Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-08-2010, 20:46   #41
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Timeo Danaos...

Ta myśl jak nieproszona przemknęła przez głowę Chrisa gdy dziewczyna stanęła przed nim całkiem naga. Czego mogła chcieć młoda Krigar od jednego z Utlandsk? Chodziło o chwilę przyjemności, czy o coś więcej? O coś nie związanego z relacjami, jakie łączą kobietę i mężczyznę?
Były ludy, które gościowi ofiarowywały najpiękniejsze córy plemienia. Były ludy, wśród których spojrzenie na cudzą kobietę niosło śmierć. Były ludy, co wykorzystywały kobiety jako szpiegów czy zabójców.
A jak było wśród Krigar?
Wątpliwości zniknęły jak zmiecione, gdy dziewczyna o kasztanowych włosach złożyła na jego ciele delikatny pocałunek.
Przez moment stała, lgnąc do niego nagim ciałem, potem Chris obrócił się powoli. Stał i wpatrywał się w brązowe oczy, czując jak powoli wciąga go ich głębia. A ona, dziewczyna o twarzy Samkhy, stała przed nim piękna niczym bogini, która raczyła nawiedzić zwykłego śmiertelnika.

...et dona ferentes.

Nie odrzuca się daru bogów.

Jej usta smakowały niczym najprzedniejsze wino, a jasna skóra miała gładkość najszlachetniejszego aksamitu. Powolutku poznawał jej ciało, delektując się każdą chwilą spędzoną z nią, z uosobieniem Freyi. Afrodyty. Hathor. Isztar. Wenus.
Gdzieś głęboko podświadomość krzyczała, żeby się pospieszył, że czas płynie, że zaraz zjawi się łaziebna, lecz Chris pozostawał głuchy na ten głos.
Jak mógłby nierozsądnym pospiechem spłoszyć to cudowne zjawisko, które drżało pod jego dotknięciem, otwierając się coraz bardziej na jego pieszczoty.
Otuleni kłębami pary, niczym uniesieni w obłoki, zbliżali się coraz do momentu, w którym kobieta i mężczyzna stawali się jednością.
Jeszcze jeden pocałunek, jeszcze jedno muśnięcie dłonią...

***

Chris usiadł gwałtownie słysząc nachalne dobijanie się do drzwi łaźni.
Łaźni?
Siedział sam w przydzielonym mu wczoraj pokoju.
Nie było łaźni, zniknęła Samkha.
Pozostało jedynie dobijanie się do drzwi czyjegoś pokoju.
Klnąc pod nosem ubrał się szybko i podszedł do drzwi by przekonać się, co za kretyn wyrwał go z takiego pięknego snu.

Korytarzem właśnie prowadzono Samkhę. Czy może szła pod eskortą, co niemal na to samo wychodziło. Chociaż więźniom zwykle nie pozwalano nosić broni. Mimo tego drobiazgu i tak nie wyglądało to na miłe zaproszenie na towarzyskie przyjęcie.
Smok im się objawił i powstało zapotrzebowanie na wojowniczą Krigarkę? Wojowników im zabrakło? Gdzie diabeł nie może, tam babę pośle?
Spojrzenia Samkhy i Chrisa skrzyżowały się na moment.
To były te same oczy, które widział we śnie, ale w tych oczach nie błyszczała namiętność.
Sam miał tylko nadzieję, że z jego oczu Samkha nie wyczyta, iż była główną bohaterką jego zbyt wcześnie przerwanego snu.

Wartownicy, którzy nie wiadomo jak i kiedy pojawili się przed drzwiami Chrisa, zaczęli się nagle na niego wydzierać.
- Gryźnij się w zadek - powiedział Chris miłym i sympatycznym tonem, po czym zamknął drzwi tuż przed nosem zamilkłego nagle wojaka.
Z tego co zdążył zauważyć, podobnymi prezentami obdarowani zostali Tim i Jan. Oczywiście można by sprawdzić co się stanie, jeśli nie zechce posłuchać.
Rzucił okiem na zegarek. Dochodziła ósma. W zasadzie nawet ta pobudka nie była zbyt wczesna. Normalnie nie spał tak długo.
Uśmiechnął się nieco krzywo. Słowo 'normalnie' pasowało do sytuacji w jakiej się znaleźli jak pięść do nosa. Albo jeszcze mniej.
Podszedł do okna by sprawdzić, jakie są możliwości opuszczenia gospodarzy, gdyby im się nagle zechciało przedłużyć areszt domowy. Wieczorem tego nie sprawdził, a i tak było za ciemno. Teraz mógł nadrobić zaległości.

