Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-08-2010, 14:45   #89
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Jan krytycznym spojrzeniem obrzucił to, co Tim i Chris wyczyniali z półprzytomną dziewczyną. Może ich intencje były dobre. Może i mieli rację co do tego, co trzeba było zrobić, ale robili to z finezją słonia w składzie porcelany.
- Zostawcie ją. W ten sposób tylko pogarszacie sprawę - rzekł Rosiński odpychając nieco Tima od dziewczyny. - Trzeba ją zanieść do obozowiska, opatulić kocem, ogrzać przy ognisku. A nie rozbierać. To kobieta, a nie sztuka bydła, na litość boską!
Kucnął obok twarzy dziewczyny i delikatnie głaszcząc ją, próbował choć na moment przywrócić jej przytomność. - Samkha?
Spojrzał z irytacją na dwóch gruboskórnych “bojowników”.
- Czy wy nie widzicie, że ona jest przerażona?
- Człowieku, nie irytuj się - powiedział z ironią Chris. - Najpierw trzeba ją uratować, a potem uspokajać. Poza tym, to zdaje się ty rozciąłeś jej kurtkę i zrobiłeś największe postępy w rozbieraniu. Chyba nie zamierzasz zawijać jej w koce w butach? A może uspokoisz swoją wspaniałą angielszczyzną czekając, aż się jeszcze gorzej poczuje?
- A może najpierw zaniosę ją do obozowiska, zanim zacznę robić jej striptease - burknął Jan biorąc Samkhę w ramiona. - Zdzieranie z niej ubrań akurat tutaj i to w ten sposób, w obecności całej naszej trójki, na pewno jej nie pomoże.
I ruszył z dziewczyną w ramionach w kierunku obozowiska.
Chris zabrał koce i ruszył za Polakiem. Nie zgadzał się z nim w wielu sprawach, ale nie zamierzał się z nim kłócić, szarpać, ani też wyrywać mu Samhy czy też na siłę, natychmiast, zawijać jej w koce.
Jan zaniósł dziewczynę w pobliże ogniska, po czym ułożył blisko ognia i dorzucił drew. Rzekł następnie do Chrisa: - Okryj ją kocem, a ja poszukam dla niej zastępczych ubrań.
Tim patrzył na to wszystko obojętnym wzrokiem.

Łypiącej na nich wylęknionym i zamglonym jeszcze nieco wzrokiem Samkhce, która zwinęła się niemal w kłębek przy ogniu, zaczynały szczękać zęby.
- Samkha, spokojnie. Rauha... - powiedział Chris, okrywając ją kocem. - Jesteś wśród przyjaciół. Ystäviä - zapewnił ją. - Järvi. Muistatko? Pamiętasz jezioro i węża? Käärme? Käärme ei elämä... Nie żyje.
Jego krigarski pozostawiał bardzo wiele do życzenia, ale Chris miał nadzieję, że jest dostatecznie zrozumiały. Dostrzegł jednak pewien dobry znak.
Oczy dziewczyny rozszerzały się i przytomniały z każdym jego słowem. Czyżby dopiero teraz zaczęła przypominać sobie, co stało się nad jeziorem?

- Älä pure sinua, Chris... - wyszeptała głosem, który bardziej przypominał głębsze westchnienie, niż słowa. - Mitä tapahtui? ... Miten lopulta täällä? ...- zapytała nieco silniejszym, lecz roztrzęsionym na skutek dreszczy, głosem. Chciała się podnieść, lecz jęknąwszy tylko, z powrotem opadła na ziemię. - Minulla on päänsärkyä... - Objęła głowę rękami, a wyczuwszy opatrynek na skroni, spojrzała pytająco na Chrisa. - Mitä tapahtui?
Dotknął czoła Samkhy.
- Głowa? Pää? Satuttaa? Menee ohi. Minie - zapewnił.
Jan wrócił z koszulą oraz spodniami, które wyszperał w jukach należących do Samkhy i pokazał je jej. Westchnął cicho...bo teraz zaczynała się część najtrudniejsza. Wsunął ręce pod koc, chcąc zsunąć z niej spodnie, by następnie nałożyć na nią suche ubranie...trochę na ślepo, ale cóż... Lepsze to, niż takie rozbieranie jej, jakie planował Chris.
- Onnettomuus. Te lasku vesi. - Kanadyjczyk bez wdawania się w szczegóły spróbował wyjaśnić, że na skutek nieporozumienia Samkha znalazła się w wodzie.

