Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 24-08-2010, 12:44   #81
 
Lilith's Avatar
 
Reputacja: 1 Lilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie coś
Wadera. Ta sama, która dwie noce temu zabrała złożoną przez Samkhę ofiarę. Podobnie jak wtedy, bez strachu wpatrywała się z pewnego dystansu w poczynania dziewczyny. Krążyła w tę i z powrotem utykając lekko i nerwowo oblizując pysk jęzorem. Wojowniczka zastygła w bezruchu.

- Witaj Wysłanniczko Dis. Czyżbyś miała mi coś do przekazania Matko Wilczych Szczeniąt? - wyszeptała miękkim, spokojnym głosem, podchodząc nieco bliżej wilczycy z zajęczymi patrochami w wyciągniętej dłoni. Zapach krwi, wyraźnie kusił zwierzę. Przyklękła powoli i położyła je na trawie, po czym wycofała się odrobinę. Wilczyca to rzucając łakome spojrzenia na królicze resztki, to znów spoglądając podejrzliwie na Samkhę postąpiła kilka kroków naprzód. Teraz Krigarka wyraźnie zobaczyła ciętą ranę na jej łapie.

- Jesteś głodna. Nie mogłaś dziś polować? Kto Cię skrzywdził? - zapytała, jak gdyby naprawdę spodziewała się usłyszeć odpowiedź. Zmarszczyła nagle brwi, pocierając z lekka miejsce, gdzie pod rękawem dawało się wyczuć założony niedawno opatrunek.
- Utlandsk... - sapnęła. Przymrużyła oczy i zacisnęła usta myśląc intensywnie nad skutkami swojej nocnej wycieczki do leśnego uroczyska. Wycofała się znów i wziąwszy drugiego, jeszcze nie oprawionego zająca, położyła go przed wilczycą. Ponownie cofnąwszy się nieco, przysiadła na trawie i obserwując nieufnie obwąchującą jej zdobycz waderę, przemawiała do niej cicho i z namysłem.

- Wilcza Matko... przykro mi, że wzywając cię, naraziłam cię na ból i niewygodę, a potomstwo, które w sobie nosisz na niebezpieczeństwo. Wybacz mi proszę i odłóż na bok urazę. Nie przewidziałam, że Obcy spróbuje mnie tropić i trafi na święte miejsce. Byłam nieostrożna. Nie powinnam była na to pozwolić. Przyjmij ten dar ode mnie i zapomnij proszę o moim przewinieniu. Jeśli mogę odkupić swoją winę, wskaż mi sposób. Zrobię co w mojej mocy, aby zmazać ten błąd.

Przerwała swoją przemowę, kiedy wilczyca chwyciła w końcu ciało zająca i odciągnąwszy nieco, poczęła je łapczywie pożerać. Samkha uśmiechnęła się z ulgą. Wszystko wskazywało na to, że ani Disy, ani ich wysłanniczka nie żywią do niej urazy.
- Dziękuję ci potomkini wielkich wilczych przodków, które pożywiają się u stołu Odyna. Dziękuję za wybaczenie. Szepnij za mną słowo ojcom swoim, boskim Wilkom tego, który z Hidskalfa spogląda na nas co dzień swoim słonecznym okiem. Poproś ich o błogosławieństwo drogi, w którą wyruszyłam. Poproś o zwycięstwo. Niech włócznia Pana Bogów będzie ze mną i strzeże moich kroków bym, mimo iż jestem tylko kobietą, zachowała wiarę, odwagę i hart ducha.

Ciężarna wadera szybko rozprawiła się z zającem, by po chwili ułożyć się wygodniej, jak gdyby miała zamiar łaskawie wysłuchać mówiącej do niej dziewczyny. Posyłając jej od czasu do czasu przeciągłe, ciekawskie spojrzenia, spokojnie zabrała się za systematyczne wylizywanie zranionej łapy.
- Mogę Ci obiecać wilczyco, że dopóki zechcesz mi towarzyszyć, podzielę się z tobą każdym kęsem strawy. Jeśli nie zabraknie w tych lasach zwierzyny, nigdy nie będziesz głodna, przysięgam. Tylko wstaw się za mną do swego Pana.

Nagle coś odwróciło uwagę wilczej samicy. Nic niepokojącego, gdyż tylko zaskomlała machnąwszy przy tym ogonem i spoglądając gdzieś w dal za Samkhą. Dziewczyna odwróciła się ostrożnie. Na skraju polany pojawił się właśnie drugi wilk. Okazały szary basior.
- Varjo! - wykrzyknęła uradowana, nieco zbyt głośno, jak na gust dzikiej wilczycy, która podniosła się gwałtownie do siadu, lecz nie uciekła. Samiec tymczasem, podszedł do Samkhy pozwalając się jej bez sprzeciwu dotknąć, a potem przytulić do sprężystego, silnego karku.
- Witaj przyjacielu. Dobrze znów widzieć cię w dobrym zdrowiu. - Uśmiechnęła się, tarmosząc mu sierść na piersi.


Wyjęła z sakwy maleńki, złożony starannie kawałek tkaniny. Pochyliła się nad uchem zwierzęcia i wyszeptała wprost w nie kilka zdań, pozwalając poznać wilkowi ślad zapachu, jaki na pewno wciąż na nim pozostawał.
- Zapamiętasz go mój przyjacielu? - zapytała odsuwając się lekko, by spojrzeć mu wprost w ślepia. Jak gdyby w odpowiedzi, czerwony jęzor prześliznął się po jej policzku. - Na mnie już czas. Muszę wracać, niedługo zapadnie zmierzch. - Przytuliła po raz ostatni kudłaty wilczy pysk do swojej twarzy i wstała powoli, by nie spłoszyć samicy. - Do zobaczenia Cieniu. Do następnego spotkania Matko Wilczyco.
Nie czekała dłużej. Zabrawszy drugą, oprawioną zajęczą tuszkę, wyruszyła najprostszą drogą do obozu.

Wkrótce też napotkała na swej drodze strumień, który rwącym nurtem spływał w dół zbocza, tocząc kamienistym korytem swe szumiące wody. Oczyściła w nich królicze mięso, a potem tknięta nagłą myślą, pobiegła kawałek krawędzią stromego brzegu szukając łatwiejszego zejścia na stromą ścianę przy wodospadzie. Przeskakując jak kozica ze skały na skałę, ukryta przed niepożądanym wzrokiem ewentualnego obserwatora przez porastającą wysoki północny brzeg zieleń, znalazła sobie wygodną skalną półkę. Stąd mogła objąć wzrokiem prawie całe jezioro, włącznie z wodospadem i piaszczystym, przeciwległym brzegiem, na którym rozbili obóz.
 
__________________
"Niebo wisi na włosku. Kto wie czy nie na ostatnim. Kto ma oczy, niech patrzy. Kto ma uszy, niech słucha. Kto ma rozum, niech ucieka" (..?)

Ostatnio edytowane przez Lilith : 24-08-2010 o 13:12.
Lilith jest offline  
Stary 24-08-2010, 12:47   #82
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Albo Jan miał dosyć kąpieli, albo też zrezygnował z niej na widok Chrisa. W każdym razie zanim Kanadyjczyk zdążył rozłożyć swoje rzeczy Polaka już nie było.
Zbyt dużo tego prania na szczęście nie było. Koszula, bielizna, skarpetki... Mydło poradziło sobie z potem i brudem w kilka chwil. Na szczęście miał zapasową bieliznę w dostatecznej ilości. Nie zamierzał kąpać się nago na oczach tłumów. Nawet jeśli ten tłum składał się z Tima, niecierpliwiącego się w obozie. I być może Jana, który zniknął w krzakach, a do obozu nie wrócił, więc pewnie siedział w tych zaroślach, czekając nie wiadomo na co.

Chris nawlókł na gałązkę ostatnią skarpetkę i upewnił się, że przypadkowy podmuch wiatru nie strąci jej na ziemię, a potem zaczął się szykować do spędzenia kilku chwil w wodzie.
Rozładował pistolet, by jakiś przypadkowy znalazca nie zdołał go w żaden sposób użyć. Najwyżej jako młotek.
Sam nie zamierzał pozostawać całkowicie bezbronny. Pływanie z nożem w zębach dobre było na pirackich filmach, ale w życiu można było najwyżej solidnie pokaleczyć sobie usta. Lepiej było przymocować broń do przedramienia, co mógł zrobić bez problemów.

Woda była zadziwiająco ciepła. Całkiem nie taka, jak powinna być górska woda.
Prosto z kranu Noituus - pomyślał rozbawiony.
Zatrzymał się nagle z nieodpartym wrażeniem, że ktoś się w niego intensywnie wpatruje.
Znał to odczucie. Oczy wbite w twoje plecy. Chociaż tym razem nie o plecy chodziło.
Skąd się brały takie umiejętności? Miał to we krwi?
Chyba jednak nie powinien wszystkich swoich zdolności czy talentów nie uznawanych przez współczesną naukę zwalać na dziadka-szamana, czy praprababkę-czarownicę.
Inni nie miewali takich przodków, też zdarzały im się różne ciekawe rzeczym zwane przeczuciami, intuicją czy przebłyskiem podświadomości. Przez tych, którzy nie wiedzieli, jak to nazwać i sklasyfikować.
Przez moment pożałował, że Jana już nie ma. Chociaż, jeśli znał stosunek Polaka do niego, zostałby po prostu zlekceważony. Albo nawet wyśmiany. Wojskowi mieli to do siebie, że wszystkich nie-wojskowych uważali za głupców, których trzeba trzymać za rączkę.

Przeciągnął się leniwie a potem przyklęknął, jakby chciał jeszcze raz sprawdzić temperaturę wody przed zanurzeniem się w błękitnej toni.
Ukradkiem zlustrował okolicę. Nikogo nie dostrzegł, a wrażenie wbitych w niego oczu zniknęło.
Najwyraźniej się pomylił. Niekiedy coś takiego się zdarzało.

Wodospad, do którego dopłynął podczas kąpieli nie krył za ścianą wody żadnej kryjówki. Za to lecąca z góry woda była zimna.


W sam raz dla kogoś, kto chciałby ostudzić gorącą krew. Automatycznie wykluczało to teorię, by Noituus miała coś wspólnego z temperaturą wody w jeziorku. Pozostawały zatem całkiem prozaiczne gorące źródła.
Chris odsunął się szybko od zimnego prysznica, a potem zanurkował, by się nieco rozgrzać w znaczniej cieplejszej wodzie.
 
Kerm jest offline  
Stary 24-08-2010, 12:52   #83
 
Lilith's Avatar
 
Reputacja: 1 Lilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie coś
Kolorem zaznaczono fragmenty dodane przez Efcię


Jan kąpał się w najlepsze. Oglądany z góry, stanowił sobą zaiste interesujący i przyjemny w odbiorze obiekt obserwacji. Nie wyglądał groźnie z tej perspektywy. Wręcz przeciwnie, pięknie. Ciało mężczyzny było gibkie. Nie tak masywne, jak znanych Samkhce wojowników. Broda dopiero pokrywała twarz Jana, nadając mu młodzieńczy wygląd. Mimo to, jego ruchy w wodzie były oszczędne i spokojne, jak u doświadczonego pływaka. Podobnie, jak to zaobserwowała w walce. Każdy był wyważony, obliczony na jak najwyższą skuteczność i jak najmniejszy wysiłek. Płynne, jak taniec, to znów zwinne i szybkie, jak błyskawica. Nie pierwszy raz zdała sobie sprawę, że jego widok sprawiaj jej pewnego rodzaju przyjemność. I to rozbrajająco ufne, chłopięce spojrzenie w wyrazie oczu. Wygląd Jana był zwodniczy.


