Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-08-2010, 19:51   #114
Col Frost
Kapitan Sci-Fi
 
Col Frost's Avatar
 
Reputacja: 1 Col Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputację
Era

Kolejne eksplozje oznajmiały Erze nowe straty w szeregach jej żołnierzy. Każdemu wybuchowi towarzyszyła obawa o los jej podkomendnych. Co jakiś czas w powietrze wylatywał kolejny pojazd, a ona wraz z żywymi ludźmi uciekała z pola walki. Mało kto dbał o rannych. Tych, którzy padli w biegu jeszcze podnoszono, ale nikt nie sprawdzał czy w płonących wrakach ktoś żyje. Kierowcy i operatorzy dział płonęli żywcem. Las był coraz bliżej, ale nawała ogniowa zdawała się tylko wzmagać. Droidy coraz częściej trafiały w cele. Klony ginęły dziesiątkami.

Wreszcie linia drzew. Wojacy Republiki znaleźli bezpieczne schronienie w ich cieniu. Tutaj ogień wroga nie mógł ich dosięgnąć. Wkrótce napotkano zwiadowców 4 batalionu. Meldowali oni o wzmożonej aktywności przeciwnika. Helio, który odebrał owe meldunki, informował Erę:

- Oddziały majora AJ-5914 są pod coraz silniejszym ostrzałem odkąd się zatrzymały. Okopały się, ale droidy są coraz bardziej aktywne. Jakby chciały przygwoździć 4 batalion do ziemi. Nie pozwalają nawet nosa wyściubić z okopów – przykre wieści miały jednak dopiero nadejść. - Pod ostrzałem straciliśmy 112 ludzi, 4 AT-TE i 3 Juggenaut'y. Została nam jednak maszyna. 52 ludzi jest rannych. Została nam blisko połowa batalionu.

Po złożeniu meldunku kapitan wrócił do swoich obowiązków. 3 batalion zajmował pozycje, wzdłuż linii krańcowej lasu, aby zabezpieczyć się przed ewentualnym atakiem z dopiero co zwolnionej przez nich pozycji. Blaszaki mogły wykorzystać fakt, że udało im się przerwać front i próbować odciąć dwa bataliony od reszty sił. To by mogło oznaczać ich zagładę. Godzinę później do Ery ponownie zawitał Helio:

- Pani komandor, straciłem dowódców 1 kompanii i kompanii zmechanizowanej – dziewczyna zamarła. Doskonale wiedziała, że 1 kompanią dowodził Krayt. - Zastąpiłem ich porucznikami, ale uznałem, że powinna pani wiedzieć.

Gdy oficer kończył ostatnie zdanie, ponownie odezwały się działa, które zamilkły, gdy oddziały D'an znalazły schronienie wśród drzew. Oboje, Jedi i klon, obrócili się w stronę równiny. Świetlne smugi, ledwo dostrzegalne na błękitnym niebie, leciały gdzieś za horyzont. Nie było wątpliwości. Blaszaki zabrały się za ostrzał 2 batalionu. Tym razem jednak na morzu traw pojawiły się wojska wroga. Dziesiątki Hailfire'ów, AAT, „Pająków” i NR-N99, wspieranych przez setki piechoty rozlało się na płaskim terenie i ruszyło na zachód, wprost w prawe skrzydło wojsk Republiki. Prawe skrzydło, tworzone przez 1 i 2 batalion.

- Silny ostrzał artyleryjski – meldował Duck, starając się przekrzyczeć odgłosy eksplozji. - Jednostki wroga zauważone w sektorze A-9! Atakują naszą prawą flankę! Nie wytrzymamy długo!

- Nieprzyjaciel atakuje nasze pozycje! - tym razem zgłosił się AJ-5914. - Bez wsparcia 3-ego jest już po nas!


