Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 24-08-2010, 18:47   #51
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Złoziemie, kaer, poziom górny
Krok za krokiem Tavarti przemierzała cichy kaer... Kiedyś tętniące życiem jaskinie, były teraz ponurym i cichym miejscem. Przemierzała już tą drogę. Jednak tym razem była sama i szła w tempie jakie sobie narzuciła. Zaglądała do poszczególnych grot z ciekawością, ale i z czasem i ze smutkiem. Każda jaskinia była czyimś domem i niemym świadkiem czyjejś tragedii.
Porzucone zabawki, pozostawione sztućce...gdzieniegdzie szkielety. Pozostałość po dawnych mieszkańcach. Jaskinie i wnęki kaeru stały się grobowcami, wbrew intencji swych twórców.
Było to miejsce pełne melancholii i smutku.
Tavarti niemal słyszała głosy matek, nawołujące dzieci. Głosy dzieciarni , bawiącej się na ulicach, głosy starców narzekających na niewychowaną młodzież.
Teraz jedynie jej kroki rozpraszały ciszę jaskiń.
Młoda wróżbitka przeczesując kolejne izby mieszkalne nie znajdowała nic nowego. Często te same topornie ciosane meble, zatęchłe sienniki. Sztućce na stole, narzędzia oparte o ścianę, czasem broń, czasem i szkielety. Często też i drobne osobiste rzeczy martwych mieszkańców kaeru. Grzebienie, paski, noże lusterka...dziecięce zabawki.
Te ostatnie były najsmutniejszym znaleziskiem. Do tego kufry z ubraniami, prostymi i zwykłymi strojami.
Kolejne pokoje nie różniły się między sobą i Tavarti powoli poczęło ogarniać znużenie, oraz melancholia. Z czasem bowiem entuzjazm słabł, nie wzmacniany przez nowe odkrycia.
Aż wreszcie wróżbitka znalazła wnękę mieszkalną o wejściu zabitym próchniejącymi deskami. Co się za nimi kryło?
Wyjęła miecz i zaczęła wyważać kolejne deski, przecinać te już całkiem spróchniałe. Przebiwszy się przez nie...znalazła się w kolejnym niszy mieszkalnej, ale jakże różnej.
Znaki...całe rzędy magicznych symboli pokrywały ściany groty.


Jarzyły się przy tym słabą poświatą, zarówno w normalnym widzeniu, jak i w przestrzeni astralnej. Przy czym w tej drugiej wydawały się dodatkowo ociekać krwią.
Trudno je było ogarnąć spojrzenie, a tym bardziej przeczytać. Tavarti próbowała, tak ją uczył Gherton, ogarnąć całość by wyłapać wzorzec. Ale tym razem było to trudniejsze . I Tavi nie udało się odczytać tekstu. Niemniej domyśliła się, co to za miejsce. Na trop nakierowały ją wplecione w tekst, czaszki, kości i węże...To była jaskinia w której zamknął się Salvarael.
A te znaki są ostatnim dziełem owego ksenomanty. Ale co oznaczały i po co je stworzył?
Rozmyślania wróżbitki, przerwał znany głosik.- Tuuu jesteś. Wiesz jak się Gherton pieklił, gdy cię nie spotkał po powrocie do obozowiska? Ale się Grolmakowi dostało. Zresztą na twoim miejscu, uważałbym na tego orka. Obiecywał sobie, że następnym razem będzie cię lepiej pilnował. Więc sprawdzaj zawsze czy pod łóżkiem się nie czai. Straasznie nadopiekuńczy ten ork, wiesz?- oczywiście była to Windeyes i jak zwykle iluzjonistce usta się nie zamykały.- A co ty tu znalazłaś? Fajne wzorki. No może nie tak fajne, jak im się przyjrzeć...Brrrr...Magię krwi ktoś użył. Ogólnie nieciekawa sprawa z tą magią krwi. Nie wiesz pewnie co to jest? Masz szczęście, bo mi o niej pewien czarodziej krasnolud przynudzał podczas rozmowy w Wielkiej Bibliotece Throalu. Nie ma nudniejszych rozmówców niż czarodzieje. Ciągle tylko wzorce, matryce... obdzierają magię z mgiełki tajemnicy. A co do magii krwi, to w teorii jest to prosta sprawa. Magia krwi wymaga krwi, a dokładniej siły życiowej którą poświęcasz w akcie samookaleczenia. Wiem, brzmi to strasznie. Ale zazwyczaj jest zwykłe nacięcie skórze, do krwi oczywiście. Choć ponoć Theranie składają rytualne ofiary z Dawców Imion by użyć potężnej magii krwi. Ja czasem korzystam z przygotowanych amuletów krwi, wiesz ...kosztem chwili bólu można zyskać niewielkie magiczne wsparcie. A nawet duże, jeśli wybierzesz amulet ratujący przed pewną śmiercią.
Ale nie tylko do tego używa się magii krwi, Dawcy Imion pieczętują nią przysięgi, obietnice i braterstwa. Ja z nich nie korzystam, bo wiesz...różnie w życiu bywa, a złamanie przysięgi powoduje paskudną rytualną bliznę. A ja mam za ładne ciało by je oszpecać bliznami krzywoprzysiężczyni. Poza tym za pomocą tej magii, można zwiększać czasowo swe możliwości, zarówno bojowe jak i magiczne. No i jest jeszcze magia poświęceń, ale tej używa się tylko raz, bowiem...-
tu iluzjonistka ściszyła jej glos.-...by jej użyć poświęcasz swe życie.
Wietrzniaczka usiadła Tavarti na ramieniu i rzekła.- Krasnolud gadał chyba coś jeszcze, ale już wtedy spałam z otwartymi oczami.
Rozejrzała się dookoła.- Magia ksenomanty, co nie? To na pewno stworzył ksenomanta. Ze wszystkich dyscyplin magicznych, to właśnie ksenomanci mają naturalną konotacje do magii krwi. Wiesz... to przez ich zainteresowanie, życiem i śmiercią... i tym co jest poza śmiercią. Wyobrażasz sobie iluzjonistkę bawiącą się magią krwi? Bo ja nie... to wprost nie do pomyślenia.
Wietrzniaczka podleciała przed nos dziewczyny.- A i jeszcze jedno. Ten ork się obudził i tym razem gadał. I wiesz. On jest...zgadnij co?!
- Wietrzniakiem?
- po zdegustowanym spojrzeniu Windy, Tavi uśmiechnęła się szeroko - Iluzjonistą? Górnikiem? - zgrywała głupiutką, co powinno połechtać rozmówczynię
Tavarti nie miała szans zgadnąć, więc wietrzniaczka szybko odpowiedziała.- On jest nomadem z Plemienia Żelaznej Pięści. Ale powinni się nazywać Zakute Pały. Noszą żelazne rękawice na lewej dłoni i nienawidzą handlarzy niewolników. Ale ta nienawiść nie wystarcza im na nic konstruktywnego, poza napadami. Wadzą się ze wszystkimi i naprawdę nie dziwię się temu faktowi. Ten zbiegły niewolnik, to nie jest miły Grolmak czy wesoła Damarri. To pyskaty i zadufany w sobie upierdliwiec.
Wylądowała na krzesełku stojącym pośrodku pustego pomieszczenia. Bowiem grota Salvaraela nie licząc, krzesła, maty, sztyletu i dłuta z młotkiem, była... pusta. Nic innego nie było. -Tooo wiesz, co to za miejsce?- spytała Windeyes przesuwając dłonią dookoła i wskazując na ściany pokryte znakami.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 24-08-2010, 18:56   #52
 
Latilen's Avatar
 
Reputacja: 1 Latilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodze

W jednej z naw znalazła starą lalkę. Kolejną. Co i rusz natykała się na szmaciane dziewczynki, które kiedyś ktoś tulił do siebie mocno przed snem. Część nadal spoczywała w śmiertelnym uścisku malutkich szkieletów. Tamtych nie ruszała. Tę, samotną i pozostawioną samą sobie, podniosła. Oparła się o ścianę plecami. Zimny chłód i wibracje tego miejsca przeszły przez nią na wskroś. Oczami wyobraźni zobaczyła cienie dawniej żyjących tu ludzi.


Dzieci, starców, bogatych i mniej zamożnych. Wszyscy zamknięci na tak małej przestrzeni, nawet nie spodziewali się, że wśród nich jest wróg, który podburzał ich między sobą. Zatrzasnęli się tutaj, aby uchronić się przed śmiercią. Pewnie już po kilku miesiącach irytowali się z byle powodu. Część zapadała na depresje, inni zaczynali się bać. Westchnęła. Dlaczego koncentrowała się jedynie na minusach? Z pewnością dalej kwitł hazard, tak dla zabicia czasu, któremu towarzyszyły niesamowite opowieści. Kobiety śpiewały podczas plecenia koszyków i gotowania. Śmiech dzieci dzwonił w całym kaerze odbity wielokrotnie przez echo. Ktoś się zakochał, ktoś się ożenił.
Przytuliła się mocniej do lalki. Przymknęła oczy. Zdawało jej się, że widzi właścicielkę tego przedmiotu. Drobna blondyneczka z dwoma ogonkami symetrycznie po obu stronach główki. Bawiła się tutaj, z dala od innych rysując misterne wzory kredowym kamykiem na ścianie. Tak była zajęta, że gdy jej matka ponownie zawołała ją na obiad, zostawiła lalkę. Pewnie wierzyła, że i tak jej nikt tutaj nie znajdzie. A nawet jeśli, po co miałby ją zabierać?


