Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-08-2010, 18:09   #25
Efcia
 
Efcia's Avatar
 
Reputacja: 1 Efcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputację
Opuścili świątynię. Pani doktor szła ze wszystkimi. Doglądał rannych i kontuzjowanych. Karmiła więźnia. Nie miała ochoty sprawdzać czy aby ich przewodnicy sami o to zadbają. Sama jednak nie jadła. Uczepiła się desperackiej myśli, że może jeżeli coś się im zacznie dziać, to producenci tego czegoś zareagują i wyjdzie ta cała maskarada na jaw.
Ich "porywacze" zachowywali się zgodnie z przewidywaniem Leny, czyli starali się ją odwieść od jej zamiaru. Wykorzystali do tego nawet jednego z uczestników tej nieszczęsnej wyprawy. A kiedy to siła argumentów zawiodła, postanowili wykorzystać argument siły. "Typowe." Pomyślała Finka, wzruszając ramionami. Ale na pewno nie miała zamiaru rezygnować. Ta głupia zabawa ich kosztem musiała się skończyć. Przynajmniej ona była zdecydowana to zakończyć.

Jelena nie miała siły podziwiać widoków. Siły i ochoty. Ale zanotował gdy Makbet wyciągnął swój szkicownik i przysiadł by uwiecznić jedne z pejzaży. Nie mogąc opanować ciekawości zajrzała mu przez ramię.

