Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-08-2010, 18:51   #5
malahaj
 
malahaj's Avatar
 
Reputacja: 1 malahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputację
Na wpół pytanie na wpół stwierdzenie Steiberga zawisło na chwilę w powietrzu nie doczekując się specjalnego odzewu; choć wywołując niewielką falę – jak kamień wrzucony w spokojną toń jeziora. Może było to i lepszym rozwiązaniem? Dopiero teraz bliżej przyjrzał się zebranym w mesie. Zbiór oryginałów i indywiduów... Zatapiając wargi w białym, lekkim winie pomyślał przelotnie, że do pełni groteski trzeba tylko rozbicia się tego liniowca klasy kaszalot o RU-Beta, ustawienia kamer i kręcenia remake'u „Straconych” albo „Zagubionych w Kosmosie”. Przez chwilę przypasowywał kolejne osoby z sali do kolejnych bohaterów głośnych kiedyś filmów – wprawiając się w coraz lepszy nastrój. Udało mu się jednak zachować pełną powagę i ze spokojem czekać na kolejne wydarzenia. W całym zgromadzeniu byli wojskowi, więc to oni mogli się zająć sprawdzaniem co się stało i dlaczego. Również oficjele zakonów powinni być zainteresowani pokierowaniem rozwojem sytuacji niż „zwykli pasażerowie”... Umiejętności i wiedza mężczyzny mogły spokojnie jeszcze pozostać ukryte... Tym samym Marcius miał do odegrania tylko skromną rolę „ojej, to straszne” - koniecznie z wyrazem arystokratycznego, zatroskanego znudzenia w całej posturze. Przygotowanie do kolejnego aktu „aaaaa! Wszyscy zginiemy! Kto mnie uratuje” pozostawił na „za chwilę”, kiedy już będzie wiadomo, że coś jest nie tak. Chociaż zastanawiał się, czy nie będzie miał konkurencji w postaci długonogiej piękności, czy dystyngowanego gościa.

*****



Przez chwilę krytycznie przyglądał się wystrojowi wnętrza, ale w końcu dał sobie spokój ze znajdowaniem kulturowych i historycznych lapsusów. Od jakiegoś czasu panowała moda na antyczną antyczność rozumianą jako zestawianie plastikowych krzesełek z kopiami sarkofagów z Ithasis (najlepiej z V ery) czy... to. Z modą się nie dyskutuje. Usiadł przy jednym ze stolików i spokojnie oczekiwał na zamówiony obiad. W myślach ustawiając wszystkich pasażerów w niewidzialnej siatce wpływów, polityki, możliwości... równocześnie zastanawiając się nad dobrym pretekstem znalezienia się na pokładzie DX-12. Co mogło się przydać gdyby zaszły jakieś nieprzewidziane okoliczności... zwierzeń. To była jedna rzecz, o której nie pomyślał w natłoku zdarzeń przed wylotem. A dokładniej – jedyna rysa na perfekcyjnej historyjce, którą miał ułożoną i opisaną przez wszystkie możliwe dokumenty... Uznał jednak, że najprostsze wytłumaczenie będzie najlepszym...

Polityczno – psychologiczna gierka w umyśle Marciusa wypadła intrygująco – przynajmniej dla niego osobiście. Wiedział z kim lokalna koalicja przyniesie najlepsze korzyści, a z kim dogadanie się będzie prawie niemożliwe. W oczywistej, pojawiającej się na horyzoncie zdarzeń, grze wolał nie brać udziału – piękna kobieta zawsze miała wokół siebie wianuszek wielbicieli; a jeżeli była to piękna i wolna – przynajmniej chwilowo – kobieta... Obserwacja jeleni na rykowisku mogła być świetnym urozmaiceniem nudnego lotu...

*****

Zamierzał właśnie zająć się bliżej morszczukiem w ziołach, kiedy zgasło światło. Zapaliło się co prawda dość szybko, ale informacja o przejściu na zasilanie awaryjne nie była uspakajającą wcale...

- Zagwarantowaniu mojego najwyższego bezpieczeństwa znacznie lepiej służy załoga na pokładzie w pełni sprawnego statku, a nie przeprosiny barmana... Jaka jest przyczyna uszkodzenia generatorów? - powiedział Marcius rzucając serwetę na stół. Po kilku sekundach przerwy dodał, kierując rozmowę w zupełnie inną i niepotrzebną stronę: Mam nadzieję, że linie Abredo będą w stanie zagwarantować nam jakiś upust jako wyrównanie niedogodności podróży? ~Niech Andy ma czym zająć swoje obwody neuronowe~

To wszystko wyglądało na coraz bardziej dziwne. Niezależnie od tego co wydarzyło się na frachtowcu - dlaczego cała załoga DX-12 opuściła pokład? Dlaczego w ogóle opuściła pokład przed wyprowadzeniem statku na bezpieczną pozycję? Pytań było coraz więcej, a okoliczności nie nastrajały optymistycznie. Wszak główną atrakcją turystyczną systemu RU-2 była kolonia karna. Mimo wszystko bunt więźniów nie był całkowicie wykluczony...

- Proszę zaczekać... - rzucił Steinberg w powietrze kiedy ten w galowym mundurku wychodził z messy. Czekanie w pomieszczeniu, które było tak samo bezpieczne jak reszta statku nie miało żadnego sensu.

*****

- Chyba nie mieliśmy okazji się poznać – powiedział, kiedy wojskowy walczył z zamkiem – Marcius Steiberg – zrezygnował z podawania ręki, czy dodawania tytułu spokojnie czekając, aż drzwi się otworzą. Kiedy w oddali dał się słyszeć dziwny dźwięk zauważył: Czyżby załoga wróciła? To musiałby być bardzo szybki rekonesans... Od chwili kiedy wyszliśmy z nadprzestrzeni minęło ile... dwadzieścia, góra trzydzieści minut... Zdecydowanie za szybko.

Ostatnio edytowane przez Aschaar : 06-09-2010 o 17:23. Powód: wycięcie podpisu
Aschaar jest offline
Stary 06-08-2010, 20:41
malahaj

malahaj's Avatar

Reputacja: 7 malahaj wkrótce będzie znanymalahaj wkrótce będzie znany
$: 46 095

Major John Nowak

- Coraz lepiej… - mruknął pod nosem John pochodząc do konsoli otwierającej drzwi. Słowa robota zarejestrował, ale samą maszynę ignorował w podobny sposób jak ignoruje się holoprojektor albo automat do kawy. Jaki jest sens rozmawiać z automatem do kawy, nawet jest ubrali go w mundur i nauczyli mówić? Tak, ogólnie rzecz biorąc nie przepadał za robotami...

Awarie generatorów też przyjął spokojnie, choć doskonale zdawał sobie sprawę co to znaczy. Jeśli ich nie uruchomią, to nie uruchomią napędu a awaryjne zasilenie kiedyś się skończy...

- Major John Nowak –

Odpowiedział Steibergowi wreszcie dochodząc od porozumienia z zamkiem. Wyszedł na korytarz zlewając kompletnie „prośby” o pozostanie w mesie. Przy awarii generatorów i tak nie byli tam bezpieczniejsi niż gdzie indziej. Rozejrzał się po korytarzu rejestrując kolejne odgłosy, tym razem cumującego statku, czego nie omieszkał skomentować Steiberg. John spojrzał na niego z ukosa.

- Jeszcze nie widziałem takiego rekonesansu, na który musiałaby iść CAŁA załoga. Tylko skończony idiota opróżnia okręt z załogi. Choćby dlatego, że pod ich nieobecność zawsze może się coś zdążyć, ot dajmy na to awaria generatorów. Poza tym, te zasrane linie musza dbać o bezpieczeństwo pasażerów i choćby dlatego nie zostawia się ich bez opieki. Cała załoga nie udaje się na rekonesans. Jedyna sytuacja, kiedy czyści się okręt z załogi, to ewakuacja a nawet w tedy powinni najpierw zadbać o pasażerów. No chyba, że na liniowcach pasażerskich linii Abredo są inne zwyczaje. –

Nowak szybko przywołał z pamięci schemat liniowca. Droga na mostek była prosta, za to miejsc w których mógł przycumować mniejszy statek... Cóż, tak na prawdę to mogli zaczepić się w dowolnym miejscu i zwyczajnie wywalić otwór w kadłubie. Kto jak kto, ale on wiedział o tym najlepiej. Zdarzało mu się już uczestniczyć w abordażach i to obu stronach.

- Nie wiem kto to jest, ale coś tu śmierdzi. Ten tam przyjemniaczek za oknem, na pewno nie jest wyposażony jak standardowy frachtowiec a nie widać co ma ukrytego pod kadłubem. Równie dobrze to mogą być piraci, chociaż oni wolą mniejsze i szybsze jednostki, albo raider. Okręt wojenny, udająca frachtowiec. Względnie to tylko moja zawodowa paranoja i to faktycznie wróciła załoga i zaraz zabierze nas w dalszą drogę. –

John sprawdził czy pulser jest gotowy do użycia. Był oczywiście, jak zawsze, kiedy po milion razy go sprawdzał. To był już odruch bezwarunkowy, jak oddychanie. Taki gest mógł jeszcze bardziej zdenerwować resztę pasażerów, tylko w gruncie rzeczy, major miał w dupie ich odczucia w tym temacie. Dopóki nie upewni się, że jest inaczej, przyjął, że grozi im niebezpieczeństwo i tak długo jak nie potwierdzi, że tak nie jest, miał zamiar przedsięwziąć wszelkie środki ostrożności. Na przykład takie, jak wpakowanie kilku wybuchowych strzałek w każdego kto, wyda mu się podejrzany.

