Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-08-2010, 22:01   #16
hija
 
hija's Avatar
 
Reputacja: 1 hija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodnie
Zadecydowali. I skutkiem tej decyzji pojechali w dwóch różnych kierunkach.
Pędząc na grzbiecie Magrire, Melesugun myślała o tym, jak wiele złego wyrządziła zawiązującej się grupie decyzja Jewy i Aimego. Ku zaskoczeniu, decyzja tych dwojga wzbudziła w jej duszy bukiet uczuć, które nie od razu potrafiła nazwać. Żal. Zawód. Zniechęcenie.
To nie białe włosy czyniły z dziewczyny wyrzutka. Chodziło o jej charakter, pomyślała. To, kim jesteś nosisz w duszy, nie na głowie. Jewa nie chciała być częścią grupy. Była harda do granic rozumu. Stawiać na swoim bez względu na rachunek strat. Myliła dbałość o przyjaźń z błaganiem o akceptację. Dumę z niedojrzałością. A teraz jechała w odwrotnym kierunku, ciągnąc za sobą Aimego. Gdzieś tam, na jedno z nich czekała śmierć.
Decyzji Aimego nie rozumiała kompletnie. Wybór, którego dokonał chłopak, był dla ciemnowłosej wojowniczki nieoczekiwanym ciosem. Jeśli ktoś z nich miał zostać przywódcą grupy, byłby to właśnie on. Byłby, gdyby nie decyzja, która pogrzebała jego rosnący autorytet w oczach Melesugun. Wybory wodza nie powinny być wyborami serca. Sycenie prywatnych pragnień kosztem grupy było zwyczajną hańbą. Po raz pierwszy w życiu intuicja zawiodła ją tak srodze. Gdzieś w swoim twardym sercu wierzyła w Kamień w Wodzie. Miała nadzieję, że powodem jego decyzji nie była banalna do mdłości miłostka. Może sądził, że u boku tej, która sama siebie skazywała na banicję, czeka go więcej przygód? Chciała w to wierzyć.

*

Pędzili, bez względu na odczuwany dyskomfort dotrzymywały tempa. Rany pod wpływem specyfików Raben stały się mniej dokuczliwe. Zawieszony na szyi dar Churkurra wydał się teraz Melesugun szczególnie cenny. Rany w stepowym klimacie potrafiły być zdradliwe. Niejeden już raz widziała rany zasiedlone przez larwy stepowego robactwa, paprzące się pod zbyt szczelnymi opatrunkami. Płytkie, sączące się i te głębokie, z brzegami poszarpanymi i sczerniałymi od zgnilizny. Ludzie Stepu rzadko umierali ze starości. Twarda jak kawał rzemienia dola odciskała się w ich ciałach dostrzegalnym piętnem. Każdego dnia potrafili znieść więcej i więcej, nawet jeśli mogło się wydawać, że człowiecza natura nie wytrzyma dłużej.
Melesugun, nieodrodna córka stepu jechała więc na grzbiecie swej wilczycy, od czasu do czasu zaciskając zęby. Ukształtowanie terenu zmieniło się pod łapami Bestii diametralnie. W górę i w dół. Pagórki ograniczały widoczność, przesłaniając horyzont, a do tego dzieci Wallawarów nie były przyzwyczajone. Być może to właśnie był powód lęku, który nagle zaczęli odczuwać.

Rozdarcie, do którego dotarli o zmierzchu, zaparło Melesugun dech w piersiach. Nie myliła się. Ogromna rana wydarta w piersi Matki Stepu lśniła, jakby to w niej schowało się słońce.
Czy dotarliśmy do krańca świata?
Bystre zmysły Jeźdźców zarejestrowały obecność przemieszczających się w dole ludzi, wciąż jeszcze maleńkich jak mrówki.
Zbliżanie się do rany nie było łatwe. Wyczuwalne drżenie ziemi zachęcało raczej do odwrotu, niż do podążania obraną ścieżką. Zapach powietrza zmienił się i oddychanie stało się nieprzyjemne. Melesugun znała ten zapach. Wszyscy go znali. Zapach pola walki w dzień po bitwie.
Powitali ich stacjonujący na miejscu Zawartanie. Na ich oczach Jeździec – wraz ze swą duszą – zostali strawieni przez dziwny ogień. Węszyła Shar’Rhaz. Obecność urrokura, jednego z najwyższych szamanów Zawarty nie mogła wróżyć nic dobrego. Tacy jak on nie zajmowali się sprawami błahymi.

Gdy nadeszła jej kolej na rozmowę z szamanem postanowiła okazać szczerość. Potęgi wiedzą, ile kosztowało ją odsłonienie jej duszy przed kimś drugim. Nawet jeśli był to urrokur Zawartan.

- Jestem tu po to, by pomóc. Szukam lekarstwa na robaka, który toczy step. Dlatego się urodziłam. I dlatego tutaj jestem.
- Największym lękiem napawa mnie niemożliwość podjęcia walki. Boję się, że nadejdzie taka chwila, gdy; choć będzie trzeba; nie będę w stanie walczyć. Nie będę w stanie bronić tego, co najważniejsze.

- Twoja pewność siebie przemawia na twoją korzyść. Pamiętaj jednak, że może stać się zarówno twoją siłą, jak i twoją słabością. Lęk przed walką świadczy o tym, że serce bijące w twej piersi jest mądre. Bo tylko głupcy i Shar'Rhaz nie odczuwają strachu przed walką. A chwila ta nadjedzie nieuchronnie, Melesugun z Wallawarów. Ta chwilą będzie koniec twego życia. Im szybciej to pojmiesz, tym szybciej odrzucisz wątpliwości.


No tak. Czego się mogła spodziewać po odurzonym widmotrawą gadającym-z-duchami. Urroruk czy nie, wyrażał się równie głupio, co cała reszta jego braci szamanów.

- Jak to jest być wybranym? – Podjęła jeszcze jedną próbę, w nadziei, że szaman przemówi w końcu ludzkim głosem. I w zrozumiałym dla ludzi języku. Pokazała mu znaki zdobiące jej dłonie – Skąd wiesz, czego oczekuje od Ciebie Potęga?

- Wybranym jest każdy szaman i każdy Jeździec. Niektórych jednak Potęgi wyznaczyły do ważniejszych celów. A czego oczekuje Potęga każdy zrozumie. Prędzej czy później, lecz zrozumie. Usłyszy to w pieśni strumienia, w szumie wiatru na stepie, wyczyta ze śladów zostawionych przez dzikie mustangi. Potęgi przemówią do niego głosem tylko jemu słyszalnym. Takie juz są. Niezrozumiałe.


Tak samo jak ich rozmowa. Pożegnała się z nim zrezygnowana. Nie było szans na to, że dowie się od niego coraz więcej. Kopnęła leżący wśród piachu kamyk.
Czekanie nie było specjalnością Melesugun, córki Pelhana i Melesun wojowników z plemienia Szarego Wilka.
 
hija jest offline