Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 23-08-2010, 20:46   #41
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Timeo Danaos...

Ta myśl jak nieproszona przemknęła przez głowę Chrisa gdy dziewczyna stanęła przed nim całkiem naga. Czego mogła chcieć młoda Krigar od jednego z Utlandsk? Chodziło o chwilę przyjemności, czy o coś więcej? O coś nie związanego z relacjami, jakie łączą kobietę i mężczyznę?
Były ludy, które gościowi ofiarowywały najpiękniejsze córy plemienia. Były ludy, wśród których spojrzenie na cudzą kobietę niosło śmierć. Były ludy, co wykorzystywały kobiety jako szpiegów czy zabójców.
A jak było wśród Krigar?
Wątpliwości zniknęły jak zmiecione, gdy dziewczyna o kasztanowych włosach złożyła na jego ciele delikatny pocałunek.
Przez moment stała, lgnąc do niego nagim ciałem, potem Chris obrócił się powoli. Stał i wpatrywał się w brązowe oczy, czując jak powoli wciąga go ich głębia. A ona, dziewczyna o twarzy Samkhy, stała przed nim piękna niczym bogini, która raczyła nawiedzić zwykłego śmiertelnika.

...et dona ferentes.

Nie odrzuca się daru bogów.

Jej usta smakowały niczym najprzedniejsze wino, a jasna skóra miała gładkość najszlachetniejszego aksamitu. Powolutku poznawał jej ciało, delektując się każdą chwilą spędzoną z nią, z uosobieniem Freyi. Afrodyty. Hathor. Isztar. Wenus.
Gdzieś głęboko podświadomość krzyczała, żeby się pospieszył, że czas płynie, że zaraz zjawi się łaziebna, lecz Chris pozostawał głuchy na ten głos.
Jak mógłby nierozsądnym pospiechem spłoszyć to cudowne zjawisko, które drżało pod jego dotknięciem, otwierając się coraz bardziej na jego pieszczoty.
Otuleni kłębami pary, niczym uniesieni w obłoki, zbliżali się coraz do momentu, w którym kobieta i mężczyzna stawali się jednością.
Jeszcze jeden pocałunek, jeszcze jedno muśnięcie dłonią...

***

Chris usiadł gwałtownie słysząc nachalne dobijanie się do drzwi łaźni.
Łaźni?
Siedział sam w przydzielonym mu wczoraj pokoju.
Nie było łaźni, zniknęła Samkha.
Pozostało jedynie dobijanie się do drzwi czyjegoś pokoju.
Klnąc pod nosem ubrał się szybko i podszedł do drzwi by przekonać się, co za kretyn wyrwał go z takiego pięknego snu.

Korytarzem właśnie prowadzono Samkhę. Czy może szła pod eskortą, co niemal na to samo wychodziło. Chociaż więźniom zwykle nie pozwalano nosić broni. Mimo tego drobiazgu i tak nie wyglądało to na miłe zaproszenie na towarzyskie przyjęcie.
Smok im się objawił i powstało zapotrzebowanie na wojowniczą Krigarkę? Wojowników im zabrakło? Gdzie diabeł nie może, tam babę pośle?
Spojrzenia Samkhy i Chrisa skrzyżowały się na moment.
To były te same oczy, które widział we śnie, ale w tych oczach nie błyszczała namiętność.
Sam miał tylko nadzieję, że z jego oczu Samkha nie wyczyta, iż była główną bohaterką jego zbyt wcześnie przerwanego snu.

Wartownicy, którzy nie wiadomo jak i kiedy pojawili się przed drzwiami Chrisa, zaczęli się nagle na niego wydzierać.
- Gryźnij się w zadek - powiedział Chris miłym i sympatycznym tonem, po czym zamknął drzwi tuż przed nosem zamilkłego nagle wojaka.
Z tego co zdążył zauważyć, podobnymi prezentami obdarowani zostali Tim i Jan. Oczywiście można by sprawdzić co się stanie, jeśli nie zechce posłuchać.
Rzucił okiem na zegarek. Dochodziła ósma. W zasadzie nawet ta pobudka nie była zbyt wczesna. Normalnie nie spał tak długo.
Uśmiechnął się nieco krzywo. Słowo 'normalnie' pasowało do sytuacji w jakiej się znaleźli jak pięść do nosa. Albo jeszcze mniej.
Podszedł do okna by sprawdzić, jakie są możliwości opuszczenia gospodarzy, gdyby im się nagle zechciało przedłużyć areszt domowy. Wieczorem tego nie sprawdził, a i tak było za ciemno. Teraz mógł nadrobić zaległości.

Z wychodzącego na północ okna rozciągał się piękny widok na miasto i port. Jednak nie chęć zorientowania się w kierunkach świata czy też napawania się urokiem panoramy miasta skłoniły Chrisa do podejścia do okna. Raczej to, co znajdowało się niżej...
Zamek, jeśli tak można było nazwać tę budowlę, stał na wzgórzu. Pod oknem nie znajdowała się co prawda głęboka przepaść, ale skakanie przez okno raczej nie wchodziło w rachubę. jak nic połamałby sobie nogi, spadając ze stromego zbocza. Na szczęście miał linę.
Oczywiście miał nadzieję, że uciekanie przez okno okaże się smutną koniecznością, jednak obecność straży pod ich oknami sugerowała, że warto taką możliwość wziąć pod uwagę. Na wartę honorową przed drzwiami ukochanych gości to raczej nie wyglądało.
Krigar zdjęli maski i skończyło się udawanie gościnności, czy też wszystko miało inny cel? Nie wiedział i nie wyglądało na to, że się zdoła dowiedzieć w łatwy i prosty sposób.
Wyciągnął aparat i utrwalił widok.
Jeśli uda im się wrócić, będzie miał pamiątkę. Jeśli nie...
Ale oprócz dbania o pamiątki z podróży warto było porozumieć się z towarzyszami niedoli.
Lub choćby spróbować się porozumieć.


- Hej, Tim! Jan! Żyjecie? - spytał Chris, uruchamiając krótkofalówkę. Na szczęście działała. Przynajmniej sądząc z trzasków wydobywających się z głośniczka. - Odezwijcie się.

Tim usłyszał skrzek swojej krótkofalówki, ukrytej w skrzyni. Szybko wyciągnął odbiornik i potwierdził:

- Jestem - odezwał się krótko. - Uważajcie, żeby strażnicy nas nie zauważyli, że rozmawiamy - doradził pozostałym. - Chyba nie chcą, żebyśmy się kontaktowali.

- Aż tak źle nie jest - powiedział, niezbyt głośno Chris. - Pod moim oknem nikt nie stoi. W razie czego można nawet sobie coś podać,

- Tak...żyję.- mruknął ponuro Jan. Po czym spytał cicho. - Jesteśmy więźniami, czy tylko trzymają nas w zamknięciu, dopóki nie postanowią co dalej z nami zrobić?

- To nie tylko nas dotyczy... - powiedział Chris. - Zabrali też tę dziewczynę-wojowniczkę, Samkhę. Pewnie jakaś większa afera się zrobiła.

- Coś się dzieje, ale może to na zewnątrz, a nie w tej osadzie? Strażnicy wyglądali bardziej na poruszonych, niż wściekłych.

- Mały przewrót polityczny?- spytał retorycznie Jan, wzruszył ramionami dodając. - Można się tego było spodziewać. Ale skoro nie zabili nas we śnie, to... i teraz raczej nie zamierzają.

- Mam pytanie, czy tylko mnie łeb napieprza po nocy i miałem dziwne sny? Czy Wy też? - Timowi nie dawało spokoju to nocne majaczenie.

- Coś w tym rodzaju. - Jan spojrzał na zapinkę do sukni leżącą na posłaniu. Nie zamierzał opowiadać o tym... doświadczeniu, pozostałym. Nie widział powodu.

- Sny dość dziwne, owszem - powiedział Chris, nie wnikając w szczegóły. - Ale głowa raczej mi nie dolega... W zasadzie nie ma po czym. Nic z tych alkoholi nie piłem.

- Ja też dużo nie wypiłem, coś musiało być w tych napojach. W przeciwieństwie do Jana, byłem raczej wstrzemięźliwy - dodał zgryźliwie.

Chris uśmiechnął się, czego nikt z tamtych dwóch zauważyć nie mógł.
- Krigar pili wszystko jak wodę - powiedział - w niczym nie przebierając. Troszkę podchmieleni byli, ale nic poza tym. Co mogli nam dodać?

- Bo trzeba umieć pić - burknął Jan nie zamierzając opowiadać o własnych "porannych dolegliwościach". - Zresztą lepiej się przyzwyczajajcie. Cokolwiek tu piją i tak jest zdrowsze niż studzienna woda.

- Trzeba będzie dużo trenować - zakpił Chris. - Zobaczymy, czym nas poczęstują na śniadanie. Chyba że uznają, że nie zasługujemy.

- O ile dostaniemy śniadanie - dodał Tim - póki co się nie zanosi.

- Lepiej pomyślmy nad planem awaryjnym. W razie gdyby uznali nas, za zbyt groźnych, by trzymać żywymi.- odparł Jan.

- Przebijać się przez korytarze byłoby dość ryzykowne, chociaż pozbycie się tych wartowników z korytarza to pestka - stwierdził Chris. - W razie konieczności proponowałbym wyjść przez okno. W razie czego mam linę, wy chyba też.

- Korytarze są ryzykowne, to racja - zgodził się Tim - nie mają szans z naszym sprzętem, ale strzała z łuku i tak zabija, zjazd po linie dobry pomysł, ale najpierw się trzeba upewnić, że nie ma na dole wartowników - dodał komandos.

- W innym przypadku - mówił dalej Chris - trzeba by sprzątnąć wartowników i dostać się do komnaty tej ich władczyni.

- Proponujesz wzięcie zakładnika? - zastanowił się przez chwilę Tim - To byłaby chyba ostateczność... bo żywi byśmy stąd nie wyszli, przewaga liczebna jest po ich stronie.

- Z zakładnikiem bym nie ryzykował. Na ile by to starczyło? Jak będziemy negocjować nie rozumiejąc ich mowy.- rzekł po chwili Jan.- Lepiej przyszykować ucieczkę w nocy. Mam kilka granatów. Jeden rzucony przez okno, odciągnąłby uwagę tutejszych od nas.

- Przez okno? - spytał Chris. - Nie lepiej na korytarz? Przez okno to my mamy wyjść bez pożegnania się z gościnnymi gospodarzami.

- Żeby skojarzyli wybuch z nami? - odparł Jan i zaczął tłumaczyć. - Co innego jak wybuchnie coś z dala od nas. Większość tutejszych ruszy tam by zobaczyć co się stało. A my wtedy mamy większą szansę wymknąć się niepostrzeżenie.

- Spencer ma rację, choć ja proponował bym wyjść bez zwracania niczyjej uwagi, nawet granatami, które mogą się przydać na ewentualne później.

- Może na dach? - zaproponował Chris. - Chociaż to byłoby ciut trudniejsze.

- Tego chyba się jednak najmniej spodziewają - skonstatował Evans - jednak dach ma jedną wadę, dość istotną zresztą. Nie ma stamtąd gdzie uciec. Moja propozycja to pod osłoną nocy, uciec przez okno na linach. Eliminować po cichu ewentualne przeszkody.

- No to mamy plan. Chociaż wolałbym nie musieć go realizować.- mruknął Jan.

- Myślałem raczej o tym, by przespacerować się kawałek po dachu - wyjaśnił Chris - i zejść nie pod naszymi oknami, tylko trochę dalej.

- Ja chyba daruję sobie takie spacery.-odparł Jan, któremu jakoś nie uśmiechała się wizja bawienia się w człowieka pająka.

- Skoro nie chcesz pospacerować po dachu - stwierdził Chris - to wyjdziemy normalnie, przez okno, i spuścimy się po linach. Chyba że się okaże, że dół jest zajęty przez wścibskich strażników. - Bez odbioru.