- Ładne. - Skomentowała krótko, porównując obrazek z oryginałem.
- Dziękuję - uśmiechnął się lekko. - Chcesz jeden na pamiątkę? - spytał. - Czy może coś bardziej... osobistego? Lena wśród skał? Odbicie w tafli wody?
- Coś bardziej osobistego?? - Uśmiechnęła się pod nosem. - Ja wolę pejzaże. Wolę je też malować. To odpręża. Co do pozowania?? Nie próbowałam. - Odwróciła się do mężczyzny. Po czym jeszcze raz rzuciła okiem na obrazek, a następnie na swojego rozmówcę. - Może kiedy indziej. Teraz nie jest najlepszy czas.
- Lubisz malować? W razie czego założymy spółkę - otworzymy pracownię malarską i będziemy sobie dorabiać - uśmiechnął się. - A jeśli chodzi o pozowanie, to powinnaś spróbować. Może zrobiłbym z ciebie... - przyglądał się lekarce tak, jakby pierwszy raz ją widział. Na jego twarzy pojawił się wyraz skupienia. - Hamadriadę? Albo wróżkę... Wolałabyś dobrą, czy złą?
- Słucham?? - Z niedowierzaniem spoglądała na Szkota. - Ty też im wierzysz?? Wierzysz, że to inny świat?? Czary mary i jesteśmy gdzieś... gdzieś... nie wiadomo gdzie?? I dla ciebie to takie normalne??
Makbet pokręcił głową.
- Malowanie ciebie jako wróżki czy driady nie ma nic wspólnego z naszą obecną sytuacją - wyjaśnił. - Fantasy to moja dziedzina.
- Jeśli chodzi o to wszystko - gestem objął pół horyzontu. - To nie jest ważne, w co wierzę, czy nie. Nie jest dla mnie ważne, czy mi się w tej chwili śnisz, czy też dostaliśmy się w ręce ekscentrycznego milionera, który zdołał stworzyć taki realistyczny świat. A może to rzeczywistość wirtualna, a my jesteśmy ofiarami eksperymentu wojskowego. Nie wiem, bo i skąd.
- Pamiętasz ziemski księżyc? Był nieco dalej niż ten... Błąd programu czy inny świat? Nie mam pojęcia, ale na wszelki wypadek wolę wziąć pod uwagę najgorszy scenariusz i założyć, że oni - wskazał na Asmela - mówią prawdę. Jeśli to jakieś show, to najwyżej zrobię z siebie łatwowiernego głupca. Ale jeśli to ponura rzeczywistość, to nie chciałbym zginąć z powodu głupoty. Skoro rany są prawdziwe, to i śmierć również może taka być.
- Nieco dalej?? - Powtórzyła od niechcenia. - Astronomia to nie moja działka. Więc nie za bardzo potrafię określić czy jest dalej czy bliżej. Gdyby oni wszyscy krwawili na zielono, to co innego. - Westchnęła ciężko. - Oni wszyscy dobrze grają. Nawet lepiej niż bardzo dobrze. Ten Aelith będzie miał problemy z ręką jeżeli mu jej nie prześwietlić. Złożyć dobrze. Ale mimo to obstaje przy swoim. Jakie pieniądze trzeba komuś bać by zgodził się na kalectwo?? - Może trochę przesadziła z tym kalectwem, ale jednak. - To głupota.
Trzeba było chodzić całe życie ze wzrokiem wbitym w chodnik by nie zauważyć tak oczywistej różnicy między obydwoma księżycami, ale Makbet nie zamierzał pod tym względem uświadamiać swojej rozmówczyni. Wolał nawiązać do drugiej części wypowiedzi.
- To co powiesz w takim razie o magu? Salerinie? Tu już nie chodziło o jakieś kalectwo, za które można by dostać porządne odszkodowanie czy rentę do końca życia. Ktoś to traktuje bardzo poważnie, a jeśli to ma być zabawa, to z pewnością jest to zabawa w życie. I to nie w stylu Simsów, tylko śmiertelnie poważna.
- Ludzie robią różne rzeczy dla pieniędzy. - I dodała już ciszej, zapatrzona w widok. - Na przykład uprawiają seks oralny ze swoim szefem. - Wzdrygnęła się na samą myśl sceny, której była świadkiem tak dawno temu.
Makbet stłumił uśmiech, bowiem porównanie wydało mu się nieco... zabawne. Lena musiała mieć nieco staroświeckie poglądy na świat.
- O robieniu kariery przez tak zwane łóżko mówi się niestety dość często - powiedział. - Ale gdybym to ja miał coś robić dla pieniędzy, to wolałbym móc je wydać. A na co nieboszczykowi pieniądze? Do nieba ich nie weźmie, a w piekle też będą bezużyteczne, bowiem złoto topi się w wysokiej temperaturze, a banknoty rzadko drukowane są na azbeście.
- Dość często?? - Podniosła głos i zawiesiła do na dłuższą chwilę. Po czym zruszyła ramionami. "Co on mógł o tym wiedzieć?? Co najwyżej to on siedziałby na miejscy Mattiego i jakaś..." Tu wzdrygnęła się ponownie. "I jakaś wywłoka klęczałaby..." - Zresztą nieważne. - Nie patrząc na rozmówcę Jelena trawiła jego słowa o piekle, azbeście i topionych monetach. - Rodzina skorzysta.
- Nie mówię wszak, że to popieram - powiedział, nieco zaskoczony wybuchem Leny. Czyżby ją też ktoś w taki sposób ubiegł w awansie? - Ale zdarza się. Nie zawsze, nie wszędzie, ale się zdarza, niestety.
- Natomiast jeśli chodzi o zabezpieczenie rodziny... Być może, ale niewielu się zdarza takich ludzi... Sprzedać swoje życie za szczęście... nie, za zabezpieczenie finansowe bliskich? A jaką miałabyś gwarancję, że taka umowa zostanie dotrzymana?
- Co my tu roztrząsamy?? Przecież oni grają według jakiegoś scenariusza. - Była pewna swego. - Nie prześcigniesz scenarzystów w tworzeniu.
- Ale musisz wziąć pod uwagę fakt, że jeśli to scenariusz, to scenarzyści ujęli w tym również naszą śmierć, bez względu na to, czy się to nam podoba, czy nie. Dlatego mam zamiar to wszystko traktować poważnie, bo jestem pewien, że jeśli ktoś z nas zginie, to nikt się tym nie przejmie i nie powie 'koniec zabawy'. I jeśli czasem ktoś spróbuje mnie zabić, to nie uznam tego za zabawę, tylko postaram się być szybszy.
Spojrzała na niego jak na kosmitę. I na tym się chyba rozmowa zakończyła. Jelena spojrzał, niby to przypadkiem w stronę rannych. I mruknęła pod nosem coś o obowiązkach lekarza.
Makbet spojrzał za odchodzącą i pokręcił głową.
Miał nadzieję, że mimo wszystko Lena nie potraktuje sytuacji, w jakiej się znaleźli jak show, które w każdej chwili można przerwać.

Gdyby nie widziała na własne oczy tych wielkich orłów, to nie uwierzyłaby. Ale jednak. Były, były gigantyczne. Takich orłów nie ma na świecie.
"Takich orłów nie w moim świecie." Dodała w myślach. Musiała w myślach się przyznać, że nie miała racji. I że głodówka była głupotą.

