Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-08-2010, 14:35   #274
woltron
 
woltron's Avatar
 
Reputacja: 1 woltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumny
Lynka

Tua wierci Madragowi dziurę w brzuchu
Monotonny stuk kopyt, gdzieś w krzakach jakieś ptaki się przekomarzają, chłodny wiatr przynoszący zapach zbliżającej się zimy… Wszystko to nostalgicznie nastrajało Tuę. Tak miło było jej spędzając czas z mieszkańcami Podkosów! Wszyscy byli już teraz dla nich bardzo mili, chętnie rozmawiali i żartowali. Może jednak dobrze by było zostać z nimi całą zimę? Zawsze znalazłaby się jakaś drobna robota, no i miałaby więcej czasu na naukę. Madrag pewnie by się zgodził… Po chwili namysłu jednak zmieniła zdanie. Przecież sama kilka dni temu podjęła decyzje, że nie wróci do rodzinnej wsi zanim nie zrobi czegoś, co pozwoli jej na zawsze uwolnić się od wpływu tradycji i głupich zwyczajów na jej życie. Cóż to za różnica czy zostanie na dłużej w tej czy innej wsi? Ale teraz to mało ważne. Decyzja już podjęta i już wkrótce będą w Uran. Tylko co zrobią gdy będą już na miejscu?
Potrząsnęła głową chcąc odgonić te myśli i popędziła nieco konia do przodu by zrównać się z Sorg. Bardka z pewnością jest zestresowana coraz bliższym Uran, może Tui uda się coś dla niej zrobić.

Wjeżdżali do miasta. Czarodziejka zaczęła czuć znajomy, nieprzyjemny ucisk w żołądku. Wdech, wydech, wdech, wydech… uspokój się, musisz zachowywać się naturalnie!” Tua próbowała uspokoić samą siebie. Ale jak tu być spokojną, gdy masz świadomość, że ktoś może cię zaraz chwycić za rękaw i pognać na szubienicę? Niby nic nie zrobiła, ale przecież uciekała przed strażnikami. Z resztą to było mało ważne. W najgorszej sytuacji była Sorg. To przede wszystkim ją trzeba było tak zamaskować tak, by nikt jej nie rozpoznał. Choć dziwne, sztywne zachowanie całej drużyny mogło sprowadzić na nich podejrzenia strażników. A wtedy byliby już zgubieni. Całe szczęście, ze Madrag zaproponował jej nowy, prosty czar, dzięki, któremu mogła zmienić przyjaciółce kolor włosów. Bardzo ją to uspokoiła, choć pluła sobie w brodę, że sama nie wpadła na pomysł takiego użycia tego zaklęcia.
Czarodziejka rzuciła kątem oka na strażnika, który stał w pobliżu i najnaturalniej jak tylko potrafiła zrobiła zbolałą minę i westchnęła do jadącej przy niej Meave:
- Jesień się kończy, a ja nie lubię zimy! A już zwłaszcza podróży traktem w taką porem. Jak dobrze, że już dojeżdżamy. Nie mogę się doczekać aż zjem coś gorącego, zzuje buty, ubrania i pójdę spać!

*

I faktycznie zrobiła niemalże tak samo, jak mówiła. Nie była jakoś szczególnie zmęczona, ale nim dotarli do miasta, znaleźli odpowiednią gospodę, rozłożyli wszystkie swoje toboły i zjedli to pora nie była wczesna, a późno jesienna pogoda wcale nie zachęcała do wyjścia. Dlatego Tua wróciła do pokoju i przysiadła nad księgą.

- Właśnie, mistrzu! – powiedziała głośno w przerwie pomiędzy nauką zaklęć – Na śmierć zapomniałam! – Tua zaczęła grzebać w swojej torbie i wyciągnęła dwa przedmioty. Najpierw zwyczajną z wyglądu perłę, nad którą ponownie się zachwyciła. Właściwie to nigdy nie miała możliwości oglądania prawdziwych pereł, a już na pewno nie z tak bliska. Gdy Ruda Wiedź ma uświadomiła im czym są przedmioty zabrane od zbójców, była bardzo zadowolona, że może ją sobie wziąć. Perła z natury była piękna, a przy tym magiczna. Drugim przedmiotem był krótki, niepozorny, drewniany kijek. Elethiena mówiła, że zaklęty w nim był czar leczenia ran. Tuę fascynowało to, jak w zwykłych, czasem pięknych, a czasem zupełnie niezwracających na siebie uwagi przedmiotach, mieści się magia.
- Ruda Wiedźma nie mówiła nam jak korzystać z tych przedmiotów, a ja wstydziłam się spytać. I… dopiero teraz sobie o nich przypomniałam… - Tua lekko się zawstydziła. Jak mogła dopiero teraz zainteresować się tymi rzeczami? Przecież mogły im się przydać dużo wcześniej. Całe szczęście, że nie było takiej potrzeby. – Opowiedz mi jak mam ich używać i jak one działają.

Rzeczone przedmioty zawisły przed duchem, który żywo się nimi zainteresował.
- Piękna... - szepnął, oglądając w zachwycie perłę. - Zawsze chciałem mieć taką, ale nawet najsłabsza kosztuje krocie. Przywraca do pamięci zaklęcie, które już raz zostało danego dnia wykorzystane. Wystarczy, że się na nim skupisz. Ta wygląda na egzemplarz w sam raz na twoje możliwości, Kwiatuszku. Pamiętaj jednak, że najpierw musisz nauczyć się zaklęcia, które chcesz odzyskać - nie możesz wziąć dowolnego z księgi, musi być wcześniej wieczorem zapamiętane. Najlepiej noś ją na szyi, na jakimś łańcuszku czy w woreczku, żebyś błyskawicznie mogła po nią sięgnąć.
Tua spojrzała na perłę jeszcze raz. Tym razem inaczej, już wiedziała jak drogocennym jest ona przedmiotem i jakie ogromne szczęście miała, że do niej trafiła. Perła wydala jej się jeszcze wspanialsza. Ale gdy mag wspomniał o noszeniu perły na łańcuszka dziewczyna się nieco przestraszyła. Jak mogła by nosić takie cudo na widoku? Przecież wystarczy chwila nieuwagi, a ją zgubi, zniszczy albo ktoś ją ukradnie! Coś takiego to może nosić, ale na salonach. A na nich to nawet jeszcze nigdy nie była. Pomysł z woreczkiem wydał jej się znacznie bardziej praktyczny.
- Ale to nie jest tak, że jakieś jedno zaklęcie jest do niej przywiązane, prawda? I następnego dnia będę mogła znowu z niej skorzystać?

- Jest wielokrotnego użytku - zarechotał mag - Ona przywraca pamięć zaklęcia, nie sam czar. Możesz więc korzystać z niej do woli. Słyszałem nawet o takich, które mogą pomóc sobie przypomnieć nawet dwa zaklęcia, jednakże nigdy takiej nie widziałem. Zapewne kosztuje tyle, co zamek...
Dziewczyna znów spojrzała na perłę oczami pełnymi zachwytu. Jak takie małe coś może mieć tak wspaniałą moc?
- Jutro postaram się o odpowiedni woreczek dla niej, żebym mogła ją zawiesić na szyi. Bo tak na widoku to strach. Jeszcze skradną albo co. No bo ile może być warta taka perła bez żadnej mocy? A ta dokładnie, z taką siłą? Ile trzeba wydać by ją dostać? I kto w ogóle takie perły wyrabia i gdzie? - uczennica zawahała się na chwilę, ale jej kobieca natura w końcu przemogła tą bardziej praktyczną i dorzuciła jeszcze - Sądzisz, ze gdyby oddać perłę złotnikowi by jakoś łańcuszek do niej przymocował to mógłby jakoś ją uszkodzić, że straciła by moc? Jak długo może ona w ogóle zachować swoje właściwości? Rok? Dekadę? Wiek? Wieczność?

- W teorii wieczność, ale w praktyce to po kilku wiekach słabsze czary ulatują, zwłaszcza jak jakieś beztalencie je robiło. Takie cacko to... no, z tysiąc złociszy na pewno, albo i więcej - zależy gdzie kupujesz. Sama zaś perła - pojęcia nie mam, ale pewnie sporo, w końcu daleko od morza jesteśmy. Ze sto sztuk złota może... Zaś magiczne przedmioty wyrabiają głównie w Bibliotece i w Darrow wiesz, przy szkołach warsztaty mają. Prócz tego jest kilku znanych czarodziejów, których przedmioty są potężne i bardzo drogie. Ot, choćby Elethiena - ponoć potrafi wykonać każdy przedmiot o który ją się poprosi! Ale najlepsze - tu mag ściszył głos - najlepsze są elfie artefakty, zwłaszcza te pradawne. W żyłach starego ludu płynie inna krew i ich magia nie ma sobie równych. Słyszałem, że piękno i kunszt, z jakim wykonują swoje dzieła jeszcze dodaje im mocy. Niestety niezmiernie rzadko handlują swoimi wyrobami; trudno się zresztą dziwić - żyją przecież po kilkaset lat, więc mają czas by się nimi cieszyć.
- A takie... elfie artefakty - Tua powiedziała wolno nie chcąc przekręcić żadnej sylaby - są w nich zaklęte takie same zaklęcia jakie robimy my? Czy są jeszcze bardziej niezwykłe?

- Wiesz dziecko - oklapł nieco czarodziej - nigdy takiego nie widziałem, bo też elfy z lasów chętniej magią się parają niż te miejskie i swoich wyrobów na rynek nie wożą. Jednak im potężniejszy mag tym mniej polega na cudzych zaklęciach, a więcej tworzy własnych. Tak jak ja próbowałem bastora okiełznać. Elfy mają całe dekady na doskonalenie swojego kunsztu, człowiek zaś musiałby chyba liczem zostać, by im dorównać - wzdrygnął się - Toteż nigdy nie wiesz co znajdziesz w ich przedmiotach: może być, dajmy na to, zwykły miecz, który jeno w ostrzu ma zaklęty ogień, a może być taki, co i ogień ma i wodę, i do tego jeszcze sam walczy, a jak przegrywa to pomocnika z innego planu przywołuje.
- Och, niezwykłe. - dziewczyna była pod ogromnym wrażeniem. Niesamowite dla niej to było. Już od dłuższego czasu uczyła się magii i oswajała się z nią, ale wciąż nie mogła wyjść z wrażenia dla jej niezwykłości, nie mogłą sie do niej przyzwyczaić jak do czegoś... normalnego. Korzystając z magii wciąż odczuwała dreszczyk emocji i ten niepokój. Za każdym razem efekty jej czarów ją zachwycały. Po chwili jakby się otrząsnęła, cos sobie przypomniała i spytała:
- Liczem? Co to jest?

- Trup - krótko rzekł Madrag. - Czarodziej, który zakazaną magią sam siebie powołał do nieżycia. Nieśmiertelny trup, który może nadal rzucać czary i studiować swoje plugawe zaklęcia. Ponoć kilkuwiekowe licze nie potrzebują już nawet ciała - starczy kawałek czaszki, do którego przywiązana jest jego moc. Ohyda - czarodziej wykonał znak odganiający nieszczęście. Wśród jego szat Tui mignął symbol Mystry.

- Nieźle się obłowiliście na tych zbójcach - podjął Madrag, przerywając ciszę jaka zapanowała po wyjaśnieniu czym są licze i wziął się za drugi przedmiot. - Ta różdżka to też cacko, a runy - podświetlił drobny maczek, który w pierwszej chwili Tua wzięła za pęknięcia w strukturze drewna - wskazują, że wykonał ją jakiś uczeń szkoły w Bibliotece. Znając upierdliwość starych zgredów ze szkoły, najpewniej jest w niej zaklęte z pół setki słabych, leczących czarów. Starczy, że wskażesz różdżką osobę, którą chcesz wyleczyć i gotowe. Tyle że... - czarodziej podrapał się po skołtunionej brodzie - że zazwyczaj musisz znać czar, który jest w różdżce zaklęty. Znaczy się - musisz być zdolna się go nauczyć. A czary leczące są niestety domeną druidów i kapłanów. Chociaż słyszałem, że niektórzy bardowie potrafią swoją pieśnią leczyć ludzi. Ale to pewnie bujdy... W każdym razie nie znasz czaru - nie umiesz użyć przedmiotu, w którym go zaklęto - widząc rozczarowaną minę Kwiatuszka Madrag zamyślił się na dłuższą chwilę. - Słuchaj dziecko. To nie jest tak, że to niemożliwe. Jesteś zdolna bestyja, niejednym już mnie zaskoczyłaś, a korzystania z takich cacek można się podobno wyuczyć nawet nie będąc magiem. Tyle, że to ryzykowne - jak się nie uda to marnujesz czar, a czasem może on nawet wybuchnąć ci w twarz, tak samo jak w przypadku zwojów.

- Hmm... - uczennica się zamyśliła, po czym westchnęła i powiedziała - No trudno. Lepiej nie marnować czaru. Może Sorg, albo Meave czy Kalelowi taka różdżka lepiej się przyda i będą mogli z niej korzystać bez ryzyka. Ale dobrze wiedzieć, że i ja bym mogła użyć takiego cudeńka. Jak przyjdzie potrzeba to przynajmniej będę wiedziała co do czego i w jaki sposób. - Tua puściła oko do maga, choć minę miała dość nietęgą. Żałowała, że nie może bez niebezpieczeństwa zmarnowania czegoś tak cennego korzystać z różdżki, ale jeśli komuś z przyszło by z niej więcej pożytku, to nie będzie wahała się ją odstąpić.

- Jeszcze jedno mistrzu – dziewczyna ponownie sięgnęła do swojej torby. Tym razem wyciągnęła z niej notatnik zapisany pismem żyjącego jeszcze wtedy maga. Położyła go na łóżku przed duchem i powiedziała znów się zawstydzając – Lidia znalazła go w twojej pracowni i dała mi go już jakiś czas temu. Po przeczytaniu kilku zdań zorientowałam się, że to twoje prywatne notatki i już go nie otwierałam. – Tua zawstydzona nieśmiało podniosła wzrok na maga i czekała na jego reakcję. Nie wiedziała czego może się spodziewać po swoim mistrzu. Czasem korciło ją żeby przeczytać pamiętnik maga, ale wiedziała, że byłoby to nie w porządku. Wiedziała, że Madrag coś przed nią ukrywa, ale uszanowała prawo do prywatności ducha, choć była niesamowicie ciekawa wszystkich szczegółów.
- No i co? Znaczy się - pozwolenie chcesz? Czy bajkę na dobranoc? - burknął swoim zwyczajem duch czarodzieja.
- Ja.. hmm... - dziewczyna zmieszała się. Nie miała żadnych oczekiwań, po prostu czuła, że skoro należało to do maga to powinna mu to oddać. Nawet jeśli nie miał jak tego przyjąć. - Nie wiem Mistrzu. To twoje wiec oddaje, ale gdybyś chciał mi opowiedzieć bajkę na dobranoc to byś mnie bardzo rozradował. - zakończyła z uśmiechem.
- I niby gdzie miałbym sobie ten pamiętnik wsadzić - do gęby? - burknął znów Madrag, lecz po błysku w jego oku Tua zorientowała się, że jest zadowolony. - A, zresztą... - westchnął, po czym przysiadł na brzegu stołu. - Dziecko, co ty tak na prawdę chcesz o mnie wiedzieć?
- Mistrzu, wiesz, że ja to jak typowa baba nie jestem. Ciągłego siedzenia w domu nie strzymam, do garów to dwie lewe ręce mam, ale ciekawość świata i różnych historii to mam iście babską. Z reszta tak dużo czasu spędzamy ze sobą, ze to aż głupio, że tak niewiele wiem o swoim nauczycielu. Powiedz mi może coś więcej o tym jak pracowałeś u Tulipa. Ludzie nie mówią chlubnie o nim, jak ci tam było? Co robiłeś? I dlaczego w końcu przeniosłeś się do Podkosów?

- Chlubnie nie mówią, bo każde dobre słowo o Tulipie to wierutne kłamstwo jest - Madrag zacisnął usta w wąską kreskę. - Byłem jego nadwornym, jeśli tak to można określić, magiem, czyli praktycznie niewolnikiem jego zachcianek; tak samo zresztą jak cała służba, poddani, ba - rodzina nawet!! Jego włości są jak fort obwarowane, to nawet gdzie iść nie miałem, ani wsparcia żadnego, bo kto by mu się śmiał sprzeciwić? - spytał retorycznie. - Jak zresztą myślisz, do czego takiemu draniowi czarodziej potrzebny? Do straszenia ludzi, wpływania na umysły niepokornych, szukania zdrajców i szpiegowania konkurentów. Chociaż do wielu spraw nawet mnie nie dopuszczał. Wiem, że skupował magiczne przedmioty z różnych stron kraju, których mi nie pokazywał, stare księgi i mapy, choć nie widziałem nigdy, by historię czy taktykę studiował... Ponoć nawet jakieś tajemne przejścia pod swoimi włościami zrobił, choć to pewno takie babskie gadanie. Nawet jeśli takowe zbudować kazał, to robotników z pewnością już dawno robaki zjadły. Czasem mi jeździć kazał ze swoimi ludźmi, niby dla ochrony, ale co żeśmy wozili nigdy się nie zwierzał. A jak się spił na uczcie jednej czy drugiej, to mi magią ze swoimi potworami walczyć kazał. Tyle żem nie mógł zakatrupić żadnego, bo to kosztowne bestyje, tylko poranić ku uciesze szlachciurstwa, co się wtedy zjeżdżało - Madrag skrzywił się z obrzydzeniem. - Zresztą co ja ci będę gadał, nie ma się czym chwalić zupełnie; sama możesz sobie wyobrazić jak było. Co do odejścia zaś... Słyszałaś pewnie o zbójcach, co Podkosy napadli, potem zaś najemnicy Tulipa prócz zbójców i wieśniaków zabijać poczęli? Wtedy jeszcze dla Tulipa pracowałem i on... - czarodziejowi głos uwiązł w gardle. - Do dziś pamiętam, jak pieklił się, że tyle złota na najemnych wydał, a tu mu jego własność zabijają. Darł się, że po straż nie pośle, bo nikomu nic do jego włości i... i... nakazał mi spalić całą wioskę - i najemnych i wieśniaków, razem z całym inwentarzem, wszystko!
- Po pijaku gadał, więc żem tego poważnie nie wziął. Dnia następnego jednak wział mnie na stronę pytając, czy pamiętam co gadał. Rzekłem, że pamiętam, na co on - czy bym taki rozkaz wykonał. To ja podlizem - że rzeź niewinnych się nie godzi i takie tam. Przerażony byłem, bom wiedział że nie bez kozery pyta. I jeszcze tego samego dnia żem listy dostał wywłaszczające mnie z pracowni, pracy, wszystkiego... Zebrałem rzeczy i uciekłem bojąc się, że na mnie skrytobójców naśle, żebym farby nie puścił. Jasnym było przecież, że on tylko pijanego zgrywał, a Podkosy chciał z dymem puścić i pewnie jeszcze na mnie winę zrzucić. Ukrywałem się czas jakiś, potem zaś przyszło mi do łba: a co, jeśli wsi inaczej będzie chciał odpłacić za to, że przed zaciężnymi się broniła? Toteż zmieniłem imię, wygląd trochę i zaskarbiłem sobie ich zaufanie... A resztę już znasz.

- Toś miał dla niego okrutną służbę. Ciężki to kawałek chleba pracować u takiego człeka. Ale po co mu te wszystkie magiczne rzeczy i stare księgi? Na co mu to wszystko? Czarodziejem nie był, bo nie był byś mu potrzebny przecież, to czy umiał korzystać z tych przedmiotów? A te stworzenia wszystkie? To były tylko zachcianki bogacza czy może... - Tua zadrżała na samą myśl - chciał je do czegoś wykorzystać? Ale do czego? Okrutnikiem musiał być wielkim. Kazać ci spalić wioskę?! Szaleniec! Jak dobrze, że od niego odszedłeś wtedy od razu. Kto wie co mógłby zrobić, gdybyś się nie ulotnił... A sądzisz, że mógł sobie znaleźć innego maga? Kogoś kto byłby zdolny spełniać nawet tak bezlitosne rozkazy?
- Kto tam wie... mnie głód przycisnął to żem do niego w służbę poszedł, ale zawsze znajdzie się ktoś bez sumienia i honoru, co dla złota każdy rozkaz spełni. Tacy właśnie ludzie tam pracują - ponuro odparł Madrag.
- A... - dziewczyna zawahała się chwilę bojąc się czy niezbyt śmiałe pytanie zadaje - jak brzmi twoje prawdziwe imię Mistrzu?
- E... no wiesz, Madrag Hem - zmieszał się duch. - Wieśniakom się jako Margat przedstawiłem i tyle - niezbyt pomysłowo, ale magowie imion nie zmieniają, żeby renomę trzymać, to uznałem że starczy; oni też się czarodziejem w wiosce nie chwalili i jakoś przeszło.

- Pracując o Tulipa to pewnie musiał ci on sporo płacić za taka pracę, a jak to jest z zarobkami w normalnych warunkach? Czy trudno magom jest znaleźć zajęcie na przykład w takim mieście jak Uran? A jak ludzie by się patrzyli na kogoś tak początkującego jak ja? I jak by to w ogóle miało wyglądać?
Madrag parsknął pogardliwie na wzmiankę o jego zarobkach, zamyślił się, a potem rzekł:
- Nooo... na pewno jak renomy nie masz to i stawek sobie wysokich śpiewnąć nie możesz. Jeśli pracujesz jako ten... no... osiadły mag, masz pracownie własną i wszystko, to cena czaru zależy od jego trudności, plus koszt komponentów. Na przykład, jakby szlachcic chciał swoje dzieci magicznymi sztuczkami zabawić, to weźmiesz za nie, dajmy na to, pięć złociszy. Ale jakby spotkany w drodze kupiec chciał nałożyć alarm na noc na swój wóz, to już dziesięć, albo nawet dwanaście, bo i czar trudniejszy i sytuacja sprzyja. Ale jakby chciał magicznym zamkiem swoje skrzynie zamknąć, to już ze dwadzieścia-trzydzieści złotych monet policzyć sobie możesz. A jak sobie wyrobisz renomę to pewnie i ze sześćdziesiąt albo i sto nawet! - rozpędzał się czarodziej.
Tua otworzyła szeroko oczy. Za pięć złotych monet to przecież mogła by mieć już siodło na jucznego konia! Wiedziała, że czary są w cenie, ale dopiero teraz sobie uświadomiła, że ona sama dysponuje taką mocą i może w ten sposób zarabiać!

