Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-08-2010, 02:35   #16
Raghrar
 
Raghrar's Avatar
 
Reputacja: 1 Raghrar nie jest za bardzo znanyRaghrar nie jest za bardzo znanyRaghrar nie jest za bardzo znanyRaghrar nie jest za bardzo znanyRaghrar nie jest za bardzo znanyRaghrar nie jest za bardzo znanyRaghrar nie jest za bardzo znanyRaghrar nie jest za bardzo znany
Juan
Chwilę później rydwan ze szlachetnym Juanem Ramirezem Aestebanem El Rioja na pokładzie zatrzymał się tuż przed wejściem do kompleksu pałacowych komnat zajmowanych przez szacownego mistrza Qona. Zanim jeszcze seneszal zdążył podejść do chronionych misternie wyrytymi runami drzwi, stanęła w nich wysoka kobieta o śnieżnobiałych włosach, równo przyciętych mniej więcej na poziomie brody. Jej lewy policzek naznaczony został tatuażem czarnej lilii zawartej w krwistoczerwonym okręgu, zaś na szyi można było zauważyć znak sankcjonowania psionicznego. Juan musiał przyznać, iż pomimo skromnych adepckich szat i spowijających jej ramiona i dłonie białych szarf pokrytych litaniami, dziewczyna mogła się pochwalić nadzwyczajną urodą. Miała co najwyżej dwadzieścia lat, smukłą, lecz wysportowaną sylwetkę i nad wyraz dorodne piersi. Jedynie ogromny, oburęczny piłomiecz, który dźwigała na plecach, mógł odrobinę psuć pierwsze wrażenie. Gdy tylko zbliżył się na kilka kroków, białowłosa piękność przemówiła chłodnym głosem.
- Mistrz Cię oczekuje. Zaprowadzę Cię do jego gabinetu. Będziesz milczał i wykonywał jego polecenia. Przygotował coś… specjalnego. – Dziewczę postąpiło krok w tył i wskazało na drzwi na końcu krótkiego korytarza. – Prosił, by w razie małych kłopotów go ocucić. W razie poważnych komplikacji, zastrzel go natychmiast. Jeśli boisz się, że nie podołasz, krzycz a ja to zrobię. – Oznajmiła z kamienną twarzą.
Juan przyjrzał się kobiecie, zastanawiał się, co jeśli stał przed nim zamachowiec, a lada chwila miał zostać wplątany w zabójstwo prominentnego psykera. Paranoja. Zaprawdę miał większe zmartwienia, a sądząc po wyglądzie anioł mogła go zabić jednym ciosem. - Dobrze, zatem wezmę swego ochroniarza. - Zawołał na Phyrra by ten im towarzyszył. Kocur spojrzał na Anioła i zjeżył włosy na grzbiecie.
- Spokojnie , nic ci nie zrobi.
- Nie lękam się. - zaprotestowała strażniczka
- Mówiłem do niego. - wziął z rydwanu broń, jej ciężar był już niemal zapomniany, choć przez wiele lat nosił ją w imię Imperatora, to później wolał posługiwać się ludźmi, a nie bronią. Nikt nie może zapanować nad swym przeznaczeniem.
- Zrobię co Mistrz przykazał. Skoro jednak mam cię wezwać, zdradź mi swoje imię. - gdy tylko je usłyszał, posłał je do Mortimera z nakazem sprawdzenia danych. Potem dał się zaprowadzić. Cokolwiek miało się stać, czas by się zaczęło.
