Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-08-2010, 19:20   #30
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Makbet nigdy nie przepadał za zbiorowymi kąpielami. Nie widzieć czemu kojarzyły mu się z wojskiem, a tę instytucję omijał z daleka, jako że obarczona była kilkoma poważnymi wadami.
Oczywiście nie zawsze można było takich zbiorowych ablucji uniknąć, a że lepiej być czystym niż brudnym, dlatego też nie wybrzydzał.
Kończył się już myć, gdy nagle do 'męskiej' części wkroczyła Lena, goła jak ją Pan Bóg stworzył, trzymająca ubranie pod pachą. Mydło wyślizgnęło się z rąk Makbeta i z pluskiem wylądowało w balii. Zaskoczony Szkot zamknął i otworzył oczy, by się przekonać, że nie ma przywidzeń. Może jednak prześcieradła dzielące pomieszczenie nie były potrzebne? Po chwili oderwał wzrok od Leny. Z pewnym żalem, bo było na co popatrzeć. Płaski brzuch, zgrabne nogi, odpowiednie zaokrąglenia w odpowiednich miejscach... Wąskie pasemko włosów w najciekawszym z miejsc...
Nie wypadało się jednak wygapiać, chociaż lekarce najwyraźniej w niczym nie przeszkadzały ani spojrzenia, ani też zachowanie Murina czy śmiech Minasa.
Lena, obojętna jakby robiła to setki razy, przeszła przez salę, siadła na posłaniu i zaczęła się ubierać. Bez skrępowania spoglądała na swych towarzyszy, jakby chciała im dać do zrozumienia, że mężczyzn na różnym etapie ubierania czy rozbierania się widziała nieraz.
Co, z racji chociażby wykonywanego zawodu, było całkiem zrozumiałe.

Teraz przyszło Makbetowi płacić za opóźniony w stosunku do innych początek kąpieli. Podczas gdy gwardziści cesarzowej ubrani już byli co najmniej w spodnie, o tyle Makbet był w nieco mniej komfortowej sytuacji...Oczywiście miał kilka możliwości.
Na przykład mógłby siedzieć w wannie aż woda ostygnie. Co wywołałoby pewnie ogólne zdziwienie i nieco komentarzy.
Mógł wyczołgać się z balii, ukrywając ze swej nagości tyle, ile się da. I wyszedłby przy okazji na idiotę. Skończonego kretyna.
Gdyby nie ten tłum stojący dookoła mógłby, wzorem Leny, przespacerować się po namiocie. Jednak nie miał we krwi skandynawskiej swobody zachowań. Poza tym, chociaż nie był napalonym nastolatkiem, to nie był również z kamienia, a publiczne demonstrowanie fizycznego zainteresowania zdało mu się nieco ekshibicjonistyczne.
Mógł wstać, przy okazji zabierając leżący koło balii ręcznik i owijając się nim dokoła. To wyjście najbardziej mu się podobało. I wyglądało chyba najbardziej naturalnie, pod warunkiem, że nie będzie się zachowywać nerwowo jak spłoszona dziewica.

Ręcznik, demonstrując typową złośliwość rzeczy martwych, leżał nie tam, gdzie go Makbet zostawił. Całkiem jakby działały tu podstępne, domowe skrzaty, czerpiące radość ze sprawiania innym psikusów. Oczywiście można się było po niego wychylić, nie zwracając niczyjej uwagi. Wyciągnąć rękę. Jeszcze troszkę dalej... Jeszcze dalej... i wylądować na podłodze namiotu wraz z zawartością balii, wśród oklasków i śmiechu współmieszkańców. To by było zabawne... Szalenie. Koń by się uśmiał...
Jako że dziwne by było, gdyby kogoś poprosił o podanie ręcznika, pozostało zatem tylko jedno wyjście - wyleźć z balii, nie zważając na potencjalnych kibiców. Nie mówiąc już o tym, że raczej nikt z obecnych tu panów nie powinien się nim interesować.
A pani? To już była tak zwana siła wyższa. Poza tym nie miał się czego wstydzić.

Pierwszy krok ku ręcznikowi był zarazem ostatnim. Chwilowo. Los chyba uwziął się na Makbeta, każąc mu płacić za chwile przyjemności. Mydło, które wraz z Makbetem w najlepsze zażywało kąpieli, w najbardziej nieodpowiednim momencie podsunęło mu się pod stopę. Operacja "Wielki Plusk" tylko dzięki temu ominęła Makbeta, że ten w ostatniej chwili przytrzymał się brzegu balii, ratując dumę, a może i zdrowie.

Ponoć w każdym zdarzeniu, najgorszym nawet, można znaleźć jakieś plusy. W tym przypadku oczywistą zaletą było to, że z głowy Makbeta wyleciały wszystkie myśli o powabnej Fince i jej niewątpliwych wdziękach. I nie tylko z głowy...

- Cholerne mydło.... - zaklął pod nosem, tym razem opuszczając wannę nieco ostrożniej.
Sięgnął ręcznik, zawinął się w niego częściowo, a potem usiadł na swoim posłaniu i zaczął się spokojnie wycierać.