- Mitä teet minulle? - Samkha przerwała Chrisowi, zwracając się do Jana. Przytrzymała jego ręce, majstrujące przy pasku jej spodni. Popatrzyła mu prosto w twarz, wciąż jeszcze lekko wylęknionym wzrokiem.
Jan uśmiechnął się, wyciągnął dłonie i sięgnął po jej suche rzeczy. Jeśli miała dość sił, by sama się przebrać, to rozwiązywało wiele problemów.
Chłodny powiew owiał plecy Chrisa. Kanadyjczyk wstał. Pora była zadbać o siebie. Ruszył w stronę, gdzie leżały jego rzeczy.
Samkha przez moment jeszcze odprowadzała go wzrokiem, kiedy naraz z przerażeniem w oczach zerwała z siebie koc i sięgnęła dłońmi do piersi. Szukała czegoś rozpaczliwie, by po chwili wydobyć spod koszuli zawinięty w kawałek wyprawionej skóry przedmiot. Jego widok uspokoił ją nieco. Ściskając go kurczowo w ręku nadal jednak rozglądała się dookoła, starając się unieść na łokciu.

- Jousi! Missä on jousi? - powiedziała z paniką w głosie.
- Jousi? - powtórzył Chris, zatrzymując się i odwracając w jej stronę. - Jousi vesi...
Widział, jak łuk leciał do wody wraz z dziewczyną. I nawet nie pomyślał, by go wyłowić.
- Pyytää. Nostaa. - skinął głową zapewniając, że poszuka i przyniesie. - Istua, odottaa. - powiedział miękko. - Haluta... - dodał. Otulił ją kocem i gestem potwierdził prośbę, by Samkha siedziała i czekała cierpliwie. I
Jej przepełnione nadzieją i wdzięcznością spojrzenie mówiło samo za siebie.
Chris uśmiechnął się do niej, a potem szybko ruszył w stronę brzegu...

Rozpięcie pasa i odwiązywanie troczków jeszcze jakoś jej poszło. Nawet zsunięcie mokrych, lepiących się do skóry spodni z bioder także, lecz w chwili, gdy rannej wojowniczce przyszło podnieść się i usiąść, pobladła nagle. Opadła na plecy ciężko łapiąc oddech.
Przyglądający się temu Jan, podszedł do dziewczyny.
- Pahoillani - rzekł.
Wziąwszy ją za rękę, podniósł drżącą Samkhę do pozycji siedzącej i kucnął za nią, by mogła się na nim oprzeć. Pozwolił zmęczonej dziewczynie wesprzeć się plecami o swój tors. Wydawała mu się taka krucha.
- Już lepiej? - spytał cicho, łapiąc się po chwili na tym, że i tak go przecież nie zrozumie.
Pogłaskał ją delikatnie po mokrych włosach, wyciągając spośród nich kilka zaplątanych tam podczas niedawnej szarpaniny źdźbeł trawy.
Dopiero po chwili odpoczynku, dokończyła zdejmowania mokrego odzienia. Kiedy spod koca wyłonił się zwinięty w kłębek fragment stroju, Jan zorientował się po niewczasie, iż przeszukując rzeczy Samkhy nie pomyślał o przyniesieniu jej pewnego strategicznego elementu garderoby.
- Przepraszam...śpieszyłem się. - westchnął cicho Jan, mając nadzieję, że zrozumie intonację głosu. Na razie jednak brak bielizny nie powinien być problemem.
Najważniejsze, to się ogrzać i odzyskać siły. Potem Samkha sama się ubierze.