- Słyszałam, że w Bibliotece to jest szkoła dla czarodziejów. Jak tam wygląda nauka i ile kosztuje?
- Drogo, oj drogo - a jak kto złota nie ma, to czasem pół życia haruje, żeby się wypłacić. Tak słyszałem przynajmniej, bom nigdy nie próbował. A plotki czasem przesadzają, a czasem wręcz przeciwnie. Tyle że widzisz, można się pożytecznymi rzeczami wypłacić - jak choćby takie różdżki na sprzedaż robić.
- A czy czarodziejom robi potem różnicę czy ktoś się nauczył od swego mistrza czy ze szkoły? Pewnie jak od mistrza to ma większe poważanie, bo to przecież inaczej niż jak siedzi z całym stadem tak samo zielonych jak on... A czy jak mag młody i skończył nauki to ważne jest dla innych jak nazywał się jego nauczyciel? Czy to w ogóle nikogo nie obchodzi?
- Pewnie że robi! Oczywiście, że robi - podskoczył Madrag - Jakżeby mogło nie! Przecie im lepszy nauczyciel tym lepszy uczeń, to oczywiste! A jak kogo mag do terminu weźmie, a się beztalenciem okarze, to nie raz pod groźbą kar wielkich zabrania rozgłaszać, że u niego praktyki taki osioł miał, żeby renomy nie stracić! Więc jakbyś - na przykład - u Elethieny się przyuczała, to nawet paladyni z pocałowaniem twojej ślicznej rączki potem cię zatrudnią.
Ze szkołami zaś nie jest tak, że jak się w stadzie uczysz to źle. Ze szkół wyjdziesz to wiadomo, co umiesz i od kogo, więc nie jesteś jakiś dziki mag, tylko swój fach znasz. Poza tym, nie wiem jak to w szerokim świecie jest, ale w Królestwie jak z Biblioteki z dyplomem wyjdziesz, to od razu o członkostwo w Gildii się możesz starać i wtedy ona zaświadcza, żeś jest fachowiec a nie kiep. Tak samo jak każda inna Gildia; zleceń masz więcej i gaża porządna. Co prawda magowie niezbyt chętnie zawiązują koalicje i poddają się kontroli, ale sama wiesz, że po wojnach z nekromantą szkoły i gildie sumiennie kontrolują magów, a nawet zaklinaczy, co by się drugi Urgul nie zrodził.
- A co jest z takimi co do Gildii nie należą?
- W zasadzie... to nic. To nie obowiązek ani prawo, jednak co znamienitsi magowie do Gildii przynależą, toteż trudno się porządnie bez tego uczyć. Mają wiele ksiąg, z których można (za opłatą rzecz jasna) przepisywać zaklęcia, sprzedają lub wypożyczają zwoje, różdżki i magiczne przedmioty, dostępne tylko dla nich a niezbędne w wielu zleceniach, wspomagają czasem w biedzie. Zasadniczo jeśli nie planujesz nic złego, Gildia niesie same korzyści... jeśli ktoś lubi opowiadać się z każdego kroku i rzuconego zaklęcia - skrzywił się Hem.
- To aż tak? Ale po co tak kontrolują? Przecież jak ktoś należy do Gildii to chyba wiadomo, że nie planuje zniszczyć Królestwa. A nawet jeśli to nie opowie im o tym co złego robi!
- Niby masz rację, ale to takie pokrętne jest. Z jednej strony w myślach współmagom jest zakaz czytania, więc tego nie sprawdzą. Z drugiej widzą, czy kto talent ma czy nie a przede wszystkim mają kontrolę nad tym, kto czego się uczy i jakich składników do zaklęć czy zwojów potrzebuje, gdzie podróżuje, jakie zlecenia bierze... Poza tym wielu magów zapisuje się do gildii dla prestiżu i perspektyw, a nie z dobrego serca. Nie wiem skąd ten pomysł - gildia magów to nie świątynia czy paladyński zamek - nie mają czujek wykrywających złe intencje czy demona w sercu.
- Ach... - Tua pokiwała głową trawiąc to, o czym opowiedział jej mag. Nie mogła powiedzieć, że wszystko było dla niej jasne. Polityka do rzecz niesłychanie zawiła, a uczennica nie czuła się jeszcze zdolna do pojęcia o co tak właściwie w niej chodzi. Choć ten temat ją interesował, to postanowiła odłożyć go na później, gdy będzie miała większe pojęcie o wielkim świecie, a nie tylko o tym co jej tłumaczyła matka: jak dobrze zasiać i jak dobrze utuczyć. Może wtedy łatwiej jej będzie pojąć istotę tego wszystkiego.
- A czy Gildia nie gapi się krzywo na młodych magów działających w mieście, ale nie należących do niej? Bo przecież jej na pewno zależy, by jak najwięcej czarodziei w niej było, więc chyba starają się wpłynąć jakoś na tych co dołączyć nie chcą?
- Hm... zmusić cię nie zmuszą, ale z pewnością patrzą na ręce nawet, jeśli o tym nie wiesz. Poza tym jeśli nie masz znajomości to i o zlecenia ciężko, bo co lepsze ludzie do Gildii ślą. Rzecz jasna pracę i tak znajdziesz, ale no... najpewniej dla osób, które także chciałyby uniknąć wścibskich oczu, jeśli wiesz co mam na myśli. Zresztą byle kogo Gildia nie bierze, bo swoją renomę też ma i nie każdy osioł może poszczycić się ichnią pieczęcią. Zbierają tylko tych dobrych, a resztę obserwują... wiesz, taki okres próbny. W końcu dla zwykłych ludzi jeśli ktoś do jakiejkolwiek gildii należy to znaczy, że na swojej robocie się zna.

- A co robiłeś, gdy na tak długo znikałeś w czasie podróży? - zmieniła temat dziewczyna.
- Patrzcie ją, dać palec to całą rękę zeżre! - huknął czarodziej - Do spania, ciekawska gąsko, starczy gadania jak na jeden wieczór. A jak masz tyle czasu na zbyciu, to do nauki, hop! hop!
- Mistrzu! To ostatnie pytanie! Nie bądź taki, skończ opowiadać, bo jak się nie dowiem to spać nie będę mogła pół nocy, a o nauce to już w ogóle nie będzie mowy, bo myśli uciekać będą. Proszę... - Błagalnym, nieco infantylnym tonem prosiła Tua.
Jakiś cień przemknął po półprzeźroczystej twarzy czarodzieja.
- Nie - rzekł stanowczo. - Może dowiesz się... w swoim czasie.
Dziewczyna westchnęła ze zrezygnowaniem. Czuła, że nie ma już co błagać Madraga. Nie zamierza jej wyjawić dziś tej tajemnicy i tego po prostu nie zrobi, choćby go błagała. Dlatego postanowiła skończyć rozmowę z magiem.

*

Poszła do pokoju Sorg chcąc zapytać się o zaklęcia uzdrawiające, ale w środku był tylko list wyjaśniający, że wyszła z Kalelem po wróżbę jakąś i by nie iść za nimi, bo to niebezpieczna okolica.

"Zero pomyślunku! Zero! A gdybym ja chciała z wróżb skorzystać? Albo Meave? A jak już tam tak bezpiecznie nie jest to razem byśmy byli mniej narażeni. Magią bym im w twarz rzuciła w razie potrzeby. Jak drużyną jesteśmy to mogliby i o nas czasem pomyśleć. Wiercipięty!" I tak psiocząc na nich w duchu poszła do Meave pokazując jej list i chcąc spędzić z nią resztę wieczoru w karczmie. Najchętniej by poszła szukać Sorg i Kalela. A nuż by się przydała! Z resztą Sorg nie powinna tak włóczyć się po mieście bez wyraźnej potrzeby. Winna unikać jak najdłużej wzroku ludzi, którzy mogliby ją rozpoznać. Ale Tua nie wiedziała dokąd poszli, a z resztą skoro już wybrali się tam sami, to pewnie zanim by ich dogoniła to już dawno by byli po takim spotkaniu. Więc dała sobie z tym spokój.

Epimeteus

Ostatni dzień w Podkosach zaczął się od wrzasków. "Ki diabeł, Sorg ze skóry obdzierają?" Zdezorientowany wyskoczył ze swojego pokoju i jak burza wpadł do tego, w którym spała bardka. Udało mu się nie trzasnąć drzwiami gdy spostrzegł, że wciąż śpi. Ostrożnie zatrzasnął je za sobą i podszedł do rzucającej się w łóżku i jęczącej przez sen dziewczyny. - Hej... Sorg - nieśmiało chwycił jej obnażone ramię wystające spod koca i potrząsnął - To tylko sen, obudź się - Zobaczył jak otwierają się jej wystraszone oczy i dodał - Spokojnie, coś ci sie tylko śniło. Już poranek.Pora wstawać, Uran czeka.
Sorg w końcu oprzytomniała a na jej twarzy nieoczekiwanie pojawił się grymas - Kalel, jak mogłeś! - powiedziała oburzonym głosem - Zapamiętaj to sobie - Nazywam się Rive a nie Sorg! - Chłopak też się skrzywił "Jak mogłem zapomnieć, teraz to bardzo ważne, żeby tego nie mieszać". Zła na niego bardka kontynuowała - A poza tym wyłaź z mojego pokoju, muszę się umyć i przebrać a jak ty tu sterczysz to tego nie zrobię! Co miał zrobić, uśmiechnął się i wyszedł.

W czasie drogi do Uran trenowali zwracanie się do Sorg per Rive tak, żeby nawet po wyrwaniu ze snu w środku nocy podać jej aktualne imię. Nie było to łatwe szczególnie dla Kalela, który non stop się zapominał. Na całe szczęście mieli trochę czasu na to i gdy stanęli przed bramą miasta, byli już całkiem gotowi. Nie zatrzymując się dokonali ostatniej lustracji swojego wyglądu, ze szczególnym naciskiem na Twarz Sorg. Nie było sladu po tatuażu a brązowa plama na jego miejscu nie budziła podejrzeń. "No chyba, że będzie ktoś bardzo podejrzliwy na straży" wymknęła się Kalelowi czarna myśl. "Ale przecież to niemożliwe" szybko ją zakończył "Przecież to Uran, nikt się jej tutaj nie będzie spodziewał".

Te parę chwil jakie spędzili przejeżdżając pod czujnym okiem strażników ciągnęło się im bez końca, ze szczególnym naciskiem na moment gdy ich minęli i już nie widzieli co robią. Kalel czuł jak na jego plecach rozpływa się gorąca plama domniemanego spojrzenia zaalarmowanego czymś żołnierza. Ale chociaż do ostatniej chwili oczekiwał gniewnego okrzyku i tupotu biegnących za nimi strażników, to skończyło się tylko na strachu. Byli bezpiecznie w mieście. Bezpiecznie? Może nie do końca, gdyż z pewnością kręcili się po ulicach tajniacy i inne indywidua, które mogły mieć interes w odgadnięciu ich prawdziwej tożsamości. Nie mniej w takim tłumie niełatwo będzie ich odnaleźć. O ile znowu nie wymknie się mu znowu Sorg niechcący. "Rive, Rive, Rive" tak długo to powtarzał w swoich myślach, że aż niechcący powiedział na głos - Rive...- Zaskoczona bardka odwróciła się w jego kierunku i nerwowo rozglądając się zapytała - Co takiego Kalel? Wszystko w porządku? Ponieważ nie zdawał sobie sprawy, że wypowiedział jej przybrane imię na głos, to zdziwiony spojrzał na nią - Wszystko ok S...sskarbie - zamienił w ostatniej chwili niemalże się spalając ze wstydu. - Coś mi się przywidziało Rive - tym razem już poprawnie powiedział jej imię. Bardka spojrzała na niego z politowaniem i nie komentując odwróciła się i dalej ruszyła w drogę.

Mieli szczęście, gdyż już pierwsza polecona im gospoda okazała się spełniać ich oczekiwania. Nieduża, ale schludna, z czystymi pokojami. Zostawili konie w stajni i udali się do swoich pokojów. Kalel niestety został sam, gdyż dziewczyny zajęły jeden pokój a on drugi. Było mu trochę dziwnie po tylu dniach wspólnego zbierania się do snu przy ognisku, teraz nie miał do kogo otworzyć ust. Rozłożył swoje rzeczy, rozejrzał się czy o niczym nie zapomniał i wyszedł z pokoju. Na korytarzu wciągnął powietrze nosem próbujac po zapachu dojść gdzie jest jadalnia. Uśmiechnął się czując smakowite zapachy i ruszył zdecydowanym krokiem w lewo.

W wejściu do jadalni stanął i rozejrzał się. Zauważył dziewczynę która usługiwała "Niebrzydka" zauwazył i podszedł do niej. Hej, dzisiaj się do was wprowadziłem, powiesz mi co najlepiej zamówić na obiad ślicznotko?

- Ryby - odparła z lekkim zaskoczeniem w głosie. - Dziś mamy ryby albo ryby. Ewentualnie ryby. I ziemniaki.

Kalel się roześmiał - Dobrze że Ty nie masz nic wspólnego z rybą. Dzięki Tobie to miejsce nabiera splendoru a i pewnie ziemniaki z rybą smakują niczym najwykwintniejsze danie.

Służka spojrzała na chłopaka dziwnie i odwróciłą się do swoich zajęć. Widać elegancka mowa nie została dobrze przyjęta - a raczej wzięta za kpinę. W końcu ryba normalna rzecz. Ehh... - Kalel westchnął obserwując oddalające się rozkołysane biodra. Przez chwilę się zastanawiał czy nie spróbować jeszcze raz, ale ostatecznie machnął ręką i zabrał się za jedzenie. "Nie ma co się śpieszyć, wszystko wskazuje na to, że jeszcze tu pobędziemy" pomyślał wydłubując ości z ryby. Gdy zaspokoił pierwszy głód zaczął się rozglądać dookoła. Podobało mu się to miejsce, ładnie wykończone drewniana boazerią ściany, geometryczne mozaiki na posadzkach no i czystość. "Miło jeść w miejscu, gdzie karaluchy nie są pierwszą rzeczą którą się widzi przy obiedzie" zadowolony uśmiechał się do siebie. Przechodząca obok kelnerka wzięła ten uśmiech do siebie, prychnęła i odeszła kołysząc biodrami jeszcze energiczniej niż przed chwilą. - Prawie jak w raju - zamruczał do siebie zadowolony chłopak.


Po zjedzeniu posiłku zastanowił się co dalej. "Dziewczyny pewnie jeszcze długo będą się rozpakowywały, nie ma co im przeszkadzać. Lepiej się przejdę po okolicy i sprawdzę co ciekawego słychać. Ledwie jednak znalazł się za drzwiami, kłam jego myślom zadał tupot na schodach i Sorg, która wpadła do jadalni tuż po tym jak wyszedł.

Po wyjściu z tawerny wpadł w zgiełk miast. Od razu poczuł się nieswojo. Zamieszanie, ludzie śpieszący w te i we wte, to było coś do czego nigdy nie miał okazji się przyzwyczaić. Mając nadzieję, że nie wygląda nazbyt "niemiejsko" chodził starając się znaleźć przydatne zarówno ze względu na wygodę jak i ewentualną ucieczkę miejsca. Ucieszył się gdy znalazł nieduży ryneczek, na którym można było kupić wszelkie niezbędne do życia produkty, przede wszystkim jedzenie takie jak warzywa i owoce (z przyjemnością zauważył, że nawet całkiem świeże), oraz rzeczy pierwszej potrzeby, takie jak środki czystości, sztućce i tym podobne. "Mamy szczęście, zaopatrywanie się tutaj wyniesie nas taniej niż w karczmie" pomyślał zadowolony. Po obejrzeniu ryneczka zastanawiał się przez chwilę, czy nie zapuścić się dalej w Uran, ale nie miał już ochoty. "Wracam do karczmy, dziewczyny na pewno już się rozpakowały. Wspólnie zastanowimy się co dalej" z tą myślą zakończył swój mały rekonesans.

Nie zwlekając wrócił do "Pod Złotym Pstrągiem". Widok szyldu, ze złocistą rybą przywiódł mu wspomnienie kelnereczki, która z takim zdziwieniem tłumaczyła, że dostępne są tylko ryby. "A to z tego powodu" - dopiero teraz skojarzył.

Miał święty zamiar uporządkować swoje rzeczy w pokoju, lecz ledwie się za to zabrał a już odciągnął go od tego łomot do drzwi. - Kalel jesteś? Otwórz muszę z Tobą pomówić! - "Skąd ona ma tyle siły?" zdumiony pomyślał i otworzył drzwi. - No czego się tak wydzierasz, wchodź zanim ludzie zrobią zbiegowisko. - zażartował i wpuścił ją do środka. Bardka ledwie weszła rozejrzała się po bałaganie w jego pokoju, zmarszczyła brwi, lecz nie komentując tego co zobaczyła od razu zabrała się do wyłuszczania swojej sprawy. "Wróż, może to i dobry pomysł?" pomyślał. "Nie zaszkodzi spróbować dowiedzieć się czegoś, w naszej sytuacji każda pomoc jest dobra. A swoją drogą ciekawe czemu ścigający nas nie korzystają z takiej pomocy" trochę nim wstrząsnęło na myśl, że mogliby zostać wyśledzenie w magiczny sposób.

Gdy wyszli z karczmy, przez okno wyglądała właśnie Tua i zanim zniknęli z jej oczu zawołała - Hej, Rive! Kalel! Gdzie się wybieracie? Zaczekajcie, zaraz zejdę! Nie minęło wiele czasu a okazało się, że do wróży Meiyaii idzie cała czwórka, bo z Tuaą zeszła do nich również Maeve.

Sayane

lastinn player

Było już późne popołudnie gdy ruszyliście w stronę ubogiej dzielnicy, wskazanej przez służkę w "Złotym Pstrągu". Każde miasto taką miało - podobnie jak i Uran. Wiele istot przybywało do miasta w pogoni za szczęściem, bogactwem czy sławą; gdy zaś uśmiech Tymory zmieniał się w chichot Beschaby wynajmowali małe, zawszone klitki, zajmując się wszystkim tym, co zapewniało środki do życia. Takowa dzielnica nie była zresztą daleko; jak wszędzie, tak i tutaj domy pospólstwa i biedy leżały w okolicach miejskich murów; miejscu najbardziej brudnym i niebezpiecznym.

Nastraszeni przez służebną dziewkę, przemierzając wąskie ulice mieliście wrażenie, że odrapane domy chylą się ku Wam jak gdyby zaraz miały się zawalić, zaś uchylone okiennice skrzypią złowróżbnie. Między piętrami powiewało suszone pranie, z otwartych okien i drzwi dochodziły odgłosy rozmów, płacz dzieci, wrzaski i przekleństwa. Ktoś gdzieś grał na cytrze, ktoś śpiewał, niemiłosiernie fałszując. Może było to jedynie złudzenie wywołane lękiem, lecz nawet ścieki zdawały się śmierdzieć tu bardziej niż gdzie indziej, zaś wielkie szczury i myszy raz po raz przebiegały wam drogę, z rzadka tylko gonione przez zapchlone kundle, czy chude koty, zdesperowane na tyle by zaryzykować walkę ze szczurem. Wszędzie walały się puste beczki i butelki, kawałki drewna, resztki jedzenia i wszelakie śmieci.



Rzecz jasna dzielnica tętniła życiem. Na ulicach kłebił się tłum; kobiety wędrowały z koszami zakupów, dzieci bawiły się na podwórkach lub wprost na ulicy, mężczyźni kłocili się lub dyskutowali zawzięcie, pociągając bimber z owiniętych rzemieniem butli. Gdzieniegdzie pod ścianą przemykał jakiś zakapturzony cień osoby, która z pewnością nie chciała być rozpoznana w takim miejscu; raz czy dwa z zaułka wydostał się dźwięk świadczący o tym, jak uciszano nieproszonych gości. Z licznych sklepów dobiegały was ochrypłe wrzaski handlarzy, zachwalających swoje nędzne towary, zaś sprzedawane dobra wystawione były nie raz aż na pół ulicy. W takim miejscu można było zarówno kupić jak i sprzedać wszystko. Dawniej Kalel czy Tua nie wzgardziliby tutejszymi kramami, teraz jednak widok podniszczonych ubrań czy nadpsutego jedzenia wywoływał jedynie dreszcz obrzydzenia. Zaś wasze porządne ubrania i dobrze utrzymana broń przyciągały wiele ciekawskich, a czasem jawnie wrogich spojrzeń. Nawet uzbrojeni w magię i miecze nie czuliście się tu pewnie, toteż niemal biegiem podążaliście za Sorg-Rive, która na szczęście nie miała problemów z odnalezieniem właściwej drogi.

Wreszcie jednak dotarliście do wskazanego przez dziewczynę budynku. Nie wydawał się ani bogatszy, ani mniej odrapany od innych; na drzwiach brakowało też znaku wskazującego czym trudnią się jego mieszkańcy. W zaułku, w którym stał było ciszej i spokojniej, toteż gdy Sorg załomotała w drzwi, echo poniosło się aż na sąsiednie ulice, przyprawiając Was o gęsią skórkę. Po chwili z jednego z okien wynurzyła się ryża głowa jakiegoś wyrostka.
- Czego? - szczeknął?
- My do pani Meyai - najpewniej jak potrafił odkrzyknął Kalel.
- Pani! Może jeszcze: jaśnie pani!? - zarechotała głowa i zniknęła na dłużej. Dopiero gdy, zniecierpliwieni, szykowaliście się do ponownego walenia w drzwi, z wnętrza dobiegł Was tupot bosych stóp i drzwi otworzyły się.
- Pani zaprasza - wyszczerzył szczerbate zęby chłopak i gestem zaprosił was do środka, potem zaś szczelnie zamknął drzwi i zasunął zasuwy. Przeszliście przez zagracony przedsionek i wspięliście się po wąskich schodach na piętro, pachnące ziołami i kadzidłem. Minęliście kilka zamkniętych drzwi, chłopak zapukał dopiero w te na końcu korytarza i, nie czekając na zaproszenie, wprowadził Was do środka.

Pokój był obszerny, utrzymany w tonacjach żółci i czerwieni. Nad olbrzymim, zasłanym poduchami łóżkiem z baldachimem wisiały lekkie firany, udrapowane w fantazyjne kształty. Wpadający przez otwarte, lecz zasłonięte zasłoną wietrzyk podzwaniał dużymi cekinami, którymi były obszyte. Chudy czarny kot w obróżce z dzwoneczkiem przyglądał wam się leniwie, beztrosko rozwalony na skrzyni obok łóżka. Na toaletce z lustrem stało kilka fiolek i słoików, w puste zaś wsadzono wonne kadzidła, które wypełniały pokój nieco mdlącym zapachem pomarańczy i wanilii. Pod ścianami stało kilka szczelnie zamkniętych szaf i wypełniona fiolkami oraz słojami serwantka; na komodzie leżała rzucona beztrosko biżuteria.

Zaś przy szerokim, dębowym stole siedziała piękna kobieta, na oko koło trzydziestki, niedbale opierając się o blat i sącząc jakiś płyn z niewielkiej filiżanki. Ciemne, kręcone włosy opadały falami na ramiona, zaś skośne oczy w czarnej oprawie mierzyły was nieprzeniknionym wzorkiem. Szczupłe, ponętne ciało okryte było barwną koszulą, zbyt cienką jak na tę porę roku, za spódnicę służyła zaś owinięta wokół bioder chusta. Meyaia była atrakcyjną i niepokojącą kobietą, poruszającą serca nie tylko mężczyzn.



Ni stąd ni zowąd Maeve przyszło do głowy, że kobieta może być dalekim potomkiem jakiegoś diablęcia lub wręcz demona, co tłumaczyło by egzotyczny wygląd i wpływ, jaki wywierała na ludzi. Jej obecność onieśmielała i z lekka przytłaczała. Chłopak niepostrzeżenie wymknął się z pomieszczenia, wy zaś niepewnie usiedliście po przeciwnej stronie stołu, wpatrując się w gospodynię.

- Więc... - zaczęła kobieta, z niego kpiącym błyskiem w czarnych oczach - ...po co przyszliście do Meyaii?

Vantro

Cała drużyna ruszyła więc w stronę podejrzanej dzielnicy, gdzie - zgodnie ze słowami służki - mieszkała wróżbitka. Czemu akurat tam, skoro była taka dobra? Tego dziewczyna już nie wyjaśniła.

- Ale po kiego grzyba chcesz iść do wróżbitki? O co chcesz ja wypytać? - Tua, podobnie jak Kalel sceptycznie odnosiła się do tego pomysłu. Jakoś nie dawała wiary wróżbitom. Co prawda wróżby Henryczka po części się już sprawdziły, ale to nie zmieniało faktu, ze dziewczyna nie ufała ludziom próbującym odkryć przyszłość. Jej zdaniem ludzie powinni przestać zabiegać o odkrycie przyszłości, tylko wziąć się do roboty i zacząć samemu sobie na nią zapracować. Ale skoro już tam idą to niech wyniknie choć z tego jakiś pożytek.
- Jak po co ? Po informację... a co innego nam pozostaje? - spytała bardka dziewczyny - Służka w karczmie powiedziała, że ona wszystko WIE, jak wie to może coś nam powie...
- Nie wiem czy wróżby to odpowiednie źródło informacji, ale chyba można spróbować - Tua wzruszyła ramionami.
- Źródło nie źródło każda informacja nam się przyda. Na razie dowiedziałam się o tej wróżbitce chyba nam nie zaszkodzi jak się u niej popytamy... - odparła Sorg czarodziejce.

Sorg z duszą na ramieniu przemierzała wraz z towarzyszami uliczki miasta, starając się kierować wskazówkami, które udało jej się wydobyć od dziewczyny w karczmie. Szła rozglądając się wokoło z niepokojem czy gdzieś z jakiegoś zaułka nie wyskoczy nagle ktoś i nie zaczepi ich. Jakoś te napinane przez Kalela muskuły nie bardzo ją przekonywały do tego, że są bezpieczni. Dzielnica rzeczywiści była nie ciekawa tak jak ostrzegała ją służka. Odetchnęła z ulgą kiedy wreszcie udało im się dotrzeć do drzwi domostwa w którym mieszkała Meyaia. Z radości, że już dotarli na miejsce mimo wszystko cali i zdrowi załomotała z całej siły w drzwi i aż się sama skrzywiła słysząc jaki odgłos poniósł się wzdłuż całej uliczki na której stali. Jednak efekt był prawie natychmiastowy w jednym z okien pokazała się ruda głowa jakiegoś wyrostka. Sorg nabrała w płuc powietrza aby odpowiedzieć na jego pytanie lecz zanim zdążyła cokolwiek wydobyć z lekko ściśniętego gardła Kalel zdążył już ich "zaanonsować". Śmiech wyrostka na słowa chłopaka wywołał u Sorg natychmiastową reakcję, szturchnęła łotrzyka łokciem w bok i syknęła - Może nie nazywaj jej pani? Chociaż... ech, no nic zobaczymy... - stojąc pod drzwiami domu do którego pragnęła być wpuszczona czuła coraz większe zdenerwowanie. "A jak będziemy tymi co właśnie nie będą przyjęci? Co wtedy zrobimy? Będziemy tu stali i łomotali aż nas pogonią?", przelatywało jej przez głowę, jednak zgrzyt zamka w drzwiach i słowa szczerzącego się do nich szczerbatego chłopaka zapraszającego ich do środka przerwały te rozmyślania. Weszła pospiesznie do środka bojąc się, że ten jednak się rozmyśli i zatrzaśnie im drzwi przed nosem. Odgłos zasuwanych zasuw za ich plecami spowodował, że po karku Sorg przeleciały ciarki, starała się to zignorować nerwowo rozglądając po zagraconym przedsionku. Słyszała oddechy swoich towarzyszy i wiedziała, że odczuwają oni taki sam niepokój jak ona. "Co ma być to będzie", pomyślała jeszcze i ruszyła raźno za prowadzącym ich wyrostkiem.
Wzrok dziewczyny pobieżnie przesunął się po pokoju do którego zostali wprowadzeni, gdyż został przykuty przez kobietę, która się w nim znajdowała. Bardka wiedziała, że to niegrzeczne i może być odebrane za bezczelne ale nie umiała oderwać oczu od twarzy znajdującej się przed nią kobiety.