Po skończonej rozmowie sięgnął po maszynkę.
Goląc się pomyślał przelotnie, czy z 'krigarskim' zarostem nie byłby dla Samkhy bardziej interesujący.
Roześmiał się, gdy dotarło do niego, o czym myśli.
Nie należało mylić snów z rzeczywistością. Nic ich nie łączyło prócz paru chwil spędzonych w łaźni. Na zachowaniach niezbyt pasujących do cywilizacji Zachodu, ale w gruncie rzeczy o niczym nie świadczących.
Chyba faktycznie coś było w tych napojach.
Freya...
Pewnie zbyt mu utkwili w głowie ci pseudo-Wikingowie, że go nordycka bogini nawiedziła we śnie.
Westchnął.
Między nami nic nie było...
Tylko sen.
Musi się jak najszybciej otrząsnąć z tego oczarowania.
I zacząć pić coś innego.
Na przykład solidne piwo.

Aż nim wstrząsnęło na samą myśl o pięknym w kolorze i obrzydliwym w smaku trunku.
Paskudna kuracja.
Oby tylko była skuteczna.
 
Kerm jest offline  
Stary 23-08-2010, 20:58   #42
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Świat był mglisty...sen lekki, pełen wirujących barw.
Ale dłoń była ciepła, wędrująca po ciele kobieca dłoń... sięgała coraz niżej i niżej.
Jan jęknął i otworzył oczy, gdy ciepła delikatna dłoń sięgnęła pod bokserki. I ta do której dłoń ta należała, wiedziała co robi uśmiechając się figlarnie.
Była piękna z roziskrzonym wzrokiem i języczkiem prowokacyjnie wędrującym po wargach.
-Ericka ?- spytał Jan dłonią wędrując po sukni nieznajomej. Oczywiście, że nie mogła to być Ericka... Szwedka była blondynką obciętą na pazia. Ona nie była blondynką. Ale Jan chyba już ją widział. Zapach który ją otaczał... był mu znajomy.
Odpowiedzią na jego pytanie był szybszy ruch dłoni i chichot. Ona, bawiła się z nim... prowokowała go.
Nie wytrzymał... chwycił ją w pasie i pociągnął na łoże z wilczych skór. Nie opierała się, nawet wtedy, gdy gorączkowo zdzierał z niej szaty.
Za to sama zrewanżowała się tym samym zsuwając w dół jego bokserki. Spytała coś... I tak nie zrozumiał. Zresztą ogarnięty gorączką pożądania, zajął się całowaniem i pieszczeniem jej ciała.
Pod wilczą skórą rozpoczęła się miłosna kotłowanina. Dwa ciała splecone razem. Dłonie wędrujące po skórze, usta szukające siebie nawzajem. Świat wirował w głowie Polaka, ale ciało posłuszne instynktom, wiedziało co robić. Do uszu Jana dochodziły jęki i ciche okrzyki i szepty. Słów, poza swym imieniem, nie rozpoznawał. Ale intonacja głosu raz radosna, raz żartobliwa... z czasem pełna namiętności zmieszanej z prośbą o więcej, coraz bardziej pełna żądzy i żaru, aż dotarli do spełnienia. Co oznajmił Janowi, jej przeciągły jęk i drżenie gibkiego dziewczęcego ciała.
Ale jej to nie wystarczyło...Może była sukkubem, demonem który wysysa siły z mężczyzn w nocy? Może była upojnym snem, sama jednak niezmordowana?
Obdarzała Jana gorącymi pieszczotami, prosząc o więcej... smakując jego imię jak cukierka.
A on się poddawał jej pieszczotom i prośbom. I ponownie ruszyli w miłosny tan. Tym razem ona usadowiła się na górze niczym jakaś królowa. Co zresztą napawało ją radością, gdy szczebiotała cicho w swym języku. Słowa nie miały znaczenia. Niektóre sprawy rozumie się bez słów.
Niektóre sny są bardziej realne niż rzeczywistość...
Poranek przyniósł porannego kaca. Nie czuł się tak od czasu... wesela kolegi z wojska. A może od czasu studniówki? Nie pamiętał, łomot w czaszce był dojmujący.
Czemu ktoś się dobijał i po co?
- Zaraz.- syknął mężczyzna i podniósł się z posłania czując powiew w dolnych partiach ciała.
Bokserki leżały na ziemi. Założył je szybko. Srebrny przedmiot który leżał pod nimi rzucił na wilcze skóry. Obecnie nie miał sił, by wyciągać wnioski. Dopiero co przebudzony, ledwo orientował się, gdzie w ogóle się znalazł. Spojrzał na łóżko i pod nie... pistolet też leżał na podłodze. Trzymając pistolet w dłoni i chowając go za plecami podszedł do drzwi pokoju i otworzył je.
Dwóch ciężkozbrojnych typków pilnowało jego pokoju...


Osłonięci kolczugami, z toporami w dłoniach i z mieczami przy pasach. Tutejszy odpowiednik sił porządkowych i wojskowych. Gestami nakazali Janowi zostać. Areszt domowy?
Na razie Rosiński skłonny był ich posłuchać. Nie miał specjalnej ochoty opuszczać komnaty, którą mu przydzielono. Poza tym, było to logiczne z ich strony. Postanowili ich zatrzymać, dopóki, dopóty nie będą wiedzieli co z nimi zrobić.
Jan podszedł do okna i otworzywszy wpuścił świeże powietrze do komnaty.
Spojrzał przez okno rozglądając się po okolicy, niespecjalnie bawiąc się w ocenę możliwości ucieczkowych. Głowa za bardzo bolała. Niemniej zimne powietrze pozwoliło przywrócić w pełni jasność myślenia.

Stał tak zamyślony wspominając ostatni...sen? Tak, dokładny? Tak szczegółowy w doznania?
Twarz kobiety... miał ja tuż przed oczami, ale ciągle mu uciekała...Nie potrafił sobie przypomnieć mimo, że...

Oczy... miała piękne oczy. I tyle. Jedynie to wspomnienie utkwiło mu z tak realistycznego snu. Kim była? O kim śnił? Która kobieta odwiedziła jego świat sennych marzeń. Ericka? Renata? Marta? Samkha? Alana? Ymma? A może wszystkie na raz i żadna z nich? Ucieleśnienie kochanki idealnej. Forma podświadomie ukształtowania z jego żądz.
Sny potrafią być bardzo surrealistyczne i realistyczne zarazem. Czemu zapamiętał oczy? I zapach? Zapach jaśminu. Zapach tutejszej władczyni? To zbyt daleko idące wnioski.
Spojrzał na przedmiot leżący na wilczej skórze i błyszczący się w porannym słońcu.
Podszedł i wziął w dłoń.


Zapinka do sukni, srebrna... kunsztownej roboty. Całkiem ładna. Kobieca zapinka.
Wrócił wspomnieniami do wczorajszej nocy i do tańców. Widział już podobne wczoraj u wielu młodych dziewcząt.
Obracał powoli srebrny przedmiot, zastanawiając się nad... tym, co z tego wynika.
Sen nie był snem, tylko jawą? Wróciły wspomnienia Ericki i tego co miedzy nimi zaszło.
Nie byłby to więc pierwszy raz w życiu Jana. Ale tamten był bardziej świadomy, a tym razem... kto go odwiedził w nocy? I dlaczego? W końcu tylko zatańczył z paroma dziewczętami. Samkha? Ten pomysł Jan odrzucił. Miał wrażenie, że byłaby przy nim spięta. No i miała towarzyszy. A innych kobiet bliżej nie znał. I chyba nocna towarzyszka nie chciała by ją poznał, bo nie została do rana. Podrzucił spinkę do góry i złapał ją gdy spadała.
Jakie to miało znaczenie?
To było tylko wydarzenie skryte całunem nocy. Efekt alkoholu i hormonów. Ona już pewnie o tym zapomniała, a i Jan uznał, że nie powinien się tym przejmować. Ale postanowił zatrzymać zapinkę... na pamiątkę.
Wkrótce potem odezwała się krótkofalówka. Krótko rozmowa pozwoliła ustalić, że pozostali żyją. Samkhę gdzieś wezwano, a o reszcie nikt nic nie wspominał. Powstał też plan ucieczki.
Jan potarł palcem nieogolony podbródek. Nie widział sensu golenia, tym bardziej że maszynki do golenia przy sobie nie miał. Zresztą, z brodą łatwiej wtopi się w tłum tutejszych ludzi. Więc zamiast się golić ubrał się i położywszy plecak na posłaniu usiadł na łożu, kładąc po jednej stronie Steyr’a Ipatowa, po drugiej swojego Beryla. Wyjął magazynki, sprawdził je... włożył z powrotem. Ustawił w obu broniach tryb półautomatyczny (Beryl) lub automatyczny (Steyr).
W razie gdyby tutejsi decydenci postanowili go zabić...cóż drogo sprzeda skórę.
Na razie jednak, kac skutecznie zniechęcał Jana do jakichkolwiek działań. Przymknął oczy i odpoczywał w ciszy. Miał za sobą ciężką noc... a i dzień zapowiadał się nerwowo.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 23-08-2010, 21:01   #43
 
Lilith's Avatar
 
Reputacja: 1 Lilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie coś
Fragment w kolorze na zlecenie Efci

Wychodząc, zastała zmianę. Przed wejściem czekało na nią już tylko dwóch mężczyzn - Acca i woj, który jako jedyny spośród całej reszty, odezwał się do niej i uczynił to z należnym szacunkiem. Na pierwszy rzut oka dało się zauważyć, że nie byli jednomyślni w sprawie, którą półgłosami właśnie omawiali. Nie dosłyszała o czym mówili, a szkoda. Reszta zbrojnych ustawiła się dwójkami przy drzwiach Utlandsk. Uchylonych drzwiach.

Nagle zaschło jej w gardle... Czyżby?... Nie... Zauważyła poruszające się za nimi postaci Przybyszów. Odetchnęła. Żyli. Co mogło zatem oznaczać to trzymanie ich pod strażą. Przybysz zwany Chrisem wychylił się lekko narażając na ostrą reakcję straży. Przez chwilę odprowadzał ją wzrokiem zanim posłusznie cofnął się do wnętrza. Gdyby nie czuła się aż tak bardzo wyprowadzona z równowagi przez swego obrzydłego prześladowcę, najpewniej zarumieniłaby się.

Brak pewności co do intencji strażników przyprawiał ją o drżenie rąk. Zacisnęła je w pięści. Zastanawiała się przez chwilę czy mieli za zadanie utrzymać Obcych na miejscu, czy też chronić przed kimś, lub czymś? Sama również czuła się niemal, jak więzień. Pomijając fakt, że pozwolono jej zatrzymać broń. Po co te krzyki i łomot. Bezczelność i poniżające popędzanie jej. Po co ta eskorta, skoro doskonale znała drogę? Nadgorliwość Osulfowego syna czy jednak coś więcej? Bardziej przekonujące podstawy miała, by zaufać wściekłemu psu, niż swojemu pasierbowi, jednak nie mogła pozwolić sobie na zlekceważenie nakazu, który jej przyniósł. Musiała stawić się przed Królową. Jeśli był to jakiś podstęp Accy, nie zamierzała poddawać się bez walki. Najwyraźniej jednak zmierzali tak, jak było w planie, do Sali Tronowej.

Starszy wojownik nazywał się Wulfgar. Szedł tuż obok dziewczyny. Acca szedł trochę z przodu.
- Pani – zaczął Wulfgar - W nocy przybyli posłańce. Dzicy napadli i spalili gród Randa. Dotąd nigdy nie atakowali grodów. Nie byli w stanie ich zdobyć. Ale teraz... - Wojownik wzruszył ramionami.
Samkha, szczerze zaskoczona spojrzała mu w twarz i słuchała uważnie jego słów. Wiedziała, że Rand był ojcem Leofa, szczęśliwca który miał pojąć za żonę córkę króla i ponoć był dalekim krewnym Mildrith. Niestety stary władca umarł i jego żona nie miała jak przekonać krnąbrnej dziewczyny, by wyszła za wskazanego mężczyznę.
- Królowa wysłała część zbrojnych. Dzicy ruszyli na kolejne grody.

