Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 23-08-2010, 22:28   #11
 
Panicz's Avatar
 
Reputacja: 1 Panicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputację
Rychter

Myvern nie znał zawartości sakw, które otrzymali od Hassana.
- Hiena zawsze wyczuje padlinę - przyszło mu na myśl.
- Skoro nie znasz Marlona, obawiam się że nie możesz nam pomóc. - powiedział nie zdradzając emocji. Jego umysł zaczęło świdrować pytanie - Co dał nam Hassan? Hmm... Veinricik i Blak dobrali się już do pakunków. Dziwne że do tej pory nic nie mówili co kryło się w środku.
Miał zamiar dowiedzieć się co tam jest. Nie był pazerny, ale miał do tego takie same prawo jak wszyscy. Czasu było mało, a do zrobienia bardzo dużo.
- Ten jegomość chyba nam nie pomoże. Spadajmy stąd. - powiedział patrząc na swoich towarzyszy.

^ ^ ^

Bloodsoul

Mnich nie bardzo zaszokowany śmiercią elfa, którego znał od niedawna, zrobił kilka gestów ręką na znak błogosławienia Hextora. Śmierć często miała miejsce w otaczającym go półświatku. To co się stało teraz, tutaj, było zwykłym głupstwem młodego czarodzieja. Choć miał go za lepszego akrobatę, to i tak wolał przemówić mu do rozsądku, niestety jego słowa nie dały chcianego rezultatu. Z natury zły mnich machnął na to ręką bo i tak nic nie łączyło go z tą osobą. Jedyne co go martwiło to jedna osoba mniej w jego składzie. A dzięki tej drużynie może osiągnie jakieś spełnienie, może się wzbogaci, bo bystrościom poszczególne osoby na prawdę potrafiły się już wykazać. Zmył się czym prędzej z miejsca wypadku, powiadomił resztę towarzyszy, gdy tylko się z nimi spotkał. Samo spotkanie obyło się bez większych rozczuleń, kilka informacji wymieniła ze sobą drużyna, o ile w ogóle można było by nazwać tę zgraję losowo wybranych do biesiady osób - drużyną. Wszystko było na dobrej drodze do dłuższej współpracy. Wykruszyło się póki co kilka osób, bo jednak biesiadowało ich trochę więcej niż sześcioro, a jeśli oko mnicha nie zawodzi to ma przed sobą piątkę osobników.

Siwowłosy staruszek nie wzbudził zaufania u mnicha, rzadko kto w ogóle wzbudzał w nim to uczucie. Szepnął Myvernowi na ucho:

-Ten gość ewidentnie konfabuluje. Coś za pewnie mówi, tak jakby wiedział dokładnie co powie, słowo w słowo. Ewentualnie się boi, bo wygląda na trochę podenerwowanego, nie widzisz tego? - zapytał i jeszcze dodał kilka słów by nie wyglądało to trochę głupio i niezręcznie - Można to rozwiązać dwojako, niech Jam wejdzie w rolę swym tyłeczkiem albo można to załatwić siłą groźby.

& & &

Rychter

- Może kiedy ubijemy z nim interesu, powie nam coś więcej. -
szepnął do Benathiego, po czym zwrócił się dyskretnie do Jamili
- Jamila, nie chcesz może opchnąć mu kolczyków naszego nieodżałowanej pamięci towarzysza? Możliwe, że jak zarobi, to zacznie śpiewać.
Później przedstawił jej i Kerin pomysł mnicha, starając się nie urazić obu kobiet. Wątpił czy cokolwiek na świecie byłoby w stanie obronić go przed gniewem tych tylko pozornie słabych niewiast.

^ ^ ^

Jamila

Popatrzyła uważnie na jednego potem na drugiego. Pokiwała głową z niesmakiem i rzekła:
- Samcy wszędzie są tacy sami. Nic tylko do dupach myślą i to najczęściej cudzych. Jakbyście się trochę obracali w interesie to byście wiedzieli, że ten osobnik w chłopcach gustuje, co prawda w młodych ale i którymś z was nie pogardzi, jeśli tylko dokładnie się was ogoli.
- Co do ciebie - rzekła do Myverna - to domyślam się, że twoich gustów po przygodzie tuż za bramą. Ale ty przyjacielu. Widzę, że dbasz o muskulaturę i i pachnideł pewnie używasz czasem. Nie wstydź się samego siebie. Weź przykład z elfów, im tam za jedno z kim na siano idą.

$ $ $

Rudzielec

Cóż, śmierć Ołki sprawiła że tachanie kolczugi i reszty jego ekwipunku okazało się niepotrzebne. A jako że nie lubiła dźwigać zbyt dużo żelaza uznała, że może równie dobrze rzucić je w kąt. Postanowiła jednak zatrzymać złoto, kilka co bardziej wartościowych drobiazgów, no i noże, noży nigdy dość. Pokaz akrobatyki w wykonaniu maga zaskoczył ją na tyle że gdy czarodziej wyrżnął o glebę z nieprzyjemnym chrupnięciem zaczęła się śmiać i niechcący dala się wyprzedzić Jamili w obdzieraniu trupa z fantów.

Pomysł uwiedzenia staruszka wydawał jej się ryzykowny.
-Da się zrobić mimo że nie mam nic milszego dla oka na sobie niż ta skórznia. Ale jeśli obie zaczniemy się do niego nagle kleić to zacznie coś podejrzewać albo co gorsza zejdzie z nadmiaru radości w swym przegniłym serduszku. Lepiej postraszyć, go naszym wyrośniętym kolegą.-pokazała w stronę pół-orka - Na przykład mówiąc mu, że nasz towarzysz woli facetów a ostatnio nie bardzo miał co z tym problemem zrobić. A jeśli to nie zadziała to- tu przejechała dłonią po swoich nożach- mogę pokazać mu jak bardzo zwyrodniała ze mnie suka.- Ostatnie zdanie dziewczyna wypowiedziała z błyskiem szaleństwa w oczach. Takiego szaleństwa za które zakopuje się w głębokim grobie po uprzednim spaleniu, ot dla spokoju ducha.
–Tak czy tak, uważam, że facet nie powinien dożyć jutra o ile nam się nie przyda a i wtedy do wieczora lepiej go ubić. Mam nadzieję, że nie jesteś do niego jakoś bardzo przywiązany?-Spytała patrząc na Myverna.

