swoje możliwości zagnieździła się w jego głowie i nie dawała wypędzić zapewnieniom, że nic się nie stało. "Wygląda na całkowicie wycieńczoną, te parę chwil, w trakcie których wyleczyła wróżbitkę, musiało wiele ją kosztować" myślał obawiając się o stan czarodziejki. Gdy jednak dostrzegł jej pytające spojrzenie, którym zdawała się mówić do niego "czego się tak gapisz" odwrócił wzrok, który tym razem, niczym przyciągnięty przez magnes skierował się w stronę Meyai. "Dobrze chociaż, że wysiłek Maeve nie poszedł na marne, wróżbiarka wygląda zdecydowanie lepiej, chyba już jej nic nie grozi" - jego myśli stopniowo uspokajały się, tak że po chwili mógł wrócić myślami do tego co się stało.

"Chyba straciłem szansę na swoją przepowiednię" myślał, lecz ta myśl nie była przykra dla niego - "Bo o co bym się miał spytać? Czy będę miał wór złota? A może czy zostanę królem?" - mimo wszelkich starań nie udało mu się skryć uśmiechu na tą myśl. Wszystkie pytania, które przychodziły mu do głowy wydawały się banalne, lub co gorsza żenujące. Jak przecież pytać się przy swoich przyjaciółkach o powodzenie w miłości, albo o to kim będzie jego wybranka. "Brrr...." wzdrygnął się na myśl o spojrzeniach jakie kpiąco by się wlepiły w niego, a zapewne na tym by się nie kończyło. Co do Sorg miał pewność - nie miałaby litości i co najmniej chętnie by się z niego naśmiewała. A poza tym... tak naprawdę nie był tego ciekaw. Za wiedzę na ten temat w tej chwili nie oddałby złamanego grosza a co dopiero kilka sztuk złota. Te pieniądze lepiej byłoby przeznaczyć na upominek dla przyszłej lubej. "Ale chyba to był żart, że będziemy musieli się wypłacić za atak jaki złapał wróżbitkę?" - pomyślał nieco zdenerwowany - "Skąd mieliśmy wiedzieć co ona może a czego nie, przecież to Meai jest profesjonalistką i to jej odpowiedzialność za to co robi. My uczciwie zapłaciliśmy za usługę, a że jej nie wyszło, to nie nasza sprawa." Mimo tych myśli czuł się jednak współodpowiedzialny za to co się stało. Sam nie wiedział w sumie czemu.

Rozruszało go dopiero przyjście kapłana i jego asysty. Nie widział co prawda sensu w tym co się działo, ale harmider towarzyszący sztuce leczenia był taki, że umarłego by postawił na nogi. Jednak, gdy sługa Ilmatara skończył swoje przyśpiewki i tańce, a dym kadzidła się rozwiał umożliwiając ponownie oddychanie, wystarczyło że powiedział że stan wróżbiarki zapowiada jej rychły powrót do zdrowia, a z radości najchętniej by tego człowieka wyściskał.

Gdy się już wszystko uspokoiło po wyjściu kapłana, pozostało im się zastanowić co dalej. Nie było sensu by siedzieć na miejscu, gdy wróżbiarka wciąż była nieprzytomna. Ona teraz potrzebowała odpoczynku, a obcy ludzie w sypialni na pewno temu się nie przysłużą. Lecz co później? Odpowiedź na to pytanie jawiła się w jego mózgu coraz bardziej klarowna - Pyły. Sny Tuai i Maeve, zawartość pakunku jaki tyle czasu ze sobą nosił bez otwierania, a teraz atak wróżbitki. Było jasne że w jakiś sposób są z nimi powiązani. Ale czy wystarczy im siły i zdolności by poradzić sobie z tym przeklętym miejscem? "Będziemy musieli o tym wszyscy porozmawiać. To nasza wspólna sprawa."

Sayane

Widząc, że kapłan Illmatera zbiera się do wyjścia, a Meyaia wreszcie normalnie śpi, wszyscy się ożywili.

- Kapłanie! - zawołała Tua do mężczyzny. Budził on w dziewczynie dziwne uczucia. Z jednej strony z ulgą przyjęła fakt, że ktoś najwyraźniej kompetentny zajął się szybko słabnącą Meyaią, no i był kapłanem. Sama jego obecność działała uspokajającą. Z drugiej strony jednak jego osoba nie pasowała do tego miejsca, a to budziło pewien niepokój. Mimo wszystko modlitwy chyba poskutkowały, bo kobieta dużo lepiej wyglądała, choć nadal miała zamknięte oczy.
- Kapłanie, czy miałbyś może odrobinę czasu by z nami porozmawiać?
Mężczyzna spojrzał na Tuę jakby dopiero teraz ją zauważył. Wszak cała jego uwaga była do tej pory skupiona na Meyai.
- Czego sobie życzysz, młoda damo? Potrzebujesz opieki Illmatera? Czy potrzebuje jej Twoja ułomna towarzyszka? - wskazał na znamię Sorg.

Czarodziejka najpierw zrobiła wielkie oczy ze zdziwienia, nie wiedząc co ma na myśli kapłan. Zaraz zrozumiała, gdy zerknęła na przyjaciółkę. Czuła jak mięśnie jej twarzy mimo woli napinają się, do uśmiechu. Nie chcąc, by kapłan Illmatera to zauważył zaczęła pokasływać odganiając ręką sprzed twarzy dym z kadzielnicy.
Sorg widząc wzrok kapłana na sobie i słysząc jego słowa, które jak nic dotyczyły jej zerknęła na niego zniesmaczona. Kiedy zobaczyła, że cała jego uwaga jest skupiona na Tui wywaliła jęzor na brodę i szybko go schowała myśląc: "Ułomna... sam jesteś ułomny, co za typek, kapłan chyba powinien być miły, a ten to bufon jak nic".
Kalel z wielką trudnością powstrzymał się od śmiechu słysząc o Sorg ułomnej. Przygryzając wargi by nie parsknąć śmiechem, odwrócił się w stronę ściany, na której z wielkim zainteresowaniem oglądać zaczął efekty pracy malarza. W końcu, gdy opanował paroksyzmy śmiechu na tyle że mógł mówić, ponownie skierował twarz w stronę kapłana i poważnym głosem się spytał - Czy uleczenie takiej... ułomności to skomplikowana sprawa? Wiele by to kosztowało?
- Hm... zależy od głębokości skazy, ale średnio około 200-300 sztuk złota - odparł kapłan, współczująco patrząc na półelfkę. - U elfów takie znamiona występują niezwykle rzadko, podejrzewam więc, iż potrzebne było by dłuższe leczenie.
Po tych słowach Kalelowi odeszła ochota na żarty. Z wydłużoną miną powtórzył - 200 albo i więcej sztuk złota? Ze smutkiem spojrzał na Sorg i kręcąc głową w przeczeniu powiedział - Niestety... będziesz dalej musiała żyć z tym znamieniem, nie możemy poświęcić oszczędności całego życia na zabieg kosmetyczny.
Słysząc pytanie Kalela, bardka szturchnęła go w bok i dodała teatralnym szeptem:
- Nie stać Cię to po co pytasz? - po czym dodała - Ty się lepiej spytaj czy Tobie coś uleczy i za ile, bo mi moje znamię nie przeszkadza.
- Przepraszam. To przez ten dym. - zaczęła się tymczasem mętnie tłumaczyć czarodziejka. - Opieką Illmatera z pewnością nikt nie pogardzi, ale zatrzymałam cię kapłanie, by spytać co tu właściwie się stało. Co się działo z wieszczką Meyaią?
- Dym? Pachnie ładnie... z drugiej strony ja jestem przyzwyczajony. Co do Meyai to raczej wy mi powiedzcie, ja tylko widzę efekty. Biedactwo... - kapłan opiekuńczo pogłaskał kobietę po włosach.

"Czemu kapłan niejednokrotnie pomaga takiej kobiecie? Jeszcze ją głaszcze... Niby jak ojciec, ale... to dziwne." Tua zaczęła mówić uważnie obserwując twarz mężczyzny, próbując wyczytać z niej jego emocje.
- Najpierw, gdy wróżyła to po chwili zemdlała, bo podobno "wsadzała nos w sprawy potężniejszych od siebie". Potem moje przyjaciółka - Tua wskazała na Meavę - zapytała o swojego przyjaciela. Wydaje się jakby on zaczął przemawiać przez Meyaię... a potem zaczęła się robić zimna i ty przeszedłeś. On - tym razem czarodziejka wskazała na rudego - mówił, że to dlatego, że pytaliśmy o zmarłego. - rzuciła zaniepokojone spojrzenie Meave i spytała - Jesteś kapłanem, więc wiesz może jak to wszytko działa i się odbywa... Dlaczego Meyaia tak zareagowała? Czy to... o przyjacielu mojej towarzyszki może być prawdą? - drżącym głosem zadała ostatnie pytanie. Wiedziała ile ten cały Hourun był ważny dla Meave i nie chciała jej zranić swoim pytaniem, ale chyba warto znać całą prawdę.

- Patrzcie go! Ledwie od ziemi odrósł, a już mędrkuje - kapłan zamachnął się na ryżego, ale ten zręcznie uskoczył, wywalił w stronę mężczyzny język, po czym, chichocząc, wybiegł wraz z małym posłańcem z pomieszczenia. Gwarantowany powrót do zdrowia jego pani wyraźnie poprawił mu humor. - Może, ale nie musi. To jednak wie tylko Meyaia... prawdopodobnie - kapłan przyciągnął sobie krzesło, przyglądając się zapłakanej twarzy Maeve. - Nie płacz dziewczyno, tylko pomyśl co ten twój przyjaciel mówił i czym się zajmował, gdy ostatni raz go widziałaś. Jeśli jest obdarzony mocą lub wybrany przez któregoś boga może w ten sposób próbować kontaktować się z tobą. Może być też chory lub w letargu i tylko jego jaźń ma szansę kontaktować się z innymi. Nie chcę jednak robić ci fałszywych nadziei. Dusze zmarłych uwięzione na ziemi przez złych ludzi lub niedokończone sprawy; czy też zagubione w drodze na drugą stronę często szukają kontaktu z bliskimi. W tym ostatnim przypadku lepiej uważać - niezwykle rzadko zdarza się, by w takim duchu pozostał okruch człowieczeństwa; zwykle nie zostaje nic prócz strachu i nienawiści.

Kalel poczuł jak przez jego plecy przebiegają ciarki. Sprawa umarłych przetrzymywanych na ziemi wbrew ich woli poruszyła wyobraźnię chłopaka. - Czemu dobrzy ludzie mieliby stać się zagrożeniem dla swoich bliskich?
- Ciężko rzec; zależy od osoby i rodzaju śmierci, jaką zmarła. Czasami sama gwałtowność śmierci zmienia charakter zmarłego - jedyne, co pozostaje to przerażenie i chęć odwetu na kimkolwiek; choćby na bliskich za to, że nie przybyli w porę. Czasami rozpacz, że nie żyje i pragnienie połączenia się z ukochanymi. Niekiedy zjawy nawet nie zdają sobie sprawy że krzywdzą żywych, zwłaszcza wtedy jeśli nie mają świadomości swej śmierci i próbują żyć tak, jak do tej pory. W innych przypadkach śmierć jawi im się jako spektrum możliwości, które należy wykorzystać. Nie wszyscy ludzie są na prawdę dobrzy - czasem udają porządnych ludzi w obawie przed konsekwencjami. Śmierć zaś wyzwala ich z okowów ludzkiego prawa i konwenansów - kapłan zasmucił się wyraźnie omawiając tak trudny temat.