Z wychodzącego na północ okna rozciągał się piękny widok na miasto i port. Jednak nie chęć zorientowania się w kierunkach świata czy też napawania się urokiem panoramy miasta skłoniły Chrisa do podejścia do okna. Raczej to, co znajdowało się niżej...
Zamek, jeśli tak można było nazwać tę budowlę, stał na wzgórzu. Pod oknem nie znajdowała się co prawda głęboka przepaść, ale skakanie przez okno raczej nie wchodziło w rachubę. jak nic połamałby sobie nogi, spadając ze stromego zbocza. Na szczęście miał linę.
Oczywiście miał nadzieję, że uciekanie przez okno okaże się smutną koniecznością, jednak obecność straży pod ich oknami sugerowała, że warto taką możliwość wziąć pod uwagę. Na wartę honorową przed drzwiami ukochanych gości to raczej nie wyglądało.
Krigar zdjęli maski i skończyło się udawanie gościnności, czy też wszystko miało inny cel? Nie wiedział i nie wyglądało na to, że się zdoła dowiedzieć w łatwy i prosty sposób.
Wyciągnął aparat i utrwalił widok.
Jeśli uda im się wrócić, będzie miał pamiątkę. Jeśli nie...
Ale oprócz dbania o pamiątki z podróży warto było porozumieć się z towarzyszami niedoli.
Lub choćby spróbować się porozumieć.


- Hej, Tim! Jan! Żyjecie? - spytał Chris, uruchamiając krótkofalówkę. Na szczęście działała. Przynajmniej sądząc z trzasków wydobywających się z głośniczka. - Odezwijcie się.

Tim usłyszał skrzek swojej krótkofalówki, ukrytej w skrzyni. Szybko wyciągnął odbiornik i potwierdził:

- Jestem - odezwał się krótko. - Uważajcie, żeby strażnicy nas nie zauważyli, że rozmawiamy - doradził pozostałym. - Chyba nie chcą, żebyśmy się kontaktowali.

- Aż tak źle nie jest - powiedział, niezbyt głośno Chris. - Pod moim oknem nikt nie stoi. W razie czego można nawet sobie coś podać,

- Tak...żyję.- mruknął ponuro Jan. Po czym spytał cicho. - Jesteśmy więźniami, czy tylko trzymają nas w zamknięciu, dopóki nie postanowią co dalej z nami zrobić?

- To nie tylko nas dotyczy... - powiedział Chris. - Zabrali też tę dziewczynę-wojowniczkę, Samkhę. Pewnie jakaś większa afera się zrobiła.

- Coś się dzieje, ale może to na zewnątrz, a nie w tej osadzie? Strażnicy wyglądali bardziej na poruszonych, niż wściekłych.

- Mały przewrót polityczny?- spytał retorycznie Jan, wzruszył ramionami dodając. - Można się tego było spodziewać. Ale skoro nie zabili nas we śnie, to... i teraz raczej nie zamierzają.

- Mam pytanie, czy tylko mnie łeb napieprza po nocy i miałem dziwne sny? Czy Wy też? - Timowi nie dawało spokoju to nocne majaczenie.

- Coś w tym rodzaju. - Jan spojrzał na zapinkę do sukni leżącą na posłaniu. Nie zamierzał opowiadać o tym... doświadczeniu, pozostałym. Nie widział powodu.

- Sny dość dziwne, owszem - powiedział Chris, nie wnikając w szczegóły. - Ale głowa raczej mi nie dolega... W zasadzie nie ma po czym. Nic z tych alkoholi nie piłem.

- Ja też dużo nie wypiłem, coś musiało być w tych napojach. W przeciwieństwie do Jana, byłem raczej wstrzemięźliwy - dodał zgryźliwie.

Chris uśmiechnął się, czego nikt z tamtych dwóch zauważyć nie mógł.
- Krigar pili wszystko jak wodę - powiedział - w niczym nie przebierając. Troszkę podchmieleni byli, ale nic poza tym. Co mogli nam dodać?

- Bo trzeba umieć pić - burknął Jan nie zamierzając opowiadać o własnych "porannych dolegliwościach". - Zresztą lepiej się przyzwyczajajcie. Cokolwiek tu piją i tak jest zdrowsze niż studzienna woda.

