Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-08-2010, 22:28   #11
Panicz
 
Panicz's Avatar
 
Reputacja: 1 Panicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputację
Rychter

Myvern nie znał zawartości sakw, które otrzymali od Hassana.
- Hiena zawsze wyczuje padlinę - przyszło mu na myśl.
- Skoro nie znasz Marlona, obawiam się że nie możesz nam pomóc. - powiedział nie zdradzając emocji. Jego umysł zaczęło świdrować pytanie - Co dał nam Hassan? Hmm... Veinricik i Blak dobrali się już do pakunków. Dziwne że do tej pory nic nie mówili co kryło się w środku.
Miał zamiar dowiedzieć się co tam jest. Nie był pazerny, ale miał do tego takie same prawo jak wszyscy. Czasu było mało, a do zrobienia bardzo dużo.
- Ten jegomość chyba nam nie pomoże. Spadajmy stąd. - powiedział patrząc na swoich towarzyszy.

^ ^ ^

Bloodsoul

Mnich nie bardzo zaszokowany śmiercią elfa, którego znał od niedawna, zrobił kilka gestów ręką na znak błogosławienia Hextora. Śmierć często miała miejsce w otaczającym go półświatku. To co się stało teraz, tutaj, było zwykłym głupstwem młodego czarodzieja. Choć miał go za lepszego akrobatę, to i tak wolał przemówić mu do rozsądku, niestety jego słowa nie dały chcianego rezultatu. Z natury zły mnich machnął na to ręką bo i tak nic nie łączyło go z tą osobą. Jedyne co go martwiło to jedna osoba mniej w jego składzie. A dzięki tej drużynie może osiągnie jakieś spełnienie, może się wzbogaci, bo bystrościom poszczególne osoby na prawdę potrafiły się już wykazać. Zmył się czym prędzej z miejsca wypadku, powiadomił resztę towarzyszy, gdy tylko się z nimi spotkał. Samo spotkanie obyło się bez większych rozczuleń, kilka informacji wymieniła ze sobą drużyna, o ile w ogóle można było by nazwać tę zgraję losowo wybranych do biesiady osób - drużyną. Wszystko było na dobrej drodze do dłuższej współpracy. Wykruszyło się póki co kilka osób, bo jednak biesiadowało ich trochę więcej niż sześcioro, a jeśli oko mnicha nie zawodzi to ma przed sobą piątkę osobników.

Siwowłosy staruszek nie wzbudził zaufania u mnicha, rzadko kto w ogóle wzbudzał w nim to uczucie. Szepnął Myvernowi na ucho:

-Ten gość ewidentnie konfabuluje. Coś za pewnie mówi, tak jakby wiedział dokładnie co powie, słowo w słowo. Ewentualnie się boi, bo wygląda na trochę podenerwowanego, nie widzisz tego? - zapytał i jeszcze dodał kilka słów by nie wyglądało to trochę głupio i niezręcznie - Można to rozwiązać dwojako, niech Jam wejdzie w rolę swym tyłeczkiem albo można to załatwić siłą groźby.

& & &

Rychter

- Może kiedy ubijemy z nim interesu, powie nam coś więcej. -
szepnął do Benathiego, po czym zwrócił się dyskretnie do Jamili
- Jamila, nie chcesz może opchnąć mu kolczyków naszego nieodżałowanej pamięci towarzysza? Możliwe, że jak zarobi, to zacznie śpiewać.
Później przedstawił jej i Kerin pomysł mnicha, starając się nie urazić obu kobiet. Wątpił czy cokolwiek na świecie byłoby w stanie obronić go przed gniewem tych tylko pozornie słabych niewiast.

^ ^ ^

Jamila

Popatrzyła uważnie na jednego potem na drugiego. Pokiwała głową z niesmakiem i rzekła:
- Samcy wszędzie są tacy sami. Nic tylko do dupach myślą i to najczęściej cudzych. Jakbyście się trochę obracali w interesie to byście wiedzieli, że ten osobnik w chłopcach gustuje, co prawda w młodych ale i którymś z was nie pogardzi, jeśli tylko dokładnie się was ogoli.
- Co do ciebie - rzekła do Myverna - to domyślam się, że twoich gustów po przygodzie tuż za bramą. Ale ty przyjacielu. Widzę, że dbasz o muskulaturę i i pachnideł pewnie używasz czasem. Nie wstydź się samego siebie. Weź przykład z elfów, im tam za jedno z kim na siano idą.

$ $ $

Rudzielec

Cóż, śmierć Ołki sprawiła że tachanie kolczugi i reszty jego ekwipunku okazało się niepotrzebne. A jako że nie lubiła dźwigać zbyt dużo żelaza uznała, że może równie dobrze rzucić je w kąt. Postanowiła jednak zatrzymać złoto, kilka co bardziej wartościowych drobiazgów, no i noże, noży nigdy dość. Pokaz akrobatyki w wykonaniu maga zaskoczył ją na tyle że gdy czarodziej wyrżnął o glebę z nieprzyjemnym chrupnięciem zaczęła się śmiać i niechcący dala się wyprzedzić Jamili w obdzieraniu trupa z fantów.

