Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-08-2010, 22:12   #9
Panicz
 
Panicz's Avatar
 
Reputacja: 1 Panicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputację
Mike
Jamila


- No... To wiem, gdzie go znaleźć.
Nastała chwila przedłużającej się ciszy. Najwyraźniej nieświadomy wbitych w niego spojrzeń Flan popatrzył zadowolony z siebie po wszystkich.
- No… - zachęciła go Jamila.
- No! – potwierdził Flan.
- No to, kurwa, powiedz wielbłądzi dzwońcu! – nie wytrzymała nerwowo Jamila łapiąc go za klapy i potrząsając.
Flan nie oponował, jedynie przytrzymał kapelusz coby mu w błoto nie spadł i się nie umarasił.
- Pprzepraszaam panienko – wymamrotał, Jamila przestała – U kowala ostatnio byłem i mi zło… nowe plomby z żelaza wstawił i mówił coby nie trząść głową, bo wylecieć mogą.
I były by to ostatnie słowa gdyby nie Myvern, który chwycił skaczącą do gardła Flanowi Jamilę. Zagięte niczym szpony palce o włos minęły szyję, pożal się boże, informatora.
Jamila wbrew pozorom się uspokoiła.
- Zdajesz sobie sprawę, że teraz wyglądamy dosyć dwuznacznie? – zapytała Myverna go patrząc przez ramię. Myvren popatrzył na swoje dłonie trzymające na wpół pochyloną Jamilę za biodra. Sam rzecz jasna stał tuż za nią. Szczęściem jeszcze nie przypomniał sobie sytuacji, gdy pożyczał jej koszule bo wtedy sytuacja stałaby się doprawdy niezręczna.

* * *

Panicz

Dziki Jim żył z karcianych rozgrywek, oszukiwania współgraczy i uśmiechania się serdecznie, gdy to jego dymano. Kiedy rozwścieczona Jamila rzuciła się na nieszczęśnika, łobuz nawet nie drgnął. Pokerowa twarz, oczy wbite w biust Baklunki, uśmiech złotych zębisk wystających z cuchnącej paszczy.


"Serdeczne dzięki Myvern, zawsze był z Ciebie porządny dzieciak" - Flan puścił oko swemu zbawcy i zupełnie nie zwracając uwagi na otoczenie zapalił fajkę - "Ziółko z południa. Porządnie odpręża".

Konsternacja. Wirujące pośród zgromadzonych kółeczka z dymu. Charakterystyczny, zgniły zapaszek. Jamila uwolniona z uścisku Solettana, sięgająca po kindżał.

"Rashid robił ostatnio dla sir d'Arloniego, lokalnego potentata w handlu winem. Widziałem jak klepali się po pleckach, łoili razem te zapomniane przez bogów roczniki z bertholdowych piwnic. Ledwie z tydzień temu" - fajka była pusta, można było zabrać się za pogaduszki - "Nie wiem, gdzie turban jest teraz. Poprzednio zatrzymał się "Pod gęsią i rusztem". Znacie to, nie? Tam kole ratusza".

Zajazd wszyscy dobrze kojarzyli, a ratusz nawet i lepiej. Górował w końcu nad całym miastem, wznosząc się dobrych dziesięć czy dwanaście pięter ponad okoliczne kamienice. Niezły punkt widokowy i ulubione miejsce spotkań straży.

"Albo jest tam, albo w posiadłości d'Arloniego. To jest..."
"Wiemy, gdzie to jest" - Myvern przerwał typowi w pół słowa - "Coś jeszcze?"
"No, dobrze. Wiecie, że pojutrze... Właściwie to już mamy kolejny dzionek, więc jutro. Jutro jest Święto Plonów. Czyli dziś wigilia tego festiwalu" - łatwo było w ferworze wydarzeń ostatnich dni zapomnieć o zbliżających się uroczystościach - "Wieczorkiem pewnie już wszyscy zaczną chlać i szaleć. Ci o głębokich kieszeniach, może i wasz Rashid, zbierają się w "Grubej Henrietcie". Walki na arenach, czerwona krew na piasku i błękitna tętniąca w żyłach widzów. Gruba impreza, bez dwóch zdań".