Nie miała zamiaru wnikać w to, o czym teraz myślał, ale ani temperatura, ani kryształowa czystość wód jeziora nie mogły zamaskować pobudzających efektów owych, z założenia, przyjemnych rozmyślań. Podglądaczka uśmiechnęła się pod nosem. Może dlatego tak szybko wyskoczył z wody, gdy Chris skończywszy na brzegu małą przepierkę szykował się, by także skorzystać z kąpieli.

Poczuła w sobie dziwny niepokój, jakby drżenie, które przebiegło całe jej ciało, kiedy wchodził do jeziora. Z jakiego powodu? Utlandsk wywoływali w niej emocje, których wciąż nie potrafiła rozpoznać ani zrozumieć. Była świadoma jednego. Nie powinna dopuścić, by podobne odczucia odbierały jej jasny osąd sytuacji. Mimo tego nie odrywała oczu od Chrisa, kiedy przepływał tuż pod nią, mocnymi pociągnięciami ramion rozcinając drobne fale, wzbudzane w toni jeziora przez wodospad. Miał takie silne ręce...
Teraz Chris, a przedtem, jak gdyby była zauroczoną smarkulą, co nigdy nie widziała mężczyzny, wpatrywała się w Jana.

Przymknęła powieki. Te spojrzenia... uśmiechy... dotyk dłoni... Co się z nią działo?! Skąd nagle przyszły jej na myśl dziewczęta, które w bezsenne noce widywała ze swego okna w domu Osulfa. Stodoła stojąca opodal, bywała częstym miejscem schadzek kochanków. Wtedy im zazdrościła, słuchając ich szeptów, westchnień, czasem śmiechu... czasem krzyku spełnienia...

Dosyć!!
Czy to jakaś magia? Czy ją zaczarowali? Przybysze nosili na sobie jakieś amulety... talizmany... Widziała takie w łaźni u Chrisa. Może pozostali również posiadali podobne. Czy miały moc, której powinna się obawiać? A może już znalazła się pod ich wpływem. Musiała się z tego wyrwać, póki jeszcze mogła. Gdyby pozwoliła się im w jakiś sposób omotać...

Każdy z Utlandsk mógł okazać się równie niebezpieczny. W porównaniu z wojownikami Krigar, potężnymi jak niedźwiedzie, bardziej przypominali jej sprowadzone ze wschodu smukłe, dzikie koty, które kiedyś udało jej się zobaczyć na dworze króla. Wszyscy trzej razem wzięci, wydawali się jej wprost niepokonani. Mimo to przecież jeden z nich już padł. Alana, Ymma i ich towarzysze widzieli to na własne oczy. Zwiadowcy widzieli, jak Utlandsk pogrzebali jego ciało w wykopanej w ziemi jamie. Jak zginął? Od strzały... Tak, od strzały Hirvio...
Strzała, zwykły kawałek drewna... A czy mogli zginąć od miecza?
W łaźni Octan rzucił się na, z pozoru bezbronnego Przybysza, z mieczem. Nic nie zdziałał. Obcy zdołał obronić się gołymi rękami, o mało nie pozbawiając go ducha. Podejrzewała, że gdyby go do tego sprowokowali, byłby wtedy w stanie poskręcać karki całej ich trójce.
Teraz była wśród nich całkiem sama, bez wsparcia, bez szans na przeżycie, jeśli zapragnęliby odsłonić swoje prawdziwe oblicza.

Jeśli przeznaczeniem Przybyszów miała być śmierć, nie mogła pozwolić na rozbudzanie w sobie do nich żadnych uczuć. Musiała zachować trzeźwość umysłu. Tak naprawdę niczego o nich nie wiedziała. Ani tego skąd pochodzili, ani po co tu przybyli. Uświadomiła sobie nagle, ile informacji Chris zdołał wydobyć z niej w grodzie Mildrith i na trakcie. Tymczasem Utlandsk wciąż okrywała tajemnica. Ona także powinna była pytać i szukać odpowiedzi. Przecież mogli być szpiegami. Wysłannikami jakiegoś potężnego ludu, który może zagrozić jej ziemi. Jak mogła o tym nie pomyśleć? Przez zbytnią pewność siebie Mildrith i kilku jej doradców?
Powinna była zauważyć, że Utlandsk Chris podejrzanie szybko uczy się języka. Potrafił już zbudować krótkie zdania. To było wręcz nieprawdopodobne. Może tylko udawał. Może już od dawna znał ich język, a teraz z rozmysłem udawał niewiedzę i kalecząc słowa, starał się wprowadzić ją w błąd. Może rzeczywiście jest szpiegiem. Oni wszyscy. Cała trójka. Jeśli gdzieś w ukryciu czeka na ich znak cała armia podobnych im wojowników, jej lud byłby zgubiony...

Jeżeli tak było w istocie, będzie musiała przynajmniej spróbować ich zabić. Najlepiej znienacka, by nie dać żadnemu z nich szansy na obronę. Zacisnęła zęby i wspierając się plecami o zimną skałę zastanawiała się przez moment, czy potrafiłaby w tej chwili z zimną krwią zabić któregoś z Obcych. Wychyliła się lekko znad półki, szukając wzrokiem Chrisa.

Przeszyło ją lodowate zimno. Płynął prosto w jej stronę pod powierzchnią wody. Zupełnie nieświadomy tego, co go czeka. Sunął wprost na spotkanie ze swą śmiercią. Jeszcze chwila i straci okazję. Musiała się pospieszyć. Jeszcze tylko chwila...
Chwyciła łuk, w mgnieniu oka nakładając strzałę. Wynurzył się z wody, niemal tuż przed nią.

- Myrkyllinen käärme! Tappaa hänet, Chris! - wrzasnęła schrypniętym, nieludzkim głosem.

Tim też to usłyszał. On, jako jedyny miał broń pod ręką. Również on, jako pierwszy wypatrzył Samkhę ukrytą w zaroślach nad jeziorem. Stała tam, ze strzałą nałożoną na cięciwę, gotowa do oddania strzału. Amerykanin w mgnieniu oka pojął, że kobieta mierzy do Kanadyjczyka. Ale dlaczego tak krzyczała? Evans działał mechanicznie. Namierzył cel, nacisnął spust. Niestety za późno. Kobieta ułamek sekundy wcześniej zwolniła cięciwę. Strzała pomknęła prosto do celu. Prosto w Spencera.

Czuła mięśnie pleców, piersi i ramion napinające się jak struny. Zastygła na kilka sekund jak posąg, starając się opanować oddech, by idealnie uchwycić cel. Musiała zabić za pierwszym razem, jedną strzałą. To była jedyna jej szansa. Niezauważalny moment, kiedy mięśnie niemal odruchowo zwolniły napięcie, zlał się z jękiem cięciwy i sykiem przecinanego pędem pierzastego pocisku powietrza.

Nieoczekiwanie huk gromu rozległ się zwielokrotnionymi echami nad taflą jeziora, a palące smagnięcie w jednej chwili zgasiło w jej oczach światła i barwy. Runęła w dół, niczym kamień. Oddychała jeszcze, kiedy zderzyła się z lustrem wody. Nie czuła nawet, że tonie.
Nigdy nie sądziła, że śmierć może być taka lekka...


Czyżby jednak chybiła? Amerykanin wyraźnie widział, jak strzała wpadła do wody tuż obok głowy Chrisa. Może jednak kula, która ją dosięgnęła, zdołała jeszcze zmienić tor lotu pierzastego pocisku? Ten cholerny cywil miałby w takim wypadku jak zwykle więcej szczęścia, niż rozumu. Kanadyjczyk i Jan obydwaj zareagowali na huk wystrzału, obaj dojrzeli spadającą ze skał kobietę. Zderzenie bezwładnego ciała z taflą jeziora wywołało potężny rozbryzg wody.
Thimoty zadowolony z siebie podniósł się z klęczek. Nadal czujny przyjrzał się dokładniej tkwiącemu w wodzie śmiercionośnemu kawałkowi drewna, który posłała w jego towarzysza Smakha. Strzała sterczała z wody, zupełnie jakby wbiła się w taflę jeziora, a przecież powinna albo utkwić w dnie, albo leżeć płasko na wodzie. A tymczasem tkwiła w niej pod kątem równym niemal czterdziestu pięciu stopni.
 
__________________
"Niebo wisi na włosku. Kto wie czy nie na ostatnim. Kto ma oczy, niech patrzy. Kto ma uszy, niech słucha. Kto ma rozum, niech ucieka" (..?)

Ostatnio edytowane przez Lilith : 24-08-2010 o 13:32.
Lilith jest offline  
Stary 24-08-2010, 13:58   #84
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Jan ukryty w krzakach obserwował jezioro, przyczajony. Bardziej z przyzwyczajenia, niż z innego powodu. Spod przymrużonych powiek przyglądał się sytuacji przed nim. W tym i Chrisowi... choć z obojętnością. Co jednego mężczyznę, obchodzi drugi prawie goły facet ?
Cóż... pewien typ mężczyzny, byłby bardzo zainteresowany. Ale na szczęście dla Chrisa, zainteresowania Jana w kwestii golizny ograniczały się do kobiet.
Myśli Rosińskiego błądziły z dala od kąpiącego się Chrisa, oczy obserwowały go z przyzwyczajenia, przeskakując z jednego się punktu w polu widzenia, na drugi.

Lecz wkrótce sytuacja się zrobiła dramatyczna, a wydarzenia potoczyły się lawinowo. A każde trwało ułamki sekundy.

Ruch w zaroślach, przyczajona z łukiem Samkha na skałach. Napinana cięciwa przy wtórze słów, strzał. Huk broni palnej. Samkha wpadająca do jeziora.

Jan nie miał zbyt wiele czasu na reakcję, zwłaszcza, że Samkhę dostrzegł o wiele za późno.
Nie wiedział czemu strzelała, nie wiedział czemu chybiła, nie było czasu na pytania. Ani rozmyślanie...
Odruchy warunkowe, bodziec- reakcja, błyskawiczne działanie.

Rosiński poderwał się z krzaków i pobiegł prędko w kierunku wody. Miał zamiar,rozpędziwszy się wskoczyć do wody. Wtedy szybkie ruchy rąk rozchlapywały wodę na boki, gdy Jan płynąłby w kierunku Chrisa i Samkhi. Spencer nie był zagrożony, więc Jan by go zignorował i zanurkował.
A toń jeziora otuliłaby go swym całunem, gdy przeszukując je poszukiwałby ciała dziewczyny.
...takie były przynajmniej jego zamierzenia, gdy ruszał do biegu.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 24-08-2010, 13:58   #85
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Chris przepłynął pod wodą kilka metrów, a gdy się ponownie wynurzył o mały włos zachłysnąłby się wodą.
Na skalistym, wysokim brzegu stała Samkha. To jej głos słyszał przed chwilą. Brązowe oczy dziewczyny dziko patrzyły w niego z twarzy, na której wypisane było pragnienie zadania śmierci. O tym, że to nie są niemądre żarty, świadczył łuk, wycelowany prosto w jego głowę.