"Chyba to tutaj" zastanawiał się Kalel spoglądając w górę na ścianę kamienicy. Nie wyróżniała się niczym od innych okalających ją budynków, lecz jeśli nic nie pomylili, to właśnie to miejsce wg opisu barmanki było siedzibą wróża. Zastanawiał się nad tą sprawą chyba odrobinę za długo, gdyż zanim cokolwiek postanowił, Sorg bezceremonialnie uniosła zwiniętą w pięść dłoń i kilkukrotnie mocno uderzyła nią w drzwi. Efekt był natychmiastowy. Z okna tak szybko, jakby tylko czekała na sygnał, wychynęła ruda głowa. - Czego? - w ten mało wyszukany sposób zostali zapytanie o cel swojej wizyty. Po krótkiej, równie obfitującej w kurtuazję wymianie zmian znaleźli się wewnątrz budynku.
Rudobrody wyrostek prowadził ich przez zagracony korytarz tak, jakby nic innego w życiu nie robił i po chwili stanęli przed drzwiami, spoza których bił do niczego nie podobny aromat. Młody zapukał i nawet nie czekając na odpowiedź, nonszalancko otworzył na drzwi i wprowadził ich do środka. "Ale bajzel, ta wróżka musi być niezła, jeśli cokolwiek potrafi tutaj znaleźć" myślał rozglądając się po wnętrzu, po którym wyraźnie było widać kobiecą rękę.
Gdy jednak ta kobieca ręka pojawiła się przed jego oczami, to aż głęboko wciągnął powietrze. "A to ci..." pomyślał widząc gospodynię, "A niech to..." pomyślał jeszcze i bezwiednie wpół-otwierając usta zagłębił się spojrzeniem w jej twarzy.
Kiedy do jej uszu dotarły słowa ...po co przyszliście do Meyaii?... z wysiłkiem oderwała wzrok od niej i spojrzała na swoich współtowarzyszy. Wszyscy oni wpatrywali się w siedzącą naprzeciw nich kobietę z takim samym natężeniem, a zachwyt w spojrzeniu Kalela spowodował, że przez głowę bardki przeleciała myśl. "Czy na mnie kiedyś ktoś spojrzy z takim zachwytem? Taaaaa... z tą plamą na twarzy na pewno... z zachwytem, że będzie mógł jak najszybciej gdzie indziej wzrok kierować", pomyślała przypominając sobie jak wyglądała jej buzia oglądana dziś w lustrze. Przełknęła ślinę i próbowała wydobyć głos z gardła, aby odpowiedzieć na pytanie jakie chwilkę wcześniej padło.
- My... - zaczęła cicho i niepewnie, po czym jeszcze raz spojrzała na resztę z niemą prośbą w oczach, aby jej pomogli wyjaśnić po co przyszli.

- My znajdujemy się w nieprzyjemnej sytuacji - dokończyła za bardkę Tua - by się z niej wyplątać potrzebujemy pomocy. Zresztą słyszeliśmy, że nie zapraszasz do siebie każdego, więc wiesz zapewne, że nasza sprawa taka błaha nie jest. - zakończywszy wstęp dziewczyna zaczęła szukać języka w gębie by wyjaśnić wróżbitce dokładnie cel ich wizyty, dać jej niezbędne informacje, a jednocześnie nie zdradzić zbyt wielu faktów. W myślach ponarzekała na Sorg, która przecież sama się tu garnęła, a teraz zrzuca ciężar rozmowy na innych, ale po rzuceniu kolejnego przydługiego spojrzenia na Meyaię przestała strofować w bardkę. Kobieta była niezwykłej urody. Niepokojącej urody, wręcz hipnotyzującej. Czarodziejka zapatrzyła się na kobietę i straciła wątek.
- Eee.. więc... - próbowała zwrócić myśli na odpowiednie tory odrywając wzrok od wróżbitki, wpatrując się za to w jej filiżankę - Potrzeba nam wiedzieć, gdzie jest pewna grupa błąkająca się po Królestwie - odzyskawszy rezon Tua znów zwróciła wzrok na twarz kobiety szukając na niej jakichś grymasów, z których można by wyciągnąć jakieś wnioski - w poszukiwaniu wieści o bardce Sorg. Wiemy, że w grupie są bard, kapłan Tyra, łuczniczka, tropiciel i paladyn. Pomożesz nam?

- Nie - rzekła krótko Meyaia. Jej miękki, głęboki głos przyjemnie wibrował w uszach nawet gdy odmawiała. - Moje wróżby mają wyłącznie charakter osobisty. Nie jestem kapłanem, który rzuca czary wieszczące, ani duszkiem-znajdkiem. Mogę pomóc w czymś, co dotyczy was samych, ale nie innych ludzi. Zresztą - tu złośliwie zmrużyła swoje wąskie oczy - sami przecież nie wiecie czego chcecie, więc jak mam wam pomóc?

- A ja wiem... wiem czego chcę - odpowiedziała Sorg zerkając z uwagą na kobietę, po czym dodała trochę mniej pewnie gdy poczuła jej wzrok na sobie, a zwłaszcza na swojej brązowej plamie zdobiącej policzek - to znaczy chyba wiem... Czy ja... czy znajdę tego, którego szukam? Szukam kogoś, a on szuka mnie, jednak mijamy się i już sama nie wiem co zrobić, abyśmy się odnaleźli. Czy jest możliwe zobaczyć co czeka mnie? - dziewczyna w karczmie mówiła, że ona "wie", jeżeli "wie" to nie muszę jej więcej mówić, sama mi powie.
"Jak to nie wiem czego chcę?" - pomny przebojów z dziaduniem tylko w myśli obruszył się Kalel. Przecież wystarczyłoby żeby mnie się spytała, a od razu dziesięć albo i więcej pomysłów by usłyszała. Zachęcony swoimi własnymi myślami zaczął rozważać sprawy, których przyszłość szczególnie go teraz interesowała. "A więc po pierwsze..." jego myśli rozpierzchły się tak, że nie mógł żadnej uchwycić w garść.
Meyaia zaczęła się śmiać tak bardzo, że aż jej kot czujnie spojrzał na gości, najwyraźniej nie nawykły to wybuchów wesołości swojej pani.
- Wielu cię szuka, Gwiaździsta Sorg, i ty szukasz wielu - o którego więc pytasz? - z rozbawieniem powiodła wzrokiem Waszych opadniętych szczękach. - Tak, tak, wiem kim jesteście, choć nie raczyliście się nawet przedstawić. - nawinęła na palec kosmyk włosów, a kot przeniósł się na jej kolana, przy wtórze cichego podzwaniania.

Sorg otworzyła usta aby coś powiedzieć, jednak nic z nich się nie wydobyło. Przełknęła więc nerwowo ślinę i spróbowała jeszcze raz.
- Tak wielu szuka... tylko jak wielu znajdzie? Czy ktoś znajdzie i kto? - zerkając na kota na kolanach kobiety dodała z podziwem w głosie - Nie przedstawiliśmy się bo powiedziano nam, że Ty pani wszystko wiesz, więc tak jak widać wiesz kim jesteśmy.

- No cóż, trzeba sobie jakoś wyrabiać opinię wśród ludzi, prawda? Inaczej nikt by tu nie zaglądał - roześmiała się znów Meyaia. - Żeby zaś was rozpoznać nie trzeba być jasnowidzem, tylko mieć uszy i oczy szeroko otwarte oraz kojarzyć fakty. Tutejszej straży to jednak nie grozi, więc się nie martwcie. A ty mów konkretami, dziewczyno - jestem wróżbitą, nie jasnowidzem. To, co się wydarzy zależy tylko od was, a przyszłość ma wiele dróg i, wbrew powszechnej opinii, często można ją zmienić; lub przynajmniej nieco nagiąć.

- Konkretami... to może... sama nie wiem od czego zacząć... O już wiem... czy możesz mi Pani dać kawałeczek kartki chciałabym Ci coś pokazać, a najlepiej chyba to pokażę, jak naszkicuję... - bardka spojrzała na kobietę pytająco, ta zaś skinęła głową i wyjęła z szuflady w toaletce kartkę szarawego papieru. Sorg w skupieniu pochyliła się nad kartką i wystawiając nieświadomie koniuszek języka zaczęła szybko szkicować. Po chwili zaczęła również mówić
- Jednej nocy wszystkim nam śnił się ten sam sen... Staliśmy w nim w jakiś podziemiach, a drogę nam zagradzały drzwi... Widniał na nich taki znak - dokończyła pokazując to co narysowała:


- Czy to, że śnił się on nam wszystkim razem coś oznacza? Czy ten znak coś oznacza? Czy powinniśmy podążyć i poszukać drzwi z tym znakiem? Czy... sama już nie wiem... może Ty pani nam pomożesz wyjaśnić znaczenie tego snu. - jednym tchem wyrzuciła z siebie bardka.

- A więc jednak... - westchnęła cicho Meyaia, po czym, wodząc palcem po liniach rysunku, rzekła. - Tego typu sny zazwyczaj pokazują coś, co wydarzy się na pewno. Lub co już się zdarzyło oczywiście. A że był wspólny... cóż - znaczy to jedynie tyle, że jesteście ze sobą związani wolą bogów, losem, przeznaczeniem czy jak tam chcecie to nazwać. Dobrze wróży na przyszłość zresztą. Co do znaku - podjęła po chwili - nie mogę wam wiele powiedzieć. To symbol starego, elfiego rodu, rodu który ponoć wyginął całkiem w walkach z Urgulem, rodu potężnych magów i zaklinaczy. Ponoć dla mocy takich właśnie rodzin Urgul podbił Pyły. I nadal za nimi śmierć idzie... - zamyśliła się na dłużej.
- Pyły... - zaczęła Sorg, po czym zamilkła zastanawiając się nad tym co usłyszała. "Znów Pyły, cały czas o nich ostatnio słyszę. Czarodziejkom śnią się Pyły, drzwi, które nam się śniły mogą mieć coś wspólnego z Pyłami. Stick chce obudzić Urugula, to też jest związane z Pyłami. Elethiena mówiła nam o Pyłach, o złu, które tam może nadal przebywać. Czy to wszystko nie wskazuje nam, że powinniśmy tam właśnie się udać?", nie zdając sobie sprawy zapytała na głos - Czy powinniśmy właśnie tam się udać?
- Nie wiem - wzruszyła ramionami kobieta - pytałaś o znak, więc mówię co wiem, choć niełatwo było uzyskać te informacje. Poza tym - macie czym zapłacić za wróżbę? - dokończyła rzeczowo.
- Ile musimy zapłacić? Bo od tego zależy też czy będziemy mogli poprosić o wróżbę dla każdego z nas, czy też raczej wybrać osobę, której ta wróżba jest najbardziej potrzebna - odparła pytaniem na pytanie bardka.
- Dla przyszłych bohaterów Królestwa promocja - po 10 sztuk złota na głowę - mrugnęła wesoło Meyaia.

- Ja po proszę o wróżbę dla mnie - zdecydowała Sorg jeszcze zanim reszta jej towarzyszy cokolwiek powiedziała. Wyjęła sakiewkę i wyłożyła na stół ostatnie 10 sztuk złota jakie posiadała, całkiem wyleciała jej z głowy ich wspólna kasa, którą trzymał Kalel.
Chłopak widząc to nerwowo się ruszył, ale nie chcąc robić zamieszania pozwolił bardce zapłacić. "Oddam jej ze wspólnych pieniędzy jak tylko stąd wyjdziemy" uznał, a następnie z ciekawością zaczął przyglądać się temu co działo się dalej.
- Mądra decyzja. Nie ma co oszczędzać na przyszłości - rzekła kobieta, zgarniając monety do welurowej sakiewki, która ni stąd ni zowąd pojawiła się w jej dłoni. Kot zamruczał zadowolony. - Daj rękę - wyciągnęła swoją, zaskakująco miękką i gładką.
Dziewczyna wyciągnęła drżącą rękę przed siebie i skierowała ją w stronę kobiety. Czuła obawę przed tym co usłyszy. Jednak wolała usłyszeć to co ma jej do powiedzenia Meyaia niż ciągle zastanawiać się co dalej, co począć, co się stanie? Z zapartym tchem czekała co będzie dalej.

Wróżka przez chwilę tylko trzymała dłoń Sorg w swojej. Potem otworzyła oczy, które naraz stały się wielkie i ciemne, i zaczęła wodzić palcem po liniach papilarnych dziewczyny. Po chwili zaczęła mówić, poruszając oczami jak gdyby przesuwały się przed nimi jakieś obrazy.
- Twój los związany z losem wielu i los wielu zależy od twego - zaczęła, jak można było się spodziewać, zagadkami. - Bardem będąc gonisz opowieści, lecz teraz to opowieść cię dogania, wplatając w swoje strofy twe imię i życie twoich bliskich. Zapłata terminu zbliża się wielkimi krokami, każdy zaś unurzany jest w krwi i magii - Meyaia zaczęła mówić coraz szybciej, blednąc gwałtownie i wpatrując się pustym wzrokiem w przestrzeń. - Gwiazda połączy się z księżycem, słońce i gwiazdy zetrą się z czarnym blaskiem odwróconej nocy, zaś pancerna rękawica chwyci wagę ślepego boga, by wymierzyć sprawiedliwość, która od dawna czeka na wymierzenie... Pięć mrocznych pieśni w pięć stron świata śpiewają uwięzione dusze, choć to nie ich głos rozbije w proch czarne kamienie... Pięć piecz... - kobieta nie dokończyła. Krew rzuciła jej się z nosa, ona zaś osunęła się na ziemię. Zjeżony kot wskoczył na stół i rozmiauczał się upiornym głosem, od którego ciarki przebiegły wam po plecach.

Doskoczyliście do kobiety próbując ją ocucić, gdy z korytarzach dobiegł was odgłos szybkich kroków i do pokoju wpadł szczerbaty wyrostek, niosąc porcelanową misę z zimną wodą i bawełniane szmatki.
- Co się tak gapicie, przenieście ją na łóżko, ale żywo! To się czasem zdarza, gdy pani ośmiela się wsadzać nos w sprawy potężniejszych od siebie - wyjaśnił, robiąc nieprzytomnej czarodziejce zimny okład na nos i poprawiając poduchy pod jej głową. - Zmieniajcie okład co jakiś czas, niedługo powinna się ocknąć. Jeno nie próbujcie nic ukraść! Zresztą Mefi będzie was pilnował, prawda Mefi? - zwrócił się do kota, który, jakby na potwierdzenie słów chłopaka, miauknął i wskoczył na toaletkę, układając się na biżuterii i patrząc na gości podejrzliwie. Chłopak zaś ruszył do wyjścia, zezując na was z dezaprobatą.

Lynka

Sorg stała przyglądając się jak chłopak zajmuje się kobietą, po czym ochoczo skinęła głową na jego żądania, aby zmieniali jej okład i za chwile kiwając, że nic nie zamierzają ukraść. Z wrażenia zapomniała języka w buzi i tylko jej latająca w tą i spowrotem głowa potakiwała lub zaprzeczała kolejnym słowom wyrostka. "Nie dość, że nic z tego nie zrozumiałam co ona do mnie powiedziała, to jeszcze myślałam, że ją zabiłam. Wróżba miała mi pomóc... a teraz jak jej wysłuchałam to mam wrażenie, że wiem jeszcze mniej niż przed tym zanim zaczęła mi wróżyć..." Sięgnęła dłonią i pomacała okład czy już go trzeba zmienić czy jeszcze chwilkę zaczekać.
- O matko! Ja ją tylko poprosiłam o wróżbę, aby wiedzieć co mamy dalej robić... Skąd mogłam wiedzieć, że to o mały włos jej nie zabije? - zaczęła mówić do swoich towarzyszy widząc ich miny - myślicie, że jeszcze coś nam zechce powiedzieć, jak się ocknie?

Tua patrzyła na to wszystko z szeroko otwartymi oczami. Widząc to wszystko nie miała wątpliwości, że wróżbitka faktycznie zagląda w przyszłość. Cena wróżby tania nie była i choć stać ich było na nią, to czarodziejka nie chciała poznawać swojej przyszłości z ust tej kobiety. Mętne, jak zwykle zresztą, przepowiednie jej zdaniem tylko mieszają w głowach i człowiek skupia się na ich rozszyfrowaniu zamiast wzięciu się do roboty. Od dawna z resztą wiedziała, ze do Pyłów należy im iśc, choć wolałaby udać się tam w bardziej sprzyjającym czasie, choć może nie powinni czekać?
Zastanawiało ją jednak jedno. Słowa młodego chłopaka: "gdy pani ośmiela się wsadzać nos w sprawy potężniejszych od siebie" sprawiły, ze przeszedł ją dreszcz. Czyżby jednak faktycznie byli wybrańcami bogów? Czyżby ich przeznaczeniem było jakieś szczególne zadanie? Sen, przepowiednie... zazwyczaj chyba właśnie w taki sposób bogowie obwieszczają swoją wolę, prawda?
- Ee tam zabić od razu. Słyszałaś chłopaka, ona tak czasem ma. A powiedzieć to może i zechce. A może nie. Jak się ocknie to spytamy. - odpowiedziała bardce Tua i poprawiła wróżbitce zsuwający się z nosa okład.

- Ciekawe ile czasu jej zajmie dojście do siebie? - zaczęła zastanawiać się Sorg na głos - Czy któreś z Was będzie ją pytać o swoją przyszłość też? Chyba zmienię jej już okład, bo wróci ten "sympatyczny" chłopak i znów się nas będzie czepiał - dodała zdejmując okład z twarzy kobiety, zanurzając go w misce z zimną wodą i na powrót kładąc na jej twarzy. Mimo tego, że chłopak twierdził, wróżka czasami tak ma i Tua też jej to przypominała, to jednak czuła, się winna zaistniałej sytuacji, wszak przecież to ona poprosiła o wróżbę i to w jej przyszłość zaglądając kobieta zareagowała jak zareagowała.
- Pewnie niezbyt długo, skoro chłopak nas tu z nią zostawił. Ja przepowiedni nie chcę - powiedziała pewnie czarodziejka - ale okład możesz zmienić. powiedz tylko Ri... - zająknęła się nie wiedząc jak właściwie teraz powinna się zwracać do przyjaciółki - Sorg, czy mówi ci coś ta przepowiednia?
- Mam nadzieję, że niedługo. Przepowiednia... sama jeszcze nie wiem, muszę się nad nią zastanowić. Może jeszcze nam coś powie, co rozjaśni to o czym już mówiła. Przepowiednia musi być jednak ważna, inaczej nie stałoby się to co stało... i chłopak też mówił o tym, że to "sprawy potężniejszych". Nie możemy więc ich ignorować, a wręcz przeciwnie,powinniśmy się dowiedzieć najwięcej jak tylko możemy. A gdzie możemy się dowiedzieć? Jak na razie to mi do głowy przychodzi tylko ona... - tu wskazała palcem na nadal nieprzytomną kobietę - Masz lepszy pomysł? Myślisz, że jest ktoś kto nam to lepiej wyjaśni, kto nam cokolwiek powie?

- Jeśli "potężniejsi" sprawiają, że ona nam wróżąc traci przytomność, to nie wiem czy w tej sprawie uda jej się jeszcze nam cokolwiek powiedzieć. To, ze do Pyłów trzeba nam iść, to chyba już wiadome wcześniej nam było. Teraz tylko problemem jest jak odzyskać twoje dobre imię.
- A mi się wydaję, że watro pytać. Wszak nie wiedzieliśmy nic, zadając pytania dowiadujemy się czegoś. Jak te wszystkie informacje, które słyszymy poskładamy w całość to może wreszcie nam się uda odgadnąć o co w tym wszystkim chodzi. To co mówiła nam Ruda Wiedźma, to co nam mówił dziadunio Henryczek, to co nam zostawił w liście Aesdil i to co teraz się dowiemy. Jak nie spytamy nie usłyszymy nic, a może nawet w błahej odpowiedzi kryje się rozwiązanie naszych kłopotów... moich kłopotów. Ja wolę spytać... Zawsze jest ktoś "potężniejszy", zawsze jest ktoś kto wie więcej, więc jak nie będę pytać nie dowiem się niczego.

- Oczywiście, że pytać warto. Im więcej pytań się zada, im więcej ludzi się przepyta tym lepiej. Dlatego tu jestem. Tylko nie bardzo przepowiedniom ufam. Może bardziej pewnie byłoby dyskretnie popytać ludzi w mieści? Może i kapłani mogliby nam coś powiedzieć? Z resztą póki co z Uran nie wyjeżdżamy to popytamy kogo się będzie dało. Byle tylko dyskretnie, żeby nie zwrócić zbytnio na siebie uwagi.
- No właśnie pytamy dyskretnie. Przecież nikt się nie zdziwi, że do wróżki po przepowiednie przyszliśmy, a dowiedzieć się czegoś też od niej możemy. Wróżby dziadunia Henryka jakoś nam się spełniły. Lepiej wiedzieć co może być niż nie wiedzieć. Czy się spełni to już inna sprawa, ale możemy zawsze się przygotować na to że jednak się to może zdarzyć.

- Jasna sprawa. Każda wiedza może się przydać - skwitowała ze wzruszeniem ramion Tua. - A wy jakąś przepowiednie od wróżbitki będziecie chcieli?
- Jeśli chodzi o mnie to owszem, ale nie zasypujcie mnie proszę potem gradem pytań. To będzie dla mnie bardzo... ciężkie - Dorzuciła swoje trzy grosze Meave, doskonale wiedząc, o co chce zapytać.

Bardka rozumiała dziewczynę bardzo dobrze. Pokiwała głową, że nie zależnie od tego co spyta Maevę one jej nie będzie dręczyć pytaniami. Zerkała również niespokojnie na nadal nieprzytomną kobietę zmieniając jej po raz kolejny okład.

Tua uśmiechnęła się. Kilka razy nieopatrznie zapytała Meave o przeszłość, ale ta nigdy nie odpowiadała. Nietrudno było się domyślić, że historia kobiety nie jest dla niej niczym przyjemnym i przeżyła ona jakieś trudne chwile z którymi jeszcze się nie pogodziła. Dlatego również nie odpowiedziała, a tylko uśmiechem starała się przekazać swoje zrozumienie i wsparcie.

Vantro

Po jakimś kwadransie wróżbitka zaczęła się niespokojnie kręcić na łóżku i wreszcie otworzyła oczy.
- Cholera... - mruknęła, próbując słabo podnieść się do pozycji siedzącej. - Wiedziałam, że trza było tego półelfiego dzikusa psami poszczuć, a nie do łóżka pakować. - Kot zeskoczył z toaletki i, mrucząc intensywnie, zaczął łasić się do swojej pani. Kilka kropli krwi z nosa kobiety spadło w jego jedwabiste futerko.
- Dobrze się już czujesz? - spytała z troską Tua - ten szczerbaty chłopak mówił, że masz tak czasem, gdy... "wsadzasz nos w sprawy potężniejszych od siebie"...? - ostatnie słowa wypowiedziała pytającym tonem mając nadzieje, że Meyaia zechce im wytłumaczyć tą sytuację.
- Według ciebie wyglądam jakbym czuła się dobrze? - sarknęła Meyaia, przykładając sobie mokrą szmatkę do czoła i opadając na poduszki. - Młody powinien trzymać język za zębami, bezczelny smarkacz. Wywalę go kiedyś na zbity pysk, jeśli sama się wcześniej nie przekręcę. Ech...
A znaczy to, co znaczy. Nie każdy lubi jak zagląda się w jego sprawy, a wielu potężnych ludzi potrafi skutecznie bronić się przed wieszczeniem - nawet jeśli nie dotyczy teraźniejszości a przyszłości.

Tua wzruszyła ramionami na słowa o samopoczuciu wróżbitki. Dziewczyna tylko się zatroszczyła o jej zdrowie, ale najwyraźniej trudno było się doszukiwać w tej kobiecie wdzięczności za jakąkolwiek troskę czy życzliwość. Trudno.
- Pewnie nie wiesz kim może być ten ktoś? Podejrzeń nie masz, kto może być zainteresowany tą sprawą, a jest wystarczający silny by zablokować twoje wieszczenie?
- Gdybym wiedziała to nie byłoby problemu - nosowo odparła kobieta. - Chociaż wolę nie wiedzieć... - zamyśliła się na chwilę. - Nie znam się na magii, ale może być tak, że samo wieszczenie o Pyłach jest niebezpieczne; w końcu to przeklęte miejsce, pełne spaczonej magii i zagubionych duchów, w tym dusz potężnych czarodziejów.
- Czyli jeśli nasz los związany jest z Pyłami, to nie mamy co liczyć, na kolejną wróżbę?
- Nie jest powiedziane, że w wizji zobaczę Pyły. Teraz jednak na pewno nie mam sił, by próbować ponownie. Zresztą weszłaś tutaj z dość sceptyczną miną - skąd więc ta nagła ciekawość? Kapłani i magowie przecież też potrafią wieszczyć, czemu nie poprosisz któregoś z Gildii? Z pewnością będzie wyglądał bardziej przekonywająco ze swoimi kulami i śmierdzącymi składnikami - dokończyła szyderczym tonem.
Tua z uwagą wpatrywała się w kobietę. Jest po prostu dobrą obserwatorką czy może wywróżyła sobie sceptycznego gościa? W odpowiedzi wzruszyła ramionami.
- Nie znam się na wróżbach i nie jestem ich entuzjastką. Trudno ufać czemuś, czego pochodzenia się nie zna. Może jestem zbyt wścibska, ale jak to się dzieje, że poznajesz przyszłość? Kapłani proszą bogów, magowie korzystają z magii, a ty?

Meyaia wzruszyła ramionami.
- Po prostu mam dar; jak moja matka i matka mojej matki. Moja siostra też umiała czytać przyszłość - gdy jeszcze żyła. Rodzimy się z tym; to płynie w naszej krwi, tak samo jak zaklinacze czy aasimarzy mają we krwi swoją moc. Widzę ludzki los w liniach dłoni, gwiazdach, blasku oczu. Czasem śnię... A czasem wystarczy jedynie uważnie słuchać i patrzeć by dowiedzieć się jaki los kogoś czeka.

Sorg zerknęła na kobietę z uwagą i słysząc jej słowa o półelfie przypomniała sobie innego półelfa o którego miała ją zapytać. - Czy mówisz pani o Helfdanie? - wyrwało jej się pytanie, zanim pomyślała, że to nie o nim może wspominać kobieta. Przecież półelfów chodzi po tej ziemi tylu, że to by był szczęśliwy traf jakby to jednak chodziło o tego samego.
- Ano Helfdanie, pochutnym baranie - zachichotała nieoczekiwanie Meyaia. - Taki to na kobietę może kłopoty sprowadzić nawet, jak całe życie na tyłku w domu przesiedzi - znacząco poklepała się po brzuchu i puściła do bardki oko.

"O matko! Tutaj też portki ściągał? Czy ten facet wszystkie kobiety postanowił uwieść? Może powinnam każdą napotkaną pytać o niego to szybciej go znajdę niż on mnie. Chociaż akurat, że w jej łóżku zawitał wcale się nie dziwię", pomyślała przyglądając się kobiecie i czując wpełzający rumieniec na swoje poliki.
- Opowiesz mi o nim? Jego też szukam, a ktoś radził mi abym trzymała się od niego z daleka i sama nie wiem co robić. Może to właśnie o to chodzi... - tym razem bardka poklepała się po brzuchu puszczając oko do wróżki.
- Piękny to on nie jest, zwłaszcza że go pierwszy raz z gębą obitą jak kotlet wieprzowy zobaczyłam - Meyaia ponownie uniosła się na poduszkach, a kot miauknął zły, że się go rusza gdy tak wygodnie śpi. - Za to mężczyzna jak się patrzy, silny i stanowczy; tylko wilk dziki, pewno go nikt nie oswoi. Nawet gwiazda nie pochwyci przecież księżyca... - zachmurzyła się na moment, po czym znów rozpogodziła i konfidencjonalnym szeptem rzekła - Ale jak go będziesz dosiadać, to najlepiej na górze; solidnie obdarzony jest, to tak wygodniej - zwłaszcza na pierwszy raz, zanim się nie przyzwyczaisz.

Sorg czuła że jej policzki to już całkiem czerwonej barwy nabrały, ale widząc że wróżka chętnie opowiada o pólelfie, który jej poszukuje, brnęła dalej. - Słyszałam, że podobno z niego swój chłop, ale taki co by łomot spuścił jak mu się co nie spodoba. Jak taki stanowczy to może mu się nie spodobać, to moje górowanie nad nim. Może lepiej jednak abyśmy się ze sobą nie spotkali? - zaczęła rozważać na głos - Z resztą z tego co słyszałam ponad miesiąc temu tu był, więc teraz może być wszędzie. Pewnie nasze drogi się nie zetkną, to co mi po rozważaniu, jaki on jest? Choć może Ty wiesz gdzie on podążył? To, że w Podkosach był to już wiemy, ciekawa jestem gdzie teraz przebywać może, ale pewnie tego to nawet Ty pani przewidzieć nie możesz... - zawiesiła głos zerkając na leżącą kobietę.
- Bardzo dobra charakterystyka - parsknęła śmiechem wróżka, szybko jednak przestała bo zakręciło jej się w głowie. - Co do spotkania zaś nie musisz się troskać - jeszcze nie pojęłaś czym jest księżyc? - wskazała na stół, gdzie nadal leżał szkic wykonany dłonią Sorg. - Tak jak ty nosisz gwiazdę na ciele, tak samo on nosi księżyc; co prawda na pierścieniu, ale jednak. Pojęcia nie mam czy ukradł go, znalazł czy dostał w spadku; jednak wasza wizja i moja uzupełniają się wzajemnie. Wcześniej czy później spotkacie się tam, gdzie będziecie najbardziej potrzebni.

- Nie wiedziałam, że on nosi księżyc. Skąd miałam wiedzieć? Nikt z kim rozmawiałam o nim nie wspominał o tym pierścieniu. Czyli nasze losy są ze sobą splątane. - zamyśliła się Sorg zerkając na twarz kobiety, po czym dodała - z Twoich słów wynika, że on jest moim sprzymierzeńcem, a nie tak jak sądziłam do tej pory... - zawiesiła głos nie chcąc zdradzać, że traktowała półelfa jako swojego "wroga", którego powinna unikać.
- Sprzymierzeńcem... pewnie tak, choć ciężko powiedzieć. Wiesz, wróżby nigdy nie są jednoznaczne. Kto wie... może się okazać, że to ty jesteś zagrożeniem a on wybawicielem, albo na odwrót; waszym zaś losem jest zmierzyć się ze sobą. Ja zaś rzadko pamiętam tak silne wizje jak twoja.
- Cokolwiek się okaże, to i tak musimy się chyba spotkać, aby się o tym dowiedzieć - ciągnęła w zamyśleniu bardka - Przed przeznaczeniem chyba nie ma ucieczki? - spytała niepewnie zerkając ponownie na leżącą przed nią kobietę. Czuła się trochę niepewnie tak stercząc wraz z pozostałymi wokół jej łóżka i wypytując ją, ale chciała się dowiedzieć wszystkiego co tylko jej się uda.

- Zwykle uciekając człowiek pakuje się w jeszcze większe bagno - trzeźwo stwierdziła Meyaia. Kot zamruczał potwierdzająco i zwinął się w kłębek. - Stawiając czoła przeznaczeniu na pewno wyjdziesz na tym lepiej; a przynajmniej będziesz mogła się przygotować. Helfdan nie wyglądał na chłopa co za dużo kombinuje, więc zdrady bym się po nim nie spodziewała. Zresztą - który chłop w ogóle myśli? - spytała retorycznie.
"Myśli, myśli tylko pewnie nie tym co trzeba", pomyślała bardka, po czym przyciągnęła sobie stołek do łóżka kobiety i siadając na nim, spytała z miną niewiniątka.
- Czyli z niego taki chłopek roztropek? Nie myśli, nie kombinuje, zdrady się raczej nie dopuści to może i mnie nie znajdzie? Chyba, że sama będę chciała wyjść naprzeciw przeznaczeniu i swoją drogę z jego drogą skrzyżować? - po czym wymamrotała pod nosem - ciekawe co on w sobie ma, że mimo iż nie jest podobno "piękny" to i tak nawet tutaj wpakował się do łóżka?

- Na takiego mi wyglądał; ciężko jednak poznać kogoś w dwa dni - nawet faceta. - machnęła ręką Meyaia.
"Pewnie, że ciężko, ja ze Stickiem ile czasu się włóczyłam i okazało się, że tak naprawdę nic o nim nie wiem", pomyślałam bardka zrezygnowana.

Callisto

Meave przysłuchiwała się i przyglądała wróżbitce. Musiała przyznać, że kobieta zrobiła na niej niezaprzeczalne wrażenie. Była to druga napotkana na tej drodze kobieta, która jej imponowała... A skoro mówi, że zajmuje się osobistymi wróżbami, to czemu nie zapytać?

- Teraz ja bym chciała prosić. - Odezwała się Meave, podchodząc nieco bliżej do Meyai. - Jest to związane poniekąd z Pyłami, ale równocześnie tkwi we mnie niczym drzazga, której nie da się wyjąć. Widzicie.... - tu spojrzała na pozostałych. - Ostatniej nocy znów śniły mi się Pyły. Jednak w zupełnie innej formie, a w nich... znajdował się mężczyzna, mój dawny.... - zawahała się na chwilę, nie wiedząc jak nazwać Houruna. - kochanek. Imię jego, Hourun, niedawno padło w innym kontekście jak zapewne niektórzy pamiętają.... Ja....chcę...wiedzieć, co się z nim stało, albo dzieje. Mam dziwne przeczucie, że coś jest nie w porządku. Dziwne przeczucie, że natychmiast powinnam podążyć w kierunku Pyłów.
Głos Meave trząsł się, ale na zewnątrz starała się zachować spokój. Wewnątrz jednak ciągle targały nią emocje z poprzedniej nocy. Kiedyś przysięgła sobie, że żaden mężczyzna nie będzie miał nad nią władzy, jednak nie potrafiła tego dotrzymać. Nie potrafiła oprzeć się temu mężczyźnie, każda próba oporu spełzała na niczym. Zawsze tak było. Nawet gdy kłócili się nie trwało to długo, głównie ze względu na to, że ona po prostu nie mogła się na niego długo gniewać. Pod tym względem miał nad nią całkowitą władzę i przewagę. Przy nim krnąbrna i uparta Maeve stawała się uległa niczym małe zwierzątko. Nie było to takie do końca złe uczucie, ale jednak... Z nim nigdy nie była całkowicie samodzielna. Teraz musiała liczyć na siebie, ale nie była do końca pewna, czy jej się to podoba.

- [/]Chcecie mnie zabić?[i] - burknęła Meyaia, ale współczująco wyciągnęła rękę w kierunku zaklinaczki, która podała jej swoją. Najwyraźniej rozpacz w głosie Maeve poruszyła ją bardziej, niż tropienie drużyny Helfdana. - To będzie was kosztować podwójnie; pamiętaj też, że wizja dotyczyć będzie ciebie, on może być jedynie w kontekście. - zastrzegła. Przez chwilę trzymała ją z zamkniętymi oczami, po czym otworzyła je, wpatrując się w... wierzch dłoni Maeve, jakby obawiała się, że spojrzenie na wnętrze dłoni znów wciągnie ją w niebezpieczny wir przyszłości. Po chwili westchnęła smutno i rzekła - Na pewno chcesz wiedzieć?

Maeve była przygotowana swoim zdaniem na wszystko. Przez ten czas rozważała dużo możliwości, od tego, że ukochany po prostu się nią znudził po to, że nie żyje. Skinęła głową na znak, że chce usłyszeć słowa wróżbitki. Cokolwiek by nie miała jej do powiedzenia Maeve zasługiwała na prawdę, choćby i tą bolesną. Jakże miała otrząsnąć się, jakże miała żyć dalej ciągle dręcząc się? Czy było to w ogóle możliwe? Obawiała się, że nie będzie w stanie się pogodzić z czymkolwiek, co jej Meyaia powie, ale... musiała. Musiała pokonać siebie, swoje strachy, słabości. Będąc małą dziewczynką chciała być wojowniczką, prawdziwie silną kobietą, ale dziś już wiedziała, że nie jest w stanie. Na zewnątrz zwykle twarda, silna, na pozór nie przejmująca się opiniami innych, ale wewnątrz cierpiała. Jej serce było raną, wielką i ropiejącą. Ziejącą dziurą. Nigdy nie sądziła, że smak miłości może być tak słodki i gorzki zarazem. Ktoś jej kiedyś powiedział, że powinna się cieszyć, że w ogóle mogła kochać.... Ale czy naprawdę? Czy nie lepiej byłoby po prostu przejść przez życie bez tego, owszem, pięknego i obezwładniającego uczucia, ale jednocześnie niszczącego. Taka była prawda, odkąd odszedł Hourun ona zachwiała się. Była niczym drzewo szargane silnymi wiatrami. Silne drzewo mocno trzymało się ziemi, nie chcąc się jej puścić, ale w pewnym momencie i tak zostało pokonane, wyrwane z korzeniami. Zaklinaczka obawiała się, że to samo stanie się z nią. Nie wiedziała, co jeszcze powstrzymywało ją przed totalnym załamaniem. Tyle razy miała ochotę uciec gdzieś, pogrążyć się w płaczu i żałości, ale powstrzymywała się... Tak samo jak ciągle powstrzymywała się przed dogłębnym poznaniem prawdy... Dlatego musiała zrobić to teraz.
- Jestem gotowa na cokolwiek, co masz mi do przekazania. - Powiedziała starając się maskować niepewność w swoim głosie. Kobieta westchnęła znowu, po czym odwróciła dłoń zaklinaczki.
Momentalnie krew zaczęła sączyć się jej z nosa. Czarne oczy przybrały zamglony, nieobecny wyraz.
- Maeve... - z oczu wróżbitki spłynęły łzy, lecz chrapliwy, męski głos nie był tym, który przemawiał do was przed chwilą. - Moja Maeve... Tak długo cię wołałem... dlaczego nie przybywasz? Z każdym słowem ulatują me siły, moja moc... Ta przeklęta melodia wysysa je wszystkie... Jestem już cieniem cienia... cieniem tego umarłego miasta... jak Elidor, jak Vitriia... wszyscy znikają, noc po nocy... Maeve... on rośnie w siłę... nie pozwól...
Meyaia ponownie opadła nieprzytomna na poduszki. Jej dłonie, otaczające dłonie zaklinaczki były nienaturalnie zimne. Kot znów rozdarł się ostrzegawczo, najwyraźniej wyczulony na takie sytuacje, ale Kalel szybko ścisnął mu pyszczek.

Meave czekała na słowa wróżbitki... Usłyszała jednak zupełnie, co innego niż się spodziewała. Zupełnie co innego niż to na co była przygotowana. Na dźwięk znajomego głosu oczy otworzyły jej się szerzej. Czy to... Nie... niemożliwe... A może jednak? Serce zaklinaczki zabiło szybciej, gdy usłyszała jak do niej mówi... Tyle wrażeń, najpierw ten sen, teraz to... Jej przeszłość dawała o sobie znać w najbardziej bolesny ze sposobów. A więc był uwięziony... Wołał ją, a ona go nie słyszała! Zawiodła go... On cierpiał, przeżywał katusze, a ona egoistycznie skupiona na sobie nie widziała żadnego sygnału. Nie zważając na to, co robi odepchnęła wolną ręką stojących najbliżej niej dopadając bliżej Meyai. Spijała każde słowo z jej ust jakby naprawdę był to ten mężczyzna, którego utraciła.
- Przepraszam... - Wyszeptała cicho, a po jej polikach spłynęła pojedyncza łza, która natychmiast przyniosła za sobą kolejną i tak po jej polikach spłynął strumień. - Znajdę cię, przysięgam, jakoś cię odnajdę... - Mówiła ni to do siebie, ni to do kobiety. Zdawało się, że nie dostrzega niczego, co dzieje się dookoła niej, jej oczy miały pusty wyraz, zupełnie jakby była nieobecna myślami. Tak też było, jej myśli bowiem były przy Hourunie, przy tym mężczyźnie, który jej potrzebuje, potrzebuje jej pomocy... Jakaż to okrutna ironia losu. Teraz to uczennica musiała wyruszyć mu na ratunek... - Oh, Hourun, w co ty się wplątałeś! - Wykrzyknęła, nie pomna obecności innych. Nic się już nie liczyło poza nimi. Musiała go odnaleźć, choćby za cenę własnego życia... Muzyka... Musiał mówić o tych dźwiękach ze snu, ale co miał na myśli mówiąc, że jest cieniem cienia... On chyba nie....? Nie, to nie możliwe. Jej Hourun nie mógł umrzeć, musiał żyć. Na pewno na nią czeka, cierpi niepomiernie, ale czeka! Ona go uwolni, przyjdzie do niego... Nie wiedziała jak, nie wiedziała, co ją czeka, ale musiała. - Tym razem cię nie zawiodę... - wyszeptała. W tym momencie wróżbitka opadła na poduszki nieprzytomna, a jej ręka była nienaturalnie zimna. Meave również jakby obudziła się z transu. Czy to możliwe, że właśnie zabiła tą kobietę? Potrząsnęła jej ręką, jakby oczekując reakcji. Nie chciała mieć kolejnego życia na swoim sumieniu przez swój egoizm...
"Kolejnego?" Czyżby naprawdę zakładała, że Hourun zginął przez nią?

Meyaia nie zbudziła się jednak. Co prawda oddychała płytko, lecz jej ciało wychładzało się w zastraszającym tempie.
- Coś złego się z nią dzieje! Trzeba jej jakoś pomóc! - Zawołała Meave, puszczając dłoń kobiety i desperacko nią potrząsając. - Jeśli coś jej się stanie... Nie chcę mieć czyjegoś życia na sumieniu....
- Nic jej nie będzie, przecież ten jej służacy, czy kim on tam jest powiedział, że ona tak ma... Okład jej znów połóżmy i zawołajmy może tego rudego niech tu przelezie - wymamrotała pod nosem bardka - może teraz trzeba jej dla odmiany jakiś ciepły położyć. On pewnie będzie wiedział co i jak.
- Ona jest strasznie zimna, niemal... jakby umierała... I coraz zimniejsza! Naprawdę chcemy to tak zignorować?
Sorg podeszła do drzwi otworzyła je na całą szerokość i wydarła się na całe gardło - POMOCY!!!

Na schodach rozległ się głośny tupot i do pokoju wpadł wyrostek. Dopadł do łóżka, zrzucając przerażonego kota, po czym zaczął rozcierać ręce swojej pani.
- Co wyście zgupli! Pytaliście ją o zmarłych w takim stanie!? - wrzasnął, okrywając Meyaię wszystkim, co wpadło mu w rękę. - Debile! To was będzie drogo kosztować! Wąskiiiiii!!! - wydarł się przez okno. - Wąskiiii! Biegnij po kapłana, a żywo! Powiedz, że to dla pani! - znów doskoczył do łóżka, po czym zaczął bezradnie miotać się po pokoju, na zmianę klnąc i próbując rozgrzać Meyaię - Jak ona umrze to popamiętacie! - smarknął, bezradnie patrząc na serwantkę pełną tajemniczych mikstur.
- O jakich zmarłych? - spytała ze zdziwieniem bardka - Rozmawialiśmy... i ona nagle znów odleciała i zaczeka robić się zimna. Pomyśleliśmy więc, że tym razem chłodny okład jest nie na miejscu, a ty będziesz wiedział co robić.
Meave pobladła. Czyli jednak... On nie żył. Hourun nie żył. Nie było już nadziei... A może jednak?
- Ja..to moja wina - odezwała się łamiącym głosem. - Nie wiedziałam, że on nie żyje. Nie chciałam... To wszystko moja wina... moja wina... - powtórzyła niemal szeptem, a łzy spływały jej ciurkiem po polikach. - Ja... jeśli jest cokolwiek, co mogę zrobić... Ja nie... nie wiedziałam. Hourun... - Powtarzała zdanie jak w amoku, ciągle w szoku po wszystkim, co usłyszała i co się wydarzyło. Padła na kolana, nie mając już siły utrzymywać się dłużej na nogach, przytłoczona tym wszystkim.
Sorg podeszła i ukucnęła przy dziewczynie, objęła ją i powiedziała: - Nikt z nas nie wiedział, że ona tak zareaguje. Gdybyśmy wiedzieli to byśmy nie pytali. To nie jest Twoja wina, ona chyba nie powiedziała, że on nie żyje? To ten chłopak tak twierdzi. Meave musisz jej jakoś pomóc zanim przyjdzie kapłan... Pomyśl, może coś możesz zrobić... rozgrzać ją czy coś... przecież nie damy jej umrzeć, sama tak mówiłaś... - potrząsnęła lekko za ramię czarodziejki - pomyśl... proszę!
- Nie jestem kapłanem, nie uzdrowię jej... A zestaw uzdrowiciela raczej na nic tu się nie zda, prawda? - Zapytała, nie spoglądając na Sorg i umyślnie omijając bolesny dla niej grunt. - Niby mam hubkę i krzesiwo, ale co to da... Magiczna sfera... - Zaczęła wymieniać po kolei swój inwentarz, jednak nie znajdując w nim nic, co by mogło pomóc. - Mogę się modlić. Tak, to dobry pomysł. Modlić się... modlić... Ostatnio dużo więcej się modlę.. Może Mystra usłucha... Modlić się, tak to dobry pomysł... - Powtórzyła niemal automatycznie. Zamknęła oczy, a w myślach przywołała znak swojej bogini, Matki Wszelkiej Magii.

"Co się z nią dzieje?" czarodziejka z przerażeniem patrzyła na słabnące ciało kobiety. Tua była chłopką. Zgodnie z tym co mówiono na wsi, to ciepło ulatuje z ciała razem z duszą; krew zaś wypływa, przez walkę, bo zbyt wcześnie duch ulatuje. Ale tej krwi było coraz więcej...
- Jej duszę przy ciele utrzymać mogą tylko bogowie. Tylko jak tak krwawic będzie to duch nie będzie miał wracać do czego. - Z tymi słowami wyciągnęła ze swojej torby różdżkę i... zawahała się. A Meyaia z sekundy na sekundę traciła coraz więcej krwi. "Nie ma czasu na słowa." pomyślała i prawą ręką, ściskając mocno kawałek drewna zdecydowanie wskazała na leżącą kobietę i obserwowała czy widać efekty. Miała nadzieję, że ten czar zdoła choć zatamować to krwawienie. Na więcej nie liczyła.

Ale się przeliczyła. Efektów trudno było się dopatrzeć. Nie zmieniło się nic poza dziwnym wzrokiem jej przyjaciół. "Dobrze, że jej przynajmniej nie zabiłam... mam nadzieję." I przypominając sobie słowa maga postanowiła zrobić jeszcze jedną próbę.
- Ty spróbuj! Wskaż różdżką na wróżbitkę - powiedziała podając różdżkę Sorg i prosząc w duchu Lathandera, żeby racje mieli ci, co mówili Madragowi o uleczającej mocy bardów. Liczyła się z tym, że i tym razem może się nie udać, ale jeśli to jakoś pomoże tej kobiecie, to warto spróbować.


- Modlić się też możemy... Ty weź ją za jedną rękę, ja za drugą i rozcierajmy jej je może to cos pomoże... a przy tym możemy się modlić - powiedziała bardka ujmując zimną dłoń kobiety, rozcierając ją swoimi dłońmi i zerknęła na modlącą się czarodziejkę.

Słuchając Sorg, rudowłosa wzięła kobietę za rękę, a z jej ust popłynęły słowa modlitwy.
- Mystro!
Ja, twoje niepokorne dziecię, zwracam się z gorącą prośbą, nie pozwól tej kobiecie odejść, niech nie płaci za mój egoizm, moje błędy. Wiem, że nie zasługuję na twoją łaskę, nie zasługuję na nic, co mogłabyś mi zaoferować. Ale jednak błagam cię, o Bogini. Nie pozwól tej kobiecie zginąć, proszę, nie pozwól zginąć.... Nie wiem, co mogłabym ci obiecać poza moim życiem, moją wolą... Nie mam nic do zaoferowania, jestem tylko niepokornym twym dzieckiem. Ale błagam! Błagam! Wysłuchaj mnie! Bogini, proszę, nie zabieraj jej ludziom... Nie zabieraj....
Maeve miała ochotę zwinąć się w kłębek, ukryć w kącie i o wszystkim zapomnieć. Albo lepiej. Sprawić, by to wszystko nigdy się nie wydarzyło, ale nie mogła.
- Głupia... nie... bogowie zawsze biorą więcej niż dają... - ze zmartwiałych ust Meyaii wydobył się charczący głos Houruna, wywołując pełen przerażenia okrzyk ryżego.

