Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-08-2010, 12:52   #83
Lilith
 
Lilith's Avatar
 
Reputacja: 1 Lilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie coś
Kolorem zaznaczono fragmenty dodane przez Efcię


Jan kąpał się w najlepsze. Oglądany z góry, stanowił sobą zaiste interesujący i przyjemny w odbiorze obiekt obserwacji. Nie wyglądał groźnie z tej perspektywy. Wręcz przeciwnie, pięknie. Ciało mężczyzny było gibkie. Nie tak masywne, jak znanych Samkhce wojowników. Broda dopiero pokrywała twarz Jana, nadając mu młodzieńczy wygląd. Mimo to, jego ruchy w wodzie były oszczędne i spokojne, jak u doświadczonego pływaka. Podobnie, jak to zaobserwowała w walce. Każdy był wyważony, obliczony na jak najwyższą skuteczność i jak najmniejszy wysiłek. Płynne, jak taniec, to znów zwinne i szybkie, jak błyskawica. Nie pierwszy raz zdała sobie sprawę, że jego widok sprawiaj jej pewnego rodzaju przyjemność. I to rozbrajająco ufne, chłopięce spojrzenie w wyrazie oczu. Wygląd Jana był zwodniczy.


Nie miała zamiaru wnikać w to, o czym teraz myślał, ale ani temperatura, ani kryształowa czystość wód jeziora nie mogły zamaskować pobudzających efektów owych, z założenia, przyjemnych rozmyślań. Podglądaczka uśmiechnęła się pod nosem. Może dlatego tak szybko wyskoczył z wody, gdy Chris skończywszy na brzegu małą przepierkę szykował się, by także skorzystać z kąpieli.

Poczuła w sobie dziwny niepokój, jakby drżenie, które przebiegło całe jej ciało, kiedy wchodził do jeziora. Z jakiego powodu? Utlandsk wywoływali w niej emocje, których wciąż nie potrafiła rozpoznać ani zrozumieć. Była świadoma jednego. Nie powinna dopuścić, by podobne odczucia odbierały jej jasny osąd sytuacji. Mimo tego nie odrywała oczu od Chrisa, kiedy przepływał tuż pod nią, mocnymi pociągnięciami ramion rozcinając drobne fale, wzbudzane w toni jeziora przez wodospad. Miał takie silne ręce...
Teraz Chris, a przedtem, jak gdyby była zauroczoną smarkulą, co nigdy nie widziała mężczyzny, wpatrywała się w Jana.

Przymknęła powieki. Te spojrzenia... uśmiechy... dotyk dłoni... Co się z nią działo?! Skąd nagle przyszły jej na myśl dziewczęta, które w bezsenne noce widywała ze swego okna w domu Osulfa. Stodoła stojąca opodal, bywała częstym miejscem schadzek kochanków. Wtedy im zazdrościła, słuchając ich szeptów, westchnień, czasem śmiechu... czasem krzyku spełnienia...

Dosyć!!
Czy to jakaś magia? Czy ją zaczarowali? Przybysze nosili na sobie jakieś amulety... talizmany... Widziała takie w łaźni u Chrisa. Może pozostali również posiadali podobne. Czy miały moc, której powinna się obawiać? A może już znalazła się pod ich wpływem. Musiała się z tego wyrwać, póki jeszcze mogła. Gdyby pozwoliła się im w jakiś sposób omotać...

Każdy z Utlandsk mógł okazać się równie niebezpieczny. W porównaniu z wojownikami Krigar, potężnymi jak niedźwiedzie, bardziej przypominali jej sprowadzone ze wschodu smukłe, dzikie koty, które kiedyś udało jej się zobaczyć na dworze króla. Wszyscy trzej razem wzięci, wydawali się jej wprost niepokonani. Mimo to przecież jeden z nich już padł. Alana, Ymma i ich towarzysze widzieli to na własne oczy. Zwiadowcy widzieli, jak Utlandsk pogrzebali jego ciało w wykopanej w ziemi jamie. Jak zginął? Od strzały... Tak, od strzały Hirvio...
Strzała, zwykły kawałek drewna... A czy mogli zginąć od miecza?
W łaźni Octan rzucił się na, z pozoru bezbronnego Przybysza, z mieczem. Nic nie zdziałał. Obcy zdołał obronić się gołymi rękami, o mało nie pozbawiając go ducha. Podejrzewała, że gdyby go do tego sprowokowali, byłby wtedy w stanie poskręcać karki całej ich trójce.
Teraz była wśród nich całkiem sama, bez wsparcia, bez szans na przeżycie, jeśli zapragnęliby odsłonić swoje prawdziwe oblicza.