- Ale... - Kalel zawahał się lecz po chwili kontynuował dalej - Ale czy w świecie zmarłych żadne prawa nie obowiązuję? Jeśli nie ludzkie, to chociaż boskie? - Nie wiedział, czy to o czym mówi ma jakikolwiek sens, lecz myśl, że po śmierci wciąż nic nie jest pewne go zafascynowała.
- Oczywiście, że obowiązują! - Obruszył się kapłan. - Na ziemi też obowiązują i co z tego? Nawet w boskiej dziedzinie życie nie polega na piciu miodu i leżeniu brzuchem do góry. Po śmierci służymy swoim bogom tak, jak za życia i również tam czyha wiele niebezpieczeństw sprowadzanych na wyznawców przez wrogie bóstwa czy tanar'ri. Nawet jeśli dusza bezpiecznie dotrze na Plan Letargu, może zostać stamtąd porwana przez demony, lub podstępem i przekupstwem skuszona do służenia im, często w jakiejś szkaradnej formie. Poza tym istnieją kapłani złych bogów, którzy potrafią wykradać słabe dusze z domen ich opiekunów i więzić na ziemi, torturować lub zmuszać do służby. Dlatego należy całym sercem służyć dobrym bogom, by siła płynąca z niezachwianej wiary uchroniła nas za życia i po śmierci przez zakusami zła - zakończył żarliwie.
- Co to jest tanar'ri? To coś związanego z demonami, prawda?- spytała Tua. Tą nazwę mniej wiecej kojarzyła, ale nie wiedziała co to dokładnie jest.
- Tanar'ri to najgorsza, najbardziej okrutna i podstępna grupa demonów. Wiele z nich włada Otchłanią, często też oni lub ich słudzy zapuszczają się na Plan Letargu, lub wręcz na sam Aber Toril by kusić śmiertelników, zabijać lub podstępem zmuszać do służby. Osoby zwabione przez tanari'ri wcześniej czy później same stają się demonami. No, ale o tym można by mówić i mówić. - klepnął się w kolano. - Jeśli chcecie wiedzieć więcej o zaświatach, przyjdźcie do świątyni. W każdy ostatni dzień trzeciego dekadnia miesiąca prowadzimy kazania na ten temat.

- A co do Meayai... - wróciła do poprzedniego tematu Tua - Co mogło się z nią dziać? Dlaczego tak nagle stała się zimna i płynął potok krwi z jej nosa?
- Jeśli nawiązała kontakt z kimś zmarłym, owiało ją tchnienie śmierci - rzekł poważnie. - Im dłuższy kontakt ze zbłąkaną duszą tym większa szansa, że jej wpływ stanie się szkodliwy, zwłaszcza jeśli owa dusza przejmuje władzę nad żyjącym ciałem. Gdyby trafiła na jakiegoś złośliwego ducha mogłaby się nigdy nie obudzić, a jej dusza zostałaby wchłonięta przez widmo i zniszczona na zawsze. Dlatego mówię, że powinna rzucić ten zawód - fuknął ze złością. - Talent talentem, pomoc pomocą, ale ona w ogóle o siebie nie dba! Z jej zdolnościami każdy szlachcic przyjąłby ją na swój dwór z pocałowaniem ręki, a ona upiera się mieszkać w tej ruderze - zatoczył ręką.
- Więc tak właściwie dlaczego ciągle to robi?
- Powiada, że dla dobra Królestwa. - bezradnie westchnął kapłan. - Jej matka przepowiedziała jej, iż będzie miała swój udział w zapobieżeniu wielkiej katastrofie, a Olyia ponoć nigdy się nie myliła. Więc Meyaia wróży odkąd skończyła dziesięć lat w oczekiwaniu na dzień, gdy przyczyni się do ocalenia swego kraju.

Czarodziejka schyliła się po kartkę, na której wcześniej Sorg narysowała symbol z ich wspólnego snu i podsunęła pod nos kapłanowi.
- A możesz powiedzieć nam coś o tym? O rodzie, który nosił ten symbol?
- Czyli to dla was się o to pytała... - mężczyzna rzucił okiem na kartkę. - Nie wiem, zajmuję się leczeniem, nie heraldyką. Musielibyście poszukać w herbarzach - każdy szlachecki ród ma taki w swoim księgozbiorze. Albo jedźcie na wschód, do Biblioteki, tam na pewno będą wiedzieć więcej.
- W herbarzach... - podchwyciła Sorg - ... a gdzie je możemy znaleźć, jeżeli nie wiemy co to za ród? A do Biblioteki daleko, czy w świątyni znalazłyby się księgi, w których moglibyśmy natrafić na jakiś ślad?
- To elficki ród. - dodała Tua w nadziei, ze to jakoś naprowadzi kapłana i dokładniej odpowie na pytanie Sorg. Ten jednak wzruszył tylko bezradnie ramionami.
- W każdym herbarzu powinny się znajdować wszystkie istniejące - wyjaśnił cierpliwie. - Skoro jednak twierdzicie, że to elfi ród nie gwarantuję, iż znajdzie się w ludzkim - chociaż powinien. W świątyni nie trzymamy jednak tego typu ksiąg.
- A czy jest w świątyni kapłan, który zajmuje się heraldyką? - spytała Sorg zerkając na mężczyznę i czekając co jej odpowie.
- Jak to? O co się dla nas pytała? I kogo? - "Czyżby już wcześniej wiedziała, ze przyjdziemy zapytać się o ten symbol i szukała o tym informacji dla nas?" pomyślała Tua.
- O ten symbol, mówię przecież. Mówiła, że nosił go jeden z jej klientów. Ja się na herbach nie wyznaję, więc pewnie poszła gdzie indziej, w końcu wiele znamienitych osób ma u niej dług. Przecież gdyby w świątyni mogła znaleźć takie informacje to nie szła by gdzie indziej - ostatnie słowa skierował do Sorg. - Musze już iść, więc jeśli macie jeszcze jakieś pytania... - zawiesił głos.
- Jeśli o mnie chodzi to nie mam więcej pytań. Dziękujemy. - Tua uśmiechnęła się ciepło do kapłana. Sorg tylko pokiwała głową przecząco i zapatrzyła się na leżącą na łóżku kobietę.

Kapłan pożegnał się więc i wyszedł, wołając po drodze ryżego i wydając mu szczegółowe dyspozycje dotyczące zdrowia Meyai na najbliższą noc oraz ranek.

Bardka nachyliła się do swoich współtowarzyszy i spytała szeptem:
- Zaczekamy aż się obudzi prawda? - po czym spojrzała wyczekująco na ich odpowiedź.
- Pewnie jest wycieńczona - odpowiedziała Tua przypominając sobie wygląd kobiety w trakcie wróżenia, a później strumyk krwi cieknący nosem - I tak nie będzie miała siły z nami rozmawiać. Proponuję zostawić pieniądze i przyjść do niej jeszcze jutro po południu, gdy odpocznie. Dopytamy się o jej stan, a i może coś jeszcze nam wyjaśni.
- Nigdy bym nie pomyślał, że wróżenie może być tak niebezpieczne. - swoje trzy grosze dorzucił Kalel - Ona wyglądała tak... silnie, tak żywiołowo, a teraz... - Spojrzał z uwagą na wycieńczoną twarz Meyai - A teraz to nawet mniej niż pół jej sprzed paru minut. Ciekawe czy odważy się jeszcze kiedykolwiek użyć swojej mocy.
- To jak w końcu robimy? Idziemy i wrócimy tu jutro? - spytała nieco zniecierpliwiona już czarodziejka.
- Popieram. Teraz, nawet jak się ocknie to nie będzie miała sił. A poza tym pewnie by nie chciała żebyśmy byli tutaj w chwili jej słabości. - wypowiedział swoją opinię Kalel
- Macie racje, w razie czego wrócimy tu jutro, jak Kalel będzie chciał usłyszeć przepowiednie dla siebie - poparła przyjaciół Sorg - Wiecie, ja bym podążyła do tych Pyłów, ciągle nam o nich wspominają, ciągle się one splatają z nami czy to przez sen, czy przez przepowiednie. Są one nam przeznaczone, a przed przeznaczeniem podobno nie można uciec. Nie ma co szukać czegoś daleko, chyba najlepiej poszukać u źródła - dodała jeszcze zanim wyszli z pokoju wieszczki.

Vantro

Sorg przyglądała się krzątającemu kapłanowi z uwagą. Skrzywiła się ze współczuciem kiedy ten chwycił piegowatego za ucho i mocno nim potrząsnął upominając go. Czuła się jak powietrze, kapłan ich ignorował jakby nie przebywali w tym samym pomieszczeniu, oprócz tego jak na początku odsunął ich od łózka wieszczki nic nie wskazywało na to, że nadal czuje ich obecność. Podzielił się z nimi swoimi "mądrościami", a potem po prostu wyszedł nie zaszczyciwszy ich nawet spojrzeniem. "Dobrze chociaż, że pomógł jej", pomyślała zerkając na kobietę. Czas płynął powoli, minuty wydłużały się w godziny a wieszczka spała.
Zapatrzona w twarz kobiety bardka powoli odpływała we wspomnienia. Przypomniało jej się jak po raz pierwszy o swoim śnie Tua i Maeve opowiedziały u Rudej Wiedźmy. Wtedy pierwszy raz na głos padła nazwa Pyły. Pobladła twarz Elethieny i jej słowa: - Nie ma wątpliwości, to są Pyły - tak realne, jak gdy byłam tam ostatni raz... W czasie wojny... walczyłam w tym mieście i znam je jak własną kieszeń. A zwłaszcza skrzywioną moc, która w nim drzemie, którą wyczuwam w tych snach niemal tak mocno, jak w rzeczywistości. Pierwsze skojarzenie, że może to ona, nieznana im bardka jest przyczyną snu czarodziejek, gdyż pierwszy raz przyśnił on się im tuż po tym jak dołączyła do nich. I potem znalezisko w plecaku Kalela. Ten dziwny zły kamień i znów zabrzmiały słowa Rudej Wiedźmy jakby stała tuż obok... To bardzo niebezpieczny artefakt z czasów wojny z Urgulem. Powinien być trzymany w ukryciu, z dala od siedzib ludzkich. "Ten artefakt, coś przepełnionego złem, tak silny, że kilka chwil wystarczyło abyśmy sami mu ulegli. Tak jak powiedziała Ruda Wiedźma, w czyichś niepowołanych rękach mógł być niebezpieczną bronią. "Stick! Może właśnie jego szukał? Może w jego rękach byłby niepowołany, może pomógłby mu obudzić zło, które podobno chce obudzić? Może dlatego był tak niezadowolony, bo szukał i nie znalazł?". Wydawałoby się taki niepozorny kamień, a zawierał w sobie taką moc, złą moc.Tak wielką, że nawet Elethiena stwierdziła." ...zapewne to moc kamienia zsyłała na nie te wizje. Osoby wrażliwe na magię łatwiej poddają się mocy... tego typu rzeczy ... gdyż na prawdę nie wiem co jeszcze mogłoby ciągnąć ich dusze do Pyłów - tam nie ma już nic. Przynajmniej... nie było do tej pory...

"Te sny dziewcząt, może nie są związane tylko z tym kamieniem, Meave ma je dalej tylko tym razem chyba ciągnie ją tam jej ukochany, coś jeszcze mi umyka, o czymś jeszcze wspomniały czarodziejka i jej uczennica" - bardka nieświadomie zmarszczyła czoło próbując sobie przypomnieć słowa jakie padły podczas tej rozmowy. "O snach... same będziecie musiały odkryć skąd się wzięły i co zrobić, by mieszkające w nich zło nie pochłonęło Was zupełnie... mieszkające zło, mieszkające... ale gdzie mieszkające, w ich snach, czy w Pyłach, o których śnią? Powinniśmy się chyba tam udać, do Pyłów, tam chyba leży całe rozwiązanie, tam chyba podążają wszyscy...", rozważania przerwało jej kolejne wspomnienie - Słoneczne Wzgórza... leżą niemal na wysokości wieży Urgula Czyżby więc kamień był przypadkiem? Nie... takie przypadki nie istnieją. Bogowie sprowadzili was tutaj, byście zażegnali niebezpieczeństwo jakie ze sobą niesie. Czy jednak bliskość zniszczonego miasta i domu Urgula wzmocniła oddziaływanie kamienia, czy też wy obie macie w sobie coś, co przyciąga czającą się tam mroczną magię...? "Czy słowa Elethieny nie powinny być dla nas wskazówką? Może powinniśmy sprawdzić co kryją Słoneczne Wzgórza, a może powinniśmy udać się od razu do Pyłów, aby tam się przekonać czy Tua i Maeve mają w sobie to coś. Jednak co zrobimy jak już tam będziemy, czy damy sobie radę sami we czwórkę?" W jej głowie rozbrzmiewały kolejne słowa wypowiedziane przez czarodziejkę ...wasz sen może być ostrzeżeniem. Magia (zarówno objawień jak i wtajemniczeń) wiele ma imion i form. Może płynąć we krwi, jak u Maeve, może też być efektem talentu lub wiary. Może przejawiać się w snach, wizjach oraz innych istotach. To że widzicie niebezpieczeństwo samo w sobie nie jest aż tak niepokojące jak to, że ów stwór ze stosu widzi was. Moc, która ośmiela się wkradać w ludzkie sny, mąci wizje i ingeruje w nie może wyrządzić wiele szkód...