& & &

majk

W kanciapie Jimma nie siedzieli długo, ale wizyta była owocna. Z uznaniem podziwiał kolekcję trofeów gospodarza i całkiem dobrze rozumiał dlaczego każde jest dla niego ważne. Grafitowa dłoń mimowolnie przejechała po żuchwie- wzdłuż zasklepionej blizny. Dziki szczycił się swoją kolekcją fantów, a dla orka takimi fantami były jego rany- każda związana z innym wydarzeniem, jak kamienie milowe wspomnień. Ta na szczęce przywodziła przełomowy moment, miała dokładnie pół roku- ból nie osłabł ani o krztę na samą myśl. Blak zapragnął uśmieżyć ból i nie wiadomo kiedy jedna z rzeźbionych fajek Jimma razem z woreczkiem suszu wylądowały w kieszeni płaszcza wymieniając się miejscem z kilkoma sztukami złota. Myvern opowiadał Jimmowi jeden ze swoich świeżych dowcipów, a robił to z takim zaangażowaniem, że wojownik nie chciał im przerywać.

~Może to pomoże.. - łudził się przypominając sobie biały proszek z Cienia. Wiele by dał by teraz tam wrócić. -Nie.. nie mogę stracić czujności. Jeszcze nie teraz.

Nie mógł zasnąć mimo usilnego zaciskania powiek te przy najmniejszym hałasie otwierały się szukając zagrożenia. Zwinięty w kłębek płaszcz wsadził pod głowę jak poduszkę, miecz ułożony za plecami jak śpiąca kochanka, amulet niezmiennie podnosił się i opadał z każdym tłumionym oddechem- wszystkie skarby bardzo blisko. Pewnie dlatego wstał pierwszy i rozochocony świtem ruszył w kierunku niewielkiej kaplicy kawałek na półudniowy zachód. Po drodze za kilka srebrników udało mu się kupić coś na śniadanie- kilka owoców, świeże pieczywo i słój mleka- by nabrać sił. Gdy szklany pojemnik z trzaskiem rozbijał się o ścianę jednej z kamienic przed oczyma ukazał się cel pieszej wycieczki. Ułożony z kolosalnych szarych brył granitu mur promieniował siłą- zbrojona brama i krata strzeżona przez dwóch zapaśników i kanciaste blanki po których przechadzali się adepci, a do tego górujący nad ogrodzeniem posąg patrona świątyni -Kelanena- Agrgusa Błyskomiecza. Na Blaku nie robiło to jednak już tego wrażenia co za pierwszym razem, strażnicy znali go dobrze, a po blankach sam nie raz chodził przyglądając się dziedzińcowi. Przychodził tu codziennie od kiedy przybył do Rel Astry, no może poza kilkoma późnymi pobudkami po pijaństwach z Baklunem. Chwilę później przekroczył bramę. Za murem rozciągał się dość spory plac z centralnie umieszczoną studnią- Plac Wytrwałych służył za miejsce treningów, medytacji i pojedynków. Podzielony na sektory przystrzyżonymi krzakami i nielicznymi drzewami stwarzał idealne warunki dla odwiedzających. Kapłani udostępniali go jednak tylko znanym sobie wojownikom- kryterium było naciągane przez ich „widzi mi się”, ale przynajmniej panował porządek. Blak rozłożył swoje rzeczy pod murkiem przy jednej z niewielkich olch po czym przystąpił do treningu. Krótka rozgrzewka i kilka ćwiczeń. Gdy już mięśnie były odpowiednio napięte chwycił swoją kolosalną klingę oburącz, stanął w pozie ofensywnej i uderzał. Powtarzał uderzenia z różnych stron, ale zawsze z tą samą zawrotną siłą, za każdym razem licząc do stu.

Burke od razu wzbudził nieufność. Na gębie wymalowany miał spryt i dekady doświadczenia w oszustwie, wyszywany złotą nicią fioletowy szlafrok był na to najlepszym dowodem. Gdy staruch zapytał czy mają coś do sprzedania Blak zawahał się. Z jednej strony mógł wiedzieć więcej niż on o przedmiotach które posiadł, z drugiej jednak dary od samego Kelanena nie mogły być jakimś pospolitym sprzętem, a na arcymaga Burke nie wyglądał. Ork zdecydował trzymać gębę na kłódkę, tymbardziej, że nikt się o to nie czepia- zupełnie jakby zapomnieli u łupach z wczoraj. Rozmawiali jakby nigdy nic o tym co zrobić dziadkowi w drzwiach gdy do dyskusji wtrąciła się Kerin. Na jej pomysł Blak tylko bąknął:

-Wystarczy, że powiem „jaki miecz taki ch..” i dziadek zejdzie na zawał tak jak stoi w kapciach i szlafroku. Nic tu po nas, idźmy dalej, a on pewnie sam z siebie padnie trupem zanim ktoś go o nas zapyta. - po czym ruszył z wolna w górę Złotego Zaułku.
 
Panicz jest offline  
Stary 23-08-2010, 22:35   #12
 
Panicz's Avatar
 
Reputacja: 1 Panicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputację
Rychter

Myvern w odpowiedzi na pytanie Kerin parsknął, dając do zrozumienia, że antykwariusz obchodzi go tyle co zawartość latryny.
- Jeśli chcesz, możesz zrobić sobie kolczyki z jego jaj. - rzucił z kwaśnym uśmiechem.
Blak przekonał go ostatecznie, Burke nie jest w stanie pomóc, czasu było za mało, żeby marnować go na pogaduszki z tym wyzyskiwaczem.
- Blak ma rację, nic tu po nas. - powiedział i stanął przy drzwiach w oczekiwaniu na kompanów.