Odsunął się lekko, kiedy zdejmowała z siebie przemoczoną koszulę. Jego mundur wciąż ociekał wodą, a dziewczynie było już i tak wystarczająco zimno.
Wpatrywał się z troską w spojrzeniu, w jej ciało... Z troską naznaczoną lekką nutą pożądania.
Wędrował po jej nagiej skórze wzrokiem, może zbyt zachłannie. I zorientował się, że zaszedł za... nisko... Tam gdzie plecy tracą swą szlachetną nazwę, stając się za to o wiele bardziej kuszące. A Samkha nie miała się czego wstydzić. Smukłej talii i cudnych bioder mogłyby jej boginki zazdrościć. Odwrócił szybko wzrok lekko się czerwieniąc, ale nadal trzymał dłonie na jej ramionach, by być jej oparciem.

Sięgnął po obydwa brzegi koca i z czułością oraz energią wytarł jej nagie plecy. Potem, gdy już się przebrała, sięgnął po nowy koc i opatulił ją nim, po czym ponownie wziął ją na ramiona i położył blisko ognia.
Dopiero wtedy, przyszło mu zająć się sobą. Poszukał najbliższego krzewu i nałamał gałęzi, by na tych prowizorycznych kijkach porozwieszać ubranie. Miał bowiem tylko jedno.
Zdjął koszulę, pas, buty, i spodnie nie przejmując się za bardzo obecnością Samkhi...wszak już go widziała nagiego. Teraz, jeśli miała takie życzenie, znów mogła się do woli poprzyglądać muskularnemu ciału najmłodszego członka grupy... kiedyś ratunkowej. Rozwiesił swoje i jej ubranie, by chociaż trochę przeschły zanim nadejdzie noc i usiadł obok ogniska jedynie w slipkach. Bokiem do Samkhi, by ukryć obszar pomiędzy udami. Nie bez powodu. Otulił się kocem i wpatrzony w płomienie, jedynie od czasu do czasu rzucając okiem, jak ma się jego podopieczna, zaczął niezdarnie nucić jakąś kołysankę. Bez słów...nie były przecież potrzebne.

Może nie brzmiało to tak pięknie, jakby oczekiwał, ale jego głos i melodia niosły ze sobą jakiś smutek i tęsknotę. I dziewczyna doskonale to wyczuła. Nie wiedziała na czym to polega, ale wydawał się być teraz gdzieś bardzo daleko stąd.

- Jan... - Cichy szept przerwał mu nuconą melodię. - Kuka satuttaa minua? - Ton głosu dziewczyny sugerował pytanie.
Rosiński nie znał języka, którym posługiwała się Samkha, trochę się jednak osłuchał. Zrozumiał jedynie pierwsze słowo...Kto..O kogo jej chodziło? O to kto ją uratował? Kto ją napadł? Kto strzelił? Rosiński odparł cicho w znanym sobie nieco norweskim:
- Sove...Śpij...- Nie zrozumiała jednak. Uśmiechnął się, wskazał na Sakmhę i złożył dłonie, jak poduszkę. Przyłożył głowę i zamknął oczy. Spojrzał na Samkhę, ciekaw czy zrozumiała przekaz. Snu właśnie potrzebowała najbardziej.

Przymknęła oczy, lecz widać było, że nie ma zamiaru go posłuchać. Wyraźnie czuł jakiś niepokój w jej zachowaniu.
- Ei Jan. Kuka? - wskazała na własną głowę w miejsce, które przykrywał nieduży opatrunek.
Jan wzruszył ramionami i rozłożył w ręce w geście sugerującym, że...nie wie. Skłamał i miał nadzieję, że Samkha się nie zorientuje.
- Jan! Kuka? Hirvio? Ei Hirvio! Kuka? Chris? Ei Chris! - Była zdenerwowana. - Jan? Jan teki tämän Samkha? - dopytywała się natarczywie, nie odrywając od niego wzroku.
A wzrok Jana starał się uciec przed natarczywym spojrzeniem dziewczyny. Mógł jej skłamać, mógł powiedzieć prawdę. Ale sytuacja nie mogła się zamknąć w zwykłym wskazaniu sprawcy.
Słysząc ostatnie słowa dziewczyny zaprzeczył ruchem głowy.
- Tim? - Usłyszał jej cichy głos brzmiący żalem.
Jan nie wiedział co powiedzieć, westchnął ciężko. Spojrzał w kierunku Chrisa. Może on wytłumaczy dziewczynie, że... to wszystko, to był zwykły wypadek. Pechowy zbieg okoliczności.

