Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-08-2010, 19:42   #33
Penny
 
Penny's Avatar
 
Reputacja: 1 Penny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemu
Jako MG

Poranek nad obozem wstawał mglisty, zimny i cichy. Po wczorajszej późnonocnej zabawie pozostały tylko ślady po wielkich ogniskach i gdzieniegdzie porzucone gliniane dzbany. Podróżnych obudzili crundczycy (pod przywództwem znanego już niektórym Perrena), którzy oprócz śniadania przynieśli wypełnione po brzegi tobołki z dobrem, które kobiety przygotowały dla was poprzedniego dnia. Otworzyli je by pokazać, co zostało zapakowane. Oprócz ubrań na ciepłe i zimniejsze dni otrzymali także rzeczy niezbędne do przeżycia w głuszy – hubkę i krzesiwo, bandaże, zrobione z ości igły oraz lniane nicie, kawałki mydła w małym glinianym garnuszku oraz ręczniki. Mężczyźni znaleźli w swoich tobołkach zawinięte w miękko wytłaczaną skórę brzytwy. Oprócz tego dostali także znane już Chrisowi i Kate futrzane opończe oraz skórzane rękawice. Nie były nowe, jak zauważył z zadowoleniem Asmel, toteż nie krępowały ruchów dłoni, gdy ta układała się na rękojeści miecza. Oprócz tego wręczyli im także proste skórzane pochwy na miecze i małe noże. Oprócz tego Ryszard, Makbet, Urmiel i kapitan mieli ze sobą skórzane pakunki z łukami i kołczanami. Minas pokazał im jak mają zwinąć swoje posłania, których używali w obozie i w jaki sposób przytoczyć je do tobołków.

I nadszedł czas pożegnania. Z gościną Haekana i jego żony, z Minasem i Zilacanem, który tego samego dnia miał ruszyć do swej rodzimej krainy oraz z Sybillą, która złożona gorączką została pod troskliwą opieką Jerona. Ich gospodarz pożegnał ich jeszcze w obozie, gdyż wieści od gońców, którzy przybyli wczorajszej nocy, były sprawą pilną i ważną dla całego plemienia. Dwóch gwardzistów odprowadziło ich do miejsca, gdzie wczorajszego dnia Chris i Kate wystartowali na swoją podniebną wycieczkę. Tak jak wtedy zobaczyli Orły, lecz tym razem było ich aż cztery, ale tylko jeden z nich był znajomy – brązowo-kasztanowe upierzenie należało do Orła Perrena. Na prawo od niego siedział orzeł o upierzeniu czarnym niczym smoła, lecz końcówki jego piór barwione były na biało. Po lewej stronie siedziały dwa orły – jeden także był ciemny, lecz jego głowa i grzbiet wpadały w jasny kolor brązu, a drugiego nie wyróżniało upierzenie, lecz kolor oczu – były jasnoniebieskie.

- Zaczynam żałować, że nie polecę z wami – rzekł Minas, wzdychając tęsknie na ten widok. – Lecz i tak jesteście sporą grupą. - Spojrzał na swoich towarzyszy broni i po kolei ściskał ich dłonie, żegnając się. Vilith ze złośliwym uśmieszkiem na ustach potargała jego włosy i ucałowała w policzek. W ślady Minasa poszedł Zilacan, którego wojowniczka ściskała mocno i ze łzami w oczach. Potem zbliżyli się do was.
- Pamiętaj by uważać na słowa, synu – powiedział groźnym tonem Zilacan, ściskając prawicę Ryszarda, ale po chwili uśmiechnął się serdecznie. – Nie każdy nie wsadzi ci żelaza w brzuch, po tym jak potraktowałeś mnie podczas naszej rozmowy w świątyni. Uważaj jak wymachujesz mieczem i przykładaj się do łuku. Obyśmy się jeszcze spotkali.
Minas zaś nieśmiało, choć wciąż z wesołym uśmiechem na ustach, zbliżył się do Leny.
- Było mi cię bardzo miło poznać, Leno – powiedział. – Polubiłem cię od momentu, kiedy po raz pierwszy się do mnie odezwałaś. Myślałem… myślałem, że będę mógł cię chronić przez całą podróż, ale obowiązki rzucają mnie gdzieś indziej i… chciałbym – zawahał się na moment, po czym wziął głęboki oddech, ściągnął z szyi biały „lotniczy” szalik i wręczył go jej mówiąc: Chciałbym byś to wzięła i czasem o mnie pomyślała. Jak o przyjacielu.
Nie śmiał chyba jej uściskać, więc tylko dwornie, trochę nieudolnie kopiując Muriona, pokłonił się i odszedł by pożegnać się z resztą.

Gdy dwaj gwardziści odeszli odezwał się Perren.
- Długo zastanawialiśmy się jak zrobić, by przewieźć was jak najbliżej Raendr nie zwracając uwagi na naszą liczebność – powiedział, gdy tylko zgromadziliście się wokół niego. – Dlatego uznaliśmy, że musimy podzielić was na dwie grupy. W jednej ja będę prowadzącym, a w drugiej Tanira. Wybraliśmy na tyle silne Orły by mogły, oprócz potrzebnego bagażu, unieść dodatkowych ludzi. Asmelu, wczoraj pytaliśmy ciebie jak mamy was podzielić. Czy coś postanowiłeś?
Kapitan Straży skinął lekko głową.
- Murion jest po Zilacanie starszy stopniem, dlatego będzie przewodził grupie, która poleci z Tanirą – arystokrata wyprostował się na te słowa, odrzucając na ramię swój szkarłatny płaszcz. Został wyczyszczony i zreperowany przez kobiety z plemienia, toteż nie mógł sobie odmówić nie założenia go dzisiejszego poranka. – Z Murionem polecą Lena, Makbet, Tim i Urmiel. Ze mną - Kate, Chris, Ryszard i Vilith.
Tanira na dźwięk swego imienia skinęła głową i machnęła ręką na znak, że wymienione osoby mają iść za nią.

Ryszard, Chris, Kate – grupa pierwsza


Wylecieliście, gdy tylko wygodnie i bezpiecznie usadowiliście się na grzbietach wielkich orłów. Mocno pozaciągane rzemienie na nogach przez pierwsze godziny dawały wam się we znaki, lecz dzięki temu nie musieliście trzymać się kurczowo swojego pilota. Wyjątkiem była Vilith, która mocno uczepiła się paska Chrisa, opierając głowę na jego plecach. Widać taka forma transportu była jej obca i napawała ją lękiem.

Lecieliście w szyku: jako pierwszy leciał Perren z Asmelem; z tyłu po obu swoich stronach mieli Delga i Ryszarda na kruczoczarnym orle, Millę i Kate na niebieskookim wierzchowcu, a klucz zamykał Elim z Chrisem i niebieskowłosą wojowniczką.

Lena, Makbet, Tim – grupa druga

Tanira poprowadziła was dalej i wyżej niż resztę, jednak widok, jaki rozciągnął się przed wami był podobny do tego na dole. Z tym jednak, że orły które na was czekały upierzenie miały w różnych odcieniach brązu.

Okutani w futrzane płaszcze zostaliście przydzieleni do swoich pilotów, a ci wytłumaczyli wam szczegółowo jak dostać się na grzbiet ptaka i w które rzemienne pętle wsadzić nogi. Zaciśnięcie ich należało już do Jeźdźców.

Siedząc już na grzbietach Orłów widzieliście jak pierwsza grupa wznosi się nad obozem, dwa razy okrąża je, a potem kieruje się dalej na południowy wschód. Wy czekaliście aż słońce na dobre wzniesie się nad horyzont.

Lecieliście w szyku: jako pierwszy leciała Tanira z Murionem; z tyłu po lewej stronie leciał Erian z Leną i Urmielem, a po prawej Inara i Tima, a klucz zamykał Keindir z Makbetem.