Drzwi do sali tronowej otworzyły się. Samkha powiodła wzrokiem po zebranych. Siedzieli tam wszyscy poplecznicy Mildrith. Pozbyła się przeciwnych jej wojów wysyłając ich na spotkanie z dzikimi? Rozsądne posunięcie. Dwie pieczenie przy jednym ogniu.
Wszyscy zebrani pochylali się nad mapą i coś planowali. Gdy tylko trójka przybyłych stanęła przed obliczem władczyni przerwano naradę. A Mildrith zwróciła się do Samkha.
- Zabierzesz obcych do Wiedźmy.
- Do Wiedźmy?? –weszła jej w słowo Alana, która wzburzona wkroczyła właśnie do sali. - Przecież wiesz, że...
- A masz jakiś inny pomysł?? - Mildrith spojrzała na swoją rozmówczynię. - Obcy mają potężną broń i chcemy żeby nam pomogli.
- Tak, to prawda. - Alana zgodziła się z królową. - Sama widziałam jaką ma moc ich broń. I muszę się z tobą zgodzić, że dobrze byłoby mieć ich po swojej stronie.
- A jak chcesz ich przekonać, żeby walczyli z nami?? Nie możemy się z nimi porozumieć. A Wiedźma może pomóc. - Królowa wpatrywała się w dziewczynę, ale ta nic nie odpowiedziała. - Samkha zabierzesz więc obcych do Wiedźmy. Musimy zaryzykować. Kto jeszcze zechce im towarzyszyć??
Zebrani mężczyźni wzdrygnęli się na samą myśl spotkania z Wiedźmą, oni też znali legendy.

- Ja. - Acca wstał w końcu. - Ja pojadę.




Samkha spięła się nagle. Jej zaciśnięte szczęki zadrgały pod skórą, a skrzydełka nosa zafalowały nerwowo, jak gdyby chciała ostro zaprotestować… ostatecznie jednak, nie otworzyła nawet ust w sprzeciwie. Skłoniła jedynie głowę przed swoją Panią.
- Zatem przygotujcie się do drogi. - Królowa kiwnęła głową. - Powinniście wyruszyć jak najszybciej. Najlepiej dzisiaj.

~ * ~

Zachęcona do pośpiechu z ochotą opuściła zgromadzenie, chcąc wymazać z pamięci kpiący, drapieżny uśmieszek na ustach zadowolonego z siebie Accy. Myśl, że przez kilka dni na odludziu będzie zdana na jego towarzystwo skręcała jej wnętrzności. Jaki miał cel zgłaszając tak gorliwą chęć udania się z nimi. Wiedział równie dobrze, jak i inni, co może go czekać u celu podróży. Cóż to było? Oznaka odwagi i hartu ducha czy prędzej jego bezdennej głupoty i zarozumialstwa.

Ktoś wyszedł za nią z Sali tronowej. Acca! Śledził ją? Wynaturzone bydle! Prawdę mówiąc Samkha chętnie poprowadziłaby go w góry na arkanie za końskim ogonem, gdyby mogła go potem oddać Wiedźmie, jako dar ofiarny, zamiast prowadzić do niej tych trzech Utlandsk. Pozostawała jej jedynie nadzieja, że Acca nie okaże się aż takim głupcem, żeby knuć coś na własną rękę. Z drugiej strony nie miała pewności czy nie działa z rozkazu Mildrith. Bała się, lecz możliwe do osiągnięcia korzyści równoważyły ryzyko.

Nie skierowała się do własnej komnaty, lecz ruszyła ku wyjściu. Zamierzała sprawdzić wszystko dokładnie sama. Pchnęła ciężkie wrota. Słońce wspięło się już dość wysoko, lecz istniała nadzieja, że wojowie wysłani przez Władczynię jeszcze nie odjechali. Droga przed nimi była daleka, wymagająca przygotowania. Drażnił ją śledzący ją „ogon”, nie pozostało jej jednak nic innego niż go zignorować. Nie poszedł za nią do kwater wojowników Deora. Poczuła się swobodniej. Prawie biegiem wpadła do domu, w którym kwaterowali Herebeohrt i jego synowie.

Zdziwiła ją panująca tu martwa cisza… tym bardziej, iż wszystkie rzeczy do nich należące pozostały w izbach. W pokoju zajmowanym przez Calina i Octana jak zwykle panował bałagan i była to najpewniej zasługa tego pierwszego. Tak bywało na ogół. Juki starszego przygotowane już, czekały pod ścianą razem z toporem, łukiem i kołczanem pełnym długich pierzastych strzał. Posłanie Calina wyglądało natomiast na jeszcze ciepłe. Wsunęła dłoń pod futra. Jakżeby inaczej! Możliwe, że ledwo zdążył się odziać zanim opuścił lokum. Ale gdzie mogli zniknąć? Rozejrzała się bezradnie nie wiedząc gdzie ich szukać i wtedy gdzieś zza ściany dobiegły ją głuche odgłosy rozmów i pokrzykiwania. Kwik i rżenie koni! Przypadła do okiennic i rozwarła je na oścież. Na dziedzińcu trwały przygotowania do wymarszu niedużego, jak na wyprawę wojenną, bo składającego się z około czterdziestu mężczyzn oddziału. Jak stwierdziła, byli pomiędzy nimi także ludzie Królowej. Dokonywali właśnie przeglądu koni.

Wypadła z pokoju pobiegłszy najkrótszą drogą ku dziedzińcowi. Wyglądała wśród zgromadzonych Herebeohrta, a gdy go wreszcie dostrzegła zwolniła kroku podchodząc do niego i pochyliła się z szacunkiem, by przyklęknąć. Nie pozwolił, powstrzymawszy ją obejmując jej ramiona i przygarniając do piersi.
- Samkha, gdzie byłaś? –spytał uśmiechając się ciepło, choć niezbyt radośnie. – Słyszałaś już wieści? –spoważniał nagle.
- Tak ojcze! Hirviö napadli i spalili gród Randa. Królowa wysyła was w bój?
- Jeśli taka będzie wola bogów, będziemy walczyć i zwyciężymy, jednak to nie jest nasze główne zadanie –wyjaśniał spokojnie Herebeohrt. -Mamy puścić wici. Za mało nas. Trzeba ściągać posiłki i ostrzec grody, by nie popadły w mylną wiarę we własne bezpieczeństwo wobec groźby najazdu. Czas rozprawić się z dzikusami, by nazbyt nie urośli w siłę. Dziś ruszamy na południe. Zwiad przepatrzy okolice i zbada ślady.
- Jedziesz z nami Samkha? –wyrwało się Calinowi.
- Powinna wrócić do domu i ostrzec naszych –z przekonaniem wtrącił Octan. -Gród nasz po prawdzie daleko, ale strzec się musi, a i ludzie na przyszykowanie się do wyprawy wojennej czas muszą dostać.

- Nie pojadę ani z wami, ani do domu. – Spojrzeli na nią zdziwieni. – Z rozkazu Mildrith –wyjaśniła. – Mam własne zadanie. Muszę odstawić trzech Utlandsk w góry… do Noituus – ściszyła głos wypowiadając z głębokim szacunkiem ostatnie słowa. Widziała jak ich oczy rozszerzają się strachem, a na twarzach maluje się niedowierzanie i coś na kształt oburzenia.
- Jak to!? Sprowadziliście ich jako gości! Posadziliśmy ich do wspólnego stołu! –zaprotestowali, jeden przez drugiego. Do lękliwych spojrzeń dołączyły inne. Wojowie zbliżali się słuchając nowin, o których wcześniej nikt im nie raczył wspomnieć.
- Taka jest wola królowej, a cała rada zdecydowała, że ryzyko może się opłacić. Wszyscy wiecie, że broń którą posiadają Utlandsk i ich umiejętności mogłyby przechylić szale zwycięstwa na naszą stronę. Potrzebujemy ich wiedzy, a żeby mogli i chcieli ją nam przekazać musimy nauczyć się z nimi porozumiewać. Ona jest w stanie to zrobić – przekonywała ich, ale głównie chyba też samą siebie.
- A jeśli zażąda ich dla siebie? – zapytał cicho Calin.
Nikt nie zabrał głosu, a spojrzenia wszystkich, którzy dotąd ich słuchali wbiły się w ziemię.
- Któż ci może na to odpowiedzieć Calinie? – zapytała. – Nie zmienię tego. Takie były rozkazy. Nie pójdą sami – dodała - a ja będę mówić w imieniu królowej. Wiedźma zrozumie naszą sytuację.
- Nigdy tam nie byłaś Samkha. Bądź mądra i szukaj mądrych słów – z czułością i prośbą w tonie głosu odezwał się Calin biorą ją w ramiona. – Bądź ostrożna.
- Nie mam innego wyjścia, Acca ma nam towarzyszyć.
- Z polecenia Mildrith!? – zapytał wzburzony Octan.
- Nie –odpowiedziała cicho – zgłosił się sam, dobrowolnie.
- Mam nadzieję, że Noituus go zabije, bo jeśli będzie czegoś próbował po drodze, sam skręcę mu kark, kiedy wpadnie w moje ręce.
- Zważ na słowa Octanie. –W jej głosie zabrzmiały ostre nuty, lecz zaraz złagodniała. - Niczego mu nie zrobisz. Dam sobie z nim radę. Postaram się trzymać od niego z daleka. – Wyciągnęła ku niemu ramiona. – Proszę, powściągaj swój gniew. - Uścisnęli się równie czule. Także niektórzy z wojowników żegnali się z nią kolejno, jakby każdy z nich pragnął udzielić jej własnego błogosławieństwa.

- Obyśmy się wkrótce w zdrowiu wszyscy spotkali – zakrzyknęła jeszcze, pozdrowiwszy ich gestem dłoni, wracając do kwater Utlandsk. Musiała się śpieszyć, skoro dziś jeszcze ruszyć mieli w drogę. Zanim weszła na powrót pod dach Wielkiego Domu dostrzegła przygotowania jakie czynili już słudzy. Wóz już załadowywano darami dla Noituus.
Acca czekał na nią. Tym razem powstrzymał się od mówienia. Ruszyli razem do kwater Przybyszów nie zdających sobie jeszcze sprawy, jaką przyszłość gotował im los. Samkha z resztą również…
 
__________________
"Niebo wisi na włosku. Kto wie czy nie na ostatnim. Kto ma oczy, niech patrzy. Kto ma uszy, niech słucha. Kto ma rozum, niech ucieka" (..?)

Ostatnio edytowane przez Lilith : 24-08-2010 o 13:03.
Lilith jest offline  
Stary 23-08-2010, 21:04   #44
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Ktoś cicho zapukał do drzwi i nie czekając na zaproszenie, byłoby to trochę niemądre, wszedł do środka. To była Samkha. Ruchem ręki zaprosiła mężczyznę do wyjścia.

Jan przyglądał się milczącej Samkhce...przez chwilę nic nie mówiąc. Sprawdził czy pistolet ma przy pasie, nóż też, wsunął jeden granat hukowy i zabrał ze sobą karabinek. Podszedł do dziewczyny spojrzał w jej oczy lekko się uśmiechając.
Strażnicy nadal stali na swych stanowiskach, a za dziewczyną czekał jeszcze jeden. Ten sam, który jakiś czas temu wyprowadzał ją z pokoju.

- Tervetuloa, Jan - powiedziała łagodnie, odwzajemniając mu się trochę smutnym uśmiechem. - Tulkaa mukaani. - Kiwnęła jeszcze raz zachęcająco dłonią, a spojrzawszy na broń, którą Jan zabierał z sobą, dodała nieco bardziej ożywionym tonem. - Sinun ei tarvitse huolethia niiden turvallisuudesta. - Cofnęła się, dając mu przejście. Wskazała kierunek dłonią.

Jan ruszył i gdy przeszedł przez drzwi, stanął i spoglądał na Samkhę. Po czym wyciągnął w jej kierunku dłoń. Poruszył palcami tej dłoni, prosząc Samkhę o to, by wzięła go za dłoń i poprowadziła. Nie podała mu jej. Towarzyszący jej człowiek, rzucił Janowi ostre spojrzenie. Samkha spuściwszy wzrok ku ziemi, jeszcze raz pokazała chłopakowi, w którą stronę chcą go poprowadzić.
Co do licha..wczoraj tańcował prawie z każdą. Nawet z władczynią, dzisiaj kose spojrzenia za podanie ręki. Może Samkha jest jakąś westalką? W końcu wczoraj tańcować nie chciała. Ale to też nie miało żadnego sensu. W końcu w łaźni Samkha przebywała naga z kilkoma mężczyznami. Jan miał wrażenie, że w ręku ma puzzle z kilku układanek. Bo bez względu, jak je układał, jakoś nie chciał mu wyjść pełny obraz sytuacji.
No cóż..pozostało potulnie dać się poprowadzić.

