Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-08-2010, 12:28   #38
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Rowek w kamiennej posadzce. Ba. Dwa rowki. W dodatku starannie wykute.
Po co komu były potrzebne rowki szerokości siedem i głębokości koło trzech centymetrów? Woda miała spływać? Wytyczono trasę dla wózka? Bezsens.
Rav jeszcze raz obejrzał zdające się nie mieć końca wgłębienie wyryte w kamieniach, potem ruszył dalej.
Podłoga zasłana była resztkami beczek i skrzynek. Każdy przedmiot, a raczej każdy kawałek przedmiotu, nosiła na sobie ślady ognia, a zapach spalenizny unosił się dookoła. Co prawda Rav nie miał doświadczenia jeśli chodzi o pożary, ale mógłby się założyć, że w korytarzu ogień wprost szalał. I chociaż bacznie rozglądał się dokoła to nie sądził, by wśród tych resztek można było znaleźć cokolwiek komukolwiek przydatnego.

Cień, jaki pojawił się przed nimi, z pewnością nie był wynikiem radosnego działania ich pochodni.
Cienie mają tę cechę, że muszą mieć źródło światła za plecami, chyba że nie są cieniami, tylko plamami na podłodze.
Ten najwyraźniej nie był.
Stał nieruchomo, rozciągając liczne ramiona w odwiecznym geście oznaczającym "Nie przejdziecie!". Zachęcony ową nieruchomością Rav zrobił krok do przodu. W migotliwym świetle pochodni ukazał się właściciel cienia.
Właścicielka cienia.
Wielka, stara, pordzewiała krata.

Jak nie sposobem, to siłą...
Krata, do której Rav zbliżył pochodnię, wyglądała na nieco nadgryzioną zębem czasu. Tudzież przez rdzę. Zdawać się mogło, że jedno solidne kopnięcie może uporać się nie tylko z zamkiem, ale i całą kratą, ale skoro Aglahad tak rwał się do pracy, Rav nie miał zamiaru mu przeszkadzać.
Poza tym kiepski stan kraty mógł być tylko złudzeniem, a wtedy...
Biada stopie czy barkowi, które będą próbowały poradzić sobie z kawałem żelastwa.

Potok niezbyt parlamentarnych słów, jaki wypłynął z ust Aglahada świadczył o braku powodzenia. Podobnie jak stwierdzenie, które padło chwilkę później. Na rdzę, jak wszyscy wiedzieli, najlepsza była oliwa. I znów się okazało, że jak na wielką wyprawę to byli wyposażenie dość żałośnie.
Żałując, że oprócz prowizorycznych pochodni nie wzięli jeszcze nóg od stołu, Rav jeszcze raz rozejrzał się dokoła w bezskutecznym poszukiwaniu czegoś ciężkiego, albo długiego i solidnego.
I w tym momencie część ściany odsunęła się na bok...

Blade światło widoczne w szczelinie wyglądało niezbyt zachęcająco.
Z pewnością nie był to blask kaganka czy pochodni. Ze względu na kolor światła tudzież porę dnia, czy raczej nocy, nie mógł to być efekt działania promienia słonecznego, który wpadł do środka przez przypadkowo powstałą dziurę w dachu. Na zabłąkane świetliki również to nie wyglądało. Raczej...
Rav odetchnął głęboko, przypominając sobie duchy, które niedawno nawiedziły ich celę. To było chyba coś w tym stylu.
Najprostszym rozwiązaniem było przekonanie kogoś, kto by to sprawdził osobiście. Przypadkowe popchnięcie... a potem "Opsss, przepraszam..."
Problemem było nie to, że zarówno Trzmiel jak i Aglahad znajdowali się za plecami Rava. Po prostu ten ostatni nie miał odpowiedniego charakteru do przeprowadzenia tego typu działań.
Nie chcąc, by ktoś posądził go o brak odwagi ruszył w stronę szczeliny w murze, przy okazji dobywając sztyletu. Marna to była broń, jeśli mieli do czynienia z duchami, ale zawsze dodawała troszkę pewności.
 
Kerm jest teraz online