Bardka w myślach powtarzała słowa dziewczyny... "Błagam, błagam, błagam..." nic innego nie przychodziło jej do głowy, pocierała tylko dłonie kobiety starając się przekazać jej swoje ciepło. Słysząc słowa Tui i widząc wyciągniętą w jej stronę rękę z różdżką bardka ujęła ją w dłoń, wskazała nią leżąca na łóżku kobietę, a z jej ust popłynęła mimowolnie melodia. Słyszała modlącą się obok niej Maeve, widziała Tuę i Kalela, którzy próbowali pomóc i sama trzymając różdżkę wycelowaną w nieprzytomną wieszczkę nuciła pod nosem pieśń. W pokoju słychać było melodię, bez słów, gdyż słowa z jej ust się nie wydobywały, melodię na której skupiła swe myśli trzymając różdżkę. Przymknęła oczy aby skupić się na tej czynności, aby nic i nikt nie mógł jej rozproszyć, włożyła w to całą swoją siłę woli.

Melodia płynęła z ust Sorg, a wraz z nią strumyk krwi robił się coraz cieńszy i cieńszy, aż ustał zupełnie. Jednak dopiero po dłuższym czasie Meyaia zaczęła powoli odzyskiwać kolory, Maeve miała zaś wrażenie, że wracające kobiecie życie wysysa z niej samej ciepło i moc.

Sayane

Nieco bezradnie siedzieliście wokół nieprzytomnej Meyai. Maeve modliła się cicho, ryży zaś naprzemian klął, ciskał się po pokoju i wyglądał przez okno. Naraz skoczył na dół, po chwili usłyszeliście szczęk odsuwanych zasuw i szybkie kroki na schodach. Do pokoju wkroczył wysoki, szczupły mężczyzna po trzydziestce, ubrany w szare, haftowane złotem szaty, z symbolem Ilmatera w dłoniach. Za nim wbiegł ryży i jakiś młodszy, piegowaty chłopiec.


Kapłan bezceremonialnie odsunął Was od kobiety, oglądając ją uważnie i mrucząc jakieś modlitwy. Wisior w jego dłoniach kołysał się rytmicznie. Trwało to i trwało, choć nie widzieliście żadnych namacalnych efektów. Obszedł też pokój, jak gdyby czegoś szukając. Na koniec postawił obok łóżka niewielką kadzielnicę, z której zaraz zaczął wydobywać się ostro pachnący dym, i rzekł do ryżego:
- Twojej pani nic nie będzie. Nie opętał ją żaden duch, nic się do niej - jak to nazywasz - nie przyczepiło. Musi tylko długo odpoczywać i, na Boga, niech przestanie wieszczyć, bo ją to do grobu doprowadzi, mówiłem tyle razy! Niech się zajmie wróżbami dla praczek i kucharek, a nie śledzi przeznaczenie. Wielki talent wymaga wielkiej siły, a ona nie młodnieje. Jeszcze kilka takich wyskoków, a z dzieci to tylko wy jej zostaniecie, bo własnych nie będzie mogła mieć. A ty - chwycił piegowatego za ucho i mocno potrząsnął - jeszcze raz wpadniesz do świątyni z takim rykiem, to pasy karzę drzeć! I tak już najwyższy kapłan nosem kręci, że w posługę do wiedźmy i ladacznicy chodzę; nie musi jeszcze o tym słyszeć. Ech, co się porobiło z tym światem... - westchnął i ruszył do wyjścia.

Meyaia spała całe popołudnie i wieczór; nadal blada choć wyraźnie w lepszym stanie niż wcześniej. Gdy się ocknęła księżyc stał już wysoko, a obaj chłopcy posapywali cicho przez sen, przycupnąwszy w nogach jej łóżka.

Epimeteus

Kalel zmartwiony spoglądał na pobladłą Maeve. Myśl, że przyjaciółka mogła przekroczyć swoje możliwości zagnieździła się w jego głowie i nie dawała wypędzić zapewnieniom, że nic się nie stało. "Wygląda na całkowicie wycieńczoną, te parę chwil, w trakcie których wyleczyła wróżbitkę, musiało wiele ją kosztować" myślał obawiając się o stan czarodziejki. Gdy jednak dostrzegł jej pytające spojrzenie, którym zdawała się mówić do niego "czego się tak gapisz" odwrócił wzrok, który tym razem, niczym przyciągnięty przez magnes skierował się w stronę Meyai. "Dobrze chociaż, że wysiłek Maeve nie poszedł na marne, wróżbiarka wygląda zdecydowanie lepiej, chyba już jej nic nie grozi" - jego myśli stopniowo uspokajały się, tak że po chwili mógł wrócić myślami do tego co się stało.

"Chyba straciłem szansę na swoją przepowiednię" myślał, lecz ta myśl nie była przykra dla niego - "Bo o co bym się miał spytać? Czy będę miał wór złota? A może czy zostanę królem?" - mimo wszelkich starań nie udało mu się skryć uśmiechu na tą myśl. Wszystkie pytania, które przychodziły mu do głowy wydawały się banalne, lub co gorsza żenujące. Jak przecież pytać się przy swoich przyjaciółkach o powodzenie w miłości, albo o to kim będzie jego wybranka. "Brrr...." wzdrygnął się na myśl o spojrzeniach jakie kpiąco by się wlepiły w niego, a zapewne na tym by się nie kończyło. Co do Sorg miał pewność - nie miałaby litości i co najmniej chętnie by się z niego naśmiewała. A poza tym... tak naprawdę nie był tego ciekaw. Za wiedzę na ten temat w tej chwili nie oddałby złamanego grosza a co dopiero kilka sztuk złota. Te pieniądze lepiej byłoby przeznaczyć na upominek dla przyszłej lubej. "Ale chyba to był żart, że będziemy musieli się wypłacić za atak jaki złapał wróżbitkę?" - pomyślał nieco zdenerwowany - "Skąd mieliśmy wiedzieć co ona może a czego nie, przecież to Meai jest profesjonalistką i to jej odpowiedzialność za to co robi. My uczciwie zapłaciliśmy za usługę, a że jej nie wyszło, to nie nasza sprawa." Mimo tych myśli czuł się jednak współodpowiedzialny za to co się stało. Sam nie wiedział w sumie czemu.

Rozruszało go dopiero przyjście kapłana i jego asysty. Nie widział co prawda sensu w tym co się działo, ale harmider towarzyszący sztuce leczenia był taki, że umarłego by postawił na nogi. Jednak, gdy sługa Ilmatara skończył swoje przyśpiewki i tańce, a dym kadzidła się rozwiał umożliwiając ponownie oddychanie, wystarczyło że powiedział że stan wróżbiarki zapowiada jej rychły powrót do zdrowia, a z radości najchętniej by tego człowieka wyściskał.

Gdy się już wszystko uspokoiło po wyjściu kapłana, pozostało im się zastanowić co dalej. Nie było sensu by siedzieć na miejscu, gdy wróżbiarka wciąż była nieprzytomna. Ona teraz potrzebowała odpoczynku, a obcy ludzie w sypialni na pewno temu się nie przysłużą. Lecz co później? Odpowiedź na to pytanie jawiła się w jego mózgu coraz bardziej klarowna - Pyły. Sny Tuai i Maeve, zawartość pakunku jaki tyle czasu ze sobą nosił bez otwierania, a teraz atak wróżbitki. Było jasne że w jakiś sposób są z nimi powiązani. Ale czy wystarczy im siły i zdolności by poradzić sobie z tym przeklętym miejscem? "Będziemy musieli o tym wszyscy porozmawiać. To nasza wspólna sprawa."

Sayane

Widząc, że kapłan Illmatera zbiera się do wyjścia, a Meyaia wreszcie normalnie śpi, wszyscy się ożywili.

- Kapłanie! - zawołała Tua do mężczyzny. Budził on w dziewczynie dziwne uczucia. Z jednej strony z ulgą przyjęła fakt, że ktoś najwyraźniej kompetentny zajął się szybko słabnącą Meyaią, no i był kapłanem. Sama jego obecność działała uspokajającą. Z drugiej strony jednak jego osoba nie pasowała do tego miejsca, a to budziło pewien niepokój. Mimo wszystko modlitwy chyba poskutkowały, bo kobieta dużo lepiej wyglądała, choć nadal miała zamknięte oczy.
- Kapłanie, czy miałbyś może odrobinę czasu by z nami porozmawiać?
Mężczyzna spojrzał na Tuę jakby dopiero teraz ją zauważył. Wszak cała jego uwaga była do tej pory skupiona na Meyai.
- Czego sobie życzysz, młoda damo? Potrzebujesz opieki Illmatera? Czy potrzebuje jej Twoja ułomna towarzyszka? - wskazał na znamię Sorg.

Czarodziejka najpierw zrobiła wielkie oczy ze zdziwienia, nie wiedząc co ma na myśli kapłan. Zaraz zrozumiała, gdy zerknęła na przyjaciółkę. Czuła jak mięśnie jej twarzy mimo woli napinają się, do uśmiechu. Nie chcąc, by kapłan Illmatera to zauważył zaczęła pokasływać odganiając ręką sprzed twarzy dym z kadzielnicy.
Sorg widząc wzrok kapłana na sobie i słysząc jego słowa, które jak nic dotyczyły jej zerknęła na niego zniesmaczona. Kiedy zobaczyła, że cała jego uwaga jest skupiona na Tui wywaliła jęzor na brodę i szybko go schowała myśląc: "Ułomna... sam jesteś ułomny, co za typek, kapłan chyba powinien być miły, a ten to bufon jak nic".
Kalel z wielką trudnością powstrzymał się od śmiechu słysząc o Sorg ułomnej. Przygryzając wargi by nie parsknąć śmiechem, odwrócił się w stronę ściany, na której z wielkim zainteresowaniem oglądać zaczął efekty pracy malarza. W końcu, gdy opanował paroksyzmy śmiechu na tyle że mógł mówić, ponownie skierował twarz w stronę kapłana i poważnym głosem się spytał - Czy uleczenie takiej... ułomności to skomplikowana sprawa? Wiele by to kosztowało?
- Hm... zależy od głębokości skazy, ale średnio około 200-300 sztuk złota - odparł kapłan, współczująco patrząc na półelfkę. - U elfów takie znamiona występują niezwykle rzadko, podejrzewam więc, iż potrzebne było by dłuższe leczenie.
Po tych słowach Kalelowi odeszła ochota na żarty. Z wydłużoną miną powtórzył - 200 albo i więcej sztuk złota? Ze smutkiem spojrzał na Sorg i kręcąc głową w przeczeniu powiedział - Niestety... będziesz dalej musiała żyć z tym znamieniem, nie możemy poświęcić oszczędności całego życia na zabieg kosmetyczny.
Słysząc pytanie Kalela, bardka szturchnęła go w bok i dodała teatralnym szeptem:
- Nie stać Cię to po co pytasz? - po czym dodała - Ty się lepiej spytaj czy Tobie coś uleczy i za ile, bo mi moje znamię nie przeszkadza.
- Przepraszam. To przez ten dym. - zaczęła się tymczasem mętnie tłumaczyć czarodziejka. - Opieką Illmatera z pewnością nikt nie pogardzi, ale zatrzymałam cię kapłanie, by spytać co tu właściwie się stało. Co się działo z wieszczką Meyaią?
- Dym? Pachnie ładnie... z drugiej strony ja jestem przyzwyczajony. Co do Meyai to raczej wy mi powiedzcie, ja tylko widzę efekty. Biedactwo... - kapłan opiekuńczo pogłaskał kobietę po włosach.

"Czemu kapłan niejednokrotnie pomaga takiej kobiecie? Jeszcze ją głaszcze... Niby jak ojciec, ale... to dziwne." Tua zaczęła mówić uważnie obserwując twarz mężczyzny, próbując wyczytać z niej jego emocje.
- Najpierw, gdy wróżyła to po chwili zemdlała, bo podobno "wsadzała nos w sprawy potężniejszych od siebie". Potem moje przyjaciółka - Tua wskazała na Meavę - zapytała o swojego przyjaciela. Wydaje się jakby on zaczął przemawiać przez Meyaię... a potem zaczęła się robić zimna i ty przeszedłeś. On - tym razem czarodziejka wskazała na rudego - mówił, że to dlatego, że pytaliśmy o zmarłego. - rzuciła zaniepokojone spojrzenie Meave i spytała - Jesteś kapłanem, więc wiesz może jak to wszytko działa i się odbywa... Dlaczego Meyaia tak zareagowała? Czy to... o przyjacielu mojej towarzyszki może być prawdą? - drżącym głosem zadała ostatnie pytanie. Wiedziała ile ten cały Hourun był ważny dla Meave i nie chciała jej zranić swoim pytaniem, ale chyba warto znać całą prawdę.

- Patrzcie go! Ledwie od ziemi odrósł, a już mędrkuje - kapłan zamachnął się na ryżego, ale ten zręcznie uskoczył, wywalił w stronę mężczyzny język, po czym, chichocząc, wybiegł wraz z małym posłańcem z pomieszczenia. Gwarantowany powrót do zdrowia jego pani wyraźnie poprawił mu humor. - Może, ale nie musi. To jednak wie tylko Meyaia... prawdopodobnie - kapłan przyciągnął sobie krzesło, przyglądając się zapłakanej twarzy Maeve. - Nie płacz dziewczyno, tylko pomyśl co ten twój przyjaciel mówił i czym się zajmował, gdy ostatni raz go widziałaś. Jeśli jest obdarzony mocą lub wybrany przez któregoś boga może w ten sposób próbować kontaktować się z tobą. Może być też chory lub w letargu i tylko jego jaźń ma szansę kontaktować się z innymi. Nie chcę jednak robić ci fałszywych nadziei. Dusze zmarłych uwięzione na ziemi przez złych ludzi lub niedokończone sprawy; czy też zagubione w drodze na drugą stronę często szukają kontaktu z bliskimi. W tym ostatnim przypadku lepiej uważać - niezwykle rzadko zdarza się, by w takim duchu pozostał okruch człowieczeństwa; zwykle nie zostaje nic prócz strachu i nienawiści.

Kalel poczuł jak przez jego plecy przebiegają ciarki. Sprawa umarłych przetrzymywanych na ziemi wbrew ich woli poruszyła wyobraźnię chłopaka. - Czemu dobrzy ludzie mieliby stać się zagrożeniem dla swoich bliskich?
- Ciężko rzec; zależy od osoby i rodzaju śmierci, jaką zmarła. Czasami sama gwałtowność śmierci zmienia charakter zmarłego - jedyne, co pozostaje to przerażenie i chęć odwetu na kimkolwiek; choćby na bliskich za to, że nie przybyli w porę. Czasami rozpacz, że nie żyje i pragnienie połączenia się z ukochanymi. Niekiedy zjawy nawet nie zdają sobie sprawy że krzywdzą żywych, zwłaszcza wtedy jeśli nie mają świadomości swej śmierci i próbują żyć tak, jak do tej pory. W innych przypadkach śmierć jawi im się jako spektrum możliwości, które należy wykorzystać. Nie wszyscy ludzie są na prawdę dobrzy - czasem udają porządnych ludzi w obawie przed konsekwencjami. Śmierć zaś wyzwala ich z okowów ludzkiego prawa i konwenansów - kapłan zasmucił się wyraźnie omawiając tak trudny temat.

- Ale... - Kalel zawahał się lecz po chwili kontynuował dalej - Ale czy w świecie zmarłych żadne prawa nie obowiązuję? Jeśli nie ludzkie, to chociaż boskie? - Nie wiedział, czy to o czym mówi ma jakikolwiek sens, lecz myśl, że po śmierci wciąż nic nie jest pewne go zafascynowała.
- Oczywiście, że obowiązują! - Obruszył się kapłan. - Na ziemi też obowiązują i co z tego? Nawet w boskiej dziedzinie życie nie polega na piciu miodu i leżeniu brzuchem do góry. Po śmierci służymy swoim bogom tak, jak za życia i również tam czyha wiele niebezpieczeństw sprowadzanych na wyznawców przez wrogie bóstwa czy tanar'ri. Nawet jeśli dusza bezpiecznie dotrze na Plan Letargu, może zostać stamtąd porwana przez demony, lub podstępem i przekupstwem skuszona do służenia im, często w jakiejś szkaradnej formie. Poza tym istnieją kapłani złych bogów, którzy potrafią wykradać słabe dusze z domen ich opiekunów i więzić na ziemi, torturować lub zmuszać do służby. Dlatego należy całym sercem służyć dobrym bogom, by siła płynąca z niezachwianej wiary uchroniła nas za życia i po śmierci przez zakusami zła - zakończył żarliwie.
- Co to jest tanar'ri? To coś związanego z demonami, prawda?- spytała Tua. Tą nazwę mniej wiecej kojarzyła, ale nie wiedziała co to dokładnie jest.
- Tanar'ri to najgorsza, najbardziej okrutna i podstępna grupa demonów. Wiele z nich włada Otchłanią, często też oni lub ich słudzy zapuszczają się na Plan Letargu, lub wręcz na sam Aber Toril by kusić śmiertelników, zabijać lub podstępem zmuszać do służby. Osoby zwabione przez tanari'ri wcześniej czy później same stają się demonami. No, ale o tym można by mówić i mówić. - klepnął się w kolano. - Jeśli chcecie wiedzieć więcej o zaświatach, przyjdźcie do świątyni. W każdy ostatni dzień trzeciego dekadnia miesiąca prowadzimy kazania na ten temat.

- A co do Meayai... - wróciła do poprzedniego tematu Tua - Co mogło się z nią dziać? Dlaczego tak nagle stała się zimna i płynął potok krwi z jej nosa?
- Jeśli nawiązała kontakt z kimś zmarłym, owiało ją tchnienie śmierci - rzekł poważnie. - Im dłuższy kontakt ze zbłąkaną duszą tym większa szansa, że jej wpływ stanie się szkodliwy, zwłaszcza jeśli owa dusza przejmuje władzę nad żyjącym ciałem. Gdyby trafiła na jakiegoś złośliwego ducha mogłaby się nigdy nie obudzić, a jej dusza zostałaby wchłonięta przez widmo i zniszczona na zawsze. Dlatego mówię, że powinna rzucić ten zawód - fuknął ze złością. - Talent talentem, pomoc pomocą, ale ona w ogóle o siebie nie dba! Z jej zdolnościami każdy szlachcic przyjąłby ją na swój dwór z pocałowaniem ręki, a ona upiera się mieszkać w tej ruderze - zatoczył ręką.
- Więc tak właściwie dlaczego ciągle to robi?
- Powiada, że dla dobra Królestwa. - bezradnie westchnął kapłan. - Jej matka przepowiedziała jej, iż będzie miała swój udział w zapobieżeniu wielkiej katastrofie, a Olyia ponoć nigdy się nie myliła. Więc Meyaia wróży odkąd skończyła dziesięć lat w oczekiwaniu na dzień, gdy przyczyni się do ocalenia swego kraju.

Czarodziejka schyliła się po kartkę, na której wcześniej Sorg narysowała symbol z ich wspólnego snu i podsunęła pod nos kapłanowi.
- A możesz powiedzieć nam coś o tym? O rodzie, który nosił ten symbol?
- Czyli to dla was się o to pytała... - mężczyzna rzucił okiem na kartkę. - Nie wiem, zajmuję się leczeniem, nie heraldyką. Musielibyście poszukać w herbarzach - każdy szlachecki ród ma taki w swoim księgozbiorze. Albo jedźcie na wschód, do Biblioteki, tam na pewno będą wiedzieć więcej.
- W herbarzach... - podchwyciła Sorg - ... a gdzie je możemy znaleźć, jeżeli nie wiemy co to za ród? A do Biblioteki daleko, czy w świątyni znalazłyby się księgi, w których moglibyśmy natrafić na jakiś ślad?
- To elficki ród. - dodała Tua w nadziei, ze to jakoś naprowadzi kapłana i dokładniej odpowie na pytanie Sorg. Ten jednak wzruszył tylko bezradnie ramionami.
- W każdym herbarzu powinny się znajdować wszystkie istniejące - wyjaśnił cierpliwie. - Skoro jednak twierdzicie, że to elfi ród nie gwarantuję, iż znajdzie się w ludzkim - chociaż powinien. W świątyni nie trzymamy jednak tego typu ksiąg.
- A czy jest w świątyni kapłan, który zajmuje się heraldyką? - spytała Sorg zerkając na mężczyznę i czekając co jej odpowie.
- Jak to? O co się dla nas pytała? I kogo? - "Czyżby już wcześniej wiedziała, ze przyjdziemy zapytać się o ten symbol i szukała o tym informacji dla nas?" pomyślała Tua.
- O ten symbol, mówię przecież. Mówiła, że nosił go jeden z jej klientów. Ja się na herbach nie wyznaję, więc pewnie poszła gdzie indziej, w końcu wiele znamienitych osób ma u niej dług. Przecież gdyby w świątyni mogła znaleźć takie informacje to nie szła by gdzie indziej - ostatnie słowa skierował do Sorg. - Musze już iść, więc jeśli macie jeszcze jakieś pytania... - zawiesił głos.
- Jeśli o mnie chodzi to nie mam więcej pytań. Dziękujemy. - Tua uśmiechnęła się ciepło do kapłana. Sorg tylko pokiwała głową przecząco i zapatrzyła się na leżącą na łóżku kobietę.

Kapłan pożegnał się więc i wyszedł, wołając po drodze ryżego i wydając mu szczegółowe dyspozycje dotyczące zdrowia Meyai na najbliższą noc oraz ranek.

Bardka nachyliła się do swoich współtowarzyszy i spytała szeptem:
- Zaczekamy aż się obudzi prawda? - po czym spojrzała wyczekująco na ich odpowiedź.
- Pewnie jest wycieńczona - odpowiedziała Tua przypominając sobie wygląd kobiety w trakcie wróżenia, a później strumyk krwi cieknący nosem - I tak nie będzie miała siły z nami rozmawiać. Proponuję zostawić pieniądze i przyjść do niej jeszcze jutro po południu, gdy odpocznie. Dopytamy się o jej stan, a i może coś jeszcze nam wyjaśni.
- Nigdy bym nie pomyślał, że wróżenie może być tak niebezpieczne. - swoje trzy grosze dorzucił Kalel - Ona wyglądała tak... silnie, tak żywiołowo, a teraz... - Spojrzał z uwagą na wycieńczoną twarz Meyai - A teraz to nawet mniej niż pół jej sprzed paru minut. Ciekawe czy odważy się jeszcze kiedykolwiek użyć swojej mocy.
- To jak w końcu robimy? Idziemy i wrócimy tu jutro? - spytała nieco zniecierpliwiona już czarodziejka.
- Popieram. Teraz, nawet jak się ocknie to nie będzie miała sił. A poza tym pewnie by nie chciała żebyśmy byli tutaj w chwili jej słabości. - wypowiedział swoją opinię Kalel
- Macie racje, w razie czego wrócimy tu jutro, jak Kalel będzie chciał usłyszeć przepowiednie dla siebie - poparła przyjaciół Sorg - Wiecie, ja bym podążyła do tych Pyłów, ciągle nam o nich wspominają, ciągle się one splatają z nami czy to przez sen, czy przez przepowiednie. Są one nam przeznaczone, a przed przeznaczeniem podobno nie można uciec. Nie ma co szukać czegoś daleko, chyba najlepiej poszukać u źródła - dodała jeszcze zanim wyszli z pokoju wieszczki.