Czas jakby stanął nagle w miejscu.
Powiadają, że tuż przed śmiercią człowiek widzi, niczym wyświetlane slajdy, sceny ze swego życia.
A tu nic.
Wpatrywał się tylko w lśniący odbitym światłem zachodzącego słońca grot strzały, nie rozumiejąc, czemu Samka uprzedziła, że go zabije. Chciała, sadystka, żeby wiedział, że zginie za chwilę? Pragnęła rozkoszować się jego strachem? A wcześniej stwarzała pozory sympatii. Na dodatek tak dobrze, że jej uwierzył. Dał się uśpić jej fałszywym uśmiechom i teraz za to zapłaci.
I czemu chciała go zabić? Zrobił jej coś? Obraził? Za co go tak nienawidzi?
A może ktoś jej kazał to zrobić?

Miehet... astella... kauppala...
Słowa wypowiedziane przez Samkhę trzy dni temu zabrzmiały teraz jak drwina.
Jasne... wrócą...

Odruchowo uniósł rękę, z pełną świadomością, że za późno już na jakąkolwiek obronę. Nic nie zdołało powstrzymać lecącego w jego stronę posłańca śmierci.



Świst przemykającej tuż obok niego strzały powiedział mu, że Samkha chybiła... Przez ułamek sekundy miedzy zaskoczonymi szarymi komórkami tłukła się ta właśnie myśl.
Nie trafiła w niego...
Odwrócił się gwałtownie, nie mogąc uwierzyć we własne szczęście. Z niedowierzaniem przyjrzał się sterczącej strzale, takiej samej, jakie ich przewodniczka nosiła w kołczanie. Jak mogła nie trafić z tak małej odległości? Dziecko by nie chybiło, a tym bardziej taki strzelec, jak Samkha, której umiejętności widział podczas spotkania z dzikiem...
Wpatrywał się osłupiały w strzałę, wbitą w powierzchnię wody. Wbitą... Magia, czy co innego?

Po długiej jak stulecie sekundzie do zaskoczonego umysłu dotarły sygnały, odebrane wcześniej przez zszokowane zmysły. Huk wystrzału. I upadek Samkhy, która wypuściła z rąk łuk i bezwładnie runęła w fale jeziorka...
Kto ją zastrzelił? Tim czy Jan? Nie wiedział. Ale może i dobrze, że zginęła, bo inaczej osobiście poderżnąłby jej gardło, jak tylko by ją dopadł. I nie uratowaliby jej ani Krigar, ani sama Noituus, kimkolwiek by nie była.

Kątem oka dostrzegł tonące ciało niedoszłej zabójczyni. Gdy ponownie jego wzrok zogniskował się na tkwiącej w nienaturalny sposób w wodzie strzale dostrzegł to, co utrzymywało ten zakończony metalem śmiercionośny kawałek drewna, na powierzchni.
Grot tkwił w czerepie gigantycznego węża.


Z ostrych jak brzytwa zębów jadowych ściekały dwie przeźroczyste kropelki.


Jeszcze chwila i owe kropelki jadu mogły zostać wstrzyknięte w jego układ krwionośny.


Nie mógł uwierzyć.
Jeszcze nigdy tak się nie pomylił...
To, że nie tylko on był w błędzie, w niczym go nie usprawiedliwiało. Samkha ocaliła mu życie, a on, zamiast spróbować ją ratować, rozglądał się dokoła.


Nabrał powietrza by zanurkować. By chociaż spróbować naprawić swój błąd.
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 24-08-2010 o 14:03.
Kerm jest offline  
Stary 24-08-2010, 14:05   #86
 
Efcia's Avatar
 
Reputacja: 1 Efcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputację
Jan rzucił się na pomoc bez zastanowienia. W ubraniu. W butach. Tak jak stał. Wbiegł do wody, rozchlapując ją na wszystkie strony. Odbił się od piaszczystego dna. Nim jeszcze ponownie zetknął się z tafla jeziora, obie ręce złożył nad głową i płynnie zanurkował. Wynurzył się z wody po jakimś czasie i kraulem ruszył w kierunku dziewczyny. On widział dokładnie gdzie Samkha spadła. Pokonanie tego dystansu zajęło mu jednak trochę. Gdy dotarł do miejsca gdy tafla zamknęła się nad wojowniczką, zatrzymał się. Nabrał powietrza do płuc i zanurkował.


Chris był bliżej. Nie mniej jednak on dotarł do miejsca gdzie Samkha zniknęła w toni później. Kanadyjczyk też zanurkował.

Pierwsze co obaj zobaczyli to tysiące pęcherzyków powietrza, które sami wytworzyli. Woda była przeźroczysta, więc po chwili dostrzegli i siebie nawzajem. Ale wojowniczki nigdzie nie było. A powietrze w płucach niemiłosiernie rozpierało klatkę piersiową. Trzeba było się wynurzyć. Zaczerpnąć życiodajnego tlenu. A cenne sekundy uciekały.

Bezwładne ciało opadało niżej i niżej.



Jan nie poddawał się jednak. Nie potrafił. Gdy pierwszy raz założył błękitny hełm czuł wielką dumę.
Siły pokojowe ONZ.Żołnierze których zadaniem jest nieść pokój, bronić słabszych tłumić plemienne wojenki. By ratować cywilów, by być obrońcą. No i teraz ratował czyjeś życie. I nie mógł tak sobie... odpuścić.

Chris nie sądził, by mógł konkurować z poławiaczami pereł, ale i tak nie miał zamiaru dopuścić, by Samkha się utopiła. Prędzej sam by poszedł na dno, niż pozwolił, by na jego oczach ktoś poszedł pod wodę i tam został. A szczególnie dziewczyna, której zawdzięczał życie.
Nabrał w płuca powietrze i ponownie zanurkował.

Dopiero przy trzecim zanurkowaniu Chris dostrzegł w szmaragdowej toni błyszczącą klamrę jej pasa. Spencer ruszył w tamtym kierunku. Kilka ruchów ramionami i już był przy kobiecie. Miał jednak pecha. Jan był szybszy. On już ją ciągnął ku powierzchni. Polak nie widział jednak Kanadyjczyka. Sam ciągnął nieprzytomną Samkhę do brzegu.



Powoli acz systematycznie wykonując tzw. "nożyce" nogami, nadając sobie i dziewczynie prędkości i przesuwając się w kierunku brzegu.
W końcu, zmachany wyczuł nogami dno. Chris też już dopłynął do brzegu. Razem z Rosińskim wyciągnęli wojowniczkę na brzeg.
Taka szczupła dziewczyna, a była ciężka nad podziw. Bo i kto kąpie się w skórzanym wdzianku i wysokich butach do konnej jazdy... Samobójcy zapewne.
Sine usta nie poruszały się. Odziane w skórzaną kamizelkę piersi nie unosiły się.
Chris spojrzał w twarz leżącej dziewczyny. Spokój, jaki na niej zastygł, upodobnił ją do maski. Umarła? Ale w końcu nie była aż tak długo pod wodą. Jej dusza nie musiała jeszcze podążyć do Krainy Wiecznych Łowów.
Albo Walhalli, jeśli tam wędrowały dusze tych niby-Wikingów.
- Tim... Przynieś proszę koce i apteczkę...
Nie oddychała...
Gdy przełożył ją przez kolano z jej ust wypłynęła strużka wody.
Odwrócił dziewczynę i położył na przyniesionym przez Tima kocu.
Amerykanin patrzył na swoich towarzyszy ze zdziwieniem i niedowierzaniem. Nie rozumiał jak mogą ratować kogoś, kto chciał zabić ich, ale podał koc i liczył na sensowne wytłumaczenie.
Odchylenie głowy i udrożnienie dróg oddechowych zajęło kolejne ułamki sekund.
Jan rozciął skórzaną kamizelkę, bo była za sztywna, blokowała drogę. Potem położył dłonie odpowiednio na klatce piersiowej dziewczyny i ...rozpoczął masaż licząc pod nosem, by utrzymać odpowiedni rytm nacisków.
Gdy Jan odliczył piętnaste uciśnięcie Chris nabrał powietrza i przyłożył usta do ust Samkhy. Dwa pełne wydechy oddzielone wdechem... i ponownie przyszła kolej na Jana.
Ponownie szybkie wyuczone na wojskowym kursie pierwszej pomocy,ruchy. Raz..dwa...trzy... Rytmicznie, acz szybko stymulować serce do pracy.
A potem znowu wtłaczanie powietrza do płuc dziewczyny. I obserwacja, jak jej klatka piersiowa unosi się, a potem opada.
Niech wreszcie zacznie oddychać... Niech wreszcie...
Można było tylko próbować kolejnych ucisków na klatce piersiowej. Masaż serca... nie myśleć, nie rozpraszać się. Mechaniczna niemal robota.
Po czwartej serii Chris przyłożył palce do tętnicy szyjnej, usiłując wyczuć tętno.
Uderzenia były ledwo wyczuwalne, ale... były...
- Bije... - powiedział, gestem powstrzymując Jana.
Jan przesunął troskliwym i pełnym smutku spojrzeniem po twarzy Samkhi, delikatnie dotknął policzka palcami.
- Cholera jasna... - Zaklął Chris. - Nie oddycha...
Ponownie pochylił się, by ponowić sztuczne oddychanie. Wciągnął powietrze i przyłożył usta do ust Samkhy.
Wtłoczył powietrze.
Dziewczyna zaczęła kasłać wypluwając wodę, która zalegała jeszcze w jej płucach.
Tim rzucił im kolejny koc.
- Nie rozumiem, po cholerę tak się z nią męczycie. W końcu to zwykła morderczyni.
Zanim Chris zdążył podnieść się znad Samkhy, jej orzechowe oczy otworzyły się nagle szeroko i półprzytomnie spojrzały mu w twarz. Nieduża, lecz nad podziw silna zaciśnięta w pięść dłoń, wystrzeliła wprost w szczękę ratownika.
Zaskoczony Kanadyjczyk nie zdążył uchylić się przed ciosem.
Evans posłał mu bardzo wymowne spojrzenie, które mówiło wyraźnie "A nie mówiłem."
Jan tylko się uśmiechnął...i spojrzał na twarz dziewczyny z wyraźną radością w oczach. To dobrze, że wykazywała taki wigor.To oznaczało, że czuje się dobrze. Usiadł oddychając ciężko po wszak sporym wysiłku, jakim było to nurkowanie.
 