Samka z taksującym ją wzrokiem mężczyzną kroczyli przodem, wyprzedzając Jana o krok. Strażnicy ruszyli za nimi. Zatrzymali się pod kolejnymi drzwiami pilnowanymi przez strażników. Samkha zapukała i odczekawszy chwilę, otworzyła drzwi wchodząc do środka.
Jan chciał już wejść za nią, kiedy powstrzymała go czyjaś ręka. Człowiek z obstawy. Polak z pozoru udawał spokój, ale dłonią na wszelki wypadek obejmował kolbę pistoletu.
Rozejrzał się badawczo, przyglądając się zarówno osobom, jak i miejscu. Odgłosy z pokoju świadczyły o obecności w nim Chrisa. Przynajmniej tak się Janowi zdawało, a gdy Samkha wyszła, czekając na kogoś, zapewne Tima. Jan spytał wskazując na drzwi.- Chris?
Po czym na korytarz z którego był prowadzony mówiąc. - Tim?
Nie musiał długo czekać na odpowiedź.


Chris stał przy oknie gdy ktoś zastukał do drzwi.
Drzwi otworzyły się z cichym skrzypnięciem, a stukający wszedł nie czekając na zaproszenie.
Stukająca.
Samkha.
Chris, widząc kto przekroczył próg, schował pistolet wyjęty w chwili gdy usłyszał pukanie do drzwi. W oczach mężczyzny pojawił się błysk, który zgasł natychmiast.
Samkha gestem zaprosiła go do wyjścia.

- Moi, Samkha - powiedział Chris. W jego głosie dało się słyszeć radość.
Czy ze spotkania? Tego Samkha wiedzieć nie mogła.
Mężczyzna rozejrzał się po pokoju, jakby się zastanawiał, co ze sobą zabrać, potem ruszył w stronę młodej kobiety.

- Tervetuloa, Chris! - powiedziała chcąc przepuścić go w progu. Czuła, że jej twarz się czerwieni, kiedy wspomniała swoje nocne marzenia. Chyba bała się spojrzeć mu w oczy.

Chris skłonił się uprzejmie, równocześnie porównując to, co widział obecnie ze swym sennym marzeniem. Gestem ręki zaprosił Samkhę, by poszła przodem. Co prawda wolałby zatrzasnąć drzwi i zostać z nią sam na sam... Miał tylko nadzieję, że z jego twarzy nie da się tego wyczytać. Na szczęście, bo z pewnością Samkha trzymałaby się od niego z daleka.
Wyszła, czekając na niego za progiem.
Chris wysunął się za korytarz tuż za nią.
Rozejrzał się.
Wojownicy, którzy przedtem pilnowali jego drzwi wciąż trzymali straż, ale nie zatrzymali ani jej, ani jego. Ilość osób na korytarzu zwiększyła się nieco. Do sześciu uzbrojonych Krigar dołączył Jan, za którym stali, niczym eskorta, dwaj wojacy. Znalazł się tam także mężczyzna o niesympatycznym wyrazie twarzy, którego już wcześniej, kilkadziesiąt minut temu, widział idącego z Samkhą.

- Cześć! - Chris powitał kompana uniesieniem dłoni, a potem skinął głową tamtemu mężczyźnie. Odpowiedziało mu ponure, rzucone spode łba spojrzenie.
- Cześć - odparł Jan odpowiadając ruchem dłoni w geście powitania i spytał Chrisa. - Wiesz o co tu chodzi?
- Pewnie mają do nas jakiś interes - odparł Chris. - Ale na razie nikt nie raczył mi powiedzieć słowa prócz powitania.
- Czyli poczekamy, aż nas zbiorą wszystkich razem - wzruszył ramionami Jan.
- Mimo tych strażników nie wygląda na to, żebyśmy byli więźniami - stwierdził Chris. - Mamy broń i porozmawiać też możemy.
- Możliwe że nie orientują się w tym czy mam broń - stwierdził sceptycznie Jan i wzruszył ramionami dodając - Wrodzy chyba nam nie są.. jeszcze.
- Nawet się nie łudź, jeśli chodzi o broń. - Chris skomentował pierwszą część wypowiedzi Jana. - Wiedzą, aż za dobrze, że to nie ozdoba. W końcu i Tim, i ja strzelaliśmy z pistoletów do Hirviö. Alana, Ymma, Godric - wszyscy to widzieli. I z pewnością podzielili się tą wiedzą.
- Może i tak.- odparł Jan i mruknął. - Zapewne już zdecydowali co z nami zrobić.
- I wysłali Samkhę, by nas nastawić pozytywnie - uśmiechnął się Chris. - Aż dziw, że nie Alanę czy Ymmę. W końcu znamy je dłużej.


Ceremoniał pukania powtórzył się przy kolejnych drzwiach. Samkha znów zniknęła we wnętrzu komnaty strzeżonej przez dwóch zbrojnych.

Tim odwrócił się lekko zaskoczony. Właśnie zajmował się pakowaniem najważniejszych gratów do plecaka, zostawiając zbędne rzeczy, w razie potrzeby użycia ich planu ucieczki, mobilność i szybkość była najważniejsza. Ujrzał Samkhę, kobietę, która razem z wojownikami Krigar eskortowała ich do tej wioski. Zostawił pakowanie i wykonał krok w jej stronę. Potem wypowiedział jej imię:
- Samkha?

- Tervetuloa, Tim - skinęła na przywitanie głową. - Tulkaa mukaani. Meidän pitää puhua Tim. - Wskazała dłonią wyjście z komnaty. Z trzech Utlandsk, on był jej wciąż najbardziej obcy.

Tim stał przez chwilę jak zbaraniały. Chyba chciała, żeby szedł za nią, przynajmniej tak by wynikało z kontekstu. Wskazał na siebie potem na nią i powiedział: - Tim i Samkha? - a potem na drzwi żeby się upewnić czy rzeczywiście o to jej chodziło.

- Kyllä, Tim - skinęła głową i uśmiechnęła się mimo woli.

To “kyllä” chyba o ile dobrze pamiętał znaczyło tak. Upewnił się, że ma ze sobą pistolet i krótkofalówkę, ruszył za kobietą.
Cofnęła się za próg uśmiechając się, jak gdyby wabiła go do wyjścia.
Żołnierz ruszył za nią, ale tuż przed progiem zatrzymał się w pół kroku. Ostrzegawcza lampka zapaliła mu się w głowie. “Coś za łatwo idzie, a gdzie strażnicy” - którzy przedtem nie pozwalali mu wyjść z pokoju? Zerknął uważnie na prawo i lewo, sprawdzając czy nie ma zagrożenia.
Kiedy wyszedł na korytarz, zauważył Jana i Chrisa i powitał ich skinieniem głową.

- Chyba już uzgodnili co mają z nami zrobić - mruknął Jan po przywitaniu.
Chris odpowiedział skinieniem głowy witając Tima.
- Z pewnością - odparł Janowi. - I z pewnością będzie to coś ciekawego. Prędzej ‘zabijcie smoka’ niż ‘bawcie u nas jak długo chcecie’.
- W każdym razie, musimy mieć się na baczności. Nie podoba mi się to wszystko.. - powiedział poważnie Tim.
Janowi nie podobało się już odkąd trafili do tego świata (z paroma wyjątkami, w postaci wczorajszego wieczoru i nocy). Niemniej przytaknął Timowi, choć bez entuzjazmu. Ile bowiem człowiek może zachować czujność, nim popadnie w manię prześladowczą, lub paranoję?
- Gdyby to zależało od tego ponurego gościa, co idzie za nami - powiedział Chris - to by nam zafundowali rozrywanie końmi. Zdaje się że już wczoraj, na uczcie, z wyraźnym brakiem sympatii, patrzył w naszą stronę.
- Ja też zauważyłem, że nie tylko na nas patrzył spode łba. Między tymi ludźmi czuć jakieś napięcie, zwalczające się frakcje, jakaś polityka, pytanie tylko czym będziemy my? Atutem... pionkiem czy może kozłem ofiarnym?
- Pięć minut z kimś szczerym i będziemy wiedzieć wszystko - uśmiechnął się, średnio sympatycznie, Chris. - Tylko skąd wziąć taką osobę...
- Właśnie - zgodził się Tim - taką, żeby jeszcze pomyłek językowych nie było. Może w ichnim języku nagroda z karą brzmią bardzo podobnie i co wtedy? - zażartował gorzko Tim.
Jan milczał ponuro...nie podobał mu się wydźwięk ich słów. Nie podobał mu uśmiech Chrisa. A jeszcze bardziej to, co za tym się kryło. Wyduszanie prawdy, gestapowskie metody.
- Przekupić nikogo nie przekupimy, bo nie mamy czym - powiedział Chris. - Chyba, że Jan załatwi, jak to się mówi, języka. Ma urok osobisty...
 
Kerm jest offline  
Stary 23-08-2010, 21:10   #45
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Samkha szła przodem słuchając, z uwagą rozmawiających między sobą Przybyszów. Wiele dałaby, by cokolwiek z tego zrozumieć. Ich język brzmiał dość przyjemnie, choć był mniej śpiewny od mowy jej ludu. Niestety nie było większej nadziei, że zdołają zrozumieć coś poza podstawowymi pojęciami. Nabierała coraz większego przekonania, że misja, którą powierzyła jej Mildrith ma sens i warta jest ofiar.
Korytarz rozdzielał się. Samkha odwróciła się do idących za nią mężczyzn i ponownie zaprosiła gestem, by poszli za nią. Boczne przejście kończyło się drewnianymi schodami biegnącymi w dół.

- Sala posłuchań, czy sala przesłuchań? - zażartował Chris.
- A może miejsce kaźni? - sarkastycznie dodał Evans
- Pułapka bez wyjścia.- wtrącił Jan na widok schodów. - Niełatwo jest uciec z podziemi.
- Z parteru ucieka się łatwiej, niż z piętra - powiedział Chris. - Nie trzeba skakać z wysoka gdy wychodzisz oknem.
- O ile zatrzymamy się na parterze i nie zejdziemy niżej.- rzekł w odpowiedzi Jan.
“Jan - wieczny optymista” uśmiechnął się w myślach Chris.
- To idziemy czy nie? Bo wyglądamy co najmniej podejrzanie...
Schody kończyły się kolejnym biegnącym poprzecznie do nich korytarzem.
- Idziemy. Wy trochę z przodu, ja odrobinę z tyłu - powiedział Chris. - Wzięcie w dwa ognie na tych ograniczonych ścianami schodach... Kiepsko by było.

Samkha, która zdążyła już zejść na niższy poziom, odwróciła się i czekała na nich pod przeciwległą do zejścia ścianą. Wojowie idący z tyłu prawie następowali Utlandsk na pięty.
- Idziemy. I tak nie mamy wyboru.- rzekł Jan wzruszając ramionami.- Co nam da, dalsze czekanie?
Po czym zaczął schodzić pierwszy, mając jednak dłoń na pistolecie.

Evans wziął przykład z Rosińskiego, kaburę miał już odpiętą, a broni nie zabezpieczał, uczono ich, że tylko oferma może się postrzelić w wojsku, a w siłach specjalnych szybkość reakcji była najważniejsza. Lewą ręką, niepostrzeżenie wyciągnął nóż i ukrył w rękawie bluzy. Potem ruszył za Polakiem.

Chris czekał cierpliwie, dzieląc uwagę między Jana i Tima, a stojących tuż obok Krigar. Z nastawieniem na Krigar. Broń miał gotową do użycia. Miał jednak nadzieję, że stojący tuż obok wojownicy nie zrobią żadnego głupiego ruchu. Parę trupów było ostatnią rzeczą, jaka w tym momencie była mu potrzebna.
Gdy Jan i Tim zeszli po schodach, również Chris ruszył w stronę Samkhy. Gdy znalazł się na dole i zobaczył, że nie czeka na nich kolejna grupka uzbrojonych po zęby strażników, uśmiechnął się przepraszająco do młodej Krigar.
- Pahoillani, Samkha - powiedział.

Dziewczyna czekająca na dole, doskonale widziała ich krótkie wahanie, mimo że starannie je ukrywali. Jakieś nieznaczne, płynne ruchy. Wymiana spojrzeń, gestów, uśmiechy nie współgrające z wyrazem oczu, czujnych i uważnie badających przestrzeń. Nie dziwiła się im, ale cóż mogła począć. Jedynie gestami i uśmiechem mogła nadrobić ich nieprzyjemne wrażenia z dzisiejszego poranka. Nie byli głupcami, gości nie trzyma się nocą pod strażą. Czemu mieli jej teraz ufać. Mildrith nie ułatwiła jej tym zadania. Tym bardziej zaskoczyły ją słowa Chrisa.
- Minua enemmän, Chris - odpowiedziała ze smutkiem.
Mogła sobie doskonale wyobrazić co czuli.
Chris uniósł lekko brwi. Zgadywanie, co chciała rzec Samkha było niczym granie na loterii. Skinął jednak głową na znak, że rozumie intencje, a potem uśmiechnął się do niej samym kącikiem ust, tak by tylko ona mogła ten uśmiech widzieć.