* * *

Malahaj


Burke spod przymrużonych powiek przyglądał się leniwe całemu towarzystwu i naradzie jaka nagle rozgorzała po jego zdawało by się prostej propozycji. Jeździł spojrzeniem po każdym, dłużej nieco zatrzymując się na Blaku. Wbrew swej starczej aparycji słuch miał doskonały i co nieco usłyszał. A że reklama dźwignią handlu... Ostatni półork jakiego kupił trochę już mu się wysłużył, poza tym strasznie dużo żarł. Ten tu wygląda na dobrze odżywionego, to na jakiś czas by starczyło. Trzeba by tylko wymienić liny na łańcuchy w piwnicy. I ramę znów wymienić na stalową. I znów zrobić „specjalne zamówienie” u garbarza, bo ostatnie skurczyło się od wilgoci i na tego olbrzyma nie wlezie... Czyli znowu koszty, na myśl których jego dusza liczykrupy płakała. Z drugiej strony, skoro jaki miecz, taki chuj, to może warto się potargować....

Gdy w końcu drzwi za drużyną się zamknęły, starzec poprawił szlafrok i gwizdnął z cicha. Na ten znak jakby znikąd pojawił się kilku osobników z kuszami gotowymi do strzału, wcześniej przemyślnie ukrytych w różnych częściach sklepu. Burke musiał ich naprawdę starannie selekcjonować, bo bez wyjątku stanowili połączenie ciał zawodowych zapaśników i twarzy cherubinów.
-Co tam szefie, reklamacja? –
Zapytał jeden z osiłków, gładząc rękojeść drewnianej pałki zawieszonej u pasa.
- Nie, nie tym razem, ale mam dla ciebie zadnie. Pójdziesz do.... i powiesz, że.... –

Na zewnątrz

Po mało owocnej wizycie u podstarzałego antykwariusza, drużyna wytoczyła się na ulice, zastanawiać się co dalej począć. Los tym razem im sprzyjał, bo oszczędzał im trudnego i nie rzadko bolesnego procesu myślenia. Dając tym samym znak, że o nich nie zapomniał.

- Witam piękne Panie i szanownych Panów! -

Autorem powitania był samotny mężczyzna stojący po drugiej stronie ulicy, wyraźnie czekający na ich wyjście od Burke. Już sam fakt, że by sam na zatłoczonej zazwyczaj drodze, był dziwny. To jednak dotarło o nich, dopiero jak przetrawili wygląd spotkanego jegomościa. Człowiek był niski, prawie dwa razy niższy od Blaka, korpulentny, o okrągłym pucułowatym nieco obliczu i małych oczkach, świdrujących ich na wylot. Ubrany był we frak, idealnie białą, bufiastą koszule, na głowie czarny cylinder a na stopach tak wypolerowane lakierki, że mogli się w nich przeglądać. Uzupełnienie całości stanowił biały szal, takaż mucha i czarna laska, z białą kulką na szczycie. Oczywiście mało kto z powitanych przez niego osobników, wiedział co to jest frak, melonik czy cylinder, ale musiało być dla wszystkich jasne, że mają do czynienia z uosobieniem elegancji w najczystszej postaci. Efekt psuł jedynie kawałek końskiego łajna, który złośliwe przykleił się do podeszwy...

- Pani Jamila, Panienka Kerin, Pan Blak, Pan Solletan, Pan Benathi i Pan von Dusk, zgadza się? Miło mi Państwa poznać. Pozwólcie Państwo, że się przedstawię. Nazywam się Herkules Magoo i jak sądzę moje nazwisko, jest Państwu znane? -

Pan Magoo ukłonił się dwornie wszystkim, uchylając kapelusza i uśmiechnął się promiennie. Pytanie było z gatunku retorycznych, bo któż nie słyszał opowieści i legend o słynnym Herkulesie Magoo? Treści i forma owych opowieści zmieniła się, w zależności od opowiadającego ale słyszeli o nim nawet odlutkowie w rodzaju Blaka czy przyjezdni z egzotycznych krain w rodzaju Jamili. Tyle, że w jednych opowieściach był on parchatym półtrollem sodomitą, pochrapującym w wolnych chwilach pieczone żywcem niemowlęta (tak było w wersji autorstwa pomarszczonej staruchy, straszącej nim dzieci wyjadającej jej landrynki) a w innych blondwłosym, błękitnookim paladynem o posągowej urodzie, na białym koniu i w lśniącej zbroi, ratującym damy z opresji (te wersje przypisuje się Heldze, pannie słynącej z nienagannego prowadzania się i dbałości o swe dobre imię i cnotę. Przez ostatnie osiemdziesiąt lat). Najwięcej było jednak kombinacji powyższych.

- W związku z tym, myślę, że pomimo całej przyjemność płonącej z poznania tak zacnych person, domyślają się Państwo, że spotykamy się, można by rzec w celach zawodowych. Za co musze z góry przeprosić, szczególnie obydwie damy. -

Przeprosiny można było zrozumieć, jeśli wziąć po uwagę pozostałe aspekty sławy Pana Magoo. Poza tym, że znany był powszechnie jako dżentelmen (choć tu również większość opowiadających i słuchających miała mgliste pojecie o znaczeniu tego słowa), człek ten słynął ze swej skłonności do dobrych uczynków. Oczywiście o ile znalazł się ktoś gotowy za nie zapłacić. Jednocześnie głośny był głównie ze względu, na przerażającą skuteczność w ich czynieniu. Mnóstwo było opowieści o ofiarach słynnego Herkulesa, żadnej o kimś, komu udało się mu uciec. Pan Magoo, kiedy juz zawziął na kogoś parol, zdawał się równie pewny co śmierć i podatki.