__________________
- I jak tam sprawy w Chaosie? - zapytała.
- W tej chwili dość chaotycznie - odpowiedział Mandor.

"Rycerz cieni" Roger Zelazny
Efcia jest offline  
Stary 24-08-2010, 14:13   #87
 
Lilith's Avatar
 
Reputacja: 1 Lilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie coś
Na początku istniała tylko ciemność. Niefizyczne poczucie zawieszenia na skraju przepaści bez dna. I lęk. Lęk przed tym, co nadejdzie. Gdzieś tam, za cieniutką jak pajęcza nić granicą nieskończoności, czaiły się potwory, hodowane troskliwie przez całe życie w jej własnej podświadomości. Teraz czekały cierpliwie, by ją pochłonąć do cna. Rozedrzeć świadomość, rozdrapać duszę na miliardy kawałków i unicestwić na wieczność, gdy tylko dostanie się w ich zasięg. Trwała zawieszona na cienkiej linii przejścia Pomiędzy, niczym na ostrej strunie, która zagłębiała się powoli w materialnym jestestwie oddzielając duszę od ciała, jak nóż rzeźnika oddziela mięso od kości. Jeszcze chwila bólu i oczekiwania na nadejście wiecznego spokoju nieistnienia...

Coś nie pozwalało jej spaść. Pośrodku wszechogarniającego lodowatego zimna zatrzymywało ledwie wyczuwalnym tchnieniem ciepła. Ciche niczym szept głosy trzymały jej ducha niewidzialnymi, miękkimi jak jedwab więzami. Nie pozwalały odejść w niebyt. To cichły, to znów przybierały na sile.

-Samkho... Samkho, córko Herebeohrta! - Zrozumiała wreszcie sens słów.

Z całej swej mocy pragnęła odpowiedzieć na to wołanie, lecz nie potrafiła. Pozbawiona władzy nad ciałem i zmysłami trwała w przejmującej śmiertelnym zimnem pustce. Podświadomie broniła się przed oddzieleniem od sprawiającej jej dziwny, niecielesny ból, granicy.

- Nie! Nie tak! Nie obawiaj się. Poddaj się, jestem przy tobie. O tak... właśnie tak...

Lęk opuścił ją wraz z porzuceniem myśli o nieodwracalnym. Rozpłynął się gdzieś w dali wśród czarnej nocy. Stało się coś nadzwyczajnego. Nadal pozbawiona kontroli nad zmysłami, stawała się nimi. Nie potrzebowała już wzroku, słuchu, zmysłu dotyku. Nie miała ich. Była nimi. Przestrzeń rozjarzyła się blaskiem i wypełniła dźwiękami tak harmonijnymi, że niemal stanowiły jedność. Przed nią, wśród obłoków, unosiło się miasto mieniące się lśnieniami czerwonego złota, jak słońce o zachodzie skrzy się barwami ognia w wodach wielkiego Morza Krańców Ziemi.
Wielki rydwan pędził w jej stronę od bramy miasta. Zbliżał się z każdym sprężystym skokiem sunących w zaprzęgu dzikich kotów. A na nim, wśród tęczy, powodując złotymi cuglami, stała ONA, najpiękniejsza z bogiń. Jaśniejąca blaskiem letniego dnia szata i złota chmura włosów falowały unoszone nieodczuwalnymi podmuchami wiatru, otaczając jak przejrzysty muślin jej pełną kobiecego wdzięku sylwetkę.



- Witaj w Folkwangu, moim domu, córko ludu Krigar - usłyszała Samkha, gdy tuż przed nią zatrzymał się rydwan.

- Witaj o Wanadis! Mardöll, Hörn, Gefn, Syr, Freyo... Wielka Bogini o wielu imionach. - Chciała paść na kolana, lecz wszelkie formy fizycznej czci traciły w tym świecie swoje znaczenie. - Przyjmij ode mnie Pani należną Ci cześć. Oto jestem. Czy to Ty mnie wezwałaś? Jeśli to z Twojej woli nadszedł mój czas, czy pozwolisz mi Pani, wejść do twego domu?

- Tak Ci spieszno dziewczyno? - Głos złotowłosej bogini przybrał karcące tony. - Ani twój stos jeszcze nie zapłonął, ani wilki i kruki Odyna nie upomniały się o Twoje ciało. Jakże mam zaprosić cię pod swój dach?

- Zlituj się nade mną, Wanadis! Jeśli Ty mnie nie przyjmiesz, dokąd mam się udać?

- Czyż to ty sama nie pokierowałaś tu swych kroków? Czyż nie na własne życzenie opuściłaś świat żywych? On wciąż pragnie zatrzymać cię dla siebie - odpowiedziała Świetlista Panna, o której nogi wciąż ocierały się koty z zaprzęgu, czułą pieszczotą wytrwale próbujące zwrócić na siebie uwagę Freyi.

- Więc czemu Twój głos, Pani, wezwał mnie z pustki?

- Zatraciłabyś się w niej na wieczność w swoim niezdecydowaniu. Stoczyłabyś się na samo dno Niflheim we władanie Hel i jej braci. Bez nadziei na powrót.

Samkha przez moment stała w milczeniu, patrząc tylko na Boginię, zaskoczona tym, co usłyszała. Nie tym, że trafiłaby do Niflheim, lecz tym, że sama Freya zwróciła na nią swoją uwagę i wyciągnęła pomocną dłoń.

- Przyjmij moją wdzięczność litościwa bogini i pomóż, jeśli twa łaska jest ze mną. Rozpostrzyj nade mną swoje sokole skrzydła. Wskaż mi proszę drogę, którą powinnam pójść.

- Znam cię lepiej niż ty sama, wojowniczko. Wiem co się kryje w twoim sercu. Wiem, co spoczywa ukryte w głębi twojej duszy. Znam ból, który cię dręczy i toczącą cię tęsknotę. - Ciepły głos Bogini wlewał w nią otuchę. - Nie oczekuj jednak, iż Bogowie będą cię wyręczać w wyborze tego, co słuszne. Przed tobą wiele ścieżek, wiele wyborów. Znam kres wszystkich, którymi zechciałabyś pójść. Jedne prowadzą ku zagładzie, inne ku chwale, jeszcze inne ku szczęściu. Musisz nauczyć się wybierać. - Oczy Bogini rozbłysły złotymi łzami. Pochyliła się nad dziewczyną i zbierając jedną łzę po drugiej, zwilżonym złotą kroplą palcem naznaczyła najpierw czoło... powieki... usta, a potem piersi i brzuch, przy którym zatrzymała się na dłużej. Samkha drżała pod dotykiem Wanadis, z każdym muśnięciem palców przywracającą jej możliwość odczuwania zmysłami, świata zewnętrznego.

Z głębi pamięci wojowniczki niemalże same popłynęły słowa modlitwy, którą od wieków kobiety wznosiły ku Bogini, władającej ich losem:

Freyjo,
Złota Bogini,
Wspaniała, piękna i pełna uroku,
Otwórz mnie.
Uwolnij mnie.

Płodna i obdarzająca rozkoszą,
Obdarzająca sobą
Bez wahania,
Bez granic,
Doznająca miłości wszystkich.

Strojni i silni wojownicy,
Zbierają się przed Twoim obliczem,
A Ty wybierasz tych,
Których ofiarę zechcesz uhonorować
W Boskich Halach.

Skryta i przebiegła.
Zgodnie ze swą wolą
Snujesz i naginasz przyszłość,
Naginasz los,
Naginasz wydarzenia.

O Złota Pani,
Pani Najświętsza,
Naucz mnie swoich umiejętności.
Zaszczyć mnie swymi darami.
Pozwól mi stać się podobną Tobie.

Naucz mnie być wolną.


Oczy dziewczyny otworzyły się szeroko, chłonąc cudny widok uśmiechającej się do niej Bogini, gładzącej dłońmi łby swoich dzikich kotów, niemal nachalnie domagających się od niej pieszczoty. Łasiły się i krążyły wokół swej pani, raz po raz wspinając się na łapach, by dosięgnąć jej rąk. Samkha nawet nie zdążyła zauważyć, w którym momencie zmieniły się na tyle, by przestały wydawać się jej jedynie zwierzętami. Już nie dzikie koty klęczały przed Freyą, lecz wpatrzeni z uwielbieniem w jej piękne oblicze i gotowi na jej każde skinienie mężczyźni o na wpół ludzkich, na wpół kocich ciałach.

- Twoja modlitwa zostanie wysłuchana, jeśli tylko zobaczę dowody jej szczerości. - Wyciągnęła dłoń i lekko pchnęła Samkhę w pierś. Zabolało. Dziewczyna upadła na plecy, tonąc w szmaragdowej trawie. Nie mogła oddychać, ani poruszyć się. - A teraz powinnaś już otworzyć oczy. Nie obawiaj się tego, co przychodzi ku tobie z zewnątrz. - Freya schyliła się i szepnęła coś do uszu swoich pupili. Koci mężczyźni odwrócili się ku dziewczynie, spoglądając na nią swoimi złocistymi oczyma. Przeciągnęli się leniwie, ostatni raz przypadając do stóp Bogini, by natychmiast miękko podczołgać się do unieruchomionej, wpadającej w panikę wojowniczki, której ciałem znów poczęło wstrząsać przejmujące zimno.
Czuła na sobie dotyk silnych dłoni półkocich mężczyzn i głos Wanadis dochodzący z coraz większej dali.
- Nie lękaj się wyjść poza siebie. Tam też jest szczęście. Nie zamykaj w sobie tego, co w tobie piękne. Tego, co piękne w każdej z nas. Tylko spróbuj.
Coś miękko otarło się o jej piersi i spoczęło na nich ciepłym ciężarem.
- Dotyk mężczyzny może być miły, a pocałunki słodkie. Spróbuj. - Usta drugiego ze sług Bogini delikatnie dotknęły jej twarzy, a potem mocno przywarły do jej chłodnych warg. Ciepło jego oddechu wlewało się w nią przywracając życie, rozpalając myśli...

 
__________________
"Niebo wisi na włosku. Kto wie czy nie na ostatnim. Kto ma oczy, niech patrzy. Kto ma uszy, niech słucha. Kto ma rozum, niech ucieka" (..?)

Ostatnio edytowane przez Lilith : 24-08-2010 o 14:15.
Lilith jest offline  
Stary 24-08-2010, 14:13   #88
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Pomógł Janowi wyciągnąć Samkhę na piasek.
Gdy przełożył ją przez kolano, brzuchem w dół, z ust dziewczyny wypłynęła wąska strużka wody. Potem jeszcze trochę.
- Ehkä halua juoda koko järven? [Chcieć wypić całe jezioro?] - Niezbyt udanym żartem zamaskował niepokój, który ogarnął jego serce jeszcze podczas prób odnalezienia Samkhy w toni jeziora.


Nie oddychała. Pulsu również nie dało się wyczuć.
Obrócił ją i położył na przyniesionym przez Tima kocu. Odchylił głowę dziewczyny do tyłu, a potem cierpliwie czekał, aż Jan skończy swoją część zabiegów mających na celu przywrócenie funkcji życiowych, jak to zimnymi, obojętnymi słowami określały instrukcje. I powtarzali instruktorzy.
Jakby słowa ‘wyrwać z objęć śmierci’ nie były równie trafne, a znacznie mniej chłodne i wyprane z uczuć.
Przyłożył usta do jej ust.
Wydech... i powietrze wtłaczane do płuc dziewczyny uniosło lekko jej klatkę piersiową. Drugi...
Obserwował, jak Jan miarowymi ruchami uciska okolice mostka. Raz, dwa, trzy...