Shalulira

Jedi stała samotnie na korytarzu, wpatrzona w panoramę Coruscant za oknem. Słońce powoli zbliżało się do horyzontu, zmieniając kolor na czerwony i pokrywając taką samą łuną niebo i olbrzymie miasto, będące stolicą Republiki. Shalulira zastanawiała się nad decyzją rady. Nie potrafiła jej zaakceptować, czy nawet zrozumieć takiego stanowiska mistrzów. Przed oczami przelatywały jej obrazy ukazujące momenty jej życia. Na każdym z nich był Ennrian, uśmiechnięty mężczyzna o czystym sercu i otwartym umyśle. Zawsze potrafił wspomóc radą swoją padawankę, zawsze był w stanie pomóc tym, którzy tej pomocy potrzebowali. Lira starała się porównać swojego mistrza do Ennriana jakiego spotkała na Rodii. Tam był już zupełnie inną osobą.

Dziewczyna nawet nie zauważyła, gdy za oknem niebo sczerniało, a budynki zostały oświetlone milionami świateł. Ruch na korytarzu świątyni niemal całkowicie zanikł. Prawie każdy, obecny na planecie, członek zakonu odpoczywał w swojej kwaterze co w sumie nie mogło dziwić. Wielu z nich niedługo miało wyruszyć na wojnę, inni zdążyli już z niej wrócić, chociaż ta trwała dopiero dwa tygodnie. Młodszych padawanów i młodzików czekały ciężkie treningi. Każdy musiał być wypoczęty, gdy słońce znowu pojawi się na nieboskłonie.

Shalulira również postanowiła się położyć. Po drodze do swojej komnaty spotkała młodego padawana. Był to kilkunastoletni chłopiec, średniego wzrostu. Miał brązowe włosy, uczesane w charakterystyczny dla padawana sposób z cieniutkim warkoczykiem opadającym na lewe ramię. Jedi pamiętała go. To on był uczniem mistrza Leema, starego przyjaciela Ennriana, którego Qua'ire spotkała w trakcie ostatniej wizyty ca Coruscant. To właśnie Leem przekazał nowinę o domniemanej śmierci jej mentora. Wówczas towarzyszył mu młody chłopak, który teraz stał przed nią. Ten gdy zauważył Lirę, skłonił się lekko przed nią i powiedział:

- Mistrz Drallig mnie do ciebie przysyła, mistrzyni. Kazał oddać ci te oto pudełeczko i przekazać, że jeżeli będziesz chciała wybrać się na Ilum to oczywiście nikt cię nie zatrzyma, ale w świątyni znajduje się mały zapas kryształów, do którego dostęp ma każdy Jedi.

Po wszystkim chłopiec odszedł, a dziewczyna otworzyła przesyłkę. W środku znajdowały się części do budowy nowego miecza świetlnego. Brakowało jedynie kryształu. Wieści o stracie broni najwidoczniej szybko się rozeszły.


Tamir

- Oto cały teren działań operacyjnych naszego korpusu – mistrz wskazał na stół, na którym w niewielkiej skali można było ujrzeć spory fragment Elomu. Przy jednym krańcu stołu wiła się spokojna rzeka, która wydała się Tamirowi dość sporą przeszkodą wodną. W rzeczywistości miała kilkadziesiąt metrów szerokości. Po przeciwnej stronie, w samym rogu znajdował się kawałek lasu. Zabrakowi momentalnie przypomniał się sen-wizja z udziałem Ery. Reszta widocznej części planety zdawała się morzem traw. W tym powiększeniu Jedi nie był w stanie dojrzeć żołnierzy czy pojazdów. Te zostały zastąpione trójwymiarowymi blokami z numerami, prawdopodobnie odpowiadającymi numerom taktycznym poszczególnych jednostek. Młody rycerz starał się wypatrzeć „31”, ale Glaive zaczął mu wszystko objaśniać, więc przerwał by nie uronić ani jednego słowa.