Gdy przywitał ich wódz i zaprosił do swojego namiotu. Zaproponował posiłek. Żołądek niemile skręcał się kobiecie przypominając o jej pomyśle, niefortunnym, rzecby można było.
Lekarka czekała spokojnie aż podadzą posiłek. Jadła też spokojnie przeżuwając wszystko dokładnie i powoli. Wiedziała aż nazbyt dobrze czym może zakończyć się łapczywe pochłanianie pokarmów. Nie zjadła też zbyt dużo. Tylko tyle, żeby pobudzić organ do pracy. Później nadrobi.


Lena przysłuchiwała się uważnie wymianie zdań między Makbetem a tutejszymi. Bardzo uważnie. Bez względu na to co ten człowiek uczynił, śmierć nie była karą na jaką skazuje się ludzi w cywilizowanych krajach. A do tego, niech mówią sobie co chcą, ale Aelith był jej pacjentem. Ale nie powiedziała tego głośno. W końcu wstała gwałtownie i wyszła z namiotu. Gdyby mogła, trzasnęłaby głośno drzwiami. Tych drzwi na szczęście nie było.

Stanęła przed namiotem. Wzięła głęboki wdech, tak dla uspokojenia, właściwie dopiero tutaj, w tej wiosce, zaczynała wierzyć, że to nie jest program telewizyjny. Zaczynała. Ale jakaś część jej umysłu nadal uporczywie odmawiała uznania tych faktów. Jakaś część jej, nadal wierzyła i kurczowo trzymała się tej wiary, że to tylko sen lub właśnie jakiś głupi dowcip. Nadal wierzyła, że wróci do domu, zaraz, za dni kilka. Że ujrzy swoją rodzinę.