Od dawna chciał wiedzieć, jak smakują jej usta. Przed chwilą miał okazję. Zabawne, w jaki sposób bogowie spełniają nasze pragnienia.
- No... Otwórz oczęta... Avaa silmäsi! Nie umieraj! Ei kuolla! - Chris mieszał angielskie wyrazy z niedawno poznanymi, krigarskimi słowami.
Kolejna próba przekazania niosącego życia oddechu. I znów czekanie, aż Jan skończy swoją część resuscytacyjnych rytuałów.

Serce wreszcie zaczęło pracować, ale oddechu nie było. Chris ponownie przyłożył usta do ust Samky. Wtłoczenie powietrza...

Zakaszlała. Wreszcie zakaszlała, a jej pierś uniosła się w powolnym, ale własnym oddechu.
Ponownie zakaszlała, odksztuszając resztki wody. Na moment poniosła powieki i spojrzała na niego niewidzącymi oczami.
I przywaliła mu z całej siły w szczękę.

Ten nieco nietypowy sposób okazywania wdzięczności za uratowanie życia błyskawicznie pozbawił Chrisa wszelkich, najmniejszych nawet drobin współczucia. Smak krwi w ustach i pełen zadowolenia uśmiech, jaki pojawił się na twarzy Jana, w najmniejszym stopniu nie poprawił nastoju Kanadyjczyka.
- Uspokój się - syknął.
- Tim, możesz ją przytrzymać? - poprosił po niewczasie, nauczony smutnym doświadczeniem.
- W naszym pięknym świecie istnieje zwyczaj, że zanim się kogoś zabije w majestacie prawa, należy go najpierw wyleczyć... - skomentował wcześniejsze słowa Evansa. - A prawdę mówiąc, ocaliła mi życie. Wpakowała strzałę w paskudnego, wielkiego węża.

Teraz, gdy Samkha wreszcie oddychała, można było zająć się paskudną raną na jej skroni. Niby draśnięcie, ale wystarczyło, by odebrać jej przytomność i równocześnie pozbawić mnóstwa krwi. To trzeba było jak najszybciej opatrzyć.
Na szczęście Tim, mimo mimo niechęci okazywanej dotąd Samkhce, był wystarczająco rozsądny, by przynieść apteczkę.
Dziewczyna syknęła i otworzyła oczy, gdy rana i jej okolice zostały szczodrze potraktowane środkiem dezynfekującym. I z pewnością wyrwałaby się z rąk Chrisa, gdyby nie była taka słaba, i gdyby Tim nie pomógł jej przytrzymać. A i tak nie udało mu się uniknąć jej kopnięcia. Na szczęście niezbyt mocnego.
- Eeeiii! - zaskowyczała, szarpiąc się i drapiąc. - Päästä minut paskiaiset! Älä koske minuun! Mitä haluat minulta, eläimet! Jätä minut rauhaan!
Ponowne kopnięcie nie sięgnęło celu, ale bynajmniej nie z powodu braku chęci.
Chris nie zrozumiał ani jednego słowa z tego, co pod jego adresem wykrzyczała Samkha. Z pewnością nie były to podziękowania za przywrócenie oddechu. Prędzej sądziłby, że przeklinała go i jego krewnych do siódmego pokolenia w każdą stronę.
- Ei liikkua! Te satuttaa! [Nie ruszać się. Być ranna.]
Gdy zakładał opatrunek dziewczyna nagle zwiotczała w objęciach Evansa i zamknęła oczy, jakby wybuch sprzed kilku chwil odebrał jej siły.
- Tylko mi tu nie umieraj - powiedział z naciskiem. - Ei kuolla!
- Ei kuolla - wymamrotała po dłuższej chwili.
Nie był pewien, czy go zrozumiała, czy tylko odruchowo powtórzyła ostatnie jego słowa. Najważniejsze było że żyła. I że słyszała, co się do niej mówi.
- Możesz ją jeszcze przytrzymać? - poprosił Tima. - Nie chciałbym, by mnie zabiła, jak jej będę ściągać spodnie...

Cholernie głupi sposób brania kąpieli. A potem nie dość, że człowieka oskarżają o molestowanie, to za chwilę dorzucą do tego oskarżenie o próbę gwałtu.
Uśmiechnął się szyderczo i zabrał się za ściąganie wysokiego buta, z którego wylało się z pół litra wody.
 
Kerm jest offline  
Stary 24-08-2010, 14:45   #89
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Jan krytycznym spojrzeniem obrzucił to, co Tim i Chris wyczyniali z półprzytomną dziewczyną. Może ich intencje były dobre. Może i mieli rację co do tego, co trzeba było zrobić, ale robili to z finezją słonia w składzie porcelany.
- Zostawcie ją. W ten sposób tylko pogarszacie sprawę - rzekł Rosiński odpychając nieco Tima od dziewczyny. - Trzeba ją zanieść do obozowiska, opatulić kocem, ogrzać przy ognisku. A nie rozbierać. To kobieta, a nie sztuka bydła, na litość boską!
Kucnął obok twarzy dziewczyny i delikatnie głaszcząc ją, próbował choć na moment przywrócić jej przytomność. - Samkha?
Spojrzał z irytacją na dwóch gruboskórnych “bojowników”.
- Czy wy nie widzicie, że ona jest przerażona?
- Człowieku, nie irytuj się - powiedział z ironią Chris. - Najpierw trzeba ją uratować, a potem uspokajać. Poza tym, to zdaje się ty rozciąłeś jej kurtkę i zrobiłeś największe postępy w rozbieraniu. Chyba nie zamierzasz zawijać jej w koce w butach? A może uspokoisz swoją wspaniałą angielszczyzną czekając, aż się jeszcze gorzej poczuje?
- A może najpierw zaniosę ją do obozowiska, zanim zacznę robić jej striptease - burknął Jan biorąc Samkhę w ramiona. - Zdzieranie z niej ubrań akurat tutaj i to w ten sposób, w obecności całej naszej trójki, na pewno jej nie pomoże.
I ruszył z dziewczyną w ramionach w kierunku obozowiska.
Chris zabrał koce i ruszył za Polakiem. Nie zgadzał się z nim w wielu sprawach, ale nie zamierzał się z nim kłócić, szarpać, ani też wyrywać mu Samhy czy też na siłę, natychmiast, zawijać jej w koce.
Jan zaniósł dziewczynę w pobliże ogniska, po czym ułożył blisko ognia i dorzucił drew. Rzekł następnie do Chrisa: - Okryj ją kocem, a ja poszukam dla niej zastępczych ubrań.
Tim patrzył na to wszystko obojętnym wzrokiem.

Łypiącej na nich wylęknionym i zamglonym jeszcze nieco wzrokiem Samkhce, która zwinęła się niemal w kłębek przy ogniu, zaczynały szczękać zęby.
- Samkha, spokojnie. Rauha... - powiedział Chris, okrywając ją kocem. - Jesteś wśród przyjaciół. Ystäviä - zapewnił ją. - Järvi. Muistatko? Pamiętasz jezioro i węża? Käärme? Käärme ei elämä... Nie żyje.
Jego krigarski pozostawiał bardzo wiele do życzenia, ale Chris miał nadzieję, że jest dostatecznie zrozumiały. Dostrzegł jednak pewien dobry znak.
Oczy dziewczyny rozszerzały się i przytomniały z każdym jego słowem. Czyżby dopiero teraz zaczęła przypominać sobie, co stało się nad jeziorem?

- Älä pure sinua, Chris... - wyszeptała głosem, który bardziej przypominał głębsze westchnienie, niż słowa. - Mitä tapahtui? ... Miten lopulta täällä? ...- zapytała nieco silniejszym, lecz roztrzęsionym na skutek dreszczy, głosem. Chciała się podnieść, lecz jęknąwszy tylko, z powrotem opadła na ziemię. - Minulla on päänsärkyä... - Objęła głowę rękami, a wyczuwszy opatrynek na skroni, spojrzała pytająco na Chrisa. - Mitä tapahtui?
Dotknął czoła Samkhy.
- Głowa? Pää? Satuttaa? Menee ohi. Minie - zapewnił.
Jan wrócił z koszulą oraz spodniami, które wyszperał w jukach należących do Samkhy i pokazał je jej. Westchnął cicho...bo teraz zaczynała się część najtrudniejsza. Wsunął ręce pod koc, chcąc zsunąć z niej spodnie, by następnie nałożyć na nią suche ubranie...trochę na ślepo, ale cóż... Lepsze to, niż takie rozbieranie jej, jakie planował Chris.
- Onnettomuus. Te lasku vesi. - Kanadyjczyk bez wdawania się w szczegóły spróbował wyjaśnić, że na skutek nieporozumienia Samkha znalazła się w wodzie.

- Mitä teet minulle? - Samkha przerwała Chrisowi, zwracając się do Jana. Przytrzymała jego ręce, majstrujące przy pasku jej spodni. Popatrzyła mu prosto w twarz, wciąż jeszcze lekko wylęknionym wzrokiem.
Jan uśmiechnął się, wyciągnął dłonie i sięgnął po jej suche rzeczy. Jeśli miała dość sił, by sama się przebrać, to rozwiązywało wiele problemów.
Chłodny powiew owiał plecy Chrisa. Kanadyjczyk wstał. Pora była zadbać o siebie. Ruszył w stronę, gdzie leżały jego rzeczy.
Samkha przez moment jeszcze odprowadzała go wzrokiem, kiedy naraz z przerażeniem w oczach zerwała z siebie koc i sięgnęła dłońmi do piersi. Szukała czegoś rozpaczliwie, by po chwili wydobyć spod koszuli zawinięty w kawałek wyprawionej skóry przedmiot. Jego widok uspokoił ją nieco. Ściskając go kurczowo w ręku nadal jednak rozglądała się dookoła, starając się unieść na łokciu.

- Jousi! Missä on jousi? - powiedziała z paniką w głosie.
- Jousi? - powtórzył Chris, zatrzymując się i odwracając w jej stronę. - Jousi vesi...
Widział, jak łuk leciał do wody wraz z dziewczyną. I nawet nie pomyślał, by go wyłowić.
- Pyytää. Nostaa. - skinął głową zapewniając, że poszuka i przyniesie. - Istua, odottaa. - powiedział miękko. - Haluta... - dodał. Otulił ją kocem i gestem potwierdził prośbę, by Samkha siedziała i czekała cierpliwie. I
Jej przepełnione nadzieją i wdzięcznością spojrzenie mówiło samo za siebie.
Chris uśmiechnął się do niej, a potem szybko ruszył w stronę brzegu...