Tim poczuł się nieswojo, czując za plecami wojowników Krigar. Nie mieli przyjaznych wyrazów twarzy, wręcz przeciwnie Evans przysiągłby, że z chęcią wbili by im noże w plecy, czy jakąkolwiek inną witalną część ciała.

Strażnicy śledzący każdy ruch Przybyszów, wyraźnie działali na nerwy tym ostatnim. W dziewczynie także narastała złość. Odsunęła się w bok, tak by spojrzeć wprost w twarz pasierba.
- Jesteście wolni. Zostawcie nas samych. Możecie odejść do swoich kwater - ostrym głosem wydała polecenie wojownikom.
- Stać! Nigdzie nie pójdą - równie ostro zaprotestował Acca. Wojownicy spojrzeli po sobie niezdecydowani.
- Z rozkazu Mildrith od tej chwili to ja przejmuję Utlandsk i ja za nich odpowiadam. -
Wyprostowała się dumnie spoglądając na nich wyzywająco. Z tym argumentem Acca nie mógł dyskutować. Podejrzewała, że gdyby to od niego zależało, wolałby powlec Obcych przemocą. Jego bezsilność wobec takiego dictum, sprawiła Samkhce niewymowną przyjemność.

Chris z przyjemnością dowiedziałby się co takiego powiedziała Samkha, ale słowa jakie padły z jej ust były mu całkowicie obce. Prócz imienia władczyni. I, oczywiście, słowa 'Utlandsk', oznaczającego ich trójkę.

- Poszukuję ochotników, którzy będą ich eskortować aż do siedziby Noituus... - dodała zimnym tonem. - Chętni?

Jak jeden mąż odwrócili od niej wzrok. Nikt nie odpowiedział ani jednym słowem. Czterech z nich zaczęło schodzić na dół natychmiast po jej pytaniu.
Zauważyła niespokojne poruszenie wśród Utlandsk.
- Chris, Jan, Tim, ilman pelkoa... - Uspokajała swoich podopiecznych gestem otwartych, wyciągniętych przed siebie dłoni, jak powstrzymuje się spłoszone konie.

Zbrojni ruszyli naprzód wzdłuż ściany, oglądając się wciąż za siebie i ściszonymi głosami omawiając coś pomiędzy sobą. Jeden po drugim znikali za załomem drewnianej ściany.

Komandos z całej sprzeczki zrozumiał tylko, że była o nich mowa. Samkha najwyraźniej pogoniła kota ich strażnikom. Tim miał ochotę każdemu sprzedać po solidnym kopie, ale obawiał się, że mogłoby to zostać źle odebrane.


- Zostawcie nas samych! - tonem nie znoszącym sprzeciwu Samkha powtórzyła rozkaz pozostałym.
Wreszcie i tamci ruszyli się z miejsca.

- Tule mukaani - usłyszeli Przybysze, kiedy już pozostali jedynie z Samkhą i jej nieprzyjemnym w obyciu towarzyszem. - Olet turvassa. Haluta... - ponownie wskazała im drogę.
Korytarz skręcał, otwierając się na większe pomieszczenie na kształt sieni z kilkorgiem drzwi. Powiodła ich do najbardziej oddalonych. Szerokie wejście obniżone jeszcze o kilka schodków sugerowało, iż to co zastaną po drugiej stronie, jest położone nieco niżej, niż pozostałe pomieszczenia.

Piwnica? To przestało wyglądać dobrze, podziemia miały to do siebie, że trudno się z nich uciekało i jeszcze gorzej broniło, a tak naprawdę nie wiedzieli po co tam idą.
“Cudnie” - pomyślał Jan, westchnął cicho w duchu. Nie pozostało bowiem im nic innego jak wejść w paszczę smoka.

- Mildrith? - Chris zwrócił się do Samkhy wskazując na drzwi.
Spojrzała pytająco, a zrozumiawszy o co mu chodzi energicznie pokręciła głową w zaprzeczeniu. - Ei!

Zrobiło się ciekawiej. Nie dość, że wyprorokowane przez Jana piwnice, to jeszcze randka nie wiadomo z kim. Chris zatrzymał nieco dłużej wzrok na ich przewodniczce. Gdyby za progiem czekało na nich coś groźnego, to lepiej by było, żeby to nie oni znaleźli się w pierwszej linii.
- Panie przodem, proszę - powiedział z pełnym szacunku ukłonem, gestem tłumacząc znaczenie niezrozumiałego zwrotu. Gdyby miał kapelusz to zamiótłby nim podłogę.

Zaskoczona, jego zachowaniem obrzuciła go zaintrygowanym wzrokiem. Chyba starał się być miły. Skłoniła głowę w odpowiedzi na jego gest i pierwsza podeszła do ciężkich drewnianych drzwi. Pociągnęła za uchwyt, uchylając je z niemałym wysiłkiem. Acca trzymał się z tyłu, nie mając wyraźnie najmniejszej ochoty ułatwiać jej czegokolwiek. Uśmiechał się tylko, a właściwie wykrzywiał ściągnięte w wąską kreskę usta w swój irytujący, kpiący sposób.

- Cham bez wychowania - rzucił Chris pod adresem towarzyszącego im Krigar, jednak tonem zdecydowanie nieadekwatnym do treści wypowiedzi. Ujął ten sam uchwyt, co Samkha, niemal przypadkiem dotykając przy tym jej dłoni. Pociągnął z całej siły.
- Kiitos - powiedziała cicho. Czuła, że rumieni się, choć nie chciała, by Chris, a tym bardziej Acca to zauważyli. Spuściła wzrok wbijając go w ziemię pod stopami, ukrywając twarz wśród burzy kasztanowych włosów. Wejście do pomieszczenia stanęło otworem.

Wbrew obawom Jana nie była to ponura, piwnicopodobna izba bez okien. I chociaż niektórzy znajdujący się tutaj ludzie mieli w dłoniach różnej długości noże, to nie stanowili zespołu katów, czekających na swe ofiary.
- Pewnie chcą nas zmiękczyć przed negocjacjami - zażartował Chris, wkraczając tuż za Samkhą na teren zamkowej kuchni.

Kuchnia - Tim odetchnął z ulgą, nie wyglądało to jak miejsce kaźni, wręcz przeciwnie, zamkowa kuchnia prezentowała się nadzwyczaj swojsko i przytulnie. Nawet zganił się w myślach za paranoiczną wręcz podejrzliwość, która musiał przyznać nie raz i nie dwa uratowała mu skórę.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 23-08-2010, 21:11   #46
 
Lilith's Avatar
 
Reputacja: 1 Lilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie coś
Post wspólny, napędzany głównie przez Kerma ;)

Pomieszczenie składało się w zasadzie z dwóch części. W prawej znajdowało się ogromne palenisko, przy którym bez problemów można było upiec całego wołu. Na licznych półkach stały garnki i naczynia, zaś ściany ozdobione były lśniącymi patelniami, girlandami, cebul, czosnków, ziół i suszonych grzybów, kilkunastoma pętami kiełbas oraz paroma wędzonymi szynkami i połciami słoniny. W samym kącie znajdowało się przejście prowadzące najwyraźniej na zaplecze, bowiem w tym akurat momencie wynurzyła się z niego hoża dziewoja, niosąca miskę pełną serów.
W tej części kuchni bezapelacyjnie królowało duże, grube babsko około czterdziestki, wyglądające na taką, co to sama mogłaby zaszlachtować nie tylko wieprzka, ale i wspomnianego wcześniej wołu, zaś na polu bitwy byłaby postrachem przeciwników. Tutaj dyrygowała ruchem, a pozostała część personelu, składająca się z dwóch dziewcząt i pięciu młodych chłopaków, natychmiast wykonywała jej polecenia. Jedyną osobą, która bez większego strachu patrzyła na kucharkę był starszy mężczyzna, który wyglądał bardziej na zarządzającego zamkową piwnicą z trunkami niż pomocnika kucharza.

Lewa część pomieszczenia przeznaczona była na jadalnię.
Przy długich stołach mogło bez problemów zasiąść czterdzieści osób. Na solidnych ławach tu i ówdzie leżały wilcze skóry.
Pobielane ściany były gładkie, bez ozdób. Cztery wysokie i wąskie okna przystosowane były wyraźnie do celów obronnych. Niewielkie drzwi, prowadzące zapewne na dziedziniec, okute były stalą.

Na widok wchodzących kucharka rozpromieniła się. Natychmiast wyrzuciła z siebie serię poleceń, po których chłopacy natychmiast postawili na stołach gliniane miski i położyli rzeźbione, drewniane miski.
- Istu, istu alas! - powiedziała, kierując te słowa do gości. - Pian saamme aamiainen.
Podeszła do Utlandsk i, widząc że mężczyźni nie rozumieją, o co jej chodzi, gestami zaprosiła ich do zajęcia miejsc przy stołach. Była bardzo wylewna i wprost tryskała serdecznością, jednak, co łatwo było zauważyć, towarzyszącego im mężczyznę traktowała z szacunkiem, ale zdecydowanie bez sympatii.
Dało się jednak zauważyć jeszcze jedną rzecz... o ile kobiety okazywały im życzliwość i coś na kształt współczucia czy nawet litości, o tyle z zachowaniem mężczyzn było coś nie tak... .Jakby się za bardzo nie chcieli rzucać w oczy. Kiedy wzrok Samki padał na któregoś z nich, jak psy z podkulonymi ogonami kryli się w kuchni, udając pilnie zajętych pracą mimo, że co rusz zerkali w stronę Utlandsk.

Na widok tych wszystkich specjałów wiszących w kuchni Timowi zaburczało przeciągle w brzuchu. Wtedy na uczcie, był zbyt spięty, by się porządnie posilić, a zmożony snem nawet nie napoczął wyciągniętej racji żywnościowej. Musiał przyznać, że uśmiechy i troska kucharek i ich postawnej szefowej go zadziwiły. Były przyjemną odmianą po mrukliwych i pełnych nienawiści spojrzeniach mężczyzn Krigar, przynajmniej niektórych. Z tego co się zorientował, kobiety, na przykład Midrith pełniły znaczące role w ich społeczności. Nie wiedział, jak bardzo znaczące,ale miał nadzieję, że wkrótce poznają układy społeczne dokładniej. Wtedy łatwiej byłoby im się poruszać wśród miejscowych.

Tyle zachodu po to, by ich nakarmić? Czy to oznaczało, że potem zostaną odprowadzeni z powrotem do swych pokojów po zjedzeniu? A może była to ich ostatnia wieczerza? -zastanawiał się w duchu Rosiński.

- Ostatni posiłek skazańca - uśmiechnął się nieco fałszywie Chris, jakby odgadując myśli Jana.
- Oby smaczny- rzekł Jan siadając.
Trzej Utlandsk usiedli obok siebie. Samkha siadła naprzeciw nich, zaś towarzyszący im Krigar zajął takie miejsce, by mieć wszystkich równocześnie na oku. Zdecydowanie więcej uwagi zwracał jednak na poczynania Samkhy.
- Oby dostał rozbieżnego zeza - powiedział Chris cicho, acz szczerze. Facet był nad wyraz antypatyczny.
Kucharka, która nie wróciła jeszcze w okolice paleniska, ponownie zaczęła się przyglądać trzem Utlandsk. Matczynym ruchem pogładziła każdego z nich po głowie, rujnując im równocześnie uczesanie.
- Mutta olet laiha! Varmista, että sinulla on oikein... - powiedziała załamując ręce. - Ja sinä katsot eniten kurja. Olet niin raukka, kunnon kaveri eikä kuten meidän sotureita - dodała spoglądając na Jana i biorąc go w objęcia. Zaskoczony Jan niemal utonął w jej obfitym biuście.
Rzeczywiście nie wyglądał najlepiej dzisiejszego ranka. Blada i wymizerowana twarz w połączeniu z podkrążonymi oczyma i szczupłą sylwetką, mogły budzić poważne wątpliwości co do jego stanu zdrowia u troskliwej gospodyni kuchni.
"Czemu ja" - jęknął w duchu Jan przyciśnięty do sporych atutów kucharki. Nie czuł się wyróżniony tym odruchem. Wprost przeciwnie. Miał wrażenie, że został poświęcony przez towarzyszy. Dzielnie jednak zniósł ową matczyną wylewność uznając, że nie ma co panikować i robić sobie wrogów, zwłaszcza wśród osób gotujących.