- Od południa chronią nas trzy bataliony XIV Legionu, które mocno okopane nie powinny przepuścić wroga – mężczyzna wskazał na rzekę. - Dodatkowo mają jeszcze jeden batalion w rezerwie. Wojska XII Legionu bronią naszych linii na wschodzie i zachodzie, ale jak dotąd nie odnotowaliśmy tam żadnych ruchów nieprzyjaciela, więc nie powinny mieć za wiele do roboty. Najważniejsza jest północ – tu mistrz wskazał na odpowiedni brzeg stołu – gdzie nacierają dwa nasze legiony XV i XIII. Wybraliśmy ten kierunek, gdyż właśnie na północy znajduje się nasz cel, stolica Elomu, Elos. Jeżeli zdobędziemy tę twierdzę, droidy nie będą w stanie wyprzeć nas stąd i już chociażby przez to bitwa będzie wygrana. W ten sposób zabezpieczymy szlaki z zaopatrzeniem dla 4 Armii. Twoja przyjaciółka – rzekł nagle Glaive, jakby odczytując myśli Zabraka – dowodzi 31 Regimentem, który naciera tutaj, w pobliżu tego lasu. Powierzono jej bardzo ważne zadania. Osłania prawą flankę naszych wojsk.

Nagle do namiotu wszedł klon. Nie był to jednak zwyczajny żołnierz. Miał na sobie ogromną, szarą zbroję, a wizjer na jego hełmie świecił na niebiesko. Tamir widział już takich wojaków. To był klon-komandos, taki sam jak ci, którzy wyruszyli niedawno ze szpitala wraz z mistrzem Kotą. Żołnierz zasalutował i zameldował:

- Odebraliśmy sygnał Bravo 1. Mamy ruszać?

- Jesteście pewni? - spytał Glaive.

- Absolutnie – odparł bez emocji klon. - Został nadany z zupełnie innego miejsca niż trzy poprzednie sygnały. To może być to.

- Oby, chociaż mogli po prostu wpaść w pułapkę i bronić się. Zbadaliście cel misji?

- Tak jest. Znaleźliśmy tam tylko ciała trójki naszych i od groma zniszczonych blaszaków. To nie mogła być robota naszych.

- To pewnie partyzantka. No dobrze ruszaj, miejmy nadzieję, że ci się powiedzie. Weź ze sobą jeszcze 2 Grupę. Na wszelki wypadek. Musimy mieć pewność.

- Tak jest – komandos wyszedł. Tamir już miał spytać co to wszystko znaczyło, ale właśnie wtedy odezwał się komunikator Glaive'a. Na ręku mistrza pojawiła się niebieska, przeźroczysta sylwetka jednego z Jedi, którzy przybyli na Elom wraz z posiłkami od mistrza Fisto.

- Droidy kontratakują. Uderzają w nasze prawe skrzydło. 31-szy jest rozbity, to samo grozi 37-mu. Konfederacja ma jeszcze olbrzymie siły na planecie. Trzymamy się tylko dzięki wsparciu z powietrza. Długo nie wytrzymamy.

- Wysyłam do was 48 batalion, spróbuję tez ściągnąć 40-ty i 46-ty, ale to wymaga czasu.

- Nie mamy czasu. Blaszaki przerwały front. Pędzą wprost na was!

- Rozumiem. Spróbuj z tego wyciągnąć tylu ludzi ilu zdołasz. Jeśli to konieczne wezwij flotę i ewakuuj się stamtąd. My spróbujemy postawić tutaj linię obrony. Może uda się wycofać XV Legion. Niech Moc będzie z tobą Jaferze.

- I z wami również. Rozłączam się.

- Sytuacja wygląda poważnie – Glaive wpatrzył się w mapę i myślał dość długo. - Tamirze potrafisz dobrze latać? - Zabrak potwierdził. - Zmieniłem zdanie. Nie powierzę ci dowodzenia, ale możesz się przydać tam w górze. Dołączysz do eskadry mistrza Branda. Przekaż mu rozkazy wsparcia XIII Legionu.

Pół godziny później Tamir leciał w myśliwcu Jedi, zmierzając wprost na front. Bezpośrednie zwierzchnictwo nad nim miał kolejny rycerz, który przybył wraz z posiłkami. Empatojayos Brand był doświadczonym rycerzem, walczył również na Geonosis. Choć był bardzo niskim człowiekiem, potrafił być groźny. Świetnie latał i doskonale posługiwał się mieczem świetlnym. Był również bardzo sympatyczną postacią, o czym Tamir przekonał w krótkiej rozmowie z nim. Teraz wspólnie z młodym Zabrakiem i kilkunastoma klonami w V-19 miał atakować kolumny droidów nacierające na armie Republiki.


Nejl

Leczenie okazało się o wiele mniej skomplikowane niż Nejl przypuszczał. Po niecałych dwóch godzinach noga była jak nowa. Nie pozostał nawet najdrobniejszy ślad po ranie, jaką młody rycerz musiał znosić tak długi czas. Gdy wychodził z sekcji medycznej natknął się na młodą padawankę w wieku ok. 10-14 lat. Była to niska dziewczynka, z burzą brązowych włosów na głowie, wśród których można było dostrzec cienki warkoczyk, nieomylny symbol ucznia. Wyglądała na lekko wystraszoną, gdy zwróciła się do Ricona:

- Mistrzu – powiedziała ledwo słyszalnym głosikiem. - Mistrz Yoda polecił bym ci przekazała, że oczekuje na ciebie w swojej komnacie medytacyjnej. Prosi również abyś się tam udał, gdy tylko będzie to możliwe – po wszystkim padawanka ukłoniła się trochę zbyt energicznie i odeszła, szybkim krokiem.

Nejl udał się więc do komnat medytacyjnych. Szybko odnalazł tę należącą do Yody. Każdy w zakonie doskonale wiedział która to. Mały mistrz niejednokrotnie, przy byle okazji, zachęcał młodzików i padawanów do wizyt u niego, gdyby mieli jakiś kłopot, albo po prostu chcieli z kimś porozmawiać. Co prawda Ricon do tej pory jeszcze nigdy tu nie zawitał, ale podobnie jak wszyscy był już tyle razy informowany o położeniu tego pokoiku, że trafiłby do niego nawet z zamkniętymi oczyma.

Gdy wszedł do środka, w słabym świetle rzucanym przez, nie do końca przysłonięte, żaluzje dojrzał sylwetkę przewodniczącego rady. Yoda siedział plecami do drzwi, ale wyczuł pojawienie się młodego rycerza, lub nawet usłyszał otwieranie się drzwi, gdyż powiedział:

- Witaj Nejl, usiądź proszę – gdy Jedi usadowił się wygodnie na jednym z kilku siedzeń, jakie znajdowały się w pomieszczeniu, mistrz odwrócił się w jego stronę i spojrzał mu prosto w oczy. - To co powiem ci teraz, poza ten pokój wyjść nie możeRicon na znak, że zrozumiał lekko kiwnął głową. - Osoba Shaluliry martwi mnie bardzo. Mistrza ona straciła, ogromna to strata. Ciężki okres przeżywa. Ty z nią byłeś na Rodii. Poznałeś ją trochę, co się wydarzyło wiesz dobrze. Abyś przyjął nieformalne zadanie chciałbym - Nejl wciąż milczał oczekując na dokładne wytyczne. - Zgadzać się na nie, nie musisz. Gdybyś polecenie przyjął, tak ono by wyglądało: Do Shaluliry zbliż się. Przyjacielem jej się stań. W trudnych chwilach jej nie opuszczaj, niech w tobie znajdzie oparcie wręcz. Wybadać co w jej sercu się znajduje, również próbuj. I przed popełnianiem głupstw chroń ją. Czy to zadanie przyjmujesz?


Jared & Kastar

Oboje młodzi Jedi milczeli. Zdawali sobie sprawę, że życie klona wisi na włosku, ale z drugiej strony nie mogli sobie pozwolić na zdradę tajemnic Republiki.

- Poczekaj, nie potrzebujesz ich. Nie stanowią dla ciebie zagrożenia, dlatego mam dla ciebie propozycję – odezwał się nagle Jared.

- Mam dość waszych śmiesznych propozycji. To nie są negocjacje – odparł krótko blondyn.

