Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-08-2010, 14:13   #87
Lilith
 
Lilith's Avatar
 
Reputacja: 1 Lilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie coś
Na początku istniała tylko ciemność. Niefizyczne poczucie zawieszenia na skraju przepaści bez dna. I lęk. Lęk przed tym, co nadejdzie. Gdzieś tam, za cieniutką jak pajęcza nić granicą nieskończoności, czaiły się potwory, hodowane troskliwie przez całe życie w jej własnej podświadomości. Teraz czekały cierpliwie, by ją pochłonąć do cna. Rozedrzeć świadomość, rozdrapać duszę na miliardy kawałków i unicestwić na wieczność, gdy tylko dostanie się w ich zasięg. Trwała zawieszona na cienkiej linii przejścia Pomiędzy, niczym na ostrej strunie, która zagłębiała się powoli w materialnym jestestwie oddzielając duszę od ciała, jak nóż rzeźnika oddziela mięso od kości. Jeszcze chwila bólu i oczekiwania na nadejście wiecznego spokoju nieistnienia...

Coś nie pozwalało jej spaść. Pośrodku wszechogarniającego lodowatego zimna zatrzymywało ledwie wyczuwalnym tchnieniem ciepła. Ciche niczym szept głosy trzymały jej ducha niewidzialnymi, miękkimi jak jedwab więzami. Nie pozwalały odejść w niebyt. To cichły, to znów przybierały na sile.

-Samkho... Samkho, córko Herebeohrta! - Zrozumiała wreszcie sens słów.

Z całej swej mocy pragnęła odpowiedzieć na to wołanie, lecz nie potrafiła. Pozbawiona władzy nad ciałem i zmysłami trwała w przejmującej śmiertelnym zimnem pustce. Podświadomie broniła się przed oddzieleniem od sprawiającej jej dziwny, niecielesny ból, granicy.

- Nie! Nie tak! Nie obawiaj się. Poddaj się, jestem przy tobie. O tak... właśnie tak...

Lęk opuścił ją wraz z porzuceniem myśli o nieodwracalnym. Rozpłynął się gdzieś w dali wśród czarnej nocy. Stało się coś nadzwyczajnego. Nadal pozbawiona kontroli nad zmysłami, stawała się nimi. Nie potrzebowała już wzroku, słuchu, zmysłu dotyku. Nie miała ich. Była nimi. Przestrzeń rozjarzyła się blaskiem i wypełniła dźwiękami tak harmonijnymi, że niemal stanowiły jedność. Przed nią, wśród obłoków, unosiło się miasto mieniące się lśnieniami czerwonego złota, jak słońce o zachodzie skrzy się barwami ognia w wodach wielkiego Morza Krańców Ziemi.
Wielki rydwan pędził w jej stronę od bramy miasta. Zbliżał się z każdym sprężystym skokiem sunących w zaprzęgu dzikich kotów. A na nim, wśród tęczy, powodując złotymi cuglami, stała ONA, najpiękniejsza z bogiń. Jaśniejąca blaskiem letniego dnia szata i złota chmura włosów falowały unoszone nieodczuwalnymi podmuchami wiatru, otaczając jak przejrzysty muślin jej pełną kobiecego wdzięku sylwetkę.



- Witaj w Folkwangu, moim domu, córko ludu Krigar - usłyszała Samkha, gdy tuż przed nią zatrzymał się rydwan.

- Witaj o Wanadis! Mardöll, Hörn, Gefn, Syr, Freyo... Wielka Bogini o wielu imionach. - Chciała paść na kolana, lecz wszelkie formy fizycznej czci traciły w tym świecie swoje znaczenie. - Przyjmij ode mnie Pani należną Ci cześć. Oto jestem. Czy to Ty mnie wezwałaś? Jeśli to z Twojej woli nadszedł mój czas, czy pozwolisz mi Pani, wejść do twego domu?

- Tak Ci spieszno dziewczyno? - Głos złotowłosej bogini przybrał karcące tony. - Ani twój stos jeszcze nie zapłonął, ani wilki i kruki Odyna nie upomniały się o Twoje ciało. Jakże mam zaprosić cię pod swój dach?

- Zlituj się nade mną, Wanadis! Jeśli Ty mnie nie przyjmiesz, dokąd mam się udać?

- Czyż to ty sama nie pokierowałaś tu swych kroków? Czyż nie na własne życzenie opuściłaś świat żywych? On wciąż pragnie zatrzymać cię dla siebie - odpowiedziała Świetlista Panna, o której nogi wciąż ocierały się koty z zaprzęgu, czułą pieszczotą wytrwale próbujące zwrócić na siebie uwagę Freyi.

- Więc czemu Twój głos, Pani, wezwał mnie z pustki?

- Zatraciłabyś się w niej na wieczność w swoim niezdecydowaniu. Stoczyłabyś się na samo dno Niflheim we władanie Hel i jej braci. Bez nadziei na powrót.

Samkha przez moment stała w milczeniu, patrząc tylko na Boginię, zaskoczona tym, co usłyszała. Nie tym, że trafiłaby do Niflheim, lecz tym, że sama Freya zwróciła na nią swoją uwagę i wyciągnęła pomocną dłoń.