Samkha z iskierkami lśniącymi w oczach, przygryzła wargę. Trochę zazdrościła służbie, która nie musiała zwracać uwagi na obyczaje i zachowywanie obowiązujących norm. Pod czujną obserwacją pasierba czuła się w dwójnasób niezręcznie.
W chwilę później gospodyni zadysponowała podawanie posiłków.
Przed Utlandsk pojawiła się wielka miska pełna gorącej owsianki. Gospodyni hojnie sypnęła do niej orzechów i suszonych owoców, a w ręce wetknęła im po drewnianej łyżce. Na stole pojawiła się miseczka z miodem.
Dziewczyny przyniosły jeszcze chleb, sery i zimne mięsa, prawdopodobnie z wczorajszej uczty. Jedna z nich, ta, która wcześniej wyszła z zaplecza, podała Chrisowi kubek przez stół. Pochyliła się przy okazji za bardzo, a prawo grawitacji, działające i na tym świecie, umożliwiło Kanadyjczykowi zapoznanie się z jej niewątpliwymi wdziękami. Chris mrugnął zaskoczony, widząc to bogactwo kształtów.
Siedząca naprzeciwko Samkha rozciągnęła usta w uśmiechu na widok wyciągniętej miny na gładko wygolonym licu Utlandsk i starając się ukryć rozbawienie, szybko skierowała całą swoją uwagę na owsiankę.

Chris otrząsnął się z zaskoczenia i oderwał oczy od Wielkiego Kanionu, A potem przeniósł wzrok na pochyloną nad miską owsianki Samkhę, w którą wpatrywał się znacznie dłużej.
Możliwe, iż byłby znacznie ostrożniejszy z okazywaniem swego zainteresowania dziewczynie, gdyby zdawał sobie sprawę z tego, co wywoływał podobnymi spojrzeniami pod czaszką siedzącego nieopodal, nie odstępującego jej Cerbera.
Trudno było nie poczuć wbitego w siebie ciężkiego wzroku. Najwyraźniej Krigar poczuł się dotknięty okazywanym mu brakiem zainteresowania. Ale to w końcu była jego wina, że był osobą znacznie mniej atrakcyjną niż jego urodziwa towarzyszka.
Mimo tego i jemu Chris poświęcił parę chwil, przyglądając mu się z pewną dozą ciekawości. Zastanawiał się, kim jest ów człowiek, co tutaj robi i jaki związek łączy go z Samkhą, do której odnosił się ze zdecydowanym brakiem sympatii.

Na stole pojawiło się piwo, a przed Janem jakiś gorący, pachnący miętą napój i kubek, roztaczający woń rosołu.
- Juo, juo. Tämä on hyvä krapula - powiedziała gospodyni, patrząc na niego z zatroskaniem w oczach.
Jan zaczął jeść. Karabinek jednak trzymał na kolanach, by w każdej chwili móc go użyć. Jadł ostrożnie... możliwe, że chcieli ich otruć. Ale jakie to miało znaczenie. Będą do końca życia oglądać się przez ramię? Miał nadzieję, że jeśli jedzenie było zatrute, to przynajmniej zgon będzie bezbolesny. Napój podany przez gospodynię smakował jak łajno krowy... Ale łagodził tępy ból wywołany wczorajszą hulanką.

Amerykanin zabrał się za przyniesione potrawy, z uśmiechem wpatrując się chwilę w Jana, krzywiącego się od specjalnego napoju szefowej kuchni. Po wczorajszym opilstwie Rosiński nie wyglądał najlepiej, ale co sie dziwić, on sam nie wypił dużo, a łeb i tak go po przebudzeniu napieprzał.

W paru powieściach o Wikingach, i nie tylko, Chris czytał, że w tamtych czasach, w tak zwanym średniowieczu, na śniadanie była obowiązkowo owsianka. I zawsze miał wrażenie, że to tekst wstawiony specjalnie z myślą o dzieciach, które za tą potrawą zazwyczaj nie przepadały. A tu proszę... Wikingowie i owsianka...
Bardzo dobra, musiał przyznać, szczególnie z dodatkami. Nieco gorszym elementem śniadania było piwo, ale wolał to, niż miętowy trunek, którym raczył się Jan. Patrząc uważnie na Polaka można było sądzić, że albo nie lubi on mięty, albo też napój ma niespecjalny smak.
Innych napojów tu nie było. Widać nie słyszeli nigdy sloganu "Pij mleko..." Może to i lepiej, bo i tak byli dostatecznie wielcy...

Chris uniósł kubek z piwem i spojrzał w stronę Samkhy.
- Twoje zdrowie, Samkha - powiedział z uśmiechem. Upił parę łyków.
Potem spojrzał na ponurego Krigar. Takim samym gestem uniósł kubek.
- Oby ci piwo skwaśniało, ponuraku - powiedział takim samym miłym tonem.
Obydwoje unieśli swoje kubki w odpowiedzi.
- Sinun terveys Utlandsk. Tarvitset te paljon terveys - skwitował gest Przybysza Acca. Dziewczyna skupiła na nim spojrzenie przymrużonych gniewnie oczu. Uniósł kubek jeszcze raz skinąwszy głową w jej stronę z obłudnym uśmiechem.
Niewątpliwie bariera językowa nie pozwoliła Chrisowi w pełni rozkoszować się sensem skierowanych w jego stronę życzeń, ale sądząc po spojrzeniu Samkhy było to coś ciekawego....
Chris uniósł kubek w uprzejmym podziękowaniu.
Kasztanowowłosa dziewczyna straciła nagle dobry humor i apetyt. Czuła, że będzie miała z nimi jeszcze poważne kłopoty, jakby jej zadanie nie było już wystarczająco trudne i niewdzięczne.

Jan w milczeniu przyglądał się zachowaniu, zarówno Chrisa i Samkhi jak i jej krigarskiego ochroniarza. Spoglądając na to towarzystwo z punktu widzenia postronnego obserwatora miał wrażenie, że zachowywali się jak dzieciaki na wiejskiej przytupówie. W końcu jednak wzruszył ramionami. Postanowił dyplomatycznie ignorować ich durne zachowanie.

"Spencer ma wrodzony dar robienia sobie wrogów, gdziekolwiek się znajdzie" - pomyślał Tim przyglądając się scence rodzajowej przed swymi oczami. Wcześniej strasznie wkurzał jego i Rosińskiego, teraz chyba sobie postawił za cel bycie wpisanym na czarną listę połowy męskiej populacji w tej wiosce, tak jakby już mało mieli problemów. Cóż, niektórzy tacy już byli, ignorujący normy zachowań, regulaminy czy chociażby zasady dobrego wychowania. On sam też taki był, dopóki nie stanął na skraju upadku moralnego. I teraz w dwójnasób wkurzały go takie osoby. Jedno, że przypominały mu, jaki był nieodpowiedzialny w przeszłości, a drugie, że swoim kretyńskim zachowaniem sprowadzały kłopoty. Dlatego cenił wojsko za to, że takich dupków usuwano, jako źródło potencjalnych zagrożeń na polu walki.
 
__________________
"Niebo wisi na włosku. Kto wie czy nie na ostatnim. Kto ma oczy, niech patrzy. Kto ma uszy, niech słucha. Kto ma rozum, niech ucieka" (..?)

Ostatnio edytowane przez Lilith : 24-08-2010 o 13:04.
Lilith jest offline  
Stary 23-08-2010, 21:14   #47
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Posiłek powoli dobiegał końca, Było widać, że Utlandsk bardziej z grzeczności, niż z potrzeby zaspokojenia głodu sięgają po kawałek chleba czy kiełbasy, a Samkha z ciężkim sercem musiała wreszcie przystąpić do przedstawienia Przybyszom sprawy, dla której ich tu sprowadziła.
- Aloita tästä jo puhdas - zadysponowała. - Anna vain olutta - dodała.
W pomieszczeniu wszczął się ożywiony ruch.
Dziewczyny zaczęły zbierać miski i talerze, na tyle jednak kulturalnie, że nie wyrywały ich nikomu sprzed nosa, tylko czekały na potwierdzenie, że mogą je zabrać. Po chwili na stołach zostały tylko dzbanki z piwem i kubki.

"Pora na występy artystyczne?" pokręcił głową Chris. Gdyby mieli gdzieś iść, to po co by było to piwo. Mieliby przeprowadzać jakieś rozmowy? W kuchni? Już prędzej chyba można było liczyć na jakieś atrakcje... Ale gdy przypomniał sobie występ barda doszedł do wniosku, że wolałby coś innego. Mniej szkodliwego dla uszu.

Kucharki i ich młodsze pomocnice, szybko uprzątnęły stoły po ich śniadaniu. Samkha siedziała już od dłuższego czasu, czekając, aż skończą jeść. Tim miał wrażenie, że ona chyba ma im coś ważnego do zakomunikowania, a siedzący niedaleko mężczyzna Krigar nie zamierzał jej tego ułatwiać, sądząc po jego minie.

Gdy skończył się posiłek, Jan odetchnął z ulgą. Przede wszystkim skończyło się nieco męczące dudnienie w głowie. Co teraz? Rosiński nie potrafił dokładnie określić, ale tutejsi zapewne rozstrzygną ich losy. Z jednej strony Jan się tego obawiał, z drugiej, nie cierpiał tkwić zawieszony w próżni. To go męczyło. Cokolwiek się stanie, oby stało się szybko.

Samkha powstała zza ławy i przez chwilę przechadzała się wzdłuż niej w tę i z powrotem, wyraźnie nie wiedząc jak rozpocząć rozmowę.
- Riittää tämä hauskaa, äiti. Kerro heille, että tänään jätämme tien - wywarczał zniecierpliwiony jej przedłużającym się milczeniem Acca.
- Ehkä kerrot heille? - odpowiedziała spokojnie.
- En ole pelannut peliä keskusteluissa ja neuvotteluissa - odparł, rzucajac wściekłe spojrzenia na Utlandsk. - Mutta olet täällä, kun annat tilaukset - dodał zadowolonym z siebie tonem.
Samkhce nie dodało to ani pewności siebie, ani nie poprawiło samopoczucia. Podeszła na powrót do siedzących wciąż przy stole trzech mężczyzn patrzących na nią z pełną oczekiwania ciekawością.

- Chris... Jan... Tim... - po kolei skłaniała głowę przed każdym z nich - Acca - wskazała na wojownika - ja Samkha, me...
- Acca - wskazał palcem na nieuprzejmego wojownika Jan, pokazując że rozumie... to przynajmniej.
- Acca - powtórzył Chris i skinął głową w stronę ponuraka.
Tim nie miał zamiaru potwierdzać, skinął głową na znak, że rozumie. Teraz przynajmniej wiedział jak miał na imię ten smutny pan.
- Kyllä - potwierdziła. - Acca - wskazała na Krigarczyka. - Me... - wskazała ogółem na wszystkich siedzących przy stole włącznie z samą sobą i przez chwilę szukała słowa. Twarz rozjaśniła się jej nieco po chwili, gdy dodała przypominając sobie zwrot, który powinni sobie przypominać - ...astella... - Spojrzała na nich wyczekująco.
- Acha... - rzekł Jan potakując. Podobnie jak towarzysze domyślił się o co chodzi. Mieli gdzieś z nimi pójść.To było do przewidzenia. Czekał aż dziewczyna zacznie dalej tłumaczyć.
- Utlandsk, Acca ja Samkha astella... - machnęła obiema dłońmi, jak gdyby wypychała coś na zewnątrz w kierunku wyjścia po drugiej stronie pomieszczenia. I tu na razie skończyły się jej pomysły, jak przekazać dalej Utlandsk to, czego od nich oczekiwała.
- Chyba mamy iść dalej - rzekł Jan wstając od stołu.
- Ei, ei, Jan! - powstrzymała go. - Istuutua Jan - wskazała gestem, że prosi go o zajęcie z powrotem swego miejsca przy stole.
Mieli chyba, gdzieś iść, ale nie teraz podłapał komandos widząc przeczące ruchy głową, wykonywane przez Samkhę. "Ei" oznaczało "nie" o ile dobrze spamiętał.
- Czyli mamy gdzieś iść, ale nie w tej chwili. Ciekawe, jak jej się uda nam wytłumaczyć, dokąd i kiedy. I czego w ogóle od nas chce. - Chris starał sie zachować powagę. Był rozbawiony sytuacją, w jakiej znalazła się Samkha, ale tego nie okazywał. Miał świadomość, że i bez jego uśmiechu Krigarka ma dość problemów.