- Mam nadzieje, że szanowni Państwo mi wybaczą niezręczność całej sytuacji, ale jestem zmuszony odeskortować Państwa do wydzielonej strefy zamkniętej. W związku z tym, mam serdeczną prośbę, aby byli Pastwo tak uprzejmi i złożyli broń a następnie związali się wzajemnie tym oto sznurem, złożonym tam pod ścianą. Za pozwoleniem dla Pana, Panie Blak, byłem zmuszony przygotować łańcuch, wraz z odpowiednim zapięciem. Będę głęboko wdzięczny za okazaną współpracę, jednocześnie deklaruje, że dołożę wszelkich starań, aby ograniczyć niedogodności wynikające dla Państwa z tej sytuacji do niezbędnego minimum. –

Cóż, ciężko było się pozbierać po takiej propozycji z ust samego Herkulesa Magoo, jednak nie na darmo Hassn postarał się, aby było w drużynie kilku złotoustych myślicieli.

- Eeeeee, co? –

Pan Magoo wyczuwając w jakim kierunku zmierza dyskusja, przybrał bardziej zafrasowaną minę i ton.

- Szanowni Państwo, chciałbym tutaj zaznaczyć, aby rozwiać ewentualne Państwa wątpliwości, że Państwa i moja sytuacja, choć wysoce niezręczna, to jednak jest też jednoznaczna. Wynika to z faktu, że przy całej wrodzonej skromności, musze uprzedzić, że jeśli chodzi w wykonywany przeze mnie mego zawodu, jestem absolutnie genialny. Z tego zaś wynika, że Państwa szansę na ewentualną ucieczkę są na tyle bliskie zeru, że nie ma sensu ich brać pod uwagę, w ewentualnych kalkulacjach. Jednocześnie chciałbym zaznaczyć, że jestem krańcowo daleki od chęci użycia wobec Państwa nieuzasadnionej przemocy i uważam za wysoce niefortunne ewentualne zmuszenie mojej osoby do stosowania przemocy uzasadnionej. Musze jednak uprzedzić, że choć z głębokim żalem, to będę zmuszony to zrobić. Chciałby przy tym wyrazić nadzieje i odwołać się do Państwa logiki i zdrowego rozsądku, abyśmy mogli rozwiązać zaistniała sytuacje jak ludzie światli i cywilizowani. -

Choć niektórym z obecnych zajęło to dobrą chwilę, to jednak w końcu wszyscy pojęli o co chodzi małemu człowieczkowi. Otóż ten mały, uśmiechnięty kurdupel groził im właśnie użyciem siły. Nie miał przy tym przy sobie żadnej widocznej broni, bo niewielka laseczkę ciężko było do niej zaliczyć ani nawet kawałka czegoś, co można by uznać za pancerz. Jednocześnie widok opustoszałej zupełnie ulicy, pozamykanych drzwi i okiennic i pozwijanych nie widmo gdzie kramów, też był dosyć sugestywny. Złoty Zaułek wyraźnie czekał na awanturę.
 
Panicz jest offline  
Stary 26-08-2010, 23:07   #13
 
Rudzielec's Avatar
 
Reputacja: 1 Rudzielec jest na bardzo dobrej drodzeRudzielec jest na bardzo dobrej drodzeRudzielec jest na bardzo dobrej drodzeRudzielec jest na bardzo dobrej drodzeRudzielec jest na bardzo dobrej drodzeRudzielec jest na bardzo dobrej drodzeRudzielec jest na bardzo dobrej drodzeRudzielec jest na bardzo dobrej drodzeRudzielec jest na bardzo dobrej drodzeRudzielec jest na bardzo dobrej drodzeRudzielec jest na bardzo dobrej drodze
Wiedziała, że idzie zbyt łatwo, po pierwsze nie miała w nocy koszmarów, po drugie przespała ową noc pod dachem, nikt jej nie gonił, nie chciał zabić ani zgwałcić. Poranne ćwiczenia pobudziły ją do życia. Prawdę mówiąc widok zgrabnej blondynki w skórze robiącej skłony, szpagat i inne ćwiczenia rozciągające, pobudził do życia większość mężczyzn którzy to widzieli. Teraz jednak stała na pustej ulicy przed tym aroganckim palantem i zastanawiała się co robić. Była niemal pewna, że podkablował ich Jimmy, nie mogła uwierzyć, że nie wykończyła dziada kiedy tylko zniknęli z ulicy, wydawało jej się nawet, że o tym wspominała... Choć w sumie zmęczona była więc pewnie miała zamiar to zrobić jak odpocznie no i się zemściło lenistwo. Nie ważne, teraz trzeba zyskać trochę czasu, Jimmy wie pewnie kto za nimi ruszył więc nie będzie się spodziewał zemsty, musiała tylko uniknąć pojmania na tyle długo żeby dorwać pijaczka, tylko jak? Walka, ucieczka? Obie ewentualności piekielnie ryzykowne. A może udać, że się poddaje i uciec po przekazaniu? E lepiej nie, nie wiadomo co się stanie jak będzie bezbronna. A więc kombinacja, po trochu wszystkiego i nie tracić głowy. Najpierw trzeba zobaczyć w jakim gównie się taplają i pomyśleć jak z niego wyleźć. A potem jeśli znajdzie dość czasu to powbija kilka drzazg w kaprawe oczęta Jimmiego, na początek...

-Wujo.-Zapytała spluwając na ulicę- Ale ty masz chyba jakieś, kurwa, wsparcie co? To może powiedz im żeby się pokazali zanim wsadzę ci kose w żebra, a może kto wie, pójdziemy grzecznie ot bluźniąc czasem wam i waszym rodzicom dla zasady. No to jak będzie wujo?-Zapytała dziewczyna oceniając kurdupla niczym rzeźnik kawałek tuszy którą zamierza podzielić przed sprzedażą.
 
