Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-08-2010, 19:40   #31
Penny
 
Penny's Avatar
 
Reputacja: 1 Penny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemu
Minty

Uczta okazała się być świetnie przygotowana. Jedzenie było smaczne, a atmosfera swojska i miła. Biorąc pod uwagę to, że goście znajdowali się w obcym dla siebie świecie, był to nie lada wyczyn.
Ryszard od dawna chciał z kimś porozmawiać, jednak z natury był człowiekiem, któremu ciężko było zawierać nowe znajomości. Dopiero teraz, na uczcie, kiedy atmosfera mocno się poluźniła zdecydował się podjąć kroki w kierunku bliższego poznania swoich towarzyszy. Jako pierwszy „cel” obrał sobie Jelenę.
- Świetne jedzenie - rzekł Ryszard nie bardzo wiedząc jak zacząć rozmowę.
- Owszem - Spojrzała na młodego mężczyznę. - I do tego na pewno w stu procentach bio - Dodała jakby żartem.
- Ale to nie to, co w Polsce... - zamyślił się. - Cholerka, jestem chyba zbyt uczuciowy, trudno mi przestać tęsknić do ojczyzny... Co oczywiście nie zmienia faktu, że tutaj jest pięknie. I interesująco.
- To chyba normalne, że tęsknisz. Ja osobiście wolałabym być teraz w domu. Ale, jesteśmy tu, więc należy poszukać dobrych stron tego.
- Też tak myślę. Powoli nawet przekonuję się do tego świata. Jest taki dziewiczy, nieskażony... Dodatkowo zawsze uwielbiałem fantastykę - dodał uśmiechając się. - Kto by pomyślał, że znajdziemy się w takim miejscu...
- Dziewiczy? Nieskażony? - Spytała zaskoczona. - Wątpię. Patrz na powód, dla którego nas tu sprowadzono.
- Dobra, może źle się wyraziłem. Chociaż tutejszy świat jest mniej skażony od Naszego. W tej kwestii nie mam wątpliwości. No ale to nie czyni go jeszcze nieskażonym - dodał. - Ale spój... chociaż nie, magia komplikuje sprawę. Ciekawe, jak nazywa się ten świat - rzekł nieco "z innej beczki".
- Ale nieskażony w jakim sensie?
- Nieskażony cywilizacją – odpowiedział.
- Ale można rozumieć to jako nieskażony... yyyy... podłością, chociaż to raczej bzdura.
- Wiesz, na naszej cudownej Błękitnej Planecie - Nie było tu ani krztyny drwiny. - też można spotkać takie ludy koczownicze.
- Też racja... Wiesz, początkowo chodziło mi o pierwotność, ale to za mocne słowo. I jakieś takie... no, niepasujące do tego świata magii.
- Obawiam się, że szybko zmienisz zdanie o tym świecie. Ale... - Uniosła swój kubek do góry. - Póki co jest przyjemnie. - I wypiła jego zawartość.
- Oby nie tak szybko - Ryszard uniósł kubek, w którym czerwienił się sok owocowy i również opróżnił go w kilka sekund. - Ale niektórych plusów nie da się podważyć.
- W końcu jaki facet nie chciał być w dzieciństwie rycerzem.
- Tak - Rozmarzyła się. - Gdzie indziej przynoszą śniadanie do łóżka. Przygotowują kąpiel?
- W końcu najciekawsze: gdzie indziej można być bohaterem?
- Praktycznie z przypadku - dodał.
- Bo kryteria doboru Naszej drużyny cały czas pozostają dla mnie tajemnicą.
- Bohaterem? - Uniosła oczy w górę. - Obudź się. Żadnym bohaterem nie będziesz. A przynajmniej nie tak jak w książkach.
- Jak to nie? Wszystko na to wskazuje.
- Mamy uratować królestwo, będziemy bohaterami. - Cesarstwo - poprawił się. - To nawet lepiej.
- A skąd wiesz, że... - A zresztą co ona będzie mu tłumaczyła. Nalała sobie coś jeszcze do kubka i ponownie wzniosła go do góry. -To za tych bohaterów
- Za bohaterów. I za optymizm - Ryszard wzniósł toast kubkiem ciepłego mleka.

***

Jak wiele rzeczy może zmienić się jedynie dlatego, że ja jestem tutaj... Czy jestem już skazany na to, że gdy powrócę do domu zastanę jedynie starców i świat, którego już nie znam?
Nie, nie to niemożliwe. Tym razem magowie będą ostrożni, będziemy mieli szczęście, Bóg weźmie Nas w opiekę...
Tak, Bóg... ale czy on jest? Co jest kłamstwem: Pismo Święte, teorie, czy może zwyczajnie nie potrafimy ich zrozumieć?
Ten świat przeczy istnieniu Boga takim, jakiego go znamy, poważnie podważa jego istnienie w ogóle.
Jak ufać teraz czemukolwiek, skoro najmocniejsza prawda w moim życiu legła w gruzach ot tak, niczym domek z kart??
Najmocniejsza teoria... zbudowana na samej niepotwierdzonej wierze, a nie na poznaniu... I jak tu wierzyć w cokolwiek?
I tak nie potrafię przyjąć, że Boga nie ma. Chociaż czasami chciałbym. Wszystko byłoby łatwiejsze.
Nawet teraz pluję sobie w twarz za to, co myślę. Nie wiem, czy to mnie cieszy, czy niepokoi. Chyba po trochu z każdego.
Nie mogę łapać się każdej nadziei, nie będziemy mieć szczęścia, Bóg nie weźmie Nas w opiekę, a magowie nie poznają żadnych nowych prawd, które umożliwią im zapewnienie Nam bezpieczeństwa w podróży... Nie chcę się później zawieść. Ale muszę czymś żyć!
Będę żyć wiarą, kolejny już raz. Będę wierzyć w to, że tym razem los się do mnie uśmiechnie.