Po krótkiej wymianie zdań z Timem, Chris znalazł się w wodzie. Strzała wbita w łeb węża stanowiła wyśmienity drogowskaz. Gdzieś tam wpadła do wody Samkha, gdzieś tam powinien się znaleźć łuk.
I był.


Znoszony przez prąd znajdował się nie tylko bliżej, niż się tego spodziewał Chris, ale, co było jeszcze milsze, nie poszedł na dno. I można było go oddać prawowitej właścicielce.
Po paru minutach Chris wyszedł na brzeg z łukiem pod pachą i ciągnąc za ogon dwumetrowego ponad węża - trofeum Samkhy.
- Wytłumacz jej cały ten niefortunny wypadek z... bronią - rzekł Jan na widok nadchodzącego Chrisa.
Samkha obróciła się w stronę Chrisa. I chociaż wyglądała jak kupka nieszczęścia, na jej twarzy malowało się coś na kształt radości.
Chris nie wiedział jednak, czy na widok jego, czy łuku. Sądząc z kierunku wzroku chodziło o łuk...
- Proszę. Ole hyvä. - Nie zważając na słowa Jana, Chris przyklęknął przy dziewczynie. - Sinun jousi - podał Samkhce oręż. - Twój łuk.
W końcu skoro on się uczył języka Krigar, to i ona mogła załapać niektóre słówka angielskie.
- Paljon kiitoksia, Chris - wyszeptała, biorąc swoją własność do rąk, gładząc łuk, jak gdyby był czującą istotą. Obejrzała go dokładnie zanim dodała - Tämä kuului äidilleni. Łuk? - spytała, patrząc na Chrisa i podnosząc w ręku broń.
- Łuk. - Chris wskazał na trzymaną przez Samkhę broń. - Jousi.
- Łuk matka Samkhy - spróbowała przełamać się i powiedzieć coś w języku Utlandsk.
- Ślicznie, moja droga - uśmiechnął się do niej. - Kauniisti.
- Jan mówić, Tim hän halusi tappaa...zabić... Samkha - stwierdziła bez zbędnych wstępów.
Chris usiadł obok dziewczyny. Z niezbyt wesołym westchnięciem. Przez chwilę milczał, zastanawiając się, w jaki sposób ma jej odpowiedzieć.
- Sauna. Kaksi Krigar tappaa Jan. Virhe... - Przypomniał Sakhce, jak to w saunie myślał, że Samkha i jej wspólnik usiłują utopić Jana.
Dziewczyna przytaknęła głową z wyrazem zrozumienia malującym się na twarzy.
- Chris sinun ei yrittänyt tappaa meistä. Miksi Tim... zabijać?
- Paljon - odparł Chris. - Daleko. Tim nähdä Samkha tappaa Chris. Ei...
Zabrakło mu słów. Potrafił powiedzieć, że Tim widział, jak Samkha strzela do Chrisa, ale nie znał słów, by wytłumaczyć, że strzelanie było jedyną możliwością.
Rozłożył ręce.
- Ei sanat, Samkha. - Cóż innego mógł powiedzieć jak nie to, że nie zna odpowiednich wyrazów.
- Tim ajatella säästää Chris - dodał. Nie wątpił, że właśnie o ratowaniu towarzysza myślał Tim.
Wojowniczka, znów pokiwała w zamyśleniu głową.
- Miksi Tim on siellä? - spytała wskazując na ponurego, trzymającego się na uboczu żołnierza. - Miksi viha hänen kasvonsa? Tim ei luota Samkha?
Odpowiedź na pytanie, czemu Tim stoi tam, a nie tu, przerastała możliwości lingwistyczne Chrisa. A następne pytania, dodatkowo utrudniły znalezienie odpowiedzi, jako że zawierały kolejne nieznane Chrisowi wyrazy.
- Ei ymmärrä, ei sanat, Samkha. - Chris bezradnie rozłożył ręce. Wymiana zdań zaczynała powoli przypominać rozmowę ze ślepym o kolorach. - Luota? Ei ymmärrä. - Pokręcił głową.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez Kerm : 24-08-2010 o 15:18.
abishai jest offline