- - -

Rychter

- Masz rację. Odłóżmy to na później. -Myvern odpowiedział Jamili chichocząc, po czym wypuścił ją z uścisku i dodał - Ten gość to nasza jedyna poszlaka. Postaraj się go nie zabić...
Jamila kiwnęła na niego porozumiewawczo. Jednak widać było że najchętniej posiekałaby Flana na cienkie plasterki i z trudem powstrzymywała rosnącą w niej wściekłość.

- Nie ma za co. Gadaj szybko co wiesz, bo następnym razem osobiście pomogę rozsmarować Cię po bruku!
Na Jimie nie zrobiło to wrażenia. Dalej powoli pozbywał się cennych dla grupki informacji.
- Nic się nie zmienił. Wciąż ten sam, wkurwiający flegmatyk... - pomyślał Myvern. Istotnie, przydomek "Dziki" nie pasował do tego pijaczyny, który wydawał się najbardziej ślamazarną istotą na świecie.

- Kolejny element układanki i kolejne pytania bez odpowiedzi. - przeszło mu przez myśl.
Dziany Baklun bratający się z d'Arlonim - kolejny trop. Jednak Marlon rozpłynął się w powietrzu, kapliczka spłonęła kilka lat temu, coś było nie tak.

- Które z zapewnień tego skurwiela Hassana okażą się jeszcze bujdą? Najpierw rzekomo bezpieczny zarobek, teraz ten cały Marlon. - wybuchnął. Wziął głęboki oddech i już spokojniej kontynuował. - Czy jest ktoś, kto mógłby znać Marlona? - zapytał, chociaż zaczynał wątpić w jego istnienie. W jego głowie pojawił się nowy pomysł, którym miał zamiar podzielić się z towarzyszami, kiedy Dziki oddali się od nich.
- Te obżartuchy z okazji Święta Plonów pewnie zdrowo przywalą w kocioł. Jak możemy dostać się do "Grubej Henriety"? Wspominałeś coś o arenie walk...

^ ^ ^

Panicz

Jimmy wytrzepał popiół z fajki, zanurzył łapę w spodniach, wyczarował kolejną torebeczkę magicznego pyłku na wszelkie problemy. Nie odzywał się przez dłuższą chwilę, wypuszczając - na przemian - uszami i nosem smużki dymu. Zadowolony z pokazu swoich czarnoksięskich umiejętności po przyjacielsku poklepał Myverna w policzek i rzekł do chłopaka:
"Wjebałeś się po kolana w gówno, a teraz jeszcze chcesz dawać w to szambo nurka?"

Flan pokręcił głową, uśmiechając się dobrodusznie. Oczami powędrował w stronę rozwleczonego w błocie uliczki Arthana.

"Nie wiem, co Wam droga młodzieży się przydarzyło, ale sprawa nie pachnie perfumami. Jeśli jesteście równie sprytni jak ten połamany człowieczek, który chciał się bawić w skrzypka na dachu to zawczasu ślę kondolencje" - szuler puścił oko swoim rozmówcom - "Jeśli chcecie szukać tego Marlona to może wśród kolegów po fachu. Najbliższy antykwariat u Burke'a Lesliego, dwie mile stąd. A co do areny..."

Jim powiódł wzrokiem po całej zbieraninie...
"Można wejść drzwiami. No fakt, trzeba przejść selekcję, ale potem jakoś pójdzie. Choć jak na Was patrzę to niektórym może być przy wejściu ciężko wpasować się w aktualne, modowe trendy" - mówca uśmiechnął się serdecznie do Blaka i Veinricka - "Można jakoś zakraść się od wejścia dla służby, choć pewnie ochrona będzie ścisła. Albo ruszyć do walki na arenie. Gladiatorzy gotowi umrzeć za sympatyczną sumkę i rozruszać publikę są zawsze mile widziani".

& & &

Jamila

Popatrzyła przeciągle na informatora, odeszła na bok obejrzeć trupa. Zgadzał się to ich były kumple. Wydobyła sztylet i bezceremonialnie wydłubała mu srebrne kolczyki z uszu. Wrzuciła je do sakiewki otarła sztylet o trupa i rzekła:
- Chodźmy do tego leśnego burka, może on coś wie i nie gada jak niektórzy...
Niektórzy zaś najwyraźniej niczym nie przejęci kopcili dalej fajkę.
- Idziemy - zarządziła.

* * *

majk

Olbrzym instynktownie wyobraził sobie walki na arenie, pod łopatkami poczuł znajome, ostre mrowienie. Walka i splendor po wygranej, tak do tej pory wyglądała jego wędrówka. Teraz jego myśli uparcie krążyły dookoła obsydianowej bryłki- kolejnego daru.

~Jeśli zawitamy do Henrietty.. - zaklinał się, by nie pobiec na arenę tak jak stał by zapisać się na jutrzejsze walki.

-Rozsądnie byłoby rozdzielić się, strażnicy wciąż mogą nas szukać. - rzucił w eter, do wszystkich którzy słuchali. -Ustalić metę i tam... - -przyjrzał się Jamili, która zdzierała z trupa błyskotki - ..tam się spotkać po wizycie u antykwariusza.

I choć kierowała nim chęć ochrony kamienia to miał sporo racji również w kwestii ich bezpieczeństwa. Leżący pod ścianą umrzyk był dobitnym przykładem tego jak łatwo o śmierć w Rel Astrze o tej porze.

~Nie on pierwszy zginął tej nocy i pewnie nie ostatni. -skwitował w myślach.

-Burke to najbezpieczniejszy trop, ale można też sprawdzić Turbana Rashida - tu skierował spojrzenie na Myverna i łotrzycę. -Jeszcze dziś, przed Świętem Plonów.

Blak nie był przyzwyczajony do rozkazywania czy kierowania oddziałem, ale też -wbrew aparycji- nie milczał jak kamień gdy miał coś do powiedzenia. Tymbardziej gdy miał w tym "swój" interes.

^ ^ ^

Obywatel Granit

Veinrick podkręcił nieco swego wąsa:
- Jestem za spotkaniem z Burke i to jak najszybciej. Może on wreszcie wytłumaczy mi co do kurwy nędzy tu się dzieje. A co do moich szat, wara ci od nich - gniewnie oparł dłoń o rękojeść miecza. Jak można było krytykować tak dobrze leżący, no może ciut brudny po przygodach z kanałami, żupan?!

% % %

Rychter

Myvern przewidział wszystkie opcje dostania się do "Henriety", żadna nie była bezpieczna ani pewna.

- Dzięki Jimmy. Równy z ciebie gość - rzucił szturchając go w ramię - Jeżeli wyjdę z tego w jednym kawałku, może przechylimy wspólnie kilka kufli piwa jak za dawnych lat?

Obrócił się do reszty i zaczął:

- Czas gra na naszą niekorzyść. Trzeba szybko sprawdzić Burke'a. - zamilknął na chwilę, by poskładać myśli do kupy - Dwie mile... Kurwa, całkiem spory kawałek drogi. Możemy się rozdzielić... Może zrobimy tak, że większa cześć z nas pójdzie do tego buraka i postara się wyciągnąć z niego coś na temat Marlona. Jakaś dwójka sprawdzi turbana "Pod gęsią i rusztem", musimy wiedzieć czy to ten którego widzieliśmy u d'Arloniego. Jedna osoba przyjrzy się "Henriecie", jeśli Rashid ma z tym coś wspólnego i nie uda nam się go dorwać zanim zacznie świętowanie, będzie trzeba przeniknąć do gospody, będzie ciężko, więc przynajmniej znajomość miejsca się przyda.
Tutaj przerwał i uśmiechnął się szelmowsko.
Dla sprawdzających karczmy przydałyby się konie. Trzeba będzie odwiedzić stajnie najbliższej gospody i wypożyczyć kilka. Próba zwinięcia 6 koni to szaleństwo, ale trzy może udać się podprowadzić. Czy ktoś z was zajmował się tym kiedyś?
 
Panicz jest offline