__________________
Kasia(moja przyszła MG)-"Ale ja nie wiem czy pamiętam jak prowadzić sesje!"
Sebastian(mój kuzyn)-"Spoko to jak jazda na jeżozwierzu, tego się nie zapomina."
Rudzielec jest offline  
Stary 26-08-2010, 23:50   #14
 
Panicz's Avatar
 
Reputacja: 1 Panicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputację
Złoty Zaułek wyraźnie czekał na awanturę i pewne było jak amen w pacierzu, że się doczeka. Herkules Magoo był nieprzejednany w swej krucjacie przeciw nieprawości. Kiedy się za coś brał zawsze dociągał sprawę do końca. Nie chcąc tej reputacji nadwyrężać unikał działania w sferze pościelowej. Tym łatwiej było mu znosić kuszenia niewiast i ewentualne plany zahipnotyzowania grubaska maślanymi oczami Jamila i Kerin porzuciły bardzo szybko. Łowiectwo Magoo traktował jako sport, a przekupstwo w sporcie napawało go obrzydzeniem. Nie było mowy o wepchnięciu dziadkowi łapówki, bo to stało w sprzeczności z duchem fair play, którego w swym zawodzie łowcy ludzi Herkules bezwzględnie przestrzegał. No, a droga zastraszenia elegancika czy wyłgania się z tarapatów była ślepą uliczką. W akcie pierwszym tragedii przewidziane były tylko: ucieczka lub walka. O podporządkowaniu się rozkazowi detektywa zapomniano. Może szóstce zakapiorów zagubionych wśród uliczek Rel Astry ciężko było podjąć właściwą decyzję? Bicie starszego pana było dobrą zabawą, ale nie zawsze wypadało. W wigilię Święta Warzenia wypadało być dobrym człowiekiem i obchodzić się z bliźnimi po ludzku. Co nie usprawiedliwiało tchórzostwa i ujmy na honorze, jaką musiało przynosić zmykanie przed spoconym tłuścioszkiem.

"Pomogę Państwu w powzięciu decyzji" – detektyw wzniósł laseczkę lekko w górę i zawinął nią jak kabareciarz "Hopla!"

Hopla, kijaszek wyrżnął w ziemię i prócz standardowego odgłosu, jaki wydaje kawałek drewna stukający o bruk rozległ się suchy trzask. Nawykłe do szybkich akcji mieszczuchy obróciły się na pięcie raz-dwa i już gnały w siną dal. Niewidoczne dotąd przezroczyste żyłki trzasnęły zerwane niepozornym ruchem, a potem trzaskało już co innego. Najpierw cięciwy kusz umieszczone na całej długości alejki, zakopane wśród stert badziewia, a potem naruszone kości. Benathi był najszybszy ze wszystkich, więc pierwszy natrafił na sidła Herkulesa. Coś podcięło go u kolan, zamachał rękoma jak czarodziej rzucający jakieś epickie zaklęcie, wyhamował. Nie rzucał czaru. Po prostu starał się za wszelką cenę utrzymać równowagę, balansując ciałem. Ustał. I bardzo tego żałował. Pierwszy bełt zarobił w wyciągniętą przy telemarku łapę, czując jak kościec pęka przy uderzeniu. Dwójka walnęła jak kowalski młot, cal ponad biodra. Wchodząc w miękkie. Teraz już nie szło ustać. Mnich runął na lewy bok widząc kolejne pociski przelatujące mu nad głową. Chmara cała, nie do uniknięcia przez takiego olbrzyma jak Blak. Szczęście w nieszczęściu, półork przypadkiem zasłonił obie kobiety przed śmiercionośnym gradem. Bełtów, które wbiły mu się w udo i bark nawet nie zauważył. Jego uwagę za bardzo pochłaniał grot, który ze świstem i chrzęstem wbił mu się pod żebra. Inną taktykę wybrał Veinrick, który ruszył na wroga wywijając szablą. Rozpędzony niczym bitewny goniec z trwogą spoglądał jak Magoo postukując energicznie w dno kapelusza wytrząsa na bruk przed nim dziesiątki żelaznych pajączków. Skoczył pięknie, płynąc w powietrzu z rozwianą kitą rudych włosów i połyskującym ostrzem. Ale nie był na basenie. Kontakt z ziemią musiał nastąpić. Pech, że podwójne dno w cylindrze Herkulesa było tak obszerne i pajączków starczyło jeszcze na metr przed punktem, gdzie von Dusk wylądował. Syk! Syk bólu, gdy metal wdarł się pod skórę, a potem ten cholerny piekący ból skręcanej kostki. Szlachcic spadł na kolana, tuż za rozsypaną drobnicą. Wprost pod nogi Magoo. Detektyw podkręcił wąsa z zadowoleniem. Exquisément.

* * *

"Tu nie ma mowy o przypadku. Śledziłem każdy krok, wkrótce nawiążemy kontakt" – chrapliwy, starczy głos dudnił echem wśród skąpanej w mroku komnaty. Akustyka niczym w studni, niosła słowa wysoko, aż pod ginący w nieprzeniknionej ciemności strop pomieszczenia.
"Cieszę się niezmiernie na tę chwilę. To niemal... ekstatyczne uczucie... Widzieć jak nowa istota wstępuje do naszej uświęconej rodziny" – drugi głos był jeszcze gorszy. Głośny i piskliwy, skrzeczący jak ścierane o krzemień szkło. Głos mężczyzny, ale nie męski głos. Głos kogoś, kogo pozbawiono męskości. Fizycznie.
"Nasz obiekt przerasta dotychczasowe oczekiwania. Nie trzeba wykonywać egzekucji, jak w przypadku pozostałych. Sprawy ułożyły się bardzo pomyślnie" – ukontentowany ton niósł się przez kazamaty razem z odgłosem kroków dwójki spacerujących.
"Obiekt?"
"Naturalnie".
"Mam na myśli to... To, że przecież mowa jest o kimś, kogo włączymy do rodziny. Jest już przecież gotow..." – piskliwy głosik zamilkł w pół słowa, zgromiony spojrzeniem swego patrona.
"Nie sądź dnia przed zachodem słońca. Nie wiadomo w ogóle czy przejdzie obecny etap testu. Póki jest poza rodziną jest tylko rzeczą. Niczym. Przedmiotem do wykorzystania" – oschła mowa starca łatwo znajdowała posłuch – "Śledź ich osobiście. I zadbaj o pozbycie się zbędnego elementu, gdy już przyjdzie ten czas".