Jeśli przeznaczeniem Przybyszów miała być śmierć, nie mogła pozwolić na rozbudzanie w sobie do nich żadnych uczuć. Musiała zachować trzeźwość umysłu. Tak naprawdę niczego o nich nie wiedziała. Ani tego skąd pochodzili, ani po co tu przybyli. Uświadomiła sobie nagle, ile informacji Chris zdołał wydobyć z niej w grodzie Mildrith i na trakcie. Tymczasem Utlandsk wciąż okrywała tajemnica. Ona także powinna była pytać i szukać odpowiedzi. Przecież mogli być szpiegami. Wysłannikami jakiegoś potężnego ludu, który może zagrozić jej ziemi. Jak mogła o tym nie pomyśleć? Przez zbytnią pewność siebie Mildrith i kilku jej doradców?
Powinna była zauważyć, że Utlandsk Chris podejrzanie szybko uczy się języka. Potrafił już zbudować krótkie zdania. To było wręcz nieprawdopodobne. Może tylko udawał. Może już od dawna znał ich język, a teraz z rozmysłem udawał niewiedzę i kalecząc słowa, starał się wprowadzić ją w błąd. Może rzeczywiście jest szpiegiem. Oni wszyscy. Cała trójka. Jeśli gdzieś w ukryciu czeka na ich znak cała armia podobnych im wojowników, jej lud byłby zgubiony...

Jeżeli tak było w istocie, będzie musiała przynajmniej spróbować ich zabić. Najlepiej znienacka, by nie dać żadnemu z nich szansy na obronę. Zacisnęła zęby i wspierając się plecami o zimną skałę zastanawiała się przez moment, czy potrafiłaby w tej chwili z zimną krwią zabić któregoś z Obcych. Wychyliła się lekko znad półki, szukając wzrokiem Chrisa.

Przeszyło ją lodowate zimno. Płynął prosto w jej stronę pod powierzchnią wody. Zupełnie nieświadomy tego, co go czeka. Sunął wprost na spotkanie ze swą śmiercią. Jeszcze chwila i straci okazję. Musiała się pospieszyć. Jeszcze tylko chwila...
Chwyciła łuk, w mgnieniu oka nakładając strzałę. Wynurzył się z wody, niemal tuż przed nią.

- Myrkyllinen käärme! Tappaa hänet, Chris! - wrzasnęła schrypniętym, nieludzkim głosem.

Tim też to usłyszał. On, jako jedyny miał broń pod ręką. Również on, jako pierwszy wypatrzył Samkhę ukrytą w zaroślach nad jeziorem. Stała tam, ze strzałą nałożoną na cięciwę, gotowa do oddania strzału. Amerykanin w mgnieniu oka pojął, że kobieta mierzy do Kanadyjczyka. Ale dlaczego tak krzyczała? Evans działał mechanicznie. Namierzył cel, nacisnął spust. Niestety za późno. Kobieta ułamek sekundy wcześniej zwolniła cięciwę. Strzała pomknęła prosto do celu. Prosto w Spencera.

Czuła mięśnie pleców, piersi i ramion napinające się jak struny. Zastygła na kilka sekund jak posąg, starając się opanować oddech, by idealnie uchwycić cel. Musiała zabić za pierwszym razem, jedną strzałą. To była jedyna jej szansa. Niezauważalny moment, kiedy mięśnie niemal odruchowo zwolniły napięcie, zlał się z jękiem cięciwy i sykiem przecinanego pędem pierzastego pocisku powietrza.

Nieoczekiwanie huk gromu rozległ się zwielokrotnionymi echami nad taflą jeziora, a palące smagnięcie w jednej chwili zgasiło w jej oczach światła i barwy. Runęła w dół, niczym kamień. Oddychała jeszcze, kiedy zderzyła się z lustrem wody. Nie czuła nawet, że tonie.
Nigdy nie sądziła, że śmierć może być taka lekka...


Czyżby jednak chybiła? Amerykanin wyraźnie widział, jak strzała wpadła do wody tuż obok głowy Chrisa. Może jednak kula, która ją dosięgnęła, zdołała jeszcze zmienić tor lotu pierzastego pocisku? Ten cholerny cywil miałby w takim wypadku jak zwykle więcej szczęścia, niż rozumu. Kanadyjczyk i Jan obydwaj zareagowali na huk wystrzału, obaj dojrzeli spadającą ze skał kobietę. Zderzenie bezwładnego ciała z taflą jeziora wywołało potężny rozbryzg wody.
Thimoty zadowolony z siebie podniósł się z klęczek. Nadal czujny przyjrzał się dokładniej tkwiącemu w wodzie śmiercionośnemu kawałkowi drewna, który posłała w jego towarzysza Smakha. Strzała sterczała z wody, zupełnie jakby wbiła się w taflę jeziora, a przecież powinna albo utkwić w dnie, albo leżeć płasko na wodzie. A tymczasem tkwiła w niej pod kątem równym niemal czterdziestu pięciu stopni.
 
__________________
"Niebo wisi na włosku. Kto wie czy nie na ostatnim. Kto ma oczy, niech patrzy. Kto ma uszy, niech słucha. Kto ma rozum, niech ucieka" (..?)

Ostatnio edytowane przez Lilith : 24-08-2010 o 13:32.
Lilith jest offline