Pomysł uwiedzenia staruszka wydawał jej się ryzykowny.
-Da się zrobić mimo że nie mam nic milszego dla oka na sobie niż ta skórznia. Ale jeśli obie zaczniemy się do niego nagle kleić to zacznie coś podejrzewać albo co gorsza zejdzie z nadmiaru radości w swym przegniłym serduszku. Lepiej postraszyć, go naszym wyrośniętym kolegą.-pokazała w stronę pół-orka - Na przykład mówiąc mu, że nasz towarzysz woli facetów a ostatnio nie bardzo miał co z tym problemem zrobić. A jeśli to nie zadziała to- tu przejechała dłonią po swoich nożach- mogę pokazać mu jak bardzo zwyrodniała ze mnie suka.- Ostatnie zdanie dziewczyna wypowiedziała z błyskiem szaleństwa w oczach. Takiego szaleństwa za które zakopuje się w głębokim grobie po uprzednim spaleniu, ot dla spokoju ducha.
–Tak czy tak, uważam, że facet nie powinien dożyć jutra o ile nam się nie przyda a i wtedy do wieczora lepiej go ubić. Mam nadzieję, że nie jesteś do niego jakoś bardzo przywiązany?-Spytała patrząc na Myverna.

& & &

majk

W kanciapie Jimma nie siedzieli długo, ale wizyta była owocna. Z uznaniem podziwiał kolekcję trofeów gospodarza i całkiem dobrze rozumiał dlaczego każde jest dla niego ważne. Grafitowa dłoń mimowolnie przejechała po żuchwie- wzdłuż zasklepionej blizny. Dziki szczycił się swoją kolekcją fantów, a dla orka takimi fantami były jego rany- każda związana z innym wydarzeniem, jak kamienie milowe wspomnień. Ta na szczęce przywodziła przełomowy moment, miała dokładnie pół roku- ból nie osłabł ani o krztę na samą myśl. Blak zapragnął uśmieżyć ból i nie wiadomo kiedy jedna z rzeźbionych fajek Jimma razem z woreczkiem suszu wylądowały w kieszeni płaszcza wymieniając się miejscem z kilkoma sztukami złota. Myvern opowiadał Jimmowi jeden ze swoich świeżych dowcipów, a robił to z takim zaangażowaniem, że wojownik nie chciał im przerywać.

~Może to pomoże.. - łudził się przypominając sobie biały proszek z Cienia. Wiele by dał by teraz tam wrócić. -Nie.. nie mogę stracić czujności. Jeszcze nie teraz.

Nie mógł zasnąć mimo usilnego zaciskania powiek te przy najmniejszym hałasie otwierały się szukając zagrożenia. Zwinięty w kłębek płaszcz wsadził pod głowę jak poduszkę, miecz ułożony za plecami jak śpiąca kochanka, amulet niezmiennie podnosił się i opadał z każdym tłumionym oddechem- wszystkie skarby bardzo blisko. Pewnie dlatego wstał pierwszy i rozochocony świtem ruszył w kierunku niewielkiej kaplicy kawałek na półudniowy zachód. Po drodze za kilka srebrników udało mu się kupić coś na śniadanie- kilka owoców, świeże pieczywo i słój mleka- by nabrać sił. Gdy szklany pojemnik z trzaskiem rozbijał się o ścianę jednej z kamienic przed oczyma ukazał się cel pieszej wycieczki. Ułożony z kolosalnych szarych brył granitu mur promieniował siłą- zbrojona brama i krata strzeżona przez dwóch zapaśników i kanciaste blanki po których przechadzali się adepci, a do tego górujący nad ogrodzeniem posąg patrona świątyni -Kelanena- Agrgusa Błyskomiecza. Na Blaku nie robiło to jednak już tego wrażenia co za pierwszym razem, strażnicy znali go dobrze, a po blankach sam nie raz chodził przyglądając się dziedzińcowi. Przychodził tu codziennie od kiedy przybył do Rel Astry, no może poza kilkoma późnymi pobudkami po pijaństwach z Baklunem. Chwilę później przekroczył bramę. Za murem rozciągał się dość spory plac z centralnie umieszczoną studnią- Plac Wytrwałych służył za miejsce treningów, medytacji i pojedynków. Podzielony na sektory przystrzyżonymi krzakami i nielicznymi drzewami stwarzał idealne warunki dla odwiedzających. Kapłani udostępniali go jednak tylko znanym sobie wojownikom- kryterium było naciągane przez ich „widzi mi się”, ale przynajmniej panował porządek. Blak rozłożył swoje rzeczy pod murkiem przy jednej z niewielkich olch po czym przystąpił do treningu. Krótka rozgrzewka i kilka ćwiczeń. Gdy już mięśnie były odpowiednio napięte chwycił swoją kolosalną klingę oburącz, stanął w pozie ofensywnej i uderzał. Powtarzał uderzenia z różnych stron, ale zawsze z tą samą zawrotną siłą, za każdym razem licząc do stu.

Burke od razu wzbudził nieufność. Na gębie wymalowany miał spryt i dekady doświadczenia w oszustwie, wyszywany złotą nicią fioletowy szlafrok był na to najlepszym dowodem. Gdy staruch zapytał czy mają coś do sprzedania Blak zawahał się. Z jednej strony mógł wiedzieć więcej niż on o przedmiotach które posiadł, z drugiej jednak dary od samego Kelanena nie mogły być jakimś pospolitym sprzętem, a na arcymaga Burke nie wyglądał. Ork zdecydował trzymać gębę na kłódkę, tymbardziej, że nikt się o to nie czepia- zupełnie jakby zapomnieli u łupach z wczoraj. Rozmawiali jakby nigdy nic o tym co zrobić dziadkowi w drzwiach gdy do dyskusji wtrąciła się Kerin. Na jej pomysł Blak tylko bąknął:

-Wystarczy, że powiem „jaki miecz taki ch..” i dziadek zejdzie na zawał tak jak stoi w kapciach i szlafroku. Nic tu po nas, idźmy dalej, a on pewnie sam z siebie padnie trupem zanim ktoś go o nas zapyta. - po czym ruszył z wolna w górę Złotego Zaułku.
 
Panicz jest offline