Vantro

Sorg przyglądała się krzątającemu kapłanowi z uwagą. Skrzywiła się ze współczuciem kiedy ten chwycił piegowatego za ucho i mocno nim potrząsnął upominając go. Czuła się jak powietrze, kapłan ich ignorował jakby nie przebywali w tym samym pomieszczeniu, oprócz tego jak na początku odsunął ich od łózka wieszczki nic nie wskazywało na to, że nadal czuje ich obecność. Podzielił się z nimi swoimi "mądrościami", a potem po prostu wyszedł nie zaszczyciwszy ich nawet spojrzeniem. "Dobrze chociaż, że pomógł jej", pomyślała zerkając na kobietę. Czas płynął powoli, minuty wydłużały się w godziny a wieszczka spała.
Zapatrzona w twarz kobiety bardka powoli odpływała we wspomnienia. Przypomniało jej się jak po raz pierwszy o swoim śnie Tua i Maeve opowiedziały u Rudej Wiedźmy. Wtedy pierwszy raz na głos padła nazwa Pyły. Pobladła twarz Elethieny i jej słowa: - Nie ma wątpliwości, to są Pyły - tak realne, jak gdy byłam tam ostatni raz... W czasie wojny... walczyłam w tym mieście i znam je jak własną kieszeń. A zwłaszcza skrzywioną moc, która w nim drzemie, którą wyczuwam w tych snach niemal tak mocno, jak w rzeczywistości. Pierwsze skojarzenie, że może to ona, nieznana im bardka jest przyczyną snu czarodziejek, gdyż pierwszy raz przyśnił on się im tuż po tym jak dołączyła do nich. I potem znalezisko w plecaku Kalela. Ten dziwny zły kamień i znów zabrzmiały słowa Rudej Wiedźmy jakby stała tuż obok... To bardzo niebezpieczny artefakt z czasów wojny z Urgulem. Powinien być trzymany w ukryciu, z dala od siedzib ludzkich. "Ten artefakt, coś przepełnionego złem, tak silny, że kilka chwil wystarczyło abyśmy sami mu ulegli. Tak jak powiedziała Ruda Wiedźma, w czyichś niepowołanych rękach mógł być niebezpieczną bronią. "Stick! Może właśnie jego szukał? Może w jego rękach byłby niepowołany, może pomógłby mu obudzić zło, które podobno chce obudzić? Może dlatego był tak niezadowolony, bo szukał i nie znalazł?". Wydawałoby się taki niepozorny kamień, a zawierał w sobie taką moc, złą moc.Tak wielką, że nawet Elethiena stwierdziła." ...zapewne to moc kamienia zsyłała na nie te wizje. Osoby wrażliwe na magię łatwiej poddają się mocy... tego typu rzeczy ... gdyż na prawdę nie wiem co jeszcze mogłoby ciągnąć ich dusze do Pyłów - tam nie ma już nic. Przynajmniej... nie było do tej pory...

"Te sny dziewcząt, może nie są związane tylko z tym kamieniem, Meave ma je dalej tylko tym razem chyba ciągnie ją tam jej ukochany, coś jeszcze mi umyka, o czymś jeszcze wspomniały czarodziejka i jej uczennica" - bardka nieświadomie zmarszczyła czoło próbując sobie przypomnieć słowa jakie padły podczas tej rozmowy. "O snach... same będziecie musiały odkryć skąd się wzięły i co zrobić, by mieszkające w nich zło nie pochłonęło Was zupełnie... mieszkające zło, mieszkające... ale gdzie mieszkające, w ich snach, czy w Pyłach, o których śnią? Powinniśmy się chyba tam udać, do Pyłów, tam chyba leży całe rozwiązanie, tam chyba podążają wszyscy...", rozważania przerwało jej kolejne wspomnienie - Słoneczne Wzgórza... leżą niemal na wysokości wieży Urgula Czyżby więc kamień był przypadkiem? Nie... takie przypadki nie istnieją. Bogowie sprowadzili was tutaj, byście zażegnali niebezpieczeństwo jakie ze sobą niesie. Czy jednak bliskość zniszczonego miasta i domu Urgula wzmocniła oddziaływanie kamienia, czy też wy obie macie w sobie coś, co przyciąga czającą się tam mroczną magię...? "Czy słowa Elethieny nie powinny być dla nas wskazówką? Może powinniśmy sprawdzić co kryją Słoneczne Wzgórza, a może powinniśmy udać się od razu do Pyłów, aby tam się przekonać czy Tua i Maeve mają w sobie to coś. Jednak co zrobimy jak już tam będziemy, czy damy sobie radę sami we czwórkę?" W jej głowie rozbrzmiewały kolejne słowa wypowiedziane przez czarodziejkę ...wasz sen może być ostrzeżeniem. Magia (zarówno objawień jak i wtajemniczeń) wiele ma imion i form. Może płynąć we krwi, jak u Maeve, może też być efektem talentu lub wiary. Może przejawiać się w snach, wizjach oraz innych istotach. To że widzicie niebezpieczeństwo samo w sobie nie jest aż tak niepokojące jak to, że ów stwór ze stosu widzi was. Moc, która ośmiela się wkradać w ludzkie sny, mąci wizje i ingeruje w nie może wyrządzić wiele szkód...

"A więc magia... może to ona nam pomoże, dobra magia, przeciwko złej, tylko musimy się chyba pospieszyć, zanim ta zła urośnie w siłę. Jedyna nasza szansa kiedy ona jest jeszcze słaba, ale czy nadal taka jest? Nas jest czworo, a ile osób stoi po drugiej stronie barykady? Kto oprócz Sicka chce obudzić jeszcze to zło? Nie wierzę w to, że jest on sam, ilu jeszcze stanie przeciwko nam? Ilu jeszcze opowie się za złem, które pochłonęło już tyle niewinnych istnień? Ile jeszcze istnień pochłonie?" Przypomniało się jej jak Ruda Wiedźma obiecała im swą modlitwę, jak radziła aby poszukali jakiegoś doświadczonego kapłana... "Ciekawę czy ten kapłan o którym Aesdil wspomina w swoim liście, ten kapłan Tyra, czy on jest doświadczony? Jeżeli mnie szuka, bo wie, że podróżowałam ze Sickiem, który chce obudzić zło, to zapewne chce go przed tym powstrzymać. Więc będzie walczył po stronie dobra czyli z nami..." Po chwili w pamięci odrodziły jej się słowa czarodziejki opisującej jak to Urugal zaatakował Pyły,które stały się pierwszym miastem co uległo jego potędze, potędze zła. Jak zaskoczył mieszkających tam prześwietnych elfich magów atakiem olbrzymiej armii zombie, szkieletów, zjaw, duchów. Jak polegli powstawali aby stanąć w szranki armii zła, tego zła z którym za życia walczyli a po śmierci wraz z tym złem ruszyli na podbój Królestwa. Pyły... miasto twierdza - zła, wszystko wokół zostało nim skażone, kamienie, rośliny, wszystko. Zaczęła pocierać dłonią swoje ramiona czując na nich gęsią skórkę na wspomnienie opowieści Elethieny. Przypomniała sobie jak czarodziejka opowiadała o kapłanach egzorcystach, którzy próbowali oczyścić to miejsce ze zła. Jak ona i inni magowie rozpraszali drzemiącą tam magię, jak wreszcie się poddali porzucając przesiąknięte złem miasto... złem, rozpaczą, przerażeniem. Jak efekty ich pracy wreszcie zaczęły być widoczne, jednak pomimo ich starań nie udało się im tak całkiem oczyścić okolicy z efektów czarów Urugula. W pamięci rozbrzmiały jej kolejne słowa czarodziejki ... Oddaję w wasze ręce najpotężniejszy magiczny przedmiot jaki posiadam do walki ze złem, choć nasączony bardziej kapłańską magią niż czarodziejską... "Dostaliśmy przecież mapy tego miasta,mamy czarodziejską kulę, która w razie czego wchłonie zło, nie jesteśmy tacy bezbronni, zwłaszcza jeżeli tak jak sugerowała Ruda Wiedźma zamiast na demona natkniemy się tam na człowieka, opętanego żądzą władzy i zakazanej potęgi". Wspomnienie wypełniło się słowami o przeznaczonym im sojuszniku lub sojusznikach, o przeznaczeniu, którym podążają... "A może i nasz sojusznik już nim podąża, może właśnie tam w tych Pyłach zostaniemy ze sobą zetknięci, może właśnie tam będziemy się wspierać we wspólnym dążeniu pokonania zła. Zła, które zostało uśpione i czeka, tylko na co? Czy doczeka się ono całkowitego unicestwienia czy obudzenia, kto z nas będzie pierwszy, kto z nas dokona przeznaczenia? Jakie ono jest?"

I znów szmer wypowiedzianych słów czarodziejki rozbrzmiał w uszach dziewczyny ...A może nieokreślone spojrzenie ze stosu kości to tylko symbol? Dawniej nigdy żadnej piramidy ze szczątków elfów tam nie zbudowano. Jeśli zaś ktoś zbudował ją teraz... "Teraz? Może to ten ktoś kto chce obudzić zło... może to właśnie Sick?" Wzdrygnęła się na samo wspomnienie barda. Zerknęła na leżącą na łóżku kobietę i przypomniał jej się dziadunio Henryczek, pierwszy wróż, który im przepowiadał przyszłość. Przypomniało jej się jak jego wnuczka Marie wspomniała, że miał wizje... Nooo...to już ze dwie wiosny temu było... A może i jedną? Jedną jednak... Na pewno było coś o duszach pomsty wołających... albo cierpiących w... lawendzie? Że wybrańcy zwyciężą, albo z nimi wołać będą... "Przecież Pyły nazywały się Levelion, to pewnie o nich była ta wizja. Tylko kim są wybrańcy? Elethiena o nas mówiła, że może zostaliśmy wybrani przez przeznaczenie. Czyżby i jemu ukazał się nasz los?" Jednak po chwili sobie przypomniała, że dziadunio powiedział, że wizji z nimi nie miał żadnej, bo przecie by pamiętał o nich gdyby ich ujrzał, a i że zło w Pyłach nadal jest, bo gdyby je ktoś zwalczył to w całym Królestwie byłoby o tym wiadomo. Kilkakrotnie powtarzał, że nie wrócił nikt taki stamtąd, a więc nikt zła nie pokonał, jest ono tam i czeka. "Czeka... ciągle ktoś o tym wspomina, ale czy się doczeka? I czego? Mam nadzieję, że unicestwienia a nie obudzenia. I ta przepowiednia dla każdego z nas. Kalela już dopadła. Co zaś on wieszczył Tui i Maevę?" - starała się sobie przypomnieć i przypomniała sobie dzięki swojej pamięci, pamięci bardki, którą sobie wyćwiczyła podróżując ze Sickiem ...śmierć za tobą chodzi, ale przyjaciółką ci ona. Nie lekceważ ni wrogów ni sprzymierzeńców, lecz swe lęki i niepewność trzymaj na krótkiej wodzy. Jeśli to ty będziesz rządzić swoim lękiem a nie on tobą, dokonasz wielkich rzeczy i zapiszesz się w historii Królestwa. Mniej już w tobie dziecka niż ci się wydaje, jednak dopiero gdy w to uwierzysz rozwiniesz swój pełen potencjał..."Mam nadzieję, że ta śmierć nie zagarnie Tui w swoje władanie, że nie dopadnie jej w tym mieście zła i Maeve, jej też przepowiedział o śmierci przecież", ... śmierć spogląda z daleka. Woła, wzywa, ostrzega... prosi o pomoc? I ciebie czeka ważne spotkanie, lecz będzie ono zarazem ostatnim. Może cię wzmocnić lub zniszczyć zupełnie. Jesteś silna, lecz pamiętaj, że nawet największe drzewo gnie się i łamie w porywach wichru, jeśli nie osłonią go inne drzewa w lesie... "Jest silna, ma nas, może tak jak te drzewa w lesie musimy ją osłaniać? Przecież stanowimy jedno, jedną drużynę, musimy się wspierać, a żaden wiatr nas nie połamie, osłonimy się nawzajem. I jeszcze dla mnie wróżbę miał." ...Twa ufność i bezkrytyczność w stosunku do ludzi nie raz i nie dwa w kłopoty cię wprowadzi - a te co już masz albo do chwały, albo na szubienicę cię zawiodą. Wiedzy szukasz, lecz zapominasz, że wiedzieć to za mało - to czyny, nie słowa stanowią o ludziach...

"Szubienica...już prawie czułam ją na szyi. Gdyby nie Kalel to pewnie byłoby po mnie. A jednak jestem tu, nadal wolna, nadal żyje, nadal mogę wraz z nimi udać się aby sprzeciwić się temu który chce obudzić to co powinno zostać uśpione na wieki, a nawet unicestwione. Jesteśmy drużyną, a tam gdzieś może czeka na nas kolejny sojusznik, ktoś kto jest nam przeznaczony do wspólnej walki, do wspólnego wypełnienia przeznaczenia". Sorg przypomniała sobie, że to u wróża Henryka przyśnił im się wspólny sen, w którym po raz pierwszy ujrzeli tych co za nimi podążają i ten znak na drzwiach. Znak, który im się przyśnił na drzwiach w podziemiach, znak, który nosi przy sobie podążający ich śladem półelf, znak który może być czymś ważnym w ich przeznaczeniu. I kolejne słowa wróża, które przemknęły przez jej myśli ...Ważne jest jedynie to, że ukazane we śnie miejsca i wydarzenia w jakiś sposób są z wami powiązane i będą miały wpływ na waszą przyszłość. Dopóki będziecie w to wierzyć i podróżować z szeroko otwartymi oczami i uszami, na pewno zrozumiecie ich znaczenie i wykorzystacie do swoich celów... "Oczy i uszy otwarte... staramy się, ale ile nam umyka? Sami tego nie wiemy, pewnie nigdy się nie dowiemy, oby tylko nie umknęło nam to co najważniejsze. W naszej podroży dotarliśmy do Podkosów i słowa zielarza, czy on nam też czegoś nie przekazał?" - znów się skupiła na tym by przypomnieć sobie o czym do nich mówił Faradan, że poszukujący ich wypytywali o wszystko... O drowy i Fortecę, o mord kupca waszego i Tulipa, o Wilczy Las i Levelon jakiś, o Margata i Hardana... "I tutaj też o Pyły wypytywali, ale co było w Wilczym lesie? Muszę koniecznie spytać reszty, może oni wiedzą co się tam wydarzyło i dlaczego padły takie pytania. Może Tua spyta Morgarta, on na pewno wie więcej tylko to przed nami zataił. Zbyt często przewija się jego imię, coś musi wiedzieć... a my musimy to jakoś z niego wyciągnąć" - postanowiła zagadnąć młodą czarodziejkę jak tylko nadarzy się ku temu okazja. "I jego pochwalne mowy na temat kapłana... może to jednak kapłan nam przeznaczony, może powinniśmy poprosić go o pomoc, wszak jemu też będzie zależało, aby zło w Pyłach się nie odrodziło. I jeszcze ten list Aesilda, zawierał w sobie tyle informacji, on też polecił mi abym zwróciła się do kapłana. Jednak jeszcze o czymś wspomniał... co mi umkło?".

Przymknęła oczy i powoli w skupieniu starała sobie przypomnieć jaką informację przekazał jej w swoim liście Aesadil, informację, która jest istotna, bardzo istotna, a im przy czytaniu umknęła. ...Wiedz że jadę wraz z kapłanem Tyra poszukującym Sticka by zapobiec obudzeniu przez niego Urgula... "To nam nie umkło, wręcz potwierdziło, to czego się domyślaliśmy, że Stick coś złego knuje. Jaka byłam ślepa, jaka naiwna, on chce obudzić Urgula, dąży do tego, a ja nigdy się nie zorientowałam czego on szuka, co zamierza. Jaka byłam zaślepiona, jego sławą, jego zdolnościami bardowskimi, gąska ze mnie tak jak to powiedział wróż Henryk. Naiwna gąska, która swą naiwność może przypłacić życiem, swoim i innych. Co było jeszcze w tym liście... a już wiem....", ...Zostaliśmy w drodze zaatakowani przez potężną istotę która najpewniej została przyciągnięta przez grupę ludzi niosących czy też roznoszących wielkie zło - istotę pokonaliśmy, jednak dopiero poniewczasie zorientowałem się że warto byłoby podążyć za tymi ludźmi... "Zostali zaatakowani między Uran a Podkosami. Przez istotę przyciągniętą przez ludzi roznoszących zło... może i oni posiadają taki artefakt, który miał przy sobie Kalel? W jaki sposób zapanowali nad tą istotą? Musieli użyć złej magii, czy są już tak potężni, że mogą powołać znów armię zombie? Czy znów ruszą na podbój Królestwa ze szkieletami? Czy ten kopiec co śni się czarodziejkom to znak, że znów powstaną z martwych Ci co powinni martwymi pozostać? Towarzysze Aesdila i on mają moc, moc, która pozwoliła im zwalczyć zło. Może nie powinniśmy przed nimi uciekać, ale odnaleźć ich i poprosić o pomoc, przekazać im wszystko co wiemy, razem spróbować pokonać to lub tego co jest w Pyłach. Pisze on też o drowach, te czarne elfy maczają pewnie swoje paluchy w tym całym procederze budzenia zła."

Zerknęła znów niespokojnie wieszczkę, widząc jednak, że śpi ona spokojnie znów pozwoliła myślą krążyć, tym razem wokół jej wróżby. Przypominała sobie zdanie po zdaniu i starała się wyłapać jej sens. - Twój los związany z losem wielu i los wielu zależy od twego... "Zależy, pewnie, że zależy, chociażby od Tui, Meave i Kalela, od tego czy nadal ze mną podążać będą. Los wielu, no tak wielu przecież mnie szuka, paladyn, kapłan, tropiciel i bard, ten ostatni chociaż mnie zna i ja znam jego. Spędziłam z nim beztroskie przedpołudnie na przekomarzankach, przyśpiewkach puszczaniu wolno jego ptaszka", uśmiechnęła się na wspomnienie jego radości jak znalazł się na wolności, jak wyrywał się ku górze, wreszcie wolny, niczym nie skrępowany w swoim żywiole.
...Bardem będąc gonisz opowieści, lecz teraz to opowieść cię dogania, wplatając w swoje strofy twe imię i życie twoich bliskich... "Ano dogoniła, sama się w nią nieświadomie wplątałam, żądna sławy barda. Chciałam aby mnie rozpoznawano, chciałam aby wiedziano że to ja Sorg - gwieździsta bardka i wiedzą, wiedzą Ci co mnie łączą z ciemnymi sprawkami Sticka. Pewnie każdy strażnik w Królestwie wie. Czy wujostwo też już wie? Czy ich też już nawiedzili wypytując o mnie? Czy oni też są w niebezpieczeństwie? Naraziłam nie tylko przyjaciół, naraziłam i swoich najniższych." ...Zapłata terminu zbliża się wielkimi krokami, każdy zaś unurzany jest w krwi i magii... "Jaką cenę przyjdzie mi za to zapłacić? Czy tylko mi czy im też?", potoczyła wzrokiem po twarzach przyjaciół. "Kto z nas wyjdzie z tego bez szwanku? Pozostaną pewnie blizny niekoniecznie po ranach, pozostaną pewnie też blizny niewidoczne gołym okiem. Krew i magia, czy damy radę czy magią moich przyjaciół wystarczy, czy kolejna przelana krew zmyje zło z tej ziemi?" ...Gwiazda połączy się z księżycem, słońce i gwiazdy zetrą się z czarnym blaskiem odwróconej nocy, zaś pancerna rękawica chwyci wagę ślepego boga, by wymierzyć sprawiedliwość, która od dawna czeka na wymierzenie... "Gwiazda i księżyc, ja i Helfdan, a kim jest słońce, kogo nam jeszcze brakuje? Naszym przeznaczeniem jest spotkać się ze sobą, połączyć. Muszę go odnaleźć, albo on musi odnaleźć mnie. Cokolwiek jest nam przeznaczone musi się dokonać. Tak jak ona powiedziała... nie ucieknie się przed swoim przeznaczeniem... prędzej czy później mnie dopadnie, więc nie mam co zwlekać. Muszę wyjść mu naprzeciw, tylko gdzie? Najlepiej będzie jak pojedziemy do Pyłów, tam pewnie znajdziemy ślad, rozwiązanie, a może i nasze przeznaczenie." ...Pięć mrocznych pieśni w pięć stron świata śpiewają uwięzione dusze, choć to nie ich głos rozbije w proch czarne kamienie... Pięć piecz... "Czarne kamienie... pewnie takie jak ten artefakt, co Kalel nieświadomie woził ze sobą, ten co zostawiliśmy u Rudej Wiedźmy. W proch zostaną starte, więc i ich zło przepadnie wraz z nimi. Już nikt ich nie użyje do niecnych czynów, już nikt dzięki nim nie sprowadzi zła. Pięć piecz.. pewnie chodzi o pieczęcie. Gdzie ja słyszałam już coś o pięciu?" Pochyliła głowę i objęła dłońmi skronie próbując sobie przypomnieć,to co tliło się w jej podświadomości. I przyszedł kolejny obraz, przyszło przypomnienie ranka kiedy obudziła się w stogu siana i usłyszała głosy nieznanych jej paladynów. Przypomniała sobie o czym rozmawiali, tak jakby ta rozmowa toczyła się tu i teraz... Dostałem wieści od Gerarda z Pięciu. Twierdzi, że ich jest nadal w ukryciu i dobrze strzeżony. Również Elethiena potwierdza bezpieczeństwo swojego... Niech leżą tam, gdzie leżą, a jeśli pamięć o ich lokalizacji zginie wraz ze śmiercią ostatniego z Pięciu, to niech i tak będzie... Po tylu latach nadal mamy w szeregach ludzi, którzy gotowi są zaprzedać się złu... "A może już nie jest, może jednak ktoś z ich szeregów już zdradził. Przecież ten artefakt co go Kalel woził skądś musiał się wziąć, nie leżał sobie o tak na wierzchu i nie czekał aż go sobie ktoś zabierze. Jeżeli wśród nich są tacy co za złem pójdą to do kogo mamy my się zwrócić? Komu zaufać, kogo prosić o pomoc? Coraz więcej pytań szuka odpowiedzi. Im więcej się dowiadujemy, tym więcej się ich rodzi. Na ile z nich znajdziemy odpowiedź? Na ile z nich znamy odpowiedź a nie jesteśmy jej świadomi? Pyły... nie pozostaje nic innego jak ruszyć tam gdzie wzywa nas chyba przeznaczenie."

Czymże jest czas? czym przeznaczenie?
Gdzie przyjdzie wydać ostatnie tchnienie?
Pyły przeklęte, zło w nich zamknięte
Czym ono mami? Zła kolorami...
Czyś bard, czarodziej czy też paladyn,
nie daj się zwabić zła urokami.
Bo choć Cię mami i obiecuje,
zanim się spojrzysz nic już nie czujesz.
I choć zło wielkie zbudzić chcą teraz,
do walki z nimi staniemy nie raz.
Wszak zło uśpione niech sobie drzemie...
na wieki wieków jak z gór kamienie.

Sayane

lastinn player
Fable - TwinBlade

Powrót do "Złotego Pstrąga" przez ciemne zaułki Uran nie należał do przyjemności. Nocne życie wrzało już w pełni. Zewsząd dochodziły pokrzykiwania pijaków, odgłosy burd i kłótni. Ladacznice zaczepiały was raz to reklamując swoje usługi, raz proponując dziewczętom pracę. Żebracy nachalnie dopraszali się datków, a dzieci kręciły się podejrzanie blisko i tylko bystre oko Kalela, któremu nie obcy był tego typu proceder, uchroniło Was przed stratą sakiewek. Kilkukrotnie musieliście zmieniać trasę, by uniknąć spotkania z podejrzanie wyglądającymi grupkami ludzi. Skończyło się na tym, że - by nie zabłądzić - wracaliście wzdłuż miejskich murów, gdzie zwiększona ilość strażników zapewniała względne bezpieczeństwo. Równocześnie przypominała ona, że i na Was ciąży obawa bliskiego spotkania z przedstawicielami prawa i porządku.

W końcu jednak musieliście wrócić w gąszcz ulic, by dostać się do swojej gospody. Może właśnie jej bliskość - a więc bliskość zamożnej klienteli - sprawiła, że w jednym z zaułków drogę zastąpiło Wam trzech oprychów z nożami w dłoniach.



- Proszę, proszę, co my tu mamy - szyderczo rzekł wychudzony elf, stojący w środku. - Jakie soczyste dzierlatki... Ciekawe czego szukają o tej porze na ulicy? Czyżby przygód?
- Zaraz możemy je zapewnić - zarechotał rudy młodzik, wykonując dwuznaczne gesty w okolicy przyrodzenia.
- Zeb, zachowuj się. Wobec dam należy być dżentelmenem - tym samym tonem rzekł elf, zbliżając się leniwym krokiem do Sorg. - Zagubione panie należy... eskortować w bezpieczne miejsce, by nikt nie powołany nie zajął się ich cnotą i dobytkiem....
- Zanim my tego nie zrobimy - parsknął Zeb.
- Dokładnie - wąskie usta elfa rozciągnęły się w paskudnym uśmiechu. - A dotychczasowej eskorcie - wskazał na Kalela - już podziękujemy.

W tym momencie za Wami pojawiło się kolejnych dwóch mężczyzn: żebrak, którego minęliście niedawno i drugi, którego zakrwawione ostrze wskazywało, że nie byliście ich pierwszymi ofiarami tego wieczoru. Na znak dany przez elfa obaj rzucili się na Kalela.

Lynka

Rozmyślania Tui po wizycie u Meyai
Gdy wracali od Meyai był już późny wieczór. Zimne, nieświeże jak to w mieście powietrze owiewało ich przynosząc dźwięki nocnego, niebezpiecznego miasta. Tua szła zaniepokojona okolicą, w której się znaleźli. Ludzie wyglądali podejrzanie, wydawało się, że każdy z nich ma niecne zamiary, ze nikt nie jest tu uczciwy. Z resztą przecież i ich grupa nie była całkiem zgodna z prawem – w końcu kryli tożsamość Sorg przed strażą.

