Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-08-2010, 21:36   #430
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Wbrew pozorom niewydarzona szkapa Allora trzymała się całkiem nieźle. Ani nie padła, ani nie została z tyłu, ani nie zatrzymywała się na postój co pięć minut. Co prawda takie zdarzenie urozmaiciłoby monotonię podróży, ale z drugiej strony również byłaby pewnym utrudnieniem. Lepiej zatem, by się obyło bez takich 'atrakcji'.
A jeszcze lepiej by było, gdyby nie trafiali się młodzi idioci, co to pewni poparcia stojącego za ich plecami tatuńcia z forsą niewybrednymi zaczepkami obrażają innych, silniejszych.
Na szczęście Allor okazał się mądrzejszy, a jego opowieść o rudej maszkarze była całkiem niezła. Co prawda smarkacz historii opowiedzianej nie zrozumiał i nie docenił, ale odszedł. Nieco skrzywiony, gdyż bajka nie zakończyła się szczęśliwie, ale przestał zaczepiać Allora. Być może obawiał się, że po kolejnej zaczepce poczęstowany zostanie jeszcze dłuższą opowieścią.
Słuchacze pośmiali się jeszcze, niektórzy z historyjki, a niektórzy z chłopaczka naiwności, zaś jeden z najemników kolejną opowieść przedstawił, o równie smutnym i pouczającym zakończeniu.

Monotonia podróży, przerwana na moment, wnet wróciła.
Derrick drzemał nieco w siodle, podobnie jak niektórzy członkowie karawany. Prym jednak wiódł Allor. Jego wierzchowiec, z wyglądu na miano chabety prawdziwie zasługując, na pół nawet metra nie zmienił odległości dzielącej go od ostatniego wozu. A jego pan palcem nawet kiwnąć nie musiał i spał smacznie, kiwając się w rytm końskich kroków.
Nawet jeśli Allor z prawdą się nieco mijał, swe wojenne przewagi opisując, to koń wiedział aż za dobrze, jak utrzymać swe miejsce w szyku i jak zadbać o interesy jeźdźca.

***

Południowy postój był krótki. Tyle tylko, że można było zjeść posiłek siedząc na ziemi, miast w siodle, oraz konie napaść i napoić.
- Jeśli za długo będziemy popasać, to nocować będziemy w polu, a nie pod dachem - wyjaśnił, niepytany zresztą, Jan ze Skali. - A jak się pospieszymy, to wieczorem w sam raz do wioski zajedziemy.
Wkrótce ruszyli dalej.