- Katerina. – Odparła, po czym wskazała dłonią, by ruszył przodem nad wyraz pewnym krokiem, wyprężając pierś i unosząc wysoko brodę, jakby zmierzał na pojedynek i pragnął swą postawą onieśmielić śmiertelnie groźnego przeciwnika. Pokój mistrza był zaskakująco skąpo urządzony. Słabe światło zapewniał dwunastoramienny żyrandol podwieszony pod półokrągłym sklepieniem. Juan z konsternacją zauważył, iż zamiast żarówek umieszczono świece, z których obecnie paliła się tylko jedna. W słabym świetle nie był w stanie dostrzec zbyt wiele szczegółów. Pośrodku pomieszczenia stał stół o gładkim blacie w kształcie dwunastoboku. Na jednym z krzeseł, naprzeciwko wejścia siedział Qon, pogrążony w swej mistycznej medytacji.
- Krzycz głośno. – Szepnęła Katerina tuż przy uchu Juana, po czym zamknęła za nim drzwi. Na dźwięk jej głosu po jego plecach przeszedł zimny dreszcz. Phyrr niemalże natychmiast podwinął ogon i przysiadł w najbliższym kącie mrużąc ślepia.
- Niech pan siądzie naprzeciw mnie, szlachetny panie Rioja. – Odezwał się w końcu psyker. – Imperialny Tarot może nie przynieść tak upragnionych przez pana odpowiedzi. Dlatego proponuję coś innego. – Juan usadowił się naprzeciw wróżbity. Zauważył, iż brzegi stołu naznaczone zostały runami, zaś wąski pas wokół blatu pokrywają drobnie rzeźbione płaskorzeźby. Niestety w tym świetle trudno było jednoznacznie określić jakie sceny przedstawiają.
- Zagramy w bardzo nietypową grę, panie el Rioja. Jeśli chciałby się pan wycofać, proszę uczynić to teraz.
- Dobrze. Zaczynajmy. – Nie był pewien, czy mu się zdawało, ale bardzo możliwe, że w tej chwili na żyrandolu zapłonęła druga świeca. A może obydwie paliły się od początku? W tamtej chwili Juan nie był w stanie udzielić odpowiedzi na to, zupełnie nieznaczące zresztą, pytanie.
- Jak pan widzi, obaj mamy przed sobą po połowie talii. – Dopiero teraz zauważył dwa stosiki kart pośrodku stołu. – Proszę rozdać sobie i mi po pięć, z dowolnego stosu i w dowolnej kolejności. – Kierując się bardziej instynktem niż jakimkolwiek logicznym systemem, wszak nawet nie znał zasad, seneszal porozdzielał karty pomiędzy dwóch graczy. Qon rozłożył wszystkie pięć przed sobą, po czym odwrócił pierwszą z lewej. Executeria Arcana – Astropata. Juan, idąc za przykładem psykera postąpił podobnie. Odwrócił jedną ze swych kart.
- Discordio Acana. Arlekin… Ma pan o sobie wyższe mniemanie, nieprawdaż? Jest odwrócony, więc nie jest pan w błędzie. Ale ktoś w pobliżu także nosi maskę. Te dwie karty symbolizują graczy. Talia jest zsynchronizowana. Niech pan odłoży dwie ze swoich kart na bok, ale proszę mieć je pod ręką, bo niebawem będą potrzebne. Czas na odpowiedzi. Jedna karta. – Juan posłusznie odwrócił kolejną kartę.
- Złoty tron. Mandatio Arcana. Imperator. Odwrócony. Zdrada. Czeka nas, lub miała już miejsce. Teraz czas na moją kartę. – Na czoło Qona wstąpiły pierwsze krople potu. Z zamkniętymi oczami psionik wyciągnął kartonik na środek stołu, po czym odwrócił go malowidłem do góry. – Rozszarpany świat. Karta niezwiązana. Nie sposób określić odwrócenia. Proszę spojrzeć w karty, które Pan odłożył. Jeśli chce pan użyć którejkolwiek, przyszedł na to czas. – Juan sięgnął po dwa kartoniki które wcześniej odsunął na bok. Jeden z nich przedstawiał rogatą bestię, zaś u dołu karty widniał napis „Discordio Arcana”. Druga, nieprzypisana karta, przedstawiała oko na tle przestrzeni kosmicznej.