- Przyjmij moją wdzięczność litościwa bogini i pomóż, jeśli twa łaska jest ze mną. Rozpostrzyj nade mną swoje sokole skrzydła. Wskaż mi proszę drogę, którą powinnam pójść.

- Znam cię lepiej niż ty sama, wojowniczko. Wiem co się kryje w twoim sercu. Wiem, co spoczywa ukryte w głębi twojej duszy. Znam ból, który cię dręczy i toczącą cię tęsknotę. - Ciepły głos Bogini wlewał w nią otuchę. - Nie oczekuj jednak, iż Bogowie będą cię wyręczać w wyborze tego, co słuszne. Przed tobą wiele ścieżek, wiele wyborów. Znam kres wszystkich, którymi zechciałabyś pójść. Jedne prowadzą ku zagładzie, inne ku chwale, jeszcze inne ku szczęściu. Musisz nauczyć się wybierać. - Oczy Bogini rozbłysły złotymi łzami. Pochyliła się nad dziewczyną i zbierając jedną łzę po drugiej, zwilżonym złotą kroplą palcem naznaczyła najpierw czoło... powieki... usta, a potem piersi i brzuch, przy którym zatrzymała się na dłużej. Samkha drżała pod dotykiem Wanadis, z każdym muśnięciem palców przywracającą jej możliwość odczuwania zmysłami, świata zewnętrznego.

Z głębi pamięci wojowniczki niemalże same popłynęły słowa modlitwy, którą od wieków kobiety wznosiły ku Bogini, władającej ich losem:

Freyjo,
Złota Bogini,
Wspaniała, piękna i pełna uroku,
Otwórz mnie.
Uwolnij mnie.

Płodna i obdarzająca rozkoszą,
Obdarzająca sobą
Bez wahania,
Bez granic,
Doznająca miłości wszystkich.

Strojni i silni wojownicy,
Zbierają się przed Twoim obliczem,
A Ty wybierasz tych,
Których ofiarę zechcesz uhonorować
W Boskich Halach.

Skryta i przebiegła.
Zgodnie ze swą wolą
Snujesz i naginasz przyszłość,
Naginasz los,
Naginasz wydarzenia.

O Złota Pani,
Pani Najświętsza,
Naucz mnie swoich umiejętności.
Zaszczyć mnie swymi darami.
Pozwól mi stać się podobną Tobie.

Naucz mnie być wolną.


Oczy dziewczyny otworzyły się szeroko, chłonąc cudny widok uśmiechającej się do niej Bogini, gładzącej dłońmi łby swoich dzikich kotów, niemal nachalnie domagających się od niej pieszczoty. Łasiły się i krążyły wokół swej pani, raz po raz wspinając się na łapach, by dosięgnąć jej rąk. Samkha nawet nie zdążyła zauważyć, w którym momencie zmieniły się na tyle, by przestały wydawać się jej jedynie zwierzętami. Już nie dzikie koty klęczały przed Freyą, lecz wpatrzeni z uwielbieniem w jej piękne oblicze i gotowi na jej każde skinienie mężczyźni o na wpół ludzkich, na wpół kocich ciałach.

- Twoja modlitwa zostanie wysłuchana, jeśli tylko zobaczę dowody jej szczerości. - Wyciągnęła dłoń i lekko pchnęła Samkhę w pierś. Zabolało. Dziewczyna upadła na plecy, tonąc w szmaragdowej trawie. Nie mogła oddychać, ani poruszyć się. - A teraz powinnaś już otworzyć oczy. Nie obawiaj się tego, co przychodzi ku tobie z zewnątrz. - Freya schyliła się i szepnęła coś do uszu swoich pupili. Koci mężczyźni odwrócili się ku dziewczynie, spoglądając na nią swoimi złocistymi oczyma. Przeciągnęli się leniwie, ostatni raz przypadając do stóp Bogini, by natychmiast miękko podczołgać się do unieruchomionej, wpadającej w panikę wojowniczki, której ciałem znów poczęło wstrząsać przejmujące zimno.
Czuła na sobie dotyk silnych dłoni półkocich mężczyzn i głos Wanadis dochodzący z coraz większej dali.
- Nie lękaj się wyjść poza siebie. Tam też jest szczęście. Nie zamykaj w sobie tego, co w tobie piękne. Tego, co piękne w każdej z nas. Tylko spróbuj.
Coś miękko otarło się o jej piersi i spoczęło na nich ciepłym ciężarem.
- Dotyk mężczyzny może być miły, a pocałunki słodkie. Spróbuj. - Usta drugiego ze sług Bogini delikatnie dotknęły jej twarzy, a potem mocno przywarły do jej chłodnych warg. Ciepło jego oddechu wlewało się w nią przywracając życie, rozpalając myśli...

 
__________________
"Niebo wisi na włosku. Kto wie czy nie na ostatnim. Kto ma oczy, niech patrzy. Kto ma uszy, niech słucha. Kto ma rozum, niech ucieka" (..?)

Ostatnio edytowane przez Lilith : 24-08-2010 o 14:15.
Lilith jest offline