Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-08-2010, 19:01   #53
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Złoziemie


Złoziemie... znów wędrówka przez piaski i kamienie...


Znów martwy krajobraz, gorące noce i zimne dni. I dojadanie prowiantu i picie wody. A było ich więcej, o jedną osobę. Ork o imieniu Hrolk Krwitopór.
Ich nowy towarzysz nie był zbyt rozmowny. Wręcz wydawał się zagubiony i niepewny co ma czynić. Jak stwierdziła Windeyes, członkowie jego klanu nie potrafią być wdzięczni, nie potrafią dziękować.
Jednak to nie było zmartwieniem całej grupy, tylko kończące się zapasy pożywienia i wody.
Wędrując z powrotem do miasta Tavarti i jej towarzysze natrafili na oznaki tego co ich może spotkać, jeśli zabłądzą na Złoziemiu...


Bardzo złowieszcze oznaki. - Mogło być gorzej. Ta kupa kości mogła na nas galopować ze złowieszczymi zamiarami.- mruknęła iluzjonistka, siedząc na ramieniu Tavi i machając skrzydełkami. Chłodząc w ten sposób siebie i twarz iluzjonistki.
Wędrówka znów zlała się w jedno, noce i dni...podobne do siebie niczym krople wody. I ten upał...słońce wypalające swe piętno na ciałach drużyny. Tavi nabrała opalenizny. Grolmak spiekł się na raka. Tylko Ghertona upał zdawał się nie imać. Co wróżbita tłumaczył, młodością i dzieciństwem spędzonym na rzece.
W końcu, kolejnego dnia ujrzeli zieleń na horyzoncie....
I pod wieczór dotarli do tej zieleni, brudni, zmęczeni, ale żywi. Są miejsca z których sam powrót zakrawa na heroizm. Bezdroża Złoziemi takim były.