Samkha rozejrzała się po pomieszczeniu wyraźnie czegoś szukając. Jej wzrok padł na ogromne palenisko. Podbiegła do niego i przez chwilę szperała palcami wśród popiołów. Wybrała coś i podrzucając to coś w dłoniach, ruszyła ku jednej z ław. Szarpnęła za wilczą skórę i zarzucając ja sobie na ramię, wróciła do stołu. Przepychając się lekko pomiędzy Utlandsk, rzuciła ją na blat wyprawioną gładką stroną do góry. Na skórze spoczęły dwa spore, zgrabne kawałki węgla drzewnego. Uśmiechnięta twarz Samkhi świadczyła, że przynajmniej jeden problem został pokonany.
- Nieśmiertelne pismo obrazkowe. - Chris spojrzał na skórę i zastępujący pisaki węgiel. - Prawie jak tablica multimedialna. Mogliby zainwestować w tabliczki woskowe...

Tymczasem dziewczyna w ferworze walki z wilczym futrem, dość mało dyplomatycznie uczyniła sobie miejsce pomiędzy Chrisem i Janem, po czym z iskrą twórczą w oku zabrała się do systematycznego zapełniania skórzanej powierzchni czarnymi szkicami. Pierwszy powstał zarys grodu z wieżą otoczoną ostrokołem, symbolizowanym przez pochylone na zewnątrz kreseczki.
- Täällä - powiedziała dziabiąc wskazującym palcem w swoje dzieło - kauppala. - Wstała nagle rozcapierzając ręce na całą szerokość, a potem ogarniając przestrzeń wokół siebie, mało nie trafiając jednego z Utlandsk umazanym w sadzy palcem w oko.
- Täällä - kauppala Mildrith? - spytał Chris.
- Kyllä - odpowiedziała, jak gdyby nieco zdziwiona, że została tak szybko zrozumiana. - Utlandsk, Acca, Samkha ja jokainen Krigar - kauppala Mildrith... - wbiła palec w środek wieży na skórze.

Dziewczyna narysowała wioskę, w której teraz byli. "Kuppala Midrith" znaczyło chyba, że Midrith jest jego zwierzchniczką, skoro z jej imieniem kojarzono tak znacząco miejscowość. Na pytający wzrok Samkhy odpowiedział skinieniem, póki co wszystko rozumiał.

- Aha - rzekł Jan uznając, że Samkha uzna ten dźwięk za zachętę do dalszego tłumaczenia.
 
Kerm jest offline  
Stary 23-08-2010, 21:16   #48
 
Lilith's Avatar
 
Reputacja: 1 Lilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie coś
- Krigar puhua, Utlandsk... - Samkha zawiesiła głos i wzruszyła bezradnie ramionami. - Utlandsk puhua... - dłonią uczyniła ruch przy ustach udający coś w rodzaju kłapania - Krigar... ei ymmärrä - i znów wzruszenie ramion i zaprzeczający ruch głową. - Mildrith... - znowu błądząc wzrokiem w bliżej nie określonej przestrzeni, szukała słowa. Bez większego powodzenia. W końcu wstała znowu. - Mildrith... - uderzyła pięścią w stół, a potem wskazała ku wyjściu rozkazującym gestem - Samkha ja Utlandsk, astella!
- Kyllä... Utlandsk ei ymmärrä... - Chris pokazał, że słucha, a potem rozłożył bezradnie ręce. - Ei ymmärrä - powtórzył. Potem zabrał z dłoni Samkhy kawałek drewna.
- Astella? Astella? Astella? - Wskazał na krawędzi skóry kilka miejsc.
- Ciekawe - zwrócił się do Tima i Jana - czy my mamy ją stąd zabrać? Dokąd w takim razie?

Samkha odebrała Chrisowi węgielek i zabrała się ponownie za rysowanie. Na północny zachód od wieży w większej odległości jeśli wziąć pod uwagę skalę zaczęły wyrastać trójkątne znaczki. - Vuoria! - wskazała na skupisko trójkącików.
- Kauppala? Kyllä? - spytał Chris. Trójkąciki wyglądały jak zbiorowisko namiotów, czy też prymitywnych chat.
- Ei, Chris. Vuoria.
- Vuoria? Ei ymmärrä - stwierdził Chris.

Entuzjazm Samkhy nie tracił mocy. Oddzieliła w miarę prostą kreską niezarysowany fragment skóry. Dwoma szybkimi ruchami utworzyła powiększoną wersję trójkątnego znaku, a potem zaczęła wzbogacać schematyczny rysunek szczegółami. Na ostrym zboczu wyrosły nagle... choinki? A ludzik złożony z kilku kreseczek zaczął wspinać się w górę.
- Vuoria - powiedziała Samkha wskazując duży rysunek, a potem stukając palcem w mniejsze znaczki po drugiej stronie krechy powtarzała to samo słowo.

- Super - powiedział Chris. - Mamy iść w góry. Pewnie na smoka - dodał z przekąsem.
- Vuoria. Kyllä... - powiedział pod adresem Samkhy. Dla pewności skinął głową.
Chwycił pusty kubek, podszedł do paleniska i usypał stożek z popiołu.
- Vuoria? - spytał.
- Kyllä, Chris! - Zadowolona ze wspólnych osiągnięć dziewczyna uśmiechnęła się pogodnie.
Chris wrócił do stołu, ale zamiast usiąść obok Samkhy stanął naprzeciw niej, po drugiej stronie stołu.
- Nainen asuu... - wskazała na góry -...vuoria. Viisas, vanha nainen - położyła nacisk na ostatnie słowo.
- Nainen? - Chris spojrzał na Samkhę. - Ei ymmärrä... Dziewczyno, co to jest nainen?
- Nainen... - rozbiegane oczy i nagły błysk w ich głębi - Samkha on nainen - wskazała na siebie. Szukała dalej. Podekscytowana, wskazała na kucharkę - nainen! ... na dziewczynę w kuchni - nainen!

Chris wyciągnął notes, a następnie naszkicował postać w spódniczce, z dużym biustem.
- Nainen? - spytał. - Ymma, Alana - nainen?
- Kyllä, Chris! - przytaknęła energicznie i z niekłamaną radością.
- Jakieś plemię Amazonek mieszka w tych górach? - Chris spojrzał na Jana i Tima. - Ktoś porwał kilka panienek? Mamy odprowadzić Samkhę do tych kobiet?

- Utlandsk puhua - nainen ymmärrä - energiczne potakiwanie, miało dowieść, że wie co mówi.
Chris, zaskoczony nieco, spojrzał na Samkhę.
- Ymmärrä? - spytał niedowierzająco. - Samkha ymmärrä Chris? Jak ci powiem, że masz piękne oczy, to też zrozumiesz? - zadał kolejne pytanie.
- Ei, Samkha ei ymmärrä - odparła ze smutkiem. - Nainen asuu vuoria... - dziobała uparcie palcem w stożki na mapie z wilczej skóry - ...ymmärrä Chris, Jan ja Tim. Utlandsk astella vuoria - jej głos nabrał proszących tonów.
- Asuu? - Chris spojrzał na Samkhę, potem na góry. Odebrał kobiecie patyczek, dorysował w górach trzy sylwetki w spódniczkach. - Asuu?
- Chris... - zastanawiała się. Lekko już zmęczona, potarła bezwiednie czoło dłonią pozostawiając na nim ciemne smugi. - Vuoria - pokazała wyprostowany kciuk - yksi nainen. - Zamazała dwie żeńskie postaci w górach. - Yksi nainen ymmärrä Utlandsk - spojrzała na Chrisa z nadzieją, że zrozumie.

Chris postawił na skórze pojedynczą kreskę, kawałek dalej dwie, jeszcze dalej trzy.
- Yksi? - spytał. Potem postukał w dwie kreski, oczekując na podanie kolejnej liczby.
- Kaksi - uśmiech potwierdził, że zrozumiała. - Kolme - wskazała trzy kreski, a potem dorysowała czwartą - neljä, viisi, kuusi, seitsemän, kahdeksan, yhdeksän, kymmenen - kontynuowała stawianie kreseczek, po każdej odczekując, aż mężczyzna zapisze i powtórzy ich brzmienie.
- Acca yksi? Samkha ja Chris - kaksi, Tim, Jan, Chris - kolme? Samkha, Tim, Chris, Jan - neljä? - upewnił się.
- Kyllä, Chris!
- Mildrith asuu Täällä? - spytał Chris.
- Kyllä.
- Yksi nainen asuu vuoria? Nainen ymmärrä Utlandsk? Ymmärrä Tim, Chris, Jan? - W głosie Chrisa brzmiało niedowierzanie.

Jan trochę się w tym pogubił, więc spytał Chrisa.- O czym gadasz? Co ona powiedziała?
- Samkha mówi, że tam w górach mieszka jakaś kobieta, która potrafi mówić w naszym języku. Ale... nie bardzo chce mi się w to wierzyć. Chyba, że to ktoś przeniesiony tak jak my... Nainen to kobieta, ymmärrä znaczy rozumieć. Samkha nas nie rozumie, ei ymmärrä, a tamta kobieta - stuknął w samotną sylwetkę - ymmärrä.
- Tłumaczka... to na co jeszcze czekamy? - spytał Jan niewątpliwie nastawiony entuzjastycznie do tego pomysłu.
- Na przewodnika zapewne - odparł Chris. - Na transport. I może jeszcze na coś... Na przykład na informację, ile będziemy winni za tę przysługę.
Timeo Danaos...
-Oczywiście pod warunkiem, że zdołają nam przetłumaczyć, ile żądają.- odparł Jan, wzruszając ramionami.- Nie wiem jak tobie, ale mnie już obrzydła ta zgaduj-zgadula.
- Jeżeli tam w górach jest ktoś, kto nas zrozumie to świetnie - stwierdził bez entuzjazmu Tim. - Tylko nie bardzo chce mi się w to wierzyć. Jeśli na wszystkich obcych patrzą tak przyjaźnie, jak ten kretyn Acca, to nie mamy się co łudzić. No ale nadzieja jest... jakaś przynajmniej - dodał.
 
