Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-08-2010, 20:50   #248
Tammo
 
Reputacja: 1 Tammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputację
Rozdroża prowincji Ayo, terytorium Klanu Kraba; 10 dzień miesiąca Hantei; wiosna, rok 1114, ranek.

Po ceremonii, połączonej właściwie ze śniadaniem, Fukurou był mile zaskoczony. Propozycja Manjiego właściwie trafiła w sedno jego myśli. Oczywiście podejrzliwość względem Skorpiona nalegała, by nie wierzyć w zamiary zamaskowanego samuraja tak łatwo.

Akito miał inne podejście. Dla Kraba takie sprawy nie wymagały większego zastanowienia się. Jedynie pies bez honoru, nie znający wagi obowiązku samuraja, szczeniackie wybryki i urazy przedłożyłby nad dobro i bezpieczeństwo kraju, którego bronił.

Samuraj Kraba miał jednak przewagę nad swoimi towarzyszami, nawet pomimo ich pobytu na Murze. Tą przewagą było wykształcenie zdobyte w Sunda Mizu dojo. Hida pamiętał, jak jedna z instruktorów, shugenja Kuni, opowiadała jemu i jego rówieśnikom opowieść o braciach Gentsuke. Wzorem Hidy Osano-Wo, ich ojciec miał syna z prawowitego i nieprawowitego łoża, z których ten drugi był faworyzowany całe życie. Chłopcy rywalizowali od najmłodszych lat, jednak w tym wypadku brat bratu był wilkiem. Zabrakło więzi braterskiej, było za to wiele przykrych i brutalnych konfrontacji, ze zmiennymi wynikami. Wasale rodu podzielili się, wspierając jednego bądź drugiego brata. Szeptano, że potrzebna będzie interwencja Czempiona Klanu, by ród nie zantagonizował się tak dalece by wdać się w wojnę bratobójczą. Z każdym konfliktem zdawało się to coraz bardziej nieuniknione.

Pierwszy wśród Hida wezwał do siebie obu braci, porozmawiał z nimi, a następnie przydzielił ich jako dowódców do sąsiadujących strażnic. Oficjalnie nikt nie sprzeciwił się jego woli, ale wielu z dowódców przewidywało klęskę, szereg sztabowców tego samego dnia opracowało plany szybkiego przerzucenia wojsk by stłumić bratobójcze walki oraz odeprzeć pewną - wedle wielu - inwazję.

Godzina próby przyszła szybko, bo ledwie po miesiącu objęcia nowych posterunków. Jednak gdy strażnica jednego z braci miała upaść, z odsieczą przybył drugi. Finał opowieści różni się znacząco między opowiadającymi. Czasem obaj bracia przeżywają, czasem jeden umiera za drugiego, ten drugi zaś żyje jego życiem, czasem po prostu ten, który przeżył przyjmuje też imię drugiego brata i jego rodzinę niczym własną, czasem obaj bracia umierają.

Ale jeden element jest wspólny. Walka o granicę miała dla obu najwyższą wagę. Opowieść o braciach nie była jedyną. Do dziś Akito pamiętał, jak ojciec kiedyś opowiadał jemu i jego bratu historię człowieka, który odkrył, że jego żona ma kochanka, którym jest jeden z ludzi z jego oddziału. Mężczyzna nic z tym nie zrobił, a na pytanie dlaczego odrzekł:

- Jeśli to prawda, będę musiał go zabić, on zaś spróbuje zabić mnie. W najlepszym wypadku, Klan traci dobrego żołnierza, w najgorszym - dwu. Jak taka bratobójcza walka wpłynie na sam oddział, nawet nie zgaduję. Wolę znosić plotki.

Akito dobrze pamiętał też reakcję swojej matki. Pani Takioshi była blada, oczy miała rozszerzone, całą sobą wyrażała oburzenie. Historię nazwała skandaliczną, zaś głównego bohatera - psem bez honoru. Pan Ogitamaru uśmiechnął się jedynie, prostując jej słowa:

- Krab, moja żono. Krab, nie pies.

Dlatego Akito widział sprawę prosto - spory nie miały znaczenia. Należało przeżyć dziś, by móc walczyć jutro. Po śniadaniu, herbacie, zadbawszy o przyszłe porozumienie się, o podpisy, o posłuszeństwo swego narowistego wierzchowca i bezpieczeństwo misji młody kurier poczuł się znacznie lepiej.

Akito poczuł, że dobrze spełnia swój obowiązek, a to było bardzo miłe uczucie. Jedynie kwestia demona, niczym ciemna chmura psuła czyste niebo, jakim był nastrój wyruszającego w podróż samuraja Kraba.

* * *

Tak Smok jak i Krab wychowani byli w przekonaniu, że ceremonia parzenia herbaty jest czymś więcej niż wspólnym wypiciem czarki dobrego napoju. Każdy z nich słyszał, że to "coś więcej", choć to 'coś' różniło się z relacji do relacji. Przyznawali jednak obaj, że Skorpion zapraszając ich na takie ceremonie, zdecydowanie potrafi wznieść je wyżej niż by to oczekiwano.

Fukurou przypomniał sobie też jak Manji oddychał, uspokajając własne ki przed rozmową. Mimowolnie Smok dopuścił do siebie myśl, że Skorpion może zna więcej smoczych technik, by oddalić ją w chwilę później, jako zdecydowanie zbyt pochopną.

W końcu jedna jaskółka wiosny nie czyni...

Wypoczęci i generalnie zadowoleni, samuraje gotowi byli przemierzać kolejne ri, dzielące ich od Zamku Goblina. Nocleg pod dachem, przygotowany posiłek, choć na pozór nie dawały wiele, były jednak zdecydowanie bardziej komfortowe od nocy na szlaku.

Krabowi udało się wprawnie zamaskować obawy związane ze zwiększeniem tempa jazdy, podobnie jak wcześniej, w stajni, zamaskował westchnienie ulgi, dowiadując się, że może dostać jabłka dla swego wierzchowca.

Zabiegi Manjiego odniosły na pewno skutek - Rinoko zdobyła uwagę obu koni, choć Subayai trzymał się z tyłu, jedynie czasem rzucając zazdrosne spojrzenia na większego konia. Może dlatego, a może wywęszywszy część przepakowanych bagaży swego pana Syn Wiatru również zaczął podróż w świetnym humorze.

Manjiemu natomiast wydarzenia tego poranka i tej nocy kazały spojrzeć inaczej na przeszłe zdarzenia. Chwila refleksji i spojrzenie w nowym świetle uświadomiły wyraźnie pewne rzeczy: Smok mu nie ufał i go nie lubił. Możliwe nawet, że nim gardził.

Najwyraźniej Fukurou nie był tak honorowy, jak zdawał się być. Było to w pewien sposób przykre.
 
__________________
Zamiast PW poślij proszę maila. Stare sesje:
Dwanaście Masek - kampania w świecie Legendy Pięciu Kręgów, realia 1 edycji
Shiro Tengu
Kosaten Shiro
Tammo jest offline