Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-08-2010, 18:03   #23
Kelly
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Nie było o co kruszyć kopii. To nie było jakieś pokopane show. To nie mogło być jakiekolwiek show. Przemierzyli wiele mil. Zbyt wiele, jak na jakikolwiek plan filmowy. Chociaż szalenie ciężko było się pogodzić z tak wariackim science fiction, do złudzenia przypominającym powieści, które czytał kiedyś. Ale co było zrobić? Już Sherlock Holmes mawiał, że: jeżeli wyeliminuje się to co nieprawdopodobne, to to, co pozostanie, chociażby było naprawdę dziwaczne, będzie rzeczywistym faktem. Najpierw szli na północny wschód, potem skręcili ku wschodowi. Dziesiątki mil. Takiej sceny nie ma żadne studio. Ponadto te ptaki. Widział kto kiedy tak olbrzymie orły? Chyba tylko Lena jeszcze wątpiła, ale wierzył, że to raczej głos rozpaczy oraz tęsknoty, niżeli prawdziwa ocena. Starał się pomagać, jak tylko mógł oraz szanował jej decyzje. Dlatego, gdy Asmel zaczął grozić dziewczynie przy wszystkich, stanął w jej obronie nadzwyczaj stanowczo. Obawiał się, że takimi wyskokami kapitan gwardii tylko spowoduje odwrotną reakcję Leny. On sam w żadnym wypadku nie naciskał, ale po prostu starał się lekarce powiedzieć, że jeżeli to nawet show, to powstrzymywanie się od posiłków jest nierozsądne, skoro bowiem dopuszczono do ran, przelewu krwi etc., dlaczego mieliby więc dbać o nią? Przecież według nich takie podejście mogłoby być jeszcze bardziej widowiskowe. Jeżeli zaś jednak nie jest to pokaz … to wiadomo. Lena była rozsądna i właśnie ten rozsądek powodował, że obstawała przy swoim, przy telewizyjnym show. Tymczasem wyglądało na to, że cały światopogląd na temat magii oraz podróży za pomocą czarów trzeba było wsadzić sobie tam, gdzie nie dochodzi słońce. Czy to możliwe? Rozsądek podpowiadał, że nie i właśnie teraz trzeba było go odrzucić. Odrzucić to, co stanowiło normalnie wartość oraz prowadziło każdego sensowną ścieżką. Trudne. Dla każdego, ale zapewne najbardziej właśnie dla tej dziewczyny, dla której mądrość oraz doświadczenie stanowiło jądro jej trudnej pracy.

Asmelowi zaś rzekł spokojnie, lecz stanowczo.
- Kapitanie, jedziemy na jednym wózku, więc niech pan sobie daruje takie zachowanie. Nie jesteśmy pańskimi podwładnymi. Niech pan sobie wyobrazi, jakąś kretyńską, zupełnie niemożliwą sytuację w pańskiej rzeczywistości. Już? Dobrze, no to teraz uzmysłowij pan sobie, z czym my się teraz zmagamy, zastanawiając się co chwilę, czy to jakieś przedstawienie, czy poszaleliśmy, czy jest to jakimś cudem realne. Czy się to panu podoba, czy nie, musimy mieć więcej czasu i faktów, żeby uwierzyć oraz uznać coś, co jest sprzeczne ze wszystkimi naszymi doświadczeniami.