"A więc magia... może to ona nam pomoże, dobra magia, przeciwko złej, tylko musimy się chyba pospieszyć, zanim ta zła urośnie w siłę. Jedyna nasza szansa kiedy ona jest jeszcze słaba, ale czy nadal taka jest? Nas jest czworo, a ile osób stoi po drugiej stronie barykady? Kto oprócz Sicka chce obudzić jeszcze to zło? Nie wierzę w to, że jest on sam, ilu jeszcze stanie przeciwko nam? Ilu jeszcze opowie się za złem, które pochłonęło już tyle niewinnych istnień? Ile jeszcze istnień pochłonie?" Przypomniało się jej jak Ruda Wiedźma obiecała im swą modlitwę, jak radziła aby poszukali jakiegoś doświadczonego kapłana... "Ciekawę czy ten kapłan o którym Aesdil wspomina w swoim liście, ten kapłan Tyra, czy on jest doświadczony? Jeżeli mnie szuka, bo wie, że podróżowałam ze Sickiem, który chce obudzić zło, to zapewne chce go przed tym powstrzymać. Więc będzie walczył po stronie dobra czyli z nami..." Po chwili w pamięci odrodziły jej się słowa czarodziejki opisującej jak to Urugal zaatakował Pyły,które stały się pierwszym miastem co uległo jego potędze, potędze zła. Jak zaskoczył mieszkających tam prześwietnych elfich magów atakiem olbrzymiej armii zombie, szkieletów, zjaw, duchów. Jak polegli powstawali aby stanąć w szranki armii zła, tego zła z którym za życia walczyli a po śmierci wraz z tym złem ruszyli na podbój Królestwa. Pyły... miasto twierdza - zła, wszystko wokół zostało nim skażone, kamienie, rośliny, wszystko. Zaczęła pocierać dłonią swoje ramiona czując na nich gęsią skórkę na wspomnienie opowieści Elethieny. Przypomniała sobie jak czarodziejka opowiadała o kapłanach egzorcystach, którzy próbowali oczyścić to miejsce ze zła. Jak ona i inni magowie rozpraszali drzemiącą tam magię, jak wreszcie się poddali porzucając przesiąknięte złem miasto... złem, rozpaczą, przerażeniem. Jak efekty ich pracy wreszcie zaczęły być widoczne, jednak pomimo ich starań nie udało się im tak całkiem oczyścić okolicy z efektów czarów Urugula. W pamięci rozbrzmiały jej kolejne słowa czarodziejki ... Oddaję w wasze ręce najpotężniejszy magiczny przedmiot jaki posiadam do walki ze złem, choć nasączony bardziej kapłańską magią niż czarodziejską... "Dostaliśmy przecież mapy tego miasta,mamy czarodziejską kulę, która w razie czego wchłonie zło, nie jesteśmy tacy bezbronni, zwłaszcza jeżeli tak jak sugerowała Ruda Wiedźma zamiast na demona natkniemy się tam na człowieka, opętanego żądzą władzy i zakazanej potęgi". Wspomnienie wypełniło się słowami o przeznaczonym im sojuszniku lub sojusznikach, o przeznaczeniu, którym podążają... "A może i nasz sojusznik już nim podąża, może właśnie tam w tych Pyłach zostaniemy ze sobą zetknięci, może właśnie tam będziemy się wspierać we wspólnym dążeniu pokonania zła. Zła, które zostało uśpione i czeka, tylko na co? Czy doczeka się ono całkowitego unicestwienia czy obudzenia, kto z nas będzie pierwszy, kto z nas dokona przeznaczenia? Jakie ono jest?"

I znów szmer wypowiedzianych słów czarodziejki rozbrzmiał w uszach dziewczyny ...A może nieokreślone spojrzenie ze stosu kości to tylko symbol? Dawniej nigdy żadnej piramidy ze szczątków elfów tam nie zbudowano. Jeśli zaś ktoś zbudował ją teraz... "Teraz? Może to ten ktoś kto chce obudzić zło... może to właśnie Sick?" Wzdrygnęła się na samo wspomnienie barda. Zerknęła na leżącą na łóżku kobietę i przypomniał jej się dziadunio Henryczek, pierwszy wróż, który im przepowiadał przyszłość. Przypomniało jej się jak jego wnuczka Marie wspomniała, że miał wizje... Nooo...to już ze dwie wiosny temu było... A może i jedną? Jedną jednak... Na pewno było coś o duszach pomsty wołających... albo cierpiących w... lawendzie? Że wybrańcy zwyciężą, albo z nimi wołać będą... "Przecież Pyły nazywały się Levelion, to pewnie o nich była ta wizja. Tylko kim są wybrańcy? Elethiena o nas mówiła, że może zostaliśmy wybrani przez przeznaczenie. Czyżby i jemu ukazał się nasz los?" Jednak po chwili sobie przypomniała, że dziadunio powiedział, że wizji z nimi nie miał żadnej, bo przecie by pamiętał o nich gdyby ich ujrzał, a i że zło w Pyłach nadal jest, bo gdyby je ktoś zwalczył to w całym Królestwie byłoby o tym wiadomo. Kilkakrotnie powtarzał, że nie wrócił nikt taki stamtąd, a więc nikt zła nie pokonał, jest ono tam i czeka. "Czeka... ciągle ktoś o tym wspomina, ale czy się doczeka? I czego? Mam nadzieję, że unicestwienia a nie obudzenia. I ta przepowiednia dla każdego z nas. Kalela już dopadła. Co zaś on wieszczył Tui i Maevę?" - starała się sobie przypomnieć i przypomniała sobie dzięki swojej pamięci, pamięci bardki, którą sobie wyćwiczyła podróżując ze Sickiem ...śmierć za tobą chodzi, ale przyjaciółką ci ona. Nie lekceważ ni wrogów ni sprzymierzeńców, lecz swe lęki i niepewność trzymaj na krótkiej wodzy. Jeśli to ty będziesz rządzić swoim lękiem a nie on tobą, dokonasz wielkich rzeczy i zapiszesz się w historii Królestwa. Mniej już w tobie dziecka niż ci się wydaje, jednak dopiero gdy w to uwierzysz rozwiniesz swój pełen potencjał..."Mam nadzieję, że ta śmierć nie zagarnie Tui w swoje władanie, że nie dopadnie jej w tym mieście zła i Maeve, jej też przepowiedział o śmierci przecież", ... śmierć spogląda z daleka. Woła, wzywa, ostrzega... prosi o pomoc? I ciebie czeka ważne spotkanie, lecz będzie ono zarazem ostatnim. Może cię wzmocnić lub zniszczyć zupełnie. Jesteś silna, lecz pamiętaj, że nawet największe drzewo gnie się i łamie w porywach wichru, jeśli nie osłonią go inne drzewa w lesie... "Jest silna, ma nas, może tak jak te drzewa w lesie musimy ją osłaniać? Przecież stanowimy jedno, jedną drużynę, musimy się wspierać, a żaden wiatr nas nie połamie, osłonimy się nawzajem. I jeszcze dla mnie wróżbę miał." ...Twa ufność i bezkrytyczność w stosunku do ludzi nie raz i nie dwa w kłopoty cię wprowadzi - a te co już masz albo do chwały, albo na szubienicę cię zawiodą. Wiedzy szukasz, lecz zapominasz, że wiedzieć to za mało - to czyny, nie słowa stanowią o ludziach...

"Szubienica...już prawie czułam ją na szyi. Gdyby nie Kalel to pewnie byłoby po mnie. A jednak jestem tu, nadal wolna, nadal żyje, nadal mogę wraz z nimi udać się aby sprzeciwić się temu który chce obudzić to co powinno zostać uśpione na wieki, a nawet unicestwione. Jesteśmy drużyną, a tam gdzieś może czeka na nas kolejny sojusznik, ktoś kto jest nam przeznaczony do wspólnej walki, do wspólnego wypełnienia przeznaczenia". Sorg przypomniała sobie, że to u wróża Henryka przyśnił im się wspólny sen, w którym po raz pierwszy ujrzeli tych co za nimi podążają i ten znak na drzwiach. Znak, który im się przyśnił na drzwiach w podziemiach, znak, który nosi przy sobie podążający ich śladem półelf, znak który może być czymś ważnym w ich przeznaczeniu. I kolejne słowa wróża, które przemknęły przez jej myśli ...Ważne jest jedynie to, że ukazane we śnie miejsca i wydarzenia w jakiś sposób są z wami powiązane i będą miały wpływ na waszą przyszłość. Dopóki będziecie w to wierzyć i podróżować z szeroko otwartymi oczami i uszami, na pewno zrozumiecie ich znaczenie i wykorzystacie do swoich celów... "Oczy i uszy otwarte... staramy się, ale ile nam umyka? Sami tego nie wiemy, pewnie nigdy się nie dowiemy, oby tylko nie umknęło nam to co najważniejsze. W naszej podroży dotarliśmy do Podkosów i słowa zielarza, czy on nam też czegoś nie przekazał?" - znów się skupiła na tym by przypomnieć sobie o czym do nich mówił Faradan, że poszukujący ich wypytywali o wszystko... O drowy i Fortecę, o mord kupca waszego i Tulipa, o Wilczy Las i Levelon jakiś, o Margata i Hardana... "I tutaj też o Pyły wypytywali, ale co było w Wilczym lesie? Muszę koniecznie spytać reszty, może oni wiedzą co się tam wydarzyło i dlaczego padły takie pytania. Może Tua spyta Morgarta, on na pewno wie więcej tylko to przed nami zataił. Zbyt często przewija się jego imię, coś musi wiedzieć... a my musimy to jakoś z niego wyciągnąć" - postanowiła zagadnąć młodą czarodziejkę jak tylko nadarzy się ku temu okazja. "I jego pochwalne mowy na temat kapłana... może to jednak kapłan nam przeznaczony, może powinniśmy poprosić go o pomoc, wszak jemu też będzie zależało, aby zło w Pyłach się nie odrodziło. I jeszcze ten list Aesilda, zawierał w sobie tyle informacji, on też polecił mi abym zwróciła się do kapłana. Jednak jeszcze o czymś wspomniał... co mi umkło?".

Przymknęła oczy i powoli w skupieniu starała sobie przypomnieć jaką informację przekazał jej w swoim liście Aesadil, informację, która jest istotna, bardzo istotna, a im przy czytaniu umknęła. ...Wiedz że jadę wraz z kapłanem Tyra poszukującym Sticka by zapobiec obudzeniu przez niego Urgula... "To nam nie umkło, wręcz potwierdziło, to czego się domyślaliśmy, że Stick coś złego knuje. Jaka byłam ślepa, jaka naiwna, on chce obudzić Urgula, dąży do tego, a ja nigdy się nie zorientowałam czego on szuka, co zamierza. Jaka byłam zaślepiona, jego sławą, jego zdolnościami bardowskimi, gąska ze mnie tak jak to powiedział wróż Henryk. Naiwna gąska, która swą naiwność może przypłacić życiem, swoim i innych. Co było jeszcze w tym liście... a już wiem....", ...Zostaliśmy w drodze zaatakowani przez potężną istotę która najpewniej została przyciągnięta przez grupę ludzi niosących czy też roznoszących wielkie zło - istotę pokonaliśmy, jednak dopiero poniewczasie zorientowałem się że warto byłoby podążyć za tymi ludźmi... "Zostali zaatakowani między Uran a Podkosami. Przez istotę przyciągniętą przez ludzi roznoszących zło... może i oni posiadają taki artefakt, który miał przy sobie Kalel? W jaki sposób zapanowali nad tą istotą? Musieli użyć złej magii, czy są już tak potężni, że mogą powołać znów armię zombie? Czy znów ruszą na podbój Królestwa ze szkieletami? Czy ten kopiec co śni się czarodziejkom to znak, że znów powstaną z martwych Ci co powinni martwymi pozostać? Towarzysze Aesdila i on mają moc, moc, która pozwoliła im zwalczyć zło. Może nie powinniśmy przed nimi uciekać, ale odnaleźć ich i poprosić o pomoc, przekazać im wszystko co wiemy, razem spróbować pokonać to lub tego co jest w Pyłach. Pisze on też o drowach, te czarne elfy maczają pewnie swoje paluchy w tym całym procederze budzenia zła."