- Trzeba będzie dużo trenować - zakpił Chris. - Zobaczymy, czym nas poczęstują na śniadanie. Chyba że uznają, że nie zasługujemy.

- O ile dostaniemy śniadanie - dodał Tim - póki co się nie zanosi.

- Lepiej pomyślmy nad planem awaryjnym. W razie gdyby uznali nas, za zbyt groźnych, by trzymać żywymi.- odparł Jan.

- Przebijać się przez korytarze byłoby dość ryzykowne, chociaż pozbycie się tych wartowników z korytarza to pestka - stwierdził Chris. - W razie konieczności proponowałbym wyjść przez okno. W razie czego mam linę, wy chyba też.

- Korytarze są ryzykowne, to racja - zgodził się Tim - nie mają szans z naszym sprzętem, ale strzała z łuku i tak zabija, zjazd po linie dobry pomysł, ale najpierw się trzeba upewnić, że nie ma na dole wartowników - dodał komandos.

- W innym przypadku - mówił dalej Chris - trzeba by sprzątnąć wartowników i dostać się do komnaty tej ich władczyni.

- Proponujesz wzięcie zakładnika? - zastanowił się przez chwilę Tim - To byłaby chyba ostateczność... bo żywi byśmy stąd nie wyszli, przewaga liczebna jest po ich stronie.

- Z zakładnikiem bym nie ryzykował. Na ile by to starczyło? Jak będziemy negocjować nie rozumiejąc ich mowy.- rzekł po chwili Jan.- Lepiej przyszykować ucieczkę w nocy. Mam kilka granatów. Jeden rzucony przez okno, odciągnąłby uwagę tutejszych od nas.

- Przez okno? - spytał Chris. - Nie lepiej na korytarz? Przez okno to my mamy wyjść bez pożegnania się z gościnnymi gospodarzami.

- Żeby skojarzyli wybuch z nami? - odparł Jan i zaczął tłumaczyć. - Co innego jak wybuchnie coś z dala od nas. Większość tutejszych ruszy tam by zobaczyć co się stało. A my wtedy mamy większą szansę wymknąć się niepostrzeżenie.

- Spencer ma rację, choć ja proponował bym wyjść bez zwracania niczyjej uwagi, nawet granatami, które mogą się przydać na ewentualne później.

- Może na dach? - zaproponował Chris. - Chociaż to byłoby ciut trudniejsze.

- Tego chyba się jednak najmniej spodziewają - skonstatował Evans - jednak dach ma jedną wadę, dość istotną zresztą. Nie ma stamtąd gdzie uciec. Moja propozycja to pod osłoną nocy, uciec przez okno na linach. Eliminować po cichu ewentualne przeszkody.

- No to mamy plan. Chociaż wolałbym nie musieć go realizować.- mruknął Jan.

- Myślałem raczej o tym, by przespacerować się kawałek po dachu - wyjaśnił Chris - i zejść nie pod naszymi oknami, tylko trochę dalej.

- Ja chyba daruję sobie takie spacery.-odparł Jan, któremu jakoś nie uśmiechała się wizja bawienia się w człowieka pająka.

- Skoro nie chcesz pospacerować po dachu - stwierdził Chris - to wyjdziemy normalnie, przez okno, i spuścimy się po linach. Chyba że się okaże, że dół jest zajęty przez wścibskich strażników. - Bez odbioru.


Po skończonej rozmowie sięgnął po maszynkę.
Goląc się pomyślał przelotnie, czy z 'krigarskim' zarostem nie byłby dla Samkhy bardziej interesujący.
Roześmiał się, gdy dotarło do niego, o czym myśli.
Nie należało mylić snów z rzeczywistością. Nic ich nie łączyło prócz paru chwil spędzonych w łaźni. Na zachowaniach niezbyt pasujących do cywilizacji Zachodu, ale w gruncie rzeczy o niczym nie świadczących.
Chyba faktycznie coś było w tych napojach.
Freya...
Pewnie zbyt mu utkwili w głowie ci pseudo-Wikingowie, że go nordycka bogini nawiedziła we śnie.
Westchnął.
Między nami nic nie było...
Tylko sen.
Musi się jak najszybciej otrząsnąć z tego oczarowania.
I zacząć pić coś innego.
Na przykład solidne piwo.

Aż nim wstrząsnęło na samą myśl o pięknym w kolorze i obrzydliwym w smaku trunku.
Paskudna kuracja.
Oby tylko była skuteczna.
 
Kerm jest offline