Rozpięcie pasa i odwiązywanie troczków jeszcze jakoś jej poszło. Nawet zsunięcie mokrych, lepiących się do skóry spodni z bioder także, lecz w chwili, gdy rannej wojowniczce przyszło podnieść się i usiąść, pobladła nagle. Opadła na plecy ciężko łapiąc oddech.
Przyglądający się temu Jan, podszedł do dziewczyny.
- Pahoillani - rzekł.
Wziąwszy ją za rękę, podniósł drżącą Samkhę do pozycji siedzącej i kucnął za nią, by mogła się na nim oprzeć. Pozwolił zmęczonej dziewczynie wesprzeć się plecami o swój tors. Wydawała mu się taka krucha.
- Już lepiej? - spytał cicho, łapiąc się po chwili na tym, że i tak go przecież nie zrozumie.
Pogłaskał ją delikatnie po mokrych włosach, wyciągając spośród nich kilka zaplątanych tam podczas niedawnej szarpaniny źdźbeł trawy.
Dopiero po chwili odpoczynku, dokończyła zdejmowania mokrego odzienia. Kiedy spod koca wyłonił się zwinięty w kłębek fragment stroju, Jan zorientował się po niewczasie, iż przeszukując rzeczy Samkhy nie pomyślał o przyniesieniu jej pewnego strategicznego elementu garderoby.
- Przepraszam...śpieszyłem się. - westchnął cicho Jan, mając nadzieję, że zrozumie intonację głosu. Na razie jednak brak bielizny nie powinien być problemem.
Najważniejsze, to się ogrzać i odzyskać siły. Potem Samkha sama się ubierze.

Odsunął się lekko, kiedy zdejmowała z siebie przemoczoną koszulę. Jego mundur wciąż ociekał wodą, a dziewczynie było już i tak wystarczająco zimno.
Wpatrywał się z troską w spojrzeniu, w jej ciało... Z troską naznaczoną lekką nutą pożądania.
Wędrował po jej nagiej skórze wzrokiem, może zbyt zachłannie. I zorientował się, że zaszedł za... nisko... Tam gdzie plecy tracą swą szlachetną nazwę, stając się za to o wiele bardziej kuszące. A Samkha nie miała się czego wstydzić. Smukłej talii i cudnych bioder mogłyby jej boginki zazdrościć. Odwrócił szybko wzrok lekko się czerwieniąc, ale nadal trzymał dłonie na jej ramionach, by być jej oparciem.

Sięgnął po obydwa brzegi koca i z czułością oraz energią wytarł jej nagie plecy. Potem, gdy już się przebrała, sięgnął po nowy koc i opatulił ją nim, po czym ponownie wziął ją na ramiona i położył blisko ognia.
Dopiero wtedy, przyszło mu zająć się sobą. Poszukał najbliższego krzewu i nałamał gałęzi, by na tych prowizorycznych kijkach porozwieszać ubranie. Miał bowiem tylko jedno.
Zdjął koszulę, pas, buty, i spodnie nie przejmując się za bardzo obecnością Samkhi...wszak już go widziała nagiego. Teraz, jeśli miała takie życzenie, znów mogła się do woli poprzyglądać muskularnemu ciału najmłodszego członka grupy... kiedyś ratunkowej. Rozwiesił swoje i jej ubranie, by chociaż trochę przeschły zanim nadejdzie noc i usiadł obok ogniska jedynie w slipkach. Bokiem do Samkhi, by ukryć obszar pomiędzy udami. Nie bez powodu. Otulił się kocem i wpatrzony w płomienie, jedynie od czasu do czasu rzucając okiem, jak ma się jego podopieczna, zaczął niezdarnie nucić jakąś kołysankę. Bez słów...nie były przecież potrzebne.

Może nie brzmiało to tak pięknie, jakby oczekiwał, ale jego głos i melodia niosły ze sobą jakiś smutek i tęsknotę. I dziewczyna doskonale to wyczuła. Nie wiedziała na czym to polega, ale wydawał się być teraz gdzieś bardzo daleko stąd.

- Jan... - Cichy szept przerwał mu nuconą melodię. - Kuka satuttaa minua? - Ton głosu dziewczyny sugerował pytanie.
Rosiński nie znał języka, którym posługiwała się Samkha, trochę się jednak osłuchał. Zrozumiał jedynie pierwsze słowo...Kto..O kogo jej chodziło? O to kto ją uratował? Kto ją napadł? Kto strzelił? Rosiński odparł cicho w znanym sobie nieco norweskim:
- Sove...Śpij...- Nie zrozumiała jednak. Uśmiechnął się, wskazał na Sakmhę i złożył dłonie, jak poduszkę. Przyłożył głowę i zamknął oczy. Spojrzał na Samkhę, ciekaw czy zrozumiała przekaz. Snu właśnie potrzebowała najbardziej.

Przymknęła oczy, lecz widać było, że nie ma zamiaru go posłuchać. Wyraźnie czuł jakiś niepokój w jej zachowaniu.
- Ei Jan. Kuka? - wskazała na własną głowę w miejsce, które przykrywał nieduży opatrunek.
Jan wzruszył ramionami i rozłożył w ręce w geście sugerującym, że...nie wie. Skłamał i miał nadzieję, że Samkha się nie zorientuje.
- Jan! Kuka? Hirvio? Ei Hirvio! Kuka? Chris? Ei Chris! - Była zdenerwowana. - Jan? Jan teki tämän Samkha? - dopytywała się natarczywie, nie odrywając od niego wzroku.
A wzrok Jana starał się uciec przed natarczywym spojrzeniem dziewczyny. Mógł jej skłamać, mógł powiedzieć prawdę. Ale sytuacja nie mogła się zamknąć w zwykłym wskazaniu sprawcy.
Słysząc ostatnie słowa dziewczyny zaprzeczył ruchem głowy.
- Tim? - Usłyszał jej cichy głos brzmiący żalem.
Jan nie wiedział co powiedzieć, westchnął ciężko. Spojrzał w kierunku Chrisa. Może on wytłumaczy dziewczynie, że... to wszystko, to był zwykły wypadek. Pechowy zbieg okoliczności.

Po krótkiej wymianie zdań z Timem, Chris znalazł się w wodzie. Strzała wbita w łeb węża stanowiła wyśmienity drogowskaz. Gdzieś tam wpadła do wody Samkha, gdzieś tam powinien się znaleźć łuk.
I był.


Znoszony przez prąd znajdował się nie tylko bliżej, niż się tego spodziewał Chris, ale, co było jeszcze milsze, nie poszedł na dno. I można było go oddać prawowitej właścicielce.
Po paru minutach Chris wyszedł na brzeg z łukiem pod pachą i ciągnąc za ogon dwumetrowego ponad węża - trofeum Samkhy.
- Wytłumacz jej cały ten niefortunny wypadek z... bronią - rzekł Jan na widok nadchodzącego Chrisa.
Samkha obróciła się w stronę Chrisa. I chociaż wyglądała jak kupka nieszczęścia, na jej twarzy malowało się coś na kształt radości.
Chris nie wiedział jednak, czy na widok jego, czy łuku. Sądząc z kierunku wzroku chodziło o łuk...
- Proszę. Ole hyvä. - Nie zważając na słowa Jana, Chris przyklęknął przy dziewczynie. - Sinun jousi - podał Samkhce oręż. - Twój łuk.
W końcu skoro on się uczył języka Krigar, to i ona mogła załapać niektóre słówka angielskie.
- Paljon kiitoksia, Chris - wyszeptała, biorąc swoją własność do rąk, gładząc łuk, jak gdyby był czującą istotą. Obejrzała go dokładnie zanim dodała - Tämä kuului äidilleni. Łuk? - spytała, patrząc na Chrisa i podnosząc w ręku broń.
- Łuk. - Chris wskazał na trzymaną przez Samkhę broń. - Jousi.
- Łuk matka Samkhy - spróbowała przełamać się i powiedzieć coś w języku Utlandsk.
- Ślicznie, moja droga - uśmiechnął się do niej. - Kauniisti.
- Jan mówić, Tim hän halusi tappaa...zabić... Samkha - stwierdziła bez zbędnych wstępów.
Chris usiadł obok dziewczyny. Z niezbyt wesołym westchnięciem. Przez chwilę milczał, zastanawiając się, w jaki sposób ma jej odpowiedzieć.
- Sauna. Kaksi Krigar tappaa Jan. Virhe... - Przypomniał Sakhce, jak to w saunie myślał, że Samkha i jej wspólnik usiłują utopić Jana.
Dziewczyna przytaknęła głową z wyrazem zrozumienia malującym się na twarzy.
- Chris sinun ei yrittänyt tappaa meistä. Miksi Tim... zabijać?
- Paljon - odparł Chris. - Daleko. Tim nähdä Samkha tappaa Chris. Ei...
Zabrakło mu słów. Potrafił powiedzieć, że Tim widział, jak Samkha strzela do Chrisa, ale nie znał słów, by wytłumaczyć, że strzelanie było jedyną możliwością.
Rozłożył ręce.
- Ei sanat, Samkha. - Cóż innego mógł powiedzieć jak nie to, że nie zna odpowiednich wyrazów.
- Tim ajatella säästää Chris - dodał. Nie wątpił, że właśnie o ratowaniu towarzysza myślał Tim.
Wojowniczka, znów pokiwała w zamyśleniu głową.
- Miksi Tim on siellä? - spytała wskazując na ponurego, trzymającego się na uboczu żołnierza. - Miksi viha hänen kasvonsa? Tim ei luota Samkha?
Odpowiedź na pytanie, czemu Tim stoi tam, a nie tu, przerastała możliwości lingwistyczne Chrisa. A następne pytania, dodatkowo utrudniły znalezienie odpowiedzi, jako że zawierały kolejne nieznane Chrisowi wyrazy.
- Ei ymmärrä, ei sanat, Samkha. - Chris bezradnie rozłożył ręce. Wymiana zdań zaczynała powoli przypominać rozmowę ze ślepym o kolorach. - Luota? Ei ymmärrä. - Pokręcił głową.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez Kerm : 24-08-2010 o 15:18.
abishai jest offline  
Stary 24-08-2010, 15:30   #90
 
Lilith's Avatar
 
Reputacja: 1 Lilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie coś
Post pisany z pomocą Kerma

Niemożność wypowiedzenia słowami tego, co chciała przekazać Przybyszom, męczyła strasznie nie tylko ją. Oni także wyglądali częstokroć na zniecierpliwionych i przygnębionych brakiem zrozumienia. W ciągu dnia, kiedy zbliżali się do terytorium Noituus, Samkha coraz częściej zastanawiała się, co zrobią, jeśli Wiedźma nie znajdzie sposobu na to, by porozumieć się z Utlandsk, bez konieczności poświęcania na to takiej ilości czasu i wysiłku. Tak trudno było czasem Samkhce wytłumaczyć im, co miała na myśli i co chciała im powiedzieć. Tak jak teraz...

- Samkha puhua: Chris sulje silmäsi, antaa käsi, astella. Chris astella? - Samkha powoli, w przystępny, jak jej się zdawało sposób, usiłowała wytłumaczyć ideę zaufania.
Zamknąć oczy i iść? Tak całkiem na ślepo? Bez wahania?..
- Chris ja Samkha? Chris astella - potwierdził, zanim przerwa między pytaniem a odpowiedzią stała się dłuższa, niż wymagały tego procesy myślowe.
Gestami zademonstrował, jak zasłania oczy, podaje dziewczynie rękę, a potem idzie.
Trochę niepokojące było to, że Samkha miała stale zimne dłonie...