Zerknęła znów niespokojnie wieszczkę, widząc jednak, że śpi ona spokojnie znów pozwoliła myślą krążyć, tym razem wokół jej wróżby. Przypominała sobie zdanie po zdaniu i starała się wyłapać jej sens. - Twój los związany z losem wielu i los wielu zależy od twego... "Zależy, pewnie, że zależy, chociażby od Tui, Meave i Kalela, od tego czy nadal ze mną podążać będą. Los wielu, no tak wielu przecież mnie szuka, paladyn, kapłan, tropiciel i bard, ten ostatni chociaż mnie zna i ja znam jego. Spędziłam z nim beztroskie przedpołudnie na przekomarzankach, przyśpiewkach puszczaniu wolno jego ptaszka", uśmiechnęła się na wspomnienie jego radości jak znalazł się na wolności, jak wyrywał się ku górze, wreszcie wolny, niczym nie skrępowany w swoim żywiole.
...Bardem będąc gonisz opowieści, lecz teraz to opowieść cię dogania, wplatając w swoje strofy twe imię i życie twoich bliskich... "Ano dogoniła, sama się w nią nieświadomie wplątałam, żądna sławy barda. Chciałam aby mnie rozpoznawano, chciałam aby wiedziano że to ja Sorg - gwieździsta bardka i wiedzą, wiedzą Ci co mnie łączą z ciemnymi sprawkami Sticka. Pewnie każdy strażnik w Królestwie wie. Czy wujostwo też już wie? Czy ich też już nawiedzili wypytując o mnie? Czy oni też są w niebezpieczeństwie? Naraziłam nie tylko przyjaciół, naraziłam i swoich najniższych." ...Zapłata terminu zbliża się wielkimi krokami, każdy zaś unurzany jest w krwi i magii... "Jaką cenę przyjdzie mi za to zapłacić? Czy tylko mi czy im też?", potoczyła wzrokiem po twarzach przyjaciół. "Kto z nas wyjdzie z tego bez szwanku? Pozostaną pewnie blizny niekoniecznie po ranach, pozostaną pewnie też blizny niewidoczne gołym okiem. Krew i magia, czy damy radę czy magią moich przyjaciół wystarczy, czy kolejna przelana krew zmyje zło z tej ziemi?" ...Gwiazda połączy się z księżycem, słońce i gwiazdy zetrą się z czarnym blaskiem odwróconej nocy, zaś pancerna rękawica chwyci wagę ślepego boga, by wymierzyć sprawiedliwość, która od dawna czeka na wymierzenie... "Gwiazda i księżyc, ja i Helfdan, a kim jest słońce, kogo nam jeszcze brakuje? Naszym przeznaczeniem jest spotkać się ze sobą, połączyć. Muszę go odnaleźć, albo on musi odnaleźć mnie. Cokolwiek jest nam przeznaczone musi się dokonać. Tak jak ona powiedziała... nie ucieknie się przed swoim przeznaczeniem... prędzej czy później mnie dopadnie, więc nie mam co zwlekać. Muszę wyjść mu naprzeciw, tylko gdzie? Najlepiej będzie jak pojedziemy do Pyłów, tam pewnie znajdziemy ślad, rozwiązanie, a może i nasze przeznaczenie." ...Pięć mrocznych pieśni w pięć stron świata śpiewają uwięzione dusze, choć to nie ich głos rozbije w proch czarne kamienie... Pięć piecz... "Czarne kamienie... pewnie takie jak ten artefakt, co Kalel nieświadomie woził ze sobą, ten co zostawiliśmy u Rudej Wiedźmy. W proch zostaną starte, więc i ich zło przepadnie wraz z nimi. Już nikt ich nie użyje do niecnych czynów, już nikt dzięki nim nie sprowadzi zła. Pięć piecz.. pewnie chodzi o pieczęcie. Gdzie ja słyszałam już coś o pięciu?" Pochyliła głowę i objęła dłońmi skronie próbując sobie przypomnieć,to co tliło się w jej podświadomości. I przyszedł kolejny obraz, przyszło przypomnienie ranka kiedy obudziła się w stogu siana i usłyszała głosy nieznanych jej paladynów. Przypomniała sobie o czym rozmawiali, tak jakby ta rozmowa toczyła się tu i teraz... Dostałem wieści od Gerarda z Pięciu. Twierdzi, że ich jest nadal w ukryciu i dobrze strzeżony. Również Elethiena potwierdza bezpieczeństwo swojego... Niech leżą tam, gdzie leżą, a jeśli pamięć o ich lokalizacji zginie wraz ze śmiercią ostatniego z Pięciu, to niech i tak będzie... Po tylu latach nadal mamy w szeregach ludzi, którzy gotowi są zaprzedać się złu... "A może już nie jest, może jednak ktoś z ich szeregów już zdradził. Przecież ten artefakt co go Kalel woził skądś musiał się wziąć, nie leżał sobie o tak na wierzchu i nie czekał aż go sobie ktoś zabierze. Jeżeli wśród nich są tacy co za złem pójdą to do kogo mamy my się zwrócić? Komu zaufać, kogo prosić o pomoc? Coraz więcej pytań szuka odpowiedzi. Im więcej się dowiadujemy, tym więcej się ich rodzi. Na ile z nich znajdziemy odpowiedź? Na ile z nich znamy odpowiedź a nie jesteśmy jej świadomi? Pyły... nie pozostaje nic innego jak ruszyć tam gdzie wzywa nas chyba przeznaczenie."

Czymże jest czas? czym przeznaczenie?
Gdzie przyjdzie wydać ostatnie tchnienie?
Pyły przeklęte, zło w nich zamknięte
Czym ono mami? Zła kolorami...
Czyś bard, czarodziej czy też paladyn,
nie daj się zwabić zła urokami.
Bo choć Cię mami i obiecuje,
zanim się spojrzysz nic już nie czujesz.
I choć zło wielkie zbudzić chcą teraz,
do walki z nimi staniemy nie raz.
Wszak zło uśpione niech sobie drzemie...
na wieki wieków jak z gór kamienie.

Sayane

lastinn player
Fable - TwinBlade

Powrót do "Złotego Pstrąga" przez ciemne zaułki Uran nie należał do przyjemności. Nocne życie wrzało już w pełni. Zewsząd dochodziły pokrzykiwania pijaków, odgłosy burd i kłótni. Ladacznice zaczepiały was raz to reklamując swoje usługi, raz proponując dziewczętom pracę. Żebracy nachalnie dopraszali się datków, a dzieci kręciły się podejrzanie blisko i tylko bystre oko Kalela, któremu nie obcy był tego typu proceder, uchroniło Was przed stratą sakiewek. Kilkukrotnie musieliście zmieniać trasę, by uniknąć spotkania z podejrzanie wyglądającymi grupkami ludzi. Skończyło się na tym, że - by nie zabłądzić - wracaliście wzdłuż miejskich murów, gdzie zwiększona ilość strażników zapewniała względne bezpieczeństwo. Równocześnie przypominała ona, że i na Was ciąży obawa bliskiego spotkania z przedstawicielami prawa i porządku.

W końcu jednak musieliście wrócić w gąszcz ulic, by dostać się do swojej gospody. Może właśnie jej bliskość - a więc bliskość zamożnej klienteli - sprawiła, że w jednym z zaułków drogę zastąpiło Wam trzech oprychów z nożami w dłoniach.



- Proszę, proszę, co my tu mamy - szyderczo rzekł wychudzony elf, stojący w środku. - Jakie soczyste dzierlatki... Ciekawe czego szukają o tej porze na ulicy? Czyżby przygód?
- Zaraz możemy je zapewnić - zarechotał rudy młodzik, wykonując dwuznaczne gesty w okolicy przyrodzenia.
- Zeb, zachowuj się. Wobec dam należy być dżentelmenem - tym samym tonem rzekł elf, zbliżając się leniwym krokiem do Sorg. - Zagubione panie należy... eskortować w bezpieczne miejsce, by nikt nie powołany nie zajął się ich cnotą i dobytkiem....
- Zanim my tego nie zrobimy - parsknął Zeb.
- Dokładnie - wąskie usta elfa rozciągnęły się w paskudnym uśmiechu. - A dotychczasowej eskorcie - wskazał na Kalela - już podziękujemy.

W tym momencie za Wami pojawiło się kolejnych dwóch mężczyzn: żebrak, którego minęliście niedawno i drugi, którego zakrwawione ostrze wskazywało, że nie byliście ich pierwszymi ofiarami tego wieczoru. Na znak dany przez elfa obaj rzucili się na Kalela.

Lynka

Rozmyślania Tui po wizycie u Meyai
Gdy wracali od Meyai był już późny wieczór. Zimne, nieświeże jak to w mieście powietrze owiewało ich przynosząc dźwięki nocnego, niebezpiecznego miasta. Tua szła zaniepokojona okolicą, w której się znaleźli. Ludzie wyglądali podejrzanie, wydawało się, że każdy z nich ma niecne zamiary, ze nikt nie jest tu uczciwy. Z resztą przecież i ich grupa nie była całkiem zgodna z prawem – w końcu kryli tożsamość Sorg przed strażą.

Mimo, że sytuacja, w której teraz się znaleźli wymagała pełnego skupienia by uchronić się przed kradzieżami czy też innymi nieprzyjemnościami, myśli Tui odbiegały w nieco inną stronę niż ich bezpieczny powrót do karczmy. Od czasu do czasu rzucała troskliwe spojrzenie w stronę Meave. Martwiła się o nią. Zaklinaczka z pewnością musiała bardzo przeżywać to co wydarzyło się w tamtym dusznym, pachnącym kadzidłami pokoju wieszczki. Z pewnością kochała tamtego mężczyznę, a teraz dowiedziała się, że prawdopodobnie on nie żyje. To musiał być cios. Tua chciałaby jakoś pocieszyć przyjaciółkę, okazać jej swoje wsparcie, ale pamiętając prośbę Meave, by o nic nie pytali, postanowiła tylko trzymać się blisko niej, by pomóc, gdy tylko zajdzie taka potrzeba.

Trapił ją jeszcze jeden problem. Co z nimi teraz będzie? Wszystko wskazuje na to, że przeznaczona jest im wizyta w Pyłach, ale Tua wątpiła, by budzące się tak wielkie zło byli w stanie pokonać sami. Pomoc była niezbędna. Ale nie mogli przecież pójść do jakiegoś kapłana i powiedzieć, że w przeklętym mieście budzi się zło. „Chodźcie, pomóżcie nam!” Wyśmialiby ich albo od razu wsadzili do więzienia i oskarżyli o pomoc Stickowi, a nie o to im chodzi. „Choć jak widać nie trąbi się po mieście, że ten bard jest poszukiwany. Próbują robić to po cichu. W sumie nic dziwnego, przecież z tego co mówiła Sorg to on zbierał tylko informacje, niczego złego się nie dopuścił. Chyba, że coś od tamtego czasu się zmieniło. Tak czy inaczej lepiej głośno się o te sprawy nie wypytywać, by nas z tym nie kojarzono, bo tak to łatwiej odnajdą Sorg ci, którzy nas poszukują.”

„Ale gdzie szukać kogoś do pomocy z Pyłami? Nie możemy się zdradzić, musi to być ktoś zaufany, a jednocześnie wystarczająco silny, by pomóc. A może ten kapłan co również i nas poszukuje? W liście do Sorg było napisane, że będzie on nam najżyczliwszy, a naszą sprawę zna. On by pomógł oczyścić ją z zarzutów a może im do Pyłów by z nami pojechał? Z resztą na pewno zna jakiegoś silnego kapłana, co zechciałby z nami walczyć ze złem w mieście. Dwie pieczenie na jednym ogniu byłyby upieczone. Tylko jak ich znajdziemy? Skoro oni drepczą nam po piętach to może wystarczy poczekać? Niewiele o ich planach wiemy, poza tym, że za nami podążają. Tylko czy dadzą radę nas odnaleźć? Ale czasu im to zajmie? A może powinniśmy ruszyć w stronę Pyłów i liczyć na to, ze nas dogonią? Głupota!” Tua sama siebie zganiła za tak niedorzeczny pomysł. „Przecież niewiadomo nawet czy na pewno uwierzą w niewinność Sorg, a co dopiero czy zechcą pomóc w Pyłach! Więc co powinniśmy zrobić?

„To może poszukać by pomocy gdzie indziej? Tylko kto byłby na tyle zaufany, by udzielić nam pomocy a nas nie zdradzić?” Dziewczyna zaczęła się zastanawiać, ale tylko jedna osoba przyszła jej na myśl. „A może ten cały kapłan Illmatera? Widać, ze ufa on Meayai, a skoro o na wiążę nasz los z Pyłami, to powinien nam uwierzyć i chcieć nam pomóc, a to by oznaczało, ze nawet jeśli nie pomoże nam w żaden sposób to nas nie zdradzi. Może i nie będzie w stanie z nami jechać i pomóc, ale może pozna z kimś, kto byłby gotowy wyruszyć do elfiego miasta. Albo udzieli chociaż kilku rad. Dobrze by było zapytać Meyai czy możemy zaufać temu człowiekowi. Skoro ona wróży dla dobra Królestwa to dla jego dobra nie powinna poszczędzic takiej informacji.”

