Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-08-2010, 10:48   #23
Tom Atos
 
Tom Atos's Avatar
 
Reputacja: 1 Tom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputację
Z modlitewnikiem w ręku Lotta zapukała delikatnie do apartamentu mistrza Pascala. Thirry po rozmowie z majorem de Bernières na szczęście wrócił do swego pokoju by odpocząć i mógł przyjąć dziewczyną. Siedział na łóżku czytając książkę i racząc się kieliszkiem rumu, którego charakterystyczny zapach wypełniał pokój. Twarz mężczyzny była już nieco czerwona, a pot perlił jego czoło. Trunek rozgrzał go i jeśli Thirry chciał wypocić swoje dolegliwości, to wybrał dobry sposób.
- O panienka Charlotta. – zdziwił się uprzejmie na widok dziewczyny.
Uśmiechał się przy tym całkiem przyjaźnie, co nadawało mu wygląd dobrotliwego staruszka. Ośmieliło to Lottę na tyle, iż wyciągnęła z modlitewnika karteczkę i podała Pascalowi z zapytaniem co też może ona oznaczać.



Pascal spojrzał na obrazek i Lotta miała okazję zobaczyć, jak jego twarz w sekundzie się zmienia. Uśmiech znikł jak zdmuchnięty przez wiatr.
- Skąd to masz dziecko ? – Thirry spojrzał jej uważnie w oczy ku zaskoczeniu dziewczyny chwytając ją za ramię i silnie przytrzymując.
- To znak kamizardów. Buntowników z Sewennów. Od lat nie widziałem tego symbolu. Byli wrogami króla i Francji.
Pascal przyjrzał się trzymanemu przez dziewczynę modlitewnikowi.
- Czy to aby nie należy do księdza ? Ktokolwiek Ci to dał wystrzegaj się go.
Thirry puścił rękę dziewczyny.


Serce Jacquesa Lemansa biło jak oszalałe. Dziś robił rzeczy o które by się nigdy nie podejrzewał. Nigdy by nie przypuszczał, że jest zdolny do uderzenia człowieka. A nie tylko uderzył strażnika przy wejściu do lochu, ale go ogłuszył. Miał przynajmniej taką nadzieję, a może zabił ? Nie miał odwagi sprawdzić. Na szczęście dla niego był tylko jeden sługa na straży. Nie to jednak było teraz dla niego ważne. Biedził się przez chwilę z pękiem kluczy nim znalazł właściwy i w końcu otworzył kratę, jeszcze tylko jedną i znalazł się w lochach. Byli tu. La Tulipe i Emmanuelle zamknięci w osobnych celach, przykuci kajdanami do ścian. Kapelan drżącymi rękoma szukał kluczy. W końcu uwolnił kobietę i gdy wyswobadzał Pierre’a jakiś stuk przy wyjściu zmroził mu krew w żyłach. Czyżby ktoś go śledził ? Lemans poczuł jak po plecach przebiegają mu ciarki.


Polowanie, a właściwie rzeź dobiegała końca. Ludzie markiza de la Borde sumiennie spełniali polecenie swego pana nie dając nikomu pardonu, aż do chwili gdy ich pryncypał nie wydał im rozkazu, by przestali. Masakrę przeżyło ledwie czterech dorosłych i kilkoro dzieci. Przeszukanie pieczary przyniosło w sumie mizerny efekt. Znaleziono skrzynie z równowartością ledwie kilkuset liwrów. Reszta ponoć została wydana na utrzymanie bandy. Tak przynajmniej utrzymywali jeńcy. Armand pozostawił kilku ludzi, by zajęli się pochowaniem ciał i reszta towarzystwa powróciła na zamek. Jeńcy bynajmniej nie zostali ocaleni z dobroci serca markiza. Jak się zwierzył Margo chciał dokonać na nich publicznej egzekucji, której świadkiem mieli być okoliczni wieśniacy. Co do dzieci, to zamierzał je wysłać do zamorskich kolonii.
Gdy dowiedział się o tym mistrz Thirry pomimo swego stanu oświadczył, że nie zamierza dłużej zostać w tym miejscu i nalegał na jak najszybszy wyjazd. Przygotowania do podróży musiały jednak nieco potrwać. Gospodarz okazał się na tyle wyrozumiały, że nie zatrzymywał dłużej gości. Jedynie Solange okazywała otwarcie swoje niezadowolenie z tego, iż Lotta ją tak szybko opuszcza. Armand odstąpił też kilku swoich ludzi, by podróżni mogli uzupełnić braki w służbie, jakie poczyniła banda Tulipana.
Gdy wszystko już było w miarę gotowe wyruszono w drogę na południe. Niestety Thirry przecenił swoje siły. Już w godzinę po opuszczeniu zamku źle się poczuł. Powstrzymując torsje i ciągle trzymając się za zranione miejsce jakoś dotrwał do Lyonu. Jednak dla wszystkich było jasne, iż nie wytrzyma dalszej podróży.
- Nic to. – wymamrotał zbielałymi wargami, gdy zatrzymali się z zajeździe tuż przy brzegu Rodanu.
- Pojedziecie dalej beze mnie. Muszę trochę odpocząć. Spróbuję dotrzeć do Wenecji nieco później. Poradzicie sobie, jestem pewien. W razie kłopotów możecie zwrócić się do naszego ambasadora. Byle dyskretnie.
Nie pozostawało nic innego jak podjęcie podróży, już bez Pascala.
Im dalej na południe tym aura stawała się cieplejsza. Gdzieś zniknął śnieg zalegający trakt i pola, a temperatura pozwalała na pozbycie się ciężkich zimowych okryć. Podróż upływała w spokoju i monotonni powtarzalnych popasów i noclegów. Ósmego dnia po opuszczeniu zamku rodu Brulart podróżni dotarli do małej miejscowości Mestre leżącej na stałym lądzie naprzeciw Wenecji. Było już późno i ku swemu niezadowoleniu zmuszeni byli nocować w warunkach urągających pozycji arystokracji. Lecz niestety tłumy szlachty z całej Europy chcący się dostać do miasta wręcz oblegały każdą kwaterę, czy wręcz łóżko w Mestre.
Nie zaskoczył więc nikogo fakt, iż w hotelu Bellini nie było wolnych miejsc. Podobnie jak i w każdym innym, do którego podróżni próbowali się dostać. Dopiero gdy zdesperowani zwrócili się do ambasady Francji przy placu św. Marka zostali przyjęci przez Antoine-René de Voyer de Paulmy, markiza d'Argenson.



Budynek nie był zbyt okazały, choć posiadał pewien orientalny urok. Z trudem, ale pomieszczono wszystkich. Gdy wszyscy już odświeżyli się po podróży zebrali się na kolację w jadalni. Markiz d’Argenson nie był obecny przy posiłku, który odbył się w kameralnym gronie. Za oknem rozciągał się widok na Wenecję. Dopiero gdy zmęczenie podróżą nieco minęło można było poświęcić nieco większa uwagę miastu, którego romantyczna uroda wpływała łagodnie przez okna wraz z ostatnimi promieniami zmierzchu. Pałac Dożów prezentował się okazale przypominając o dawnej świetności i potędze miasta.



Pozostawało ustalić co dalej. Jak dotrzeć do hotelu i najważniejsze, jak odzyskać ukryty list.
 
Tom Atos jest offline