* * *

Laseczka wcale nie była leciutką trzcinką. Była metalowym, twardym prętem, który zostawiał na skórze krwawe, sinoczerwone pasy. Veinrick zarobił raz i drugi, odpowiedział atakiem, zahaczył o pokaźne brzuszysko Herkulesa. Zahaczył, ale nie zranił. Oberwał po łapach, miecz mimo woli wyślizgnął się ze spuchniętych palców, spojrzenie zamgliło. Kolejne razy napływały z bardzo daleka. Z innej epoki, a może galaktyki? Ogłuszony szlachcic ledwo czuł cokolwiek. Bez ruchu leżał z wybałuszonymi ślepiami podziwiając zadziwiającą gibkość z jaką puszysty detektyw skacze ku dziewczętom. Spryciule brały już kurs na boczną alejkę, ale ciśnięta na ustawioną z beczek, złomu i egzotycznych różności piramidę laska zwaliła całą konstrukcję. Odcinając niewiastom drogę ucieczki. Blak ruszył z odsieczą. Skręcając się z bólu naparł na grubaska przyciskając go za barki do ziemi, miażdżąc z nieludzką siłą. W jednej sekundzie poczuł jak wszystkie siły uciekają z niego niczym powietrze z przebitego balonu. Herkules chwycił za wystający spomiędzy żeber pocisk i zaczął nim kręcić jak karuzelą, szarpiąc na wszystkie strony, błyskawicznie nokautując olbrzyma. Zostały dwie piękności i jedna bestia. Obie księżniczki miały oręż, a paskudny troll był bezbronny. Ruszyły w jednej chwili, z dwóch stron, okrążając przeciwnika.

Herkules Magoo, bardzo z siebie rad, uśmiechnął się promiennie i podkręcił wąsa. Veinrick leżał na wpół nieprzytomny, Blak zwijał się z bólu na ziemi, a Benathi nie mógł się wygramolić na równe nogi. Tylko Myvern, Kerin i Jamila dalej byli w formie. Rozradowany Herkules zaklaskał w dłonie i zastukał o ziemię obcasami. Nie do przeoczenia były dwa krótkie ostrza, które wysunęły się spod podeszw butów galanta. I jego zachęcający gest dłonią, gdy prosił gości do tańca.
 
Panicz jest offline  
Stary 27-08-2010, 00:24   #15
 
Rychter's Avatar
 
Reputacja: 1 Rychter jest na bardzo dobrej drodzeRychter jest na bardzo dobrej drodzeRychter jest na bardzo dobrej drodzeRychter jest na bardzo dobrej drodzeRychter jest na bardzo dobrej drodzeRychter jest na bardzo dobrej drodzeRychter jest na bardzo dobrej drodzeRychter jest na bardzo dobrej drodzeRychter jest na bardzo dobrej drodzeRychter jest na bardzo dobrej drodzeRychter jest na bardzo dobrej drodze
To co się stało kompletnie zaskoczyło Myverna. Ten gość nie jest silniejszy od nich, pasibrzuch zwyczajnie ma łeb. Kiedy puścili się pędem do ucieczki, człowiek miał wielkie szczęście, potknął się o wystający bruk i wylądował na ziemi, kiedy nad jego głową przelatywały bełty. Upadek na chwilę go oszołomił, kiedy Solettan podniósł głowę, widział w jak niekorzystnej sytuacji się znajdują, Benathi, Veinrick i Blak zostali obezwładnieni. Kobiety przygotowywały się do walki i zachodziły go dwóch stron.

- Siłą go nie pokonamy, tu trzeba sprytu. - pomyślał.

Grubasek był odwrócony do niego plecami, możliwe że uznał go za unieszkodliwionego. Najciszej jak potrafił dźwignął się na nogi, na migi nakazując towarzyszkom, by nie zdradziły jego obecności. Bezszelestnie wyjął oba ostrza i zaczął zakradać się do przeciwnika, starając się zostać trochę z tyłu za dziewczynami. Jego plan był prosty, kiedy Magoo będzie zajęty walką z Kerin i Jamilą, on zaatakuje przeciwnika od pleców. Był coraz bliżej, jeszcze chwila, a towarzyszki zaatakują. Kiedy uderzą, on doskoczy i wyeliminuje przeciwnika. Trzeba tylko wyczuć moment...
 

Ostatnio edytowane przez Rychter : 27-08-2010 o 13:56.
Rychter jest offline  
Stary 27-08-2010, 08:29   #16
 
Mike's Avatar
 
Reputacja: 1 Mike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputację
Jamila
Ostrza wyskoczyły ze szczekiem z butów dziadka. Jamila z czarującym uśmiecham podniosła doń na wysokość piersi. Miedzy palcami sterczały trzy noże do rzucania. A potem płynnym ruchem kopneła jedną z pustych baryłek walących się pod nogami. Dziadek odbił ją nogą od niechcenia. Jednak pełna wyższości postawa lekko ucierpiała gdy zdał sobie sprawę, że jego godność także może nie wyjść bez szwanku z powodu nabitej na sztylet beczki...
 
Mike jest offline  
Stary 29-08-2010, 23:14   #17
 
majk's Avatar
 
Reputacja: 1 majk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodze
Czarny olbrzym z niedowierzaniem patrzył na wciąż tkwiący w boku drzewiec. Krągły elegancik z wyjątkową maestrią naruszył chyba wszystkie narządy wewnętrzne, ale nie wyciągnął bełtu ani o cal. Krew falami wyciekała spomiędzy mięsa i drewna. Nie czuł bólu, jeszcze czy już- nie miało to znaczenia, a jedynie złość. W myślach karcił się za lekkomyślność. W rzeczywistości pięść z siłą imadła zaciskała się na drzewcu. Coraz więcej krwi zasilało stróżkę w jego boku, coraz większa plama wypływała spod pleców.