- Lepiej nad tym pomyśl. Myślisz, że kogo tutaj zatrzymałeś? - rycerz nie poddawał się. To był błąd. Mroczny miał najwidoczniej dość zachowania jego więźniów. Pstryknął palcami, a droid, który celował w Serge'a nacisnął spust. Błysnęło czerwone światło, po czym komandos zwalił się na ziemię. Był martwy.

- Kolej na nią - powiedział przywódca Separatystów, wskazując na jedną z Elomianek. Ta uklękła na ziemi, a któryś z B1 przystawił lufę karabinu blasterowego do jej głowy. Dziewczyna patrzyła na Jedi załzawionymi oczami. Zdecydowanie nie chciała umierać. Jej krewniaczki trwały w objęciu i starały się nie patrzeć na tą straszliwą scenę.

- Jestem Jared Codd, byłem uczniem Mace'a Windu. Moja ciotka to mistrzyni Eina Codd. Złapaliście ich – Jedi miał nadzieję, że blondyn zwróci uwagę na to małe "przejęzyczenie" i zacznie się bardziej nad tym zastanawiać. Plan, jakiś plan ... dać innym szansę, niech zainteresuje się nim, niech się skupi na nim - Gdy wyruszyliśmy na poszukiwanie zaginionego.

- Jakiego zaginionego? Dokładnie.

- To wszystko, nie wiem więcej, bo niedawno przybyłem na tą planetę na rozkaz mistrza Windu.

- Kłamiesz. Wiesz doskonale kim był zaginiony, którego szukaliście. Chcesz, żeby ona zginęła?

- Kastar. To wiem. Jeżeli chcesz wiedzieć więcej, będziesz musiał wypuścić innych.

- A może powiesz mi dlaczego mam to zrobić? - blondyn wybuchnął śmiechem. - Może ukrywasz w kieszeni jakąś tajną broń, której zamierzasz użyć by mnie zabić? Aż cały drżę.

- Raczej starą sztuczkę, praktycznie nie używaną w historii zakonu, ale ktoś kto jest ciemnym Jedi, na pewno o niej słyszał.

- Heh, nie zawracaj mi głowy smarku. Mów co wiesz, albo śliczna panienka zaraz pójdzie do piachu.

Teraz albo nigdy, wóz albo przewóz. To co pocieszało Jareda, to to, że prawdopodobnie więźniowie i tak byliby martwi, niezależnie od odpowiedzi. Istniała szansa. Jedi uspokoił się podobnie jak na wielu treningach. Przywołał w głowie liczne starcia z Mistrzem Windu, jeżeli przeciwnik potrafił w kimś czytać, warto było mu dać do czytania coś innego. Zasłona ... niektórzy układali w głowie trasy, czy grali w karty, Jared przebudowywał statki ... w tym momencie w swojej głowie majstrował przy silniku ścigacza. Jednocześnie jakby od niechcenia powiedział - Słyszałeś chyba kiedyś o sztuczce użytej kiedyś przez Naomi Sunrider?

- Co za pokolenie teraz rośnie w zakonie. Za moich czasów było inaczej. Nawet nie potrafi zapamiętać imienia jednej z najsłynniejszych Jedi. Dobrze, że chociaż nazwisko ci nie umknęło - skwitował blondyn. - I co, chcesz mi wmówić, że znasz tajniki bitewnej medytacji? A może potrafisz odciąć mnie od Mocy?

- Skoro jesteś taki pewny siebie, to może wyłączysz to pole i się przekonasz?

- A ty co? Chcesz wpłynąć na moją dumę? Nie ten adres synku. Nie masz do czynienia z jakimś tępym osiłkiem w knajpie na Nar-Shadda. A teraz odpowiadaj grzecznie na pytania. Mam już powoli dość tej pogadanki.

- Mógłbym cię zabić gdybym miał szansę. Vaapad.

- Masz ostatnią szansę. A właściwie ona ją ma - blondyn niespecjalnie przejął się wieściami o Vaapadzie.
 
Col Frost jest offline