- Napijesz się? - Chris podał jej niewielki kubek ze słabym, owocowym winem, lekko rozcieńczonym wodą. Sam miał drugi identyczny, także wypełniony po brzegi ciemnokarminowym płynem.
Wzięła kubek. Upiła trochę.
- Ty też się z nimi zgadzasz?? - Zapytała nie patrząc na mężczyznę.
- A co nam zostaje? - stwierdził zadumany. - Nigdy nie byłem w takiej sytuacji i gdyby ktoś wspomniał mi o przenosinach do świata "Władcy Pierścieni" czy jakiegoś Conana, uznałbym go za idiotę. Teraz zaś ... proszę, zachowaj to dla siebie, ale zwyczajnie boję się. Staram się myśleć, jakby nic się nie stało, podchodzić praktycznie, żeby nie myśleć o tym, gdzie się znaleźliśmy. Póki zaś tu jesteśmy, to, możemy się nie zgadzać na wiele rzeczy, ale ... - urwał. - Lena - dodał po chwili łagodnie - bardzo chcesz wrócić, prawda?
- Prawda. - Spojrzała mu teraz w oczy. - Ja chcę wrócić. Chcę wrócić do swojego domu. Ciepłego i wygodnego. Do swojego życia, takiego ustabilizowanego. - Tu zrobiła przerwę, że się napić. - Do swojej rodziny. Ja ma tam dla kogo żyć.
Skinął ze zrozumieniem.
- Prawdziwie kochająca się rodzina to wielka wartość - powiedział nagle dziwnie smutniejąc. - Ja miałem siostrę. Kiedyś. Zresztą, pewnie jeszcze gdzieś mieszka ze swoim mężem. Nie wiem. Ale to było dawno, bardzo dawno - zadumał się. - A ty? Masz męża, dzieci?
-Dzieci?? - Rozmarzyła się. - Ahti i Into. Para słodkich bliźniaków. Moja siostra to szczęściara. - Pani doktor chyba nawet nie zdawała sobie sprawy, że wypowiedziała te słowa na głos. Takie miała rozmarzone oczy. Po chwili jednak wróciła do rzeczywistości. - Czy mam męża i dzieci?? Nie. - Odparła sucho.
- Ano, ja też nie mam żony, ani dzieci. Ale u wojskowych to normalne, zwłaszcza takich, co bywają na misjach. Po szkole oficerskiej od razu właściwie wylądowałem w Afganistanie. Praktycznie wróciłem dopiero tuż przed naszym uprowadzeniem. Od razu do szpitala i właściwie stamtąd zostałem porwany. A ty?
- Ja?? Ja mieszkam i pracuję w małej miejscowości, Vehmaa. Zaraz po studiach tam się przeniosłam. Moja rodzina mieszka w Helsinkach. Praca, praca, praca. To nie sprzyja relacją między ludzkim. Więc jak na razie nie mam męża ni dzieci. - Lena skłamał, ale dość nieudolnie.
Udał, że nie zauważył, a może nie zauważył wpatrując się w nią ze szczerym, przyjaznym uśmiechem.
- To, jak widać, mamy podobnie niesocjalizujący zawód. Ale jak rozumiem, mimo to masz siostrę oraz jej rodzinę i ... bardzo się kochacie. Wiem, jak to wspaniałe uczucie mieć ukochaną siostrę. Ale Helsinki. Hm, jesteś Finką, hm, a ja Brytyjczykiem. Tim jest Amerykaninem. Rozpoznałem też trochę Szkockiego akcentu, ale inni ... chyba ktoś z Europy Centralnej. Hm, nie jestem pewien - rozważał - a ty?
- Mam też czterech starszych braci. Żonatych, starszych braci. I do tego nadopiekuńczych. Tak to już jest z takimi. - Na samo wspomnienie zrobiło jej się cieplej. A może to to wino?? - Co?? Akcenty?? To chyba nie moja specjalność. W tej chwili to chyba nie ma znaczenia?? Bo i tak jesteśmy tu obcy. - Posmutniała.
- No, to rzeczywiście duża rodzina - przyznał - tym wspanialsza, że widać, iż bardzo przywiązana. Ale masz rację, jesteśmy obcy i dlatego musimy się trzymać razem, żeby mieć jakąś szansę, albo nadzieję, albo po prostu żeby móc dzielić wspomnienia. Leno, wiem, że to może brzmieć niczym banał, ale jakoś to będzie. Póki co, jesteśmy razem, możemy wspomagać się oraz dodawać ducha. Stanę na głowie, żeby nic ci się nie stało. Ostatecznie, całe życie zajmowałem się chronieniem innych. Jako młody chłopiec, siostry, potem moich chłopaków z kompanii. Naprawdę. Może jak czarodziej wróci do zdrowia, może, powrócimy do siebie. A może będzie nawet tu lepiej, niż myślisz. Jesteśmy obcy, to prawda, ale mamy żywność, broń, osoby znające ten kraj jako wsparcie. Nie wygląda to tak fatalnie, jak mogło być. Owszem, to nie Finlandia, czy Zjednoczone Królestwo, ale jednak jakaś cywilizacja jest. Wiem, że ci ciężko. Mi także było, jak straciłem siostrę - powiedział chyba goręcej, niżeli pragnął.