Tavi postanowiła zabrać ze sobą zgubę. Ruszyła wzdłuż korytarzem, szukając śladów wyimaginowanej dziewczynki. Tutaj wyrzuciła kamyk i otarła dłonie w białą sukienkę. Tutaj się potknęła. Tutaj, ponieważ głos matki stał się coraz bardziej naglący i poirytowany, zaczęła biec.
Co to było? Wymysł? Dlaczego w takim wypadku zdaje się taki prawdziwy? Może wspomnienie? Kto wie...
Niechcący natknęła się na grotę Salvaraela. W duszy Wróżbitki walczyły ze sobą ciekawość (w końcu coś ekscytująco innego) z poważnym niepokojem - tak oto stała przed namacalnym dowodem tego, co się tutaj wydarzyło. Oczywiście wierzyła w historię przeczytaną w pamiętniku, ale jej jaźń traktowała to jako coś danego, przeszłego, niewyraźną nic łączącą teraz z kiedyś. A tu proszę, tych symboli już nie da się po prostu olać. - O hej Windy. - przywitała się, kiedy cisza została definitywnie przerwana przez początek zapewne długiego monologu. No tak, oczywiście nie udało jej się trafić na wracającego Ghertona, pewnie zapuściła się wtedy w jakąś odnogę korytarza. Grolmak ją zabije. Uśmiechnęła się na tę myśl. - Gdzie jesteśmy? - podrapała się głowie, kiedy Windy w końcu skończyła paplać. Oddzielanie ziarna od plew jej słów było strasznie męczące. - W sali mieszkalnej Salvaraela, tego ksenomanty, który ostrzegał przed Horrorem. Ciekawe co tu jest napisane. - mimo wielkiej koncentracji napis dalej stanowił zagadkę, Tavi zrezygnowała z dalszej pracy nad nim - Dobra to co, wracamy do reszty?
-Pewnie same ksenomantyczne tajemnice. Takie o których strach mówić. Oni są pokręceni, wiesz? Ci ksenomanci.-
zaczęła paplać Windeyes.- Nie znajdziesz ich pomiędzy mym ludem. O nie. Żaden szanujący się wietrzniak nie będzie ksenomantą.
Po czym usiadła na ramieniu dziewczyny nie przerywając monologu. Czasem zdawało się, że nie potrzebuje rozmówcy. Że sama wystarcza sobie.- To co robimy? Wracamy do naszych to jedno. A co dalej? Zostajemy tutaj? Szukamy czegoś? Może wiesz coś o ukrytym skarbie? Bo nie widzę innego powodu by tu zostać...jak skarb właśnie. Skarb i Horrory. Bo z własnej woli nie dałabym się tu zamknąć na dłużej, bez poważnego powodu. Fajnie jest połazić tu i pooglądać. I przestraszyć się szkieletów...eee...teoretycznie przestraszyć. Bo ja niczego się nie boję. A szkieletów to w ogóle. No chyba, że się ruszają. Ale tak to nie.
Przerwała na moment i...spytała.- To co teraz zamierz Tavi? Zostajemy czy wracamy do domu? Bo tu chyba nie ma już nic ciekawego.
- Coś siedzi na najniższym poziomie. Ale nie warto chyba sprawdzać co to jest.
- Tavi wyszła z sali ksenomanty. - Ale bardzo bym chciała wiedzieć, co jest napisane na tej ścianie, do kroćset! - przygryzła wargę, zakręciła, minęła dwa szkielety i ruszyła szerokim korytarzem do wyjścia. - -Może Gherton da sobie radę? No w każdym razie po tym zabieramy się stąd. Wystarczy tego trzymania się z dala od miasta. - zaśmiała się na myśl o kradzieży jakiej dokonał t'skrang, a ona mu ostro pomagała.
-Gherton nie będzie wiedział...ale...przepisz tekst. Poszukaj jakiegoś ksenomantę. Możesz nawet na tym zarobić. Magowie są łasi na zapiski innych magów swej dyscypliny.- wietrzniaczka, aż zatrzepotała skrzydełkami z entuzjazmu. I uśmiechnęła się zadowolona, że wpadła na tak genialny w swej prostocie pomysł. Tavi westchnęła. Że też sama na to nie wpadła. Ale wiedziała do kogo w mieście się uda, żeby z nim o tym pogadać. - Dobra, to wracamy. - cofnęły się do "pokoju" maga.
Po czym Wietrzniaczka zaczęła wyciągać kartki i by notować rzędy znaków, mrucząc. - Czarodzieje potrafią zapamiętywać całe stronice tekstu. Skubane mądrale, a ty bidna iluzjonistko rób notatki.
- Daj kartkę, to ci pomogę. Zacznę przepisywać te od dołu. -
wyciągnęła ze torby rysik i zajęła się hieroglifami.
Praca była mozolna, bo świecące znaki ciężko było odczytać...Niemniej prace posuwały się powoli do przodu. I po godzinie, lub dwóch, a może trzech...tak w porze podwieczorko-kolacji, o czym przypomniało burczenie w brzuchu przepisanie znaków zakończyło się sukcesem.
Teraz przed dziewczynami, głównie przed Tavi, pojawił się nowy problem. Jak ułagodzić szalejącego ze zmartwienia Ghertona i Ace'a i Grolmaka. I jak to zrobić, by nie zaczęli jej traktować jak małą dziewczynkę, której nigdzie nie można puszczać samej. - Oni mnie rozszarpią na kawałki - jęknęła. - Potem pozszywają i zamkną w gablotce na złotą kłódkę.
-Może się zgubiłyśmy?
- wpadła na pomysł Windy...niestety taka wersja tylko skomplikowałaby sprawę.
Rozciągnęła się, schowała zapisany papier gdzieś głęboko do torby, żeby z pewnością nic mu się nie stało. Wzięła głęboki oddech, pomodliła się w duchu do Garlen. Tak, gotowa. Teraz mogła się z nimi zmierzyć. - Idziemy!
Po odmówieniu w głowie czterech modlitw ponownie do Garlen w końcu dotarły do wyjścia z kaeru, który obecnie traktowali jako obóz.
- Hej wam! - zanim wstali z miejsca i coś powiedzieli rzuciła się biegiem w ich stronę, po czym zawisła na plecach Ace (nieszczęśnik miał pecha stać tyłem), ramionami lekko go podduszając. - Jeszcze nie umarliście z tęsknoty? - jej twarz ukazała się pozostałej dwójce nad lewym ramieniem Szermierza. - Normalnie kiedy do was szłam - nie pozwoliła sobie przerwać - to skręciłam w jedną z uliczek i znalazłam pokój tamtego ksenomanty. - jej głos był poważny i spokojny - Postanowiłyśmy z Windy przerysować tamte znaki, bo może się przydadzą, poza tym w pamiętniku dokładnego cytowania nie było. Warto mieć wszystko w jednym miejscu. I tak, zachowałyśmy się lekkomyślnie, ale od dłuższej chwili wszystko było ok, to nie warto tracić czasu na latanie w tą i we wte.
- Mimo wszystko mogłyście nas ostrzec.-
rzekł Gherton nieco zagniewany. - Opuszczone kaery to niebezpieczne miejsca.
- Była pod moją opieką. A ja jestem bardzo zdolną iluzjonistką.-
wtrąciła się Windeyes, psując nieco efekt słów Tavarti.- A jak ma się twoja podopieczna usamodzielnić, skoro jej nie wypuszczasz spod swych skrzydełek?
-Mimo to.-
burknął Gherton, odetchnął głęboko i rzekł.- Bezdroża Barsawii bywają niebezpieczne. Najlepiej jak najszybciej opanować kilka zasad. Jak na przykład taką, że każdy wie, gdzie są pozostali.
-Karczmy też bywają niebezpieczne.
- odparł Ace, a Grolmak dodał.- Tylko dla tych co oszukują przy kartach.
-Dooobra, zakończmy ten temat
.- rzekł nerwowo fechtmistrz widząc iskierki ciekawości w oczach wietrzniaczki. Szybko więc spytał.- No to Tavi? Co teraz zamierzamy?
- Wracamy do cywilizacji.
-puściła szermierza i ruszyła w kierunku wyjścia z kaeru.
 
__________________
"Women and cats will do as they please, and men and dogs should relax and get used to the idea."
Robert A. Heinlein
Latilen jest offline  
Stary 24-08-2010, 19:01   #53
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Złoziemie


Złoziemie... znów wędrówka przez piaski i kamienie...


Znów martwy krajobraz, gorące noce i zimne dni. I dojadanie prowiantu i picie wody. A było ich więcej, o jedną osobę. Ork o imieniu Hrolk Krwitopór.
Ich nowy towarzysz nie był zbyt rozmowny. Wręcz wydawał się zagubiony i niepewny co ma czynić. Jak stwierdziła Windeyes, członkowie jego klanu nie potrafią być wdzięczni, nie potrafią dziękować.
Jednak to nie było zmartwieniem całej grupy, tylko kończące się zapasy pożywienia i wody.
Wędrując z powrotem do miasta Tavarti i jej towarzysze natrafili na oznaki tego co ich może spotkać, jeśli zabłądzą na Złoziemiu...


Bardzo złowieszcze oznaki. - Mogło być gorzej. Ta kupa kości mogła na nas galopować ze złowieszczymi zamiarami.- mruknęła iluzjonistka, siedząc na ramieniu Tavi i machając skrzydełkami. Chłodząc w ten sposób siebie i twarz iluzjonistki.
Wędrówka znów zlała się w jedno, noce i dni...podobne do siebie niczym krople wody. I ten upał...słońce wypalające swe piętno na ciałach drużyny. Tavi nabrała opalenizny. Grolmak spiekł się na raka. Tylko Ghertona upał zdawał się nie imać. Co wróżbita tłumaczył, młodością i dzieciństwem spędzonym na rzece.
W końcu, kolejnego dnia ujrzeli zieleń na horyzoncie....
I pod wieczór dotarli do tej zieleni, brudni, zmęczeni, ale żywi. Są miejsca z których sam powrót zakrawa na heroizm. Bezdroża Złoziemi takim były.