- Nawet jeśli to nasza załoga, to należy jej się porządna zjeba. Na mostku będzie można zobaczyć odczyt z sensorów i obraz z wewnętrznego sytemu kamer liniowca. W komputerach powinien być też zapis ostatnich wydarzeń. –

Powiedziawszy co miał powiedzieć, major ruszył korytarzem w kierunku mostka. Szedł szybko, krokiem zawodowego żołnierza, który spodziewa się niebezpieczeństwa za każdym zakrętem. Nawet nie obejrzał się za siebie, żeby sprawdzić czy inni podzielają jego ciekawość. W sumie nie wiele go to obchodziło a nie mogli go opóźnić, bo zwyczajnie na nikogo nie czekał. Wytężył słuch, oczekując kolejnych dźwięków zdradzających, kto też odwiedził ich statek. Pulser miał w dłoni. W razie czego powie, ze sprawdza bilety.

malahaj jest offline
Stary 06-10-2010, 06:36
Mike

Mike's Avatar

Reputacja: 1 Mike ma wyłączoną reputację
$: 13 886

Zachariash i Shalia
Instynkt mówił mu, że coś jest bardzo nie tak. Już pomijając całkowity brak załogi.
- Pani. Chodźmy na mostek – wyjął z dłoni Shalii szklankę i odstawił na kontuar. – To miejsce w razie jakichkolwiek kłopotów stanie się pułapką.
Matka przełożona kiwnęła w milczeniu głową. Nauczyła się polegać na instynkcie Zachariasha. Ruszyli korytarzem za Novakiem.
- Majorze, proszę zaczekać. – rzucił do pleców oddalającego się.
Idąca za Zachariashem kobieta nie wyglądała na przestraszoną czy zaniepokojoną. Najwyraźniej zanim została Matką Przełożoną jej życie było o wiele barwniejsze niż przekładanie papierów czy dyplomatyczne rozmowy.

Mike jest offline
Stary 06-11-2010, 10:21
Eleanor

Eleanor's Avatar

Reputacja: 9 Eleanor jest godny podziwuEleanor jest godny podziwuEleanor jest godny podziwuEleanor jest godny podziwuEleanor jest godny podziwuEleanor jest godny podziwuEleanor jest godny podziwu
$: 204 709

Anna Luisa z ciekawością przyglądała się siedzącym w mesie osobom próbując dopasować ich do zajęć jakie mogli wykonywać. Najprościej oczywiście było z mundorowymi, ale dziewczyna nie lubiła prostych rozwiązań.

Usiadła bokiem na wygodnym fotelu z wysokimi oparciami i na jednym z nich oparła swoje długie nogi prezentując czarne kozaczki w całej okazałości. Popijając wolno paskudnego drinka próbowała go przełknąć nie znieniajac obojętnego wyrazu twarzy. Wolała się nie odzywać. Chociaż uciekła z domu słowa tatusia ciągle dzwięczały w jej głowie i pojawniały się w najmniej spodziewanych okolicznościach: "Lepiej nic nie mówić i wydawać się głupim, niż odezwać się i rozwiać wszelkie wątpliwości" należało zdecydowanie do tych ulubionych, a ona dopiero niedawno doceniła jego pokrętną mądrość.
Nie komentowała więc zniknięcia załogi, ogromnego frachtowca widocznego w otworach wizyjnych, nie powiedziała też nic kiedy na chwilę zgasło światło i biomechaniczny steward oznajmił przejście na zasilanie awaryjne. Kiedy jednak golowy elegancik otworzył przejście na mostek i zobaczyła stalowy pomost z siatki zamiast normalnego podłoża, popatrzyła na swoje sterczące obecnie w górę, piętnastocentymetrowe obcasy, potem jeszcze raz przeanalizowała szerokość przestrzeni miedzy metalowymi elementami i doszła do jedynego sensownego rozwiazania w tej sytuacji:
- Wolałabym jednak zostać tutaj...

Odgłos dokowania statku, mimo zapewnień Andiego o możliwości powrotu załogi zaniepokoił Annę. Wprawdzie wyruszyła z domu z myślą o przygodzie, jednak możliwe, ralne niebezpieczeństwo wywołało ciarki na jej ciele.
Przez chwile rozważała czy nie wrócić do własnej kajuty i nie włączyć technoochrony, ale potem stwierdziła, że poczeka na prawdziwe zagrożenie. Ich ponowne wyłączenie mogłoby być nieco trudniejsze. Nowe GTB007 (Gwarancja Twojego Bezpieczeństwa) uczyły się zbyt szybko na swoich błędach.