- Chris astella? - Chrisowi wydawało się, że Samkha wyraźnie się ucieszyła. Poniekąd słusznie. Nie miała pewności, co też mogą oznaczać jego słowa. Obydwie brane przez nią pod uwagę możliwości mogły jednak cieszyć. Pokusa by drążyć ten temat skłoniła ją do kontynuowania rozmowy.
- Chris luota Samkha. Tim ei luota Samkha? - zapytała.
- Tim sotilas - wyjaśnił Chris. Jeśli to, że Tim był żołnierzem cokolwiek mogło tłumaczyć. - Tim vähän luota. Tim ei luota Chris - szepnął dziewczynie do ucha.
- Käsi kylmä - powiedział, ujmując rękę dziewczyny. Dość energicznymi, acz nie pozbawionymi pewnej delikatności ruchami, zaczął masować dłoń Samkhy. Gdy lewa nieco się rozgrzała, sięgnął po drugą.
Syknęła, na przemian zaciskając i rozprostowując palce prawej dłoni. Wciąż bolały, upewniając ją, że ma słuszność co do podejrzeń dręczących ją od momentu, kiedy zwróciła uwagę na ślad na twarzy powracającego znad jeziora Przybysza.

- Kuka osuma Chris? - Uniosła rękę. Chłodne palce delikatnie dotknęły szczęki Chrisa i leciutko musnęły rozciętą wargę. Spojrzała na kostki dłoni. - Samkha? - W rzeczywistości nie musiał nawet potwierdzać. Pamiętała pochyloną nad sobą twarz mężczyzny i swoją reakcję. Uderzyła w odruchu obrony. Dopiero teraz uświadomiła sobie, że na tamtej twarzy malowało się zatroskanie.
Chris chwycił ją za przegub, chuchnął w dłoń dziewczyny, a następnie wziął ją w swoje dłonie i przytrzymał.

- Virhe. Tietää - powiedział. Wierzył, że to była pomyłka. W gruncie rzeczy cały czas w to wierzył. - Masz krzepę. - Uśmiechnął się. On też dałby w zęby facetowi, który by go obściskiwał i zabierał za całowanie.
- En halunnut... anteeksi - szepnęła z żalem. Nie potrafiła zapomnieć o wizji, która nawiedziła ją, zanim Utlandsk przywrócili jej przytomność... a może życie? Czy głosy, które wtedy słyszała, nawołujące ją do powrotu, należały właśnie do nich? Czuła jeszcze ten okropny ucisk w piersi i gorąco obcego oddechu. Czy wmawiała to tylko sobie, czy naprawdę w twarzach Utlandsk i kocich sług Wenedis Freyi dostrzegła dziwne podobieństwo rysów? Czemu Bogini wysłała ich do niej? Cóż takiego szepnęła im zanim...

- Ei anteeksi. Tietää, virhe - powtórzył Chris. Ponownie się do niej uśmiechnął.
- Samkha osuma Chris - powiedziała wskazując siebie - ja Chris luottaa Samkha? - zapytała zdziwiona. Był w stanie zaufać kobiecie, która podniosła na niego rękę? Wróciła myślą do chwili, kiedy obserwując kąpiącego się mężczyznę, snuła swoje teorie na temat Utlandsk. Sama nie była pewna, za co bardziej powinna go teraz przepraszać. Za to, że wzięła go wtedy za szpiega czy później za... gwałciciela.

- Chris luota Samkha - odparł. - Chris elämä kautta Samkha. - Uratowała mu życie. Jak mógłby jej nie ufać. Tylko dzięki niej nie pływał teraz w jeziorku w charakterze zimnych zwłok, bo ani Jan, ani Tim nie zdołaliby mu pomóc.
- Kiitos, Samkha. - Przyłożył jej dłoń do swej piersi, na wysokości serca. Które, nie wiedzieć czemu, nagle przyspieszyło. - Paljon kiitos.
Po chwili Samkha zabrała rękę.

- Pian tulla. - Chris podniósł się. Teraz, gdy emocje nieco opadły, zrobiło mu się troszkę chłodno. Zgodnie z obietnicą wrócił bardzo szybko. Miał na sobie rozpiętą bluzę, chroniącą go nieco przed podmuchami wiatru, a w ręku trzymał duży ręcznik.
- Hiukset vesi - powiedział, wskazując głowę dziewczyny..
- Hiuksiet kosteisiin - odruchowo poprawiła go Samkha, gdyż włosy kiedyś co prawda były w wodzie, ale teraz są tylko mokre.
- Kosteisiin - zgodnie stwierdził Chris. - Samkha hiukset ei kosteisiin? Chris kanisteri... - zaoferował swoją pomoc w suszeniu.
- Mies kuivuus hiukset? - Samkha spojrzała na niego nieco zaskoczona. Mężczyźni raczej nie zajmowali się takimi niemęskimi sprawami, jak pomoc w suszeniu włosów.

- Kuivuus. - Chris skinął głową. - Kauniit hiukset, mies kuivuus - stwierdził. - Ihana väri - dodał, podkładając ręcznik pod spływającą na plecy falę kasztanowych włosów i odcinając ją od powiększającej się wilgotnej plamy na kocu. - Grzebień? Masz grzebień? - spytał.
Delikatnie zaczął wyciskać wodę z włosów dziewczyny.
- Grze-bień? - powtórzyła Samkha. - Mikä se on grze-bień? - spytała.
Chris ponownie musiał wezwać na pomoc swój notatnik.
- Kampa. - Chociaż rysunek był tworzony na chybcika, kształt przedmiotu był jednoznaczny i Samkha bez problemu zrozumiała, o co chodzi. Odruchowo sięgnąła do pasa, a potem rozejrzała się.
- Anna minulle käsilaukku - wskazała kierunek. - Käsilaukku - powtórzyła i dotykając biodra, obrysowała odpowiedni kształt dłońmi, by Chris nie miał wątpliwości, że ostatnie słowo oznacza przypinaną do pasa sakwę.



Ozdobna, przerośnięta kosmetyczka zamknięta była na dość prostą sprzączkę. Gdy Samkha ją rozpięła, ze środka wylało się trochę wody, na szczęście niemal w całości omijając koc. Westchnęła, kiedy zajrzała do środka i spostrzegła poczynione przez kąpiel w jeziorze spustoszenia.
Chris delikatnie dotknął jej policzka. Wiedział, co to znaczy stracić coś cennego. Ale może coś by się dało jeszcze uratować...
- Tallenna jotenkin? - spytał ze współczuciem.
- Kampa tellenna - odparła, wyciągając dwoma palcami usmarowany czymś rogowy grzebień i odłożyła go na bok.



- Odota, hetki - powiedział Chris, podnosząc grzebień. - Vesi, puhdas.
Gdy Samkha skinęła głową, Chris szybko poszedł umyć grzebień.
Wsunęła rękę z powrotem do wnętrza torby, lecz wycofała ją i po prostu wytrząsnęła całą resztę na trawę. Cenna zawartość płóciennego woreczka na sól niemal do cna rozpuściła się w wodzie. Kilka kosteczek pachnącego mydła, kupionego wczoraj u handlarza, rozmiękło i okleiło pozostałe przedmioty. Biała karta, którą podarował jej Chris prawie przestała istnieć, zmieniwszy się w zwitek ugniecionej miazgi. Obydwie jego chusteczki także nie wyglądały najlepiej. Pewnie już nigdy nie uda się jej przywrócić ich do stanu pierwotnego. Zauważyła to już po wypraniu tej pierwszej, błękitnej. Teraz nie może mu tego oddać, przynajmniej zanim nie doprowadzi ich do względnej czystości. Nie miała pojęcia, jak Utlandsk sprawiali, że wcześniej nie były tak pogniecione, lecz proste i gładkie.

Oglądała dalej swoje dobra. Kilka rzeczy będzie trzeba wyrzucić. Reszta przedmiotów włącznie z kosztownościami i samą sakwą, nadawała się do odratowania. Po wypłukaniu i wysuszeniu, mogły nadal spełniać swoje przeznaczenie, nawet jeśli niektóre nie będą już tak dobrze wyglądać.
Chris wrócił szybciej, niż myślał, ale nie chciał przeszkadzać Samkhce w kontemplowaniu dokonanych przez wodę zniszczeń. Usiadł cicho niedaleko niej, z notesem i ołówkiem w ręku.


Zajęta segregowaniem swojego niewielkiego majątku dziewczyna, początkowo nie zwróciła uwagi na pracującego w ciszy Utlandsk. Dopiero po kilku dobrych chwilach, zdziwiona trochę jego bezruchem spojrzała, co się dzieje. Rysował coś. Nie widziała dokładnie co. Tylko rysik w jego dłoni śmigał w tę i z powrotem zaznaczając jakieś detale, by po chwili przesuwać się w inne miejsce i dopracowywać kolejne. Od czasu do czasu przerywał, aby zdmuchnąć jakiś pyłek i zerknąć przy tym w jej kierunku. Uciekała wtedy wzrokiem, aby nie sprawić wrażenia wścibskiej.

Kreska, druga, trzecia, dziesiąta.
Grubsza, cieńsza, krótsza, dłuższa...
Zajęty szkicowaniem Chris nie zorientował się od razu, że obiekt jego obserwacji zauważył, że jest obserwowany. Dotarło to do niego dopiero po chwili. Miał tylko nadzieję, że Samkha nie zauważyła, iż w jego wzroku z zainteresowaniem czysto artystycznym, mieszało się zafascynowanie piękną kobietą.
Jeszcze parę kresek i skończył. Ostateczny efekt różnił się troszkę od doskonałości, ale w ciągu paru minut nie można było osiągnąć wszystkiego. I szkic nie był w stanie oddać całej urody oryginału.

Starannie oderwał kartkę, a potem podał gotowy szkic Samkhce.
- Kartka za kartkę - powiedział, wskazując najpierw szkic, a potem to, co zostało z poprzedniej kartki. - Ale i tak jesteś piękniejsza, niż kiedykolwiek zdołałbym to oddać na papierze - powiedział cicho.
Kiedy podawał jej zarysowaną przed chwilą kartę, było w jego wzroku coś, co sprawiło, że zanim się zorientowała, przez kilka chwil bez słowa wpatrywała się prosto w jego błyszczące, orzechowe oczy. Wzdrygnęła się, gdy kartka dotknęła jej zastygłej w bezruchu dłoni. Serce galopowało w jej piersi, jak spłoszony koń. Zwilżyła i przymknęła wreszcie, bezwiednie rozchylone usta. Spojrzała na rysunek i niemal krzyknęła zaskoczona...
Patrzyła w odbicie własnej twarzy, tak idealnie odwzorowanej na białej karcie, jak gdyby to było polerowane zwierciadło.