Cóż, właściwie on już uznał całą ową teleportację, ale mimo to miał jeszcze chwile, kiedy sądził, że to jakieś wariactwo, że coś przeoczył … Jednakże na osobności prosił szczerze Lenę, żeby nie dawała satysfakcji ani Asmelowi, ani ewentualnemu twórcy programu i po prostu przekąsiła coś. Obawiał się o jej zdrowie, choć to ona powinna przecież znać się lepiej na tych sprawach.
- Czy chcesz żeby umarła? - spytał spokojnie Asmel. - Albo zemdlała z wysiłku, bo nie jadła nic od wielu godzin? Wolę zmusić ją siłą do jedzenia niż mieć wyrzuty sumienia, że nie zareagowałem w porę. Rozumiem co chcesz przez to powiedzieć, ale postaw się też na moim miejscu. Jako dowódca muszę dbać o swoich ludzi, a skoro na rozkaz Cesarzowej zabraliśmy was z waszych domów to jestem odpowiedzialny i za was.
- Wręcz przeciwnie, nie chcę. Ale ona nie jest twoim żołnierzem, nieprawdaż - zawieszając głos, jakby dawał mu do zastanowienia, ze przecież choćby stanął na głowie, to nie jest w stanie pilnować dziewczyny cały czas. Nieprzyjmowanie jedzenia, to stosunkowo jeszcze był drobiazg porównując do tego, co Lena mogła sobie zrobić, jeśli nacisk byłby zbyt gwałtowny. Ech, kapitan chyba zawsze miał do czynienia z żołdakami prostymi, a nie wolnymi ludźmi, którzy mogli mieć chęć realizować swoje prawa na całkiem niespodziewane sposoby - a i swojej cesarzowej tylko wyrządzisz krzywdę, jeśli uczynisz wroga z kogoś, kto miał być sprzymierzeńcem. Przykro mi, ale musisz poszukać argumentów, a nie rozkazów, albo liczyć na to, że może same się one podstawią nam pod nos – szczerze mówiąc, Chris miał najbardziej nadzieję na to drugie, bo kapitan nie sprawiał wrażenie osoby, która potrafi przekonywać uparte młode kobiety do zmiany zdania innym sposobem, niżeli siłowym. Natomiast także uważał, że Lena powinna wrócić do jedzenia i miał nadzieję, że jednak po przemyśleniu uzna przedstawione argumenty.
- Skoro jest medykiem sama powinna wiedzieć czym grozi nieprzyjmowanie posiłków - Asmel obdarzył Chrisa twardym spojrzeniem. - To mój argument. To dla niej niebezpieczne, dobrze o tym wiesz. Pomyśl o tym: jeżeli jutro lub po jutrze znienacka wpadniemy w pułapkę to co sie z nią stanie skoro nie będzie potrafiła się bronić ani nie będzie miała siły by uciekać? Zginie. Zobacz, nie zmuszam jej by uczyła się fechtunku, chcę by jadła i miała siłę.
- To wybrałeś fatalną metodę - ocenił prosto. - Rozumiem twoje powody, ale skoro masz do czynienia z nami, musisz darować sobie siłowe sposoby. - Odprowadził go na bok - Słuchaj Asmel, ona nie wierzy w ten wasz kraj oraz misję. Wcale się zresztą jej nie dziwię, bo czasem także wątpię, choć czasami, nawet coraz częściej, wierzę, iż jakimś dziwnym sposobem masz rację. Zmuszając ją na siłę doprowadzisz tylko do tego, że podetnie sobie żyły, albo zrobi sobie coś innego wierząc, że po czymś takim całe maskowanie opadnie oraz rzeczywiście okaże się, że wszystko to jedynie pokaz. Rozumiesz teraz?
- Rozumiem. Spróbuj na nią wpłynąć.
Skinął, cokolwiek to miało znaczyć. Asmel zdaje się pojął, że nacisk nie zaprowadzi go daleko, ale nie oznaczało to jeszcze, że sytuacja się zmieni. Miał nadzieję, bardzo mu zależało, żeby Lena sama zdecydowała, iż nawet jeśli sądzi, że to gra, nie będzie sięgać do takich metod.

***

Najspokojniejszymi chwilami całej wędrówki byłe te spędzone podczas treningu. Starał się go zresztą przedłużać, ile tylko się dało, szczególnie czerpiąc z doświadczenia Zilacana, który wydawał się świetnym szermierzem. Ale nie tylko, chętnie fechtował z innymi starając się nie tylko uchwycić odpowiednie ruchy, ale także słabości. Szermierzy uczy się walczyć, jego natomiast uczono wygrywać. Nieważny sposób, liczy się jedynie pokonanie wroga. Miecz stanowił ważny element, ale tylko jeden z wielu. Chris chętnie używał sztyletu czy noża w drugiej ręce. Miecz stanowił nowy oręż, ale dodatkowe możliwości, które dawało krótkie ostrze mogło wyrównać brak wyszkolenia, później zaś zapewnić konkretną przewagę.