__________________
Vous l'avez voulu, Georges Dandin, Vous l'avez voulu!
Eleanor jest offline
Stary 06-13-2010, 21:54
Hesus

Hesus's Avatar

Reputacja: 2 Hesus wkrótce będzie znanyHesus wkrótce będzie znany
$: 19 791

Chwilowa awaria zasilania uświadomiła Albertowi, że tak właściwie to znajdują się wielkiej metalowej puszce wędrującej przez próżnie. Sama myśl o awarii czy zderzeniu przerażała go ogromnie. Zacisnął mocniej dłoń w której trzymał napój. Mokra, spocona ręka nie była w stanie utrzymać drinka i pojemnik uderzył z łoskotem o posadzkę. Nie zwróciło to niczyjej uwagi, takie rzeczy zdarzały się nagminnie podpitym pasażerom. Pojemnik zamknął się automatycznie nie roniąc ani kropelki i ustawił się w pionowej pozycji aby jego właściciel mógł spokojnie go podnieść i kontynuować konsumpcje. Uczyniłby to niezwłocznie gdyby nie komunikat który dotarł do jego uszu?
-Jak to nie ma załogi? To kto tu teraz za to wszystko odpowiada? Kto kontroluje przyrządy, analizuje komunikaty?-rzucił oskarżycielskim drżącym głosem, sam nie wiedząc do kogo.
Wyciągnął pospiesznie z rękawa białą jak śnieg chusteczkę i nerwowo osuszył czaszkę, kark, twarz i dłonie. Zajęło mu to chwile podczas której miał czas przeanalizować sytuację. Nie za bardzo orientował się w procedurach panujących na transporterach kosmicznych, ale jako inżynier lądowy doskonale zdawał sobie sprawę, że coś jest tu cholernie nie w porządku. Nigdy jako koordynator wydobycia w sektorze IV kwadrantu Gamma kopalni należącej do Inferno Mine nie pozwolił sobie na to, żeby pozostawiono przyrządy kontrolne bez opieki Człowieka. Mieli wiele zaawansowanych technologicznie maszyn z najwyższej klasy oprogramowaniem. Mogliby sobie pozwolić na chwile "luzu", ale on bardzo tego pilnował. Dzięki temu piął się w statystykach bezwypadkowej pracy i dorobił się wśród kolegów z kadry uroczego przydomku śmierdzący trzęsidupa. Nie przejmował się tym po jakimś czasie, jedynym czym się przejmował to fakt, że pozostawieni byli bez czynnika ludzkiego zdani na niepewne oprogramowanie bez żadnej kontroli a błąd mógł go kosztować wszystko.
Inni pasażerowie widać też wzięli sobie do serca jego obawy. Kilkoro z nich ruszyło, pewnie słusznie, w kierunku mostka.
Rozważał gorączkowo co zrobić. Czy ruszyć za tymi którzy podążają do centrum dowodzenia?
Tylko po co skoro nie znam się na tym?-odrzucił w myślach tę ewentualność.
Czy też może udać się do kajuty. Pakunek był wszakże bezpieczny, ale jego gruczoły potowe pracowały na najwyższych obrotach i obawiał się, że za niedługą chwilę wszyscy będą skazani na ledwie akceptowanie jego obecności.
To za długo potrwa-odrzucił pomysł w myślach i wyciągnął flakonik. Skropił się dyskretnie perfumami licząc na zatarcie negatywnego wrażanie. Postanowił poczekać na rozwój wydarzeń. Poprosił tylko o dużą porcję wody z lodem, żeby uzupełnić elektrolity i zasiadł na ławeczce blisko grodzi prowadzącej wgłąb statku do kajut.

__________________
Nikt nie jest nieśmiertelny.ODWAGI!
Hesus jest teraz online
Stary 06-14-2010, 09:50
Sekal

Sekal's Avatar

Reputacja: 14 Sekal jest godny podziwuSekal jest godny podziwuSekal jest godny podziwuSekal jest godny podziwuSekal jest godny podziwuSekal jest godny podziwuSekal jest godny podziwuSekal jest godny podziwu
$: 306 865