~Durniu.. chciałeś wiać. Jaki z ciebie wojownik. Pokonany przez barona o aparycji kreta. Metalowym patykiem. -szczęka Blaka zaciskała się coraz bardziej, chyba nawet Magoo słyszał wściekłe zgrzytanie wojownika, a tylko bogowie widzieli krzesane przez rozjuszonego berserkera iskry i gromy w oczach.

-Bez awantury się nie obejdzie... - westchnął ork ułamawszy drzewiec pocisku i starając się wstać, dobyć broni i:

~...urżnąć tego pajaca w gustownym opakowaniu jak tu stoi, wypatroszyć służalczego psa i wypchać słomą. Nadziać na pal, postawić na miedzy i niech szkodniki robią na jego frak z jedwabi i reputację. Póki starczy tchu! -obiecał sobie w duchu niepewnie stając na nogi.
 
majk jest offline  
Stary 30-08-2010, 01:44   #18
 
Rudzielec's Avatar
 
Reputacja: 1 Rudzielec jest na bardzo dobrej drodzeRudzielec jest na bardzo dobrej drodzeRudzielec jest na bardzo dobrej drodzeRudzielec jest na bardzo dobrej drodzeRudzielec jest na bardzo dobrej drodzeRudzielec jest na bardzo dobrej drodzeRudzielec jest na bardzo dobrej drodzeRudzielec jest na bardzo dobrej drodzeRudzielec jest na bardzo dobrej drodzeRudzielec jest na bardzo dobrej drodzeRudzielec jest na bardzo dobrej drodze
Widząc akcję Jamili i podnoszącego się Mayverna, Kerin rzuciła się do najbliższego straganu, kopniakiem złamała tyczkę na której zamocowano płachtę chroniącą towar, chyba jakieś daktyle i rodzynki przed słońcem. Po czym szarpnęła i z półobrotu cisnęła ową płachtą w Herkulesa, materiał z kawałkami kijków poleciał idealnie w stronę przeciwnika. Miała nadzieję, że płótno zawinie się na głowie oślepiając lub wręcz unieruchamiając przeciwnika. Przy odrobinie szczęścia zarżną tego gnoja zanim się wyplącze. Kątem oka zauważyła podnoszącego się również Blaka, którego spisała na straty po łomocie jaki mu spuścił kurdupel.
 
__________________
Kasia(moja przyszła MG)-"Ale ja nie wiem czy pamiętam jak prowadzić sesje!"
Sebastian(mój kuzyn)-"Spoko to jak jazda na jeżozwierzu, tego się nie zapomina."
Rudzielec jest offline  
Stary 31-08-2010, 00:29   #19
 