Tak rozmyślając podjęła kilka decyzji. Przede wszystkim, gdy dojdą spokojnie do karczmy, muszą ustalić dokładnie wspólny plan. Wtedy podzieli się z nimi swoimi przemyśleniami. przemyśleniami jutro po południu, gdy pójdą do Meyai, zapyta się czy tamten kapłan jest godny zaufania, czy mogą się do niego udać.

Sayane

Sorg wyszła z domu wieszczki wraz z towarzyszami i pokonując kolejne uliczki zdała sobie sprawę jak późna już pora nastała. "Powinniśmy u niej zostać, aż do rana. Nikt nas nie wyganiał, nie powinniśmy się tutaj włóczyć o tej porze. Dziewczyna z karczmy ostrzegała, że to niebezpieczna okolica". Rozglądała się z niepokojem dookoła, czuła niepokój o wiele większy niż ten, który towarzyszył jej w drodze do wieszczki. Jednak każdy kolejny krok przybliżał ich ku bezpiecznym progom ich karczmy. Byli już blisko tak blisko, że w pierwszej chwili nie chciała uwierzyć w to co ujrzała przed sobą.

„A niech to diabli!”, zaklęła w myślach Tua widząc zbliżających się powoli typów. „No to szykują się kłopoty.” Przyjrzała się bandzie próbując ocenić ich możliwości i znaleźć może jakieś słabe punkty. Potem dyskretnie rozejrzała się przyglądając się najbliższej okolicy szukając wzrokiem czegoś, co mogłoby im pomóc w walce, czy też ucieczce. Jednocześnie słuchała słów oprychów i ścisnęła rękojeść swojego sztyletu. Okolica nie sprzyjała jednak drużynie. Wysokie, proste ściany domów nie dawały osłony, a okiennice zamknięte były na głucho. W błocie walało się trochę desek z rozbitych pudeł, pęknięty dzban i przewrócona beczka - nic, co mogłoby posłużyć za sensowną broń czy schronienie. Miejsce do zasadzki z pewnością zostało dobrze wybrane.

Kalel wiedział, że coś mu się w mijanym żebraku nie podoba. Może chodziło o zbyt małą natrętność a może bezczelne spojrzenie, lecz ewidentnie coś nie grało. Machnął jednak na to ręką, bo przecież co jeden żebraczyna zrobić może przeciwko nieźle juz zgranej czwróce przyjaciół? Teraz, mając go za plecami, plus drugiego zbira z markotną miną myślał o zignorowanych przeczuciach.

Słowa elfa,który zastąpił im drogę wraz ze swoimi kompanami zabrzmiały w głowie Sorg jak wystrzał ...Ciekawe czego szukają o tej porze na ulicy? Czyżby przygód?... W panice wcisnęła dłoń do kieszeni spodni w poszukiwaniu sama nie wiedząc czego. "Coś czuję, że nie o takie mu przygody chodzi jakie my byśmy mieli na myśli", przeleciało jej przez głowę. A kolejne słowa elfa - A dotychczasowej eskorcie... już podziękujemy - gest wykonany w kierunku Kalela i kroki nadchodzących z tyłu kolejnych opryszków, uświadomił jej, że znaleźli się w pułapce. Kiedy jej palce natrafiły na ziarenka piasku nie zastanawiała się już ani chwili. Zacisnęła na nich rękę, a z ust popłynęły jej słowa, które towarzyszyły gestowi dłoni kiedy rzucała czar.

Już na niebie księżyc w pełni,
sen przyjemny Ci zapewni.
Gdy ułożysz się wygodnie,
sen nadejdzie niewymownie.
Ułóż członki swe zmęczone,
niech nie ciążą Ci już one.
Głowa strasznie Ci się kiwa,
snu wygląda niecierpliwa.
Oczki się już zamykają,
spokojnego snu szukają.
Więc już słów nie trzeba wielu
Zaśnij sobie... przyjacielu.

Dwóch otaczających elfa mężczyzn zaczęło kiwać się sennie do wtóru melodii. On sam zaś zatrzymał się zdumiony, wpatrując w śpiewającą - w takiej sytuacji! - kobietę.

„Dlaczego elf nie ma broni?” Tua, wiedziona instynktem, oraz obawą, że elf może swoją magią odbić kołysankę Sorg, zaczęła szeptać do wtóru pieśni bardki zaklęcie, wykonując jednocześnie lewą ręką delikatny młynek, kończąc ruch wskazując palcem na stojącego przed nią szpiczastouchego mężczyznę.

Maeve za to nie certoliła się; zresztą walka była doskonałą okazją do uwolnienia nagromadzonych w ciągu popołudnia emocji. Gdy tylko mężczyźni rzucili się na Kalela wykrzyczała słowa czaru i - ku jej zdumieniu - nie jedna, a dwie magiczne kule pomknęły ku obdartusowi, wypalając w jego ciele głębokie dziury.

- Czarownice! - syknął z nienawiścią elf, gdy kula energii wypaliła mu dziurę w ramieniu, a dwóch jego kompanów zapadło w błogi sen. Wyrżnął starszego z mężczyzn butem w twarz, wyrzucił ręce do góry i wrzasnął: O Masko, wspomóż swego wiernego sługę!! - po czym... zniknął.

Kalel też nie zwlekał. Tak szybko jak tylko zdołał wyciągnął miecz i skierował go w stronę opryszka z zakrwawionym sztyletem - w samą porę by zablokować cios sztyletu. "Tamten to może tylko obserwator, może mniej groźny jest" przemknęła mu myśl bez znaczenia, bo walka jeden przeciw dwóm to i tak znacznie przekraczała jego możliwości. Magiczny rozbłysk na moment przerwał walkę, a potem Kalel z całej siły zaatakował rannego przeciwnika. Ostrze zagłębiło się głęboko w ciało, a głowa tamtego zwisła bezwładnie i uderzyła o bruk. Drugi z przeciwników wrzasnął z wściekłością i, zaszedłszy Kalela nieco z boku, doskoczył celując w bok chłopaka. Na szczęście ostrze ześlizgnęło się po zbroi, nie czyniąc mu krzywdy. W półmroku ponownie rozległ się głos Maeve, jednak tym razem czar nie przyniósł zamierzonych efektów.
Mężczyźni odskoczyli na chwilkę od siebie, obaj w zdumieniu przyglądając się martwemu ciału na leżącemu na ulicy, lecz nie dłużej niż mgnienie oka, niż czas potrzebny by ustalić taktykę i znowu zaatakować. Choć sztylet nie pokonał zbroi Kalela, to jednak czuł siłę uderzenia. Ręką bez miecza potarł bolący bok i ostrożnie ruszył w stronę swego przeciwnika z wyciągniętym przed siebie mieczem. - Nie masz szans, już po Tobie. Lepiej się poddaj lub uciekaj. - Starał się panować nad swoim głosem, by niepewność jaką czuł się nie wymknęła i nie ujawniła bandycie, że blefuje. Tamten cofnął się niepewnie, a Kalel skorzystał z okazji i zrobił wypad. Niestety śliskie podłoże dało o sobie znać i łotrzyk, łapiąc równowagę, poczuł jak sztylet tamtego ponownie odbija się od skórzni. W oczach przeciwnika widać było niepewność - najwyraźniej nie spodziewał się tak zaciętego i skutecznego oporu ze strony małej grupki przechodniów.

Widząc gramolącego się z ziemi opryszka, który próbował wstać na nogi Sorg nie namyślała się ani sekundy. Zareagowała odruchowo i chwytając swój miecz przyskoczyła do niego, kierując ostrze w jego stronę. "Muszę go dopaść zanim stanie na nogi", przeleciało jej błyskawicznie przez myśl. Mężczyzna niezgrabnie spróbował uniknąć ciosu, jednak broń bardki zagłębiła się w jego trzewiach, z których - po wyciągnięciu miecza - buchnęła krew zmieszana z sokami trawiennymi. Przeciwnik zwinął się na ziemi jęcząc z bólu i wzywając kapłana. Jego towarzysz pochrapywał zaś z błogim uśmiechem, nieświadomy dramatycznego położenia swoich kamratów.

Tua była zaskoczona ruchem elfa. Nie spodziewała się tego nagłego zniknięcia, nie była na to przygotowana. Wiedziała, że teraz, będąc niewidocznym, jest najniebezpieczniejszy z całej bandy, ale kompletnie nie miała pojęcia, w jaki sposób mogłaby go zatrzymać lub wykryć gdzie jest. Dlatego zwróciła się w stronę walczącego Kalela i wyciągając rękę w stronę jego przeciwnika cicho wypowiedziała słowa zaklęcia. Jej towarzysze poczuli w powietrzu przeszywające zimno; przeciwnik chłopaka zaś wrzasnął, gdy lodowe uderzenie trafiło go w lewą rękę, która zwisła bezwładnie.

Maeve wycofała się i oparła plecami o ścianę, splatając kolejne zaklęcie. Jednak wściekłość pierwszego ataku już z niej wyparowała, pozostawiając tylko świadomość śmierci, którą zadawali. Zająknęła się i energia czaru uleciała nie czyniąc nikomu krzywdy.

Sorg widząc jak ranny chwyta się za brzuch obiema rękoma wykorzystała to, wzięła zamach nogą odkopała od niego najpierw jeden potem drugi nóż, które opryszek upuścił. Słysząc jego głośnie jęki i obawiając się że może przerwać sen swojemu towarzyszowi albo sprowadzić im na głowę kogoś jeszcze przywaliła mu w łeb, aby go ogłuszyć. Niestety sił wystarczyło bardce jedynie do tego by nabić mu porządnego guza - mężczyzna zdawał się oszołomiony, lecz zachował przytomność.

Kalel widząc wahanie w postawie przeciwnika, i dostrzegając kątem oka powodzenie wysiłków jego towarzyszek, krzyknął - Już po tobie draniu! - i skoczył w stronę wroga celując w niego mieczem. Miał nadzieję, że morale łotrzyka osłabione porażką jego towarzyszy odbierze mu siły i chęć do walki. Najwyraźniej jednak porażka kompanów wzmocniła tylko jego instynkt przetrwania, gdyż uskoczył z linii ciosu i rzucił się do ucieczki, odwracając się plecami do chłopaka. Kalel nie mógł przepuścić takiej okazji; ostrze jego miecza zagłębiło się między łopatkami miejskiego rzezimieszka, który upadł na ziemię i, jęcząc, odczołgał się za zakręt, znikając Wam z pola widzenia.

Tua z zadowoleniem spostrzegła, że nikt z jej przyjaciół nie został raniony, a przeciwnicy w większości leżą na ziemi. Niepokoił jej tylko ciągły brak elfa. Dziwiła się, że nie zaatakował jeszcze z ukrycia, czyżby uciekł? Chcąc to sprawdzić kucnęła i zaczęła rzucać błotem z ziemi, próbując je rozbryzgać na jak największym obszarze, chcąc jednak oszczędzić nieprzyjemnej kąpieli swoim przyjaciołom. Mało przyjemny sposób zważywszy na to, że miejskie błoto nie było czystą ziemią jak ta na trakcie; jednak skuteczny, a to było najważniejsze. Trzecie czy czwarte chlapnięcie zawisło wprost... za Sorg! Tua otworzyła usta by ostrzec przyjaciółkę, gdy z nicości wyłonił się ranny wcześniej elf. Z okrzykiem: Giń w imię Maski, wiedźmo!! - wbił długi nóż głęboko w plecy bardki, po czym rzucił się do ucieczki zanosząc się obłąkańczym śmiechem.

Sorg upadła na ziemię. Pociemniało jej w oczach, w ustach czuła żelazisty posmak krwi. Każdy wdech przychodził z nieopisanym trudem. Wokół wystającego z jej pleców noża wykwitła plama krwi, która powiększała się z każdą sekundą. Leżący nieopodal mężczyzna na ten widok jęknął z przerażenia, widząc oczami duszy jak ginie w zemście za śmierć bardki.