Max

- Brak uwag Panie Kapitanie. – Członkowie Salinne natychmiast odebrali swoje nadajniki, po czym ruszyli wykonywać powierzone im zadania. Nim w pobliżu gabinetu Maxa pojawił się zamówiony transporter, szlachcic otrzymał wiadomość z komendy Adeptus Arbites. Przekaz obejmował skrót wiadomości o gangach panoszących się w Underhive, oraz informacje o informatorze, który prawdopodobnie wciąż znajduje się w tamtych rejonach. Wkrótce po tym, Salinne w niemal pełnym składzie zameldowała się przy Hellhoundzie, którego Smith przyprowadził na miejsce osobiście. Tylny właz pojazdu opadł na ziemię, ukazując szczerzącego zęby Theodorea.
- Będzie ciasno. – rzekł wesoło Ridgver.- Ta dziecinka ma dodatkowe zasobniki prometium na pokładzie. Ale jakoś się pomieścimy Panie Kapitanie. Kontaktowałem się też z gwardzistami w Underhive. Próbują wydobyć jakiegoś „Świeczkę” z tego całego tańczącego tłumu. Powiedzieli że zabiorą też dla nas truposza, tak jak pan kazał. – Oznajmił Theodore, kiedy oddział, wraz z Maxymilianem, pakował się do transportera. Gdy już wszyscy usadowili się na swoich miejscach, Smith skierował maszynę w stronę dzielnicy dwóch świątyń. Pomimo tego, że tłumy na ulicach bardzo szybko rozstępowały się przed rozpędzonym potworem, minęło kilkanaście minut, nim Hellhound zatrzymał się pod żałosnym i budzącym politowanie swym nędznym stanem, szyldem gospody „Pod Zdechłą Rybą”. Kiedy Max wydostał się już z pojazdu, drzwi do knajpy uchyliły się lekko i przez utworzoną szparę wysunęła się niepewnie łysa czaszka pokryta gdzieniegdzie kępkami siwych, rozczochranych włosów.
- To pewnie młody Bohr w końcu raczył dotaszczyć swe szlachetne dupsko w nasze skromne progi. – Drzwi otworzyły się szerzej. Stał w nich adept, utytłany od stóp do głów we krwi i niezidentyfikowanym zielonym, miejscami lekko zaróżowionym płynie. – Zapraszamy mówię! Zwę się Iskarion Kurtz. Wysłannik przenajświętszej Inkwizycji mówię. Zapewne przychodzisz młodzieńcze… właściwie rzeczywiście trochę młody, w dokumentach wygląda na starszego, ale czy to ważne? I tak bym go rozpoznał z daleka, ta aura szlachectwa, duma, ale nie tylko, jest w nim coś więcej. Wygląda mi na twardego. Zaraz się okaże ile jest wart… po Midiana Blitza. – Starszy człowiek przerwał na chwilę swą tyradę, by oblizać wargi. – No w końcu z nim rozmawiał, zanim zrobiło się nieciekawie. Midian jest obecnie odrobinę nieprzytomny mówię. Przesłuchanie potoczyło się odrobinę nie po naszej myśli. Właściwie nie po mojej, a powinienem być bardziej stanowczy, ale młody nie chciał słuchać. Ja chciałem użyć haków i powoli zdzierać skórę, ale on nieeee. Połamał tamtemu kości, przypalił jądra, pogruchotał palce, wszystko szybko, a można było dostarczyć cierpień powoli. Ci młodzi. No proszę za mną mówię! Co tak stoi? – Kiedy Max wkroczył do knajpy, jego oczom ukazał się dość niecodzienny widok. Midian Blitz, psyker Salinne, leżał nieprzytomny tuż przy ladzie barowej i tym razem stan ten nie wyglądał na spowodowany przepiciem. Nieopodal, przywiązane do krzesła, siedziały sobie półnagie, pozbawione głowy zwłoki, zaś przestrzeń wokół nich okraszała mozaika utworzona z drobnych cząstek pokawałkowanej czaszki, galaretowatych kawałków mózgu, włosów, krwi i dziwacznej, zielonkawej mazi. Jakby tego było mało, na ciele denata dało się zauważyć grupki owadów podobnych do stonóg. Ich chitynowe pancerzyki szkliły się we wszystkich kolorach tęczy, odbijając przytłumione światło padające z rzędu lampek umieszczonych nad barem. Midianem w chwili obecnej zajmował się barman. Mężczyzna skończył zakładać psionikowi opatrunek na głowę i właśnie zabierał się za montowanie opaski uciskowej na nodze nieprzytomnego pacjenta.
- Hektor Maglev. – Rzucił od niechcenia Iskarion. – Weteran Pierwszego Regimentu Gudrumskiego. Służył pod dowództwem Inkwizytora Gregora Eisenhorna w czasie wyprawy po Maledictum. – Słysząc te słowa barman splunął na podłogę. – Przed jego upadkiem, rzecz jasna. Pan Maglev jest czysty i zawsze gotów do współpracy. Ale skupmy się na jego pacjencie mówię. Blitz dokonywał przesłuchania tego tu heretyka. Byłego heretyka, zaznaczyć chciałbym, jako że ów bezecny element swój żywot kilka minut temu zakończyć już zdążył mówię. Tuż przed śmiercią powiedział dokładnie tak: „Zamach... ja.. My... Zmusiły nas...” – Iskarion bardzo wczuł się w swoją rolę, odgrywając teatralnie nawet każdy jęk torturowanego jeńca. – Później, jak mu pan Blitz jaja przypalać zaczął to krzyknął: „Ofiara z Underhive... Boska rozkosz! One...” I wtedy mu głowa wybuchła mówię. To bardzo źle, bo już wiele więcej nie powie.
 
__________________
"Hope is the first step on the road to disappointment"
Raghrar jest offline