Travar, dom Tavarti, wczesny poranek


Hrolk, masywny ork o kwadratowej szczęce pożegnał się z wybawicielami, tuż przy bramie miejskiej. Pożegnał krótko, acz znaczącą.- Jak Pasję dadzą okazję, odwdzięczę się za pomoc.
I znikł w tłumie kupców rozkładających swe towary. Oddalił się mimo, że zdaniem Grolmaka, powinien był odwiedzić świątynie Garlen.
Ale cóż...nie mogli go zatrzymać siłą.
Drużyna ruszyła więc do domu Tavarti...
Odpowiedzią na pukanie do drzwi był marudny głos Dami.- Już, już...nie pali się. Nie dadzą nawet pospać...
Orczyca otworzyła drzwi, spojrzała zdumiona na znajome twarze. W oczach zalśniły jej łzy i...chwyciła w pasie wróżbitkę przyciągając ją do siebie. Usta Damarri drapieżnie wbiły się w usta Tavarti. Głosicielka przylgnęła swym ciałem do Tavarti, ciałem osłoniętym jedynie cienką szatą, niedbale przewiązaną szarfą pasie. Całując drapieżnie zacisnęła dłonią na pośladkach wróżbitki, zachłannie dociskając dziewczynę do siebie.
Nie przejmowała się, że robi widowisko. Wreszcie oderwała usta.- Tavi... tak się martwiłam. Ech...tyle nieprzespanych nocy przez ciebie. Łobuzico.
Potargała włosy wróżbitki i rzekła wesoło.- Wchodźcie, wchodźcie. Siadajcie w kuchni i opowiadajcie...Ja tymczasem przygotuję śniadanie.
I podczas tej rozmowy przy stole, wietrzniaczka opowiadała swoją wersję, uatrakcyjniając opowieść iluzjami.
- O ile pamiętam, to było inaczej.- narzekał od czasu do czasu Ace, bowiem opowieść Windy, jakoś dziwnie odbiegała od prawdziwej historii. Rola wietrzniaczki w dokonaniach drużyny, jakby nieco urosła. Wedle iluzjonistki, je czary pomogły pokonać pomniejsze horrory o straszliwych mocach ( Już nie zwykłe zgrzytacze?- wtrącił wtedy Ace.), pokonać zabezpieczenia kaeru (-Nie przypominam sobie by tam jeszcze były jakiekolwiek działające.- fechtmistrz wbił kolejną szpilę w opowieść wietrzniaczki), zabiła własnoręcznie dużą cieniopłaszczkę (-Nie było tam takich małych, co Tavi przegoniła?- Acelon nie mógł się powstrzymać przed komentowaniem).Wreszcie tylko jej dzięki pomocy Tavarti miała sobie poradzić z upiorną tancerką, co Acelon skwitował słowami.- Ciekawe jak, skoro kuliłaś szepcząc cicho. "Mnie tu nie ma. Jestem malutka i niewidoczna."
I tymi słowami rozwścieczył Windeyes, która krzyknęła.- Bo ja ubarwiam opowieść, żeby była jeszcze ciekawsza!
Po czym obrażona iluzjonistka wyfrunęła z kuchni cicho chlipiąc. A spojrzenia Grolmaka i Ghertona i nie tylko ich... spoczęły na Acelonie. Ten zaś rzekł.- Co tak na mnie patrzycie? Przecież to nie ja zmyślałem... -Idź ją przeprosić.- Grolmak położył swą ciężką łapę na ramieniu Acelona. Szermierz wyburczał pod nosem.- Ale to nie kłamałem.
Wstał poirytowany dodając.- I dlatego się nie żenię.
Po czym ruszył za iluzjonistką wołając.- Przepraszam Windy, ja nie chciałem... Windy, naprawdę mi przykro. No nie bądź taka.
-Faceci.- wzruszyła ramionami orczyca siadając na stole obok Tavarti i pijąc wino, które podała przy śniadaniu.
A po chwili rozległ się wrzask bólu Ace’a i jego okrzyk.- Dobra... Przyznaję należało mi się ! Już się na mnie nie gniewasz?
Zaś orczyca opowiedziała co się wydarzyło. Poselstwo t’skrangów rzeczywiście szukało tajemniczej Altei Rubaric. Ale niezbyt długo, gdyż wkrótce przybyli posłańcy z Domu Dziewięciu Diamentów i musieli wracać do Szesnastu Wież, głównej siedziby swego niall.
Potem było już spokojnie.
Z innych wieści które mogłyby zaciekawić Tavi, Dami opowiedziała o założonym przez Omasu sierocińcu. Trzeba przyznać, że obsydianin szybko wywiązywał się ze swych zobowiązań.
Wkrótce po śniadaniu, był czas na złapanie oddechu. Ledwie kilkanaście minutek, podczas których Damarri się przebrała i uzbroiła w długi kindżał.
A potem głosicielka wyciągnęła Tavarti z domu, mrucząc tajemniczo.- Zobaczysz sierociniec. Będziesz z niego dumna. Towarzyszył dziewczynom jedynie Grolmak, bo Ace był zajęty przepraszaniem obrażonej Windeyes, a Gherton usnął.

Travar, sierociniec.


A sierociniec robił wrażenie. Stara świątynia została odnowiona, ściany na nowo pomalowano. Wstawiono nowe meble. A głosiciele zajmowali się pilnowaniem około pięćdziesięciorga dzieciaków. - Omasu chyba nie lubi małych inwestycji.- rzekła Damarri wesoło, przechadzając się wśród dzieciarni która wszak znała orczycę. Ale niektóre dzieciaki znały Tavarti. I obskoczyły wróżbitkę, prosząc by opowiedziała o swych przygodach na Złoziemiu.
Z jednym wyjątkiem... Kajmon, lider jej dzieciaków.
Trzymał się na uboczu w milczeniu. Spoglądał w jej stronę. Zupełnie jakby coś go trapiło.
Czekał...
Gdy już wróżbitka wyrwała się z objęć dzieciaków i przywitała z Kajmonem, chłopak rzekł cicho.- To nie miejsce dla mnie. Wolę ulicę, ale muszę też pilnować reszty. Wiesz jak to jest.
Zgrywał twardszego niż był.
Po chwili zaś rzekł cicho... i nerwowym tonem głosu.- I na ulicy chodzą słuchy, o trzech takich adeptach. Szukają ponoć jakiegoś klejnotu i rozbitka z „Żelaznego Orła”. I płacą dużo za informacje zarówno o klejnocie jak i o rozbitku. Płacą therańską monetą.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 02-09-2010, 12:11   #54
 
Latilen's Avatar
 
Reputacja: 1 Latilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodze
Powrót zdawał się nostalgiczny. Mimo że szli wąwozami i pustynią to co i rusz poznawała jakieś miejsce. Może i dobrze, trudniej się było zgubić. Z drugiej strony, mieli mapy i panowie nawet potrafili z nich korzystać. Ich nowy towarzysz niechętnie rozmawiał, a jeśli już to nie dawało się go słuchać. Gromlak kilkakrotnie się wdał z nim w pyskówkę. Racje żywnościowe należało podzielić na jeszcze jedną osobę. Na dzień przed powrotem do cywilizacji zostały im już tylko sucharki i kilka kropel wody. Ork zniknął w nocy, kiedy urządzili krótki postój przed wejściem do miasta. Wstyd się przyznać, ale nie żałowali, że się od nich odłączył.



Miasto żyło swoim rytmem, wydarzenia sprzed tygodnia przysłoniły nowsze plotki. Tavi odetchnęła powietrzem tumultu Tarvaru. Wróciła. Już nie musi jeść i oddychać piaskiem. Znowu w cywilizacji. Śmieszne, ale lubiła zgiełk zbiorowości ludzkiej. Dawał złudną iluzję bycia mniej widocznym, jednym z wielu.

Zmęczeni podróżą swoje kroki od razu zwrócili do willi, gdzie Tavi w końcu mogła się zobaczyć ze swoją ukochaną orczycą. Właściwie kiedy tylko przekroczyła bramę miasta to okazało się, że humor jej się bardzo poprawił. Szła szybkim krokiem, prawie podskakując radośnie. Co prawda wolałaby, żeby Damarri nie otwierała drzwi w TAK kusym stroju, ale w jej objęciach szybko zapomniała o wyrzutach. Już w spokojnej, radosnej ciszy poczekała na posiłek, nie przerywając Windy jej opowieści. Obracała w dłoniach swój kostur, nie myśląc o niczym konkretnym. Chłopaki sobie świetnie bez niej poradziły z pacyfikacją kłótni między Ace a witrzniaczką. Wyciągnęła z torby lalkę, którą przyniosła z kaeru i ustawiła ją wysoko na półce w pokoju stołowym.

Nie myślała o niczym konkretnym aż do momentu, kiedy dotarły do sierocińca. Ciemna, brudna i zapomniana świątynia odżyła i nabrała kolorów, nowej farby, kilku ścian oraz mebli. A i małych mieszkańców. Dzieci, z którymi już spędziła trochę czasu, dostrzegły ją, jak tylko pojawiła się w progu, po czym z krzykiem radości rzuciły się w jej stronę. Wszystkie na raz postanowiły się od niej przytulić albo powiesić się jej na szyi. Ledwo utrzymała równowagę pod naporem uśmiechniętych buziek. Koniecznie chciały jej pokazać na raz swoje łóżka, ubrania, nowe zabawki. Przekrzykiwały się wesoło, trochę ciągnęły się nawzajem za ubrania i włosy, żeby stać bliżej wróżbitki, ale Tavi sprawnie je rozdzielała. Poznała dokładną nową zabudowę, przestrzenną stołówkę, salę wspólną i sypialnie z gęsto ustawionymi łóżkami piętrowymi. Usiadła na miękkim dywanie otoczona wianuszkiem dzieciaków i opowiedziała historię podróży do kaeru, machając rękami i modulując odpowiednio głos.

W końcu wyrwała się na chwilę i zauważyła Kajmona, który podpierał smętnie ścianę.
- Mówisz, że wolisz żyć na ulicy? - kucnęła obok, przywierając plecami do ściany. - Wolny byłeś, tak? Nikt ci nic nie kazał, nie wymagał odpowiedniego zachowania tak jak głosicielki, co? Ja się tam cieszę, że tu jesteście. - przewróciła oczami. - Widzisz, tutaj masz przynajmniej ciepłe jedzenie, dach nad głową i nikt cię nie będzie chciał złupać za kradzież. - chwilę milczeli oglądając z boku dzieciaki. - Nie bądź naburmuszony, potraktuj to jako wyzwanie. Jesteś jeszcze młody, wyglądasz jak aniołek, spróbuj sobie obwinąć dookoła palce te wredne Głosicielki Garlen, hm?

Rozciągnęła się.
- No dobra, to pokaż mi tych ludzi, którzy szukają bladolicej, dobrze ułożonej i dumnej Altei Rubaric. - uśmiechnęła się spalona słońcem ubrana po podróżnemu Wróżbitka. - Tylko daj mi chwilę, muszę jeszcze poznać te wszystkie opiekunki tutaj, żeby wiedzieć, kogo unikać.



___________________________


Ha HA! a jednak miałam zapisany poost w czeluściach mojego kochanego netbooka D
 
__________________
"Women and cats will do as they please, and men and dogs should relax and get used to the idea."
Robert A. Heinlein
Latilen jest offline  
Stary 07-09-2010, 00:02   #55
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Travar, sierociniec.


- Nie bądź naburmuszony, potraktuj to jako wyzwanie. Jesteś jeszcze młody, wyglądasz jak aniołek, spróbuj sobie obwinąć dookoła palce te wredne Głosicielki Garlen, hm?- dzieciak przez chwilę się rozglądał rozważając słowa wróżbitki, po czym...odparł po chwili.- Zastanowię się.
Widać było, że starał się być dorosły...mimo, że był jeszcze dzieckiem.

A potem Tavarti, zapoznawała się z opiekunkami w sierocińcu, pod przewodnictwem Damarii, która znała każdą z nich po imieniu.
Tilemma młoda elfa o ładnym uśmiechu. Kirla i Sarenna, dwie młode nieśmiałe dziewczyny z ludzkiej rasy, oraz całkiem pyskata Telemma również ludzkiego pochodzenia. Wreszcie Gorta i Surki, dwie orczyce o pełnych kształtach i figlarnym spojrzeniu...zdecydowanie młodsze od Damarri. Oraz młoda krasnoludzica Gammar.
Cała szóstka młodych i niedoświadczonych czcicielek Garlen podlegały krasnoludzkiej głosicielce o imieniu Pella.


Ta mająca już wiele wiosen na karku krasnoludzica zarządzała całym tym kramem energicznie i bardzo sprawnie. Mimo, że uważała iż zawsze wie najlepiej, a zarówno głosicielki jak i dzieciarnię traktowała jak kwoka swe pisklęta. To widać było że zna się na zarządzaniu takimi przedsięwzięciami. I łatwo było uwierzyć w przechwałki jej o wychowaniu piętnaściorga młodych krasnoludów.
Niewątpliwie sierociniec był w dobrych rękach.

Ulice Travaru


Upewniwszy się, że sierociniec działa sprawnie a dzieci są szczęśliwie i nakarmione (i przy okazji przekonawszy się że Pella nie wypuści nikogo bez zapełnienia brzucha, jedną ze swych potraw) Tavarti wraz z dwójką orków oraz Kajmonem jako przewodnikiem ruszyła tropić tych którzy ją ścigali. Znów wędrowała po mieście, znów przeciskała się pomiędzy Dawcami Imion. Znów otaczały ją dźwięki i zapachy miasta.
Jaka to miła odmiana po pustyni.
Kajmon co jakiś czas, zaczepiał żebraków oraz uliczników i wypytywał ich o coś. I ci wskazywali mu kierunek. Pod jego przewodnictwem dwójka adeptów i głosicielka, szli do jednej z najbardziej zatłoczonych i hałaśliwych części miasta o tej porze...bazaru miejskiego.
Kupcy przekrzykiwali się tu nawzajem oferując szeroką gamę towarów. Od przedmiotów magicznych po sandały.
Co oczywiście spowodowało, że Damarri rzuciła się w szał przymierzania i przyglądania.
I zaciągnęła w to Tavarti...Cóż było zrobić. Jedwabie zza morza Aras i z Indrisy.


Klejnoty i naszyjniki które koniecznie trzeba przymierzyć. I rozmowy o tym jak zakończyły się turniej...
- Taniec na sieci z pajęczych nici, nad morzem różnokolorych płomieni. Turniej zagadek...szkoda, że tego nie widziałaś Tavi. A jak tam twoja wyprawa. Niby wietrzniaczka opowiedziała wszystko...ale... Jakie są twoje wrażenia? Jak ci się podobało Złoziemie i zwiedzanie kaeru? –spytała orczyca prowadząc wróżbitkę od kramiku do kramiku, ku irytacji dzieciaka, bowiem Grolmak przyjmował całą sytuację ze stoickim spokojem...jeśli nie znudzeniem. Kajmon wreszcie się zirytował i chwycił Tavarti za jeden rękaw, przypominając po co tu przyszły, podczas gdy Damarri ciągnęła ją w kierunku wyjątkowo pięknych elfich sukni.

W końcu zaś ruszyli dalej, „tropem tropicieli kamienia”.

Po bokach znajdowały się karczmy, gdzie zmęczeni kupowaniem towarów klienci, mogli chwilę odpocząć od zgiełku i ścisku bazarów. I przy okazji uraczyć się alkoholowymi trunkami.
I do takiej niewielkiej knajpki Tavarti zaszła wraz z towarzyszami, a Kajmon wskazał trójkę owych adeptów. –To oni.


Przewodziła rudowłosa, krótko obcięta elfka o pokrytej tatuażami twarzy i niemal złowieszczym spojrzeniu. Ubrana w podejrzanie lekki pancerz, miała przy sobie klejnot do złudzenia przypominający ludzkie oko. Ale jej broń stanowiła największą zagadkę. Zakrzywiony jednosieczny miecz krzywą głownią o szerokim piórze, rozszerzającym się ku końcowi. Tavi wiedziała, że ów oręż nazywa się bułat... skąd wiedziała? Na to pytanie nie potrafiła sobie odpowiedzieć.
Siedziała przy stoliku od strony drzwi i piła piwo szybkimi nerwowymi łykami. Chyba nie przepadała za tym trunkiem. A może tylko była poirytowana.

Naprzeciw niej siedział w cieniu krasnolud w czarnych jak noc szatach, równie czarnej czuprynie i brodzie (której obfitości los mu wyraźnie poskąpił). Bawił się on niecierpliwie sztyletami. Wydawało się, że był złodziejem , tak samo jak T'salkin. Z drugiej strony, może jednak nie? Spojrzenie krasnoluda było zimne...beznamiętne i bezlitosne.
Może i by złodziejem, ale na pewno nie takim jak T'salkin.

Najbardziej hałaśliwy był najmniejszy z nich typek. Wietrzniak o ciemnoblond włosach, czerwonej kamizelce i przepasany niebieskim pasem. Przemieszczał się w powietrzu wokół dwójki adeptów trajkocząc z dziwnym, acz znajomym Tavarti, akcentem.
I jako jedyny z nich, nie był uzbrojony.

Ani Tavi ani jej towarzysze, nie mogli dosłyszeć rozmowy jaką toczyła ta trójka. Ale jedno było pewne, była to gorączkowa i nerwowa rozmowa. Chyba coś poszło nie po ich myśli.

Damarri i Grolmak usiedli tak, by zasłonić Tavarti przed ich wzrokiem. Na wypadek, gdyby oni wiedzieli jak wygląda wróżbitka.

Karczma o nazwie "Pod wesołym żonglerem" w której przebywali zarówno "ścigający" jak i "ścigana", nie była duża. Był typowy przybytek nastawiony bardziej na wydawanie posiłków, niż zapewnianie noclegów. Była zwykłą, acz dość przytulną jadłodajnią prowadzoną przez t'skrandkę...przez co menu tego przybytku obfitowało w aromatyczne potraw z ryb oraz alkohole różnego rodzaju. Zewnętrzne ściany jadłodajni obficie porastały winorośle, częściowo zakrywające okna, przez panował tu miły półcień oraz chłodek. Stoliki były drewniane, głównie czteroosobowe. A do tego jeszcze większe stoły z ławami pod ścianami.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 07-09-2010 o 22:07. Powód: wersja uzupełniona i poprawiona
abishai jest offline  
Stary 21-09-2010, 00:37   #56
 
Latilen's Avatar
 
Reputacja: 1 Latilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodze
Sierociniec, Tarvar


Szalony! Omasu był totalnie szalony! Ale w tę pozytywną stronę. Aż żal było opuszczać tą rozbrykaną gromadkę. Głosicielki mężnie radziły sobie z dziatwą, mimo krótkiego stażu. "Szybko się nauczą" pragmatycznie skomentowała Dami. Wypiły herbatę z Pellą, obserwując jak młodsze głosicielki próbują zapanować nad chaosem przygotowań do posiłku. Krasnoludzica była jak do rany przyłóż i wystarczyło jej jedno tupnięcie, żeby wszystkich poustawiać do linijki. Zdawało się dziewczynie, że nawet nieco zaniżyła ilość wychowanych krasnoludzików przez skromność jedynie.

Ulice Tarvaru


To nie był jednak dobry pomysł brać ze sobą Dami. Zamiast szybkiego załatwienia sprawy, zwiedziły pół targu i zrobiły zakupy którymi nie pogardziłaby Altea. Gromlak dzielnie znosił stanie na straży, noszenie paczek i łypanie złym okiem na opornych na wdzięki Dammi handlarzy. Przy okazji pilnował Tavarti z większą zawziętością niż zwykle. Biorąc pod uwagę ile razy już mu uciekła, wcale jej to nie zaskakiwało. Niestety Kajmon nie wyrobił sobie cechy tak potrzebnej w towarzystwie kobiet - cierpliwości. "Ileż można grzebać się w szmatach?" Za te słowa dostał apaszką w łeb od orczycy.

No cóż. Łączenie zakupów z wyprawą poszukiwawczą zdawało się zupełnie bezsensu. Z drugiej strony robiło niezła zasłonę dymną. Wspominając o zasłonach, Damarri nakłoniła Tavarti do przymierzenia wspaniałej sukni zza morza. Oczywiście to tylko pretekst był, żeby zostać sam na sam i się rozmówić.
- Jakie są twoje wrażenia? Jak ci się podobało Złoziemie i zwiedzanie kaeru?
Tavarti wydęła policzki.
- Złoziemie jest wielce piaszczyste. - dziewczyna rozłożyła szeroko ramiona. - Kaer śliczny, aczkolwiek brak tam babskiej ręki. No i te natrętne cienopłaszczki. - Machnęła ręką w trakcie wkładania jej do rękawa sukni. - Ale cała ta eskapada bardzo mi się podobała. Tylko strasznie smutno, tak pusto, bezludnie. Chociaż pięknie.

"Pod wesołym żonglerem"


Dziewczynie jedno spojrzenie wystarczyło. Wesoła gromadka sfrustrowała się tym, że nie dotarli do "tej, która przeżyła". No cóż. Jakby na to nie patrzeć, Altea zniknęła jakiś czas temu, a zaraz po tym Tavarti wyruszyła na pustynię. Ciężko znaleźć w wielkim mieście kogoś, kogo tam nie ma. Ale teraz...

- Co dalej? - Dami nachyliła się nieco w stronę Wróżbitki.
- No cóż. Wypadałoby się czegoś napić. Dla Kajmona...? - Tavi uśmiechnęła się przepraszająco widząc jego złe spojrzenie ala "Sok?! Przecież jestem dorosły!"
- A co z tą zgrają robimy?
- Gromlak uniósł do ust kufel piwa.
- Zostawiamy. - Dziewczyna odrzuciła włosy do tyłu. - Rozważałam czy nie byłoby dobrze, gdybym podeszła z nimi i porozmawiała...
- Nie ma mowy
. - Gromlak zdecydowanie odstawił kufel.
-...ale to zbyt niebezpieczne. Nawet gdyby nie rozpoznali kamienia, to jeśli dojdzie do bójki mają zbyt dużą przewagę.
- Ale to takie... nie w twoim stylu.
- prychnęła głosicielka.
- Mam inny pomysł. - Tavi uśmiechnęła się szeroko. - Tylko potrzebuję kilku rzeczy. - Schyliła się ku Kajmonowi. - Kupisz mi pomoce naukowe? - przesunęła kilka miedziaków po blacie w jego stronę.

W wyniku knowań Tavarti został opracowany plan. Właściwie tylko zarys szkicu planu, ale w tej chwili to musiało wystarczyć. Zapłacili za piwo i wyszli z karczmy. Na rogu kamienicy stał już Kajmon ze sprawunkami machając do nich intensywnie. Schowali się w zaułku i na nieco spróchniałej skrzyni rozłożyli pergamin i przybory pisarskie.
Dziewczyna złapała rękaw płaszcza, żeby jej się nie upaćkał w atramanecie i ze skupioną miną zaczęła stawiać wykwintne esyfloresy.

Cytat:
"Jeśli chcecie spotkać tę osobę, która przeżyła katastrofę Złotego Gryfa, bądźcie jutro w Karczmie ... o tej samej porze.
Informator"

Kiedy już nabazgroliła westchnęła radośnie w pełni zadowolona z dzieła. Zwinęła list i wsadziła go w kopertę.
- Dobra Kajmonie, teraz masz ważne zadanie. - Trochę źle się czuła, że wciąga w cały ten interes młodego, ale wiedziała, że sobie dzieciak świetnie poradzi. - Dasz ten papier tej niezadowolonej zgrai przy stoliku. - Opisała pokrótce o kogo jej chodziło, zresztą przecież siedział przy nich cały czas i świetnie się orientował nad kim dyskutowali. - Powiesz, że przekazała ci to ładna, młodziutka ludzka dziewczyna z poleceniem oddania w ich ręce. Miała na sobie strój służby. Za wykonanie zadanie dostałeś złotą monetę. Pierwszy raz ją widziałeś. Jak już cię przepytają to znikniesz w tłumie i na wszelki wypadek wrócisz okrężną drogą do Trzódki Pelle, okej?
Widząc zawziętą minę Kajmona, poklepała go z uznaniem po plecach.
- No! A my tymczasem zwiniemy się z ta mapą do domu i poknujemy. - uśmiechnęła się wrednie.

Willa Tavarti, Tarvar


Kiedy już zamknęli się w małej willi, mapa Tarvaru przykryła stół kuchenny, a cała grupka postaci pochyliła się ochoczo nad nowym obrusem.
- Co kombinujesz Tavi? - orczyca przytuliła się do swojej wróżbitki.
- Trzeba znaleźć jakieś miejsce, które z łatwością dałoby się obserwować, a dla naszej podejrzanej kompanii nieznane, żebyśmy MY mieli przewagę.
- A możesz mi powiedzieć, po co ich w ogóle zaczepiłaś?
- Ace oparł się łokciem na wyrysowanym szczegółowo porcie.
- Drażnisz się ze mną czy mnie sprawdzasz? - wystawiła język w odpowiedzi - Dopóki fizycznie nas nie było w Tarvarze to nie mieli szansy nas odnaleźć. Obecnie już tu jesteśmy. Jeśli mają coś, co pozwala im namierzyć kamień, a dam sobie rękę uciąć, że o niego chodzi, to w końcu mnie znajdą. A jeśli nie oni to następni. - wzruszyła ramionami. - Dlatego należy rozplanować to spotkanie strategicznie. MY musimy mieć przewagę, wtedy dostaniemy więcej informacji.
- To może spotkanie w karczmie?
- Dami podrapała się po policzku.
- Myślałam o tym. - Tavarti pokiwała głową. - Ale jeśli, broń Garlen, rozpęta się walka, w karczmie mogą paść neiwinne ofiary.
- No tak, nie ma jak martwić się o pijanych obdartusów.
- Ace wyprostował się, rozmasowując obolały kark. - Jednocześnie bójka w barze to również przewaga dla nas. Nie mogą zabić nikogo postronnego, bo ich straż będzie gonić.
Tavarti westchnęła.
- Też prawda. - zaparła się dłońmi na stole. - Ja to widziałam tak. Przebrana Dami Wyciągnie ich w jakieś miejsce, gdzie nie będzie zbyt wielu ludzi. Ja przebrana za Alteę będę z nimi gadać. Jako mój ochroniarz wystąpi, powiedźmy, ucharakteryzowany Gromlak...
- Czemu ucharakteryzowany?
- ork zmarszczył czoło.
- Żeby cię nie poznali, ciii - Dami pacnęła go w ramię.
- ...Ace i Windy się schowają, żeby wkroczyć jakby co. Rozmówimy się i każdy pójdzie we własną stronę. My bardzo na około, żeby nas śledzić nie mogli.
- Chyba że się z nimi spotkamy w jakiejś karczmie gdzieś przy ciemnym stoliku rozmówimy, a potem uciekniemy po rozpętaniu burdy. - Dami uśmiechnęła się szeroko.
- Z pewnością mniej... finezyjne, ale też powinno działać. - Gherton uśmiechnął się pod nosem. - I z pewnością w bójce łatwiej zniknąć. Ale też oberwać. To co robimy?

Tavarti założyła ręce na plecach. Czemu ja zwykle wszyscy oczekiwali, że to ona podejmie decyzję? Chociaż z drugiej strony to o jej kamień toczy się walka. O kamień... Koniecnzie musi go gdzieś zabunkrować na kilka kolejnych dni. jej wzrok padł na laleczkę przyniesioną z kaeru. Co prawda bez niego czuła się jak bez nerki czy oka, ale nie może go ze sobą wziąć. To zbyt niebezpieczne. Jeśli posiadają coś, czym da się wykryć kamień - zresztą aż tak trudne to nie jest. Był dość pokaźny... Chwila, a może zdobyć jakąś replikę? Gdyby udało się dostać replikę, mogliby zrobić tę drużynkę na szaro. Ale mają tylko dzień. Ech.

- Tak numer z karczmą jest niezły i już przetestowany. - Kiwnęła głową potakująco. - Co prawda łączy się z przypadkowością, ale zostaje nam liczyć na chaotyczne szczęście. To Dami przebrana za służkę przeprowadzi ich z tej - palcem zapukała w pergamin - Tylko którą karczmę najlepiej wybrać? A i ktoś wie, gdzie by można replikę mojego kamienia zrobić? Szybko, dyskretnie i dokładnie?
 
__________________
"Women and cats will do as they please, and men and dogs should relax and get used to the idea."
Robert A. Heinlein
Latilen jest offline  
Stary 02-10-2010, 19:39   #57
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Willa Tavarti, Travar


Plan z podrzuceniem „listu”, wypalił. Trójka „odkrywców” była bardziej niż podekscytowana chwyciwszy świeży trop. Rozmawiali z entuzjazmem przepytując przy okazji Kajmona i nie zauważyli wychodzącej Tavi o raz jej towarzyszy.
Więc gdy znaleźli się w domu, mogli zacząć planować zasadzkę.
Acelon i Damarri najlepiej znali Tarvar więc, zaczęli się kłócić w którym miejscu można było to zrobić. Każde z nich miało inną wizję sytuacji, Windy ostentacyjnie ziewała, gdyż nudziły ją te kłótnie. Grolmak poszedł po coś do picia. Gherton zaś w milczeniu przyglądał się mapie, wreszcie…wbił sztylet w mapę mówiąc.- Tutaj.
Był to zaułek ledwie uliczki od przy której stała karczma "Pod Ognistym Jaszczurem". Czyli blisko miejsca pracy Damarri, blisko miejsca pracy Graxa. Ten mocarny troll, mógłby być nieocenionym wsparciem, gdyby coś poszło nie tak. Swoją drogą, świątynia Garlen, karczma Graxa, willa Omasu…tyle miejsc z którymi wiązały się wspomnienia. Tyle osób już poznała.
Tavarti nawet nie spostrzegła, jak szybko nowe nici tkały kobierzec zwany przeszłością, w miejsce tego zniszczonego przez wypadek.
Tavarti spojrzała na miejsce które wskazał sztyletem Gherton i…świat odpłynął.

Wszystko znikło…znalazła się gdzieś na górami, patrzyła na zacięty bój dwóch bestii.
Dwa smoki…czerwony i srebrzysty walczyły zaciekle ze sobą.


Wirowały w śmiertelnym tańcu tuż nad nią, wróżbitka przyglądała im się mając w ręku łuk zbudowany z burzowych chmur i strzały z błyskawic. Widziała jak toczą ze sobą bój na śmierć i życie. Wiedziała, że oba smoki są jej wrogie. Widziała to, gdy jej oczy krzyżowały się ze ich spojrzeniami. Widziała ślepiach obu smoków nienawiść, a jednak…Dwa smoki walczyły i srebrzysty zginął rozerwany pazurami czerwonego smoka. A czerwony zionął ogniem w jej kierunku roztaczając wokół siebie smród rozkładu.
Krzyknęła w przerażeniu, gdy ogień chciał ją spalić na popiół. I znów była wśród przyjaciół.
Opierała dłońmi się o stół patrząc przed siebie. A Gherton spytał z troską w głosie.- Co widziałaś?
- Hmmm.
- rozparła się na krześle, masując skronie.
Poprosiła o szklankę wody i treściwie opowiedziała wizję.
Dwa smoczydła o pastelowych kolorkach tłukły się na niebie, czerwony rozszarpał błękitnego i chciał ją spalić ogniem. Nawet by mu się udało, gdyby nie wróciła. A tak trzymała łuk z chmur i strzały z błyskawic. Drużyna zaczęła rozważać znaczenie wizji, ale do żadnych konkretnych konkluzji nie potrafiła doprowadzić. Jedyne co udało się ustalić to to, co doświadczony wróżbita zawarł w zdaniu.- Będziesz świadkiem starcia dwóch sił, Tavarti.
- Możemy coś zjeść? - dodała potulnie zmęczona planowaniem. Gherton skinął głową i Damarri ruszyła przygotować coś szybkiego. Po chwili cała grupka spożywała posiłek, a Acelon opowiadał o tym, jak kiedyś z całą drużyną polowali na smoka atakującego pewną wioskę. Fechtmistrz opowiadał jak jego drużyna, która oprócz Grolmaka z składała się wtedy z krasnoludzkiej czarodziejki i ludzkiego mistrza żywiołów, oraz dwóch krasnoludzkich wojowników...drżała ze strachu słysząc opowieści wieśniaków o straszliwej bestii. Oczami wyobraźni widzieli się spalani na popiół przez smoczy oddech.
Mieli wielkiego stracha wchodząc w skalny labirynt w którym ta poczwara ponoć żyła...
- Labirynt ten był wąski i mały...to już powinna być dla nas poszlaka, że owa bestia smokiem być nie może. W zasadzie mogliśmy zgadnąć i wcześniej...wszak każdy opisywał tego smoka inaczej, a żaden nie wspominał o zionięciu. Potem zaś...okazało się, że wywernem mieliśmy do czynienia.- wzruszył ramionami Ace puentując.- Potworem niebezpiecznym, ale gdzie mu tam do smoków. I całkiem do smoków z legend niepodobnym... morał z tego taki, żeby nie wierzyć wieśniakom. Oni w ogóle nie znają się na potworach.
Był już wieczór, Tavarti i Damarri były w swoim pokoju. Wietrzniaczka spała w kuchni, Acelon w gościnnym, zaś Gherton i Grolmak pospołu w ogrodzie.
Wieczór upłynął im na planowaniu zasadzki. Jak się okazało, było to dobre miejsce na zwabienie kogoś, trochę trudniej byłoby z ucieczką. Był tam jednak dom z gródkiem, odgrodzonym płotem. W ostateczności można się było tamtędy ulotnić. Rozplanowano pokrótce kto gdzie ma się kryć. A potem…nadszedł czas kolacji.
Po kolacji Dami i Tavi zostały same. Orczyca wybebeszyła szafy i zaczęła dobierać suknię godną Altei Rubaric i coś skromniejszego dla jej służki. Zabawnie i przekornie przy tym interpretowała znaczenie słowa „skromność”. Bo wedle Dami im skromniejsza szata, tym mniej materiału na nią uszyto. Często więc prezentowała stroje, które były jedynie niewiele skrywającymi, przejrzystymi szmatkami. Później dopiero spoważniała i dobrała strój dla arystokratki Altei i dla jej służącej. Stwierdziła też, że przebranie dla Grolmaka trzeba będzie dokupić.
Po czym popchnęła Tavi na łóżka i usiadła na niej okrakiem, mówiąc.- No i ? Chyba nie masz gdzie uciec podróżniczko Tararti. Jesteś w moich rękach. Ty i twój kamyczek.
Nachyliła się i zaczęła całować wargi, szyję, policzki Tavarti, mrucząc.- I co teraz zrobisz?
- A kto mówił, że będę uciekać? -
wciągnęła orczycę w gorący pocałunek. Co zresztą się Damarii podobało ...zresztą wróżbitce też. Usta obu kobiet pieściły się drapieżnie i zachłannie nawzajem.
Dłonie głosicielki wędrowały po ciele Tavarti, sięgając do zapięć jej stroju. Dami trochę drżała, a jej skóra wydawała się lekko rozpalona. Mimo to nie wyglądała na chorą.
Za to mówiła nieco smutnym głosem.- Zrezygnowałam z posługi w świątyni Garlen. Wiesz?
Pocałowała Tavarti w usta mówiąc.- Bo ty pewnie znowu gdzieś wyruszysz i…kto się będzie wtedy tobą opiekował. Więc, postanowiłam wyruszyć z tobą.
- Co?
- dziewczyna zamrugała intensywnie, odsuwając się nieco od kochanki. - Bardzo mi to pochlebia, ale...
-Za bardzo mi się spodobało bycie twoją kochanką Tavi.- orczyca odgarnęła kosmyki włosów z czoła wróżbitki nieco sentymentalnym ruchem palców.- Ech, wiedziałam że powinnam uważać z uczuciami. Ale… to niełatwe, gdy jest się orkiem.
- Ale jakim ślicznym orkiem -
wróżbitka przyciągnęła bliżej do siebie Dami, a ta wykorzystując sytuację pocałowała ją w usta mrucząc.
- Spotkanie z tymi poszukiwaczami przygód mamy dopiero koło południa, prawda? To więc…- orczyca zagryzła wargę i spytała figlarnym tonem po chwili.- Co planujesz rankiem? No i jakie mamy pomysły na…tę noc?
- Rano idziemy zrobić kopię kamienia, a noc... no cóż, noc jest nasza. -
zaśmiała się wesoło widząc lubieżne spojrzenie drugiej kobiety.
Palce Damarri sięgnęły do bielizny wróżbitki i zsuwały ją powoli. Orczyca spoglądała na wróżbitkę zamglonym od pożądania wzrokiem mówiąc.- No co? Stęskniła...
Reszta zdania zginęła w kolejnym pocałunku, którym Tavarti już na dobre zamknęła usta orczycy.
-Widzę, że nie tylko ja się stęskniłam.- te gorączkowo wypowiedziane przez orczycę słowa, były prawdziwe. Tavi lubieżnym spojrzeniem taksowała szybko zrzucającą szatki głosicielkę.
Pragnęła jej...pragnęła jej bardzo mocno. Jej dotyku, jej ciała, jej ust, jej pieszczot, jej bliskości... brakowało tego Tavarti, gdy była na Złoziemiu, bardziej niż sądziła.
Spojrzenie wróżbitki wędrowało niecierpliwie po krągłościach orczycy, tak pięknych w blasku księżyca. Chciała już poczuć na swym ciele, żar uczucia Damarii.

Ich ciała splotły się, dłonie wzajemnie pieściły skórę, usta łączyły w pocałunku i nie tylko. Tej nocy Tavarti nie ustępowała żarliwości kochance, figlując z głosicielką równie gorąca jako zwykła czynić Dami. Co orczyca komentowała jękami i pomrukami zadowolenia.
Dwie kobiety nienasycone nawzajem sobą, wypełniały tę noc odgłosami żarliwej miłości.
Rankiem były zmęczone, wtulone w siebie nawzajem. Orczyca spoglądała w oczy kochanki mrucząc.- Sama nie wiem, co wczoraj w ciebie wstąpiło, ale...podobało mi się to.
I czule pocałowała wróżbitkę w usta.
Poranny posiłek i poranna wypłata. Jakimś cudem Omasu dowiedział się, że Tavarti wróciła i wraz z pieniędzmi, przesłał jej słowa. „Przybądź do mojego domu, przy najbliższej okazji. Są ważne sprawy do omówienia.”
I nic więcej.
Potem Dami i Tavi znów ruszyły w miasto, tym razem z Acelonem. Orczyca powiedziała, iż zna kogoś kto będzie potrafił zrobić replikę. Wspomniała też, że nie będzie to tanie. Dobrze więc, że nowa kieska ciążyła na biodrze Tavarti.

Sklep jubilerski , Travar


Dotarli do niewielkiej chatki z dala od głównych ulic. Budynek był niski i szary. Solidne wykonany szyld, zawierał tylko napis „Jubiler”. Żadnych ozdobników... naprawdę kiepska reklama. Ale skoro Damarri polecała to miejsce.
W środku przy dużym stole pełnym jubilerskich narzędzi siedział masywny krasnolud i powolnymi precyzyjnymi ruchami szlifował czerwony klejnot. Na niedużych półeczkach leżały różnego rodzaju, naszyjniki i zausznice. Były wykonane precyzyjnie i ładnie, ale... brakowało im fantazji. Były proste i spełniały swą funkcję, ozdobione głównie symbolami pasji i runami. Ale czy w jej guście?
Tym drobiazgom brak było finezji i pomysłu.
Ale właściciel o to nie dbał....
Spokojnym niemal flegmatycznym ruchem uniósł głowę i spojrzał na całą trójkę.


-W czym mogę pomóc?- zapytał odkładając narzędzia. A Damarri rzekła.- Chcemy zrobić kopię amuletu mistrzu Fenrimie.
Po czym spojrzała na Tavi i skinęła głową. A wtedy wróżbitka, z pewnym wahaniem wyjęła Serce i podała krasnoludowi. Ten je obejrzał.- Amberii’s jak go zwą elfy, bursztyn jak go zwiemy my. Będzie drogo, bo o bursztyn teraz trudno. Kiedyś...przed Pogromem, sprowadzano z Shosary wozy pełne tego klejnotu. Ale to elfickie królestwo leżące na północ od Barsawii odcięło się od Dworu Elfów jeszcze przed Pogromem. A po Pogromie słuch o nim zaginął. Na szczęście można też bursztyn znaleźć na wybrzeżu morza Aras, ale w niedużych ilościach.
Po czym uśmiechnął się i rzekł.- I ja mam taki kawałek, tyle że...jak wspomniałem drogo to będzie kosztowało. Na kiedy chcecie mieć gotową kopię?
-Na dziś. Da się?-
spytała Damarri. Krasnolud odparł potwierdzając skinięciem głowy.- Ale to podbije cenę.
Wróżbitka postawiła na stole ciężką kiesę, pytając.- Wystarczy?
Krasnolud skinął głową mówiąc.- W rzeczy samej...wystarczy.
Jubiler udał się na zaplecze, by powrócić z dużym kawałkiem bursztynu.


I po chwili zajął się swoją robotą. Skupił przy tym na niej powoli szlifując klejnot, który miał być kopią serca. Dami objęła od tyłu w pasie wróżbitkę i mruknęła.- Trochę mu to zajmie, przejdziemy się po mieście?
Tavarti szybko zaprzeczyła głową. Nie mogła zostawić Serca Namiętności, a krasnolud potrzebował oryginału by zrobić kopię. Musiała tu zostać i pilnować.
Orczyca cmoknęła wróżbitę w ucho.- Ale mnie tu rozniesie Tavi. Pójdę z Acelonem się przejść, a ty baw się dobrze...wrócimy, tak za dwie godzinki, dobrze?
Kolejne minuty upłynęły na powolnej pracy jubilera, który za pomocą pilnika i dłuta nadawał kawałkowi bursztynu wybraną formę. Powoli i w ciszy, z każdym ruchem pilnika bursztyn upodabniał się do Serca. Ale mimo to Tavi potrafiłaby rozpoznać podróbkę od oryginału.
Serce namiętności pulsowało blaskiem, którego nie dało się podrobić. Po dwóch godzinach Acelon i Damarri wrócili do Tavarti. Po kolejnych piętnastu minutach kopia Serca była gotowa. Mistrz Fenrim zainkasował zapłatę, prawie opróżniając kieskę którą rano Tavi dostała od posłańca Omasu.

Ulice Travaru


I trójka dziewczyn ruszyła w kierunku domu. Powoli trzeba było zacząć się szykować do spotkania z trójką posłańców. A Tavi miała mieszane uczucia na ten temat.
Zanim jednak dotarli do domu, uwagę całej trójki wzbudziła melodia grana na niezwykłym instrumencie. Melodia piękna, ale i smutna, w każdej nucie czuć było ukryte cierpienie.
Jeszcze większe zdziwienie wzbudził osoba, grająca tą melodię. Był to elf, acz elf niezwykły.


Skórę na całym jego ciele, przebijały ciernie pokryte zakrzepłą krwią. Ale on nie zwracał na nie uwagę grając dalej swą piękną, acz smutną melodię. W oczach elfa widać było bezbrzeżny smutek i żal.
A Acelon na ten widok szepnął.- To jest właśnie krwawy elf. Poddany Alachii, kiedyś królowej wszystkich elfów. Obecnie władczyni Krwawej Puszczy.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 11-10-2010, 08:59   #58
 
Latilen's Avatar
 
Reputacja: 1 Latilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodze
Sklep jubilerski mistrza Fenrima, Travar

Prosto i bez szaleństw. Dokładnie i skromnie. Gdyby nieco ubarwić, dodać co nieco... Tak, przydałaby się tu kobieca dłoń i wszystkie te świecidełka zeszłyby jak woda. Tavarti uśmiechnęła się do siebie delikatnie przebiegając wzrokiem po banalnej aż do bólu biżuterii, żeby ponownie wrócić do spokojnie pracującej sylwetki krasnoluda nad kopią Serca. Bolało ją coś w środku na myśl, że fragment jej duszy leży tak wystawiony na widok publiczny. Gdyby ktoś teraz wszedł...

Pokręciła głową, aby wyrzucić z myśli niepotrzebny bagaż. Wszystko wskazywało na to, że jej więzy z kamieniem zacieśniły się mocniej przez ostatnie wypadki, jeśli do było możliwe. A teraz, teraz będzie musiała komuś oddać (!!) Serce na przechowanie. Nie mogła sobie tego wyobrazić bez wielkiej ukłucia niepokoju, który szybko przemieniał się w strach. Tylko komu? Wszyscy, którym ufała, będą z nią (lub w pobliżu) w zaułku. Omasu... Nie, to pierwsze miejsce, gdzie ktoś by szukał Serca, jeśli powiązałby Alteę i Tavarti. Co prawda ochrona jego domu pewnie należy do najdroższych (i najlepszych) w mieście, ale jeśli Omasu nie zdecyduje się oddać jej kamienia z powrotem? Nie wiedziała skąd się wzięła ta bezsensowna myśl, przecież do tej pory mężczyzna nie dał jej powodu do podejrzeń. Ba! Chronił ją i nawet zatrudnił. Ale przecież do takiego majątku nie da się dotrzeć jedynie przez uczciwy handel. Omasu nieuczciwy?

Cicho westchnęła. Siedziała bez ruchu, aby nie przeszkadzać krasnoludowi wbita w przymały, acz wygodny, fotel obity krwistym materiałem. Zamszem? Możliwe, pozwoliła sobie na delikatne przejechanie dłonią po aksamitnym w dotyku podłokietniku.

Kajmon? Nie, nie mogła go narażać. Ufała dzieciakowi do granic rozsądku, ale nie odważyłaby się aż wciągać go w swoje sprawy. Poza tym chciała jak najdalej trzymać wszystkie swoje sprawy od Sierocińca, a jej mysli jakoś niebezpiecznie ostatnio ciągle kręciły się w jego pobliżu. Co zostaje, jej willa? Tylko że tam nikogo nie będzie. Jeśli ktoś przeszuka jej dom (ha! Już "jej", zabawne) z pewnością by znalazł... Oooo, grrr. To na poczcie go złożyć w depozyt? Wysłać gdzieś? Zakopać w ogrodzie?

Pomasowała skroń.

I jeszcze ta wizja.

Przymknęła oczy.

Schowa kamień w lalce i postawi na widoku. Coś co stoi w widocznym miejscu zdaje się beznadziejną kryjówką, a szmacianka z kaeru powinna zmieścić bez problemu Serce.
Gdzieś w pobliżu (tuż za drzwiami) usłyszała gromki śmiech Dami i stłumiony głos Acelona. Wstała z wysiłkiem, zmęczona przez swoje myśli. Uśmiechnęła się wesoło, choć nieco blado.

Tak, nie było innego wyjścia. Lalka się nada. A jutro z rana wyprawi się do Omasu.

Ulice Travaru

Wysłała posłańca do swojego dobroczyńcy z informacją, że pojawi się po śniadaniu przed jego drzwiami. Szczerze mówiąc, nie cieszyła się zbytnio po otrzymaniu lakonicznej informacji z jego strony. Gwarantowała ona tylko jedno - kolejne kłopoty, a tego miała pod dostatkiem. Po drodze na kilku stoiskach (pokazując za każdym razem na Ace ze słowami"tak o półtora raza większy rozmiar") dokupiły brakujące części przebrania Gromlaka.
Kiedy już zdecydowali się definitywnie wrócić do willi, usłyszała tę smutną łapiącą za serce melodię. Co pięknego, ale aż jej serce ścisnęło się w żalu.
- A czy to... boli? - szepnęła cicho do Ace, zadając pytanie godne pięciolatki.
 
__________________
"Women and cats will do as they please, and men and dogs should relax and get used to the idea."
Robert A. Heinlein
Latilen jest offline  
Stary 24-10-2010, 12:47   #59
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Ulice Travaru


- A czy to... boli? – Ace wzruszył ramionami słysząc te pytanie. Westchnął i rzekł.- Czy to boli? Bardzo i stale. Te elfy żyją w stałym i bezustannym bólu, którego nic do końca uśmierzyć nie może. Ale to właśnie ten ból czyni ich... niejadalnymi dla najpotężniejszych horrorów. Ponoć te bestie żywią się jedynie tym bólem, które są zadać same.
Fechtmistrz spojrzał na wróżbitkę dodając.- Krwawe elfy rodzą się normalne, to co widzisz to efekt magii krwi. Otóż krwawe elfy podczas pogromu użyły magii krwi do Rytuału Cierni, który przemienił ich w to...- wskazał palcem na grajka. Po czym kontynuował.- Rozumiem ich desperację. Wiem czemu użyli Rytuału. Chcieli uniknąć losu kaeru, którego zwiedzaliśmy. Niemniej, Pogrom się zakończył, a elfy z Krwawej Puszczy nadal kontynuują swoje plugawe praktyki. Kolejne pokolenia zostają poddane przemianie, gdy osiągną odpowiedni wiek.- fechtmistrz pokiwał ze zrezygnowaniem głową. –A tego już nie potrafię zrozumieć. Obecnie Krwawa Puszcza odcina się od reszty Barsawii, tak jak reszta Barsawii odcina się od Krwawej Puszczy. Może ciąży na nich przeszłość?

Nie tylko na nich. Tavarti też czuła ciężar przeszłości, swej własnej , wytatuowanego elfa, a nawet Altei. Jakimś zrządzeniem losu, przeszłości tych osób splatały się z jej przeszłością i przyszłością. Jakby dźwigała ich brzemię, na swym sercu. Czy oni zginęli tak do końca?
Czy też żyli poprzez nią? Ich sprawy, ich przeszłość, ich wspomnienia, poprzez Drussa stały się jej przeszłością. A tam gdzieś tkwiła dawna Tavarti... Wróżbitka zdawała sobie sprawę, że choć straciła pamięć, nie straciła charakteru. Laeticia el’Kharim albo Lorraine Silversong. Jedno z tych imion i nazwisk należało do niej. Przeszłość jednej z tych dwóch osób, była JEJ przeszłością.
Jednak nie czas było to teraz rozważać. Z bólem serca ukryła klejnot szmacianej lalce. Potem było przebieranie się i obgadywanie planu. Nerwowe krótkie rozmowy, bez śmiechu...bez żartów. Chwila nie była na to odpowiednia.


Zaułek w Travarze, Miejsce pułapki


Kurtyna się uniosła, przedstawienie czas zacząć. Ubrana skromnie, o włosach związanych w kok Damarri udała się, by sprowadzić trójkę adeptów do zaułka. Tavarti przyobleczona w piękne i zwiewnie szaty Altei, osłaniała twarz kapturem płaszcza z espagry. Metr dalej Grolmak prężył muskuły, stojąc niczym posąg w napierśniku z brązu jaki, zwykli nosić ochroniarze arystokratów z Thery. Ładnym, acz niepraktycznym dodatku. Nie służył tak naprawdę ochronie, a podkreślał status osoby ochranianej, jak i umiejętności ochroniarza.
Tavi nie wiedziała, skąd go Windeyes zdobyła.
Ace, Windeyes i Gherton ukryli się w pobliżu, czekając na rozwój sytuacji. Gherton miał przy sobie i kostur i miecz Tavi. Arystokratce bowiem nie wypada nosić broni, poza sztyletem.
Mineło piętnaście minut, dwadzieścia, wreszcie pół godziny.
Kroki, drobny krok orczycy, ciężkie kroki najemników, lekki sprężysty krok nawykłej do boju kobiety.
W końcu przyszli wraz z Damarri.
Nie przyszło ich jednak trzech, ale aż czterech. Tym razem zjawili się z przywódcą.
Był to duży troll i mocno umięśniony. Potężne szarawe kudły oplatały jego głowę niczym wieniec.


Spojrzenie miał gniewne, zachowywał się niczym pan i władca, prowadząc swoją grupkę tuż za Dami.
Wyróżniały go też szaty. Nie ubierał się jak Druss, ani jak inne widziane prze nią trolle. Skórzane spodnie, jedwabna tunika przewiązana grubym skórzanym pasem, za którym tkwiły sztylety. Największe wrażenie robił jednak miecz z najprzedniejszej stali...Może nie tak spory, jak kryształowy miecz Drussa, ale i tak wielki.
Cała trójka, rozglądali się nieufnie po miejscu spotkania.
Wreszcie krasnolud rzekł wyzywającym tonem głosu. – Po członkini domu Rubaric spodziewałbym się więcej... gustu. Czemu chcesz się spotykać, w takich podejrzanych miejscach, jak ta uliczka?
- Zależało mi głównie na poufności. Nie mogę się pojawiać byle gdzie. - rzuciła władczym tonem, unosząc nieco głowę, lecz nie odrzucając jeszcze kaptura.
- Mi to wygląda na podstęp.- syknął krasnolud do trolla. A ten prychnął.- Zamknij się.
Po czym spoglądając wprost w oczy Tavarti rzekł zimnym tonem głosu.- Ponoć leciałaś Żelaznym Orłem. Na tej samym okręcie podróżował pewien elf, ciemnoskóry, łysy i wytatuowany. Nazywał się Alfarel. Był złodziejem. Ukradł pewien magiczny przedmiot. A my jesteśmy tu, by go odzyskać. Czy cokolwiek co ci mówię brzmi znajomo?
Brzmiało...wspomnienia przelatywały jej przed oczami. Nie jej wspomnienia. Już bowiem wiedziała, że na pokładzie Żelaznego Orła, Altea i Alfarel zostali kochankami. Wiedziała, że przedmiot którego szukali, przedmiot który rzekomo elf skradł, był teraz w jej posiadaniu.
Wyglądało na to, że ta czwórka wie jednak coś jeszcze, coś czego ona nie wiedziała. Przeszłość Alfarela, przeszłość Serca Namiętności były dla niej zagadkami. Tak jak i jej przeszłość, oraz przeszłość samej Altei. Tej z której tożsamości tak często korzystała.
Wolała nie myśleć co się stanie, kiedy pojawi się ktoś z rodziny Rubaric, żeby zabrać krewniaczkę do domu.
- Cóż, na pokładzie było nas kilkoro. - pańskim gestem poruszyła dłonią, pierścienie na jej dłoni zabłyszczały w mroku. - Pamiętam jakiegoś elfa, podróżował z jakąś kobietą. Jednak nie chwalił się jak zarabia na życie, a ja nie byłam zainteresowana.
-Nie wpadł ci w oko przedmiot? Z bursztynu wykonane serce?-
spytała kobieta wyjmując z sakwy, dziwny przedmiot. Z daleka wyglądało to niemal jak prawdziwe i żywe oko. Jednak po bliskim przyjrzeniu się, okazywało się to być złudzeniem. Był to precyzyjnie zrobiony przedmiot, acz niemal makabryczny w detalach. Zaś troll kontynuował to co zaczęła kobieta.- Przedmiotu tego nie było, ani w resztkach okrętu, ani wśród przedmiotów w magazynie Powietrznego Patrolu. A tylko ty i słudzy Omasu zgłosiliście się po towary z niego.
- No cóż, mam wiele klejnotów.
- uśmiechnęła się półgębkiem. - Po co wam ten klejnot?
-Ale ten jest chyba dość dokładnie opisany.
-odparł troll i wzruszając ramionami odrzekł.- Skoro go nie masz nie musisz wiedzieć. Skoro go masz, winnaś oddać. Możemy dać nawet znaleźne.
-Moja pani nie jest żebraczką, wy bando najemnych rabusiów.-
krzyknęła "poirytowana" wyraźnie tą uwagą Damarri. Poirytowana na pokaz, bowiem wypowiadając słowa uśmiechała się kącikami ust.
-My go mamy odzyskać dla prawowitego właściciela.- burknęła najemniczka o twarzy pokrytej tatuażami.
- Mój drogi najemniku, - ostatnie słowo wymówiła z nutką kpiny - winieneś wiedzieć, że jako arystokratka mam wiele biżuterii z tak szacownego kruszcu jak bursztyn. Opis twój jak dla mnie jest lakoniczny i niewystarczający. - poprawiła fałdy sukni, aby pierścienie ponownie zabłyszczały. - Zresztą macie jakiś dowód, że owy kamień należy w rzeczywistości do waszego pracodawcy? Skąd mam wiedzieć, że mnie w tej chwili nie okłamujecie?
Najemniczka wyciągnęła w kierunku Tavarti owo "oko". Promień światła z jego źrenicy omiótł wróżbitkę, nie czyniąc jej z pozoru żadnej krzywdy. Kobieta rzekła zaś.- Ona nie...

Nie dokończyła, bo nagle wydarzyło się coś niespodziewanego. Tavarti poczuła lekki zawrót głowy, wszystko zaczęło znikać jej sprzed oczu. Znała te doświadczenie, skupiła się na tym by utrzymać pion. Do jej uszu dolatywały okrzyki zdziwienia i kłótni pomiędzy najemnikami. Krasnolud zdawał się czepiać kobiety, o to że jej magiczny przedmiot zaszkodził wpływowej osobie. Ale to już nie docierało za bardzo do Tavi, bowiem nadciągała wizja. Smoki...walczyły ze sobą. Nie... jeden ze smoków walczył w jej obronie! A ona nie potrafiła się zdobyć na to, by stanąć po jego stronie. Jej łuk z chmur milczał, strzała nie wystrzeliła.
Wizja ustała. Tavarti czuła że ktoś ją trzymał, objęciach. A przyciśnięte do jej ciała miękkie piersi pozwalały stwierdzić, że to była Damarri. Orczy pogłaskała Tavi po czole szepcząc cicho.- Nic ci nie jest Tavi?
Dziewczyna zagryzła dolną wargę aż do białości. Spięła się cała, kaptur opadł jej z głowy odsłaniając kaskady pięknie ułożonych włosów. Wściekle omiotła towarzystwo, które wymieniało między sobą wzburzone zdania.
- Cisza! Co to jest?! - Już stała, machnęła dłonią w kierunku oka. - Kto was najął? - opanowała się i mówiła chłodnym tonem, delikatnie wspierając się na ramieniu Dami.
-Quaalshaner.- odparł blady krasnolud. Widać z całej grupki, to on najbardziej bał się podpaść wpływowej Altei Rubaric.
-To chyba wiele mówi, pani.- dodała zirytowana całą sytuacją wytatuowana kobieta. Ale Tavarti nic to nie mówiło. Zamiast tego zauważyła ruchy, na dachach pobliskich budynków. I to nie byli towarzysze wróżbitki.
- Cholerne wizje - przyłożyła dłoń do czoła, wychodząc z roli Altei. - Pies by je brał! - parsknęła z pomiędzy zębów. - Nic mi to nie mówi, podobno to od mocnego uderzenia w głowę podczas wypadku statku. - wzruszyła ramionami. - Myślę, że naszą rozmowę należy przełożyć na później. Mamy towarzystwo. Ghertonie!! - krzyknęła patrząc na Gromlaka, w końcu go nie przedstawiała. Wszyscy pomyślą, że jest po prostu nieco przygłuchy. - Nadlatuje drugi smok!!
Najemnicy zdezorientowani jej krzykami sięgnęli po oręż. Jedynie wietrzniak skrył się za krasnoludem. Grolmak sięgnął po swój oręż i stanął przed Tavarti, osłaniając arystokratkę.
A Damarri sięgnęła po kindżał... Gherton zaś i Ace wypadli ze swoich kryjówek. Wróżbita cisnął telekinetycznie miecz jak i kostur w kierunku Tavarti. Jej miecz i jej kostur.
Gdy zacisnęła na nich dłonie, poczuła przypływ otuchy.
A czwórka najemników skupiła się razem widząc pojawienie się pomocników Tavi. Krasnolud zaś krzyknął pogardliwym tonem do trolla.- Mówiłem ci zakuty łbie, że mi to pachniało pułapką. Ale...nieeee...ty jesteś mądrzejszy od mistrza złodziei.

A sytuacja się skomplikowała, bowiem z dachów po ścianach domów zaczęły trzy schodzić groteskowe olbrzymie stworzenia.
-Jehutry?!- krzyknął zdziwiony Grolmak. Jehutry... stwory te przypominały Tavi pająki, olbrzymie pająki. Miały bowiem ponad 2 metry długości i osiem pajęczych odnóży niemal trzymetrowej długości, zakończonych jednak trójpalczastymi dłońmi.
Pokryte chitynowym pancerzem ciało kończyło się niemal ludzką, pozbawioną owłosienia głową. Para czarnych oczu, niemal czarny sfer wprawionych w oczodoły spoglądała złowrogo na liczną grupkę dwunogów. Głowom jehutr brakowało uszu...za to z policzków, wyrastały im żuwaczki pokryte kolcami, podobnie zresztą całe ciało jest chitynowymi kolcami. Także i zęby, długie sztyletowe wystające z pozbawionych warg szczęk, czyniły ich pyski złowrogimi.
Ale ich widok nie przeraził Tavi, jak to co zobaczyła na dachu.
Trupioblada postać, o oczach czarnych i bezdennych jak studnie, ubrana w poszarpany całun.


Pamiętała go, pamiętała jak walczył z Alfarelem. To on zniszczył wtedy statek. To on był przyczyną całego ciągu zdarzeń, który sprowadził ją tutaj!
A teraz był tu patrzył jak jego pajęcze sługi wykonają zadanie.
Tavarti patrzyła w jego twarz jak zahipnotyzowana. Znała ją. Pamiętała! Gdy jeszcze żył !
Elf z blizną!


Za życia, był elfem z blizną. Tym samym z którym z mierzył się poprzedni właściciel Serca zmierzył się w zaułku Vivane. Tym samym, któremu Alfarel złamał nogę swym zaklęciem! Powoli kawałki wspomnień układały się w całość. Alfarel go nie zabił wtedy, choć mógł. Co więc się stało? Czemu stał się nieumarłym wypaczeniem? Po co mu potrzebne Serce Namiętności?
Tymczasem Jehutry zaatakowały, ale tylko czwórkę wrogich Tavi najemników. Wydawały się to robić niezupełnie z własnej woli. Taktyka bezpośredniego ataku, lodowymi kolcami, które wyrosły im na przednich odnóżach, niespecjalnie im odpowiadała. Ale musiały być posłuszne. Atakowały jednak tylko dwie z nich. Trzecia bowiem wyrzuciła z siebie białą, nieco szklistą pajęczynę stworzona z magicznego lodu, która oplątała najgroźniejszego przeciwnika. Owego trolla.
-Tavi, co robimy?! –krzyknął Gherton.- Twoja wizja, więc tylko ty znasz odpowiedzi.
Także i Grolmak z Acem oraz Damarri, zamarli czekając na jej decyzję.
A czasu na jej podjęcie było niewiele.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 24-10-2010 o 12:55.
abishai jest offline  
Stary 29-10-2010, 21:46   #60
 
Latilen's Avatar
 
Reputacja: 1 Latilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodze
YouTube - Arjuna Soundtrack- Time to Die

Odrzuciła włosy z oczu. Wyszarpnęła miecz z pochwy, sprawnie obruciła nim w dłoni rozcinając sukienkę aż do uda, aby mieć dużo miejsca na pracę nogami podczas walki.


Przygryzła wargę. Ból. Fizyczny z pewnością dało się łatwiej znieść niż ten duchowy. Rozłąka z klejnotem, ach jak to ściskało jej serce! Przed chwilą ścięło ją z nóg. Czy to też był jakiś rodzaj bólu? Z pewnością, jeśli uderzyłaby o ziemię. Cisnęła ją bardziej niewiedza, pytania, tajemnica. Uwierały gdzieś pod skórą jak robaki, które chcą się wydostać na zewnątrz.

Zacisnęła dłoń na wysokości mostka.

Przypomniał jej się elf grający na flecie. Kiedy usłyszała, jak kto rzucił, że woli czuć ból niż nie czuć zupełnie nic. Nic... Te kolce, one dopiero muszą uwierać. Zanim jest się na tyle dojrzałym, żeby zdecydować samodzielnie, nagle zmieniają cię w... potwora, tak. W potwora. Może i horrory cię nie ruszą, ale czy będąc tak poranionym można jeszcze powiedzieć, że posiada się emocje na równi z innymi istotami rozumnymi?

A kiedy się już nie żyje?

Zmrużyła oczy wpatrując się w to, co zostało z przeciwnika Alfarela. Czuła jak jej całe ciało spina się. Ze złości. Niepokoju. Poczucia zagrożenia. Pająki zbliżały się na swoich długich nogach.

Dwa smoki.
Kim był Quaalshaner?
Którym był Quaalshaner?

Czekali na jej decyzję.
Uśmiechnęła się szeroko, zrobiła młynek mieczem i oparła go na ramieniu, druga dłoń znalazła najwygodniejsze miejsce na kosturze.
- Na co czekacie, drużynko? Czymkolwiek są te pająki z pewnością nie są naszymi przyjaciółmi. Dlatego proponuję wesprzeć trolla i jego skłóconą kompanię. Ruchy!
Rzuciła się do przodu nie czekając na reakcje reszty.
 
__________________
"Women and cats will do as they please, and men and dogs should relax and get used to the idea."
Robert A. Heinlein
Latilen jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 14:49.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172