***

Na wieść o tym, że walka mieczem idzie mu miernie, Ryszard poczuł niemały zawód. Był sportowcem, nienawidził przegrywać. Mimo wszystko nie zamierzał jednak zrezygnować z nauki walki tą bronią. Jedynie przykładał się do tego już mniej, siły zostawiając na naukę strzelania z łuku. W końcu nigdy nie wiadomo jak przyjdzie nam bronić życia.
Po długim i męczącym treningu strzeleckim Polak czuł się wykończony. Tego dnia nie było inaczej, a do wystrzelenia zostało mu jeszcze kilkanaście celnych strzałów. albo i kilkadziesiąt... Mimo wszystko Czereśniowiecki uwielbiał strzelać z łuku. Sprawiało mu to o wiele więcej przyjemności, niż machanie mieczem. A i tak nie miał nic lepszego do roboty.
Nawet najbardziej przyjemne rzeczy mogą spowodować zmęczenie i od czasu do czasu należy odpocząć. Najlepiej w cieniu drzewa, chroniąc się przed upalnym słońcem.
Makbet klepnął trawę obok siebie.
- Siadaj - powiedział. - Chwila przerwy dobrze zrobi i tobie i mi.
- Dobrze powiedziane - Ryszard spoczął obok Makbeta. Milczał przez chwilę, obracając w rękach łuk. - Niesamowite... To wszystko, cały ten świat nagle stał się taki rzeczywisty. To zaskakujące jak problemy mogą wyklarować sytuację...
Makbet przeniósł wzrok z Ryszarda na trzymany przez niego łuk, a potem ponownie spojrzał na towarzysza 'wycieczki'.
- Najważniejsze, że robią to z odpowiednim wyprzedzeniem - odparł. - Brak wiary w prawdziwość tego świata mogłaby się boleśnie zemścić. Ładnie tu - ruchem ręki objął połowę okolicznej przyrody - ale sądząc z tego, co widzieliśmy i słyszeliśmy - dość niebezpiecznie.
- Tak, ładnie... ale jeszcze obco, chociaż zdaje mi się, że nieodwracalnie łączymy się z tym światem, ale to pewnie zbyt sentymentalny punkt widzenia - dodał z uśmiechem Ryszard.
- Prawdę mówiąc mam nadzieję - odparł Makbet - że nasz związek nie będzie, jak to powiedziałeś, nieodwracalny. Świat jest piękny, ale mimo wszystko jesteśmy tu obcy. Zgubisz naszyjniczek i nawet sobie nie pogadasz... A im dalej - machnął w stronę, w którą mieli się udać - tym będzie ciekawiej. Jeśli nie dogadasz się z dziewczyną czy karczmarzem, to pół biedy, ale wrogom od razu wpadniemy w oko. Nigdy nie przepadałem za nudnym życiem, ale bez przesady. - Uśmiechnął się. - Nadmiar emocji jest szkodliwy dla zdrowia.
- A cały czar może prysnąć w jednej chwili... Nie wiem, jak reszta, ale ja nie chcę tego używać - tutaj poklepał leżący obok łuk. - Oczywiście w ostateczności, kiedy od tego będzie zależało czyjeś życie.. zresztą, co tam, po co się martwić na zapas?
Makbet pokręcił głową.
- Nikt nie chce, ale nasi przyjaciele gwardziści są pewni, że bez tego się nie obędzie. A że znają ten świat lepiej niż my, to chyba mają rację. Ta twoja ostateczność może nadejść zbyt szybko.
Też bym sobie pochodził po okolicy, nie przejmując się niczym. Wspaniała wycieczka by była.
- Za to - mówił dalej z kpiącym uśmiechem - niedługo poczujemy się jak bohaterowie z bajki dla dzieci, spieszący z pomocą uwięzionej, nieszczęśliwej księżniczce. Marzyłeś o czymś takim jako mały chłopak?
- A kto nie marzył? Jednak nigdy nie przypuszczałem, że z marzeń może zrobić się coś więcej... Nawet w tej chwili podchodzę do tego wszystkiego w lekko marzycielski sposób.
- Tak to jest, jak bogowie zabierają się za spełnianie marzeń - roześmiał się Makbet. - Tylko ręki księżniczki pewnie nie będzie...
Miał cichą nadzieję, że w krytycznej sytuacji podejście Ryszarda do całej sprawy będzie nieco bardziej realistyczne. Jemu także nie odpowiadało zabijanie, ale w sytuacji "ja jego, czy on mnie" nie zamierzał się wahać.
Ryszard uśmiechnął się i dźwignął na nogi.
- No, pora trenować. Coraz bardziej podoba mi się to strzelanie.
- Jeszcze trochę i będziemy lepsi od Robin Hooda - powiedział Makbet, również przerywając odpoczynek. - Może pora zacząć próbować strzelać do ruchomego celu? - zaproponował.
- Zaraz się coś wykombinuje...
Ryszard przez chwilę szukał czegoś, co mógłby przytwierdzić do drzewa i rozbujać, tworząc ruchomy cel, jednak nieznalazłszy niczego, co spełniałoby jego oczekiwania postanowił zwrócić się w tej sprawie do Minasa.
 
__________________
Nie rozmieniam się na drobne ;)
Penny jest offline