- Magia, prawdziwa magia - szepnęła, nie mogąc uwierzyć w to co widzi. Dotknęła skraju rysunku lekko rozmazując ślad pozostawiony przez rysik. - Jak to zrobiłeś? - Wpatrzyła się w Chrisa jeszcze raz, jak gdyby zobaczyła go pierwszy raz w życiu.
Zrobił błąd. Poważny błąd. Pozwolił sobie na chwilę nieuwagi, pokazał, że widzi w niej nie tylko sprawną wojowniczkę. Miał tylko nadzieję, że wrażenie, jakie wywarł obrazek zatrze w pamięci Samkhy to, co przed chwilą zobaczyła w jego oczach.

- Ei maaginen - powiedział szybko. Nie chciał, by ktokolwiek uznał go za jakiegoś maga czy czarownika.
Zastanowił się przez chwilkę nad ostatnim pytaniem. Dość trudno by mu było zdefiniować słowo ‘talent’. Dar bogów?
- Lahja jumalten - powiedział uznając, że to jedyne w miarę zrozumiałe wytłumaczenie. - Samkha jousiammunta, Chris piirtää.
Jedni świetnie strzelają z łuku, innym udaje się rysowanie.
- Myös te kaunis nainen, tämä helppo piirtää - podał drugą przyczynę dobrego efektu pracy. Gdy się miało do czynienia z piękną kobietą, rysowanie było dużo prostsze.

Co się z nim dzieje... Znowu... Powinien sobie odgryźć język, zanim ponownie dał jej do zrozumienia, że uważa ją za piękną kobietę. Chyba bogowie, prócz talentu, zesłali na niego w tym momencie głupotę...
Chyba zarumieniła się... biorąc pod uwagę uczucie nagłego gorąca, jakie poczuła na policzkach. Opuściła głowę kryjąc się za zasłoną włosów. Z uporem wpatrywała się w rysunek, nie chcąc, by ktokolwiek dostrzegł tę niechcianą reakcję. Nie wytrzymała jednak długo. Kątem oka spojrzała na Chrisa. Utlandsk zdawał się być równie zaskoczony swymi słowami, jak ona, chociaż najwyraźniej starał się nad sobą panować.

Gdy Samkha na dobre oderwała wzrok od rysunku i podniosła głowę, w twarzy Chrisa nie pozostał nawet ślad niedawnych emocji. Odetchnęła głęboko, wyrównując oddech. Może tylko wydawało jej się... To było takie dziwne uczucie... sama nie była pewna, jak je określić... i co o tym myśleć, ...a może lepiej nie myśleć... Machinalnie odgarnęła z czoła prawie już suche włosy.
- Lupa? - spytał Chris biorąc do ręki grzebień. Samkha nie była jego siostrą ni kochanką. Zanim ktoś zabierze się za tak intymną w gruncie rzeczy czynność jak czesanie cudzych włosów, wypada spytać o pozwolenie.

Dawno nie czuła się tak niezręcznie. Być może wśród Utlandsk tego rodzaju zachowanie nie było niczym niezwykłym. Dla niej jednak było to dość niecodzienne. Ostatnim mężczyzną, który ją czesał był Herebeohrt. Bardzo dawno temu. Nie miała wtedy więcej niż 12 lat. A teraz, o ile się nie myliła, w zasadzie całkowicie nieznany jej mężczyzna, dawał właśnie do zrozumienia, że chciałby zająć się rozczesywaniem jej włosów. Jak powinna zareagować na taką propozycję? Przez chwilę wydawało się, że chce coś powiedzieć, lecz wycofała się w ostatniej chwili.

Musiałby oślepnąć, by nie dostrzec tego, co malowało się na twarzy dziewczyny. Zdaje się, że podpadł na całej linii. Chyba nie zasługiwał na stanowisko osobistego fryzjera uroczej Krigarki. Albo nie było mu to pisane. Podał dziewczynie grzebień.
Wzięła go z jego ręki. Czuła, że chyba czymś go uraziła. Spuściła wzrok. Ech! Dopiero co deklarowała swoje zaufanie - wyrzucała sobie, zabierając się do rozczesywania pasma włosów - a teraz sama przed sobą musiała przyznać, że wiele jej do tego zaufania brakowało. Sięgnęła wyżej i w tej samej chwili ból w piersi odezwał się z podwójną siłą. Jęknęła, przyciskając rękę do klatki piersiowej na wysokości mostka.

- Mitä tapahtui? - spytał Chris, zaniepokojony jej zachowaniem. Coś musiało ją nieźle zaboleć. - Satuttaa? - Przyklęknął obok niej. - Makuulle? Położysz się?
Złapał ją delikatnie za ramiona.
- Sattuu...
- Sydän? - spytał, z niepokojem patrząc jej w oczy.
- Ei... ei sydän. - To nie serce ją bolało. - Täällä - zakreśliła płasko rozłożoną dłonią koło nad piersią. - Se tulee kulkea - wykrzywiła usta w uśmiechu. - Luultavasti isku vasten kiviä - zastanawiała się na głos. Wskazała na skały nad wodospadem, a potem markowała uderzenie pięścią w pierś. Musiała chyba uderzyć się, kiedy spadała do jeziora.
- Ei... - Chris pokręcił głową. - Ei kiviä. Sydän pysäkki, Jan nyrkki - pokazał, w jakie miejsce uciskał Jan, gdy serce Samkhi stanęło - sydän lyönnit.
Powoli wszystko co ją dziś spotkało, stawało się coraz bardziej zrozumiałe. Nie miała już wątpliwości. Była martwa i ożyła. To wszystko co widziała, było prawdą. Bogini, Złote Miasto, każde słowo, które usłyszała... Uniosła głowę i rozjaśnionym spojrzeniem obrzuciła zawiniętego w koc Jana.

- Samkha dziękuje, Jan... - powiedziała, skinąwszy mu głową. - Jan sydämet lyönnit.
Polak odwrócił głowę na dźwięk swojego imienia.
- To podziękowania za to, że jej serce znowu bije - przetłumaczył Chris.
Jan tylko się uśmiechnął życzliwie i skinął głową.
- Chris... Samkha kiitos... dziękuje - poprawiła - dziękuje... henkeään.
- Henkeään? - adresat podziekowania zwrócił się z pytaniem do Samkhy.
- Kyllä Chris! Utlandsk antoi henkeään Samkha - potwierdziła z zapałem. Zaczerpnęła głęboki wdech i pokazując najpierw usta Chrisa, potem swoje, zademonstrowała, iż chodzi jej o oddech.

Chris skinął głową.
- Henkeään, ymmärrä - potwierdził. - Yksi hetken Samkha ja Chris sama henkeään - powiedział na wpół żartem. Przez chwilę łączył ich jeden wspólny oddech, co w pewien sposób było odpowiednikiem kiplingowskiego ‘ja i ty jesteśmy jednej krwi’.
- Haluan auttaa sinua - powiedział, ujmując jej dłoń, w której stale tkwił grzebień. - Se ei satu. - Z szerokim uśmiechem na ustach obiecał, że nie sprawi jej bólu. - Lupaan! - położył dłoń na sercu składając nieco patetyczne, lecz zabawnie brzmiące przyrzeczenie.

Rumieniąc się, znowu uciekła od niego wzrokiem, ale jej usta uśmiechały się, a opór w dłoni zelżał. Ponownie opuściła głowę czując, że spłonie ze wstydu, jeśli jej spojrzenie spotka się z którymś z Utlandsk. Wyobraziła sobie nagle, co mogłoby się dziać, gdyby Acca to zobaczył... Podkuliła nogi, obejmując kolana ramionami. Zabiłby ją na miejscu... ale... - rozbawiona, prychnęła śmiechem - przecież z Przybyszami tak łatwo by sobie nie poradził... Przymknęła oczy. W końcu sama zadeklarowała swoje zaufanie do nich. Lepsza okazja na udowodnienie tego mogła się już nie trafić.

Włosy Samkhy były miękkie, długie, nieco wilgotne i... trochę bardziej niż odrobinę splątane. Rozdzielanie ich i przywracanie im porządnego wyglądu było pracochłonne. I bardzo miłe, przynajmniej z punktu widzenia osoby trzymającej grzebień.
Ostatni raz miał taką przyjemność dawno, dawno temu. Caroline miała równie długie włosy i, akurat, nikogo innego pod ręką prócz młodszego brata. Ale trudno powiedzieć, by zdołał nabrać zbyt wielkiej wprawy. A później nie było na kim trenować, bowiem Katherine miała włosy dużo, dużo krótsze.
Trzeba było pewien brak wprawy nadrabiać nie zapałem, a delikatnością. Zaczynając od końcówek, ostrożnie, nie szarpiąc, nie wyrywając splątanych włosów.
Zdałby się jakiś balsam, złośliwa pamięć podsunęła fragment jakiejś telewizyjnej reklamy, równie głupiej i natrętnej jak miliony innych.

Samkha syknęła raz czy dwa razy, kiedy Chris pociągnął za włosy przy zranionej skroni. Nie dało się tego uniknąć. Z każdym jednak kolejnym ruchem grzebienia, napięcie wywołane niepewnością i zażenowaniem opuszczało ją, pozostawiając na koniec jedynie uczucie odprężenia i senności. Z niedowierzaniem stwierdziła nagle, że mogłaby tak przesiedzieć całą wieczność, poddając się pieszczocie rąk człowieka, którego spotkała... ledwo parę dni temu.To dziwne, ale wydawało się jej, iż w ciągu tych czterech dni przeżyła więcej, niż przez ostatnie cztery lata swego życia.

- Gotowe. - Głos Chrisa wyrwał Samkhę z rozmyślań. Zaskoczona, leniwie podniosła powieki i uniosła rękę, dotykając gładko rozczesanych włosów.
- Dziękuję. - Uśmiechnęła się nieśmiało.
Wysupłała spośród ocalonych z zatopionej sakwy osobistych rzeczy dwa długie rzemyki, ozdobione na końcach kolorowymi paciorkami i srebrnymi skuwkami. Zebrała trzy pasma włosów po jednej, a potem po drugiej stronie twarzy i zaplotła je w niezbyt grube warkoczyki, wplatając w nie rzemyki. Chciała związać je razem z tyłu głowy tak, by ujęły w karby burzę kasztanowych loków, puszczonych luźno na plecy, lecz znowu skrzywiła usta w wyrazie cierpienia. Opuściła ręce i spróbowała rozruszać stłuczone mięśnie przeciągając się z westchnieniem. Wygięła ramiona w tył, krzywiąc się przy tym z bólu.

Chris spojrzał na nią z pytaniem w oczach. Skinęła głową. Przyklęknął za jej plecami i chwycił końcówki rzemyków. W parę sekund praca nad fryzurą została zakończona, lecz jeszcze przez moment Chris nie zamierzał o tym nikogo informować, a Samkhy przede wszystkim. W końcu jednak dotknął lekko ramienia dziewczyny i powiedział:
- Gotowe. Tehty - przetłumaczył, odsuwając się nieco niechętnie. Wolałby...
 
__________________
"Niebo wisi na włosku. Kto wie czy nie na ostatnim. Kto ma oczy, niech patrzy. Kto ma uszy, niech słucha. Kto ma rozum, niech ucieka" (..?)

Ostatnio edytowane przez Lilith : 15-09-2010 o 21:46.
Lilith jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 08:45.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172