Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-08-2010, 13:35   #40
Marrrt
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Czasem zdarza się, że myśli zaczynają podążać własnym torem, a samemu pozostaje się tylko ich biernym widzem. Wówczas fakt, że się chce mieć je w głowie, lub nie, nie ma żadnego znaczenia, bo tak naprawdę nie ma żadnej mowy o chceniu. Biegną same, skrępowane jedynie granicami wyobraźni bez udziału woli, wywołane dowolnym impulsem. Może nieco spokojniej, choć nie zawsze i bardziej jednostajnie. Są jednak własne i przez ten fakt nie można ich przecież podważyć. Można tylko obserwować. Tak właśnie było tym razem. Korytarz był wspomnieniem. Wspomnieniem oczywiście nienależącym do Trzmiela. Chłopak chcąc nie chcąc kontynuował jednak w swoim wyobrażeniu los dwójki małych dzieciaków, która w kłębach dławiącego dymu i żarze płonących zapasów szukała wyjścia z korytarza. Skojarzenia same się nasuwały. Niewielka nierówność na podłodze... w tym miejscu parę metrów za schodami potknął się mały chłopiec, który wtulony w przerażeniu w bok starszej dziewczynki nie patrzył pod nogi... jakiś okrągły metalowy przedmiot brzęknął pod trzewikiem młodego czarodzieja... dziewczyna pewnie głośno syknęła oparłszy się niechcący o rozgrzaną w ogniu obręcz beczki... Nieprzyjemnie zimna kropla wody z gromadzącej się na suficie wilgoci, spadła Trzmielowi niespodziewanie na policzek. Zatrzymał się na chwilę i zamrugawszy oczami parokrotnie przetarł je rękawem koszuli. Po otrząśnięciu się dobiegł do szybko oddalających się Aglahada i Rava.

Wyżłobione w podłodze szczeliny same w sobie pewnie nie zwróciłyby jego uwagi gdyby nie fakt iż poza wykutymi w ścianie miejscami na kaganki, były jedynym urozmaiceniem woniejącego przeszłością korytarza. Jakby ich obecność tu miała mieć jakieś znaczenie nie tylko w oczach konstruktorów, ale i również dla nich... Jeśli nie było to tajemne wyjście, to co w takim razie? Spojrzał na błędnie poruszający się płomień pochodni Rava, który o ile się nie mylił, bardzo lekko pochylał się na bok. Gdzieś na pewno jest wyjście...

Przez chwilę myślał, że to już koniec. Że nie wszystkie bajki do straszenia dzieciaków są nieprawdą i niestworzone bestie naprawdę istnieją w zapomnianych przez lata podziemiach. Zamarł jakby z nadzieją, że jeśli nie będzie się ruszać to pozostanie bezpieczny. Wyjątkowo głupie zachowanie, stwierdziłby zapewne Anduval, zważywszy na ogień, który mieli ze sobą. Rav okazał się tym razem mieć najtrzeźwiejszy umysł demaskując starą, wyglądającą na nieotwieraną od czasów swojej nowości kratę. Można było już tylko odetchnąć i skląć siebie w duchu za bojaźliwość... i zacząć się zastanawiać co dalej gdy poczynania Aglahada przy niej zdawały się spełzać na niczym. Wyglądało na to, że to nie zamek sprawia im problem, ale jego starość. Rav przez chwilę próbował bardziej tradycyjnych metod, ale i to nie dało żadnego rezultatu...

Zgrzyt kamiennych bloków tuż obok nich już go tak nie wystraszył. Jakoś tak pasował do tego miejsca. Niemniej gdy poczuł na twarzy mroźny powiew czegoś nieprzyjemnego, a od strony powstałej w ścianie szczeliny znów dało się dostrzec światło, przełknął głośno ślinę.
Przez krótką chwilę stali tam nieruchomo spoglądając to na siebie, to na widmową poświatę, która pojawiła się im już trzeci raz. Rav ruszył ostrożnie w jej kierunku... Zatrzymał go na chwilę.
- To światło... - wskazał w kierunku szczeliny - ono chyba nas prowadzi gdzieś. I chce żebyśmy za nim szli. Może też nas... - chciał powiedzieć „zwodzić”, ale zmienił zdanie. To wiedział każdy z nich. Młody czarodziej westchnął odszukując w myślach zaklęcie które wiązało się z wyzwoleniem czegoś co księga Lizy nazywała niewielkim kwantem energii życia. Jeśli dobrze kombinował i jeśli te duchy okażą się prawdziwe i nieprzyjazne, to będzie mógł je tym trochę powstrzymać. Chyba... Jakoś jednak miał wrażenie, że nie będzie musiał. To było dobre wrażenie. Na pewno nie będzie musiał... O bogowie, żeby tylko na pewno nie były nieprzyjazne... – Idę z tobą.
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline