Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-08-2010, 19:17   #28
Kelly
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Dzień był dosyć męczący, ale nie na tyle, by przyzwyczajony do krótkiego spania Chris nie zerwał się przed świtem z improwizowanego posłania. Ogólnie, to nie lubił spać. Zawsze uważał te chwile za stratę czasu, który można by poświecić na znacznie cenniejsze i przyjemniejsze sprawy, na przykład mycie. Twinkle śmierdział, podobnie jak wszyscy i choć przyzwyczajony był do warunków polowych, postanowił się nieco odprężyć i korzystając z samotnych chwil zażyć kąpieli. Wyobrażał sobie samotne namioty, puste przestrzenie, odgłosy chrapiących ludzi, ewentualnie jakiegoś strażnika, jednakże było zupełnie inaczej. Przed świtem, ku jego zaskoczeniu, panował dość duży ruch i choć nie widać w obozie dzieci i starszych, to sporo młodych wojowników kręciło się tu i tam … może szykując na polowanie? Ich żony, jak to zwykle kobiety, miały mnóstwo do roboty przy tych przygotowaniach. Przygotowywały grube dery, pakowały suszone mięso, zajmowały się ubraniami …
- Przepraszam – zapytał Chris jakiejś starszej z wyglądu kobiety, która akurat wyszła ze skórzanego namiotu – szukam jakiejś rzeki, czy strumienia do umycia się. Czy mogłaby mi pani pokazać, gdzie jest w pobliżu takie miejsce?

Niedługo później, dzięki wskazówką kobiety i z zawieszonym na ramieniu czymś, co od biedy mogło uchodzić za ręcznik, wesoło pogwizdując La Cumparsitę, gnał wzdłuż lasu w stronę nieodległej rzeki.

Słońce wschodziło barwiąc niebo piękną czerwienią, kiedy odświeżony i obwiązany pseudo-ręcznikiem, niczym Arab, wracał do osady. Na początku planował właśnie tak wrócić do siebie, ale pomyślał, że mógłby urazić skromność dziewcząt. Wprawdzie żadna z nich nie była już uczennicą szkoły podstawowej, ale …
- Ech – machnął ręką i ubrał się w stare ciuchy, które zdołał co nieco przeprać. Co nieco, czyli bieliznę i skarpety. Wykręcił mocno oraz powisiały trochę na gałęzi, a wchodząc do wsi uznał, ze najwyżej doschną na nim.

Śniadanie po kąpieli było naprawdę przyjemne, a zmiana ubrań na nowe jeszcze lepsza. Zdjęcie wilgotnych skarpet i majtek przynosiło ulgę, zaś rozbudzona wyobraźnia podpowiadała, jakie cuda się dzieją za kotarą, gdzie myły się panie. Starając się powściągnąć wyobraźnię na temat na temat smakowitych atrakcji, które kryły obydwie dziewczyny pod ubraniem, zaczął się przebierać. Szybko zrzucił ciuchy, po czym założył przepaskę na biodra, spodnie, onuce, buty …

… gdy kotarka rozsunęła się niczym muszla na obrazie Botticelliego i ukazała się Wenus … ewentualnie ktoś, kto zarówno wyglądem, jak strojem boginię miłości przypominał. Różnica była tylko w erotycznym wyzwaniu, które rzucały światu obydwie kobiety. Wenus wstydliwie usiłowała osłonić piersi i łono przed zbyt ciekawskimi spojrzeniami, natomiast Lena szła tak, jakby sobie nie zdawała sprawy, że chodzenie nago mogą niektórzy uważać za nieprzyzwoite. Oprócz Muriona, który głośno zagwizdał i zaczął się śmiać, że gdyby wiedział, iż Lena to zrobi, wybrałby sobie lepsze miejsce do obserwacji, to pozostali miejscowi w sumie tylko spojrzeli, co wzbudziło tyle radości ze strony kolegi, Poza tym Minas dostał niekontrolowanego ataku śmiechu, Asmel taktownie odwrócił wzrok, zaś Urmiel nawet nie zwrócił uwagi, zajęty rozmową z Zilacanem. Ten zaś tylko trzepnął po przyjacielsku Muriona, by się wreszcie przestał ekscytować jak młodzik, co po raz pierwszy widzi gołą babę.
- Kurwa – wyrwało się w myślach Chrisowi, choć sam „gołą babę” widywał od czasu do czasu. To był widok, przy którym mnich przeklinałby swój celibat, gej nawrócił się na normalność, a impotent na gwałt szukał marchewki. Po prostu, Lena przeszła tak cudownie naturalnie, jakby zrobiła to dokładnie u siebie w domu przy zasłoniętych od ulicy oknach. Mimo obecności grupy byczków, z nowym ubraniem pod pachą, poszła do miejsca gdzie spała, a to było akurat w części męskiej. Twinkle cieszył się, że zdołał już założyć sztywne, skórzane spodnie. Przynajmniej inni nie widzieli, że jego męskość zdecydowanie zaczęła sztywnieć na to niezwykłe przedstawienie, jakie dała piękna dziewczyna z Finlandii. Oczy bowiem mu niemal zezowały, nie wiedząc, czy trzymać się pięknych, jędrnych piersi, czy delikatnego skrawka włosów pozostawionych na wygolonym łonie, które jakby wskazywały drogę do delikatnych płatków skrywających sezam rozkoszy.

Taaaaak, choć starał się nie dać poznać niczego po sobie i na widok Leny w widoczny sposób jedynie podskoczyła jego brew oraz wyrwały mu się miękko powiedziane słowa:
- Jesteś bardzo ładną kobietą Leno.
Potem gryząc wargi wrócił do ubierania, jakby nigdy nic, choć było mu znacznie bliżej do reakcji Muriela niż Zilacana. To zresztą wydawało się dziwne, ze pozostali faceci nie zareagowali na takie frykasy, które pod nos podstawiła im na tacy bezpruderyjna natura fińskiej dziewczyny.
- Czyżby tu chodzenie na golasa nie stanowiło czegoś dziwacznego? Dziwne. Niczym na plaży nudystów? - zastanawiał się dosyć intensywnie.

Ubrał resztę stroju i wyszedł na zewnątrz.

Potem ostry trening wyciskający siódme poty oraz … orły. On i Kate. Nie znał jej tak dobrze, jak Leny, jeśli można w ogóle mówić o jakimś stopniu znajomości w takiej sytuacji, jak właśnie ich. Ale wydawała się nie tylko ładną, lecz również sympatyczną dziewczyną o twardym charakterze. No, przynajmniej nie narzekała tyle. Porozmawiali chwilę przechadzając się po obozie, gdy trafili na Tanirę.
- Może macie ochotę na małą podniebną wycieczkę? – zaproponowała im uśmiechając się zachęcająco. – Jutro podróż może być niekoniecznie tak zachwycająca jak dzisiaj.

- Jasna pipa kozy Dulcynei – zaklął uradowany pod nosem widząc piękne, bojowe ptaki o wielkości niedużej ciężarówki. Samym wyglądem czyniły wrażenie czegoś absolutnie niezwykłego, niezwykłego, niezwykłego blask olbrzymich oczu, drapieżnie zagięty dziób oraz pióra niczym wachlarz tworzyły coś niemalże nieopisanego. Przepiękny widok! Zajmujący kolejne miejsce w hierarchii widoków tego dnia, zaraz za cyckami Leny. Znaczy, najpierw była Lena, a potem długo, długo nic. Ale po tym „długim nic” właśnie następowały orły. – Jasne, masz Tanira już gotowego pilota – powiedział głośno. – Jak to jest – zapytał ciekawy, spoglądając na orła - jeździć na takim ptaszysku?
- To jest … - przez chwilę szukała odpowiednich słów - … to jest tak jak iść na przechadzkę z najlepszym przyjacielem. One naprawdę są naszymi prawdziwymi przyjaciółmi. Kimś wyjątkowo bliskim.
- Ale chyba utrzymanie takiego, eee, przyjaciela, jest dosyć trudne. Taki ptaszek musi pewnie strasznie dużo jeść?
- Żebyś wiedział – potwierdziła - Jedzą przeważnie mięso, czasami zimą dajemy im specjalną mieszankę ziaren i owoców zakupionych u kupców z wybrzeża. Inna sprawa, że niekiedy same sobie coś upolują, bo siłę mają olbrzymią.
- W moim kraju nie mamy tak wielkich ptaków – przyznał. – Nasze orły nie są aż tak wielkie, jak ten.
- Och, na równinach także spotyka się je bardzo rzadko. Wiją wtedy gniazda na dalekiej Północy w najwyższych partiach gór. Tam wychowują swoje młode. Czasem jedno takie pisklę pojawia się raz na trzy lata, głównie na wiosnę, ale zdarza się też, że jesienią.
- Doskonale – stwierdził Chris chcąc jak najszybciej dosiąść wielkiego ptaka. – Czy mógłbym …
- Hahaha – śmiechem przerwała mu Tanira – widać, że mężczyźni są bardzo niecierpliwi. We wszystkim - parsknęła. – Nie da rady. Kierowanie orłem to sztuka, nowicjusz zaś … sam zrozumiesz, kiedy będziemy wysoko, naprawdę wysoko.

Po chwili już byli. Dwie godziny lotu, dwie godziny szaleństwa, dwie godziny radości niezapomnianej. Nagłe machnięcie skrzydłami i podskakująca adrenalina, gdy ziemia uciekła spod nóg, a potem lot taki, że chce się krzyczeć niczym mały dzieciak na karuzeli. Widok na górski krajobraz zapierał dech w piersiach - ciągnący się na północ i południe zalesiony masyw górski poprzecinany wstążkami wody. Szczególną uwagę Chrisa wzbudziły dwie bliźniacze góry, położone niedaleko od siebie. Były niemalże gładkie, zaokrąglone, każda ozdobiona na szczycie niewielką kępą drzew otoczonych polaną. Pędząc poprzez przestrzenne szlaki nad ziemią, taki widok idealnie przypominał Chrisowi seksowne piersi Leny ozdobione słodkimi malinami sutek. Przesuwające się pod nimi chmury dawały złudzenie, że wzgórza się nieco poruszały, co jeszcze bardzie przywodziło mu na myśl jej biust, kiedy tak swobodnie przechodziła przez wypełniony mężczyznami namiot.

Chwilę później polecieli trochę na północ i "przewodnik" Chrisa pokazał Brytyjczykowi kierunek zachodni, gdzie zobaczył skąpaną we mgle wielką puszczę Sigl. Tajemniczą, niedostępną, kryjącą tajemnice … jak kobieta … jak Lena. Doskonale widział z daleka dwie przecinające ją rzeki, niczym jasne, długie nogi. Oraz wyjątkowe miejsce ich spotkania, tworzące coś w rodzaju leśnego jeziorka, wyróżniającego się jakby „specjalnie wygolonym kawałkiem” na zielonym, leśnym tle. Tylko niewielką wysepkę na środku pokrywał meszek krzewów, a poniżej niej, prawdopodobnie kłębił się, wskazujący na jakąś niezwykłą głębię, wir, nad którym unosiła się ledwo widoczna mgiełka wilgoci. Aż czuło się tą niesamowitość. Jedyny taki otwarty fragment na obszarze lasu, który wręcz zachęcał, prowokował: do wylądowania, wnikliwego zbadania oraz zagłębienia się w jego niezwykłe tajemnice.

Po jakieś godzinie zaś przelecieli nad wodospadem, podobno największym w tej części Rund. A potem znowu przez pagórkowatą przestrzeń, delikatnie opadającą w wąskie dolinki, a potem znowu wspinająca się w górę, tworząc łagodne, kształtne wzniesienia, niczym krągła pupa Leny. Jak pośladki przechodzą w plecy, tak tutaj pagórki przeszły w płaską równinę. Gdzie niegdzie trafiały się wielkie, beżowe ptaki, których łabędzie szyje przypominały mu … no właśnie, piękną szyję fińskiej lekarki. Przelecieli przez kłęby obłoków, układających się całkowicie przypadkiem w jej zmysłowe usta, a towarzyszące im non stop słoneczko świeciło ciepłym blaskiem, przypominającym blask jej oka. Aż wreszcie zbliżyli się na powrót do osady i już z daleka Chris zobaczył okrągłe jurty zakończone na wierzchu płatami ciemniejszych skór i wystającymi nieco palikami podtrzymującymi cała konstrukcję. Chrisowi znowu przypomniały się jej piersi, aż pacnął się w głowę wywołując zdziwienie Taniry.
- Myślałem, że komar chciał mnie ugryźć – wyjaśnił jej średnio sensownie, wymyślając sobie jednocześnie od ostatnich zboczeńców. Oczywiście, żeby wiedzieć, dlaczego ruga właśnie siebie samego, musiał znowu przywołać nabuzowany erotyczną energią obraz nagiej Leny. Co powodowało tylko kolejne skojarzenia zamykając owo psychologiczne kółko.
***

Zabawa wieczorem była przednia. Chcąc odpędzić niezwykle sugestywne i coraz śmielsze obrazy wyobraźni, które ostro zaatakowały jego męską stronę, zabrał się za ćwiczenia. Miecz, kiedy walczy się z dodatkowymi ciężarkami na rękach, daje mocno popalić. Po kwadransie już człowiek niemal oddycha rękawami, po pół godzinie chciałby przeklinać, gdyby miał siłę, po trzech zaś przypomina paniczyka, po którym przeczołgał się Arnold Schwarzenegger.

Nie mniej, cieszył się, że przynajmniej miecz nie przypominał mu jej biustu, aczkolwiek nagle uświadomił sobie, że przecież … każdy miecz ma pochwę … Wrrr, kolejne trzy kwadranse machania, aż wreszcie niemal zemdlał ze zmęczenia.

Na wieczorna zabawę jednak odzyskał siłę, kiedy zaś gospodarze uprzejmie zapraszali ich do wspólnego biesiadowania wstał i w imieniu wszystkich serdecznie podziękował za gościnę. Spać poszedł bardzo późno.
 
Kelly jest offline