- Jakbym słyszała swoich braci. - Odparła cicho. - Macie to chyba genetycznie zaprogramowane. - Uśmiechnęła się, teraz już szczerze.- Czarodziej?? Wróci do zdrowia?? Sadząc po objawach, jego rekonwalescencja potrwa długo, bardzo długo. Mogłabym tu zostać do tego czasu. W końcu powiedzieli, że on będzie wstanie nas odesłać. - Mówiła to bardziej do siebie niż do Chrisa. Po czym się skrzywiła, jakby zjadła coś niesmacznego. - Z drugiej strony siedzieć tyle w tej... - Tu nie dokończyła, nie chciała aby ktoś usłyszał jak mówi o tej osadzie dzicz. I szybko zmieniła temat.
- A mówiłeś, że twoja siostra mieszka z mężem?? - I wtedy się zdała sobie sprawę, że może nie powinna zadawać takich pytań. Ale było za późno. Bo takie pytanie już padło.
- Tak, zapewne mieszka - przyznał. - Powiedziałem, że straciłem siostrę, nie, że zginęła. Wiesz - uśmiechnął się smutno - miałem kiedyś interesy z pewnym facetem, choć to może durne słowo, interesy, skoro miałem 16 lat. Zrobiłem coś dla niego i za to obiecał utrzymywać moją siostrę, opłacać jej szkołę i tak dalej - mówił bezbarwnie wypranym tonem, jakby dawno przetrawił już tą sprawę, która kiedyś musiała go strasznie gryźć oraz boleć. Widać to było w każdym wyrazie, który wypowiadał. - Nie mieliśmy rodziców od początku, ale niewiele co wcześniej straciliśmy opiekunkę, która nas wychowywała. Dlatego wiesz, taka obietnica była dla nas bardzo ważna. Okazało się, że gnojek się nie wywiązywał z obietnicy i kiedy byłem w szkole oficerskiej podsyłałem jej swoją pensję. Aż dowiedziałem się pewnego miłego dnia, kiedy postanowiłem złożyć niespodziewana wizytę, że siostra jakiś czas temu wyjechała, a ten dupek jest już od dawna jej mężem. Nawet nie wiem, gdzie jest teraz. Tak zresztą jest lepiej, bo przynajmniej mogę pamiętać te miłe chwile dzieciństwa. No, ale było, przeszło - odetchnął ciężko. - Zresztą - nagle się zreflektował - to dziwne - nikomu nie opowiadałem o tym, bo chwalić się nie ma czym, ale tutaj ... jest tak inaczej - nie wiedział, jak wyjaśnić to dziwaczne uczucie. - Przepraszam - wreszcie powiedział - chyba cię mocno zanudziłem. A wracając do pozostania tutaj, to chyba nienajlepszy pomysł - powiedział poważnie. - Czarodziej czarodziejem, ale samotna dziewczyna ... Leno, obiecałem ci pomoc. Poważnie traktuję swoje słowo. Jeżeli zdecydujesz się zostać, zostanę również. Ale chyba jednak bezpieczniejsi będziemy ze wszystkimi. Ponadto tylko tak zdobędziemy jakieś wiadomości na temat tego kraju, co może pomóc nam. Pozostając tutaj liczymy jedynie, że nikt nas nie ruszy, że pozostaniemy w cieniu. Wątpliwa sprawa. Lepiej spotkać niebezpieczeństwo będąc przygotowanym, niżeli czekać może długi czas na wyzdrowienie czarodzieja.
Jelena słuchał go uważnie. Wyznania, zwłaszcza dotyczące takich bolesnych spraw zawsze były trudne. Ona nigdy się na coś takiego nie zdobyła. Nawet najbliższym nie powiedziała prawdy. "Czym było się chwalić. Że źle wybrałam?? Mylić się jest rzeczą ludzką." Dodała w myślach.
- Samotne dziewczyny potrafią o siebie zadbać. Wierz mi. Robię to od przeszło trzech lat. - Tu nastąpiła pauza. A gdy dziewczyna ponownie przemówiła jej głos był łagodniejszy i spokojniejszy. -To znaczy... Nie to miałam na myśli. Ja po prostu nie wiem co ze sobą zrobić. Najbezpieczniej to jest we własnym domu. A tu?? Tu nie mam domu. Zostać tu i mieć nadzieję, żeby nie wpaść w oko komu niepotrzebna?? Czy iść dalej?? A jeżeli pójść z nimi, to na pewno kłopoty przyjdą prędzej. Znowu, jeżeli zostanę tu, i to ściągnie na tych ludzi niebezpieczeństwo... - Jednym łukiem opróżniła zawartość kubka. - Jeżeli zginę, to będę straszyła ich po nocach.
Chris uśmiechnął się do niej, skinął.
- Wobec tego bądź złośliwa - zażartował - i nie zapewniaj im tej rozrywki, jaką jest straszenie. Po prostu chyba lepiej jechać. Też się wahałem, ale tak mi się po prostu wydaje - wypił resztę wina - Za to, żeby się udało.
Nie miała czym już spełnić toastu, ale podniosła kubek.
- Może poznamy trochę tę krainę. Mam ochotę się przejść po wiosce. Idziesz??
- Pewnie. Chętnie - powiedział szybko. - Ciekawe, czy przypominają naszych nomadów.

Obozowisko przypominało te z ich świata. Chociaż dało się zauważyć małe warsztaty rzemieślnicze, co już nie było tak często spotykane u koczowników z Błękitnej Planety. Zwiedzanie nie trwało długo, wioska w końcu nie była duża. Po krótkim spacerze znowu znaleźli się przed namiotem wodza.
 
__________________
- I jak tam sprawy w Chaosie? - zapytała.
- W tej chwili dość chaotycznie - odpowiedział Mandor.

"Rycerz cieni" Roger Zelazny
Efcia jest offline