Mimo, że sytuacja, w której teraz się znaleźli wymagała pełnego skupienia by uchronić się przed kradzieżami czy też innymi nieprzyjemnościami, myśli Tui odbiegały w nieco inną stronę niż ich bezpieczny powrót do karczmy. Od czasu do czasu rzucała troskliwe spojrzenie w stronę Meave. Martwiła się o nią. Zaklinaczka z pewnością musiała bardzo przeżywać to co wydarzyło się w tamtym dusznym, pachnącym kadzidłami pokoju wieszczki. Z pewnością kochała tamtego mężczyznę, a teraz dowiedziała się, że prawdopodobnie on nie żyje. To musiał być cios. Tua chciałaby jakoś pocieszyć przyjaciółkę, okazać jej swoje wsparcie, ale pamiętając prośbę Meave, by o nic nie pytali, postanowiła tylko trzymać się blisko niej, by pomóc, gdy tylko zajdzie taka potrzeba.

Trapił ją jeszcze jeden problem. Co z nimi teraz będzie? Wszystko wskazuje na to, że przeznaczona jest im wizyta w Pyłach, ale Tua wątpiła, by budzące się tak wielkie zło byli w stanie pokonać sami. Pomoc była niezbędna. Ale nie mogli przecież pójść do jakiegoś kapłana i powiedzieć, że w przeklętym mieście budzi się zło. „Chodźcie, pomóżcie nam!” Wyśmialiby ich albo od razu wsadzili do więzienia i oskarżyli o pomoc Stickowi, a nie o to im chodzi. „Choć jak widać nie trąbi się po mieście, że ten bard jest poszukiwany. Próbują robić to po cichu. W sumie nic dziwnego, przecież z tego co mówiła Sorg to on zbierał tylko informacje, niczego złego się nie dopuścił. Chyba, że coś od tamtego czasu się zmieniło. Tak czy inaczej lepiej głośno się o te sprawy nie wypytywać, by nas z tym nie kojarzono, bo tak to łatwiej odnajdą Sorg ci, którzy nas poszukują.”

„Ale gdzie szukać kogoś do pomocy z Pyłami? Nie możemy się zdradzić, musi to być ktoś zaufany, a jednocześnie wystarczająco silny, by pomóc. A może ten kapłan co również i nas poszukuje? W liście do Sorg było napisane, że będzie on nam najżyczliwszy, a naszą sprawę zna. On by pomógł oczyścić ją z zarzutów a może im do Pyłów by z nami pojechał? Z resztą na pewno zna jakiegoś silnego kapłana, co zechciałby z nami walczyć ze złem w mieście. Dwie pieczenie na jednym ogniu byłyby upieczone. Tylko jak ich znajdziemy? Skoro oni drepczą nam po piętach to może wystarczy poczekać? Niewiele o ich planach wiemy, poza tym, że za nami podążają. Tylko czy dadzą radę nas odnaleźć? Ale czasu im to zajmie? A może powinniśmy ruszyć w stronę Pyłów i liczyć na to, ze nas dogonią? Głupota!” Tua sama siebie zganiła za tak niedorzeczny pomysł. „Przecież niewiadomo nawet czy na pewno uwierzą w niewinność Sorg, a co dopiero czy zechcą pomóc w Pyłach! Więc co powinniśmy zrobić?

„To może poszukać by pomocy gdzie indziej? Tylko kto byłby na tyle zaufany, by udzielić nam pomocy a nas nie zdradzić?” Dziewczyna zaczęła się zastanawiać, ale tylko jedna osoba przyszła jej na myśl. „A może ten cały kapłan Illmatera? Widać, ze ufa on Meayai, a skoro o na wiążę nasz los z Pyłami, to powinien nam uwierzyć i chcieć nam pomóc, a to by oznaczało, ze nawet jeśli nie pomoże nam w żaden sposób to nas nie zdradzi. Może i nie będzie w stanie z nami jechać i pomóc, ale może pozna z kimś, kto byłby gotowy wyruszyć do elfiego miasta. Albo udzieli chociaż kilku rad. Dobrze by było zapytać Meyai czy możemy zaufać temu człowiekowi. Skoro ona wróży dla dobra Królestwa to dla jego dobra nie powinna poszczędzic takiej informacji.”

Tak rozmyślając podjęła kilka decyzji. Przede wszystkim, gdy dojdą spokojnie do karczmy, muszą ustalić dokładnie wspólny plan. Wtedy podzieli się z nimi swoimi przemyśleniami. przemyśleniami jutro po południu, gdy pójdą do Meyai, zapyta się czy tamten kapłan jest godny zaufania, czy mogą się do niego udać.

Sayane

Sorg wyszła z domu wieszczki wraz z towarzyszami i pokonując kolejne uliczki zdała sobie sprawę jak późna już pora nastała. "Powinniśmy u niej zostać, aż do rana. Nikt nas nie wyganiał, nie powinniśmy się tutaj włóczyć o tej porze. Dziewczyna z karczmy ostrzegała, że to niebezpieczna okolica". Rozglądała się z niepokojem dookoła, czuła niepokój o wiele większy niż ten, który towarzyszył jej w drodze do wieszczki. Jednak każdy kolejny krok przybliżał ich ku bezpiecznym progom ich karczmy. Byli już blisko tak blisko, że w pierwszej chwili nie chciała uwierzyć w to co ujrzała przed sobą.

„A niech to diabli!”, zaklęła w myślach Tua widząc zbliżających się powoli typów. „No to szykują się kłopoty.” Przyjrzała się bandzie próbując ocenić ich możliwości i znaleźć może jakieś słabe punkty. Potem dyskretnie rozejrzała się przyglądając się najbliższej okolicy szukając wzrokiem czegoś, co mogłoby im pomóc w walce, czy też ucieczce. Jednocześnie słuchała słów oprychów i ścisnęła rękojeść swojego sztyletu. Okolica nie sprzyjała jednak drużynie. Wysokie, proste ściany domów nie dawały osłony, a okiennice zamknięte były na głucho. W błocie walało się trochę desek z rozbitych pudeł, pęknięty dzban i przewrócona beczka - nic, co mogłoby posłużyć za sensowną broń czy schronienie. Miejsce do zasadzki z pewnością zostało dobrze wybrane.

Kalel wiedział, że coś mu się w mijanym żebraku nie podoba. Może chodziło o zbyt małą natrętność a może bezczelne spojrzenie, lecz ewidentnie coś nie grało. Machnął jednak na to ręką, bo przecież co jeden żebraczyna zrobić może przeciwko nieźle juz zgranej czwróce przyjaciół? Teraz, mając go za plecami, plus drugiego zbira z markotną miną myślał o zignorowanych przeczuciach.

Słowa elfa,który zastąpił im drogę wraz ze swoimi kompanami zabrzmiały w głowie Sorg jak wystrzał ...Ciekawe czego szukają o tej porze na ulicy? Czyżby przygód?... W panice wcisnęła dłoń do kieszeni spodni w poszukiwaniu sama nie wiedząc czego. "Coś czuję, że nie o takie mu przygody chodzi jakie my byśmy mieli na myśli", przeleciało jej przez głowę. A kolejne słowa elfa - A dotychczasowej eskorcie... już podziękujemy - gest wykonany w kierunku Kalela i kroki nadchodzących z tyłu kolejnych opryszków, uświadomił jej, że znaleźli się w pułapce. Kiedy jej palce natrafiły na ziarenka piasku nie zastanawiała się już ani chwili. Zacisnęła na nich rękę, a z ust popłynęły jej słowa, które towarzyszyły gestowi dłoni kiedy rzucała czar.

Już na niebie księżyc w pełni,
sen przyjemny Ci zapewni.
Gdy ułożysz się wygodnie,
sen nadejdzie niewymownie.
Ułóż członki swe zmęczone,
niech nie ciążą Ci już one.
Głowa strasznie Ci się kiwa,
snu wygląda niecierpliwa.
Oczki się już zamykają,
spokojnego snu szukają.
Więc już słów nie trzeba wielu
Zaśnij sobie... przyjacielu.

Dwóch otaczających elfa mężczyzn zaczęło kiwać się sennie do wtóru melodii. On sam zaś zatrzymał się zdumiony, wpatrując w śpiewającą - w takiej sytuacji! - kobietę.

„Dlaczego elf nie ma broni?” Tua, wiedziona instynktem, oraz obawą, że elf może swoją magią odbić kołysankę Sorg, zaczęła szeptać do wtóru pieśni bardki zaklęcie, wykonując jednocześnie lewą ręką delikatny młynek, kończąc ruch wskazując palcem na stojącego przed nią szpiczastouchego mężczyznę.

Maeve za to nie certoliła się; zresztą walka była doskonałą okazją do uwolnienia nagromadzonych w ciągu popołudnia emocji. Gdy tylko mężczyźni rzucili się na Kalela wykrzyczała słowa czaru i - ku jej zdumieniu - nie jedna, a dwie magiczne kule pomknęły ku obdartusowi, wypalając w jego ciele głębokie dziury.

- Czarownice! - syknął z nienawiścią elf, gdy kula energii wypaliła mu dziurę w ramieniu, a dwóch jego kompanów zapadło w błogi sen. Wyrżnął starszego z mężczyzn butem w twarz, wyrzucił ręce do góry i wrzasnął: O Masko, wspomóż swego wiernego sługę!! - po czym... zniknął.

Kalel też nie zwlekał. Tak szybko jak tylko zdołał wyciągnął miecz i skierował go w stronę opryszka z zakrwawionym sztyletem - w samą porę by zablokować cios sztyletu. "Tamten to może tylko obserwator, może mniej groźny jest" przemknęła mu myśl bez znaczenia, bo walka jeden przeciw dwóm to i tak znacznie przekraczała jego możliwości. Magiczny rozbłysk na moment przerwał walkę, a potem Kalel z całej siły zaatakował rannego przeciwnika. Ostrze zagłębiło się głęboko w ciało, a głowa tamtego zwisła bezwładnie i uderzyła o bruk. Drugi z przeciwników wrzasnął z wściekłością i, zaszedłszy Kalela nieco z boku, doskoczył celując w bok chłopaka. Na szczęście ostrze ześlizgnęło się po zbroi, nie czyniąc mu krzywdy. W półmroku ponownie rozległ się głos Maeve, jednak tym razem czar nie przyniósł zamierzonych efektów.
Mężczyźni odskoczyli na chwilkę od siebie, obaj w zdumieniu przyglądając się martwemu ciału na leżącemu na ulicy, lecz nie dłużej niż mgnienie oka, niż czas potrzebny by ustalić taktykę i znowu zaatakować. Choć sztylet nie pokonał zbroi Kalela, to jednak czuł siłę uderzenia. Ręką bez miecza potarł bolący bok i ostrożnie ruszył w stronę swego przeciwnika z wyciągniętym przed siebie mieczem. - Nie masz szans, już po Tobie. Lepiej się poddaj lub uciekaj. - Starał się panować nad swoim głosem, by niepewność jaką czuł się nie wymknęła i nie ujawniła bandycie, że blefuje. Tamten cofnął się niepewnie, a Kalel skorzystał z okazji i zrobił wypad. Niestety śliskie podłoże dało o sobie znać i łotrzyk, łapiąc równowagę, poczuł jak sztylet tamtego ponownie odbija się od skórzni. W oczach przeciwnika widać było niepewność - najwyraźniej nie spodziewał się tak zaciętego i skutecznego oporu ze strony małej grupki przechodniów.

Widząc gramolącego się z ziemi opryszka, który próbował wstać na nogi Sorg nie namyślała się ani sekundy. Zareagowała odruchowo i chwytając swój miecz przyskoczyła do niego, kierując ostrze w jego stronę. "Muszę go dopaść zanim stanie na nogi", przeleciało jej błyskawicznie przez myśl. Mężczyzna niezgrabnie spróbował uniknąć ciosu, jednak broń bardki zagłębiła się w jego trzewiach, z których - po wyciągnięciu miecza - buchnęła krew zmieszana z sokami trawiennymi. Przeciwnik zwinął się na ziemi jęcząc z bólu i wzywając kapłana. Jego towarzysz pochrapywał zaś z błogim uśmiechem, nieświadomy dramatycznego położenia swoich kamratów.

Tua była zaskoczona ruchem elfa. Nie spodziewała się tego nagłego zniknięcia, nie była na to przygotowana. Wiedziała, że teraz, będąc niewidocznym, jest najniebezpieczniejszy z całej bandy, ale kompletnie nie miała pojęcia, w jaki sposób mogłaby go zatrzymać lub wykryć gdzie jest. Dlatego zwróciła się w stronę walczącego Kalela i wyciągając rękę w stronę jego przeciwnika cicho wypowiedziała słowa zaklęcia. Jej towarzysze poczuli w powietrzu przeszywające zimno; przeciwnik chłopaka zaś wrzasnął, gdy lodowe uderzenie trafiło go w lewą rękę, która zwisła bezwładnie.

Maeve wycofała się i oparła plecami o ścianę, splatając kolejne zaklęcie. Jednak wściekłość pierwszego ataku już z niej wyparowała, pozostawiając tylko świadomość śmierci, którą zadawali. Zająknęła się i energia czaru uleciała nie czyniąc nikomu krzywdy.

Sorg widząc jak ranny chwyta się za brzuch obiema rękoma wykorzystała to, wzięła zamach nogą odkopała od niego najpierw jeden potem drugi nóż, które opryszek upuścił. Słysząc jego głośnie jęki i obawiając się że może przerwać sen swojemu towarzyszowi albo sprowadzić im na głowę kogoś jeszcze przywaliła mu w łeb, aby go ogłuszyć. Niestety sił wystarczyło bardce jedynie do tego by nabić mu porządnego guza - mężczyzna zdawał się oszołomiony, lecz zachował przytomność.

Kalel widząc wahanie w postawie przeciwnika, i dostrzegając kątem oka powodzenie wysiłków jego towarzyszek, krzyknął - Już po tobie draniu! - i skoczył w stronę wroga celując w niego mieczem. Miał nadzieję, że morale łotrzyka osłabione porażką jego towarzyszy odbierze mu siły i chęć do walki. Najwyraźniej jednak porażka kompanów wzmocniła tylko jego instynkt przetrwania, gdyż uskoczył z linii ciosu i rzucił się do ucieczki, odwracając się plecami do chłopaka. Kalel nie mógł przepuścić takiej okazji; ostrze jego miecza zagłębiło się między łopatkami miejskiego rzezimieszka, który upadł na ziemię i, jęcząc, odczołgał się za zakręt, znikając Wam z pola widzenia.

Tua z zadowoleniem spostrzegła, że nikt z jej przyjaciół nie został raniony, a przeciwnicy w większości leżą na ziemi. Niepokoił jej tylko ciągły brak elfa. Dziwiła się, że nie zaatakował jeszcze z ukrycia, czyżby uciekł? Chcąc to sprawdzić kucnęła i zaczęła rzucać błotem z ziemi, próbując je rozbryzgać na jak największym obszarze, chcąc jednak oszczędzić nieprzyjemnej kąpieli swoim przyjaciołom. Mało przyjemny sposób zważywszy na to, że miejskie błoto nie było czystą ziemią jak ta na trakcie; jednak skuteczny, a to było najważniejsze. Trzecie czy czwarte chlapnięcie zawisło wprost... za Sorg! Tua otworzyła usta by ostrzec przyjaciółkę, gdy z nicości wyłonił się ranny wcześniej elf. Z okrzykiem: Giń w imię Maski, wiedźmo!! - wbił długi nóż głęboko w plecy bardki, po czym rzucił się do ucieczki zanosząc się obłąkańczym śmiechem.

Sorg upadła na ziemię. Pociemniało jej w oczach, w ustach czuła żelazisty posmak krwi. Każdy wdech przychodził z nieopisanym trudem. Wokół wystającego z jej pleców noża wykwitła plama krwi, która powiększała się z każdą sekundą. Leżący nieopodal mężczyzna na ten widok jęknął z przerażenia, widząc oczami duszy jak ginie w zemście za śmierć bardki.

Maeve na widok padającej Sorg zakręciło się w głowie. Jeszcze przed chwilą rozpaczała nad prawdopodobną śmiercią Houruna, a teraz miałaby stracić kolejnego towarzysza?! Czar pomknął za uciekającym kapłanem, który zatoczył się pod siłą magicznych pocisków i uderzył w ścianę. W tym momencie śpiący do tej pory młodzik otworzył oczy.
- Cooo się... Co wyście nam zrobili?! - wrzasnął widząc zakrwawiony bruk i zerwał się na równe nogi, rozglądając wokół. Kapłan - zapewne przywódca - mimo ran usiłował uciekać, zostawiając kamratów na pastwę losu. Obdartus leżał nieruchomo na ziemi, drugi z żebraków zniknął, zaś nożownik rozpaczliwie próbował podnieść się z ziemi, czepiając się ściany. Czerwonoszara breja wyciekała mu z dziury w brzuchu, którą bezskutecznie tamował ręką. Zeb zupełnie stracił na ten widok głowę - taka porażka nigdy im się nie zdarzyła!

Kalel widząc co się z Sorg działo natychmiast zawrócił w jej stronę. Podbiegł wyciągając miksturę uzdrawiającą i przytknął flakonik do ust bardki. "Co zrobić z nożem? Wyciagać go teraz? Czy zostawić?" - prawie wpadał w panikę, lecz się nie poddawał lękowi. - Sorg, Sorg, trzymaj się, zaraz będzie dobrze. W końcu sie zdecydował. "Jeśli eliksir ma zadziałać, to lepiej żeby noża w ranie nie było" - na wszelki wypadek urwał rękaw koszuli by mieć czym ranę od upływu krwi zabezpieczyć i wyciągnął nóż z rany. Krew trysnęła strumieniem na ręce łotrzyka, a Sorg zakrztusiła się próbując równocześnie przełknąć miksturę i wypluć zalewającą płuca krew. Mimo to eliksir spełnił swoje zadanie, a rana zaczęła zasklepiać się w szybkim tempie. Mikstura miała zadziwiająco silne działanie; gdy Sorg wypluła resztę krwi poczuła, że może oddychać bez bólu, a w plecach czuje tylko silne pulsowanie. Jednak czar nie mógł odnowić straconej krwi ani przywrócić sił - bardce potrzebny był odpoczynek.

Tua była wściekła. Chciała od razu posłać za elfem jakieś zaklęcie, jednak Meave ją uprzedziła. Z satysfakcją patrzyła jak magiczne pociski uderzają w uciekającego mężczyznę. Kątem oka dostrzegła wstającego Zeba. Może powinna teraz go zaatakować, ale sumienie jej nie pozwalało. Nie sądziła, by groziło im z jego strony jakieś niebezpieczeństwo, a nie chciała atakować i tak już przegranego. Czas też ich gonił. Zwabione hałasem mogły się tu pojawić straże, a tego chcieli uniknąć.
Ciągle mając baczenie na opryszków, dziewczyna podeszła do Kalela i Sorg. Widząc, że eliksir działa, uśmiechnęła się. Założyła sobie na plecy plecak chłopaka, a torbę rannej podała Meave.
- Weź ją – powiedziała do Kalela – zmywamy się.

Bardka poczuła jak klęczący przy niej chłopak obejmuje ją i powoli starając się nie sprawić jej bólu unosi ją z ziemi. Chciała się wyrwać, starała się powiedzieć "Oszalałeś, puszczaj mnie natychmiast, nic mi nie jest!", jednak kiedy słowa nie wydostały się jej ust zrozumiała, że jednak jest. Oparła głowę o pierś Kalela i mobilizując swoje siły wyszeptała - Dziękuję... - nie była pewna czy usłyszał. Uniosła więc głowę i widząc jego uśmiech wiedziała, że jednak tak. Przełknęła ślinę i dodała już troszkę głośniej... - Tylko mnie nie upuść bo se guza nabiję i nikomu z taką ozdobą się już nie spodobam, a kapłan jeszcze więcej Ci złota nakaże płacić za mą urodę.
- Nic nie mów. Przed chwilą pluła krwią, a już dogaduje! - wtrąciła się Tua - Na nabijanie Kalelowi guzów też jesteś za słaba. Ale nic się nie bój, w razie czego cię wyręczę. Tylko leż spokojnie i język powstrzymuj. Śpieszmy się.

Fala ulgi ogarnęła Kalela na widok, jak pod wpływem eliksiru Sorg zdrowieje w oczach. "W magii jest potężna siła" pomyślał ciesząc się, że miał przy sobie lekarstwo. Nie zwrócił uwagi na to, że Tua przejęła dowodzenie, posłusznie wziął bardkę na ręce i wszyscy jak najszybciej ruszyli z miejsca potyczki. Gdy Sorg zażartowała, uściskiem pokazał jej żeby się nie przejmowała i uśmiechnął się bez słowa. Rzucił ostatni raz wzrokiem na pobojowisko, ze szczególnym żalem przyglądając się trupowi jednego z napastników. Otworzył usta by zaproponować szybkie sprawdzenie czy czegoś cennego nie ma, lecz ostatecznie nic nie powiedział. "Nie ma co ryzykować spotkania ze strażami, już i tak szczęście nam dopisało w stopniu niesłychanym. A na dodatek im szybciej Sorg znajdzie się w swoim łóżku tym lepiej." Ruszyli ku wyjściu z zaułka, mijając Zeba, który niezdarnie próbował opatrzyć ranę swojego towarzysza. Przynajmniej on miał nieco przyzwoitości, nie zostawiając go na pastwę losu.
- Jeszcze nas popamiętacie - krzyknął za wami łamiącym się głosem, który został niemal zagłuszony przez jęki rannego.

Sorg zadrżała w ramionach Kalela słysząc rzucane za nimi pogróżki. "Ja już was pamiętam i pewnie tą pamiątkę będę nosiła do końca życia", pomyślała o bliźnie w miejscu gdzie nadal odczuwała pulsowanie.
- Zdawało mi się, że to wy nas zaatakowaliście, a my musieliśmy się bronic. - odpowiedziała Zebowi Tua i mruknęła cicho już tylko do siebie - Mam nadzieję, że nie pożałujemy, że ich nie pozabijaliśmy.

***

Droga powrotna do "Złotego Pstrąga" dłużyła Wam się niemiłosiernie. Sorg ciążyła Kalelowi w ramionach, dziewczęta niespokojnie zerkały na boki w obawie, że elfi łotr przyczaił się w półmroku by dokończyć dzieła. Na szczęście udało wam się bezpiecznie dotrzeć do karczmy, która leżała zaledwie trzy ulice dalej i o tej porze była... niemiłosiernie zatłoczona! Kupcy, rybacy i rzemieślnicy raczyli się piwem i gorzałką odpoczywając po ciężkim dniu pracy, toteż nagłe wejście czterech zakrwawionych i ubłoconych niewiast wywołało zrozumiałą sensację. Tym większą, gdy jedna z nich okazała się mężczyzną. Szybko zebrał się wokół Was tłumek chętnych do pomocy - lub po prostu żądnych sensacji - osób, a każdy miał coś do powiedzenia lub żądał wyjaśnień i opowieści. Ktoś wołał o kapłana, ktoś chciał wzywać staż, ktoś inny radził, by ze strażą poczekać do rana, ktoś ofiarował pomoc w opatrywaniu ślicznej długouchej a może i reszty dziewcząt gdyby zaszła taka potrzeba... Z trudem przecisnęliście się do schodów prowadzących na górę. Tyle dobrze, że mimo ruchu w interesie karczmarz obiecał przysłać wam balię z gorącą wodą, byście mogli umyć się oraz przeprać zabrudzone swoją i cudzą posoką ubrania. Choć uznał chyba, że na wszystko i wszystkich starczy Wam jedna balia. Gdy za obcą służącą zatrzasnęły się drzwi a w gorąca woda wypełniała pokój przyjemnym ciepłem, mogliście wreszcie odsapnąć i w spokoju przemyśleć co dalej. A przede wszystkim się wyspać.

Vantro

- Giń w imię Maski, wiedźmo!!- dobiegł do uszu bardki okrzyk, a po chwili poczuła jak coś rozrywa jej plecy. "Ból... tak wielki ból..." Starała się oddychać powoli próbując opanować narastający ból. Jednak nie mogla złapać oddechu, czuła w ustach posmak krwi. Oparła dłonie o ziemię, jednak on nie przechodził, narastał i coraz trudniej jej było oddychać. Czuła jak po jej plecach płynie coś ciepłego, rozlewając się od miejsca gdzie czuła narastający ból. Rozprzestrzeniał się on po jej ciele,tak jak ciepło przesuwało się po jej plecach wraz ze spływającą ciepła cieczą. Nie zdawała sobie sprawy, że upadła, że ciepło rozchodzi się wraz z jej spływająca krwią. Starała się złapać oddech jednak miała z tym coraz większe kłopoty. Słyszała jak świszcze bulgocząc wraz z krwią wypływającą z jej ust. Zwinęła się w pozycję embrionalną próbując położyć się tak aby móc oddychać, aby ból zelżał, aby nie czuć.

- Sorg, Sorg, trzymaj się, zaraz będzie dobrze... - dotarł do jej uszu stłumiony głos Kalela. Czuła jak przytyka jej coś do ust. "Kalel!!! Nie mogę oddychać.. nie zatykaj mi ust, nie dam rady uduszę się!!!" Była zdziwiona, że chłopak nie reaguje na jej okrzyk, przecież krzyczała, a on nadal przytykał jej do ust flakonik wlewając jego zawartość do środka. Zaczęła się krztusić zarówno swoją krwią jak i płynem, który wlewał jej w usta towarzysz, a potem ten ból, kiedy Kalel wyciągnął nóż z jej pleców. Nie zdawała sobie sprawy, że krzyk który rozbrzmiewał jej w głowie z ust wydarł się tylko cichym jękiem. Krztusiła się i czuła jak po jej twarzy spływają łzy bólu, z ust wypływała zarówno krew jak i eliksir z każdym kaszlnięciem. Jednak po chwili ból zaczął maleć już nie szarpał jej pleców tak bardzo,już tylko pulsował coraz słabiej i oddech powoli udawało jej się złapać. Na początku małe płytkie oddechy, powoli przechodzące w normalne. Nabierała powietrza czując jak wypełnia ono jej płuca nie powodując już bólu, nie dusząc jej. Z ust przestała płynąć krew, w płucach nie czuła już bulgotania, po porostu oddychała. Tylko pulsowanie w plecach przypominało jej o tym, że przed chwilą stamtąd rozchodził się ból. Czuła ramiona Kalela obejmujące ją, słyszała głos Tui i Maeve. A potem poczuła jak unosi ją z ziemi. Przełknęła ślinę i wreszcie udało jej się coś powiedzieć. Udało jej się wyszeptać podziękowanie do chłopaka, który tak szybko zareagował i ukoił jej ból, a pewnie też i uratował życie. Wysiliła się i zażartowała do niego, na co dostała reprymendę od Tui.

Uśmiechnęła się słysząc jak młoda czarodziejka obiecuje ją wyręczyć w nabijaniu guzów Kalelowi. "Chodziło mi, że ja sobie guza nabiję", pomyślała z uśmiechem, jednak nie prostowała nieporozumienia uśmiechając się na wyobrażenie Tui okładającej chłopaka pięścią w celu nabicia siniaka. "W nagrodę za uratowanie mi życia jeszcze by siniaków na zarabiał". Poczuła uścisk ramion chłopaka, oparła głowę o jego pierś i zamknęła oczy. Czuła i słyszała jego przyspieszony oddech spowodowany szybkim marszem w kierunku karczmy jak również tym, że niósł ją na rękach. W pewnym momencie bardka usłyszała jak niosący ją chłopak odetchnął pełną piersią, rozejrzała się i zrozumiała czemu odetchnął z taką ulgą. Po chwili już byli wewnątrz karczmy.

Nie spodziewali się wchodząc do środka, że zastaną tu taki tłum ludzi. W pierwszej chwili po ich wejściu w karczmie zapanowała cisza, by po chwili wybuchnąć jeszcze większym gwarem. Nagle zostali otoczeni przez tłum ludzi, słuchający ich relacji, doradzający co robić dalej, chcący pomóc. Sorg mocniej wtuliła się w ramiona Kalela pragnąc by chłopak zabrał ją od tych pomocnych ludzi. Słysząc oferty pomocy dziewczyna wzdrygnęła się mimowolnie pragnąc jak najszybciej znaleźć się poza zasięgiem tych pomocnych ludzi. Odetchnęła z ulgą jak udało im się przepchnąć przez tłum i po chwili już chłopak posadził ją w ich pokoju na łóżku. Odchylił posłanie aby nie zabrudzić go zasychająca krwią i nareszcie mogla się położyć. Patrzyli jak do pokoju zostaje wniesiona balia i powoli wypełniana gorącą wodą. Zerknęła po sobie i współtowarzyszach, przedstawiali sobą obraz nędzy i rozpaczy, brudni, zakrwawieni. Zerknęła z tęsknotą na balię z wodą i zaczęła się zastanawiać czy uda jej się skorzystać z kąpieli.

Czuła na sobie wzrok chłopaka i chyba musiał się domyślić się jej rozterek bo ukląkł przed nią. Po chwili jego dłonie zaczęły rozpinać koszulę, powoli pokonując guzik po guziku. Sorg uśmiechnęła się do chłopaka z wdzięcznością i kiedy kolejny guzik został uwolniony z dziurki w jakiej tkwił do bardki dotarło co robią sprawne palce chłopaka. Poderwała się gwałtownie do pozycji siedzącej. Nagły ruch Srorg sprawił, że Kalel spróbował odskoczyć. Niestety albo reakcja była zbyt wolna, może bardka zbyt gwałtownie głowę uniosła ale został trafiony impetem gwałtownego ruchu prosto w szczękę. Nawet nie zauważył jak siedział na podłodze otoczony migającymi zewsząd gwiazdami. Gdy udało mu się opanować wir szalejący w głowie, wyszeptał:
- Sorg... co się stało? Gdzie ja jestem?
Zerknęła na siedzącego na podłodze chłopaka masującego bolącą szczękę i wydarła się:
- Oszalałeś??? - po czym dodała już mniej pewnie zaciskając dłonie na połach koszuli - Sama dam sobie radę... albo Tua czy Maeve mi pomogą...
W końcu do Kalela dotarło, jakiego rodzaju błąd popełnił. Zaczerwienił się jak panna na wydaniu i głosem drżącym od zdenerwowania powiedział:
- Ja.. ja może w takim razie pójdę poszukać czegoś do jedzenia. Wrócę za... - zastanowił się kiedy na pewno nie będzie za wcześnie i kończąc dodał - za jakiś czas wrócę!
- Dziękuję Kalel, czuję się już w miarę dobrze, dziękuję za wszystko! - krzyknęła dziewczyna w stronę pospiesznie oddalających się pleców chłopaka i uśmiechnęła widząc jego machnięcie ręką mówiące "nie ma sprawy". Wykąpała z pomocą Tui i Maeve, po czym leżąc w łóżku zaczęła rozpamiętywać zdarzenia minionego dnia. Jednak zmęczenie dało znać o sobie i zanim cokolwiek skrystalizowało się jej w głowie w swoje władanie zagarnął ją sen.

Lynka

Po spotkaniu z bandytami droga do karczmy wydawała się wędrowcom dziwnie długa. Każdy róg ulicy, skrzyżowanie, wnęka w budynku skrywały potencjalne niebezpieczeństwo. Każdy napotkany przechodzień, a nawet przepłoszony koty czy szczury były mierzone przez Tuę podejrzanym wzrokiem. Była zdenerwowana spotkaniem z bandytami i do tego jeszcze wizytą u Meayai. Zdawała sobie sprawę, ze będą musieli opuścić to miasto jak najszybciej nie tylko ze względu na Pyły. Coś w głosie młodego oprycha sprawiło, że uwierzyła, że będzie on poszukiwał zemsty. Nie ważne, że w jej mniemaniu byłaby to zemsta całkowicie nieuzasadniona, najwyraźniej Zeb myślał inaczej. Kto wie na ile mściwy był ten chłopak? Czy poczeka na nadarzającą się okazję, czy może zacznie od następnej nocy ich tropić by powbijać śpiącym noże w plecy?

Dziewczyna odwróciła się w stronę Kalela. Widać było, że chłopak jest zmęczony i Sorg ciąży mu w ramionach, jednak dzielnie wytrzymywał nie dając niczego po sobie znać. Z resztą nawet gdyby dawał to nic by to nie dało. Był tu najsilniejszy. Bardka miała zamknięte oczy, wyglądała jakby spała. „Po takiej ranie to nic dziwnego, straciła masę krwi i na pewno jest wycieńczona.” Tua cieszyła się, że mieli ten eliksir. Bez niego z pewnością nie skończyłoby się tylko na upływie krwi. Czarodziejka wzdrygnęła się na taką myśl.
„Magia to jednak potężna siła. Uleczyła Sorg i mimo gorszego startu pozwoliła nam wyjść żywo z tej sytuacji.” Niesamowite dla młodej uczennicy maga była potęga zaklęć. Parę słów, parę gestów a można podgrzać wodę, uzdrowić, uśpić czy zabić… Potężna siła. Może zrobić wiele dobrego, ale nie tylko ci z dobrymi intencjami się nią posługują. Dziś przez magię złodzieja Sorg nieomal nie straciła życia. Tua pluła sobie w brodę, ze nie znalazła wcześniej sposobu na odkrycie niewidzialnego, a ten który zastosowała był taki… prostacki. Przecież wystarczyło, że elf stanąłby tak, żeby bardka go osłaniała przed błotem, a by go nie odkryli. Z resztą co z tego, że Tui udało się go zdemaskować, skoro i tak zaraz potem wbił Sorg nóż? Powinna wcześniej się tym zając.

Swoim zwyczajem odsunęła wyrzucanie sobie niedociągnięć i odłożyła na później zastanowienie się nad jakimś sposobem, który w każdej sytuacji pomoże jej odkryć to, co niewidzialne. Dochodzili do karczmy. Na widok spokojnego i przyjaznego budynku, jakiego się spodziewali chyba każdemu z drużyny wyrwało się westchnienie ulgi, a delikatny uśmiech zakwitł na twarzy. Przynajmniej dopóki nie znaleźli się już w środku otoczeni przez gromadę ciekawskich, natarczywych ludzi. Niby chcieli pomóc, ale Tua była pewna, że szukali po prostu taniej sensacji, która ubarwiłaby ich nudne życie.
Starała się tylko osłonic Sorg przed zbyt pomocnymi dłońmi sięgającymi już w jej stronę. I komu mogła odpowiadała, że nie potrzebują pomocy i dadzą sobie radę, ale ludzi mało to obchodziło. Czarodziejka miała ochotę wrzasnąć na tłum, by dali spokój i bardziej by się przyczyniali dokończając piwo w ciszy, ale nie chciała być zbyt opryskliwa, by ludzie nie zdecydowali się w końcu na wezwanie straży lub zrobienie czegoś jeszcze mniej przewidywalnego, a być może bardziej szkodliwego.
Odetchnęli z ulgą, gdy zamknęły się drzwi do pokoju. Zaraz po wejściu Tua zdjęła torbę i plecak i próbowała się wyswobodzić z wierzchniej części ubrań. Zważając na to, że były pokryte w znacznej części miejskim błotem nie było to wcale łatwe. Ta dziwna, szaro-brązowa uliczna ciapa miała dziwne właściwości. Już kończyła, gdy usłyszała, jak Kalel nagle ciężko siada na ziemi. Zaniepokojona odwróciła się i przed jej oczami rozegrała się scena pomiędzy Sorg, a chłopakiem. Zauważyła jeszcze buraczaną twarz szybko wycofywującego się z pokoju Kalela.

Uśmiechnęła się pod nosem na tę niezręczną sytuację i od razu zabrała się do pomocy bardce. Sama też chciała się umyć, bo po rzucaniu błotem jej zapach zostawiał sporo do życzenia, tak samo zresztą ich ubrania, które postanowiła przeprać i rozłożyć do wyschnięcia.

***
Rankiem ciężko jej było jeszcze powrócić ze świata snów, z którego wybudziła ją Sorg. I do tego tak niemiłym tematem! Jeszcze jedną nogą była na pięknej łące, po której biegała boso z nieznanymi jej, ale bardzo miłymi dziewczętami, a tu już Sorg zaczyna niepokojący temat o straży. Całe szczęście, ze zaraz wszedł Kalel ze smakowicie pachnącym, choć prostym śniadaniem. To był pierwszy pozytywny akcent tego ranka dla zaspanego umysłu Tui.
Gdy wreszcie senna mgiełka otaczająca jej umysł rozwiała się dostrzegła od razu kilka innych miłych i ważnych szczegółów. Przede wszystkim Sorg czuła się najwyraźniej bardzo dobrze. Było to aż tak wyraźnie widać, że Tua nie musiała nawet pytać. No i udało im się ustalić konkretny plan. Każdy wiedział, co ma do roboty i nie pozostawało nic innego jak pozałatwiać ich sprawy i ruszyć w dalszą podróż. Taka sytuacja bardzo odpowiadała dziewczynie. Lubiła widzieć przed sobą cel i jasną drogę do niego.

Mimo, iż Meave była teraz zamyślona i milcząca, to Tua cieszyła się, że przyjaciółka będzie jej towarzyszyła w odwiedzinach u kapłana i Meyai. Zawsze milej jest mieć kogoś obok siebie w obcym mieście.
Dziewczyna oczekiwała czegoś więcej po wizycie u kapłana. Choć ten i tak wiele dla nich zrobił. Z radością usłyszała wieści, że wieszczka czuje się lepiej i ze przejęła się ich losem. To pozwalało jej mieć nadzieję, że może, gdy do niej dziś zawitają, poradzi im coś jeszcze lub wskaże kogoś, kto mógłby im jakoś pomóc. Nie dawało jej spokoju to, że tak nieliczni i niedoświadczeni porywają się na walkę z czymś tak niebezpiecznym. Przecież to zło może zagrażać całemu Królestwu! A oni idą w czwórkę… bez żadnego doświadczenia z nieumarłymi… To jakaś pomyłka. Bogowie mają naprawdę przeciwne pomysły, ze to ich wpuścili na ścieżkę w stronę Pyłów. Ale skoro już po niej stąpają, to należy się, w miarę możliwości, jak najlepiej przygotować.

Schowała do swojej torby część zwojów, jakie kupiły od kapłana, podziękowała grzecznie i się pożegnała. Kapłan w takiej wyprawie wydawał się niezbędny. Tua miała nadzieję, że ten, poznany u wieszczki zdecyduje się z nimi iśc, ale skoro nie, to dziewczyna nie zamierzała szukać kogoś innego na jego miejsce. Nigdy nie wiadomo, komu można ufać, a kto zgłosi ich do straży. Więc razem z Meave od razu udała się w stronę domu Meyai. Wcześniej Tua chciała pójść tam sama, czarem zmieniając wygląd na wypadek, gdyby natknęli się na kogoś z wcześniej spotkanej bandy, ale skoro Meave chciała z nią iść to nie było sensu używać czaru działającego tylko na jedną osobę.
Obie czarodziejki szły ostrożnie. Mimo, że był biały dzień, to obawiały się ludzi plączących się po tej „niebezpiecznej okolicy”. Nie uniknęły, co prawda, podejrzliwych spojrzeń czy nieprzyjemnych zaczepek, ale wszystko to było nieszkodliwe. Z ulgą dotarły do znajomych im już drzwi domu wieszczki. Drzwi otworzył im znajomy, rudy chłopak, niechętnie wpuszczając dziewczyny do środka.
Pokój wieszczki był mniej zadymiony niż przy ich ostatniej wizycie. Dymiło

się jedynie z kapłańskiego kadzidła. Meyaia siedziała wygodnie rozłożona w fotelu. Ubrana jak poprzednio, jej ubranie więcej odsłaniało niż zasłaniało, choć tym razem były to ciuchy przeznaczone najwyraźniej do snu. Lub chociaż do noszenia w nocy.

- Witaj Meyaio. Przepraszamy, że jeszcze cię niepokoimy. Jak się dziś czujesz? – przywitała się Tua.
- Witajcie moje drogie, wchodzcie, wchodzcie - Meyaia uniosła się lekko i rzuciła surowe spojrzenie ryżemu, który robił miny w stylu "pani musi odpoczywać, idźcie sobie". - Dobrze, jestem tylko nieco zmęczona.
- Nie chciałyśmy ci przeszkadzać po wczorajszym, ale jutro chcemy opuścić już Uran, a ja miałam nadzieję, ze możesz wyjaśnisz nam nieco to, co wczoraj zaszło, bo… - Głos dziewczyny załamał się nieco. Nie wiedziała jak sformułować swoje pytanie, jak słowami wyrazić ten wielki znak zapytania siedzący w jej głowie. - Co w ogóle się wczoraj zdarzyło? Ten duch wstąpił w twoje ciało, ale… Jak? I co się działo wtedy z tobą?
Meyaia wzdrygnęła się lekko, wspominając wczorajsze wydarzenie.
- Usiądźcie - rzekła, wskazując na krzesła. - Szczerze mówiąc, sama do końca nie wiem. To było... inne niż zwykle. Już w pierwszej chwili, gdy wzięłam twoją dłoń poczułam, że coś jest nie tak - zwróciła się do Maeve. - Sądziłam jednak, że twój ukochany był magiem i dlatego jego zgon mogę odczuwać nieco inaczej. Potem jednak... - potrząsnęła głową. - Na prawdę nie wiem. Zdawało mi się, że jest duchem, a równocześnie, że nim nie jest. Kontakt był zbyt mocny na zmarłego, a znów zbyt słaby na żyjącą istotę. Nie znam się na magii, mogę tylko przypuszczać, co dzieje się z twoim oblubieńcem. Może ktoś uwięził jego duszę i ona woła do ciebie; może nawet i ciało jeszcze żyje... Możliwe jest jednak, że zmienił się on w coś... innego, coś, co stwarza tylko pozór życia - zadrżała.

Tua odwróciła twarz w stronę Meave, Jak ona zareaguje na taką wieść o swoim ukochanym?
Meave było bardzo ciężko słuchac o Hourunie. Sama już nie wiedziała, czy cieszyc się czy płakac. Ciągle czuła się słaba po rozmowie przeprowadzonej z mężczyzną. Zachwiało to nią całkiem solidnie. A brak pewności tylko ją dobijał.

- Meyaio… Co ty w ogóle sądzisz o naszej wyprawie, o naszym przeznaczeniu? – spytała Tua.
Wróżka westchnęła i spojrzała gdzieś w dal.
- Przeznaczenie... Wszyscy tak cieszą się, gdy przepowiadam im bohaterskie czyny... "Uratujesz żonę, miasto, dziedzine, świat..." Cieszą się jak dzieci widząc w tym świetlaną przyszłość, a zapominają, że wydarzenia, wymagające bohaterów zawsze poprzedza zło, tak wiele zła... Zwłaszcza mężczyźni; kobiety wykazują w tej gestii znacznie więcej rozsądku.
- Co zaś myślę? Modlę się, żeby Wam się powiodło, gdyż od tego zależy nasza przyszłość, przyszłość całego Królestwa. Oczywiście nie tylko od was - dodała, widząc nieco przerażoną minę Tui. - Przyszłość składa się z wielu wydarzeń, które wpływają na siebie nawzajem i łączą się, jak układanka. Mimo to niektóre jej części są ważniejsze od innych, a porażka sprawia, że cel staje się coraz trudniejszy do osiągnięcia.
Tymi słowami wieszczka jednak nie uspokoiła młodej czarodziejki. Tua właściwie po raz pierwszy spojrzała na tą sprawę z tej perspektywy. Zwykle myślała o tym, jak ciężkie zadanie stoi przed nimi, jak wielkie niebezpieczeństwa czyhają i czy im podołają, a teraz... Co się stanie, gdy czteroosobowa drużyna niedoświadczonych ludzi zawiedzie? Dziewczyna potrząsnęła głową. Wolała o tym nie myśleć. To było zbyt prawdopodobne.

- Dziękuję ci za wszystkie rady. Jeszcze raz przepraszam, że niepokoimy cię po tym wczorajszym, ale czeka nas trudna misja, zbyt trudna nawet... Dlatego szukamy pomocy i informacji wszędzie, gdzie tylko możemy. Dziękuję. - Powiedziała Tua i skierowała się wraz z Meave w stronę wyjścia z pokoju.
- Przypomniałam sobie coś - Meyaia zatrzymała je jeszcze. - Znajomy czarodziej często powiadał, że największym wrogiem wojownika jest jego własny strach, ale największym wrogiem czarodzieja (prócz ignorancji rzecz jasna) jest iluzja. Osobiście uważam, że im bardziej ktoś się boi tym bardziej w iluzję wierzy, ale nie jestem magiem, więc się nie znam. Myślę jednak, że każda rada wam się teraz przyda. W Pyłach rządzą potężne moce, lepiej więc być gotowym na wszystko, zwłaszcza na to co najmniej chciałybyście spotkać.

- Dziękuję. Na pewno wezmę pod uwagę twoją radę. Do zobaczenia Meyaio. – odpowiedziała jej Tua i wyszła wraz z przyjaciółką z pokoju, a potem budynku. Skierowały się prosto do karczmy, gdzie czekali na nie Kalel z Sorg.

Vantro

Stając w bocznej uliczce Sorg poczuła jak powoli napięcie opuszcza jej ciało. Niepokój nadal ją męczył ale już nie tak bardzo. "Ta kobieta nam pomogła, straże pewnie będą teraz jej szukać po karczmach. Chyba lepiej abyśmy jeszcze dziś wynieśli się z tego miasta i nie zatrzymywali w żadnej karczmie, bo mimowolnie nas złapią". Nie potrafiła ustać w jednym miejscu w spokoju. Wcisnęła więc w dłoń Kalela lejce trzymanych przez nią koni i zaczęła krążyć od niego do wylotu uliczki i wyglądać czy czarodziejki już nie nadchodzą. "Nie wytrzymam tutaj czekając tak bez niczego, wyjdę im naprzeciw tylko powiem o tym Kalelowi", postanowiła bardka i szybkim krokiem podeszła do siedzącego na ziemi chłopaka. Jednak spojrzenie jakim go obrzuciła i to co ujrzała zmieniło jej plany. Chłopak obwinął sobie nadgarstek lejcami pilnowanych przez siebie koni, siedział oparty plecami o budynek i spał w najlepsze. "No tak, przecież pilnował nas całą noc nie zmrużył oka ani na chwilę. Jakby tego było mało to i ja nie dałam mu się wyspać tylko kazałam oglądać sobie plecy,tak jakby miało to jakieś wielkie znaczenie czy jest tam ta blizna czy nie. Niech teraz się prześpi, a ja popilnuję, aby dziewczyny nie weszły do karczmy. Dobrze, że z nimi nie poszłam jednak. Kalel spał by w pokoju, nie wiedział co wydarzyło się na dole, a my wracając weszłybyśmy wprost na straże." Odeszła cicho ku wylotowi uliczki, choć pewnie nawet gdyby tupała jak oddział straży miejskiej to i tak nie przerwałaby snu chłopaka. "Szczęście nam sprzyja, oby Bogowie nadal byli tak łaskawi dla nas jak do tej pory." - pomyślałam przypominając sobie wydarzenia ostatniej doby. "Mam nadzieje, że dziewczyny nie natrafiły na żadne niebezpieczeństwo. Dawno wyszły, coś długo ich nie ma, a może nie, może to mi czas się dłuży... Te wszystkie wydarzenia sprawiają, że tracę cierpliwość, a kiedyś mogłam czekać godzinami i nic mnie nie wytrącało z równowagi. Niebezpieczeństwo zmienia nas jednak i świadomość, że każda chwila jest ważna, decydująca..." Uśmiech rozjaśnił jej twarz gdy ujrzała nadchodzącą Maevę i Tuę. Wyskoczyła zza rogu budynku i zaczęła do nich machać. Widziała ich zdumione spojrzenia kiedy ruszyły w jej kierunku zamiast w stronę karczmy. Nie czekała, aż zapytają ją co tutaj robi i czemu nie czekają na nich tak jak się umawiali w karczmie. Pośpiesznie wyrzucała z siebie słowa opowiadając czarodziejkom o strażnikach, o tajemniczej kobiecie, o tym jak użyła ona czaru, o tym jak z Kalelem zwiała przez kuchnię i o tym, że chyba najlepiej było by wiać z miasta. Czarodziejki poczekały aż skończy się jej słowotok, obudziły chłopaka i wspólnie podjęli decyzję, że zrobią niezbędne zakupy na targu i opuszczą jeszcze tego samego dnia Uran. Karczmy w tym mieście nie były już bezpiecznym schronieniem dla nich, uliczki również, gdyż krążąc po nich mimowolnie mogli wejść na wczorajszych "znajomych", którzy również nie pałali do nich miłością. Podjąwszy wspólną decyzję cała czwórka przyjaciół udała się uzupełnić zapasy, aby jak najszybciej ruszyć w dalszą drogę. "Co nas czeka?" - pomyślała Sorg patrząc na swoich wspóltowarzyszy.
 
__________________
"Co do Regulaminów nie ma o czym dyskutować" - Bielon przystający na warunki Obsługi dotyczące jego powrotu na forum po rocznym banie i warunki przyłączenia Bissel do LI.

Ostatnio edytowane przez woltron : 07-09-2010 o 15:13. Powód: na prośbę Sayane ;)
woltron jest offline