Maeve na widok padającej Sorg zakręciło się w głowie. Jeszcze przed chwilą rozpaczała nad prawdopodobną śmiercią Houruna, a teraz miałaby stracić kolejnego towarzysza?! Czar pomknął za uciekającym kapłanem, który zatoczył się pod siłą magicznych pocisków i uderzył w ścianę. W tym momencie śpiący do tej pory młodzik otworzył oczy.
- Cooo się... Co wyście nam zrobili?! - wrzasnął widząc zakrwawiony bruk i zerwał się na równe nogi, rozglądając wokół. Kapłan - zapewne przywódca - mimo ran usiłował uciekać, zostawiając kamratów na pastwę losu. Obdartus leżał nieruchomo na ziemi, drugi z żebraków zniknął, zaś nożownik rozpaczliwie próbował podnieść się z ziemi, czepiając się ściany. Czerwonoszara breja wyciekała mu z dziury w brzuchu, którą bezskutecznie tamował ręką. Zeb zupełnie stracił na ten widok głowę - taka porażka nigdy im się nie zdarzyła!

Kalel widząc co się z Sorg działo natychmiast zawrócił w jej stronę. Podbiegł wyciągając miksturę uzdrawiającą i przytknął flakonik do ust bardki. "Co zrobić z nożem? Wyciagać go teraz? Czy zostawić?" - prawie wpadał w panikę, lecz się nie poddawał lękowi. - Sorg, Sorg, trzymaj się, zaraz będzie dobrze. W końcu sie zdecydował. "Jeśli eliksir ma zadziałać, to lepiej żeby noża w ranie nie było" - na wszelki wypadek urwał rękaw koszuli by mieć czym ranę od upływu krwi zabezpieczyć i wyciągnął nóż z rany. Krew trysnęła strumieniem na ręce łotrzyka, a Sorg zakrztusiła się próbując równocześnie przełknąć miksturę i wypluć zalewającą płuca krew. Mimo to eliksir spełnił swoje zadanie, a rana zaczęła zasklepiać się w szybkim tempie. Mikstura miała zadziwiająco silne działanie; gdy Sorg wypluła resztę krwi poczuła, że może oddychać bez bólu, a w plecach czuje tylko silne pulsowanie. Jednak czar nie mógł odnowić straconej krwi ani przywrócić sił - bardce potrzebny był odpoczynek.

Tua była wściekła. Chciała od razu posłać za elfem jakieś zaklęcie, jednak Meave ją uprzedziła. Z satysfakcją patrzyła jak magiczne pociski uderzają w uciekającego mężczyznę. Kątem oka dostrzegła wstającego Zeba. Może powinna teraz go zaatakować, ale sumienie jej nie pozwalało. Nie sądziła, by groziło im z jego strony jakieś niebezpieczeństwo, a nie chciała atakować i tak już przegranego. Czas też ich gonił. Zwabione hałasem mogły się tu pojawić straże, a tego chcieli uniknąć.
Ciągle mając baczenie na opryszków, dziewczyna podeszła do Kalela i Sorg. Widząc, że eliksir działa, uśmiechnęła się. Założyła sobie na plecy plecak chłopaka, a torbę rannej podała Meave.
- Weź ją – powiedziała do Kalela – zmywamy się.

Bardka poczuła jak klęczący przy niej chłopak obejmuje ją i powoli starając się nie sprawić jej bólu unosi ją z ziemi. Chciała się wyrwać, starała się powiedzieć "Oszalałeś, puszczaj mnie natychmiast, nic mi nie jest!", jednak kiedy słowa nie wydostały się jej ust zrozumiała, że jednak jest. Oparła głowę o pierś Kalela i mobilizując swoje siły wyszeptała - Dziękuję... - nie była pewna czy usłyszał. Uniosła więc głowę i widząc jego uśmiech wiedziała, że jednak tak. Przełknęła ślinę i dodała już troszkę głośniej... - Tylko mnie nie upuść bo se guza nabiję i nikomu z taką ozdobą się już nie spodobam, a kapłan jeszcze więcej Ci złota nakaże płacić za mą urodę.
- Nic nie mów. Przed chwilą pluła krwią, a już dogaduje! - wtrąciła się Tua - Na nabijanie Kalelowi guzów też jesteś za słaba. Ale nic się nie bój, w razie czego cię wyręczę. Tylko leż spokojnie i język powstrzymuj. Śpieszmy się.

Fala ulgi ogarnęła Kalela na widok, jak pod wpływem eliksiru Sorg zdrowieje w oczach. "W magii jest potężna siła" pomyślał ciesząc się, że miał przy sobie lekarstwo. Nie zwrócił uwagi na to, że Tua przejęła dowodzenie, posłusznie wziął bardkę na ręce i wszyscy jak najszybciej ruszyli z miejsca potyczki. Gdy Sorg zażartowała, uściskiem pokazał jej żeby się nie przejmowała i uśmiechnął się bez słowa. Rzucił ostatni raz wzrokiem na pobojowisko, ze szczególnym żalem przyglądając się trupowi jednego z napastników. Otworzył usta by zaproponować szybkie sprawdzenie czy czegoś cennego nie ma, lecz ostatecznie nic nie powiedział. "Nie ma co ryzykować spotkania ze strażami, już i tak szczęście nam dopisało w stopniu niesłychanym. A na dodatek im szybciej Sorg znajdzie się w swoim łóżku tym lepiej." Ruszyli ku wyjściu z zaułka, mijając Zeba, który niezdarnie próbował opatrzyć ranę swojego towarzysza. Przynajmniej on miał nieco przyzwoitości, nie zostawiając go na pastwę losu.
- Jeszcze nas popamiętacie - krzyknął za wami łamiącym się głosem, który został niemal zagłuszony przez jęki rannego.

Sorg zadrżała w ramionach Kalela słysząc rzucane za nimi pogróżki. "Ja już was pamiętam i pewnie tą pamiątkę będę nosiła do końca życia", pomyślała o bliźnie w miejscu gdzie nadal odczuwała pulsowanie.
- Zdawało mi się, że to wy nas zaatakowaliście, a my musieliśmy się bronic. - odpowiedziała Zebowi Tua i mruknęła cicho już tylko do siebie - Mam nadzieję, że nie pożałujemy, że ich nie pozabijaliśmy.

***

Droga powrotna do "Złotego Pstrąga" dłużyła Wam się niemiłosiernie. Sorg ciążyła Kalelowi w ramionach, dziewczęta niespokojnie zerkały na boki w obawie, że elfi łotr przyczaił się w półmroku by dokończyć dzieła. Na szczęście udało wam się bezpiecznie dotrzeć do karczmy, która leżała zaledwie trzy ulice dalej i o tej porze była... niemiłosiernie zatłoczona! Kupcy, rybacy i rzemieślnicy raczyli się piwem i gorzałką odpoczywając po ciężkim dniu pracy, toteż nagłe wejście czterech zakrwawionych i ubłoconych niewiast wywołało zrozumiałą sensację. Tym większą, gdy jedna z nich okazała się mężczyzną. Szybko zebrał się wokół Was tłumek chętnych do pomocy - lub po prostu żądnych sensacji - osób, a każdy miał coś do powiedzenia lub żądał wyjaśnień i opowieści. Ktoś wołał o kapłana, ktoś chciał wzywać staż, ktoś inny radził, by ze strażą poczekać do rana, ktoś ofiarował pomoc w opatrywaniu ślicznej długouchej a może i reszty dziewcząt gdyby zaszła taka potrzeba... Z trudem przecisnęliście się do schodów prowadzących na górę. Tyle dobrze, że mimo ruchu w interesie karczmarz obiecał przysłać wam balię z gorącą wodą, byście mogli umyć się oraz przeprać zabrudzone swoją i cudzą posoką ubrania. Choć uznał chyba, że na wszystko i wszystkich starczy Wam jedna balia. Gdy za obcą służącą zatrzasnęły się drzwi a w gorąca woda wypełniała pokój przyjemnym ciepłem, mogliście wreszcie odsapnąć i w spokoju przemyśleć co dalej. A przede wszystkim się wyspać.

Vantro

- Giń w imię Maski, wiedźmo!!- dobiegł do uszu bardki okrzyk, a po chwili poczuła jak coś rozrywa jej plecy. "Ból... tak wielki ból..." Starała się oddychać powoli próbując opanować narastający ból. Jednak nie mogla złapać oddechu, czuła w ustach posmak krwi. Oparła dłonie o ziemię, jednak on nie przechodził, narastał i coraz trudniej jej było oddychać. Czuła jak po jej plecach płynie coś ciepłego, rozlewając się od miejsca gdzie czuła narastający ból. Rozprzestrzeniał się on po jej ciele,tak jak ciepło przesuwało się po jej plecach wraz ze spływającą ciepła cieczą. Nie zdawała sobie sprawy, że upadła, że ciepło rozchodzi się wraz z jej spływająca krwią. Starała się złapać oddech jednak miała z tym coraz większe kłopoty. Słyszała jak świszcze bulgocząc wraz z krwią wypływającą z jej ust. Zwinęła się w pozycję embrionalną próbując położyć się tak aby móc oddychać, aby ból zelżał, aby nie czuć.

- Sorg, Sorg, trzymaj się, zaraz będzie dobrze... - dotarł do jej uszu stłumiony głos Kalela. Czuła jak przytyka jej coś do ust. "Kalel!!! Nie mogę oddychać.. nie zatykaj mi ust, nie dam rady uduszę się!!!" Była zdziwiona, że chłopak nie reaguje na jej okrzyk, przecież krzyczała, a on nadal przytykał jej do ust flakonik wlewając jego zawartość do środka. Zaczęła się krztusić zarówno swoją krwią jak i płynem, który wlewał jej w usta towarzysz, a potem ten ból, kiedy Kalel wyciągnął nóż z jej pleców. Nie zdawała sobie sprawy, że krzyk który rozbrzmiewał jej w głowie z ust wydarł się tylko cichym jękiem. Krztusiła się i czuła jak po jej twarzy spływają łzy bólu, z ust wypływała zarówno krew jak i eliksir z każdym kaszlnięciem. Jednak po chwili ból zaczął maleć już nie szarpał jej pleców tak bardzo,już tylko pulsował coraz słabiej i oddech powoli udawało jej się złapać. Na początku małe płytkie oddechy, powoli przechodzące w normalne. Nabierała powietrza czując jak wypełnia ono jej płuca nie powodując już bólu, nie dusząc jej. Z ust przestała płynąć krew, w płucach nie czuła już bulgotania, po porostu oddychała. Tylko pulsowanie w plecach przypominało jej o tym, że przed chwilą stamtąd rozchodził się ból. Czuła ramiona Kalela obejmujące ją, słyszała głos Tui i Maeve. A potem poczuła jak unosi ją z ziemi. Przełknęła ślinę i wreszcie udało jej się coś powiedzieć. Udało jej się wyszeptać podziękowanie do chłopaka, który tak szybko zareagował i ukoił jej ból, a pewnie też i uratował życie. Wysiliła się i zażartowała do niego, na co dostała reprymendę od Tui.

Uśmiechnęła się słysząc jak młoda czarodziejka obiecuje ją wyręczyć w nabijaniu guzów Kalelowi. "Chodziło mi, że ja sobie guza nabiję", pomyślała z uśmiechem, jednak nie prostowała nieporozumienia uśmiechając się na wyobrażenie Tui okładającej chłopaka pięścią w celu nabicia siniaka. "W nagrodę za uratowanie mi życia jeszcze by siniaków na zarabiał". Poczuła uścisk ramion chłopaka, oparła głowę o jego pierś i zamknęła oczy. Czuła i słyszała jego przyspieszony oddech spowodowany szybkim marszem w kierunku karczmy jak również tym, że niósł ją na rękach. W pewnym momencie bardka usłyszała jak niosący ją chłopak odetchnął pełną piersią, rozejrzała się i zrozumiała czemu odetchnął z taką ulgą. Po chwili już byli wewnątrz karczmy.

Nie spodziewali się wchodząc do środka, że zastaną tu taki tłum ludzi. W pierwszej chwili po ich wejściu w karczmie zapanowała cisza, by po chwili wybuchnąć jeszcze większym gwarem. Nagle zostali otoczeni przez tłum ludzi, słuchający ich relacji, doradzający co robić dalej, chcący pomóc. Sorg mocniej wtuliła się w ramiona Kalela pragnąc by chłopak zabrał ją od tych pomocnych ludzi. Słysząc oferty pomocy dziewczyna wzdrygnęła się mimowolnie pragnąc jak najszybciej znaleźć się poza zasięgiem tych pomocnych ludzi. Odetchnęła z ulgą jak udało im się przepchnąć przez tłum i po chwili już chłopak posadził ją w ich pokoju na łóżku. Odchylił posłanie aby nie zabrudzić go zasychająca krwią i nareszcie mogla się położyć. Patrzyli jak do pokoju zostaje wniesiona balia i powoli wypełniana gorącą wodą. Zerknęła po sobie i współtowarzyszach, przedstawiali sobą obraz nędzy i rozpaczy, brudni, zakrwawieni. Zerknęła z tęsknotą na balię z wodą i zaczęła się zastanawiać czy uda jej się skorzystać z kąpieli.