***

Przewrócony wóz nie oznaczał ani miejsca bandyckiego napadu.
Stojący obok wozu kupiec, miast pomóc swym ludziom, lamentował w głos i włosy sobie rwał z głowy o czarnej bestii z piekła rodem, co to z lasu się wynurzywszy rzuciła się na konie i je z sobą porwała, do swej rodzinnej otchłani powracając.
- Zwalcie to do rowu i przejazd zróbcie - zaproponował jeden z widzów, gdy właściciel, za pomoc którą mu chciano udzielić, nawet piwa postawić nie zamierzał, o czym w głos mówił. - Precz z zawalidrogą, bo w polu nocować będziemy.
Kilku ludzi z ochrony taboru widząc oddalającą się wizję wczesnego dotarcia do wioski i spokojnego noclegu wnet się do roboty wzięli, a że chłopy były mocne wnet wóz ruszyli z miejsca. Kupiec jeszcze szybciej zdanie na temat piwa zmienił, lecz rozochoceni najemnicy na słowa niezbyt byli podatni. Dopiero brzęk wyciąganych z sakiewki monet i perora Jana ze Skali zmieniły ich nastawienie.
I chociaż niektórzy narzekali, że zepchnięcie wozu do rowu byłoby o wiele ciekawszą rozrywką niż stawianie go na koła, to po chwili wóz znalazł się w takiej pozycji, jak należy.
- Co to za diabeł był? - spytał Derrick kupca, gdy ostatnie pakunki z drogi na wóz przenoszono.
- Ano wielki, panie. Większy znacznie niż konie. I z rogami. O, takimi. I cały czarny. Stamtąd przygnał - kupiec krzaki znajdujące się na lewo od drogi wskazał - wóz obalił, konie porwał. O ja biedny... - znów zaczął lamentować kupiec, przypomniawszy sobie najwyraźniej o tym obowiązkowym dla wszystkich poszkodowanych zachowaniu.
Tymczasem Allor, co przed momentem jeszcze przy podnoszeniu wozu pomagał, wdał się w rozmowę z dwoma chłopami, co widać z pobliskiej wsi się zjawili. Po chwilach paru 'ochroniarz' Derricka zjawił się u jego boku i powiedział:
- No to już się wyjaśniła sprawa diabła.
Derrick spojrzał na niego zaciekawiony, ale Allor nie potrzebował zachęty do dalszego mówienia.
- No więc w wiosce stało się nieszczęście. Chłopi sprowadzili sobie byka, coby im krowy pokrył. No i wszystko było fajnie i w ogóle, aż się byczek nie wyrwał i nie pognało go w cholerę.
- Pewnie na jakąś mniej fajną Krasulę trafił i się chłop zniechęcił - powiedział Derrick.
- A i to być może, że ryża potwora to jakaś była - skrzywił się Allor - a byczek rozumu w głowie trochę miał. No i bryknął sobie, a że pokaźny był, to i szkód narobił. A teraz hasa sobie na swobodzie.
- I? - spytał Derrick.
- No i złapać by go warto... Chłopi bogaci nie są - rzekł Allor - ale zawsze jakoś starania wynagrodzą.
- Na mnie nie patrz - powiedział Derrick. - Ja tam za bykami po okolicy biegać nie będę. Do krów też go nie zaprowadzę, skoro taki niechętny. Weterynarzem nie jestem.
Allor znów się skrzywił, tym razem bardziej pociesznie.
- Tu nas trzech, czerech do kompanii by się zebrało, skoro wioska blisko i ochrona zbędna. Jeno pozwolenia mi trzeba, bo skoro na służbie jestem, to i prywaty czynić nie mogę.

Rozstali się.
Allor, z trójką najemników, na poszukiwanie byczka i koni spłoszonych wyruszył, zaś Derrick ku wiosce się skierował, przez chłopa jednego prowadzony, który to chłop po konia ruszył, by go do wozu kupca przyprząc. Derrick koni sprowadzać nie zamyślał, lecz inna sprawa ku wiosce go prowadziła.
Z gospodarzy, co na drodze byka stanęli, jeden czy dwóch oberwał nieco i medyka pomoc zdałaby się przydatna. Za co pan medyk zapłatę miał dostać - jeśli nie w monetach, to w naturze.
Pan medyk uśmiechnął się, wrażenie dość dwuznaczne słysząc. Przy małym nakładzie środków własnych tudzież czasu i wysiłku skłonny byłby udzielić pomocy za wygodne spanie na sianie i dobrą kolację oraz śniadanie. Powabny i chętny dodatek do łoża nie byłby niczym złym... choć niekoniecznym.
Z drugiej strony, jak każdy, miał świadomość, że coś tanio zdobyte kiepsko jest cenione i lepiej było niekiedy dużo żądać, niż usłyszeć za plecami "tani, to i kiepski być musi".
Ciąg dalszy perory chłopa wątpliwości wszelkie wyjaśnił. W skład owej 'natury' nocleg i posiłki wchodzić miały, tudzież prowianty różne, w tym i prosiak niewielki.
- Zobaczymy co i jak - powiedział Derrick - potem zaś o cenie porozmawiamy. Jak roboty będzie dużo i trudna będzie, to świniak nie starczy. Ale to się zobaczy i oceni - dodał, przerywając tym samym jakiekolwiek tłumaczenia czy wyjaśnienia prowadzącego go chłopa.

- To tamta chata - powiedział przewodnik, wskazując dom, niezbyt wielki, ale w przeciwieństwie do innych pobielany. - Tam mocniej poszkodowany leży. A i tam nocleg dostaniecie, czym już się wójtowa zajmie.
 
Kerm jest offline