__________________
"Niebo wisi na włosku. Kto wie czy nie na ostatnim. Kto ma oczy, niech patrzy. Kto ma uszy, niech słucha. Kto ma rozum, niech ucieka" (..?)
Lilith jest offline  
Stary 23-08-2010, 21:26   #49
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Samkha przysłuchiwała się rozmawiającym, a kiedy zamilkli na chwilę powtórzyła swoje pytanie:
- Utlandsk astella vuora?
- Utlandsk astella. Samkha astella? - spytał Chris.
- Kyllä. Astella Utlandsk, Samka ja Acca. Hevoset - dorysowała sylwetkę czworonożnego stworzenia dosiadanego przez ludzika z kreseczek.
- Hevoset. - Chris wyglądał na zadowolonego. Jak mogła to dostrzec wcześniej Samkha, z obecności Accy był zadowolony mniej.
Jan domyślił się znaczenia rozmowy pomiędzy Chrisem i Samkhą. Ograniczył się jednak do kwaśnego uśmieszku. Wyprawa dawała szanse na lepsze zrozumienie tutejszej sytuacji i być może... wydostanie się stąd. Choć szanse na to wydawały się minimalne.
Chris ponownie chwycił patyczek-pisak. Obok narysowanego Täällä dorysował sylwetkę kobiety i mężczyzny.
- Nainen - pokazał na sylwetkę kobiety. A potem wskazał ludzika przedstawiającego mężczyznę. Stuknął w niego dwa razy i spojrzał pytająco na Samkhę.
- Mies - odparła Samkha. - Chris mies. Acca mies. Chris, Tim, Jan - miehet.
Dorysowała kolejną męską sylwetkę i obrysowała obie.
- Miehet.
Następnie dorysowała sylwetkę kobiecą. Zakreśliła okrąg wokół tej dwójki.
- Naisten - powiedziała.
Chris zapisał nowe słowa, a potem przeszedł do pytań, które dopiero teraz przyszły mu do głowy.
- Nainen - Samkha - powiedział, stukając w biuściastą postać, naszkicowaną nieco wcześniej w notesie. - Nainen...? - postukał w postać znajdującą się w górach.
Samkha zawahała się. Chyba dopiero teraz zdała sobie sprawę, jak daleko zabrnęła i ukryty dotąd gdzieś w głębi jej serca lęk odezwał się z siłą, która sprawiła, że krew odpłynęła jej z twarzy.
- Nainen, jolla ei ole nimeä - odezwała się cicho. - Noituus - w jej postawie i głosie czuło się szacunek, niemal cześć wobec istoty, o której próbowała im opowiedzieć. W jej twarzy dało się jednak dostrzec dziwne zamyślenie i jakiś żal, kiedy spoglądała na każdego z nich. Podobnymi spojrzeniami już wcześniej obdarzały ich kobiety pracujące w kuchni.
- W co ty nas wrabiasz, złotko... - powiedział cicho, wpatrując się pobladłą twarz Samkhy. Albo ich okłamywała, albo tam, w górach, czekało na nich coś paskudnego.
- Noituus? - Chris powtórzył słowo, które widocznie miało tutaj kluczowe znaczenie. - Ei Krigar? Ei Utlandsk?
- Ei. Nainen... Noituus - odpowiedziała z pewnym wahaniem.
- Nimeä - Samkha? - Chris wskazał na Krigarkę. - Nimeä - Chris? - pokazał siebie. - Nimeä - Acca?
- Kyllä - potwierdziła Samkha.
- Nainen ei nimeä? - spytał. - Nainen ei puhua nimeä? - Podkreślił wyraźnie określenie 'ei puhua'.
Nie miał pojęcia, czy mają się spotkać z jakąś kobietą, co nawet nie ma imienia chociaż mówi wieloma językami, czy też z kimś, kto swego imienia nikomu nie podaje.
Gdy poznasz czyjeś imię, zyskasz nad nim władzę... Znana dewiza czarowników... Tego im jeszcze brakło do szczęścia... Kraina, w której panuje magia...
Odruchowo obrócił na palcu pierścień. I wtedy stanęła mu przed oczami scena w saunie.
Samkha wierzyła w magię. Czyżby...
- Kukaan ei tiedä hänen nimeä. - odpowiedziała, ale sądząc, że łatwiej będzie mu zrozumieć, powtórzyła sformułowanie, którego użył on. - Nainen ei puhua nimeä - przytaknęła.

Jan nie wtrącał się w tą rozmowę. Jeśliby zaczął wraz z Chrisem maglować dziewczynę, Samkha mogłaby się całkiem pogubić. Od razu jednak zauważył atmosferę nerwowości jaka powoli się tworzyła. Posyłają ich na pewną śmierć? Taką opcję trzeba brać pod uwagę, ale łańcuchami ich nie skuli, więc... Rosiński rzekł cicho. - Nie ma się co przejmować gdzie nas ślą. Ostatecznie nie wyślą z nami licznej straży. Zawsze można będzie się wymknąć, jeśli sytuacja nas przerośnie.
A więc tamta kobieta z gór nie chciała zdradzić swego imienia...
- Co lub kto to jest noituus? Magia jakaś? Wiedźma? Czarownica? Magini? Witch? Sorcière? Shaman? - Chris nie odpowiedział Janowi, tylko stale zwracał się do Samkhy. Miał nadzieję, że choć jedno słowo zdoła przebyć barierę językową.
- Kogo to obchodzi jakie zabobony tu wyznają.- westchnął z irytacją Jan i dodał wzruszając ramionami.- Ty chyba nie wierzysz w te całe hokus pokus?
- Nie takie rzeczy widziałem w życiu - odpowiedział Chris. - Copperfield wysiada. W dodatku ważne jest, że oni w to wierzą. Poza tym - skąd by wzięli kogoś, kto mówi naszym językiem. Albo kłamie, albo tam jest coś dziwnego. Widzisz, jak się zachowują wszystkie kobiety? A jacy przerażeni są mężczyźni?
- Może to ktoś z naszej strony? - wtrącił Tim. - Choć sam w to nie wierzę, ale nasza broń to dla nich też pewnie magiczne, grzmiące kije? Może ta kobieta, używając wiedzy z naszych czasów, zrobiła coś co oni uważają za magię?
- Przecież słyszałeś... - skomentował tę wypowiedź Chris. - Ei Utlandsk.
-Tak. I co z tego?- Jan spojrzał na Accę dodając.- Bądźmy szczerzy, jesteśmy dla nich zagrożeniem. Być może ta cała wyprawa jest sprytnym wybiegem by nas się pozbyć. Niemniej... poza warownią, zawsze możemy udać się w kierunku jaki my uznamy za dobry.
Nie skomentował słów: "Nie takie rzeczy widziałem w życiu" choć miał na to ochotę...Bo brzmiały jakby Chris był jakimś zadufanym w sobie awanturnikiem, albo nawiedzonym facetem wierzącym w UFO, Wielką Stopę i inne bzdury, które u Jana wywoływały kpiący uśmieszek. A Rosiński nie wiedział co by było gorsze.
- Problem polega na tym, że powinniśmy się zdecydować na to, co zrobimy, zanim wjedziemy w góry - odpowiedział Chris. - Wiesz... fanatycy pod wpływem hipnozy czy grzybków, wyznawcy woodoo i inni tego typu obłąkańcy... uwierz mi, to bardzo mało sympatyczne.

- Nie będziemy mieli chyba za dużego wyboru - Tim kiwnął głową w kierunku Accy - a raczej on nam nie da. W górach mamy jakąś szansę, a tu prędzej czy później ktoś uzna, że lepsza dla nas kosa pod żebra i święty dla nich spokój.
"On nam nie da..." Chris nie chciał uwierzyć, że to mówi wielki wojownik Tim. Jeden Krigar miałby ich powstrzymać.
Samka czekała cierpliwie, dając im trochę czasu na spokojną, choć krótką naradę. Denerwowała ją własna niezaradność. Czas upływał, a ona wciąż nie uzyskała odpowiedzi na swoje pytanie. Kiedy zapadła chwila ciszy, zapytała znowu:
- Chris, Jan ja Tim astella vuoria?
A Jan tylko przytaknął dziewczynie dodając.- Jasne, Jasne.
Może i słów nie mogła zrozumieć, ale gest tak.
- Ja-sne? - powtórzyła niepewnie. - Jan, ja-sne? Chris, jasne? - zawiesiła głos spoglądając na Chrisa.
- Kyllä - przetłumaczył Chris. - Tim, Jan ja Chris astella vuoria.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 23-08-2010, 21:30   #50
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
- Utlandsk, Acca ja Samkha hevonen - powiedziała Samkha. - Hevonen - powtórzyła i postukała w sylwetkę jeźdźca.
O ile wiedziała wszelkie przygotowania do drogi już zostały poczynione. Upewniła się tylko, pytając zarządzającą kuchnią kobietę czy wszystko jest gotowe. Rzeczywiście chłopcy kuchenni wynieśli już przygotowane dla nich sakwy z prowiantem potrzebnym do kilkudniowej podróży. Była wdzięczna Mildrith, że wcześniej wydała odpowiednie rozkazy, aby zapewnić im sprawny wyjazd. Sama nie musiała się więc troszczyć o nic więcej, prócz przekonania Przybyszów, by zgodzili się na wyjazd. Nic dziwnego, że twarz rozjaśniła się jej a wcześniejsze obawy znów odeszły na dalszy plan.
"Wygląda na to, że spodziewali się naszej zgody" - pomyślał Chris, przy okazji zastanawiając się, jaką to niespodziankę szykuje im los w postaci tajemniczej Noituus.
Samkha zabrała się za kolejne fragmenty rysunku na skórze. W jakiejś jednej trzeciej odległości między siedzibą Mildrith, a miejscem gdzie miała przebywać Noituus pojawiła się wielka czarna kropka, małe słońce w połowie nad i pod horyzontem, a w kolejnych dwóch trzecich, kilka schematycznie zaznaczonych chatek.
- Kylä? - spytał Chris wskazując na chatki.
Dziewczyna potwierdziła skinieniem głowy. Wskazywała każdą kolejną trzecią część trasy zaznaczając ją dwiema skrzyżowanymi kreseczkami. Trzeci znaczek umieściła tuż przed miejscem w górach, do którego mieli dotrzeć.
- Kolme päivää - powiedziała pokazując trzy wyprostowane palce.
- Päivää? - spytał Chris, a potem postukał w ów znaczek, dwie skrzyżowane kreski. - Co to jest päivää? Dzień? Nukkua? - spytał, pokazując czarną kropkę.
- Yksi ... kaksi - wskazywała kolejne znaczki, poczynając od najbliższego -... kolme päivää.
- Wiem, co to znaczy kolme - powiedział Chris. - Kolme. - Pokazał trzy palce.
- Päivää?
Zdegustowany tym, że Samkha nie potrafi zrozumieć tak prostego pytania narysował małe słoneczko tuż nad linią horyzontu, potem drugie wyżej, kolejne, następne i jeszcze dwa, aż do zachodu. - Päivää? - spytał, pokazując bieg słońca.


- Päivää... - wskazała mały rysunek ze słońcami. Potwierdziła z uznaniem kiwając głową.
Chris zamazał słońca, dzięki czemu niebo zrobiło się ciemne, potem dorysował dwa księżyce - mniejszy i większy.
- Ei päivää? - obrysował cały obrazek.


- Yö - Samkha wyraźnie traciła pewność siebie.
Odtworzyła jeszcze raz rysunek słońc, tuż przy nocy Chrisa. Kreska, dwa słońca niziutko nad kreską i trzecie w zenicie, pomiędzy nimi.


- Aamulla...- wskazała pierwsze słoneczko nad kreską horyzontu. - Iltapäivällä - tym razem wskazała najwyżej położone. - Illalla - skończyła na ostatnim. Potem pociągnęła wznoszącą się do najwyższego i opadającą ku ostatniemu słonku kreskę, powtarzając: - päivää. Zakreśliła wokół rysunku Chrisa koło. - Yö. - Tak samo postąpiła po chwili z własnym. - Päivää.
- Yö - powiedziała składając dłonie i zamykając oczy, ułożyła na nich głowę, jak gdyby zasypiała. - Päivää - powiedziała otwierając oczy i przeciągnęła się, jak gdyby budziła się ze snu. - Ymmärrä? - spytała spoglądając Chrisowi w oczy.
- Kyllä - Chris odpowiedział spojrzeniem. - Päivää ja yö. - Po sekundzie oderwał wzrok od oczu Samkhy, spojrzał na skórę i wskazał odpowiednie rysunki.
- Päivää hevonen - dodał - yö nukkua?
- Samkha, Acca, Utlandsk kolme päivää hevonen, kaksi yö nukkua? - upewnił się.
Zmrużyła oczy wpatrując się w Chrisa, obliczając w pamięci ile czasu potrzebują.
- Kolme päivää - potwierdziła. - Kaksi tai kolme yö nukkua - odpowiedziała wahając się lekko.
- Nukkua, tai ei nukkua - Chris stuknął w ostatni punkt naszkicowanej trasy.
Przytaknęła sądząc, że pyta czy ostatni nocleg wypadnie im w drodze. Trudno było jej w tej chwili odpowiedzieć na pewno. Wszystko zależało od tego, jak szybko będą się poruszać. Nie widziała jeszcze Obcych jadących konno. Dotąd poruszali się na własnych nogach, a nic nie świadczyło o tym, że kiedyś posiadali jakieś wierzchowce.
- Chris hevonen - powiedział Kanadyjczyk. Mimo tego miał pewne wątpliwości. - Utlandsk puhua - mówił dalej - Hevoset ei ymmärrä.
Dziewczyna roześmiała się cicho.
- Samkha puhua Utlandsk. Utlandsk toistaa, hevoset ymmärrä. - Podniosła się z miejsca. - Tulla - powiedziała skinąwszy na nich dłonią i uśmiechając się wciąż, ruszyła do wyjścia na zewnątrz. Pchnęła ciężkie drzwi. Otworzyły się na zalany słonecznym światłem dziedziniec.
 
Kerm jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 11:53.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172