Czuła na sobie wzrok chłopaka i chyba musiał się domyślić się jej rozterek bo ukląkł przed nią. Po chwili jego dłonie zaczęły rozpinać koszulę, powoli pokonując guzik po guziku. Sorg uśmiechnęła się do chłopaka z wdzięcznością i kiedy kolejny guzik został uwolniony z dziurki w jakiej tkwił do bardki dotarło co robią sprawne palce chłopaka. Poderwała się gwałtownie do pozycji siedzącej. Nagły ruch Srorg sprawił, że Kalel spróbował odskoczyć. Niestety albo reakcja była zbyt wolna, może bardka zbyt gwałtownie głowę uniosła ale został trafiony impetem gwałtownego ruchu prosto w szczękę. Nawet nie zauważył jak siedział na podłodze otoczony migającymi zewsząd gwiazdami. Gdy udało mu się opanować wir szalejący w głowie, wyszeptał:
- Sorg... co się stało? Gdzie ja jestem?
Zerknęła na siedzącego na podłodze chłopaka masującego bolącą szczękę i wydarła się:
- Oszalałeś??? - po czym dodała już mniej pewnie zaciskając dłonie na połach koszuli - Sama dam sobie radę... albo Tua czy Maeve mi pomogą...
W końcu do Kalela dotarło, jakiego rodzaju błąd popełnił. Zaczerwienił się jak panna na wydaniu i głosem drżącym od zdenerwowania powiedział:
- Ja.. ja może w takim razie pójdę poszukać czegoś do jedzenia. Wrócę za... - zastanowił się kiedy na pewno nie będzie za wcześnie i kończąc dodał - za jakiś czas wrócę!
- Dziękuję Kalel, czuję się już w miarę dobrze, dziękuję za wszystko! - krzyknęła dziewczyna w stronę pospiesznie oddalających się pleców chłopaka i uśmiechnęła widząc jego machnięcie ręką mówiące "nie ma sprawy". Wykąpała z pomocą Tui i Maeve, po czym leżąc w łóżku zaczęła rozpamiętywać zdarzenia minionego dnia. Jednak zmęczenie dało znać o sobie i zanim cokolwiek skrystalizowało się jej w głowie w swoje władanie zagarnął ją sen.

Lynka

Po spotkaniu z bandytami droga do karczmy wydawała się wędrowcom dziwnie długa. Każdy róg ulicy, skrzyżowanie, wnęka w budynku skrywały potencjalne niebezpieczeństwo. Każdy napotkany przechodzień, a nawet przepłoszony koty czy szczury były mierzone przez Tuę podejrzanym wzrokiem. Była zdenerwowana spotkaniem z bandytami i do tego jeszcze wizytą u Meayai. Zdawała sobie sprawę, ze będą musieli opuścić to miasto jak najszybciej nie tylko ze względu na Pyły. Coś w głosie młodego oprycha sprawiło, że uwierzyła, że będzie on poszukiwał zemsty. Nie ważne, że w jej mniemaniu byłaby to zemsta całkowicie nieuzasadniona, najwyraźniej Zeb myślał inaczej. Kto wie na ile mściwy był ten chłopak? Czy poczeka na nadarzającą się okazję, czy może zacznie od następnej nocy ich tropić by powbijać śpiącym noże w plecy?

Dziewczyna odwróciła się w stronę Kalela. Widać było, że chłopak jest zmęczony i Sorg ciąży mu w ramionach, jednak dzielnie wytrzymywał nie dając niczego po sobie znać. Z resztą nawet gdyby dawał to nic by to nie dało. Był tu najsilniejszy. Bardka miała zamknięte oczy, wyglądała jakby spała. „Po takiej ranie to nic dziwnego, straciła masę krwi i na pewno jest wycieńczona.” Tua cieszyła się, że mieli ten eliksir. Bez niego z pewnością nie skończyłoby się tylko na upływie krwi. Czarodziejka wzdrygnęła się na taką myśl.
„Magia to jednak potężna siła. Uleczyła Sorg i mimo gorszego startu pozwoliła nam wyjść żywo z tej sytuacji.” Niesamowite dla młodej uczennicy maga była potęga zaklęć. Parę słów, parę gestów a można podgrzać wodę, uzdrowić, uśpić czy zabić… Potężna siła. Może zrobić wiele dobrego, ale nie tylko ci z dobrymi intencjami się nią posługują. Dziś przez magię złodzieja Sorg nieomal nie straciła życia. Tua pluła sobie w brodę, ze nie znalazła wcześniej sposobu na odkrycie niewidzialnego, a ten który zastosowała był taki… prostacki. Przecież wystarczyło, że elf stanąłby tak, żeby bardka go osłaniała przed błotem, a by go nie odkryli. Z resztą co z tego, że Tui udało się go zdemaskować, skoro i tak zaraz potem wbił Sorg nóż? Powinna wcześniej się tym zając.

Swoim zwyczajem odsunęła wyrzucanie sobie niedociągnięć i odłożyła na później zastanowienie się nad jakimś sposobem, który w każdej sytuacji pomoże jej odkryć to, co niewidzialne. Dochodzili do karczmy. Na widok spokojnego i przyjaznego budynku, jakiego się spodziewali chyba każdemu z drużyny wyrwało się westchnienie ulgi, a delikatny uśmiech zakwitł na twarzy. Przynajmniej dopóki nie znaleźli się już w środku otoczeni przez gromadę ciekawskich, natarczywych ludzi. Niby chcieli pomóc, ale Tua była pewna, że szukali po prostu taniej sensacji, która ubarwiłaby ich nudne życie.
Starała się tylko osłonic Sorg przed zbyt pomocnymi dłońmi sięgającymi już w jej stronę. I komu mogła odpowiadała, że nie potrzebują pomocy i dadzą sobie radę, ale ludzi mało to obchodziło. Czarodziejka miała ochotę wrzasnąć na tłum, by dali spokój i bardziej by się przyczyniali dokończając piwo w ciszy, ale nie chciała być zbyt opryskliwa, by ludzie nie zdecydowali się w końcu na wezwanie straży lub zrobienie czegoś jeszcze mniej przewidywalnego, a być może bardziej szkodliwego.
Odetchnęli z ulgą, gdy zamknęły się drzwi do pokoju. Zaraz po wejściu Tua zdjęła torbę i plecak i próbowała się wyswobodzić z wierzchniej części ubrań. Zważając na to, że były pokryte w znacznej części miejskim błotem nie było to wcale łatwe. Ta dziwna, szaro-brązowa uliczna ciapa miała dziwne właściwości. Już kończyła, gdy usłyszała, jak Kalel nagle ciężko siada na ziemi. Zaniepokojona odwróciła się i przed jej oczami rozegrała się scena pomiędzy Sorg, a chłopakiem. Zauważyła jeszcze buraczaną twarz szybko wycofywującego się z pokoju Kalela.

Uśmiechnęła się pod nosem na tę niezręczną sytuację i od razu zabrała się do pomocy bardce. Sama też chciała się umyć, bo po rzucaniu błotem jej zapach zostawiał sporo do życzenia, tak samo zresztą ich ubrania, które postanowiła przeprać i rozłożyć do wyschnięcia.

***
Rankiem ciężko jej było jeszcze powrócić ze świata snów, z którego wybudziła ją Sorg. I do tego tak niemiłym tematem! Jeszcze jedną nogą była na pięknej łące, po której biegała boso z nieznanymi jej, ale bardzo miłymi dziewczętami, a tu już Sorg zaczyna niepokojący temat o straży. Całe szczęście, ze zaraz wszedł Kalel ze smakowicie pachnącym, choć prostym śniadaniem. To był pierwszy pozytywny akcent tego ranka dla zaspanego umysłu Tui.
Gdy wreszcie senna mgiełka otaczająca jej umysł rozwiała się dostrzegła od razu kilka innych miłych i ważnych szczegółów. Przede wszystkim Sorg czuła się najwyraźniej bardzo dobrze. Było to aż tak wyraźnie widać, że Tua nie musiała nawet pytać. No i udało im się ustalić konkretny plan. Każdy wiedział, co ma do roboty i nie pozostawało nic innego jak pozałatwiać ich sprawy i ruszyć w dalszą podróż. Taka sytuacja bardzo odpowiadała dziewczynie. Lubiła widzieć przed sobą cel i jasną drogę do niego.

Mimo, iż Meave była teraz zamyślona i milcząca, to Tua cieszyła się, że przyjaciółka będzie jej towarzyszyła w odwiedzinach u kapłana i Meyai. Zawsze milej jest mieć kogoś obok siebie w obcym mieście.
Dziewczyna oczekiwała czegoś więcej po wizycie u kapłana. Choć ten i tak wiele dla nich zrobił. Z radością usłyszała wieści, że wieszczka czuje się lepiej i ze przejęła się ich losem. To pozwalało jej mieć nadzieję, że może, gdy do niej dziś zawitają, poradzi im coś jeszcze lub wskaże kogoś, kto mógłby im jakoś pomóc. Nie dawało jej spokoju to, że tak nieliczni i niedoświadczeni porywają się na walkę z czymś tak niebezpiecznym. Przecież to zło może zagrażać całemu Królestwu! A oni idą w czwórkę… bez żadnego doświadczenia z nieumarłymi… To jakaś pomyłka. Bogowie mają naprawdę przeciwne pomysły, ze to ich wpuścili na ścieżkę w stronę Pyłów. Ale skoro już po niej stąpają, to należy się, w miarę możliwości, jak najlepiej przygotować.

Schowała do swojej torby część zwojów, jakie kupiły od kapłana, podziękowała grzecznie i się pożegnała. Kapłan w takiej wyprawie wydawał się niezbędny. Tua miała nadzieję, że ten, poznany u wieszczki zdecyduje się z nimi iśc, ale skoro nie, to dziewczyna nie zamierzała szukać kogoś innego na jego miejsce. Nigdy nie wiadomo, komu można ufać, a kto zgłosi ich do straży. Więc razem z Meave od razu udała się w stronę domu Meyai. Wcześniej Tua chciała pójść tam sama, czarem zmieniając wygląd na wypadek, gdyby natknęli się na kogoś z wcześniej spotkanej bandy, ale skoro Meave chciała z nią iść to nie było sensu używać czaru działającego tylko na jedną osobę.
Obie czarodziejki szły ostrożnie. Mimo, że był biały dzień, to obawiały się ludzi plączących się po tej „niebezpiecznej okolicy”. Nie uniknęły, co prawda, podejrzliwych spojrzeń czy nieprzyjemnych zaczepek, ale wszystko to było nieszkodliwe. Z ulgą dotarły do znajomych im już drzwi domu wieszczki. Drzwi otworzył im znajomy, rudy chłopak, niechętnie wpuszczając dziewczyny do środka.
Pokój wieszczki był mniej zadymiony niż przy ich ostatniej wizycie. Dymiło

się jedynie z kapłańskiego kadzidła. Meyaia siedziała wygodnie rozłożona w fotelu. Ubrana jak poprzednio, jej ubranie więcej odsłaniało niż zasłaniało, choć tym razem były to ciuchy przeznaczone najwyraźniej do snu. Lub chociaż do noszenia w nocy.