***

Spotkanie nomadów stanowiło punkt zwrotny. Dla wszystkich, szczególnie dla Leny, która musiała się wyzbyć reszty wątpliwości. Podobnie zresztą jak Chris. Nie było sensu się łudzić, że to normalna rzeczywistość. Ogólnie: dekada w plecy, cesarzowa wygnana, oni siedzą w kiblu wielkości kontenera.
- Asmel, i co ty na to? - spytał przy okazji kapitana gwardii, kiedy zebrało się kilku spośród nich. - Zdaje się, że misja jest średnio aktualna?
Wojownik wpatrywał się w zamyśleniu w swój kubek. W migotliwym świetle zwykle niewidoczne zmarszczki na jego twarzy pogłębiły się.
- Na to wygląda - odpowiedział z wahaniem. - Wiem, że ci z nas, którzy popierają Cesarzową i nie mają innego powodu, by tego nie robić, powinni podążyć do Treganu by przyłączyć się do niej lub poszukać kontaktu z buntownikami - spojrzał na swoich podwładnych. - Widzę w twoich oczach Zilacanie, że ciągnie cię do domu. Dobrze, poszukasz kontaktu z rebeliantami w Sigl. Minas zostanie tutaj, będzie przesyłał nam wiadomości od ciebie do Treganu.
- Odpowiadając na twoje pytanie, Chris - zwrócił się do mężczyzny - nie mam już ... argumentów na to byście szli z nami, ale nie widzę dla was innych możliwości. Boję się spuszczać z was oka, gdyż przysięgałem Cesarzowej, że będę dbał o to byście dotarli przed jej oblicze bezpiecznie. Pozostaję jej wierny pomimo wszystko. Ale, jak uświadomiłeś mi w czasie naszej wędrówki, że wszyscy macie wielkie poczucie swojej wolności i nie mam prawa niczego wam rozkazać, więc jeśli pójdziecie to tylko z własnej woli.

Zawahał się chwilę, odłożył kubek i złożył ręce na kolanach, tak samo jak tego wieczora, kiedy opowiadał im o Cesarstwie.
- Wzdragam się na myśl o podróży w tak licznej grupie, lecz daje nam to też pewne możliwości.
- Ech Asmel, a co my mamy robić? Czarodziej ranny, bez niego zaś nie wrócimy, nawet zaś gdyby ... wiesz, jest u nas przysłowie: dżentelmeni walczą tylko o przegrane sprawy. To wygląda mi właśnie na taką. Nie pozostawiłem niczego istotnego dla mnie tam, wiesz ... zostałbym. Może także dlatego, że chciałbym powiedzieć kiedyś sobie, że zdarzyło mi się postąpić jak dżentelmen. Mam nadzieje, że inni także się zdecydują - "a zwłaszcza Lena" to już tylko pomyślał. Niewątpliwie pani doktor wydała mu się sympatyczną oraz silną osobą, nie pozbawioną niebanalnej urody oraz kobiecego wdzięku, choć widać było, ze się kompletnie nie stara nic robić w tym właśnie zakresie. - Czy wasi znajomi nie mogliby użyczyć nam jakichś ubrań? Jakby nie było, w naszych strojach bardzo się wyróżniamy. Bo o koniach, jak rozumiem, pewnie nie mamy co marzyć? Zresztą, nawet nie wiem, czy wszyscy umieją jeździć – odpowiedział na pytania kapitana gwardii. Co do podróży w liczniejszej grupie, cóż, nie umiał odpowiedzieć. Zależy od specyfiki kraju, on zaś na temat tej krainy posiadał pojęcie nadzwyczaj marne.
Heakan odchrząknął, zwracając na siebie uwagę.
- Jeśli pozwolisz dodam, że moi ludzie mogą polecieć z wami do granicy z Manartum. Tam w pustynnym mieście Raendr na pewno znajdziecie kogoś, kto zabierze was statkiem do Treganu. Obdarujemy was prowiantem na dalszą podróż oraz naszymi wyrobami na wymianę. Dostaniecie także naszą broń, ubrania i wyposażenie. Niestety, nie hodujemy koni - gospodarz uprzejmie pochylił głowę w stronę Chrisa.
- Menartum? - zdziwił się Murion. - Toż to prawie szesnaście dni drogi stąd! Nie widuje się Wielkich Orłów tak daleko od ich gniazd. Jesteśmy zaszczyceni twoją hojnością, Heakanie. Dzięki temu osiągniemy Raendr za cztery dni.
- Ano dziękujemy - skłonił Chris lekko głowę wodzowi. - Nasze stroje stanowiłyby nie lada wyróżnik i pozwoliły nas wszędy poznać. Przy twojej zaś pomocy, zacny Heakanie mamy jakąś szansę.
 
Kelly jest offline