Panicz's Avatar
 
Reputacja: 1 Panicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputację
Złoty Zaułek był dla ludzi miejscem codziennej pracy i bezustannych zapasów z życiem, nożowych niemal starć o uwagę klientów i targowania przy którym kwaśne grymasy na twarzach schodzących z cen kupców zdawały się zdolne do stopienia zamkowych murów. Rzadko kiedy w tej krzątaninie handlarzy było miejsce na czystą rozrywkę, śpiew i taniec. Teraz sytuacja była zupełnie wyjątkowa, bo słynny detektyw Herkules Magoo poszedł w tany, a na jego zaproszenie odpowiedziała wyśmienita trupa tancerzy. Obcasy polakierowanych pantofli stukały na bruku w rytm skocznej melodii, a ostrza wysunięte spod podeszw pobłyskiwały w porannym słoneczku. W skoczną nutę wkradł się drewniany chrupot i chrzęst, gdy ciśnięta przez Jamilę beczułka nadziała się na umocowany pod butem sztylet. Ograniczony w ruchach tłusty baletmistrz naparł kolanem na baryłkę, uderzył serią, rozbił drewno w drzazgi. Zanurkował akurat, gdy Solettan planował przeorać mu plecy swymi scyzorykami. Myvern przeleciał nad grubasem, wylądował niezgrabnie, wpadając pod nogi Kerin, która szykowała Herkulesowi pogrzebowy całun. Jej pułapka na nic się zdała, bo wytrącona z równowagi sama zaplątała się w tkaninę. Miała fart, że Magoo zamiast niej obrał na cel szarżującego półorka. Kopnął olbrzyma pod kolano i wbił paluchy pod podbródek, skutecznie studząc zapał olbrzyma. Sam dostałby nożami rzuconymi prez Baklunkę, ale podnosząc nogę jak żuraw, osłonił się przed atakiem, wciąż nabitym na brzytwę kawałem deski. Draśnięcia w udo nie uniknął, a rozproszony zarobił knykciami w czoło od wciąż (wbrew wszelkim prawom logiki!) trzymającego się na nogach 'Węgielka'. Na takie zagranie nie mógł pozostać dłużny. Przywalił pięścią w rozorane bełtem bebechy Blaka i z impetem skoczył ku Jamili, która szykowała kontrę. Zaskoczyło ją mocno, gdy zobaczyła, że zamiast jakiegoś wybuchowego gadżetu Magoo sięga po srebrny zegarek na łańcuszku. Prawdziwy majstersztyk, cieszył oko. No, a poza tym był bardzo solidny. Szczególnie łańcuszek, który wpił się w szyję Baklunki, gdy Herkules wyminął ją w piruecie i zarzucił nań srebrną linkę niczym garotę. Czerwona smuga na łabędziej szyi dziewczyny powoli przechodziła w siność, a płuca boleśnie zaczynały odczuwać deficyt powietrza. Z odsieczą przyszli Kerin i Myvern. Dusiciel zdołał zakręcić się wraz ze swą ofiarą, osłaniając się jej wiotkim ciałem przed rozwścieczoną dwójką. Musieli wyhamować, by nie zatopić oręża w Jamili, która oglądała teraz przedśmiertny pokaz slajdów z najlepszymi chwilami jej życia. Seans przerwał niezniszczalny jak karaluch półork. Całą swą, wyciekającą już z ciała szerokimi strugami, siłą szarpnął detektywa za łydkę. Zaskoczony ponowną rezurekcją giganta Magoo zwalił się na ziemię, wystawiony piątce wojowników jak na widelcu. Nikt nie mógł takiej okazji przepuścić. Broczący krwią Blak tłukł na oślep pięściami, czołgając się ku swej ofierze. Poobijany po upadku Myvern uderzył z półobrotu, zostawił na policzku Herkulesa pamiątkę, której ten nie mógł wyrzucić za szafę. Drugim ostrzem rozorałby mu szyję, ale srebrny łańcuszek zegarka, na który Magoo schwytał miecz zamortyzował uderzenie i rana nie była śmiertelna. Oszołomiona, potykająca się o własne nogi Jamila chlasnęła na odlew, po zewnętrznej stronie uda. Mogłaby trafić w pachwinę, ale nie w takim stanie. Toczyła dwie walki na raz: z Herkulesem i własnym ciałem, które za nic nie chciało dojść do siebie. Kerin mogła dokończyć dzieła, ale rozproszył ją trzask otwieranych drzwi. Na ćwierć sekundy, które łotrowi wystarczyło. Bydlak zdążył podciąć półprzytomną Baklunkę i przeturlać się pod nią, w jednej chwili stanąć na równe nogi i... Nic, że zdążył jeszcze od blondyny oberwać w biodro, nic, że dyszał jak byk na corridzie, nic, że ostrza pod butami miał pęknięte i do niczego niezdatne. Stał twardo naprzeciw swych celów i nerwowo podszczypywał wypielęgnowane wąsy, mrużąc oczy jak kot.
"Oj... Oj! OJ! NAPRAWDĘ JESTEM NIEPRZYJEMNIE ZASKOCZONY PAŃSTWA POSTAWĄ W OBECNEJ SYTUACJI" - głos Herkulesa dudnił jak idąca lawina - "DLA TAKICH ZACHOWAŃ NIE BĘDZIE JUŻ WIĘCEJ POBŁAŻANIA Z MOJEJ STRONY. SKOŃCZYŁY SIĘ IGRY MOI DRODZY PRZYJACIELE. Skończyły".
Magoo wyciągnął pospiesznie binokle z kieszeni marynarki i założył je na nos, rzucił nonszalancko swój śnieżnobiały szal na ziemię i szybciej niż kiedykolwiek przedtem ruszył ku zdobyczy. Ale stanął jak wmurowany, gdy resztki włosów na jajowatej czaszce przeorał mu wystrzelony z tyłu bełt. Burke w szlafroku kopcił fajeczkę na werandzie swego zakładu, a pięciu muskularnych adonisów z kuszami robiło dla niego robotę.
"Celuj lepiej! Tego pingwina nie chcę żywego, kobiet też nie. Dawać mi tamtego chudzielca i orka! Resztę sprzątnąć!" - staruszek pokazywał swoje drugie oblicze w najmniej spodziewanym momencie. Veinrick von Dusk otworzył usta w niemym krzyku, gdy dwójka suelskich kulturystów przystawiła mu kusze do czoła. Odszedł po cichu, bez krzyku. Zbyt obolały, by wydobyć z gardła choćby cichy jęk. Inaczej niż Benathi, któremu pocisk wybił zęby i rozerwał dziąsła. Rzeźnia, rzeźnia zaiste! Kusze były samopowtarzalne, hit sezonu. Nie wyglądało to dobrze. Dla nikogo. Ani dla amatora mężczyzn w śliwkowym szlafroku, który zszedłby chyba na zawał przy igraszkach z Blakiem, ani dla jego ludzi, za których zabrał się Magoo. Dla Herkulesa Magoo też nie było dobrze, bo choć zdołał - nim się ktokolwiek zorientował - wyłupić grzebieniem oko jednemu z adonisów i zabrać się za oporządzanie drugiego to jednak czuł kierowane ku niemu spojrzenia pozostałych. I wiedział, że za wzrokiem podążą pociski. Dla mężnych bohaterów też nie było dobrze. Blak nie był pewien czy da radę w ogóle wstać. Mógł dać duszę diabłu pod zastaw i wykrzesać garść sił, ale przebiec był w stanie maksymalnie kilkadziesiąt metrów. Kerin i Myvern mogli brać nogi za pas bez zabawy w żadne ceregiele, ale zostawiać odsłonięte plecy było niebezpiecznie. Jamila z kolei szybko dochodziła do siebie i prężyła muskuły gotowa do akcji. Coś zrobić było trzeba.
Veinricka i Benathiego uratować już nie było można. Obaj kompletnie wsiąkli w to miasto. Poprzez krew, która z rozbitych czaszek sączyła się pomiędzy brukowe kosteczki. Bilans był mocno na minus.


Bloodsoul i ObywatelGranit proszeni o niepostowanie.
 

Ostatnio edytowane przez Panicz : 31-08-2010 o 00:41.
Panicz jest offline  
Stary 31-08-2010, 11:16   #20
 
Mike's Avatar
 
Reputacja: 1 Mike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputację
Jamila
- Kerin, chodu!
Jamila trochę zmartwiła się padłymi towarzyszami, ale nie miała jak oddać im hołdu przyjmując w spadku ich… dobra doczesne by mogli poszybować nieobciążeni ziemskimi sprawami do raju. Podrzuciła nogą drugą tyczkę podtrzymująca baldachim kilka sekund temu, ręką zaś wydobywał puder do twarzy. Machnęła woreczkiem rozsiewając sporą chmurę i ruszyła w kierunku beczek tarasujących uliczkę. Opierając jeden koniec tyczki wybiła się w górę i poszybowała nad beczkowiskiem. Wylądowała miękko niczym kocica i skręciła w sąsiednią uliczkę. Skręciła kilka razy i przywarowała na dachu sklepu, wskakując tam po pryzmie kompostu.
 
Mike jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 04:40.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172