Travar, dom Tavarti, wczesny poranek


Hrolk, masywny ork o kwadratowej szczęce pożegnał się z wybawicielami, tuż przy bramie miejskiej. Pożegnał krótko, acz znaczącą.- Jak Pasję dadzą okazję, odwdzięczę się za pomoc.
I znikł w tłumie kupców rozkładających swe towary. Oddalił się mimo, że zdaniem Grolmaka, powinien był odwiedzić świątynie Garlen.
Ale cóż...nie mogli go zatrzymać siłą.
Drużyna ruszyła więc do domu Tavarti...
Odpowiedzią na pukanie do drzwi był marudny głos Dami.- Już, już...nie pali się. Nie dadzą nawet pospać...
Orczyca otworzyła drzwi, spojrzała zdumiona na znajome twarze. W oczach zalśniły jej łzy i...chwyciła w pasie wróżbitkę przyciągając ją do siebie. Usta Damarri drapieżnie wbiły się w usta Tavarti. Głosicielka przylgnęła swym ciałem do Tavarti, ciałem osłoniętym jedynie cienką szatą, niedbale przewiązaną szarfą pasie. Całując drapieżnie zacisnęła dłonią na pośladkach wróżbitki, zachłannie dociskając dziewczynę do siebie.
Nie przejmowała się, że robi widowisko. Wreszcie oderwała usta.- Tavi... tak się martwiłam. Ech...tyle nieprzespanych nocy przez ciebie. Łobuzico.
Potargała włosy wróżbitki i rzekła wesoło.- Wchodźcie, wchodźcie. Siadajcie w kuchni i opowiadajcie...Ja tymczasem przygotuję śniadanie.
I podczas tej rozmowy przy stole, wietrzniaczka opowiadała swoją wersję, uatrakcyjniając opowieść iluzjami.
- O ile pamiętam, to było inaczej.- narzekał od czasu do czasu Ace, bowiem opowieść Windy, jakoś dziwnie odbiegała od prawdziwej historii. Rola wietrzniaczki w dokonaniach drużyny, jakby nieco urosła. Wedle iluzjonistki, je czary pomogły pokonać pomniejsze horrory o straszliwych mocach ( Już nie zwykłe zgrzytacze?- wtrącił wtedy Ace.), pokonać zabezpieczenia kaeru (-Nie przypominam sobie by tam jeszcze były jakiekolwiek działające.- fechtmistrz wbił kolejną szpilę w opowieść wietrzniaczki), zabiła własnoręcznie dużą cieniopłaszczkę (-Nie było tam takich małych, co Tavi przegoniła?- Acelon nie mógł się powstrzymać przed komentowaniem).Wreszcie tylko jej dzięki pomocy Tavarti miała sobie poradzić z upiorną tancerką, co Acelon skwitował słowami.- Ciekawe jak, skoro kuliłaś szepcząc cicho. "Mnie tu nie ma. Jestem malutka i niewidoczna."
I tymi słowami rozwścieczył Windeyes, która krzyknęła.- Bo ja ubarwiam opowieść, żeby była jeszcze ciekawsza!
Po czym obrażona iluzjonistka wyfrunęła z kuchni cicho chlipiąc. A spojrzenia Grolmaka i Ghertona i nie tylko ich... spoczęły na Acelonie. Ten zaś rzekł.- Co tak na mnie patrzycie? Przecież to nie ja zmyślałem... -Idź ją przeprosić.- Grolmak położył swą ciężką łapę na ramieniu Acelona. Szermierz wyburczał pod nosem.- Ale to nie kłamałem.
Wstał poirytowany dodając.- I dlatego się nie żenię.
Po czym ruszył za iluzjonistką wołając.- Przepraszam Windy, ja nie chciałem... Windy, naprawdę mi przykro. No nie bądź taka.
-Faceci.- wzruszyła ramionami orczyca siadając na stole obok Tavarti i pijąc wino, które podała przy śniadaniu.
A po chwili rozległ się wrzask bólu Ace’a i jego okrzyk.- Dobra... Przyznaję należało mi się ! Już się na mnie nie gniewasz?
Zaś orczyca opowiedziała co się wydarzyło. Poselstwo t’skrangów rzeczywiście szukało tajemniczej Altei Rubaric. Ale niezbyt długo, gdyż wkrótce przybyli posłańcy z Domu Dziewięciu Diamentów i musieli wracać do Szesnastu Wież, głównej siedziby swego niall.
Potem było już spokojnie.
Z innych wieści które mogłyby zaciekawić Tavi, Dami opowiedziała o założonym przez Omasu sierocińcu. Trzeba przyznać, że obsydianin szybko wywiązywał się ze swych zobowiązań.
Wkrótce po śniadaniu, był czas na złapanie oddechu. Ledwie kilkanaście minutek, podczas których Damarri się przebrała i uzbroiła w długi kindżał.
A potem głosicielka wyciągnęła Tavarti z domu, mrucząc tajemniczo.- Zobaczysz sierociniec. Będziesz z niego dumna. Towarzyszył dziewczynom jedynie Grolmak, bo Ace był zajęty przepraszaniem obrażonej Windeyes, a Gherton usnął.

Travar, sierociniec.


A sierociniec robił wrażenie. Stara świątynia została odnowiona, ściany na nowo pomalowano. Wstawiono nowe meble. A głosiciele zajmowali się pilnowaniem około pięćdziesięciorga dzieciaków. - Omasu chyba nie lubi małych inwestycji.- rzekła Damarri wesoło, przechadzając się wśród dzieciarni która wszak znała orczycę. Ale niektóre dzieciaki znały Tavarti. I obskoczyły wróżbitkę, prosząc by opowiedziała o swych przygodach na Złoziemiu.
Z jednym wyjątkiem... Kajmon, lider jej dzieciaków.
Trzymał się na uboczu w milczeniu. Spoglądał w jej stronę. Zupełnie jakby coś go trapiło.
Czekał...
Gdy już wróżbitka wyrwała się z objęć dzieciaków i przywitała z Kajmonem, chłopak rzekł cicho.- To nie miejsce dla mnie. Wolę ulicę, ale muszę też pilnować reszty. Wiesz jak to jest.
Zgrywał twardszego niż był.
Po chwili zaś rzekł cicho... i nerwowym tonem głosu.- I na ulicy chodzą słuchy, o trzech takich adeptach. Szukają ponoć jakiegoś klejnotu i rozbitka z „Żelaznego Orła”. I płacą dużo za informacje zarówno o klejnocie jak i o rozbitku. Płacą therańską monetą.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline