Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-08-2010, 22:15   #10
Panicz
 
Panicz's Avatar
 
Reputacja: 1 Panicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputację
Jimmy to był, zaiste, dusza nie człowiek. Fakt, dość flegmatyczny i z wzrokiem trochę mętnym, oczętami zaczerwienionymi i mrugającymi nerwowo jak przy światłowstręcie, ale ogólnie dawał się lubić. Niektórym. Bo bywali i tacy, w których na sam jego widok odzywała się żyłka myśliwego i opróżniali błyskawicznie cały kołczan strzał. Jamila marzyła o spotkaniu z tymi ludźmi. Razem wiedliby beztroski, rajski żywot, a uśmiech nigdy nie schodziłby im z twarzy. Z drugiej strony maniery miała nienaganne... Maniery. No, rzeknijmy, że kiedyś podsłuchała rozmowę, w której to słowo padło. Grunt, że nawet ona nie odmówiła, kiedy staruszek Jim zaprosił całą hałastrę do swej kwatery. Razem z Kerin ogołociła tylko zwłoki Arthana z kosztowności, zostawiając elfa skróconego o uszy (w których nosił z dumą srebrne kolczyki i które ciężko było wygrzebać) i obie dziewuszki były gotowe do drogi. Benathi, któremu magik uratował skórę patrzył na ten spektakl z zażenowaniem, ale nie miał już siły na połajanki i bez słowa powlókł się za resztą towarzystwa.

Chałupa Dzikiego Jima z zewnątrz niczym nie różniła się od okolicznych domostw, ale że różniła się od nich wnętrzem łatwo było stwierdzić. Niemożliwe było bowiem, żeby taki bałagan występował gdziekolwiek indziej. Nie był to syf w stylu zagrzybiałych lepianek czy ziemianek pełnych szczurów i robactwa. Raczej coś w stylu lamusa czy piwnicy, potwornych graciarni zawalonych tonami badziewia. Kolekcja fajek i tuzin karcianych talii zalegały pod rozbitym w szczapy regałem, zestaw wypchanych zwierząt – od rosomaka wiszącego pod sufitem po owiniętego wokół wbitych w ścianę kołków węża boa – szokował od samego wejścia, a rzucone w kąt lichtarze i świeczniki ściągały kwintale kurzu.
"Trochę bałagan, ale tak to jest jak się wygrywa i wygrywa, a ludzie nie mają czym płacić. Potem zostaję z takim, o!" – szuler potrząsnął nabitym na gałąź cietrzewiem – "A z drugiej strony nie mam serca się tego pozbywać. To wszystko symbole mego triumfu".
Pościel, zapakowana szczelnie w nowiutkie, skórzane kufry znalazła się, jak na taki pierdolnik, zaskakująco szybko. Flan rzucił posłania swym gościom i nie minął pacierz, a wszyscy już twardo spali. Czemu się dziwić, ostatnia noc obfitowała we wrażenia. A zanosiło się na kolejne.

* * *

Odrobina relaksu zrobiła swoje i teraz cała szóstka dziarskim krokiem maszerowała szukać kolejnego ogniwa hassanowego planu. Problemu ze znalezieniem Burke'a nie było, bo człowiekowi, który chce zarobić zazwyczaj nie zależy na kamuflażu. Skup staroci Lesliego w Złotym Zaułku od razu przykuwał uwagę wymyślnym szyldem ze smokami i złotym kielichem, mosiężne drzwi z kołatką w kształcie trupiej czaszki też nie wyglądały na masową produkcję, a witrażyki w oknach jeszcze wzmacniały efekt.

"Marlona nie znam, a jeśli ktoś robi w antykach w tym mieście to znać go muszę. Ergo Marlon nie robi w żadnych antykach. Nie kojarzę też nikogo takiego, kto... handlowałby na czarnym rynku" – siwowłosy staruszek w śliwkowym szlafroku, z włosami spiętymi w kucyk mówił wolno i wyraźnie, jakby chciał się upewnić, że w jego słowa nie wkradł się choćby gram niejasności – "Skoro jednak szukacie kogoś takiego to coś macie do odsprzedania. Lub coś konkretnego do kupienia. Słucham w takim razie. Na pewno pomogę bardziej niż jakiś tam Marlon".

Świdrujące spojrzenie przebiegło po wszystkich zebranych, znajdując drogę przez tafle powiek aż do głębi umysłu. Dreszcz przebiegał po plecach. Coś jakby staruszek naprawdę zaglądał w głąb myśli. Niedorzeczność.
 
Panicz jest offline