Zniknięcie załogi oczywiście musiało mieć jakieś podłoże. Nikt ot tak nie opuszcza swojego statku, który jednocześnie jest ich biletem do domu z tego zadupia, miejscem pracy a często na pewno również domem. O ewakuacji nikt nic nie mówił, a przy poważnym zagrożeniu automatyczne systemy ostrzegania powinny oznajmić to wszystkim, także pasażerom. No cóż, czas jak zwykle pokaże co tak na prawdę się tu wydarzyło. Czyżby na pokładzie był ktoś niepożądany? To by wyjaśniało ucieczkę załogi oraz następujący teraz abordaż kogoś, kto prawie na pewno załogą tego statku nie był. Wstał, wciąż popijając zamówiony alkohol i odpowiedział na słowa tego, który przedstawił się jako pierwszy.
- Ambasador Jurij Iwanov
Skłonił się delikatnie pozostałym i podszedł do okna, ze spokojem na twarzy przyglądając się szczegółom wiszącego w próżni, tuż obok nich, frachtowca. Robił wrażenie, trzeba było przyznać. Ciekawe ilu ludzi kryło się w środku i ilu mieściło się do abordażowego statku?
Obrócił się do środka mesy, bliżej przyglądając zgromadzonym w niej indywiduom. Kilku wojskowych oraz uzbrojonych ludzi kościoła dawało w razie czego jakąkolwiek szansę, chociaż powiedzmy sobie szczerze - czy jeśliby chcieli ich zabić to puszczaliby amatorów? Mogli to zrobić na setki sposobów. Wolał nie wymyślać jakich. Mimo wszystko ten w galowym mundurku wyglądał zdecydowanie mniej pewnie od stalowej puszki, wciąż stojącej w miejscu. Może procesory mu się zgrzały? Tak czy inaczej, to była lepsza tarcza od galowego mundurka, więc i Jurij pozostał w pomieszczeniu.
- Prawdopodobnie lepiej byłoby się nie rozdzielać.
Wzruszył ramionami.
- I liczyć na to, że to na prawdę tylko załoga. W co śmiem wątpić, zważywszy na bliskość obcego okrętu. W takich sytuacjach nie pomaga nawet immunitet.
Uśmiechnął się czarująco i przechylił szklankę, jakby na dodanie sobie otuchy wypijając cały znajdujący się w niej alkohol. Uznał, że najlepiej będzie trzymać się puszki, więc czekał jaką decyzję podejmie pół-robot.

Sekal jest offline
Stary 06-15-2010, 22:13
Suryiel

Suryiel's Avatar

Reputacja: 2 Suryiel wkrótce będzie znany
$: 29 466

Christina Young

- Senatorze… – zaczęła I spojrzała na pulchnego mężczyznę który mógłby teraz spokojnie wejść do lodówki i udawać zieloną galaretkę, z nieskromnym sukcesem. Christina czasem miała wrażenie, że ilością pochłanianego przez niektórych polityków jedzenia, można by spokojnie wyżywić niejedną mniejszą kolonię. Na łebka.
- Co? Mowy nie ma, nigdzie się stąd nie ruszam! – stwierdził pospiesznie O’Donnel, a major Young po raz kolejny, w ciągu tej dość krótkiej podróży, musiała poważnie nadwyrężyć swą siłę woli, by nie zabić go tu na miejscu. Zapewne oszczędziła by tym sobie wielu kłopotów.
- Senatorze, nie wiem czy bezpiecznie jest w takiej sytuacji zostawać tutaj... – wysyczała, szukając wsparcia ze strony swego partnera, ten jednak nie należał do osób, które miałyby jakiekolwiek zdolności w zakresie dyplomacji. Właściwie nawet chodnik miałby większe szanse od niego w przekonaniu polityka, by wraz z nimi udał się na mostek.
- Jasna cholera majorze! Macie zostać przy mnie cokolwiek się będzie działo, a ja mówię wam – zostaję tutaj! – piskliwy krzyk mężczyzny wprawił jego trzy podbródki w dość komiczny ruch, jednak teraz nie było czasu na jego podziwianie. Wreszcie jednak Simon wziął sprawy w swoje ręce, zrobił krok do przodu i stanął niesprostowany przed kurczącym się z sekundy na sekundę O’Donnelem.

- Może być pan pewny, sir, że w przypadku pańskiego zgonu nie obowiązują nas już te reguły. – powiedział swym niskijm, mocnym głosem, krzyżując dłonie na klatce piersiowej- A teraz proszę, senatorze O’Donnel... Niebezpiecznie będzie zostawać tutaj...

-... D-dobrze... Niech panu będzie... – Christina pokręciła głową, przepuszczając senatora w drzwiach. Brać go ze sobą było równie niemądrze, co iść z nim na mostek. Z dwojga złego jednak ruszenie się gdziekolwiek było jakąś formą działania...