Lecieliście przez dobre kilka godzin, a krajobraz pod waszymi stopami raczej się nie zmieniał. Jak okiem sięgnąć widzieliście lasy, jeziora i wąskie wstążki pomniejszych potoków. Wydawało wam się, że lotem Orła sterowała sama siła umysłu jego Jeźdźca i to on mówił, dokąd chce polecieć. I właśnie kiedy już myśleliście, że lecieć będziecie tak aż zapadnie głęboka noc ptaki zaczęły kołować nad okolicą, by po jakimś czasie zbliżyć się do pokrytych kosodrzewiną półek skalnych. Słońce powoli chyliło się wtedy ku zachodowi, a ziemia aż parowała od ciepła przenikającego wasze zmarznięte członki. Pomimo grubych futrzanych płaszczy i tak większość z was zmarzła. Bolały też mięśnie od siedzenia w jednej pozycji. Byliście zmęczeni, a przede wszystkim głodni, gdyż od śniadania nie mieliście w ustach porządnego pokarmu. Wprawdzie kilkakrotnie posilaliście się w czasie lotu suszonymi owocami lub mięsem, a pragnienie zaspokajaliście lodowato zimną wodą z bukłaków, to jednak nie wystarczyło by nasycić się w pełni. Toteż szybko wyprawiono myśliwych, którzy po niecałej godzinie wrócili z kilkoma królikami, które upiekliście nad ogniskiem. Nikt nie miał siły na to, by zagonić was jeszcze do ćwiczeń, toteż rozsiedliście się na kocach wokół ogniska, odpoczywając po męczącym locie. W czasie, kiedy inni polowali wy odciążyliście trochę wasze wierzchowce, które następnie odleciały by same zatroszczyć się o jedzenie dla siebie. Znoszenie wszystkich najważniejszych pakunków i worków z jedzeniem zajęło wam sporo czasu toteż, gdy siadaliście do posiłku słońce już dawno skryło się za skałami, a ze wschodu zaczął wiać zimny wiatr.

Następnego ranka było jeszcze ciemno i zimno, gdy zostaliście wyrwani ze snu przez krzątaninę crundzkich Jeźdźców. Ponownie rozpalono ognisko, na którym tym razem przygotowano kozie mleko z dodatkiem ziół i suszonych owoców, które wypiliście ze smakiem zagryzając mącznymi plackami z kawałkami leśnych grzybów. Po posiłku wasi „piloci”, jak zaczęliście ich nazywać, przygotowywali się do dalszej drogi, Asmel i Strażnicy zapędzili was do ćwiczeń.

Kolejny dzień wyglądał tak samo jak poprzedni, choć krajobraz zaczynał się powoli zmieniać – lasy zaczęły powoli ustępować karłowatym sosnom i zbitym gęstwinom wysokich krzaków, a krajobraz stawał się powoli coraz bardziej kamienisty, a górskie szczyty zdawały się po prostu tonąć w puszystych chmurach, które wy mieliście jeszcze dosyć daleko nad głowami.

Tej nocy bardzo się wam poszczęściło – Orły wypatrzyły kamienną nieckę ukrytą wśród wysokich karłowatych lecz gęstych sosen, dzięki czemu nie będzie wam doskwierał wiatr ciągle wiejący od wschodu. Zaś po dłuższej eksploracji okolicy okazało się, że między skałami prowadzi dość wygodna ścieżka w górę, gdzie skryły się gorące źródła, w których można było się wykąpać, z czego każdy z chęcią by skorzystał. Z drugiej jednak strony musieliście zaspokoić swój głód cienkim rosołem ugotowanym na suszonych kawałkach mięsa i doprawionego dużą ilością ziół i znanych wam już bulw ricony, którą przygotował Asmel do spółki z Perrenem, podczas gdy reszta Jeźdźców odeszła na bok zawzięcie dyskutując o czymś ściszonymi głosami.
- Muszę wam coś powiedzieć – zaczęła Tanira, gdy siadali do spóźnionego już posiłku. Widocznie właśnie tego dotyczyła dyskusja na stronie. – Około południa zaczęła lecieć za nami mała grupa Jeźdźców. Nie wiemy jakie są ich zamiary, nie jesteśmy też do końca pewni czy nas śledzą. Równie dobrze mogą to być ich tereny łowne w tym sezonie i chcą się upewnić, że nie naruszamy ich terytorium. Faktem jest, że lecą naszym śladem.
 
__________________
Nie rozmieniam się na drobne ;)
Penny jest offline