Nowe rzeczy na pierwszy rzut oka zdały się sztywne i niewygodne. Na szczęście w tym przypadku tak zwane pierwsze wrażenie było mylące. Po paru minutach noszenia ubranie dostosowało się do nowego właściciela. A może na odwrót... W każdym razie nie można było narzekać. Podobnie jak na buty, które - chociaż na pozór całkiem prymitywnie wykonane - okazały się całkiem wygodne. Wystarczyło się przyzwyczaić...


W obliczu tego, co nastąpiło później zdawać się mogło, że ta cała kąpiel i przebieranie się jest bez sensu. Po kilkunastu minutach machania mieczem był mokry od potu, zaś koszula wyglądała na używaną od jakiegoś czasu. Co prawda byli tacy co mówili, że po przepoceniu nowe ubranie lepiej się dopasowuje... Tylko czemu te teoria miała być sprawdzana jego kosztem?
Z drugiej strony... Umiejętność władania mieczem była ważniejsza od jakiejś szmatki, nawet jeśli ta ostatnia została mu podarowana przez ładną kobietę. Nic osobistego w tym nie było. Co innego, gdyby to był prezent od ukochanej.
Uśmiechnął się krzywo, na moment przerywając ćwiczenia.
Nawet gdyby gdzieś daleko pozostawił ukochaną, to po dziesięciu latach nic by z tego uczucia nie zostało. Może i lepiej, bo nie chciałby nikogo skazać na los Penelopy...
- Koniec przerwy, Makbecie - powiedział jego partner. - Tylko mi nie mów, że już się zmęczyłeś.
Zmęczyć to się troszkę zmęczył, ale nie do tego stopnia, by nie móc dźwignąć kawałka żelaza i pomachać nim w określony kilkoma regułami sposób.


Po paru godzinach owego machania kawałkiem żelaza miał szczerze dość jakichkolwiek treningów. Trudno się było dziwić, że gdy Minas poprosił go o pozostanie jeszcze przez chwilę na placu ćwiczeń spojrzał na gwardzistę średnio przychylnym wzrokiem. To, że drugim nieszczęśnikiem był Ryszard, w najmniejszym stopniu nie poprawiało jego humoru. Inni mogli sobie teraz poleniuchować w cieniu, zamiast prażyć się w słońcu, a oni do tych szczęśliwców nie zostali zaliczeni. Szło im za dobrze, czy zbyt kiepsko?
Niespodzianka, jaką zaprezentował im Minas była, wbrew początkowym obawom, miła. Łuki były, można by rzec, bajkowe. Makbet, chociaż z bronią różnego rodzaju stykał się nieraz, nie spotkał jeszcze takiego oręża.
Z pewnością coś kryło się w tym, co powiedział Minas. O ile miecze - chociaż dobrze wykonane i nieźle leżące w dłoni - były tylko kawałkami porządnie obrobionej stali, o tyle łuki miały w sobie coś, co śmiało można było nazwać duszą. To się po prostu czuło...
- Minasie - powiedział Makbet, gdy skończył pierwsze oględziny nowej broni - podziękuj swemu bratu za taki wspaniały dar. Zrobię to później osobiście, ale najpierw muszę się nacieszyć nowym nabytkiem i w praktyce poznać wszystkie jego zalety. Powiedz mu, że jestem zachwycony.

Nie przesadzał w najmniejszym stopniu. A po dalszych chwilach spędzonych na treningu był jeszcze bardziej zadowolony i równocześnie pełen podziwu dla twórców tej wspaniałej broni.
Gdy powyciągał strzały ze słomianego snopka udającego tarczę usiadł na chwilę pod okazałym dębem. Nieco odpoczynku po ciężkiej pracy dobrze zrobi każdemu. A że rozmowa raczej w odpoczynku przeszkadzać nie powinna, zatem bez wahania podjął zapoczątkowaną przez Ryszarda wymianę poglądów.


Męczący dzień miał nadspodziewanie przyjemny finał.
Tańce, hulanki i swawole przy ognisku stanowiły bardzo miłe zakończenie dnia. Ale chociaż zabawa była niezła, zaś trunkom i partnerkom do tańca nie można było nic zarzucić, to Makbet nie zamierzał przetańczyć całej nocy.
Jutro czekała ich daleka droga. Co prawda mieli podróżować na grzbietach wielkich orłów, ale i tak lepiej było nie mieć kaca...
Kierując się bardziej rozsądkiem niż potrzebami ciała wymknął się z kręgu balujących i poszedł w stroną namiotu.

Zasnął ledwo przyłożył głowę do zawiniątka udającego poduszkę. Zmęczenie zamknęło drogę do jego umysłu zarówno dla wizji nagich dziewcząt, jak i spadania lotem pikującym w zbliżające się z porażającą prędkością bezdenne przepaści. Na szczęście, bo mister Freud miałby używanie.
 
Kerm jest offline