Suryiel jest offline
Stary 07-27-2010, 07:26
Bielon

Bielon's Avatar

Reputacja: 9 Bielon jest jak klejnot wśród skałBielon jest jak klejnot wśród skałBielon jest jak klejnot wśród skał
$: 62 398

W kompletnej ciszy jaka zapanowała na pokładzie pasażerskiego liniowca sunącego bezwładnie lotem balistycznym przez bezmiar przestrzeni kosmicznej, przerywanej jedynie wypowiedziami pasażerów podenerwowanych obrotem sytuacji, każdy dźwięk słyszany był doskonale. Kroki idącej ku mostkowi grupy, prowadzonej przez majora Nowaka odbijały się od pancernych ścian metalicznym echem. Podobnie jak syk zamykanej za nimi grodzi. Zarówno ci, którzy ruszyli śladem majora, jak i ci, którzy zdecydowali się pozostać, poczuli się osamotnieni. Pozbawieni złudnej opoki w postaci przygodnie spotkanych pasażerów, towarzyszy podróży. Dla pokoleń ludzi, którzy od wieków już przemierzali przestrzeń w poszukiwaniu coraz to nowego, uczucie samotności w przestrzeni nie było już tak dominujące jak dla pierwszych osadników, którzy wyruszali na podbój kosmosu z Ziemi. Terra, lub Święta Terra dla niektórych, teraz była już jedynie wielkim muzeum podróży w przestrzeni. Ludzkość poszła na przód, zmieniła się, wyewoluowała. Ludzki umysł już nie odczuwał dominującej pustki spoglądając w ciemną czerń przestrzeni kosmicznej. Zwłaszcza, jeśli tak blisko znajdował się jakiś inny obiekt z całą pewnością również obsadzony przez ludzi.

Tym razem jednak uczucie pustki i opuszczenia pozostało. Być może sprawił to niepokój wywołany przemyśleniami niektórych z pasażerów. Być może brak załogi. Być może świadomość, że RU z obu swoimi planetami, to nic innego jak miejsce zsyłki, gdzie trafiali wyłącznie ci, których społeczność chciała się pozbyć. Być może wyłączenie zasilania głównego na okręcie albo też dziwne, odległe trzaski i metaliczny huk. A może wszystkie te czynniki razem wzięte. Jakiś pierwotny lęk i niepokój budził wszystkie najgorsze podejrzenia i obawy. Które omijać zdawały się jedynie tych, których życie nauczyło walczyć o swoje. Lub takich jak ten w pancernym kombinezonie, który zdawał się odporny na wszelką wiedzę.


***


O dziwo, droga do mostka przebiegła bez żadnych zakłóceń. Tych niespełna sto kroków w prostym korytarzu oświetlonym jarzeniowym światłem awaryjnego oświetlenia, przeszli błyskawicznie. Widać spieszyło się nie tylko majorowi. Stalowa gródź odgradzająca ich od mostka i tym razem jednak była zamknięta. Kod dostępu, który wcześniej tak sprawnie pomógł w otwarciu drzwi z mesy, okazał się jednak niewystarczający. Major, który zdawał się obejmować milczące przywództwo, po raz kolejny wbijał ciąg cyfr, znaków i liter łudząc się po raz kolejny , że pomylił się w którymś miejscu, znów ujrzał ten sam komunikat na elektronicznym, matowym z racji oszczędzania zasilania, wyświetlaczu:

KOD NIEPRAWIDŁOWY, DOSTĘP NIEMOŻLIWY, PROSZĘ NATYCHMIAST SKONTAKTOWAĆ SIĘ Z ZAŁOGĄ…



Odległy wcześniej trzask powtórzył się po raz kolejny, bliżej. Tylko wprawne ucho wyłowić zeń mogło odgłos, który przecież na pasażerskich liniowcach nie bywał słyszany niemal nigdy. Odgłos wystrzału…

- Odsuńcie się! – rozkazał major unosząc pulser. Co prawda wolałby mieć pod ręką laserowy pistolet, albo miotacz plazmowy ale miał to co miał a marudzić nie miał zamiaru. Pulser może nie był najlepszym rozwiązaniem w tej chwili, ale z pewnością nie różnił się wiele od tego, co przed chwilą wydało dźwięk, gdzieś na odcinku pomiędzy poszyciem kadłuba a korytarzem. „Goście” najwidoczniej również zapomnieli o kodach dostępu.

Trzask wystrzału z pulsera w jedno zlał się z jękiem rykoszetów odłamków odbijających się od opancerzonych powłok ściany korytarza. Sypnęły się skry a i w powietrzu rozszedł się dziwny, ozonowy zapach. Jednak gródź, co w sumie w tej chwili było najważniejsze, z sykiem rozsunęła się koncentrycznie otwierając przejście na mostek. Na mostek, na który wpadli niemal biegiem…


***


Siedzący w mesie, wymieniający mniej lub bardziej zdawkowe uwagi pasażerowie w napięciu wpatrywali się to w okna z armplastu za którymi widać było sunący bok w bok frachtowiec, to znów w technobota, który najwidoczniej nie widział żadnego powodu do zmartwień. Swoje obowiązki wykonywał bez zarzutu, szybko i sprawnie. Widocznie komputer pokładowy wciąż działał idealnie. Myśli wszystkich jednak wciąż krążyły wokół możliwego wytłumaczenia tej dziwnej historii i pewnie krążyły by jeszcze długo, gdyby nie słowa ambasadora.

- Prawdopodobnie lepiej byłoby się nie rozdzielać… I liczyć na to, że to na prawdę tylko załoga. W co śmiem wątpić, zważywszy na bliskość obcego okrętu. W takich sytuacjach nie pomaga nawet immunitet...

Jakby na potwierdzenie jego słów, gdzieś spoza mesy i sąsiadujących z nią pomieszczeń i korytarzy, rozległ się odległy huk a zaraz po nim trzask. A po chwili, która trwała nie dłużej niż kilka uderzeń serca, odpowiedział mu inny wystrzał, bliższy znacznie, od strony korytarza, którym ruszyła część pasażerów…


***


Mostek, jak na warunki liniowców pasażerskich, był ciasny i w miarę schludnie utrzymany. Co znaczyć mogło tyle, że liniowiec należał do tanich linii krążących po obrzeżach znanych systemów, oszczędzających na swej załodze by zapewnić pasażerom możliwie tanim kosztem umiarkowane wygody. Co było prawdą. Oraz że załoga składała się z ludzi przykładających się do swojej pracy i wykonujących ją profesjonalnie i sumiennie. Co zważywszy na pozostawienie pasażerów samym sobie, takim pewnym już nie było. Jednak myśli wszystkich, którzy znaleźli się na mostku w tak dziwnych okolicznościach, podążały w zupełnie innym kierunku. Kierunku, który wyznaczał rząd migających kolorowo diod, ku komputerowi pokładowemu.

Pierwszy, co zresztą było zrozumiałe i oczekiwane, dopadł go major. Rząd wpisywanych przezeń komend i komunikatów spotkał się z taką samą odpowiedzią, jaką wcześniej udzielił mu wyświetlacz przy grodzi:

KOD NIEPRAWIDŁOWY, DOSTĘP NIEMOŻLIWY, PROSZĘ NATYCHMIAST SKONTAKTOWAĆ SIĘ Z ZAŁOGĄ…

Tym razem jednak położony na blacie pulser był bezużyteczny. Spięcie mogło pomóc przy otwarciu wrót, ale już w wejściu do bazy danych komputera pomóc nie było w stanie. Nie bez ryzyka zniszczenia całkowicie danych zawartych w komputerze. Danych, po które właśnie przyszli…




.

Bielon jest offline
Stary 07-28-2010, 15:56
malahaj

malahaj's Avatar

Reputacja: 7 malahaj wkrótce będzie znanymalahaj wkrótce będzie znany
$: 46 095

Major John Nowak

- Większy problem, większy młotek... –

Mruknął major celując z pulsera w panel obsługi. Poszło łatwo. Z komputem pokładowym już gorzej.

- Kurwa. –

Zaklął po polsku, po kolejnej nie udanej próbie dostania się do komputera. Wymownie spojrzał na leżący na blacie pulser, jakby chciał pogrozić maszynie. W końcu wstał od konsoli i schował broń do kabury. Sądząc po odgłosach, nie długo może mu się przydać.

- Jeśli ktoś się na tym lepiej wyznaje, to bez krępacji. Ja mogę go co najwyżej zresetwać, odcinając zasilanie. Tyle, że to mało bezpieczne, bo nie wiadomo co i czy w ogóle włączy się z powrotem. –

Nowak rozejrzał się po innych stanowiskach. Bez napędu i tak większość jest bez użyteczna. Czasu dużo niemieli, bo tamci też skierują się na mostek. Sądząc po wystrzałach, też nie mają kodów, więc załoga raczej z nimi nie współpracuje. Przynajmniej nie cała. Więc gdzie się podziała? Wszyscy nie mogli pójść do maszynowni, bo po co? Może chcą uciec promem? Mało profesjonalne, ale możliwe. Tylko gdzie? Są w czarnej dupie, do najbliższej planety daleko a jeśli tamten frachtowiec jest uzbrojony, to daleko nie zalecą. Z drugiej strony jak ktoś wie, że jego krypa zaraz wybuchnie...

To jednak były tyko zgadywanki. Potrzeba mu był więcej informacji, a główny komputer nie był jedynym miejsce gdzie można było je znaleźć.

W liniowcach takich jak ten, wszytko było podporządkowane wygodom pasażerów. Załoga była drugorzędna, więc projektanci nie poświęcili jej zbyt dużo czasu, zapewniając jedynie jak największą funkcjonalność. Dzięki temu kabina kapitańska, reszty załogi i pomieszczenia ochrony, były niedaleko od mostka. Tak było prościej i wygodniej.