- Witaj Meyaio. Przepraszamy, że jeszcze cię niepokoimy. Jak się dziś czujesz? – przywitała się Tua.
- Witajcie moje drogie, wchodzcie, wchodzcie - Meyaia uniosła się lekko i rzuciła surowe spojrzenie ryżemu, który robił miny w stylu "pani musi odpoczywać, idźcie sobie". - Dobrze, jestem tylko nieco zmęczona.
- Nie chciałyśmy ci przeszkadzać po wczorajszym, ale jutro chcemy opuścić już Uran, a ja miałam nadzieję, ze możesz wyjaśnisz nam nieco to, co wczoraj zaszło, bo… - Głos dziewczyny załamał się nieco. Nie wiedziała jak sformułować swoje pytanie, jak słowami wyrazić ten wielki znak zapytania siedzący w jej głowie. - Co w ogóle się wczoraj zdarzyło? Ten duch wstąpił w twoje ciało, ale… Jak? I co się działo wtedy z tobą?
Meyaia wzdrygnęła się lekko, wspominając wczorajsze wydarzenie.
- Usiądźcie - rzekła, wskazując na krzesła. - Szczerze mówiąc, sama do końca nie wiem. To było... inne niż zwykle. Już w pierwszej chwili, gdy wzięłam twoją dłoń poczułam, że coś jest nie tak - zwróciła się do Maeve. - Sądziłam jednak, że twój ukochany był magiem i dlatego jego zgon mogę odczuwać nieco inaczej. Potem jednak... - potrząsnęła głową. - Na prawdę nie wiem. Zdawało mi się, że jest duchem, a równocześnie, że nim nie jest. Kontakt był zbyt mocny na zmarłego, a znów zbyt słaby na żyjącą istotę. Nie znam się na magii, mogę tylko przypuszczać, co dzieje się z twoim oblubieńcem. Może ktoś uwięził jego duszę i ona woła do ciebie; może nawet i ciało jeszcze żyje... Możliwe jest jednak, że zmienił się on w coś... innego, coś, co stwarza tylko pozór życia - zadrżała.

Tua odwróciła twarz w stronę Meave, Jak ona zareaguje na taką wieść o swoim ukochanym?
Meave było bardzo ciężko słuchac o Hourunie. Sama już nie wiedziała, czy cieszyc się czy płakac. Ciągle czuła się słaba po rozmowie przeprowadzonej z mężczyzną. Zachwiało to nią całkiem solidnie. A brak pewności tylko ją dobijał.

- Meyaio… Co ty w ogóle sądzisz o naszej wyprawie, o naszym przeznaczeniu? – spytała Tua.
Wróżka westchnęła i spojrzała gdzieś w dal.
- Przeznaczenie... Wszyscy tak cieszą się, gdy przepowiadam im bohaterskie czyny... "Uratujesz żonę, miasto, dziedzine, świat..." Cieszą się jak dzieci widząc w tym świetlaną przyszłość, a zapominają, że wydarzenia, wymagające bohaterów zawsze poprzedza zło, tak wiele zła... Zwłaszcza mężczyźni; kobiety wykazują w tej gestii znacznie więcej rozsądku.
- Co zaś myślę? Modlę się, żeby Wam się powiodło, gdyż od tego zależy nasza przyszłość, przyszłość całego Królestwa. Oczywiście nie tylko od was - dodała, widząc nieco przerażoną minę Tui. - Przyszłość składa się z wielu wydarzeń, które wpływają na siebie nawzajem i łączą się, jak układanka. Mimo to niektóre jej części są ważniejsze od innych, a porażka sprawia, że cel staje się coraz trudniejszy do osiągnięcia.
Tymi słowami wieszczka jednak nie uspokoiła młodej czarodziejki. Tua właściwie po raz pierwszy spojrzała na tą sprawę z tej perspektywy. Zwykle myślała o tym, jak ciężkie zadanie stoi przed nimi, jak wielkie niebezpieczeństwa czyhają i czy im podołają, a teraz... Co się stanie, gdy czteroosobowa drużyna niedoświadczonych ludzi zawiedzie? Dziewczyna potrząsnęła głową. Wolała o tym nie myśleć. To było zbyt prawdopodobne.

- Dziękuję ci za wszystkie rady. Jeszcze raz przepraszam, że niepokoimy cię po tym wczorajszym, ale czeka nas trudna misja, zbyt trudna nawet... Dlatego szukamy pomocy i informacji wszędzie, gdzie tylko możemy. Dziękuję. - Powiedziała Tua i skierowała się wraz z Meave w stronę wyjścia z pokoju.
- Przypomniałam sobie coś - Meyaia zatrzymała je jeszcze. - Znajomy czarodziej często powiadał, że największym wrogiem wojownika jest jego własny strach, ale największym wrogiem czarodzieja (prócz ignorancji rzecz jasna) jest iluzja. Osobiście uważam, że im bardziej ktoś się boi tym bardziej w iluzję wierzy, ale nie jestem magiem, więc się nie znam. Myślę jednak, że każda rada wam się teraz przyda. W Pyłach rządzą potężne moce, lepiej więc być gotowym na wszystko, zwłaszcza na to co najmniej chciałybyście spotkać.

- Dziękuję. Na pewno wezmę pod uwagę twoją radę. Do zobaczenia Meyaio. – odpowiedziała jej Tua i wyszła wraz z przyjaciółką z pokoju, a potem budynku. Skierowały się prosto do karczmy, gdzie czekali na nie Kalel z Sorg.

Vantro

Stając w bocznej uliczce Sorg poczuła jak powoli napięcie opuszcza jej ciało. Niepokój nadal ją męczył ale już nie tak bardzo. "Ta kobieta nam pomogła, straże pewnie będą teraz jej szukać po karczmach. Chyba lepiej abyśmy jeszcze dziś wynieśli się z tego miasta i nie zatrzymywali w żadnej karczmie, bo mimowolnie nas złapią". Nie potrafiła ustać w jednym miejscu w spokoju. Wcisnęła więc w dłoń Kalela lejce trzymanych przez nią koni i zaczęła krążyć od niego do wylotu uliczki i wyglądać czy czarodziejki już nie nadchodzą. "Nie wytrzymam tutaj czekając tak bez niczego, wyjdę im naprzeciw tylko powiem o tym Kalelowi", postanowiła bardka i szybkim krokiem podeszła do siedzącego na ziemi chłopaka. Jednak spojrzenie jakim go obrzuciła i to co ujrzała zmieniło jej plany. Chłopak obwinął sobie nadgarstek lejcami pilnowanych przez siebie koni, siedział oparty plecami o budynek i spał w najlepsze. "No tak, przecież pilnował nas całą noc nie zmrużył oka ani na chwilę. Jakby tego było mało to i ja nie dałam mu się wyspać tylko kazałam oglądać sobie plecy,tak jakby miało to jakieś wielkie znaczenie czy jest tam ta blizna czy nie. Niech teraz się prześpi, a ja popilnuję, aby dziewczyny nie weszły do karczmy. Dobrze, że z nimi nie poszłam jednak. Kalel spał by w pokoju, nie wiedział co wydarzyło się na dole, a my wracając weszłybyśmy wprost na straże." Odeszła cicho ku wylotowi uliczki, choć pewnie nawet gdyby tupała jak oddział straży miejskiej to i tak nie przerwałaby snu chłopaka. "Szczęście nam sprzyja, oby Bogowie nadal byli tak łaskawi dla nas jak do tej pory." - pomyślałam przypominając sobie wydarzenia ostatniej doby. "Mam nadzieje, że dziewczyny nie natrafiły na żadne niebezpieczeństwo. Dawno wyszły, coś długo ich nie ma, a może nie, może to mi czas się dłuży... Te wszystkie wydarzenia sprawiają, że tracę cierpliwość, a kiedyś mogłam czekać godzinami i nic mnie nie wytrącało z równowagi. Niebezpieczeństwo zmienia nas jednak i świadomość, że każda chwila jest ważna, decydująca..." Uśmiech rozjaśnił jej twarz gdy ujrzała nadchodzącą Maevę i Tuę. Wyskoczyła zza rogu budynku i zaczęła do nich machać. Widziała ich zdumione spojrzenia kiedy ruszyły w jej kierunku zamiast w stronę karczmy. Nie czekała, aż zapytają ją co tutaj robi i czemu nie czekają na nich tak jak się umawiali w karczmie. Pośpiesznie wyrzucała z siebie słowa opowiadając czarodziejkom o strażnikach, o tajemniczej kobiecie, o tym jak użyła ona czaru, o tym jak z Kalelem zwiała przez kuchnię i o tym, że chyba najlepiej było by wiać z miasta. Czarodziejki poczekały aż skończy się jej słowotok, obudziły chłopaka i wspólnie podjęli decyzję, że zrobią niezbędne zakupy na targu i opuszczą jeszcze tego samego dnia Uran. Karczmy w tym mieście nie były już bezpiecznym schronieniem dla nich, uliczki również, gdyż krążąc po nich mimowolnie mogli wejść na wczorajszych "znajomych", którzy również nie pałali do nich miłością. Podjąwszy wspólną decyzję cała czwórka przyjaciół udała się uzupełnić zapasy, aby jak najszybciej ruszyć w dalszą drogę. "Co nas czeka?" - pomyślała Sorg patrząc na swoich wspóltowarzyszy.
 
__________________
"Co do Regulaminów nie ma o czym dyskutować" - Bielon przystający na warunki Obsługi dotyczące jego powrotu na forum po rocznym banie i warunki przyłączenia Bissel do LI.

Ostatnio edytowane przez woltron : 07-09-2010 o 15:13. Powód: na prośbę Sayane ;)
woltron jest offline  
Stary 07-09-2010, 14:39   #275
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację

18 Uktar, Miasto Handlowe Uran
Centralne Ziemie Królestwa Pięciu Miast


Szybko ruszyliście w stronę południowej bramy, gdzie liczne sklepy i kramy zaopatrywały wędrowców opuszczających miasto. Wszędzie wrzało, a plotki przekazywano sobie z ust do ust. Rozróba w karczmie nie była wydarzeniem szczególnie godnym uwagi, ale rozróba plus zbiegła czarodziejka już tak. Oczywiście każdy miał swoją teorię i zanim zakupiliście wszystkie potrzebne przedmioty dowiedzieliście się, że czarodziejka była a drowem, później że avarielem, a to znów czerwonym magiem; że na straż napuściła lodowego smoka, a potem jednym zaklęciem powaliła nadciągające ze strażnicy posiłki i zbiegła unosząc się na błękinej chmurze. Nie miało to nic wspólnego z rzeczywistością, jednak mogliście być pewni, że strażnikom dziś ani było w głowie szukanie zbiegłej bardki czy winnych nocnej bijatyki.


http://sayane.wrzuta.pl/audio/74MX3Wt55hN/jeremy_soule_-_land_of_the_golden_sun

Gdy znaleźliście się poza murami miasta słońce stało już w zenicie. Promienie odbijały się od błękitnej tafli wody niemal oślepiając rybaków oraz stojących na promach nielicznych podróżnych. Sorg z nostalgią spojrzała na Srebrne Jezioro, którego wody przyniosły ją do Uran, na spotkanie nowych towarzyszy i prawdziwej przygody. Czy dane jej będzie podzielić los Aspera Złotowłosego i zarówno opisać heroiczne czyny swoich przyjaciół jak i samej zostać bohaterem? Spojrzała na Tuę. Młoda czarodziejka z kolei z lękiem spoglądała w przyszłość. Wróżowi łatwo było mówić, by była dzielna i wierzyła w siebie. Jej siedemnastoletnie ramiona z trudem dźwigały ciężar pościgu za Sorg, zaginionego kochanka Maeve i wyprawy do Pyłów, dzięki której mieli ocalić swój kraj. Maeve wydawała się radzić sobie o wiele lepiej, choć z jej nieruchomej twarzy trudno było cokolwiek wyczytać. Hourun, Hourun - zaklinaczka powtarzała w myślach ukochane imię, wierząc że każda chwila przybliża ją do mężczyzny jej życia. Tylko Kalel wydawał się najbardziej beztroski z całej gromadki. Sorg była bezpieczna, umknęli straży, są poza miastem, mają złoto i zapasy na podróż. A co będzie potem - to się zobaczy,

Wasze wierzchowce niecierpliwie szarpały wędzidła, chętne znów wyruszyć w drogę. Widać nie tylko Wam miasto obmierzło po jednym dniu pobytu. Od jeziora wiał zimny wiatr, który sprawił, że szczelniej owinęliście się płaszczami; mimo to jednak z radością popędziliście konie do galopu. Słoneczne Wzgórza kusiły bezpieczeństwem i przyjazną karczmą. Co zaś będzie za nimi? Podróż do Levelionu była długa i niebezpieczna, zaś Was czekało wcześniej jeszcze jedno zadanie - odnalezienie kapłana i jego towarzyszy, którzy mieli wesprzeć Was w walce ze złem. Kiedy jednak to się stanie i czy w ogóle uda Wam się zdobyć ich zaufanie i pomoc? Tego nie wiedzieliście, podobnie jak wielu innych rzeczy. Tymczasem zaś końskie kopyta rytmicznie stukały po kamieniach, nieubłaganie niosąc Was ku Waszemu przeznaczeniu.

 
Sayane jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 16:26.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172