- To nie jest jedyny komputer na statku, z którego można się coś dowiedzieć. Zaraz wracam. -

Oświadczył reszcie pasażerów i skierował się do wyjścia. Kapitańska czy pomieszczenia ochrony? Zdecydował, że najpierw zajrzy do dowódcy. A nuż się zachlał i śpi? Po chwili stanął przed drzwiami do kapitańskiej kwatery. W pierwszej chwili irracjonalnie chciał zapukać, ale opanował odruch i wpisał kod do konsoli przy drzwiach. Efekt był równie spodziewany co irytujący, postanowił więc zastosować sprawdzoną już wcześniej metodę.

Pulser znów okazał się kluczem otwierającym wszystkie drzwi i Nowak wszedł ostrożnie do kabiny, lustrując otoczenie. Oczywiście najlepiej byłoby znaleźć kapitana albo innego członka załogi, ale jakoś na to za bardzo nie liczył. Szukał komputera osobistego dowódcy, chipów z danymi, dokumentów, czegokolwiek, co powiedziało by mu, co tu się dzieje. No i broni rzecz jasna. To co prawda była cywilna jednostka, ale wiedział, że niektórzy kapitanowie lubi mieć coś pod ręką. To samo miał zamiar zrobić w pomieszczaniu ochrony. Stamtąd może udało by się dostać do sytemu kamer na statku? Byle za długo tu nie zamarudzić....

malahaj jest offline
Stary 07-28-2010, 21:35
Hesus

Hesus's Avatar

Reputacja: 2 Hesus wkrótce będzie znanyHesus wkrótce będzie znany
$: 19 791

Czy mu się tylko zdawało czy też powietrze w mesie zrobiło się nieznośnie gęste i duszące.

Boże, odcięli dopływ tlenu, chcą nas podusić - rozchylił materiał tuniki oddychając a właściwie sapiąc ciężko. Uspokoił się kiedy dotarło do niego, że właściwie tylko on ma kłopoty z oddychaniem. Wodził wzrokiem po współpasażerach zastanawiając się co właściwie sobą reprezentują i w kim pokładać ewentualne nadzieje na opanowanie sytuacji.

Sterczący pod ścianą w bezruchu metalowy kolos wcale nie napawał poczuciem bezpieczeństwa. Oczyma wyobraźni widział jak ten robi użytek z arsenału jakim jest obładowany i brak tlenu przy dekompresji staje się paradoksalnie jego najmniejszym problemem.

Mimo, że znał wiele mniej lub bardziej uroczych kobiet, które zasługiwały na szacunek za swoja pracę wiedzę i profesjonalizm to jednak instynktownie postrzegał je jako ... no właśnie to zależy. Nie inaczej było tym razem. Długonoga piękność, która tak kusząco eksponował swoje walory mogłaby być samym marszałkiem floty imperialnej a Albert i tak w myślach potraktował ją zgoła odmiennie. Chociaż myśl o mundurach, armii, szpicrucie i planach taktycznych na wielkim holostole z Panią Marszałek w roli głównej zawładnęła nim przez dłuższą chwilę. Obserwowana musiała się zorientować bo zerknęła na niego z ciekawością przeradzającą się po chwili w lekki niesmak i w konsekwencji zdenerwowanie. Chyba wgapiał się w nią zbyt nachalnie.
Słowa ambasadora wyrwały go z sali dowodzenia flotą imperialną. Zdołał tylko zdobyć się na krzywy uśmiech i przeniósł wzrok na przemawiającego dyplomatę.

Albert rozważał siłę jego argumentów. Oczywiście nie tych wygłaszanych tylko tych, których będzie musiał użyć gdyby sytuacja się skomplikowała i statek zostałby na przykład przejęty przez zbuntowanych więźniów. To podejrzenie spośród wielu innych wydało mu się najbardziej prawdopodobne.

Zatrząsł się cały na odgłos wystrzału, zmrużył odruchowo oczy i rozejrzał nerwowo. Kolejny, już bliższy nie wstrząsnął nim już tak bardzo. Mimo wszystko był zdenerwowany a jego hipoteza wydała mu się jeszcze bardziej możliwa. Na razie jednak postanowił wstać i zaznajomić się z dyplomatą. Ktoś taki w obliczu brutalnego ataku mógł być nieoceniony. Wytarł spoconą dłoń.

-Obawiam się, że może mieć Pan rację - wyciągnął dłoń w jego kierunku - Jestem Albert John Aleksander Fletcher. Pańskie doświadczenie jako dyplomaty, w tym wypadku może być nieocenione. Myślę, że nie pomylę się jeśli powiem, że dobrze by było, gdyby doszło do takiej sytuacji, by negocjował Pan w imieniu nas wszystkich.
 
malahaj jest offline